Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Robocik

Zamieszcza historie od: 2 grudnia 2011 - 1:56
Ostatnio: 5 sierpnia 2022 - 12:53
O sobie:

Mieszkam w niedużym mieście na granicy Śląska z Małopolską. Prowadzę firmę, udzielam się scenicznie i uwielbiam bycie sobą! :)

  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 6949
  • Komentarzy: 120
  • Punktów za komentarze: 678
 

#23364

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapewne wszyscy znają to głuche, nieprzyjemne tąpnięcie, gdy potężny ładunek śniegu zsuwa się z dachu budynku i wali w ziemię, wstrząsając okolicą. I ulgę w chwilę później, gdy do człowieka dociera, że śnieg nie trafił w niego.

Pewna miła, starsza pani z naszego osiedla nie miała szczęścia i nie odczuła ulgi. Przeżyła za to traumę, wstrząs mózgu i leżenie w szpitalu.
Jako, że tego dnia temperatura odrobinę wzrosła i wyjrzało słońce, to spora gruda topniejącego śniegu która ze sporą szybkością uderzyła ją w potylicę miała konsystencję niemalże kamienia.

Wszystko dzięki ludzkiej głupocie i bezmyślności.

Nie chodzi nawet o to, że chodniki są ułożone zbyt blisko bloków, więc zagrożenie w zimie zawsze istnieje.

I nie chodzi też o to, że ekipa wysłana przez spółdzielnię mieszkaniową tego dnia zajmowała się odśnieżaniem dachu i spore ilości śniegu łomotały w te chodniki co chwilę. Nikt nie ma do nich pretensji, bo trudno w zimie ze śliskiego dachu się wychylać, by sprawdzać czy ktoś dołem nie przechodzi. Nawet z zabezpieczeniem jest to trudne.

Chodzi o osiedlowych sk*****nów, autorów wspaniałych pomysłów, typu: "Hej, zedrzyjmy te rozkłady jazdy, będzie jutro ubaw gdy ludzie nie będą wiedzieć co o której jedzie", albo: "Patrz, dali nowe kosze na śmieci, chodź, sprawdzimy ile fleków wytrzymają". Podobno na każdym osiedlu jest kilku takich.

Chodzi o tych właśnie debili, którzy wcześnie rano pozrywali biało-czerwone taśmy przeciągnięte w poprzek chodnika, zabezpieczające obszar, na który robotnicy mieli zrzucać z śnieg z dachu. I porozrzucali je potem po topniejącej brei na trawnikach, co spowodowało, że pewna starsza pani nie miała pojęcia, że wchodzi w rejon zagrożony.

Kimkolwiek jesteście, życzę Wam z całego serca, aby następne śnieżne grudy zrzucane z dachu trafiły prosto w wasze puste, tępe łby. Po kilka razy.

osiedle

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1015 (1051)
zarchiwizowany

#22722

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia może nie tak dosadna jak wiele opowiedzianych tutaj, ale znakomicie ukazująca mentalność niektórych krajan - w tym przypadku chodzi o (nie)sławną kastę mechaników samochodowych.

Miałem sobie ja dobrych parę lat temu swój pierwszy samochód. Na motoryzacji nie znałem się specjalnie, posiadało to cztery koła, jeździło, swoje lata też już miało, więc często trzeba było wrzucać w to pieniądze. Wiadomo - skarbonka. Ale ważne, że mobilny człek był.

Któregoś pięknego dnia przestała świecić żarówka do świateł długich. Wymieniłem. Po paru dniach - ta też padła. Do trzech razy sztuka - ponownie zmiana. Cóż, nie pomogło, minął tydzień i znowu tylko z jednym światłem po drogach.
Myślę sobie - coś nie gra. Będąc wówczas kompletnym lajkonikiem w sprawach aut, podjechałem do warsztatu. Mechanik obejrzał, mądrze głową pokiwał, stwierdził, że nie ma problemu, zostawić u nich, na jutro będzie.
I było. Grało. Światła pięknie działały obydwa, za usługę 50 zł się należy, od ręki naprawa, po co paragon, pan jedzie, polecamy się łaskawej pamięci.

Cóż, młodym i naiwnym będąc, frycowe musiałem zapłacić za nieznajomość pokrętnego umysłu przeciętnego polskiego cwaniaczka.
Rezultat przewidywalny, światełko po kilka dniach znowu kaput, paragona u mienia niet, więc reklamacji też niet. Cóż, jak człowiek naiwny, to odcierpieć swoje musi.

Wkurzony do białości, pojechałem do znajomego, który miał spore rozeznanie w temacie aut (plując sobie w brodę, że nie zrobiłem tego od razu - ale generalnie nie lubię się ludziom narzucać i prosić o przysługi "po znajomości"). Znajomy otworzył maskę, poświecił latarką... i zaczął się śmiać. Z mechanika i ze mnie.
Wtyczka dochodząca do reflektora była kompletnie przepalona, osmalona, ze śladami po ostrym iskrzeniu. Przebicia były takie, że żarówki nie miały prawa wytrzymać z takimi różnicami napięć.
Co ciekawe: KAŻDY, kto ma elementarną wiedzę na temat mechaniki samochodowej byłby w stanie dostrzec tę wtyczkę i odkryć szkodzenie na pierwszy rzut oka - gdyby oczywiście podjął się ciężkiej pracy otwarcia maski, nie zaś jedynie wymiany żarówki i skasowania za to sporej (jak na wykonaną pracę) kwoty za robociznę.
Prywatna naprawa kosztowała mnie: 3 zł (za nową wtyczkę) + 3 zł (za nową żarówkę) + 4 zł (za piwo dla kolegi). Razem 10 zł.

Nigdy więcej nie miałem problemu ze światłami.
Nigdy więcej nie robiłem naprawy bez paragonu, nigdy więcej też nie jechałem do mechanika bez przynajmniej podstawowej wiedzy na temat tego, co mogło ulec w wozie uszkodzeniu i w jaki sposób.

Zaś co do całej tej historii to jest ona przykładem na to jak chytry dwa razy traci - albowiem z wielką przyjemnością opowiedziałem ją bowiem prawie wszystkim znajomym z mojego miasta (które nie jest aż takie duże), z wyszczególnieniem w którym warsztacie to wszystko miało miejsce.
Tak więc miły pan mechanik może i zarobił sobie na czysto 47 zł (3zł wyniosła go żarówka), lecz dzięki poczcie pantoflowej narobił sobie takiej reputacji, że potencjalnie stracił o wiele więcej na klientach, którzy na pewno wybiorą się do konkurencji.

Nadal mnie zaskakuje sposób myślenia niektórych ludzi. Przecież bycie uczciwym realnie opłaca się - bo ostatecznie i lepiej człowiek żyje ze sobą i innymi i więcej jest w stanie na dłuższą metę na tym zarobić :)

mechanika samochodowa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (143)

#20424

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie to wzruszająca (no dobra, trochę przesadziłem) historia o zerwaniu.

Któregoś pięknego dnia, moje Ówczesne Najdroższe Kochanie, z rozwianym włosem wpadło do naszego gniazdka miłości. Dziewczyna zdławionym głosem przyznało mi się do zdrady - zdradziła mnie ze swoim eks, facetem z którym się spotykała, zanim ja "nastałem" w jej życiu. Spotkali się, wypili po drinku no i jakoś od słowa do słowa, stało się. Całkowicie bezcenna i godna uwiecznienia po wsze czasy okazała się puenta jej słowotoku, cytując:

"...Bo wiesz, no byłam wstawiona, on wszedł we mnie, naprawdę, uwierz, tylko na parę minut, bo od razu doszedł, potem szybko się pożegnaliśmy, naprawdę, to nie było nic takiego, ALE CIESZYSZ SIĘ ŻE JESTEM TAKA SZCZERA?"

Przyznam, zatkało mnie. Co prawda Kochanie miewało wcześniej różne zaćmienia umysłowe, ale o taką głupotę jej nie podejrzewałem. Ani "przepraszam", ani "wybacz", tylko, że ja mam się jeszcze z tego wszystkiego cieszyć...

Kilka minut później, po mojej awanturze (przyznaję, uniosłem się nieco), kiedy, spakowawszy manatki, moja Była Ukochana z obrażoną miną szykowała się do wyjścia, stwierdziła, że "Będę bardzo żałował tego zerwania, BO GDZIE JA ZNAJDĘ TAKĄ SZCZERĄ I UCZCIWĄ DZIEWCZYNĘ JAK ONA?"

Z tym żałowaniem nie zgadła. Rozstanie przeżyłem bardzo dobrze, głównie dlatego, że jej ostatnie wypowiedziane do mnie słowa przed odejściem nawet dzisiaj wprawiają mnie w dobry humor. :)

romans

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 788 (864)
zarchiwizowany

#20401

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dobrych kilka lat temu, kiedy jeszcze (pełen ideałów, które potem nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością) działałem w młodzieżowej przybudówce do pewnej Znanej Partii Politycznej, postanowiliśmy zorganizować mały, sympatyczny event z okazji Dnia Kobiet. Otóż zebrani przed siedzibą partyjną rozdawaliśmy przechodzącym Przedstawicielkom Płci Pięknej eleganckie różyczki :)
Było to bardzo przyjemne zajęcie, zaczepianym dziewczynom się to podobało, do każdej róży była dołączana karteczka z logo partii (he, he...), więc łączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Atmosfera zrobiła się mniej miła w jednym momencie - kiedy podszedł do nas starszawy osobnik płci zdecydowanie męskiej i ostrym, zdecydowanym głosem zażądał od nas kwiatka, bo "chce dać żonie, a żona akurat w domu".
Usłyszawszy od nas (kilkakrotnie) grzeczną, lecz stanowczą odpowiedź odmowną (połączoną z propozycją, aby przyszedł do nas ze swą Drugą Połową, albo ją do nas skierował, to z przyjemnością wtedy damy jej kwiatka), popatrzył na nas z nienawiścią, wymamrotał coś w stylu "Nigdy na was nie zagłosuję, złodzieje", obrócił się na pięcie i oddalił.

I tak sobie myślę - jakimż to trzeba być centusiem, aby pożałować kilku złotych na kwiatek dla swojej kobiety i jakim tupeciarzem, aby tak się go dopominać?
Gdyby jeszcze był mniej arogancki, może byśmy zrobili wyjątek... ale cóż, PK raczej nie słyną z dobrych manier.

Centrum miasta

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (191)