Profil użytkownika
Rudaa ♀
Zamieszcza historie od: | 14 września 2012 - 22:16 |
Ostatnio: | 24 listopada 2024 - 18:19 |
- Historii na głównej: 83 z 131
- Punktów za historie: 28362
- Komentarzy: 166
- Punktów za komentarze: 707
zarchiwizowany
Skomentuj
(18)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia opowiedziana przez znajomego farmaceutę.
Schorowana 90 letnia Pani przyszła do niego po tabletki na stawy. Lekarz zalecił jej bardzo drogie tabletki. Co ważne były to tabletki dostępne bez recepty czyli zwykły suplement diety. Kuracja miesięczna kosztowała około 100 zł. A babcia renty/emerytury pewnie max z 800 zł miała.
No to znajomy wyjaśnił jej, że to jest tylko suplement diety i że może coś tańszego. Na to Pani stwierdziła, że ona taka schorowana, ma problemy ze stawami i że to lekarz jej polecił taki lek, że on ma pomóc.
Skoro chciała to sprzedał jej ten lek.
Powiedzcie mi jakim trzeba być gnojem, żeby rzeczywiście chorej kobiecie zamiast przepisać odpowiednią dawkę glukozaminy na receptę, żeby pomogła to każe się kupować w cholerę drogi lek, którego skuteczność, ze względu na niewielką dawkę glukozaminy, jest żadna?
Więc babcie dalej bolą stawy, ale lekarz dostał od przedstawiciela firmy wakacje, laptopa czy inną gratyfikację.
Schorowana 90 letnia Pani przyszła do niego po tabletki na stawy. Lekarz zalecił jej bardzo drogie tabletki. Co ważne były to tabletki dostępne bez recepty czyli zwykły suplement diety. Kuracja miesięczna kosztowała około 100 zł. A babcia renty/emerytury pewnie max z 800 zł miała.
No to znajomy wyjaśnił jej, że to jest tylko suplement diety i że może coś tańszego. Na to Pani stwierdziła, że ona taka schorowana, ma problemy ze stawami i że to lekarz jej polecił taki lek, że on ma pomóc.
Skoro chciała to sprzedał jej ten lek.
Powiedzcie mi jakim trzeba być gnojem, żeby rzeczywiście chorej kobiecie zamiast przepisać odpowiednią dawkę glukozaminy na receptę, żeby pomogła to każe się kupować w cholerę drogi lek, którego skuteczność, ze względu na niewielką dawkę glukozaminy, jest żadna?
Więc babcie dalej bolą stawy, ale lekarz dostał od przedstawiciela firmy wakacje, laptopa czy inną gratyfikację.
apteka
Ocena:
252
(334)
Znajoma ważyła sporo więcej niż powinna. Postanowiła kupić sobie psa i dzięki temu mieć motywację do ruszania się.
Jak pomyślała tak zrobiła - kupiła labradora.
Aktualnie stan jest taki że jej waga się nie zmniejszyła się, a wzrosła. Natomiast pies waży o około 30% za dużo, ma nadwagę i jest na diecie...
Jak pomyślała tak zrobiła - kupiła labradora.
Aktualnie stan jest taki że jej waga się nie zmniejszyła się, a wzrosła. Natomiast pies waży o około 30% za dużo, ma nadwagę i jest na diecie...
spacer
Ocena:
527
(693)
zarchiwizowany
Skomentuj
(19)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mamy internet z UPC.
Co weekend ten sam problem. Internet zamula. Luby jako administrator sieci i systemów sprawdza gdzie leży problem i stwierdza, że nie u nas, a w ich najbliższej serwerowni (nie mam pojęcia jak to sprawdza itp.- jestem laikiem w tym temacie, jakieś straty pakietów i sygnałów ;)). Zgłaszane wielokrotnie do ich call center z informacją, gdzie mają szukać błędu i problemu (czyli coś od czego mają swoich adminów). Ale oczywiście za każdym razem słychać tą samą odpowiedz, że wyślą technika i on sprawdzi u nas w domu. Tylko że jak nic nie znajdzie, to nam doliczą do faktury koszt wezwania technika.
Na nic tłumaczenia, że problem jest w weekendy lub wieczorami kiedy całe osiedle siedzi przy komputerze (technik przyjdzie w dni robocze w godzinach od 8 do 16) i jest to chwilowe, więc nie wiadomo czy trafi w ten moment, bo przerwy są często po 10-15 minut, raz na kilka dnia, a czasami kilka razy dziennie.
Ktoś ma inny pomysł na rozwiązanie problemu niż rozwiązanie z nimi umowy?
Co weekend ten sam problem. Internet zamula. Luby jako administrator sieci i systemów sprawdza gdzie leży problem i stwierdza, że nie u nas, a w ich najbliższej serwerowni (nie mam pojęcia jak to sprawdza itp.- jestem laikiem w tym temacie, jakieś straty pakietów i sygnałów ;)). Zgłaszane wielokrotnie do ich call center z informacją, gdzie mają szukać błędu i problemu (czyli coś od czego mają swoich adminów). Ale oczywiście za każdym razem słychać tą samą odpowiedz, że wyślą technika i on sprawdzi u nas w domu. Tylko że jak nic nie znajdzie, to nam doliczą do faktury koszt wezwania technika.
Na nic tłumaczenia, że problem jest w weekendy lub wieczorami kiedy całe osiedle siedzi przy komputerze (technik przyjdzie w dni robocze w godzinach od 8 do 16) i jest to chwilowe, więc nie wiadomo czy trafi w ten moment, bo przerwy są często po 10-15 minut, raz na kilka dnia, a czasami kilka razy dziennie.
Ktoś ma inny pomysł na rozwiązanie problemu niż rozwiązanie z nimi umowy?
upc
Ocena:
68
(160)
Wystawiłam na sprzedaż fartuch. Napisałam że używany, ale w bdb stanie.
Napisałam do mnie kobieta, że chce go odebrać, bo potrzebuje na jutro do pracy.
Umówiłyśmy się na odbiór. Przyjechała kobietka w czarnym, skórzanym płaszczu i kozaczkach na obcasie, do tego lakierowana torebka i fryzura jak z salonu (ważne dla historii i ceny z końca). Przymierzyła i stwierdziła że pasuje. Znalazła plamę, to jej powiedziałam, że to jakiś odczynnik z laboratorium. Może zejdzie, może nie.
Ostatecznie po negocjacji ceny wzięła.
Po 40 minutach sms, że ona znalazła ślady ołówka i że chce zwrócić. Napisałam jej że może wystarczy wyprać i zejdzie.
Godzinę później napisała, że użyła wybielacza i plamy zostały i że ona chce zwrócić i da znać jutro jak jej czasowo pasuje.
Napisałam jej, że po pierwsze był odbiór osobisty i widziała co brała, a po drugie nie umawiałyśmy się na możliwość zwrotu.
No i oczywiście stan fartucha uległ zmianie od momentu zakupu, bo potraktowała go wybielaczem.
Odpisała że ją oszukałam i plama nie zeszła (plama ze wzg na którą dostała zniżkę) i że się cieszę że go wypchnęłam, bo tak to by nikt go nie kupił.
Ale się zastanawiam po co do mnie pisała? Wiedziała, że używany, a ona zaczyna pracę jako asystentka stomatologa. Czemu nie kupiła nowego? Wyglądała na to co ją nie tylko na nowy fartuch stać.
Naprawdę chce się jej jeździć w tą i z powrotem żeby go zwracać?
Wyjściowa cena była 25 zł. Ostatecznie utargowała! 5 zł i wzięła za 20 zł.
Docelowo myślałam, że fartuch kupi jakiś student ze względu na niską cenę...
Napisałam do mnie kobieta, że chce go odebrać, bo potrzebuje na jutro do pracy.
Umówiłyśmy się na odbiór. Przyjechała kobietka w czarnym, skórzanym płaszczu i kozaczkach na obcasie, do tego lakierowana torebka i fryzura jak z salonu (ważne dla historii i ceny z końca). Przymierzyła i stwierdziła że pasuje. Znalazła plamę, to jej powiedziałam, że to jakiś odczynnik z laboratorium. Może zejdzie, może nie.
Ostatecznie po negocjacji ceny wzięła.
Po 40 minutach sms, że ona znalazła ślady ołówka i że chce zwrócić. Napisałam jej że może wystarczy wyprać i zejdzie.
Godzinę później napisała, że użyła wybielacza i plamy zostały i że ona chce zwrócić i da znać jutro jak jej czasowo pasuje.
Napisałam jej, że po pierwsze był odbiór osobisty i widziała co brała, a po drugie nie umawiałyśmy się na możliwość zwrotu.
No i oczywiście stan fartucha uległ zmianie od momentu zakupu, bo potraktowała go wybielaczem.
Odpisała że ją oszukałam i plama nie zeszła (plama ze wzg na którą dostała zniżkę) i że się cieszę że go wypchnęłam, bo tak to by nikt go nie kupił.
Ale się zastanawiam po co do mnie pisała? Wiedziała, że używany, a ona zaczyna pracę jako asystentka stomatologa. Czemu nie kupiła nowego? Wyglądała na to co ją nie tylko na nowy fartuch stać.
Naprawdę chce się jej jeździć w tą i z powrotem żeby go zwracać?
Wyjściowa cena była 25 zł. Ostatecznie utargowała! 5 zł i wzięła za 20 zł.
Docelowo myślałam, że fartuch kupi jakiś student ze względu na niską cenę...
serwis
Ocena:
438
(510)
zarchiwizowany
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
czasami zdarza mi się coś sprzedawać na serwisach lokalnych.
Wyznaję zasadę że jeżeli ktoś chce coś ode mnie kupić to przyjeżdża do mnie, nie odwrotnie. Bo ja stracę czas i pieniądze, jak jemu się odwidzi. Jak zależy mu na czymś, to się pojawi.
Właśnie dzwoniła do mnie dziewczyna, jest zainteresowana przedmiotem. Gdzie może odebrać? To jej podaje adres. Ale ona nie wie gdzie to jest. To jej tłumaczę że dojedzie bezpośrednio takim i takim autobusem. Wysiada na przystanku Piekielna i tam będę na nią czekać.
Nie, ona nie będzie krążyć po mieście. Ona chce się spotkać na dworcu, bo tam jej pasuje. I ja mam tam podjechać. Nie ważne, że jej dojazd z ulicy X zajmie do mnie mniej niż na dworzec. A mi na dworzec dwa razy tyle czasu. Ona tak chce i już. Oczywiście wszystko tonem rozkazującym.
Nie skorzystałam :)
Wyznaję zasadę że jeżeli ktoś chce coś ode mnie kupić to przyjeżdża do mnie, nie odwrotnie. Bo ja stracę czas i pieniądze, jak jemu się odwidzi. Jak zależy mu na czymś, to się pojawi.
Właśnie dzwoniła do mnie dziewczyna, jest zainteresowana przedmiotem. Gdzie może odebrać? To jej podaje adres. Ale ona nie wie gdzie to jest. To jej tłumaczę że dojedzie bezpośrednio takim i takim autobusem. Wysiada na przystanku Piekielna i tam będę na nią czekać.
Nie, ona nie będzie krążyć po mieście. Ona chce się spotkać na dworcu, bo tam jej pasuje. I ja mam tam podjechać. Nie ważne, że jej dojazd z ulicy X zajmie do mnie mniej niż na dworzec. A mi na dworzec dwa razy tyle czasu. Ona tak chce i już. Oczywiście wszystko tonem rozkazującym.
Nie skorzystałam :)
serwis lokalny
Ocena:
122
(230)
zarchiwizowany
Skomentuj
(36)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, bo nie potrafię tego zrozumieć.
Dla mnie to absurd.
Szukam mieszkania. Znalazłam bardzo fajne, w dodatku z ogrodem. Widzę, że agencja nieruchomości pośredniczy.
Piszę do Pana, że jestem zainteresowana. W odpowiedzi dostaję informację, że jutro wieczorem jest prezentacja. Że koszt najmu to 1500 zł. Do tego kaucja. Prowizja dla biura 1500 zł netto.
I teraz moje pytanie: dlaczego to ja mam płacić pośrednikowi?
Przecież on nie pracuje dla mnie, a dla właściciela mieszkania.
Dla mnie pracowałby w momencie, gdyby przedstawił mi kilka ofert mieszkań i dopasował godzinę prezentacji do mojego grafiku, a nie odwrotnie.
Do tego jeszcze ta prowizja wyższa niż czynsz. Kogo na to stać? Mam płacić komuś więcej niż minimalna krajowa za to że pokaże mi mieszkanie? Przecież mi wszystko jedno czy mieszkanie obejrzę z właścicielem czy z pośrednikiem...
(Rozumiem że biura muszą dostawać prowizję, bo to ich zarobek, ale to właściciel mieszkania jest ich klientem, nie ja)
Dla mnie to absurd.
Szukam mieszkania. Znalazłam bardzo fajne, w dodatku z ogrodem. Widzę, że agencja nieruchomości pośredniczy.
Piszę do Pana, że jestem zainteresowana. W odpowiedzi dostaję informację, że jutro wieczorem jest prezentacja. Że koszt najmu to 1500 zł. Do tego kaucja. Prowizja dla biura 1500 zł netto.
I teraz moje pytanie: dlaczego to ja mam płacić pośrednikowi?
Przecież on nie pracuje dla mnie, a dla właściciela mieszkania.
Dla mnie pracowałby w momencie, gdyby przedstawił mi kilka ofert mieszkań i dopasował godzinę prezentacji do mojego grafiku, a nie odwrotnie.
Do tego jeszcze ta prowizja wyższa niż czynsz. Kogo na to stać? Mam płacić komuś więcej niż minimalna krajowa za to że pokaże mi mieszkanie? Przecież mi wszystko jedno czy mieszkanie obejrzę z właścicielem czy z pośrednikiem...
(Rozumiem że biura muszą dostawać prowizję, bo to ich zarobek, ale to właściciel mieszkania jest ich klientem, nie ja)
biuro nieruchomości
Ocena:
122
(260)
Sprzedaję stare książki należące do teściowej. Książki są rzadko spotykane, więc to atrakcyjny zakup. W ogłoszeniu napisane, że stare i że na strychu leżały. Mogę posiadać drobne uszkodzenia, ale nie wpływa to na ich przydatność.
Niektóre z nich to prawdziwe okazje. Sprzedawane za śmieszne kwoty.
Dzisiaj otrzymałam maila z pretensjami, że książka (sprzed 30 lat) ma pożółkłe kartki oraz śmierdzi stęchlizną.
No trudno, żeby pachniała farbą drukarską...
Dobrze, że nie miał pretensji że były okurzone ;)
Niektóre z nich to prawdziwe okazje. Sprzedawane za śmieszne kwoty.
Dzisiaj otrzymałam maila z pretensjami, że książka (sprzed 30 lat) ma pożółkłe kartki oraz śmierdzi stęchlizną.
No trudno, żeby pachniała farbą drukarską...
Dobrze, że nie miał pretensji że były okurzone ;)
sprzedaż
Ocena:
436
(536)
Z okazji świąt i braku dostępności do lekarza, przypomniała mi się historia sprzed roku.
Przez kilka dni budziłam się rano z bólem oka. Cały czas miałam wrażenie jakby coś było pod powieką.
Poszłam do lekarza rodzinnego. Stwierdził, że to może być zapalenie spojówek, ale on się nie zna i nic mi nie przepisze, więc mam iść do okulisty.
Poszłam do rejestracji. Do okulisty są miejsca na za 2 tygodnie. Chcąc, nie chcąc zapisałam się. Kupiłam jakieś kropelki bez recepty w nadziei, że pomogą.
Jednak po kolejnych 2 dniach, ból i swędzenie było na tyle uciążliwe, że postanowiłam pojechać na ostry dyżur okulistyczny.
W kolejce przede mną 1 osoba.
Tuż przede mną weszła dziewczynka z matką, jej znajoma to pielęgniarka, więc weszły bez kolejki. Mimo, że ja byłam wcześniej. Na szczęście w środku były 2 stanowiska, więc i ja mogłam wejść równocześnie.
Opowiadam lekarce, że mnie piecze, swędzi i boli, oko łzawi, do tego mam wrażenie jakby coś było pod powieką. Na to starsza lekarka stwierdza, że to pewnie zapalenie spojówek i że po co ja tutaj przyszłam. To jest ostry dyżur, tutaj to nagłe przypadki, a takie błahostki to do zwykłego okulisty. Na szczęście druga, młodsza lekarka zbadała mnie i potwierdziła, że to zapalenie spojówek. Dostałam kropelki i coś tam jeszcze. Łącznie wydałam około 70 zł, ale przynajmniej przeszło.
A gdzie tu piekielność?
Otóż starsza pani doktor, w momencie kiedy darła się na mnie z pretensjami, że na ostry dyżur z zapaleniem spojówek, była w trakcie badania dziewczynki, której matka jest znajomą pielęgniarki. I co dolegało dziewczynce? Ano miała zaczerwienione oczy i mama z nią przyszła, żeby sprawdzić czy wszystko ok. Jak się okazało córeczka była na basenie i od chloru miała przekrwione oczy. To naprawdę prawdziwy nagły wypadek...
Przez kilka dni budziłam się rano z bólem oka. Cały czas miałam wrażenie jakby coś było pod powieką.
Poszłam do lekarza rodzinnego. Stwierdził, że to może być zapalenie spojówek, ale on się nie zna i nic mi nie przepisze, więc mam iść do okulisty.
Poszłam do rejestracji. Do okulisty są miejsca na za 2 tygodnie. Chcąc, nie chcąc zapisałam się. Kupiłam jakieś kropelki bez recepty w nadziei, że pomogą.
Jednak po kolejnych 2 dniach, ból i swędzenie było na tyle uciążliwe, że postanowiłam pojechać na ostry dyżur okulistyczny.
W kolejce przede mną 1 osoba.
Tuż przede mną weszła dziewczynka z matką, jej znajoma to pielęgniarka, więc weszły bez kolejki. Mimo, że ja byłam wcześniej. Na szczęście w środku były 2 stanowiska, więc i ja mogłam wejść równocześnie.
Opowiadam lekarce, że mnie piecze, swędzi i boli, oko łzawi, do tego mam wrażenie jakby coś było pod powieką. Na to starsza lekarka stwierdza, że to pewnie zapalenie spojówek i że po co ja tutaj przyszłam. To jest ostry dyżur, tutaj to nagłe przypadki, a takie błahostki to do zwykłego okulisty. Na szczęście druga, młodsza lekarka zbadała mnie i potwierdziła, że to zapalenie spojówek. Dostałam kropelki i coś tam jeszcze. Łącznie wydałam około 70 zł, ale przynajmniej przeszło.
A gdzie tu piekielność?
Otóż starsza pani doktor, w momencie kiedy darła się na mnie z pretensjami, że na ostry dyżur z zapaleniem spojówek, była w trakcie badania dziewczynki, której matka jest znajomą pielęgniarki. I co dolegało dziewczynce? Ano miała zaczerwienione oczy i mama z nią przyszła, żeby sprawdzić czy wszystko ok. Jak się okazało córeczka była na basenie i od chloru miała przekrwione oczy. To naprawdę prawdziwy nagły wypadek...
ostry dyżur okulistyczny
Ocena:
376
(506)
Uwaga na okazje na allegro.
Opowiedziane przez znajomą, ale będzie w 1 osobie.
Odłożyłam trochę pieniędzy i postanowiłam kupić super odkurzacz. Znalazłam na allegro w licytacji.
Ostatecznie wygrałam go w kwocie 1300 zł, co jest okazyjną cena, bo normalnie kosztuje ponad 2000 zł. Ale sprzedający dołączał gwarancje i dowód zakupu sprzed kilku miesięcy więc jak coś było zabezpieczenie.
Zazwyczaj płacę od razu, ale tym razem tak się nie stało, bo mąż mnie wyciągnął na zakupy.
Podczas zakupów zadzwonił telefon i okazało się, że dzwoni do mnie właściciel konta z którego kupiłam odkurzacz i informuje, że on nie posiada żadnego odkurzacza na sprzedaż i ktoś się włamał na jego konto.
Wróciłam do domu i sprawdziłam skrzynkę mailową. Okazało się że po 5 minutach od zakończenia aukcji dostałam maila z informacją żebym nie wpłacała za odkurzacz przez allegro tylko bezpośrednio na nr konta, który był podany w mailu, bo Pan zmienił konto, ale w allegro jeszcze nie zdążył zmienić. Poza nr konta reszta danych była taka jak właściciela konta.
Kolejny mail to była wiadomość od allegro, żeby nie wpłacać pieniędzy, bo konto zostało zablokowane z powodu jego kradzieży.
Niby wydaje się, że wszystko bezpiecznie i zgodnie z regulaminie, ale jakbym wpłaciła to sporo nerwów i zachodu kosztowałoby mnie odzyskanie tych pieniędzy.
Opowiedziane przez znajomą, ale będzie w 1 osobie.
Odłożyłam trochę pieniędzy i postanowiłam kupić super odkurzacz. Znalazłam na allegro w licytacji.
Ostatecznie wygrałam go w kwocie 1300 zł, co jest okazyjną cena, bo normalnie kosztuje ponad 2000 zł. Ale sprzedający dołączał gwarancje i dowód zakupu sprzed kilku miesięcy więc jak coś było zabezpieczenie.
Zazwyczaj płacę od razu, ale tym razem tak się nie stało, bo mąż mnie wyciągnął na zakupy.
Podczas zakupów zadzwonił telefon i okazało się, że dzwoni do mnie właściciel konta z którego kupiłam odkurzacz i informuje, że on nie posiada żadnego odkurzacza na sprzedaż i ktoś się włamał na jego konto.
Wróciłam do domu i sprawdziłam skrzynkę mailową. Okazało się że po 5 minutach od zakończenia aukcji dostałam maila z informacją żebym nie wpłacała za odkurzacz przez allegro tylko bezpośrednio na nr konta, który był podany w mailu, bo Pan zmienił konto, ale w allegro jeszcze nie zdążył zmienić. Poza nr konta reszta danych była taka jak właściciela konta.
Kolejny mail to była wiadomość od allegro, żeby nie wpłacać pieniędzy, bo konto zostało zablokowane z powodu jego kradzieży.
Niby wydaje się, że wszystko bezpiecznie i zgodnie z regulaminie, ale jakbym wpłaciła to sporo nerwów i zachodu kosztowałoby mnie odzyskanie tych pieniędzy.
alegro
Ocena:
601
(659)
Z cyklu dziwni ludzie.
Mam na sprzedaż dywan. Wymaga czyszczenia, stąd niska cena.
Dzwoni Pani, że będzie w ciągu godziny. Przypominam jej, że dywan wymaga czyszczenia, bo mam w domu zwierzaki.
Pytam czy będzie miała kogoś do pomocy, bo dywan ciężki. Ona potwierdza, że ktoś z nią będzie.
Po około 2 godzinach przyjechała. Żadnego powiadomienia że się spóźni. I o dziwo sama?!
Dywan rozwinięty na stojąco, bo nie mamy miejsca, żeby go na leżąco oglądać. Macała i oglądała dywan przez dobre 15 minut.
Pyta ile da radę utargować? No to jej mówię, że cena i tak śmieszna i jak za darmo.
No i się zaczęło, że dywan brudny, że on ma jakiś taki dziwny kolor, że co to za kolor, czy zejdą te ślady itd.
Że wygląda inaczej na zdjęciu itp.
No to jej tłumaczę, że nie mam innego dywanu poza tym, więc to na pewno ten. A i dywan po odkurzeniu będzie czysty, bo ja go nie mam jak rozłożyć i wyczyścić. Stąd też niska cena.
No to ona dalej marudzi, że może jakbym wyczyściła, chociaż kawałek, żeby ona kolor zobaczyła. To ja jej tłumaczę, że kolor jest jak widzi i nic się po czyszczeniu nie zmieni. Wystarczy odkurzyć.
Ona się musi zastanowić. I na dole w aucie czeka mąż- inwalida (jej osoba do zniesienia dywanu??!!) i ona musi z nim porozmawiać.
Poszła. Po chwili dzwoni domofonem:
- Jestem. Niech, pani otworzy.
Weszła na górę i od razu za klamkę drzwi łapie, jakby do siebie wchodziła. Dopiero jak się okazało, że zamknięte to zapukała, a potem zadzwoniła. Od progu pyta czy mój Luby zniesie jej dywan. On się zgodził. To ja się pytam:
- Może mi pani zapłaci?
Na to ona:
- Proszę się nie martwić, zapłacę po zniesieniu dywanu.
Luby pojechał windą z nią i dywanem.
Zjechali na dół. Wynieśli dywan na dwór, a baba do Lubego żeby go rozwinął. On wyszedł tylko w koszulce, bo miał pomóc znieść, a na dworze mróz. Okazało się, że baba potrzebowała tragarza, żeby mąż w aucie mógł obejrzeć dywan!
Luby mój stwierdził, że albo baba płaci za dywan i niech sobie robi co chce, albo on wraca z dywanem do domu i nie będzie go tutaj rozkładał, zwłaszcza że już ciemno było. Na to Baba zaczęła szarpać dywan i Lubego żeby go rozłożyć. No to Luby się wkurzył, zawinął dywan. Po drodze lekko babę zahaczając nim i stwierdził, że jak nie to nie i wrócił wkurzony z dywanem do domu.
Nigdy więcej!
Mam na sprzedaż dywan. Wymaga czyszczenia, stąd niska cena.
Dzwoni Pani, że będzie w ciągu godziny. Przypominam jej, że dywan wymaga czyszczenia, bo mam w domu zwierzaki.
Pytam czy będzie miała kogoś do pomocy, bo dywan ciężki. Ona potwierdza, że ktoś z nią będzie.
Po około 2 godzinach przyjechała. Żadnego powiadomienia że się spóźni. I o dziwo sama?!
Dywan rozwinięty na stojąco, bo nie mamy miejsca, żeby go na leżąco oglądać. Macała i oglądała dywan przez dobre 15 minut.
Pyta ile da radę utargować? No to jej mówię, że cena i tak śmieszna i jak za darmo.
No i się zaczęło, że dywan brudny, że on ma jakiś taki dziwny kolor, że co to za kolor, czy zejdą te ślady itd.
Że wygląda inaczej na zdjęciu itp.
No to jej tłumaczę, że nie mam innego dywanu poza tym, więc to na pewno ten. A i dywan po odkurzeniu będzie czysty, bo ja go nie mam jak rozłożyć i wyczyścić. Stąd też niska cena.
No to ona dalej marudzi, że może jakbym wyczyściła, chociaż kawałek, żeby ona kolor zobaczyła. To ja jej tłumaczę, że kolor jest jak widzi i nic się po czyszczeniu nie zmieni. Wystarczy odkurzyć.
Ona się musi zastanowić. I na dole w aucie czeka mąż- inwalida (jej osoba do zniesienia dywanu??!!) i ona musi z nim porozmawiać.
Poszła. Po chwili dzwoni domofonem:
- Jestem. Niech, pani otworzy.
Weszła na górę i od razu za klamkę drzwi łapie, jakby do siebie wchodziła. Dopiero jak się okazało, że zamknięte to zapukała, a potem zadzwoniła. Od progu pyta czy mój Luby zniesie jej dywan. On się zgodził. To ja się pytam:
- Może mi pani zapłaci?
Na to ona:
- Proszę się nie martwić, zapłacę po zniesieniu dywanu.
Luby pojechał windą z nią i dywanem.
Zjechali na dół. Wynieśli dywan na dwór, a baba do Lubego żeby go rozwinął. On wyszedł tylko w koszulce, bo miał pomóc znieść, a na dworze mróz. Okazało się, że baba potrzebowała tragarza, żeby mąż w aucie mógł obejrzeć dywan!
Luby mój stwierdził, że albo baba płaci za dywan i niech sobie robi co chce, albo on wraca z dywanem do domu i nie będzie go tutaj rozkładał, zwłaszcza że już ciemno było. Na to Baba zaczęła szarpać dywan i Lubego żeby go rozłożyć. No to Luby się wkurzył, zawinął dywan. Po drodze lekko babę zahaczając nim i stwierdził, że jak nie to nie i wrócił wkurzony z dywanem do domu.
Nigdy więcej!
dziwni ludzie
Ocena:
636
(738)