Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Satsu

Zamieszcza historie od: 11 września 2013 - 19:54
Ostatnio: 28 marca 2024 - 23:32
  • Historii na głównej: 105 z 112
  • Punktów za historie: 30141
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2539
 

#66253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj rano postanowiłem wybrać się do sklepu. Niestety zapomniałem zabrać kluczy, a jako, że mam drzwi zatrzaskowe, byłem uziemiony i zmuszony czekać na współlokatora. Korzystając z ładnej pogody postanowiłem wybrać się do pobliskiego parku i tam poczekać.

Usiadłem się na ławce nieopodal małego placu zabaw i obserwowałem ludzi dookoła. Po kilku minutach rzucił mi się w oczy pan o aparycji żula. Przedzierał się przez krzaki, które znajdowały się zaraz obok placu zabaw. Gdy dotarł na miejsce zdjął spodnie i oddał się defekacji. Na szczęście przez park przechodziło akurat dwóch funkcjonariuszy straży miejskiej. Podszedłem do nich, wyłożyłem sprawę i wskazałem miejsce gdzie znajdował się Pan żul. Ich odpowiedź sprawiła, że krew się we mnie zagotowała:

"Przecież taki typ nie ma nawet z czego mandatu zapłacić."

Ruszyli się dopiero gdy wyjaśniłem im w kilku dosadnych słowach, że przyrodzenie żula, który oddaje stolec, nie jest właściwym widokiem dla dzieci na placu zabaw. Niestety nie pomogło to zbytnio dzieciakom uniknąć nieprzyjemnego widoku, gdyż Pan żul skończył się wypróżniać zanim dotarli do niego funkcjonariusze.

straż_miejska żul

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 345 (407)

#65942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy chodziłem do podstawówki, katechetą był kościelny z pobliskiej parafii. Miał naprawdę dobry kontakt z dzieciakami. Zajęcia prowadzone przez niego były dostosowane do wieku dzieci z podstawówki, ale nie pozbawione treści merytorycznych. Skupiały się one na różnych pracach plastycznych, śpiewaniu modlitw i zabawnych historyjkach, które przybliżały nam istotę religii. Wszyscy uwielbiali te zajęcia.

Niestety w czwartej klasie katecheta musiał zrezygnować z powodu problemów zdrowotnych. I tak przybyła do nas siostra zakonna, która już po pierwszym tygodniu dorobiła się pseudonimu "siostra zło".

Lekcje religii zmieniły się diametralnie. Na sali miała panować idealna cisza. Odezwanie się bez pozwolenia odnotowywane było kropką, gdzie uzbieranie ich pięciu równało się ocenie niedostatecznej. Przebieg lekcji był zawsze taki sam. Czytanie fragmentu biblii przez kolejną osobę według dziennika, kartkówka z właśnie przeczytanego fragmentu, odczytanie ocen z zeszłotygodniowej kartkówki, przepisanie najlepszej pracy do zeszytu, pytanie pięciu osób z losowej modlitwy z małego katechizmu i na koniec modlitwa aż do zakończenia lekcji.

Niestety każdy nauczyciel może mieć indywidualne podejście do nauki, więc chcąc nie chcąc musieliśmy zaakceptować nowe zasady. I pewnie męczylibyśmy się z siostrą zło do końca szkoły podstawowej gdyby nie jej uprzedzenia.

W tamtym okresie panowała moda na dość dziwną fryzurę. Chłopacy zapuszczali kitkę, a boki golili jak do irokeza (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi :D). Katechetce nie spodobała się nowa moda i na każdych zajęciach komentowała: "Ta fryzura nie jest dziełem Boga i każdy kto ją nosi odwraca się plecami do Pana.", "Te małe szatany z kitami...", itp. Oczywiście "szatany z kitami" byli jej ulubionymi kandydatami do odpytywania.

Kolejną modą, która nie przypadła do gustu katechetce były wszelkiego rodzaju fanty z czipsów. Pokemony, Beyblade'y, karty z Dragon Ball'a były przez nią konfiskowane. Pamiętam jak rozstawialiśmy czaty, a na hasło "zło idzie" chowaliśmy wszystkie skarby :D

Najgorzej miała jednak dwójka uczniów, którzy wyjątkowo nie spodobali się siostrze zło. Mam tu na myśli dziewczynę, której tata był Wietnamczykiem (rodzina chrześcijańska) oraz chłopaka z długimi czarnymi włosami. Opisze jednak tylko historię dziewczyny, gdyż chodziła ze mną do klasy i byłem świadkiem szykanowania jej przez katechetkę.

Zaczęło się już na pierwszej lekcji, na której mieliśmy się przedstawić. Gdy przyszła kolej Wietnamki katechetka stwierdziła, że jej obecność obraża Boga i kazała kontynuować następnej osobie. Na kolejnych zajęciach podobne docinki były normą. Poza tym dziewczyna była odpytywana praktycznie co drugie zajęcia i otrzymywała zdecydowanie niższe oceny niż powinna. Cała klasa starała się ją bronić, ale katechetka szybko nas utemperowała kropkami za odzywanie się bez pozwolenia. Radziliśmy dziewczynie żeby powiedziała to rodzicom albo dyrektorce, ale bała się to zrobić. Na szczęście katechetka sama strzeliła sobie w kolano.

Nasza klasa organizowała jasełka. Sami wykonywaliśmy dekoracje, stroje, rekwizyty, itp. Przeznaczone były na to lekcje plastyki, techniki i religii. Na zajęcia z siostrą zło mieliśmy przynieść farby i pędzle. Niestety Wietnamka całkowicie o tym zapomniała i dostała ocenę niedostateczną oraz uwagę o treści: "Wietnamka obraża Boga swoim nieprzygotowaniem do zajęć.". Gdy dziewczyna pokazała notkę od katechetki rodzicom, pękła i powiedziała im o wszystkim co działo się na religii (to wiem z relacji dziewczyny). Ci oczywiście natychmiast zareagowali.

Siostra zło została wyrzucona, gdyż wcześniej już dostała ostrzeżenie w sprawie w/w chłopaka z długimi włosami i było na nią wiele mniejszych skarg. A nas zaczął uczyć ksiądz z pobliskiej parafii i wszyscy żyli długo i szczęśliwie :D

Ps. Historia miała miejsce ponad 10 lat temu, więc cytaty to tylko parafrazy.

szkoła_podstawowa

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (414)

#65337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu w okolicach mojej uczelni powstała nowa budka z kebabem. Jej właścicielem i jedynym pracownikiem jest mężczyzna tureckiego pochodzenia. Interes dobrze prosperował, bo studenci głodni a jedzenie serwowane przez Kayihana (chyba tak się pisze jego imię :D) bardzo dobre i w miarę tanie. Nie spodobało się to jednak obrońcom honoru polskiego i cnót wszelakich.

Zaczęło się w miarę spokojnie. Kayihan znajdował pod swoją budką różne przedmioty, które miały obrazić jego religię. Między innymi kilka krzyży, obrazek papieża i białą kiełbasę. Wtedy śmiał się z tego (tym bardziej, że był chrześcijaninem), ale niedługo potem zaczęły się listy z pogróżkami i pierwsze akty wandalizmu.

Po tym jak w budce przebito opony i obrzucono ją błotem, Kayihan zaczął się denerwować. Natomiast gdy na budce pojawiło się obraźliwe graffiti ("Kupując kebaba osiedlasz araba.", "Oddawaj nasze zasiłki!" i "Okrada nasze państwo i śmieje nam się w twarz."), to postanowił zgłosić sprawę na policję. Ta na szczęście zadziała dość szybko. Sprawdzili monitoring z pobliskiego skrzyżowania i udało się namierzyć winnych.

Sprawcami okazali się studenci zaoczni z mojej uczelni. Jak na ironię oboje bezrobotni i pobierający stypendium socjalne oraz zasiłek dla bezrobotnych*. Hipokryzja i rasizm pełną gębą, gdy Polak pasożyt gnębi uczciwie pracującego obcokrajowca.

*Moja uczelnia jest bardzo mała i większość studentów, tym bardziej zaocznych, zna się przynajmniej z widzenia.

budka z kebabami

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (685)

#65004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś miesiąc temu mój dobry znajomy otworzył mały bar w piwnicy własnego domu. Oprócz alkoholu można tam zamówić coś do jedzenia, lub pograć w bilard i rzutki. Klientela to głównie znajome osoby z osiedla, ale zdarzają się też obcy i to właśnie oni sprawiają najwięcej kłopotów.

Od otwarcia zginęło lub uległo zniszczeniu siedem rzutek i tylko w jednym przypadku winny przyznał się i dobrowolnie zapłacił za szkodę. Nie możemy się doszukać również czterech kred do kijów bilardowych (nie pomogło nawet to, że były one przywiązane do stołu). Dwa razy stół został pomazany w/w kredą i raz ktoś wylał na nie piwo. Cztery razy mechanizm wewnątrz stołu został zablokowany podstawką od piwa. Od kiedy znajomy nakazał zostawiać dowód osobisty w ramach zastawu, akty wandalizmu i kradzieże sprzętu nagle ustały.

Bałagan w toaletach po każdym wieczorze to norma, jednak czasami ludzie przekraczają wszelkie granice. Dwa razy musieliśmy sprzątać fekalia rozsmarowane po podłodze i ścianach. Dość często zdarza się mokry papier toaletowy przyklejony do sufitu i luster. W toaletach znaleźliśmy kilka ciekawych rzeczy, ale moimi faworytami są niedojedzona pizza i skarpeta wypełniona ziemią z doniczki. W lokalu nie można palić (sala dla palących jest nadal w trakcie budowy), więc co poniektórzy wychodzą na dymka do toalety. Nie byłoby to aż tak piekielne gdyby nie strzepywali popiołu i nie rzucali petów na podłogę.

Znajomy pozwala niepełnoletnim przebywać w barze jeśli chcą sobie pograć w bilard lub rzutki, ale gdy ktoś wygląda młodo i chce zamówić alkohol to zawsze sprawdza dowód. Doprowadza to nieraz do ciekawych sytuacji.
Pewien chłopak wyglądający na maks piętnaście lat przyszedł z dowodem czterdziestoletniego mężczyzny i chciał kupić piwo. Wykłócał się dość długo, ale gdy rzuciłem, że policja pewnie się zainteresuje kradzieżą dowodu osobistego, uciekł aż się za nim kurzyło.
Drugi chłopak mógł mieć osiemnaście lat, ale zapytany o dowód wyszedł ze spuszczoną głową. Myśleliśmy, że to koniec, ale po jakiejś godzinie wrócił z jakimś żulem. Gdy poprosili o dwa piwa znajomy wyprosił ich nie przebierając w słowach.

Przypominam, że opisane sytuacje miały miejsce w ciągu tylko jednego miesiąca. Ze znajomym boimy się co będzie dalej :)

bar

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 280 (400)

#63561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice byli posiadaczami internetu stacjonarnego od Orange. Router stał na przedpokoju i rozsyłał sygnał WiFi na całe mieszkanie. Ostatnio kończyła im się umowa, więc postanowili ją przedłużyć, plus wziąć dodatkowo pakiet telewizyjny. Pojawił się jednak problem. Dekoder i router muszą być do siebie podłączone. Ciągnięcie kabla przez całe mieszkanie nie wchodziło w grę, jednak niedaleko telewizora znajdowało się drugie gniazdko telefoniczne. Wystarczyło jedynie przełączyć sygnał z jednego gniazda na drugie, czym musiał zająć się Orange.

Udałem się z rodzicami do jedynego w moim mieście salonu tej sieci. Gdy nadeszła nasza kolej zacząłem tłumaczyć o co chodzi. Gdy skończyłem, pani spojrzała na mnie i rzekła:

[P]: Ale o jakie gniazdo panu chodzi, bo nie rozumiem?
[J]: Zwykłe, telefoniczne.
[P]: Ale działa państwu internet, więc w czym problem?
[J]: Internet działa, ale tylko gdy router jest podłączony do gniazdka w przedpokoju. Jednak teraz musi być podłączony w dużym pokoju. Dlatego trzeba przełączyć sygnał między gniazdkami.
[P]: Ale jaki sygnał?
[J]: Internetowy...
[P]: No, ale internet działa.

W tej chwili nie wytrzymałem i poprosiłem, żeby obsłużył nas ktoś inny. Przyszła druga pani, której po raz kolejny wytłumaczyłem w czym rzecz. Ta poprosiła nas o dane i stwierdziła, że monter przyjedzie do nas do końca tygodnia w godzinach popołudniowych oraz, że usługa będzie bezpłatna. Podziękowaliśmy i poszliśmy do domu.

Gdy po tygodniu nikt się u nas nie zjawił, postanowiłem zadzwonić do BOK Orange. Okazało się, że nikt nie zgłaszał tego, że chcemy przełączyć sygnał oraz że taka usługa kosztuje 35 złotych. Wychodzi na to, że panie z salonu nawet nie próbowały zrozumieć o co mi chodzi i w elegancki sposób mnie zbyły.

Salon Orange

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 516 (566)

#62437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym semestrze mieliśmy laboratoria z systemów operacyjnych. Zajęcia polegały na tym, że instalowaliśmy system, sterowniki i wykonywaliśmy kilka prostych zadań. Na koniec musieliśmy wykonać sprawozdanie, które składało się ze screenów i opisów kolejnych kroków. Na pozytywną ocenę wystarczyło oddać tylko 6 na 10 sprawozdań. Jednak dla niektórych to i tak było za dużo.

Najbardziej olewczy stosunek do tych laboratoriów miał jednak Marcin. Przez cały semestr na zajęciach pojawił się tylko dwa, trzy razy i nie oddał żadnego sprawozdania. Obudził się dopiero pod koniec semestru, przyszedł na zajęcia i postanowił wybłagać prostszą formę zaliczenia. Udało mu się, musiał dostarczyć tylko dwa sprawozdania, przyjść w dodatkowym terminie, zainstalować jeden system i wykonać kilka zadań.

Tydzień później wszyscy, którzy musieli coś poprawić (w tym ja i Marcin) pojawili się w pracowni. Zająłem się sprawozdaniem i nie zwracałem większej uwagi na to co się dzieje dookoła. Jednak po około trzydziestu minutach zainteresował mnie dialog między [P] Profesorem a [M] Marcinem:

[P]: Panie Marcinie i co ja mam z panem zrobić? Pół godziny minęło, a Pan nawet instalacji nie zaczął.
[M]: Bo ta płyta nie działa. Wkładam ją do napędu, resetuje komputer i nic.
[P]: A bootowanie z płyty Pan ustawił?
[M]: Słucham?
[P]: Niestety w takim razie będę musiał wystawić Panu dwa i mam nadzieję, że w sesji poprawkowej dostarczy Pan wszystkie sprawozdania.
[M]: Ale jakie dwa?! Przecież doniosłem sprawozdania, a o tym bootowaniu nas Pan nie uczył, więc skąd miałem wiedzieć?!
[P]: O bootowaniu mówiłem na pierwszych zajęciach, na których Pana nie było. Poza tym w każdej instrukcji (spis zadań i informacji na temat danego systemu) była o tym wzmianka. Jeśli chodzi o Pana sprawozdania, to są identyczne jak sprawozdania Pana X. Nawet opisów Pan nie zmienił. Jak Pan to wytłumaczy?
[M]: A walić to!

Podobno studenci to dorośli ludzie, jednak Marcin zachował się jak dzieciak. Dostał szansę na poprawę od Profesora i nie zrobił nic. Był nawet na tyle bezczelny, żeby oddać czyjeś sprawozdanie (tak swoją drogą do dziś nie wiemy jak je zdobył, gdyż X twierdzi, że mu ich nie dawał). Poza tym jak osoba po drugim roku informatyki może nie wiedzieć co to jest bootowanie?

studia

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (458)

#62462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio musiałem iść do apteki. Ludzi dużo, tylko jedno okienko otwarte, ale tabletki trzeba kupić. Kolejka powoli się zmniejszała i kiedy miałem już podchodzić do okienka jakaś babcinka, lat na oko 80, puknęła mnie w ramie i zapytała:

[B]: Chłopcze wpuściłbyś mnie? Ja tylko krople dla męża chcę kupić, on poważnie chory i ja schorowana jestem...

Oczywiście się zgodziłem. Ile może trwać kupowanie kropelek, poza tym stałem tam tak długo, że minutka czy dwie by mnie nie zbawiły. Niestety babcia postanowiła wykorzystać sytuację i po kupnie kropelek zaczęła wypytywać o różne maści, dawkowania, tabletki, itp. Po około pięciu minutach, trochę już wkurzony, zapytałem starszą panią czy mogę zrealizować receptę. W tym momencie miła babcinka zmieniła się w straszną staruchę.

[B]: Patrzcie no go! Młode nogi masz ku*wa, to postoisz! Ja tu ważne sprawy załatwiam! Szacunku trochę!

Mnie zatkało. Szacunek do starszych walczył z ciętą ripostą. Na szczęście sytuację rozwiązała farmaceutka. Stwierdziła, że jeśli babcia ma jeszcze jakieś pytania to zaprasza na koniec kolejki, gdyż się w nią wepchnęła. Ta na szczęście sobie poszła wyklinając wszystkich i wszystko.

I jak tu mieć szacunek dla starszych ludzi?

apteka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 702 (798)

#61804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy słyszał pewnie o sławnym ostatnimi czasy ice bucket challenge. Jeśli nie, odsyłam do wujka google, bo właśnie z nim jest związana moja historia.

Ostatnio wróciłem do mojego rodzinnego miasta na krótkie wakacje i przy okazji spotkałem się ze znajomymi. Jako, że większość została nominowana do wyzwania, postanowiłem wypytać ich o wrażenia. Okazało się, że z dziesięciu nominowanych dziewięć osób polało się wodą i jedna spasowała. Okazało się również, że z dziesięciu osób tylko jedna wpłaciła pieniądze na akcje charytatywną. Zgadnijcie która...

Najśmieszniejsze jednak były komentarze osób, które nie wspomogły akcji pieniędzmi:

- "Ale to tylko zabawa."
- "Polałam się wodą, to powinno wystarczyć tym ludziom."
- "Tu chodzi o nagłośnienie problemu."
- "Przecież wpłata pieniędzy jest nieobowiązkowa."
- "Ale z Ciebie materialista!" (mój faworyt :D)

Słuchając moich znajomych zastanawia mnie ile z osób, które wstawiły filmik na facebook, w którym udowadniają swój heroizm polewając się zimną wodą zrozumiało przesłanie całej akcji. Znając życie jest to dla nich kolejna okazja do pokazania jacy to nie są modni i fajni...

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (673)

#61147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem wielkim fanem fantastyki. Czytam wiele książek z tego gatunku, mam kilkanaście gier planszowych i karcianych (o komputerowych nie wspominając) oraz jestem częstym gościem na różnych konwentach. Poza tym w ramach hobby zdarza mi się pisać różnego rodzaju opowiadania. Może do Szekspira mi daleko, ale jestem dumny z moich małych dzieł.

Jakiś czas temu pewna strona, na której się udzielam zorganizowała konkurs literacki. Nagrodą miała być książka fantasy, której nie mam w swojej biblioteczce, więc postanowiłem wziąć udział. Tydzień po zakończeniu konkursu podano wyniki, okazało się, że wygrałem. Podałem swój adres i zostało tylko czekać na nagrodę.

Po kilku dniach przybył kurier z książką. Rozpakowałem ją i odłożyłem na półkę, by czekała na swoją kolej. Kiedy w końcu się za nią zabrałem od razu rzucił mi się w oczy napis umieszczony na stronie tytułowej.

"Wszystkiego najlepszego XXX z okazji dwudziestych piątych urodzin, spełnienia marzeń i powodzenia w pracy, życzy YYY."

Pomijam fakt wydania prezentu, co samo w sobie jest chamstwem, to jak poważna strona internetowa może proponować jako nagrodę w konkursie prezent urodzinowy. Może się czepiam, ale to tak samo jak wygranie tostera, który był wcześniej używany przez x czasu.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (591)

#61059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałem dzisiaj rano na przejściu dla pieszych i czekałem na zielone. Światło się zapaliło, więc ruszyłem. W połowie drogi coś uderzyło we mnie z dużą siłą, po czym wylądowałem na ziemi obolały i lekko zmroczony (uderzyłem głową w asfalt). Okazało się, że dwie młode dziewczyny zagadały się (zgaduję gdyż ich rozmowę było słychać z daleka) i jedna z nich wjechała we mnie. Co prawda może zdarzyć się każdemu, ale do cholery metr ode mnie była część przejścia wytyczona specjalnie dla rowerzystów.

Na dodatek niedzielne rowerzystki miały gdzieś co się ze mną stało. Chwile po upadku usłyszałem "Ty wariatko co ty zrobiłaś?! Uciekamy stąd bo zaraz się kolo podniesie!" i odjechały w siną dal. Pozbieranie się z ulicy zajęło mi dłuższą chwilę. Za długą dla niektórych osób w samochodach czekających na skrzyżowaniu, którzy zaczęli mnie wymijać z różnymi prędkościami.

Kiedy jako tako otrzeźwiałem ruszyłem na bezpieczny chodnik. Uderzenie o asfalt było solidne. Dość mocno bolała mnie głowa, ale na szczęście nie było mi słabo i nie czułem mdłości. Strasznie bolał mnie za to nadgarstek. Z tego powodu postanowiłem udać się do szpitala, który znajduje się jakieś 10 minut drogi od skrzyżowania, na którym zostałem potrącony. Jednak wcześniej wstąpiłem do pobliskiego sklepu po wodę mineralną, gdzie ku mojej uciesze spotkałem nasze niedzielne rowerzystki. Co prawda nie pamiętałem ich twarzy, ale zdradziło je niezbyt dyskretne: "O ku*wa! To on!". Oczywiście zatrzymałem je w sklepie i zadzwoniłem po policje. Patrol dotarł dość szybko, ale dziewczyny wszystkiego się wyparły.

Przez to wszystko czeka mnie teraz przeprawa z sądem, jednak pocieszam się słowami jednego z policjantów. Zaraz po tym jak dowiedział się gdzie miał miejsce wypadek stwierdził: "Panie tam monitoring jest na całe skrzyżowanie i jeszcze kamery ze szkoły obok. Jeśli mówi pan prawdę, to wygraną ma pan jak w banku.". Co do dziewczyn, wystarczyło się zatrzymać i mi pomóc, wtedy na pewno nie bawiłbym się w policje i sądy. Teraz jednak nie odpuszczę.

Ps. Jestem mile zaskoczony reakcją policjantów. Zaraz po spisaniu zeznań i dopełnieniu wszystkich formalności, zawieźli mnie do szpitala na obdukcje. Jej wynikiem są liczne obdarcia w okolicach czoła oraz na rękach i nogach, dość poważnie zwichnięty nadgarstek i wielki guz na głowie. Wstrząśnienia mózgu nie było, albo było bardzo lekkie. Jednak gdy przypomnę sobie mijające mnie samochody na skrzyżowaniu cieszę się, że żyje.

rowerzystki

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 831 (905)