Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Satsu

Zamieszcza historie od: 11 września 2013 - 19:54
Ostatnio: 11 marca 2024 - 23:29
  • Historii na głównej: 105 z 112
  • Punktów za historie: 30141
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2539
 

#60997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znam się dość dobrze na grafice komputerowej. Nie jest to mój główny zawód, jednak bardzo często dorabiam sobie wykonując różne zlecenia znalezione w internecie. Ostatnio odezwał się do mnie właściciel portalu o pewnej grze w klimacie fantasy. Zlecił mi stworzenie layout'ów do strony internetowej, forum dyskusyjnego oraz kilku banerów reklamowych.

Od początku było widać, że facet wie czego chce. Wytłumaczył mi czego oczekuje i wysłał szkice, na których widać jak mają wyglądać dane elementy strony. Uogólniając musiałbym narysować kilka rysunków na tła pod banery i header, stworzyć wiele elementów 3D, grafiki pod animacje flash, no i oczywiście poskładać to wszystko do kupy. Wszystko razem to ładne kilkadziesiąt godzin roboty. Szczęśliwy, że trafiło mi się takie zlecenie, rozpocząłem negocjacje ceny i podałem kwotę jaka mnie satysfakcjonuje. W odpowiedzi dowiedziałem się, że chyba jestem szalony i może mi dać maksymalnie 50 złotych. Stwierdził też, że nietaktem jest proszenie o więcej, gdyż TAKI PROJEKT będzie bardzo korzystny dla mojego portfolio.

Zakładając, że wykonanie grafik zajęłoby mi 40 godzin (a to i tak bardzo optymistyczna opcja) to moja stawka wynosiłaby 1,25 zł/h. Chyba sobie odpuszczę tą jakże intratną propozycję i jakoś zniosę brak TAKIEGO PROJEKTU w moim portfolio.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 568 (626)

#60768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat mam problemy z hormonami, więc co pół roku jeżdżę do endokrynologa na badania. Mój lekarz przyjmuje w dość dużym szpitalu, a wizyty są zapisywane na godzinę.

W szpitalu pojawiłem się jakieś 20 minut przed umówioną wizytą, ustaliłem swoje miejsce w kolejce i czekam. Po około 40 minutach wszedłem do gabinetu. Lekarz mnie zbadał i wysłał na dodatkowe badania (USG i pobranie krwi). Poinformował mnie też, że gdy będę miał wyniki mam wejść do niego bez kolejki.

Po około 2 godzinach wróciłem z wynikami pod gabinet lekarski i poinformowałem czekających, że wracam z badań i lekarz kazał mi wejść bez kolejki. Otwarcie puszki pandory to małe piwo w porównaniu z reakcją na moje słowa. Rozległy się krzyki niezadowolenia, oskarżenia o kumoterstwo, obelgi w moją stronę i inne narzekania. Wszystko to okraszone niesamowitą ilością wulgaryzmów. Niezrażony tym wybuchem zapytałem czy ktoś jest w gabinecie i zacząłem iść w jego stronę. To tylko dolało oliwy do ognia. Nienawistne krzyki przybrały na sile, a dwie panie w średnim wieku postanowiły mnie wypchnąć z korytarza (z taką siłą, że prawie poleciałem jak długi na plecy). Na pomoc przybył lekarz zwabiony krzykami (było na prawdę głośno). Po ogarnięciu sytuacji kazał wejść mi do gabinetu i poczekać.

Ja wszystko rozumiem, ludzie zestresowani przedłużającymi się kolejkami itp. Poza tym jest wielu "cfaniaczków", którzy próbują wymusić miejsce w kolejce. Jednak na drzwiach gabinetu wisiała kartka, na której bardzo dużymi literami było napisane "Osoby wracające z badania przyjmowane poza kolejnością.", a na mojej ręce nadal przyklejony był plaster tamujący krew po pobraniu.

W gabinecie lekarz powiedział mi, że taka sytuacja powtarza się przynajmniej raz na miesiąc i dzięki nim zna chyba wszystkie wulgaryzmy i wyzwiska. Co się dzieje z tymi ludźmi?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 476 (558)
zarchiwizowany

#60856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój kolega jest dystrybutorem firmy działającej w systemie MLM (multi-level marketing). Jako, że produkty moją dobre i w przystępnej cenie, więc ja i moja rodzina zaopatrywaliśmy się u niego w perfumy, chemie i inne tego typu pierdoły. Niestety znajomy przeprowadza się na drugi koniec polski, więc zaproponował mi, że wprowadzi mnie żebym sam mógł robić zamówienia. Zgodziłem się, ale ostrzegłem go, że nie mam zamiaru bawić się w żadne piramidki i szkolenia.

Firma, do której chciałem dołączyć ma dość klarowne zasady. Aby zyskać dostęp do sklepu internetowego muszę zamówić starter, czyli piórnik z próbkami perfum, za około 30 zł. Nie ma żadnych kar za nierobienie zamówień. Jeśli przez rok nic nie kupie to zostaje po prostu usunięty z systemu. Czyli za 30 zł mam dostęp do cen dystrybutorskich praktycznie bez żadnych zobowiązań.

Umówiłem się z kolegą, że on zapłaci za starter i go sobie weźmie, a ja dostanę dostarczany z nim numer, który jest potrzebny do rejestracji. Niestety kolega nie mógł sam mnie zarejestrować, gdyż nie przeszedł jeszcze odpowiedniego szkolenia (wewnętrzna polityka firmy), ale obiecał, że umówi mnie ze swoim znajomym i wyjaśni mu sytuację.

Nadszedł dzień spotkania, więc udałem się w umówione miejsce. Czekał tam już na mnie chłopak w garniturze, który miał mnie zarejestrować. Po kilku minutach luźnej rozmowy rozpoczął prezentacje. Skonfundowany powiedziałem, że firmę znam i nie musi mi tego wszystkiego tłumaczyć. Po informacji, że taka procedura postanowiłem przecierpieć i wysłuchać co ma mi do powiedzenia.

Prezentacja trwała ponad godzinę, a po jej zakończeniu dowiedziałem się, że sam numer mi nic nie daje i muszę zamówić jeszcze jeden starter, najlepiej duży i paczkę produktów (cena za wszystko około 300 zł). Zdenerwowałem się i wygarnąłem mu co o tym wszystkim myślę. Na szczęście po kilkuminutowej sprzeczce wyszło na moje i zostałem dumnym dystrybutorem firmy MLM. Sama rejestracja była już piekielna, ale to pikuś przy tym co działo się dalej.

Na umowie, która podpisałem był mój adres i numer telefonu. Chłopak, z którym podpisywałem umowę postanowił je spisać i za punkt honoru postawił sobie naprowadzenie mnie na dobrą drogę i przekonanie, że zapraszanie ludzi do drzewka to wspaniała praca, dzięki której zarobie miliony. Efektem tego były, 63 połączenia, 42 wiadomości sms i 4 niezapowiedziane wizyty w moim domu i to tylko w ciągu tygodnia. Na początku to zlewałem, ale po dwóch tygodniach miałem dość. Postraszyłem go policją i jak na razie mam spokój. Nie zmienia to faktu, że przez ten czas czułem się jakbym dołączył do jakiejś sekty.

Poza tym zastanawia mnie fanatyzm niektórych osób, które pracują w tego typu firmach. Koleś ma podobno pod sobą kilkanaście osób i wydzwania do nich z taką samą częstotliwością jak do mnie. Jak on znajduje czas na życie towarzyskie?

Ile to trzeba wycierpieć, żeby mieć tanie perfumy :D

multi-level marketing

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (252)

#60462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy ma bardzo zdolnego syna. Młody chodzi do drugiej klasy gimnazjum i ma jedną z lepszych średnich wśród swoich rówieśników. Jakiś czas temu zakończył się wojewódzki konkurs matematyczny, w którym syn znajomego dotarł do finału. Nie wygrał, ale zajął wysoką pozycje. Dumny ojciec postanowił spełnić marzenie syna i kupił mu dość drogi telefon.

Następnego dnia młody wziął telefon do szkoły, żeby pochwalić się znajomym. Jednak młodzież trochę się zagalopowała i zachwyt nad telefonem trwał pomimo rozpoczęcia zajęć. Zdenerwowana nauczycielka skonfiskowała telefon. Po skończeniu lekcji młody poszedł, by odzyskać smartfon, jednak nauczycielka stwierdziła, że ma przyjść z rodzicem i dopiero wtedy dostanie telefon z powrotem.

Następnego dnia mój znajomy razem z synem poszli po telefon. Znaleźli nauczycielkę i poprosili o zwrot. Ta jednak zrobiła zdziwioną minę i stwierdziła, że żadnego telefonu nie skonfiskowała. Kłótnia trwała dobrą chwilę i w czasie jej trwania pojawiło się kilka osób z klasy młodego, które potwierdziły jego wersję. Pomimo tego nauczycielka nadal szła w zaparte i wtedy rozległ się dzwonek telefonu. Jeden z dzieciaków zadzwonił na numer młodego w nadziei, że nauczycielka ma go przy sobie i nie wyjęła karty SIM.

Telefon udało się odzyskać, jednak na koncie z około 50 zł zostało 2 zł i na ekranie była okropna rysa. Dopiero z pomocą dyrektorki udało się wyegzekwować rekompensatę za zniszczenia i wykonane połączenia. Nauczycielka nadal pracuje w tej szkole, jednak nie uczy klasy, do której uczęszcza syn znajomego.

Osobiście najbardziej przeraża mnie perfidia tej "nauczycielki". Wiedziała, że jest wielu świadków na to, że zabrała młodemu telefon i pomimo tego postanowiła go sobie przywłaszczyć. Do tego idiotyzmem jest nie wyjęcie karty z kradzionego telefonu, a ona uczy informatyki, więc jakieś pojęcie na temat technologii powinna mieć. Pomijam fakt, że smartfon można namierzyć nawet po wyjęciu z niego karty SIM.

szkoła

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (837)
zarchiwizowany

#60728

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 10 lat temu mieszkałem w dość parszywej części mojego miasta. Bójki i nocne sprzeczki między pijakami były na porządku dziennym. Nie przeszkadzało to jednak, gdyż pijaczki nikomu nie szkodzili i byli niebezpieczni tylko dla samych siebie. Wszystko zmieniło się gdy na równoległej ulicy otwarto klub nocny.

Po każdej imprezie w w/w klubie moja ulica wyglądała jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się rozbite butelki, pety i inne śmieci, nie wspominając o wszędobylskich wymiocinach. Czasami gdy wychodziłem o 7:30 do szkoły, spotykałem śpiących (nieprzytomnych?) ludzi w najróżniejszych, dziwnych miejscach. Mój osobisty best of the best to pan w garniturze śpiący na dachu rozdzielni prądu. Do dziś zastanawiam się jak on się tam znalazł :)

Jednak klubowicze to nie tylko samo zło. Ich głęboko skrywana dobroć nakazała im zadbać o stronę wizualną mojej ulicy. Spowodowało to lawinowe pojawianie się na ścianach kamienic tagów, ku*w, chu*ów, i zdań typu "Jeb*ć [tu wpisz nazwę klubu, którego nie lubisz]". Oczywiście nie twierdzę, że wcześniej nie było problemu z pseudo graffiti, jednak bywalcy klubu w krótkim czasie co najmniej podwoili jego ilość.

Ludzie gdzieś zaparkować muszą, jednak stawianie samochodów przy ulicy stało się niebezpieczne. Po każdej imprezie można było naliczyć kilka urwanych lusterek. Czasami zdarzały się też przebite opony i rozbite szyby. Raz nawet jakiś inteligent podpalił starego dostawczaka. Na całe szczęście straż pożarna szybko zareagowała.

Mówiłem już, że dzielnica, na której mieszkałem była parszywa, ale stosunkowo bezpieczna. Po otwarciu klubu zmieniło się to i wyjście z domu w okolicach 23 stało się ryzykowne. W ciągu roku od otwarcia klubu zdarzyło się kilkanaście pobić, z czego dwa dotyczyły mieszkańców mojej kamienicy.

Oczywiście nie myślcie, że generalizuje i od razu szufladkuje wszystkich bywalców klubu jako bandytów i pijaków. Część pewnie szła się tam dobrze bawić, jednak ich zdegenerowani koledzy potrafili bardzo napsuć krwi mieszkańcom mojej dzielnicy.

Z tego co wiem policja była wielokrotnie wzywana (głównie do zniszczonych aut), ale nie pytajcie mnie czy była wystosowana jakaś petycja o zamknięcie klubu, lub coś w tym rodzaju. Byłem wtedy dzieciakiem i takie rzeczy mnie mało interesowały.

klub_nocny

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (97)

#58859

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Natchniony historią użytkowniczki Annairu o zniszczonych pisakach postanowiłem napisać swoją, bardzo podobną historię. Miała ona miejsce jakieś trzy lata temu, gdy jeszcze mieszkałem w moim rodzinnym domu.

Znajomy poprosił mnie o złożenie komputera. Dał mi odpowiednią ilość gotówki na podzespoły, plus trochę dla mnie za robociznę. Spędziłem dużo czasu na przeszukiwaniu allegro w poszukiwaniu dobrych części w odpowiednich cenach. Po około dwóch tygodniach wszystko co potrzebne leżało już w moim pokoju. Rozpocząłem prace, ale gdy doszedłem do montowania procesora okazało się, że nie mam pasty termoprzewodzącej (dla ciekawskich jest to pasta nakładana najczęściej między procesor, a radiator w celu lepszego odprowadzania ciepła). Ruszyłem więc do najbliższego sklepu komputerowego. Wtedy nic nie zapowiadało nadchodzącego piekła w postaci mojego czteroletniego kuzyna.

Pod moją nieobecność przyszła moja ciocia z wyżej wspomnianym siewcą zła. Mama była wtedy zajęta sprzątaniem kuchni, ale ugościła ciocię. Oczywiście poinformowała ją, żeby młody nie wchodził do mojego pokoju bo składam komputer i młody może coś zepsuć. Jak się okazało ciocia tą informacje wpuściła jednym uchem i drugim wypuściła bez jej wcześniejszej analizy.

Tutaj małe wytłumaczenie. W moim domu kuchnia jest połączona z salonem, jednak widać z niej tylko część dużego pokoju. Mama uspokojona zapewnieniami cioci, że mały się ładnie bawi, nie zwracała na niego uwagi.

Gdy wróciłem do domu zauważyłem, że drzwi mojego pokoju są uchylone. Zdziwiło mnie to, więc poszedłem sprawdzić. To co ujrzałem załamało mnie. Mój kochany kuzyn siedział tuż przy otwartym komputerze i wlewał do niego wodę (wyjaśnienie, zawsze w pokoju mam jedną lub dwie butelki wody). Koło niego leżał procesor z pogiętymi chyba wszystkimi stykami i wszystkie kable, które już zdążyłem podłączyć.

Porządnie wkurzony i całkowicie załamany (to w końcu nie był mój sprzęt) poszedłem spytać kto wpuścił małego do mojego pokoju. Mama zbladła i z niedowierzaniem spojrzała na ciotkę, a ta z uśmiechem na ustach spytała:

[C]: A co niby takie dziecko może zrobić?
[J]: Na przykład zniszczyć sprzęt za ponad 3000zł!

Tutaj już mojej cioteczce uśmiech trochę zbladł, ale nie byłaby sobą gdyby nie próbowała się wyłgać.

[C]: Chyba nie myślisz, że ci uwierzę, że głupi komputer może tyle kosztować!
[J]: Pokazać cioci faktury? Mam nadzieję, że macie z wujem jakieś zaskórniaki, bo kolega potrzebuje ten komputer za dwa tygodnie.
[C]: No ja nie wierzę! Moja własna rodzina chce mnie oszukać, nie dostaniesz ani grosza! Mati chodź do mamusi, wychodzimy!

Pieniądze odzyskałem, ale nie martwcie się to nie ciocię ruszyło sumienie. Zadzwoniłem do wuja, który zawsze był równym facetem. Przyjechał wieczorem, spojrzał na suszący się sprzęt i zmasakrowany procesor. Do dzisiaj pamiętam rozmowę telefoniczną jaką odbył ze swoją żoną (takich wydarzeń się nie zapomina :D). Na następny dzień przywiózł mi całą kwotę plus kilkaset złotych więcej za to, że kolega dłużej musi czekać na nowy komputer. Ten nie narzekał zbytnio, bo za te kilkaset złotych więcej mogłem złożyć o wiele lepszy komputer.

Co do sprzętu ktoś może napisać, że da się odratować itp. Nie jestem na tyle bogaty by ryzykować spięciem i zniszczeniem podzespołów gdyby się okazało, że dana część nie wyschła do końca.

dom

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 761 (833)
zarchiwizowany

#57833

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu potrzebowałem laptopa. Głównie by móc go wziąć na zajęcia i nie pracować na starych komputerach na uczelni (jestem studentem informatyki). Chciałem na nim przeglądać internet, używać pakietu biurowego, środowisk programistycznych (proste programy) i innych. Wymagania raczej nie wielkie.

Udałem się do jednej z sieciówek i zacząłem obchód działu z laptopami. Po chwili miałem dwa typy, ale jak wiadomo przy produkcie wypisane były najmniej ważne informacje. Poprosiłem, więc pracownika zajmującego się tym działem. I tu zaczęło się kuriozum.

Pierwsze z moich pytań dotyczyło taktowania pamięci ram. Delikwent od razu zbladł. Na początku myślałem, że po prostu nie pamięta danej specyfikacji (nikt nie jest alfą i omegą) i zaraz pójdzie to sprawdzić. Jednak ten stał i patrzył na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Zapytałem, więc go czy wie w ogóle o czym mówię? Odpowiedź była przecząca. Wtedy zrobiłem w tył zwrot i odmaszerowałem z miejsca do innego sklepu.

Nie rozumiem jak mogli umieścić na stoisku z laptopami osobę, która nie wie co to jest taktowanie pamięci. Możliwe, że liczą na to, że większość klientów to osoby, które nie mają większej wiedzy o komputerach i wystarczy, że pracownik ma umiejętność wciskania najdroższego chłamu naiwnym klientom. Jednak nie oszukujmy się w internecie jest wiele poradników na co zwracać uwagę przy kupnie komputera napisanych w przystępny sposób, nawet dla laików. Poza tym bywałem już w sieciówkach, gdzie pomagałem znajomym w wyborze sprzętu i nigdy nie natknąłem się na osobę tak niewyszkoloną w pracy na takim lub podobnym stanowisku. Mam nadzieję, że to pojedynczy przypadek a nie nagminne zjawisko.

sieciówka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (68)
zarchiwizowany

#57681

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia młodszego brata mojego znajomego, zamieszczona oczywiście za jego zgodą.

Młody jest, a właściwie był uczniem drugiej klasy gimnazjum. W pierwszej klasie przyczepiło się do niego dwóch chłopaków. Według jego opowieści były to typowe bogate dzieci, które myślą, że mogą wszystko, bo ich rodzice mają pieniądze. Poza tym przymilali się do wszystkich nauczycieli, więc Ci mieli ich za czyste srebro. Najbardziej jednak lubiła ich nauczycielka od polskiego. Jedyną, która nie reagowała na ich sztuczki była wychowawczyni klasy. Najwyraźniej ich przejrzała.

Na początku było w miarę spokojnie. Jakieś głupie docinki i teksty, na które młody nie reagował i nie skarżył się. Z czasem jednak zaczęło się robić coraz gorzej. W klasie pojawiły się różne kompromitujące plotki na jego temat, komentarze i docinki stawały się coraz ostrzejsze. W końcu młody nie wytrzymał i sprawa trafiła do wychowawczyni. Ta w bardzo delikatny sposób załagodziła sprawę i nikt już nie dokuczał młodemu. Jednak z drugiej strony nikt się do niego nie odzywał, ale jemu to pasowało.

Pod koniec pierwszego roku okazało się, że wychowawczyni dostała lepszą ofertę pracy i odchodzi. Nową wychowawczynią została wyżej wymieniona polonistka. Z dniem rozpoczęciem drugiego semestru dla młodego zaczęło się piekło na ziemi. Powróciły docinki w jeszcze ostrzejszej formie. Plotki rozchodziły się teraz na całą szkołę i wiele osób nie ograniczało się tylko do agresji słownej.

Nowa wychowawczyni bagatelizowała sprawę, gdyż głównych oprawców uważała za wspaniałych uczniów. Opinia szkolnej pedagog opierała się głównie na opinii wychowawczyni i innych nauczycieli, którzy nieprawidłowości nie zauważyli. Młodemu nikt nie chciał pomóc, nawet jego rodzice przestali mu wierzyć (wychowawczyni i pedagog przekonali ich, że nic się nie dzieje). Sytuacja stawała się coraz gorsza. Młody był okradany, jego książki i ubrania były niszczone. Jednak nadal nikt nie dostrzegał problemu.

W końcu młody nie wytrzymał i jednego dnia dał po mordzie swoim głównym oprawcom. Po tym wydarzeniu zadziałali bogaci rodzice. Okazało się, że to młody jest tym złym, został wyrzucony ze szkoły, a ta szczyci się wykryciem przemocy i zniwelowaniem jej w zarodku. Idealne zakończenie nieprawdaż?

szkoła

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (441)
zarchiwizowany

#56760

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zanim rozpocząłem studia, uczęszczałem do technikum na profilu informatycznym. Tak się złożyło, że w tym okresie moja szkoła otrzymała dotacje na unowocześnienie szkoły. W planach było zainstalowanie trzech interaktywnych tablic multimedialnych, sieci wifi, której zasięg miał obejmować całą placówkę z dostępem dla uczniów i nauczycieli oraz rzutnika i komputera w każdej sali. Brzmi pięknie, niestety jak zwykle rzeczywistość jest gorsza niż założenia.

Zainstalowano trzy tablice multimedialne, kolejno w sali komputerowej, językowej i matematycznej. Tablice montowały ekipy z firmy dostarczającej sprzęt, do nauczycieli należało jedynie podłączenie trzech kabli i instalacja oprogramowania na komputerze. W sali językowej poszło wszystko bezproblemowo i bardzo często wykorzystywaliśmy nowy sprzęt. W sali matematycznej instalacja również poszła szybko, jednak tablica była bardzo rzadko wykorzystywana. I na koniec sala komputerowa, gdzie po dziś dzień tablica nie jest używana. Czemu? Nie wiadomo, ale prawdopodobnie zadanie podłączenia tablicy przerosło panów informatyków. Aż chce się rzec o ironio...

Nadszedł czas na sieć wifi. Po pierwsze jej instalacja trwała tydzień a późniejsza konfiguracja 2 lata. Gdy jednak w końcu udało się uruchomić sieć, okazało się, że coś co miało być ogólnodostępne było dostępne tylko dla kadry nauczycielskiej. Jednak zaradni uczniowie, po kilku dniach, dali radę zdobyć hasło. Gdy informacja o tym doszła do nauczycieli hasło zostało zmienione. Ta batalia o dostęp do wifi, z tego co wiem, trwa do dziś. Pierwsza piekielność tej sytuacji jest oczywista, to co miało być dostępne dla wszystkich, jest dostępne tylko dla nauczycieli. Druga piekielność to fakt, że informatycy z mojej szkoły nie umieli nawet zabezpieczyć porządnie sieci. Kto by chciał zatrudniać takiego informatyka?

Rzutniki i komputery w salach pojawiły się stosunkowo szybko, jednak ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Po trzech latach eksploatacji ilość bad pixeli w rzutnikach była tak duża, że czasami ciężko było rozczytać tekst. Przetrwały jedynie te, które były bardzo rzadko używane. O specyfikacjach komputerów nie będę wspominał. Powiem tylko tyle, że są one porównywalne do komputera, który dostałem na komunię.

Ps. Informacje o tym co się dzieje w szkole mam od znajomego, który w nadal do niej uczęszcza.

szkoła

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (186)

#55396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli ktoś kiedyś bawił się w web design, to wie ile czasu zajmuje przygotowanie profesjonalnego projektu i pocięcie grafiki tak, żeby nadawała się do zakodowania. Dlatego zawsze najpierw robię konspekt głównej strony. Jeśli się spodoba to zabieram się do przygotowania pełnego zestawu grafik. Jeśli potrzebne są drobne poprawki, to wykonuje je za darmo, natomiast gdy zleceniodawca żąda zmiany znacznej części konspektu, to naliczam dodatkowe opłaty. Oczywiście informuje o tym na samym początku współpracy. Zwykle osoby jak najdokładniej przekazują mi wizję strony internetowej, by potem nie dopłacać (cena różna w zależności od złożoności grafiki). Oczywiście są też wyjątki.

Otrzymałem zlecenie od pewnej małej firmy, w sprawach strony miałem kontaktować się z panią Manager [M]. Już po pierwszej rozmowie wiedziałem, że będę miał dużo pracy i dużo zarobię.

Poinformowałem [M] o moich warunkach oraz o tym, że pewnie będę musiał wykupić, na potrzeby strony, kilka płatnych grafik. Zwyczajowa formułka. Pani Manager oczywiście się zgodziła i przekazała mi swoją wizje strony... "Ma być ładnie i kolorowo.". Nie trudno sobie wyobrazić, że taki strzępek informacji nie wystarczy do stworzenia grafiki. Zacząłem więc wypytywać [M] o chociaż minimalne szczegóły. Po wielu bólach i rozmowach okraszonych narzekaniem "Ja nie mam czasu na bzdury, jestem managerem.", "To ty jesteś grafikiem.", w końcu udało mi się zdobyć na prawdę minimum informacji o preferowanym układzie strony i informacjach jakie mają być na niej zawarte. Przejdźmy do prezentacji kolejnych konspektów.

Konspekt 1.
Strona jest kolorowa i układ odpowiada opisowi [M]. Niestety pani Manager stwierdziła, że to brzydkie i mam zaczynać od nowa. Oczywiście nie podała mi żadnych informacji co jej się nie podoba. Na moje pytania o jakieś sugestie pozostawała głucha. Poinformowałem ją więc o zwiększeniu kosztów i zacząłem prace od zera.

Konspekt 2.
Zmieniłem kolorystykę i układ stron. Reakcja tak jak wyżej, nie podoba się. Jednak tym razem byłem bardziej nachalny jeśli chodzi o szczegóły i sugestie, bo nie mam zamiaru się bawić we wróżbitę i zgadywać preferencji pani Manager. Udało się, zdobyłem informacje, wiem jak strona ma wyglądać (projekt był okropny do czego próbowałem przekonać [M], ale Ona pozostawała głucha na moje argumenty). Poinformowałem panią Manager o wzroście kosztów i zabrałem się do pracy.

Konspekt 3.
Strona wyszła dokładnie tak jak zażyczyła sobie pani Manager. Ona zachwycona (ja nie koniecznie bo chyba nikt nie prosił mnie o takie dziwactwa i strona była po prostu brzydka, ale jak to się mówi klient nasz pan), projekt zaakceptowany. Strona już była praktycznie przygotowana do kodowania, ale otrzymałem e-mail. Stwierdziła, że strona jest nieładna i wysyła mi pomysł na nowy wygląd. Standardowa regułka o wzroście kosztów i do roboty.

Konspekt 4.
Strona wyszła bardzo ładnie, pani Manager zachwycona. Przygotowałem stronę do zakodowania i podałem cenę. Tutaj niestety [M] zrzedła mina, bo nazbierała się ładna suma pieniędzy. Zaczęła się wymiana zdań, której nie będę całej przedstawiał, ale napiszę co z niej wynikało.

Według pani Manager wszystkie poprawki powinny być darmowe (nawet te, które zajmują mi kilkanaście godzin), że nie informowałem jej o wzroście kosztów (na prawdę?), oraz że powinienem od początku wiedzieć jak strona ma wyglądać (i'm fucking diviner). Na moje argumenty oczywiście była głucha i stwierdziła, że nie ma zamiaru mi płacić. Oczywiście wypowiedzi pani manager bardzo odbiegały od kulturalnej rozmowy, ale nie chciałem was zamęczać niepotrzebnymi epitetami, którymi zostałem obrzucony.

Nie miałem zamiaru tego tak zostawić, na stworzenie layout'u dla tej strony straciłem dużo czasu, w trakcje którego mogłem wykonać kilka innych zleceń. Cała korespondencję z panią Manager i wykonane konspekty przedstawiłem szefowi firmy. Ten oczywiście mi zapłacił, ale podczas rozmowy można było wyczuć, że jest bardzo wkurzony na [M]. Nie wiem co się z nią stało, ale w najlepszym przypadku dostała niezły opieprz od szefa :D

A wystarczyło na początku poświecić chwile czasu, przemyśleć i powiedzieć jak ma wyglądać strona. I oczywiście nie być święcie przeświadczonym o swojej nieomylności (patrz konspekt 3).

uslugi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 441 (491)