Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sayu

Zamieszcza historie od: 28 czerwca 2011 - 15:07
Ostatnio: 13 czerwca 2021 - 21:12
  • Historii na głównej: 5 z 10
  • Punktów za historie: 2386
  • Komentarzy: 44
  • Punktów za komentarze: 247
 

#88126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wychowałam się w mieście, rodzinę dalszą (ciotki, wujkowie, kuzynostwo) mam dosyć sporą. Być może wiek jest istotny - niedługo będę się musiała pożegnać z moimi 20 latami, więc lata 90' oraz wczesne 2000' pamiętam dosyć dobrze.
W domu się nie przelewało, ale jak już były domówki, to po swojsku, żarcia było dość, bo gospodarz zawsze dbał o to, żeby goście wcześnie nie zeszli z upojenia alkoholowego :)
Goście również przynosili swoje wynalazki kulinarne, a to sałatkę, a to ciasto, bo wstyd z pustymi rękami iść w gości. Dla mnie jest to fajne podejście, wzajemny szacunek i miła atmosfera.

A teraz wyobraźcie sobie, drodzy piekielni, mój szok kulturowy, podczas prób asymilacji w UK.
Gospodarz zazwyczaj nie ugaszcza jedzeniem. Ostatnio poszłam z lubym na urodziny do jego znajomego. Koleś nawet wodą z kranu nie poczęstował, a żarcie wzięliśmy na wynos dla wszystkich, bo nikt się do tego nie palił.
Po skończonej "posiadówce" spaliłam buraka, bo alkohol, który sama kupiłam, a nie zdążyłam otworzyć, Luby spakował i zabrał. Może wychowałam się w trochę zbyt gościnnych stronach, ale u mnie jak się coś postawiło na stół, to było prezentem dla gospodarzy. Co kraj to obyczaj...?

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (180)

#86613

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powie mi ktoś, o co się kurka, rozchodzi z ponadtroskliwymi mamusiami?
I nie mam tu, niestety, na myśli współczesnej "madki".

Mieszkam obecnie z moim partnerem u jego rodzicielki. Kobieta generalnie pozytywna, choć widać, że brak partnera życiowego rekompensuje sobie, rozpieszczając ponad 30-letniego syna. Synek w tym momencie staje się odrobinę niepełnosprawny społecznie, przez to, że kochana mamusia podtyka mu wszystko pod nos.
Posprząta kuwetę jego kotów, choć logicznym jest, że to jego obowiązek i jak amen w pacierzu powinien codziennie to sam ogarniać.
Śniadanie do łóżka? Pewnie. Śmieci wynieść z sypialni? Już mamusia leci. Pranie? Ależ nie ma problemu! Nie przeszkadzaj sobie w grze!

Zaciskam zęby, bo to nie mój dom, a chwilowo nie mam się gdzie przenieść, chociaż jak tak dalej pójdzie, to będę musiała się za czymś rozejrzeć, bo to nie jedyne piekielności z jej strony.

Chatka na teściowej nożce

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (137)

#77057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie egzotycznie. Niesmacznie. I niepoprawnie politycznie.

Miarka się, kurka, przebrała. Wygnało mnie za granicę. Za pracą i szkołą. I na moje nieszczęście przyszło mi wybrać opcję ekonomiczną jeśli chodzi o zakwaterowanie. Padło na tani akademik. Gdybym wiedziała co za bydło w nim mieszka, to prędzej załatwiłabym sobie kartonową kwaterę pod mostem. A teraz do konkretów.

Z racji bardzo taniego czynszu, przypełzo do tego przybytku multum przedstawicieli różnych kul... (no nie przejdzie mi przez palce w tym przypadku) narodowości. Głównie Chińczycy i przybysze z Pakistanu, czy innego Brudostanu. A o to co odwalają:

1. W moim segmencie jest najlepsza łazienka w całym akademiku. Duża, kibel + prysznic w jednym pomieszczeniu, okno (reszta kibli a'la wychodek w barze). Więc przychodzi bydło do tej u mnie. Poza zalaną łazienką i faktem, że trzeba kibel po nich szorować jest problem z tym, że przychodzą małpiesyny od samego rana, a z łazienki na 4 osoby, robi się łazienka dla 20.

2. W łazience tej urządzają sobie pralnię, bo przecież to jest za trudne dla takiego inżyniera, żeby włączyć pralkę w pralni, piętro niżej.

3. Co do pralni, to właśnie przez nią "przegła się pałka" i ewakuuje się stąd w trybie przyspieszonym.
Otóż w pralni postawiono współczesny pomnik multi-kulti. Zamiast wyrzucić do śmieci, ktoś postanowił wyprać zasrane prześcieradło. Próba zakończyła się na włożeniu go do pralki i zamknięciu jej. Może osobnik myślał, że pralka wyczuje GÓWNO i się sama włączy. (na marginesie jest jedna na cały akademik).

4. Tu stawiam na samca z rejonów pustynnych. Piętro niżej jest kibel, który jest notorycznie osrany i zasikany. Przy drzwiach leży ŚCIERKA, którą owy książę podcierał swoje perskie oko.

Tak więc tak. Gdyby ktoś miał wątpliwości. Unikać mieszanych akademików. A już najbardziej tych, gdzie takie bydło robi chlew.
P.S. Administrator o wszystkim wie. Ma wywalone.

akademik z piekła

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (272)

#75464

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedzę i płaczę.
Mój piekielny "braciszek" otworzył DWIE butelki wina, które przywiozłam z Grecji. Wina, które jest warte ciężkie pieniądze w Polsce, jeżeli w ogóle uda się je znaleźć. Wina, które miałam wypić dla uczczenia obrony pracy dyplomowej ze znajomymi. Wyjął z zamkniętego barku w moim pokoju, odkorkował, upił szyjkę i zostawił.
Nie mam nawet siły obmyślać planu zemsty. Będę wdzięczna za wskazówki.

nawet nie wiem co tu wpisać

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (293)
zarchiwizowany

#73855

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z opowieści akademikowych.Będzie długo.
Tak, to kolejna historia o durnych studentach.
Jako studentka stancje zmieniałam co rok. A to odległość od uczelni za duża, a to za dużo mężczyzn na stanie. Ten rok jednak, na długo będzie mnie przyprawiał o drganie brwi na tle nerwicowym.
Error#1. Wnoszę swoje graty do mieszkania. Od progu wita mnie widok gołej dupy, sfajczonej na solarium do koloru grillowanej pomarańczy. Brew drga po raz pierwszy. Ignoruję. Nie mój zad, nie moja sprawa, może właścicielka (roboczo Plastik) woli się wietrzyć zamiast myć. Zagryzam zęby i (ze stłumionym szczękościskiem) serwuję uśmiech nr. 5. Powitanie za nami a ja staram się zapomnieć o stereotypach o blondynkach.
Error#2. Z jednej landryny robią się dwie. Nic to, w końcu są jeszcze inne dziewczyny na mieszkaniu, jakoś to będzie. I faktycznie, przez większość roku było spokojnie, nawet miło czasami. Ignorowałam głośne imprezy, wtaczanie się do mieszkania po pijaku o 3 nad ranem, w aranżacji "albo grubo, albo wcale". Rozumiem, akademik rządzi się swoimi prawami. Ignorowałam hordy facetów, którzy na 3 zmiany w tygodniu odwiedzały Plastik w celach rekreacyjnych. I nie mówię tu o graniu w bierki. Kierując się mantrą z dnia pierwszego, szukam mojego zen.
Error#3. Zen szlag trafił. Towarzystwo sztuk ok. 5 ( w mikroskopijnej kuchni) urzęduje w kuchni 18/24h. Nie ma jak zrobić obiadu. Syf niesamowity. Żyłka na skroni pulsuje mocniej.
Error#3. Plastik ma królika. Traktuje go jak mebel. Jego dieta ogranicza się do marchwii. Od święta dostaje kapuste. I suchy chleb. Szkoda mi go, więc dokarmiałam, dolewałam wodę. Prowadzi to do apogeum. Ale o tym za chwilę.
Error#4. Musiała zaopiekować się psem matki przez 3 tygodnie. Standardowo-spacer 2 razy dziennie, przez max 5 minut. Wracając zachlana w sześć pośladków nie zauważa, że pies wybrał wolność, korzystając z okazji. Kto jest winny? Oczywiście, ja :D Oskarżyła mnie o kradzież 10 letniego spaniela. Zobaczyłam jak mój zen przybrał postać wielkiego fuck'a na niebie, po czym poszybował z panicznym śmiechem gdzieś w przestworza.

Ciąg dalszy niebawem.

czeluści piekielne

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 37 (145)

#52723

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O metodach wychowawczych.
Leciałam do Anglii jakiś miesiąc temu. Podróż raczej niedługa, około 3 godzin w samolocie, nie było by to w żaden sposób uciążliwe, gdyby nie jedna rodzinka. Siedzenia za mną zajęte były przez matkę z dwójką dzieci, przedział wiekowy plus-minus 4-7 lat. Ja zajmuję się czytaniem książki, ale młodemu z tyłu bardzo się nudziło, więc zaczął kopać moje oparcie dla zabawy. Po 5 minutach łudzenia się, że mu zaraz przejdzie odwróciłam się do jego mamy.

- Przepraszam, czy mogłaby Pani zwrócić uwagę dziecku?
- Ale o co chodzi?
- Kopie moje oparcie od paru minut.
- No i?
- Przeszkadza mi to.
- To jest dziecko, musi się pobawić.
- Być może, ale jest to niegrzeczne.
- Pani jest niepoważna. Proszę mnie nie pouczać.
Tu włącza się młody:
- Mamo, czy jestem niegrzeczny?
- Oczywiście, że nie, to ta pani jest niekulturalna kochanie.

Aha.

Samolot

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1078 (1126)
zarchiwizowany

#38825

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam.
Dziś opowiem o kochanych współpracownicach. Zdarzyło się, że pracowałam za granicą podczas wakacji. Przez okres pracy mieszkałam z ponad 20 współpracownicami. Dziewczynami nie bardzo się ze sobą dogadywały. Ze mną jeszcze mniej. Jako, że miałam lekką depresję i byłam nie do życia wcale im się nie dziwiłam ale starałam się być miła. Potworzyły się grupki, w każdej roiło się od babskich intryg, plotek i nienawści. Każda była obgadana i obgadywała inne. Nie jestem typową dzieczyną, bardziej chłopaczarą, mimo że tego po mnie nie widać. Nie zadaję się z reguły z dziewczynami, bo mnie irytują. Po paru próbach wciagniecia mnie w jakieś intrygi, kobietki stwierdziły jednogłośnie, że 'ona to jakaś dziwna jest'. Zaczęła się więc nagonka, której prowodyrem była jedna z najstarszych pracownic i dziewczyny, z którymi się przyjaźniła. Kobieta szukała pretekstu do kłótni. A to, że za długo gotuję obiad (dla siebie, w spólnej kuchni) a to, że źle sprzątam na hali. Raz nie wytrzymałam i spytałam, czy nie chce sie ze mną zamienić, kiedy ja zbierałam szczotką ciężki gruz a ona stała oparta o ściane, mimo że powinna sprzątać tak samo jak reszta. Dostała ataku furii, stwierdziła, że jestem bezczelna i że dopilnuje żebym straciła pracę.
Innym razem, kiedy dla zabawy wróżyłam z kart dziewczynom, kiedy jej pupilki sie o tym dowiedziały, śmiały się do rozpuku, żem zła wiedźma itp, itd. aż jedna prawie złamała palec następnego dnia, a pani prowodyrka dostała boleści brzucha. Będąc w 8 miesiącu ciąży. Przestały się śmiać. (karma is a bitch :) Przeżuciły się na inne dziewczyny, chowały ich prywatne garnki, talerze, kradły jedzenie. Byleby tylko zaszkodzić i mialy z tego niezły ubaw. Mi deprecha przeszła, użeranie się z nimi zakrawało na komedie. Może kiedyś znowu je spotkam i podziekuję za udane wakacje.

współpracowniczki

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (32)
zarchiwizowany

#27281

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali opowieści o ropuchach ;)
Postaram się skrócić możliwe jak najbardziej, bo historia do najkrótszych nie należy.
Otóż zdarzyło mi się nie tak dawno temu być w związku na odległość . Pierwszy prawdziwy związek, stanowczo zbyt różowe okulary, wybielanie wad "ukochanego" ( a było ich wiele) itd. Związek przetrwał rok i 8 miesięcy po czym zdechł śmiercią prawie naturalną . Potem był już tylko na zasadzie ′wolnego związku′ z jednoczesnym zapewnieniem każdej ze stron o wierności względem siebie. Tia. Ja wywiązałam się z obietnicy, ciągle starając się ów związek ratować. Przywiązanie do człowieka, miłość, wiecie, te klimaty. Kontakt się coraz bardziej urywał ze strony Ropucha, więc spytałam po ludzku, czy mam odpuścić, więcej nie czekać, tak żeby się rozejśc na w miarę neutralnym gruncie. Dostałam odpowiedz pt. ′nie potrafię teraz zdecydować, mam doła, mnóstwo problemów′. Więc czekałam dalej, w końcu mi na nim zależało. Okres takiego czekania trwał pół roku. Aż do armagedonu, który rozpętałam, kiedy dowiedziałam się, że Ropuch ma dziewczynę. Nową. Mi próbował wcisnąć kit, że to wyszło całkiem przypadkiem, że wcześniej z nią nie kręcił. Uwierzyłam, co jednak nie zmniejszyło mojej złości. Powiedziałam mu, co o nim sądzę i zerwałam kontakt.
Dwa miesiące pózniej...zonk. Na portalu społecznościowym napisała do mnie jego dziewczyna. Nie radziła sobie z tym jak ją traktował. Z jego napadami deprechy i ciągłym obwinianiem jej o całe zło świata. Ten schemat wypróbował też na mnie, więc wiedziałam o co chodzi. Po chwili namysłu stwierdziłam, że w sumie dziewczyna mi nic nie zrobiła. Pocieszyłam, poradziłam, pogadałam. Po dłuższej rozmowie wyszło na jaw parę ciekawych faktów- był z nią i ze mną w tym samym czasie ( okres wolnego związku, który sam zaproponował, zapierając się, że inna dziewczyna mu nie potrzebna), a wcześniej mnie z nią zdradzał. Podała dokładne daty, kiedy się spotykali, okliczności itd. Kiedy pozbierałam szczęke z podłogi postanowiłam dać gadowi nauczkę. Wspólnie z jego (już) byłą dziewczyną postanowiłyśmy opisać tą historię, pokazać ludziom, jak świetnym jest aktorem i sprytnym kłamcą. Napisałyśmy wspólnymi siłami po krótce historię, zawierającą same fakty, daty oraz ani jednego epitetu i wysłałyśmy do jego znajomych na portalu społecznościowym.
Yatta~!
Akcja udała się świetnie. Ludzie byli w szoku. Nie dowierzali, że dali się tak zmanipulować, byli przekonani, że to taki uczciwy chłopak, gratulowali "zemsty na miarę XXI wieku". Dziękowali za otworzenie oczu, przekazali jakie niepochlebne historie o nas wygadywał. Również z życia mocno prywatnego.
Oczywiście byli i tacy, którzy stali za nim murem, no ale cóż, ich sprawa- nikogo nie chciałyśmy na siłę indoktrynować. Kilku jego bliskich kumpli przyznało się nawet, że wiedzieli o wszystkim. Super. Co jeszcze? Dalej- wisienka na torcie. Odezwała się...trzecia dziewczyna. Tak. Jego. Tak. Był z nami trzema jednocześnie. Po prostu wybornie milordzie.
Plan jednak się udał. Facet jest w swojej miejscowości spalony. Plotki szybko się rozchodzą. Zapewne dalej chodzi po mieście nocą albo opłotkami.
Nie żeby było mi go żal. Zasłużył.
W akcie odwetu włamał się na moje konta. Mail, gg, FB. Pozmieniał hasła, wykasował prywatne wiadomości. Życie. Założyłam nowe.
Został tylko lekki niesmak. Bo facet, za którym wskoczyłabym w ogień potraktował mnie i pare innych dziewczyn tak, a nie inaczej.
Oceńcie sami kto był bardziej piekielny.

zemsta na ropuchu.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (196)
zarchiwizowany

#25776

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam.
Sporo historii o księżach tu ostatnio przeczytałam, więc też podzielę się swoimi doświadczeniami :) Opowiem o nieboskim księdzu, który uczył mnie w liceum.
Gwoli wyjaśnienia, słucham na ogół cięższej muzyki, lubię ubierać się w stonowane kolory ( przeważnie czarne bluzki do jeans′ów za czasów liceum, a i gorset czasem zdarzyło sie do szkoły założyć ) mam czarne, długie włosy, bardzo bladą, naturalna cerę a jedyny makijaż jaki noszę to kreski na powiekach, robione eye- linerem. Być może z tego powodu naraziłam się mojemu katechecie w liceum. A poza tym mam antyklerykalne nastawienie.
Sytuacja właściwa nr. 1 :
Katecheza. Na temat okultyzmu i wpływu Złego na codzienne życie ludzi . Fajnie się prowadziło z nim konwersację. Do czasu. Ksiądz ( przez większość czasu uważałam go za ′równego′ człeka i z fajnym podejściem do młodzieży) przyniósł książeczkę wydana przez KKK, która była też poradnikiem dla rodziców i opiekunów dzieci/młodzieży dorastającej. Poprosiłam, z ciekawości, żeby udostępnił mi ją do następnej lekcji, myślę sobie , ′nudzi mi się, poczytam, a nuż coś ciekawego.′
I było parę perełek. Autor przestrzegał opiekunów i namawiał do:
-kontrolowania jakiej muzyki dziecko słucha. ( rock, metal, hip-hop i techno to wymysł szatana i może wprowadzić dziecko do sekty. Wtf? o_O)
-Jak dziecko się ubiera ( oczywiście czarny i czerwony to kolory piekła. ....księża w sutannach koloru nieba nie śmigają...)
- w jakie gry gra (Quake, wow itp to ZUO)
- czy chodzi do kościoła, itp.
Po lekturze nieco wzburzona idę do księdza na następnej katechezie .
Ja- Proszę księdza...to co w tej książeczce jest napisane to już lekkie przegięcie...
Ksiądz- Co masz na myśli?
j- to jest jawna nagonka na Bogu ducha winnych ludzi. To, że ktoś słucha takiej a nie innej muzyki, nie znaczy,że jest satanistą.
K-...
j: poza tym , wydaje to znane wydawnictwo katolickie, które trafia do wielu domów. A potem taka babcia, czy inny opiekun będzie szykanowało dzieciaki, bez powodu ( choćby moher commando obecne wszędzie)
K: wszyscy sataniści o jakich słyszałem, byli metalami!
j: to niczego nie dowodzi. Ja słucham metalu między innymi i takich zapędów nie mam.
Ksiądz się zapowietrzył, spalił buraka.
K: nie będę z tobą rozmawiał, przeszkadzasz mi w lekcji. Wyjdź.
J: Taka jest księdza odpowiedź?
K: Wyjdź!
No to wyszłam. Napotkany na drodze w korytarzu nauczyciel pozornie się sytuacją przejął, ale nie interweniował.
Żyjemy w państwie kościelnym i takie sytuacje to codzienność. Pytanie tylko, gdzie logika?
Z tym katechetą miałam jeszcze jedną potyczkę, jeśli bedziecie chcieli, opowiem pózniej.

księża

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (310)
zarchiwizowany

#12890

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja pierwsza historia, jak narazie bez zakończenia, tym bardziej szczesliwego.
Mieszkam w centrum miasta, w bloku na 5-tym pietrze. 1-sze pietro to lokale uzytkowe,do ktorych nie ma dostepu z klatki schodowej. Z przodu jest mala dobodowka (restauracja i bank) . Tyle tytułem wstępu.
Historia właściwa (100% prawdziwa). Moja kociczka lubiła siadac na parapecie za oknem i kocim zwyczajem patrzeć na ptaki. Wczoraj tak właśnie umilała sobie wieczór. Siedze, gapie sie w tv i nagle słysze zgrzyt pazurów po parapecie. Kocina spadła na dach restauracji 3 pietra nizej. Nic jej sie nie stało. Ale nie ma jak sie dostać. Wieczór, bank zamkniety. Dzwonie po straz pozarną. Nie chcą przyjechać. Z pomocą przyszła właścicielka restauracji. Od niej z lokalu nie mozna było sie dostac, ale zadzwonila do brata, wysoko postawionego w SP. Przyjechali. Panowie strazacy weszli na dach. Ale kotek zestrachany, biega w te i nazad. Wiec pan strazak co zrobil? Kopnal zwierzaka tak, ze zlecial z tego dachu . Nie zdazylam zareagowac...kot sie przestraszyl i pobiegł w sina dal. Dzielni strazacy odjechali a ja kociny szukam do tej pory...jak mozna byc tak tepym kretynem zeby tak zwierzeta traktowac??
Wybaczcie ortografie, nadal sie trzese...

straz pozarna w radomiu

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (231)

1