Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30376
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#90419

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nienawidzę swojego ojca.

Kiedy miałem 4 lata uciekł ode mnie i mojej matki jak szczur.
Zostawił tylko liścik że "nie może tego dłużej znieść" i "bycie za Was odpowiedzialnym to wielka misja na którą nie jestem gotowy" i uciekł bez śladu.

Mama była załamana, ale dała radę nas utrzymać.
Nabawiła się chorób w pracy, żeby mi niczego nie brakowało.
Dziś udaje że wszystko jest w porządku, że tylko od czasu do czasu pójdzie na L4, ale tak ogólnie to jest wszystko w porządku i nie powinienem się przejmować, ale ja wiem.
Dzielna lwica, szarpana przez los ale dumna do końca.

W wieku 20-paru lat dostałem wiadomość - przypomniał sobie o mnie ojciec.
Odezwał się, starał odnowić kontakty. Mama już dawno pogodziła się z jego stratą-kiedy pojawił się w naszych drzwiach zamknęli się w kuchni i gadali godzinami.
Ona wolała to zignorować, żyć dalej.

Ja nie potrafię.
Typ do mnie wydzwania, wysyła SMSy, wiadomości na Messengerze i WhatsAppie.
Stara się zgrywać troskliwego ojca, interesować się. Zaprosił mnie parę razy do siebie, ma nową żonę i dziecko, ale mi nie odpuszcza.

Po latach takich podchodów, uodporniłem się na jego umizgi, ale dziwną litość wzbudził w mojej żonie.
Wyczuł to. Kiedy ja nie odbieram (jak zawsze), wydzwania do niej i pyta co u nas. Ta wszystko mu mówi jak na spowiedzi, mimo moich wyraźnych zakazów.
Tolerowałem jego obecność w tle mojego życia, ale mam już tego dosyć.

Teraz jeszcze okazuje się, że jest śmiertelnie chory i co?
Oczywiście moja żona oczekuje, że jak na filmach się z nim pogodzę, wszystko sobie wybaczymy i spędzimy fajnie czas zanim będzie przykuty do łóżka, a potem serdecznie się pożegnamy trzymając za rączki z jego ostatnim oddechem.

Nie.
Nienawidzę jego natręctwa, mam go po kokardy.
Nie obchodzi mnie ten człowiek, zniszczył życie moje i mojej matce, od lat nęka mnie i moją rodzinę - niech na zawsze popadnie w zapomnienie.
Nie będę filmową maskotką, nie dam mu spokoju z ostatnim oddechem.
Nienawidzę go.

rodzina

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (162)
zarchiwizowany

#89828

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Irytuje mnie moja żona.

W sumie nie ona, ale jej dewotyzm. Ciągle chodzi do kościoła, zamiast spędzić czas ze mną.
Oboje w tygodniu pracujemy, wracamy padnięci do domów i nie mamy okazji spędzić czasu razem, niedziela to jest jedyny dzień gdzie mamy taką możliwość.
Bardzo chciałbym zaplanować coś-jakąś wycieczkę czy wspólne wyjście na basen, albo po prostu wspólne leżenie do góry brzuchem, ale nie. Bo kościół.

Wiele razy rozmawialiśmy, prosiłem, błagałem.
I tutaj mówię wprost-szanuję jej religię, nie mam z tym problemu. Mam z tym że nie jest w stanie odpuścić.
Raz wymogłem na niej wypad nad morze, które kocha. Słońce, piasek i ukochana osoba obok, czego można chcieć więcej, prawda?
No jednak można-było fajnie i pięknie do czasu kiedy spojrzała na zegarek i powiedziała wzdychając, że teraz mija godzina ostatniej mszy. Resztę dnia przeżyliśmy na zdawkowych odpowiedziach do siebie.
Potem się dowiedziałem że zwolniła się godzinę wcześniej z pracy w poniedziałek, żeby pójść do kościoła na mszę wieczorną.
Nosz ja pier...

Chciałem jej pokazać, jak fajnie można wypocząć razem. Że nie trzeba całego dnia podporządkować łażeniu na przedstawienie do faceta w sukience i lepiej spędzić czas z mężem, który tęskni za swoją żoną i któremu zależy na byciu razem.
Wyciągam rękę i za każdym razem kiedy to robię, odpycha mnie krzyż.

Nie mam już sił.

kościół rodzina

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (72)

#88424

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam kelnerkę, która została zgwałcona.
Co w tym piekielnego?
Niby nic, ale...

Klara jest kelnerką, której były chłopak posunął się za daleko w relacji ze swoją koleżanką z pracy.
Klara dowiedziała się szybko.
Zerwała z nim, a potem pojechała do koleżanki. W odpowiedzi na to, koleżanka myślała, że coś uzyska i próbowała wykorzystać jej niedolę.
Nie ma sensu wspominać szczegółów, ale wiem o całej sytuacji, ponieważ powiedziała mi o niej.
Na spokojnie, 1 na 1, w biurze.

Jestem człowiekiem wyrozumiałym, litościwym, nie skorym do gniewu i bardzo łaskawym. Ale jest jeden mały, maluteńki problem:
Przy jakimkolwiek dotyku kobiety, nawet otarcia, Klara dostaje ataku paniki.

Jak zapewne się domyślacie, to dla restauratora duży problem na kuchni(mamy jedną kucharkę, reszta to mężczyźni, więc wystarczy że na siebie uważają, tylko czasem jest młyn i wiadomo że wtedy nikt na nic nie patrzy), ale na sali pełnej klienteli różnorakich płci, urasta do rozmiarów kolosalnych.
Wiele razy wspominałem Klarze, aby poszła na terapię. Ona odmawia, bo nie widzi problemu. Nie jest przecież wariatką, a tylko tacy według niej tam chodzą.

Moment, w którym upuściła tacę z jedzeniem i zwinęła się w łkający kłębek na środku sali tylko dlatego, bo chwyciła ją za ramię klientka, był chwilą w której moja cierpliwość się wyczerpała.
Cała obsługa na zmianie chodzi wokół niej jak na paluszkach, specjalnie dajemy jej klientów męskich, ale ile tak można?

Dałem jej tydzień płatnego urlopu,a sam mam dylemat: akceptować jej odpały, czy wyrzucić ją i wyjść na nieczułego sk**wysyna?

gastronomia

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (143)

#88422

przez (PW) ·
| Do ulubionych
COVID-19.
Na tym portalu jest wiele historii o nim, dorzucę coś od siebie. Będzie to historia o upadku człowieka.

Mam, a raczej już miałem kolegę.
Marek, młody, inteligentny - po studiach. Zarabiał jako doradca finansowy, ale kasa nigdy nie uderzyła mu do łba.
Zawsze można było z nim pogadać o wszystkim, zadzwonić w środku nocy i pójść na piwko w plenerze.
Znaliśmy się od podstawówki.

W pamiętnym marcu 2020 nastąpił pierwszy lockdown. Efekt?
Ja musiałem zamknąć restaurację na klientelę i przejść na dowóz, on przeszedł na aktywność internetową w kontakcie z klientami.
W tamtym czasie się odizolowałem, jako że miałem kontakt z kurierami i dostawcami, a oni z postronnymi ludźmi.
Uznałem, że tak będzie lepiej. Widzieliśmy się normalnie natomiast na Skype, gadaliśmy na komunikatorach itp.

Któregoś dnia, Marek przesłał mi adres do BARDZO PATRIOTYCZNEJ TELEWIZJI INTERNETOWEJ (czyt. kanału na YouTube), gdzie ponoć jakiś super-uber lekarz bardzo poważny grzmiał, że ten cały covid to ściema, spisek masonerii i takie różne.
Po szybkim reaserchu widzę, że gość to żaden lekarz, tylko inżynier budowlanki i nawet pozwano go za sprzedaż jakichś tam cudownych mongolskich tabletek na raka, które naiwniacy kupowali zamiast do prawdziwych lekarzy chodzić. Reakcja Marka?

[M]- Scorpion, bo ONI się go BOJĄ! On mówi prawdę!
"ONI" wkrótce zaczęli się pojawiać w praktycznie co drugiej wypowiedzi Marka.

Potem już było coraz gorzej.
Linki do jakichś szarlatanów, nieogolonych grubasów na fotelach wyglądających jakby nagrywali w spelunie, przebierańców, totalnych wariatów.
Każdy jeden się przekrzykiwał przez drugiego o ściemach, spiskach i zagrożeniach czyhających z każdego krańca świata.
Marek to wszystko chłonął jako prawdę objawioną - nie pomagały dyskusje, napominania, pokazywania że to wszystko to bajki jakichś obłąkańców i np. 5G to nie "spisek Szatana", tylko po prostu nowa technologia.

W maju tego roku, Marek wieczorem zadzwonił do mnie - okazało się, że stracił pracę. Jak zapewne się domyślacie, wciskał te bajki klientom zamiast z nimi pracować normalnie.

[M]- Scorpion, mówię Ci! Wyrzucili mnie, bo "ONI" kazali im to zrobić! Bo uświadamiam ludzi o PRAWDZIE!

Stwierdziłem że dość, czas na męską rozmowę jak przyjaciel z przyjacielem.
Powiedziałem mu, że ma się ogarnąć bo wygaduje bzdury i tak mu odbija palma, że sam sobie życie niszczy.
Wtedy nawet mnie samego zaczął wyzywać od "covidian", "posłusznych owieczek systemu", wyszczekiwał do telefonu absurdalne pytania typu "kto mi płaci", albo jakieś oskarżenia z kosmosu, że kupił mnie rząd.

To był koniec.
Koniec mojego przyjaciela, z którym mogłem porozmawiać o wszystkim. Który za mną by w ogień skoczył, zawsze doradził i był praktycznie od początku mojego życia.
Marek zablokował mnie praktycznie wszędzie prócz jednego komunikatora, gdzie cały czas wysyła "memy" proepidemików i linki do coraz większych wariatów.
Chyba licząc na to, że magicznie się do tego przekonam...
Jeśli tym szarlatanom zależało na tym, aby wyizolować dobrego człowieka i go totalnie zniszczyć, to im się udało.

A mi jest zwyczajnie po ludzku przykro.

przyjaciel internet

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (196)
zarchiwizowany

#88425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem tutaj od dawna, ale wrzucam zazwyczaj parę historii raz na jakiś czas, po czym znikam jak sen złoty.

Dlaczego? Bo społeczność jest tu zwyczajnie toksyczna.
Historia o poszkodowanej kobiecie. Komentarze?
Że to fejk, że zachowała się głupio, sama jest sobie winna a tak w ogóle to nie powinna się za coś zabierać, jak nie wie jak to zrobić.

Historia o rodzinie.
Znów-komentarze typu że rodzince słoma z butów wystaje i jak tak to każdy kto ma mózg nie powinien z nimi przebywać ani minuty i autor jest sam sobie winien.

Po co mam pisać i się udzielać?
Po to żeby zostać zaatakowanym? Po to, żeby zamiast stawania po stronie autora "społeczność" w liczbie ledwie paru osób (teraz jak patrzę jest ledwie 7 zalogowanych użytkowników, reszta w liczbie 1000-ca przegląda) mieszała z błotem innych?
Patrząc na statystyki, że wczoraj dodano 4 historie, przedwczoraj okrągłe ZERO widzę, że nie tylko ja tak uważam.

Kiedyś ta strona była właśnie portalem, gdzie mogliśmy sobie nawzajem ponarzekać na ludzi, a toksyków było mało. Z czasem liczba się zwiększała, a moderacja nie robiła z tym nic.
Dziś patrzę na agonię serwisu, który tak często przed laty odwiedzałem.
I jest mi zwyczajnie żal, bo dziś piekielnymi jesteście wy, piekielni.

piekielni

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (158)

#87371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piszę to tuż po całej inbie i powiem Wam-większego cebulactwa nie widziałem w życiu.

Parę dni temu dzwoni gość i pyta, czy da się u nas zamówić przez aplikację większe jedzenie, nazwijmy ją "Dobre . ru" na godziny popołudniowe.
A można, jak najbardziej!
Ogólnie to takie słodkie spijanie sobie z dziubków przez telefon z naszym pracownikiem, słodzenie jak u nas dobrze, jak u nas słodko itp.(mamy nagrywane rozmowy telefoniczne, materiał na inną historię).
Wreszcie pada wyjaśnienie:

-A bo wiedzą państwo, bo ja jestem pod tym adresem do tej a tej godziny, czy dostarczą jedzenie na czas?

-Tak, Dobre zazwyczaj dostarcza na czas. Musi Pan tylko odpowiednio wcześnie zamówić, powiedzmy 3h wcześniej.

I dalej spijanie z dziubków, ojojoj, słodko że aż szlag.
Jako że następnego dnia kuchnia nie dostała 3h przed zamówienia większego, to było pełne rozluźnienie. Już miałem wysyłać zleceniówki do domu, gdy... tak-na 1, dosłownie JEDNĄ godzinę przed, dostaliśmy zamówienie na co najmniej 8 różnych dań, z różnych mięs i składników, które wymagają przygotowania.
Pracownik skojarzył adres, bo facet podał go wczoraj-mieliśmy naraz panu wyczarować to wszystko.
I nie dalibyśmy rady, gdyby nie przypadek czysty, czyli moje własne zamówienie na obiad dla kumpli, które było podobne.
Parę modyfikacji, trochę przypraw i w pół godziny byliśmy gotowi. Przyjechał kurier z Dobre i zabrał wszystko w cholerę.

Sprawa skończona?
Gdyby była, to by nie było tej historii, prawda?
Rano przychodzą pracownicy, z 50 nieodebranych z jednego numeru, od 1 w nocy do 5 nad ranem. No trudno, ktoś sobie jajca robi, przecież wtedy restauracja nie pracuje.
Sprawdzam maila, a tam:

"(ani "Witam" ani "Pocałuj mnie w du*ę")
Jestem bardzo niezadowolony, gdyż pomimo moich obaw oraz propozycji zmiany adresu dostawy nie udało się tego osiągnąć.(nawet nie składałeś takich propozycji)

Tym samym okazało się, że kurier nie dotarł do dzisiaj i nie będę jej mógł dostawy odebrać pod tym adresem.(oj jaka szkoda)

Jako, że planowałem obiad z rodziną, a moja babcia w tym momencie nie może spróbować jej ulubionego kurczaka z kurkami w miodzie i jest jej z tego powodu bardzo przykro, powinniście się wstydzić. Z powodu tego, że wyrządzili krzywdę Państwo osobie starszej, jestem ciekaw jakie rozwiązanie Państwo proponują.(WTF?!)

Jestem ciekaw jakie rozwiązanie Państwo zaproponują - zwrot pieniędzy? wysłanie w trybie pilnym na inny adres?(powtórzenie)

Jestem też ciekaw dlaczego nie mogliśmy w czasie rozmowy telefonicznej spokojnie ustalić sposobu zmiany adresu dostarczenia tego jedzenia i wysłania go na inny adres? Tym bardziej, że zakupy były spore i nie chodziło o marną pizzę."(czyli typowe cebulackie "ja płacę i wymagam")

Grzecznie odpisałem, że nie odpowiadamy za kuriera, a zamówienie było złożone na godzinę przed terminem, to cud że się wyrobiliśmy-kurier niestety nie i nie odpowiadamy za ludzi z Dobre i żeby się z nimi kontaktował.
Efekt?
Telefon cebulaka, z wyzwiskami, żądaniem zwrotu kasy i wygrażaniem się, kim on to nie jest, jak nas zniszczy itp. Olaliśmy.
To było parę dni temu. W piątek napisał do nas Urząd Ochrony Praw Konsumenta, z BARDZO POWAŻNYM PISMEM, na które odpowiedzieliśmy w ten sam sposób co cebulakowi. W sobotę ktoś próbował nam osprayować witrynę, ale nie przewidział, że załoga jest w środku i widzi co się dzieje-przez strajki jedna osoba zawsze patrzy w kamery od czasu do czasu.
Dziś mamy telefon od sanepidu, że wpadną do nas po Święcie Niepodległości.

Jakim trzeba być cebulakiem, by przez własny błąd obwiniać wszystkich dokoła? Dlaczego w ogóle jest to kierowane poprzez restaurację, a nie Dobre . ru?
Na serio ktoś ma tak coś mocno z deklem, by nie dość, że nasyłać sanepid, to jeszcze publicznie próbować dewastować restaurację?

Na domiar wszystkiego-sprawdziłem numer gościa w bazie danych, nigdy wcześniej nic od nas nie zamawiał.

gastronomia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (201)

#87278

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Walka z pandemią z punktu widzenia restauratora.

Pokrótce? Boli mnie głupota i egocentryzm innych ludzi.
Nie dość, że poświęcam się, ściągam różne płyny, maseczki oraz rękawiczki i robię cuda na kiju, by pilnować dezynfekcji stolików?
Widocznie nie dość, bo bóstwo/natura/los(niepotrzebne skreślić) stwierdziły, że mam się jeszcze użerać z wszelakiej maści foliarzami, fanatykami teorii spiskowych itp.

Nie ma dnia, by do restauracji nie chciał wejść ktoś bez maseczki. Obsługa ma nakazane przypominać, przestrzegać. Prawie zawsze się kończy awanturą i wezwaniem mnie z biura, jeśli jestem na miejscu. Razem z obsługą wysłuchuję nielogiczności zakładania i zdejmowania maski, skoro "on i tak zaraz zacznie jeść", wyzywania mnie od "psów systemu", "covidian", "koronaparanoików" i wiele innych określeń w tym stylu.
Nie ja to wymyśliłem, takie jest prawo.
Gdy to powiem ja lub ktokolwiek z obsługi-już mamy wykład od domorosłego, pryszczatego, "Wielkiego Pana Znaffcy Prafa" który skończył Uniwersytet Kanapowy na kursie googlowanie terminów z przyspieszoną znajomością filmików z żółtymi napisami. A po półgodzinnym dukaniu jakiśtam paragrafów zdziwiony jeden z drugim, że dalej nas to nie rusza.
Samą policję wzywaliśmy z dwa razy w tym miesiącu. Raz facet potulnie mandat przyjął, raz jakiś sebix pseudopatriota zaczął wyzywać stróżów prawa i skończyło się wyniesieniem w kajdankach.

Naprawdę tak trudno zrozumieć, że to nie ja sobie wymyślam cuda z kosmosu, tylko są obostrzenia, których muszę przestrzegać? Serio jednej królowej z drugą korona z głowy spadnie jak na te 5 minut założą, jak to określają "kaganiec"/"namordnik"/"szmatę"?
To ja muszę zapewnić przestrzeganie prawa pod moim dachem, bo to moja restauracja, raczej wątpię czy ze swojej kieszeni wyłożysz jeden z drugim ewentualną grzywnę nałożoną na mnie przez sanepid.
Zrozum wielki fanatyku walki z wiatrakami-to ja mam problem jak ktoś cię zobaczy bez maseczki u mnie, nie ty. Ale oczywiście ciebie to nie obchodzi. Ciebie obchodzi tylko twoja własna du*a i nikt inny. Przecież jakby było inaczej, założyłbyś maskę bez scen.

O ile taki cyrk, jak głupek robi z siebie głupka jest zabawny raz na jakiś czas, tak teraz jest już nudny.
Znów mnie wzywają, bo tym razem jakaś karyna z dziećmi robi problemy...
Mam dość.

gastronomia koronawirus

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (196)

#74085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z czasów młodości, kiedy miałem lat 15-16 i jechałem ze znajomymi chłopaka mojej mamy i nią na Węgry.

Wybraliśmy się do Egeru, gdzie przez dwa tygodnie mieliśmy przyjemność zwiedzać minaret, parę zabytków i różne ciekawe rzeczy, aż nasze kroki skierowaliśmy ku akwaparkowi.

Podchodzimy do kasy i zonk, znajomi węgierskiego niet, angielskiego niet, niemieckiego niet, tylko parę słów po rosyjsku.
Chłopak mamy coś tam węgierski liznął, mama francuski, więc próbują podejść i pogadać z panią w okienku, ale kolega chłopaka mamy (typowy janusz z wąsem, tylko chudy jak szczapa i w tamtym czasie jeszcze nie łysiejący) odpycha ich i mówi że mają się NIE WTRĄCAĆ! Bo "on to załatwi".

"Załatwienie" według janusza polegało na wymachiwaniu rękami i coraz bardziej powolnym wymawianiu polskich słów "karnet tygodniowy" jak najbliżej okienka.
Kolejka dłuższa i dłuższa, a ten robił z siebie i przy okazji z nas idiotów, słychać za nami pomruk niezadowolenia.

Nie wytrzymałem, podszedłem i powiedziałem płynnym angielskim o co nam chodzi. Co zrobił janusz?
Odpychał mnie od okienka kiedy mówiłem.
Potem przez cały tydzień musiałem wysłuchiwać jęków janusza, że "gó*niarze się wymądrzają", głupich docinek i uwag na poziomie 6 klasy szkoły podstawowej i jego zapewnień, że gdybym "nie wparował mu w sam środek(sic!)rozmowy, to dostalibyśmy te karnety wcześniej, bo on już nawiązał z babą nić porozumienia", co chwilę zadawał pytanie tytułując mnie ironicznie "lingwistą", "a jak jest po angielsku to, a to". Gdy nie uzyskiwał odpowiedzi, jęczał że "No, taki z ciebie lingwista jak z koziej du*y trąba".
Mama zwracała mu nieraz uwagę, miał ją gdzieś. Poprosiła swojego faceta o ogarnięcie janusza, bo to w końcu jego znajomi. Mimo próśb mamy, jej facet nie przemówił do rozumu swemu koledze do końca wyprawy.

Z wiadomych przyczyn, mama ze swoim znajomym kontakt zerwała.

wycieczka na Węgry

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (173)

#85561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu "dyscyplina pracy pokazuje, że praca nie jest dla wszystkich".

Poprosił mnie znajomy, który siedzi w sferach wyższych, abym poszefował na kuchni z okazji pewnej ważnej imprezy krawaciarzy, alias "ludzi sukcesu".
Zespół to w większości różna zbieranina wszelakich ludzi z różnych miejsc i lokali, no ale cóż.
Umawiam się, aby przyjechali się pokazać tydzień przed imprezą, abyśmy ustalili ich umiejętności i porozdzielali, co kto robi, co kto umie oraz żebym ocenił stan kuchni.
Na 35-osobowy skład, przyjechało 7. 2 osoby odebrały telefony, jedna mi powiedziała że "ona ma małe dziecko i ona nie może sobie tak na moje życzenie łazikować (mieszka w tym samym mieście)", druga zaspanym głosem (była 12) wyziewała mi do słuchawki że on jest zmęczony i pada na twarz.
Westchnąłem, porobiłem zamówienia, porozdzielałem tym, co byli zadania i umówiliśmy się na następny raz, na 2 dni przed.

Tak, zgadliście, przyszło 13.
Z cukierników nikt, mimo telefonów, próśb i gróźb. Skończyło się tym, że babeczka po hotelarstwie i 4 kucharze małych gastronomii piekli ciasta na 120 osób, reszta myła, sprzątała obiekt, który miał być gotowy na nasze przybycie. W nocy wreszcie zajęliśmy się dostawą, którą wrzuciliśmy na odwal się do chłodni, bo nie mieliśmy miejsca na nie.

Na dzień przed, dalej brak kontaktu od reszty.
W międzyczasie 14-osobowa ekipa dwoiła się i troiła przy układaniu przypraw i towaru, aby był gotowy. W międzyczasie zbiorowo(kto akurat mógł) gotowaliśmy bulion.

A gdzie zagubione duszyczki? Przyszły dopiero w dzień imprezy. Zdziwione, że drę się na nich i ustawiam na szybko.
Pełen chaos, świeżynki nie wiedzą co gdzie jest bo nie ustawiały tego z nami. Odbijają się od krzątającej się po kuchni "starej gwardii" i jedynie przeszkadzają. Przestawiam ich na takie zadania, że małpa za kilo bananów by podołała. Małpa tak, jednak oni nie.
Jeden cukiernik z bólem tyłka zaczął się sapać że "on jest od ciast, on nie będzie zupy nalewał, bo nie". Zapytany gdzie był, jak wczoraj robiliśmy kremy i przedwczoraj piekliśmy biszkopty do namaczania, stwierdził że "on się umawiał na tę imprezę, nie na przyłażenie wcześniej".
Czułem się jak kapitan tonącego okrętu.

Pożar w b_rdelu to za mało, aby określić, co się działo, ale w tym całym syfie coś mi stan osobowy się nie zgadza. Otwieram drzwi na zaplecze, a tam... królewny sobie fajki palą.
Nie wytrzymałem, to kropla która przegięła pałę goryczy. Wydarłem się. Stwierdziłem, że "jak komuś się nie podoba, to niech wyp&%!". Wyszła połowa świeżynek, w czym wszystkie co sobie na fajeczce stały.
Cudem podołaliśmy, potem do rana sprzątaliśmy, już w luźnej atmosferze-nieotwarte wino (i tak przeznaczone tylko na ten event i opłacone) otworzyliśmy, trochę ucztowaliśmy a trochę sprzątaliśmy.

Oczywiście 2 dni później odzywa się znajomy. Dlaczego? "Bo skargi na ciebie były Scorpion, że jesteś tyranem, wyżywasz się na ludziach, nękasz i uprawiasz mobbing!".
Nie mam siły na puentę, dalej odsypiam imprezę.

gastronomia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (215)

#85560

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba będę, po latach działalności, myślał o zamknięciu mojego zakładu… Czemu? Czyżby to zły rząd? Miłościwie nam opodatkowujący dojechali następne przedsiębiorstwo? Skąd!

Piszę to jako właściciel restauracji, publicznie bym za Chiny i wszystkie ich państwa satelickie nie przyznał. 99,(9)% restauratorów to parszywe janusze, których jak widzę, to mnie szlag jasny trafia.

Traktowanie ludzi jak ścierwo? Z przyjemnością! Nagminne zmienianie ludzi jak rękawiczki, wieczne "okresy próbne", myśl o podpisaniu z jakąkolwiek szkołą gastronomiczną umowy o staż sprawia, że im ciasno w spodniach. Dlaczego?

Ano dlatego, że prawie darmowy niewolnik, przynieś, podnieś, podaj, pozamiataj. Zostanie na nadgodziny, a i niektóre chore p@#$&by jeszcze traktują takich jak worek do bicia i wyżywają się na nich.

Takim to pięknym sposobem chłopaczek czy dziewczyna ledwo co praktyk powącha, a już jest kłębkiem nerwów. A warchlak jeden z drugim jeszcze w swoim towarzystwie się chwalą tym "No, Scorpion hehe, ja ostatnio takiej g**niarze kazałem ziemniaki myć, każdy z osobna, a potem wrzucać z powrotem do skrzynek. Do 4 w nocy robiła, ale zrobiła i potem od razu na 8 lekcje miała, ubaw po pachy heheh”.

Kupowanie po kosztach? Jasne! Temat rzeka. Nieraz słyszałem od innych historie (chwalą się tym w środowisku, zamiast się kryć i wstydzić, to jeszcze dumni są, bo zaoszczędzili), jak to kupili np. jarzyny przeznaczone do paszy, a kroją i gotują normalnie. Ktoś we wsi dwa miasta obok przejechał świnie rolnikowi? Magicznie pojawia się facet i mówi, że za śmiesznie niską cenę odkupi mięso "bo i tak pan z tym teraz nic nie zrobi". Facet się zgadza i, jak ten, co opowiadał mi tę historię mówił, "całe szczęście, Scorpion, że nie poszedł do mojego auta od strony kierowcy, bo tej lampy nie doczyściłem, krew było widać, a tak mam i świnki, i nowy zderzak, a jeszcze na swoje wyszedłem, bo mi świnki montaż zwróciły, hie hie”.

Albo jak była ta afera, że sadownicy wywalali swoje owoce przed sady, to wypożyczali ciężarówkę i pakowali hurtowo, ile wlazło. Potem - tarta z jabłkami w przecenie! (oczywiście nie w przecenie, cena normalna i z marżą wielką, ale to już inny punkt…).

Wałki cenowe? Dawaj mi ten zeszyt! Podwyższanie cen specjalnie na imprezy masowe (wino koszt faktyczny 8 zł/but, koszt na sali 25/but, koszt podczas ślubu czy imienin magicznie 45/but to norma). Księgowość kreatywna nie tylko przed klientami, ale i skarbówką. Według logiki "byleby się teraz nachapać, a co potem, to zobaczymy".

Mentalność plemienna? Uga-buga! Jakikolwiek "nowy" założy restaurację na rejonie i nie zapozna się z lokalnymi watażkami, bądź im nie przypadnie do gustu, to jest skreślony na starcie. Tu już jest działanie jak mafia, ale "legalnymi" sposobami. Bombardowanie negatywami na Fb, robienie scen i nasyłanie piekielnych gości w stylu "W MOJEJ ZUPIE JEST ROBAL". Potem coraz większa wojenka podjazdowa. Od telefonów do sanepidu (oni są chronieni, bo ich "znajomy" z sanepidu ich uprzedza o nalocie), po próbę zaszczepienia szkodników w zakładzie - od moli spożywczych po szczury.

Jestem w tym biznesie otoczony właśnie takimi januszami, z którymi muszę żyć w zgodzie, by móc działać w spokoju, ale jestem zmęczony.

Mam dość udawania, że ludzie, którzy są według mnie definicją buractwa i chamstwa, są spoko. Nie wiem, co robić.

biznes

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (210)