Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30377
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#68148

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było już dużo o niepełnosprawnych, ta historia też nie będzie wyróżniająca.

Jechałem sobie prawie pustym autobusem, który zatrzymał się na przystanku z tzw. podwyższeniem-i krawężnik i próg niskopodłogowca były nadzwyczaj blisko, a pomiędzy nimi była bardzo mała przestrzeń.
Drzwi otwarły się idealnie przed około trzydziestoletnią [k]obietą na wózku inwalidzkim. Ponieważ miała przed sobą pustą przestrzeń(wystarczyło tylko wjechać wózkiem do autobusu), nikt się nie ruszał z miejsca.
Stała tak chwilę, a potem wrzasnęła:
[K]-NO ZROBI KTOŚ COŚ WRESZCIE?!

Podszedł młody chłopak i popchnął wózek do środka. To było na tyle proste, że wystarczyło to zrobić jedną ręką, a koła nie odczuły w ogóle przerwy między autobusem i krawężnikiem.
Czy kobieta powiedziała dziękuję? Nie. Zaczęła koncert, o tym jacy to ludzie leniwi, że żaden "dupy nie ruszy".
Taranem wpakowała się na mnie, najeżdżając mi na nogę i spychała mnie z miejsca dla wózków (niby słusznie, ale wystarczyło przeprosić, poza tym, było dużo wolnego miejsca i mogła po prostu stanąć obok). Zwróciłem jej uwagę:

[J]-Hej! Uważaj kobieto! Co się pchasz?
[K]-Z DROGI CHU*U!
[J]-Kultury trochę.
[K]-JA NIE MUSZĘ ZACHOWAĆ KULTURY! Mi się NALEŻY to miejsce!
[J]-Od samego wejścia zachowuje się pani jak totalny cham i prostak. Oczekuje pani, że inni pasażerowie będą pani pomagać? Oczywiście, zrobią to, ale wystarczy poprosić, a nie mieć cały czas postawę roszczenio...
[K]-JA mam prosić?! JA NIE MUSZĘ O NIC PROSIĆ! Mi się NALEŻY! A TY MASZ ZA*RANY OBOWIĄZEK MI USŁUGIWAĆ!
[J]-Nie pamiętam, żebym brał taki etat.
[K]-Udajesz debila? Masz ustawowo mi służyć, bo jestem niepełnosprawna!

- Niepełnosprytna - powiedział jakiś pan, skupiając na sobie całe darcie japy, podczas gdy ja wyszedłem na swoim przystanku.

autobus

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 413 (537)
zarchiwizowany

#68370

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Restauracja w której pracuję sąsiaduje z fast foodami, więc aby się "dostosować" do zasad wolnego rynku, właściciel zadecydował o stworzeniu "kuponów" na wzór i podobieństwo tych fastfoodowskich(zbiór kuponów, dzięki którym daną potrawę można nabyć o parę złociszy mniej).
Niestety w ramach cięcia kosztów, nie najęliśmy ludzi od ich rozdawania, ale za to dostaliśmy dwugodzinne dyżury, kiedy to w pobliżu restauracji mieliśmy je rozdawać i zapraszać do restauacji.
Szefu skopiował jeszcze pomysł z pewnego programu i kazał przygotować małe próbki jedzenia-pierożki z kurczakiem i farszem po meksykańsku po jednym dla każdego zainteresowanego.
Brzmi fajnie, bo każdy powinien zareagować pozytywnie, nie?
No prawie.

-Ludzie
a)uciekający:
Nie przesadzam. Niektórzy widząc nas, potrafili przejść na drugą stronę ulicy, ominąć nas i wrócić na chodnik za nami. Czego się bali? Nie wiadomo.
b)trollujący
Stoi facet, zadaje pytania o restauracje, ofertę, składy i inne. Po wielkim produkowaniu się, oznajmia "Łee, i tak nie chodzę do restauracji" i odchodzi.
c)traktujący jak służbę:
Dokładnie jak Biuro Informacji Turystycznej i lokajów w jednym. Gdzie jest jakiś hotel wskazać mogę, ale zanieść walizki oburzonemu staruszkowi juz nie.
d)krzykacze-egocentrycy:
Z odległości dziesięciu metrów potrafili krzyknąć "Dziękuję, nie jestem zainteresowany!", mimo że w ogóle nawet ich nie widzieliśmy, albo nie przyszło nam w ogóle do głowy do nich podejść.
Tak samo wkurzający okrzyk "Nie!" był gdy podchodzili. Wystarczyło normalnie powiedzieć.

-Matki z dziećmi:
Tu mamy różne wariacje:
a)Matki podchodzące i pytające "A czy to jest z glutenem? Bo moja kiziamizia pucipuci maluńka może mieć uczulenie na gluten. Nie wiem sama czy w ogóle ma, ale jakby coś się jej stało to was pozwę!"
b)Matki mające wyrąbane na swe pociechy, dziwiące się że dziecko powinno uważać oraz że ADHD nie jest wymówką na wpadanie na obcych ludzi.
c)Matki odciągające od nas swoje pociechy z taką mocą, jakbyśmy mieli z nimi podpisać cyrograf o odwiedzanie restauracji ich własną krwią, a potem wręczyć pierożek wypełniony po brzegi kokainą i marichuaną oraz herą w strzykawce z igłą używaną przez chorego na HIV.

-(dodatek specjalny)janusze:
a)kombinujący:
Bo oczywiście jeden pierożek więcej jest niewystarczający, a typowy janusz chciałby najlepiej nażreć sie jak świnia za darmo i bardzo się dziwił, że jego "kamuflaż" w postaci zdjęcia czapki i założenia ciemnych okularów nie działa, tak samo jak wykłócanie i groźby.
b)szukajacy sposobów do kłótni
Podchodzi janusz, zaczyna narzekać "że w tych restauracjach to wszystko gotowe majo, klienta nie szanujo, ludzi oszukujo, na cenach zdzierajo, bo on ze szwagrem był w bardze mlecznym za Gierka i wydał mało, a zjadł dużo, a tu tak oszukujo, dokładek nie dajo, wszystko liczo, chemię pakujo". Na zaprzeczenie(bo musimy), że nasza restauracja taka nie jest, robi wszystko na świeżo od zera, janusz zaprzecza, "bo on wie lepij, co z tego że kucharz, ty udajesz żeś kucharz. Co? Ja mam iść zobaczyć wasza kuchnia? Jo nic nie byda oglondoł, ja wim swoje!". Pogadał, pogadał i widział że w końcu nie zaprzeczamy, tylko go ignorujemy, poszedł przekonany o swojej racji.
c)Krul ulicy.
Był jeden. Podchodzi. Stoi obok nas. Na nasze zaproszenie, kupony, jakiekolwiek zawołania nie reaguje. Podchodzi do mnie na odległość praktycznie 15 cm i podnosi rękę, pokazując palcem gdzieś dalej. My stoimy, nie robimy nic. On znów macha ręką, stojąc cały czas twarzą w twarz ze mną.
Naraz jak nie ryknie, że aż mało tacy z pierogami nie puściłem:"NO WON Z MOJEJ ULICY! POKAZUJĘ, NIE DOŚĆ ŻE GŁUPIE, TO JESZCZE MI BYDŁO PO ULICACH ŁAZI!".
Bluzgał nas, a my z racji tego, że dziadka przecież na oczach przechodniów(którzy swoją drogą mieli z tego całkiem niezły ubaw) nie uderzymy, wycofaliśmy się w stronę restauracji. Gdy opuściliśmy ulicę, dziadek wrzasnął za nami "NO I DOBRE, NIE BEDZIE MI SIĘ TU BYDŁO PO MOJEJ ULICY PANOSZYŁO, JA SOBIE NIE ŻYCZA" i zniknął na dobre.


EDIT:Co do 2c: Moi drodzy, KAŻDE pierogi zawierają gluten, a osoba rzeczywiście uczulona na niego wie o tym. Osoba która wydziwia i robi sobie dietę bezglutenową, "bo to modne" nie zna takich podstaw.
Naprawdę nie rozumiem, skąd doszliście do wniosku, że nie znam się na tym, co gotuję i co mam na składzie w kuchni. Internetowym napinaczom zalecam czytać ze zrozumieniem, bo tego Wam najbardziej brakuje. Miłego dnia!

promocja restauracji

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (278)

#68132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy starsi ludzie naprawdę nie mają co robić?

Idę sobie na spacerek z psem. Mam wyjątkowo wolne, więc się nie spieszę-bo i po co?
Dostałem jednak sms, że jest nowy grafik i szef wysyła go na maila. Dla smartfona nic trudnego!
Pobieram sobie grafik, pies wesoło obwąchuje krzaczek, a ja jedną ręką trzymam psa, a drugą szukam siebie na ekranie.
Naraz usłyszałem [s]taruszka:

[S]-DŁUGO BĘDZIESZ TAK STAĆ?!

Myślałem, że to nie do mnie. Nikomu drogi nie blokowałem, pies też nijak nie przeszkadzał. Szukam dalej.

[S]-ZARAZ CI TEN EKRANIK GNOJU JEDEN W KRZAKI WY*EBIĘ!

Podniosłem głowę. Naprzeciwko mnie stał staruszek z tzw. pieskiem kieszonkowym - małe chuchro trzęsące się i ledwo idące na łapkach, całe zaplute. A mały piesek miał wygląd podobny.

[J]-Przepraszam, pan do mnie?
[S]-GŁUCHY GNOJU GÓ*NIARZU JESTEŚ? CAŁY BOŻY DZIEŃ PRZED TYMI EKRANAMI SIEDZĄ, NIC NIE ROBIĄ, ŚLEPNĄ I GŁUCHNĄ! JA TO BYM POWY*EBYWAŁ WSZYSTKIE TE DURNE EKRANIKI I ZAKAZAŁ!
[J]-To jest postęp technologiczny. I nie pana sprawa, co robię, co mam i jak wydaję swoje pieniądze.

Odprowadzało mnie złorzeczenie staruszka na mnie, technologię i cały świat.

piekielni staruszkowie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 313 (441)

#68049

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu pewna kobieta lat ok. 40 dostała na naszym osiedlu prawo jazdy (coraz bardziej zaczynam sądzić, że od Ruskich na targu).
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zdawała je... ponad dwadzieścia razy.

Kupiła sobie czerwonego Peugeota 206 i od tamtego czasu znana jest na osiedlu jako Królowa Kazachstańskich Szos i sieje postrach wśród wszystkich jego mieszkańców.
Ponieważ zmienia biegi rzadko(albo wcale) silnik Peugeota rzęzi jakby był torturowany, a kierunkowskazy jak każdy wie, są tylko do ozdoby, więc nie wiadomo, w kogo przygrzeje. Wszyscy modlą się, by prędzej zdarzyła się awaria i auto jej padło, niż jakiś człowiek.

Osiedle jest w strefie zamieszkanej, a ta jeździ jak Czterej biblijni, co najmniej 50-ką, wiecznie przekonana o swoim pierwszeństwie.
Wymusza pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Podchodzi ze swojego cudem zatrzymanego auta sąsiad[S]:

[S]-Co pani robi?
[KKS]-Co ja robię? CO PAN ROBI JA SIĘ PYTAM! JA MAM PIERWSZEŃSTWO A PAN MI WYJEŻDŻA!
[S]-Pani, jakie pierwszeństwo?
[KKS]-PAN MA MNIE PO PRAWEJ STRONIE, PAN MA MI USTĄPIĆ!
[S]-KOBIETO, CZY TY ŚLEPA JESTEŚ? WIDZISZ TEN ZNAK "USTĄP PIERWSZEŃSTWA"?(już nie wytrzymał, też zaczął krzyczeć)
[KKS]-BO TEN ZNAK JEST ŹLE POSTAWIONY, JA MAM PIERWSZEŃSTWO!
I pojechała. Skacząc na progach zwalniających, bo kto by się zawieszeniem auta przejmował, jak i ograniczeniem prędkości.

Idę wczoraj wieczorem z psem.
Naraz zza zakrętu wyjeżdża ona. Szybko przycisnąłem psa (i siebie) do ściany bloku, czym uniknęliśmy spotkania trzeciego stopnia z jej maską.
Zatrzymuje się z piskiem opon (no spacerkiem to ona nie jechała) i zaczyna się drzeć:
[KKS]-POYEBANY JESTEŚ? PO JEZDNI ŁAZISZ? POD MASKĘ MI SIĘ PCHASZ?
[J]-Kobieto! Czy ty się dobrze czujesz? Zapier*alasz jak szatan i jeszcze drzesz japę? Mogłaś mnie zabić!
[KKS]-BO PO JEZDNI ŁAZISZ! CHODNIK OD TEGO JEST!
[J]-Bo to jest STREFA ZAMIESZKANIA. Tu chodzi się wszędzie. A ty masz ograniczenie autem do 20 km/h!
[KKS]-CO? CO TO ZA PIERDOŁY? POKAŻ MI GDZIE TU PISZE MI OGRANICZENIE? POKAŻESZ? NIE POKAŻESZ! BO JAK NIE MA ZNAKÓW, TO NIE MA OGRANICZENIA PRĘDKOŚCI!
[J]-A znak strefy zamieszkania to co?
[KKS]-TO JEST ZNAK INFORMACYJNY, ŻE TU MIESZKAJĄ LUDZIE! NIE OGRANICZA PRĘDKOŚCI!
I pognała do wozu, po czym odjechała pod swój blok, skacząc na leżących policjantach.

Ktoś ma jakiś pomysł, co z tym zrobić?
Byliśmy u męża baby, powiedział nam tylko, że "On nie jest jej niańką, hehe" i zatrzasnął drzwi.
Ktoś przebił jej opony, ale ona na to nie zważa -mechanika ma po znajomości (jakiś tam krewny) i wszystko jej robi za ćwierć darmo.
Policja powiedziała, że "zajmie się sprawą", ale nie wygląda, aby podjęła jakiekolwiek środki.
A my czekamy, aż ktoś zareaguje, albo aż kogoś zabije.

osiedle

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (591)

#67966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba nie rozumiem rodzinki...
Jest u nas wujek. Dajmy na to, ma na imię Janusz. Wujek Janusz jest w rodzinie synem brata dziadka ze strony mojej mamy.
Ubóstwia kłótnie po "piwerku" jak sam zwykł napój bogów nazywać i praktykuje to hobby przy każdym możliwym zjeździe rodzinnym.
Rodzinka bagatelizuje, "ot taki grubasek z sumiastym wąsem, coś bełkocze po paru głębszych - czasem rozweseli, zażartuje z kogoś". Klaun rodzinny.
Ostatnio jednak przeholował.

Siedziałem na ślubie u kuzynki ze swoją dziewczyną, specjalnie jak najdalej od wujcia. Dostarczał starszyźnie rozrywki, wkopując dzieci i młodzież w bezsensowne konwersacje, czym zyskiwał salwy śmiechu starszyzny rodzinnej.
W końcu, zaczęły się tańce. Jako że ja po kontuzji ledwo idę szybkim chodem, zostałem przy stole, a dziewczyna ruszyła w tany z panem młodym i kuzynkami.
Naraz zaskoczył mnie wujaszek i jego świta spragniona kina.

[WJ]- Siemasz Scorpion! Co tam robisz w życiu w ogóle?
[J]-(w myślach słownik wulgaryzmów od A do Z powtórzony i 10 oddechów) Gotuję.
[WJ]- Co? Co ty, pe*ał jesteś? W kuchni przy garach robisz? - Świta ryknęła śmiechem. - Taki pe*ał z ciebie to może te... palikuty popierasz?
[J]- Nie.
[WJ]- AAAA, czyli ty za partią X jesteś!
[J]- Nie.
[WJ]- To ty faszystą jesteś!
[J]- Jak wujcio tak uważa.
Zbiłem go z tropu, więc uderzył inaczej.
[WJ]- Ta lala co tańczy jest z tobą?
[J]- Tak.
[WJ]- Heh, w życiu takiej dupy nie wyrwałbyś, pewnie ją wynająłeś, żeby samemu nie przyjść jak ostatnia ciota.
Januszowe towarzysze znów się cieszą jak głupi do sera.
Wtedy podeszła moja [D]ziewczyna.
[D]- Scorpion, to ten wujek o którym mówiłeś?
[WJ]- O, wspominał kur*ie o mnie, pewnie żeby po poprawinach mi dała! Dzięki, Scorpion, od dawna chciałem takie młode mięso zaruc*ać. - I złapał swoimi serdelkowatymi łapami ją za oboje piersi.
Nie wytrzymałem, dałem w mordę.
Wujcio, jako że po paru głębszych z równowagą trudno, rypnął na ziemię jak zwalone drzewo.
Państwo młodzi sprawę załatwili, wujcia zabrali (gdzie nie wiem, chyba do domu).

Jaka była reakcja rodzinki?
"Zepsuliście wesele! On tylko się wydurniał, a ty z pięściami na własnego wujka się rzuciłeś?! Rodziców (ich nie było, nie mogli tego dnia być) też tak bijesz?"
Do końca święta cała rodzinka prócz tej od pana młodego była do nas zdystansowana. "Bo bez wujcia to nie to samo."

Piszę o tym teraz, bo właśnie przed godziną zadzwoniła ciotka, powiedziała że mam przeprosić wujka Janusza i ona już mi go daję do telefonu. Odpowiedziałem, że chama, który maca biusty młodych dziewczyn przepraszać nie będę.
Wujek Janusz wrzasnął tylko "Grażyna (ciotka) i tak ma lepsze cycory!" i trzasnął słuchawką.

piekielna rodzinka

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (681)

#67870

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność i chamstwo.
Niektóre restauracje szybkiej obsługi są w Polsce prowadzone przez korporacje, a niektóre przez tzw. "franczyzobiorców" (prywaciarz prowadzący pod marką lokal i trzepiący z tego kasę).
Dziś opiszę piekielności w jednym z lokali na licencji.
Ostatnio w moim mieście jednemu spada opinia na łeb, na szyję. Opiszę niektóre zachowania jakie doświadczyli moi znajomi i ja.
Rozumiem, że nie jestem w restauracji francuskiej, ale to przesada:

-Dopłacanie za keczup do frytek.

Rozumiem, że muszą zarobić, ale jeśli proszę o keczup, który mi się w zestawie NALEŻY i słyszę bajeczkę o polityce całej korporacji, gdzie ponoć za małą saszetkę do zestawu trzeba dopłacać, to nóż w kieszeni mi się otwiera, zwłaszcza że mój kolega robi w korporacji i w życiu o takich banialukach nie słyszał.

- Traktowanie klienta w myśl "zapłać-zjedz-spier*alaj".

Ludzie jedzą. Naraz podchodzi obsługa i zaczyna pryskać płynem do mycia stołu obok miejsca, gdzie stoją ich tace z jedzeniem. Po zwróceniu uwagi, słyszą od niej "To trzeba szybciej jeść, ja nie mam czasu nad wami stać". Średnia wieku towarzystwa 30 lat, więc wołamy managera. "Jest zajęta" - usłyszeli.
To my poczekamy. Czekali godzinę, patrząc na dwie babeczki wesoło rozmawiające o rzyci Maryni w pokoju dla obsługi przy otwartych drzwiach.
W końcu jedna z nich się pofatygowała i mówi:
- No to w czym problem? Możecie sobie złożyć skargę. Rzuciła papier i poszła z powrotem do dyżurki.

- Skąpienie.

Rozumiem, że burgery rzecz droga i w ogóle to sałata piechotą nie chodzi, ale może jeśli na obrazku reklamującym kanapkę jest tyle sałaty, to warto dać chociaż połowę?

- Dawanie zimnych kanapek.

Tu nie ma co tłumaczyć - po ochłodzeniu kanapki zamieniają się w bezsmakową twardą breję. Zwłaszcza przy takich upałach tak ciężko jest je utrzymywać w cieple?

- Wydawanie niewłaściwych zamówień.
Zamówiłeś kanapkę bez ogórka? Masz taką, której w ogóle nie chciałeś?! Protestujesz? Składaj sobie skargę, i tak poleci do kosza.

Restauracja prosperuje coraz gorzej, natomiast korporacyjne w sąsiednich miastach są oblegane.
A potem płacz i zgrzytanie zębów "co ja zrobiłem źle że bankrutuję".
Zwłaszcza że korpo wyznaje zasadę "Klient ma zawsze rację".

bar szybkiej obsługi

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (355)

#67751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O zmianie pracy słów kilka.

Jako że minęło mi już wypowiedzenie, postaram się wam opisać piekielność moich pracodawców(praca A-moja stara praca, którą uwielbiam, ale zarobki są skromne(na szczęście przyjęli mnie z powrotem), Praca B-praca z której się wyrwałem).

Gdzieś na weselu u cioci Grażyny czy innego wujka Zbysia, zdarzyło mi się usłyszeć cynk o nowo otwierającej się restauracji w miejscowości X.
X jest wprawdzie niedaleko od mojej miejscowości, ale bez samochodu dojazd jest tam bardzo utrudniony(trzy autobusy na krzyż).
Pomyślałem sobie - "co mi szkodzi?" i z ciekawości zadzwoniłem tam. Okazało się, ze stawka dwucyfrowa, warunki nawet nawet, okres wypowiedzenia trzy dni.
To podpisuję!
O ja naiwny...

Początkowo było fajnie. Do czasu, kiedy [s]zefowa(w kadrze ma ksywkę Pani "Oburzające") zaczęła wpadać na "kontrole" do knajpy i zrobiła ze swojego syna kapo obozowego. To co się tam działo, to gehenna:

- Mam za sobą szkołę gastronomiczną. Od początku chciałem być kucharzem. Od dziecka babcie i ciotki uczyły mnie wszelkich ludowych sposobów, więc znam większość "ulepszeń" komfortu gotowania.
Ciągle byłem poprawiany. Ale nie słownie-skąd! Szefowa sama właziła na kuchnię i bez mycia rąk, z łapami wyposażonymi w tipsy sama doprawiała potrawy według swojego uznania.
Nie widziałem co dodała, a na pytania odpowiadała "pan niech się nie interesuje, ja wiem lepiej".
I tak na przykład pod koniec gotowania zupy, zauważałem na dnie gara jakieś warzywo, na które klient jest uczulony, albo takie, które kompletnie nie powinno się tam znaleźć.
Hitem było salami(całe) w zupie z marchwi!

Kto zbierał baty za "irracjonalny, oburzający wyrzut pieniędzy" i "oburzająco długi czas obsługi gości"? Zgadliście.

- Kelnerzy też nie mieli łatwo. Kelner, który czekał na zamówienie(już przez nas nakładane) musiał pod jej okiem wziąć ściereczkę i czyścić blaty w kuchni(!). Dlaczego? "Bo to jest oburzające, on stoi i nic nie robi, a ona nam nie płaci za nic nie robienie". Więc szalone 10 sekund kelner pucował nam kuchnię, często przeszkadzając nam, niż pomagając.

- Dochodziły jej monologi. Pełne wyniosłych słów arie, w których zawsze ona miała rację, a my bez niej w ogóle zginęlibyśmy i jak ona pójdzie do domu to w ogóle cała ta restauracja się zawaliłaby.
Zgadliście - podczas "wystąpień" stawała w drzwiach. Przerywała na chwilę arie, drąc się na potrącających ją kelnerów, próbujących wejść i wyjść z kuchni.

- Auto mi padło(materiał na inną historię). Prosiłem o zmianę grafiku tak, aby choć trochę pokrywał mi się z autobusami. Jaki dostałem?
Restauracja otwarta od 8-ej, ale ja mam przyjść na 7-ą. Najbliższy autobus około tej godziny-5.30. Zamykaliśmy o 22, ale zazwyczaj zostawało się do 23-0. I powrót do domu, oczywiście na nogach, bo nic o tej porze nie jechało. Super, nie? A wyobraźcie sobie parę dni z rzędu.

Nie wytrzymałem, złożyłem wypowiedzenie.
Szykuję właśnie mięso, gdy podchodzi szefowa. Postanowiłem robić to co zwykle-pracować i mieć na nią wyrąbane.
[S]-SCORPION! JAKIM PRAWEM MI PAN WYPOWIEDZENIE SKŁADA?! TO OBURZAJĄCE! KIEDY JA KUCHARZA W DWA TYGODNIE ZNAJDĘ?!
[J]-"Och, niech sobie pieprzy, przecież...JAK TO DWA TYGODNIE?!" Przepraszam bardzo, ale jakie dwa tygodnie?
[S]-No wypowiedzenia.
[J]-Podpisywałem na 3 dni.
[S]-U mnie pisze że dwa tygodnie.
[J]-A ja mam na swojej kopii 3 dni i...
[S]-Mnie nie obchodzi co Pan ma, Scorpion. Pan się lepiej tym mięsem zajmij!
Poszedłem z tym do jej syna. Usłyszałem tylko "Lepiej, żebyś przepracował te 2 tygodnie, kasę i tak za nie dostaniesz. A my znamy ludzi. A oni innych ludzi. A ci inni tak cię załatwią, że nawet w McDolandzie etatu nie znajdziesz". Dobra, kłócić się nie będę.

Następnego dnia, przy otwarciu restauracji, Pani "Oburzające" zebrała całą kadrę i powiedziała:
[S]-Jako że Scorpion rezygnuje, pracownikom się zmienił grafik. To oburzające, że rezygnuje z takich warunków pracy i tym samym sabotuje działanie naszej restauracji. Dlatego zwiększamy godziny pracy, na czas jego wypowiedzenia, chyba że je anuluje.
Patrzę na grafik, a tu mam 5 dni w tygodniu, a także niedzielę "na ochotnika". Reszta nie lepiej. Niektórym zwiększyły sie godziny dwukrotnie.
Baba wyraźnie "ukarała" innych za to, że odchodzę.
Jeden kelner powiedział wprost, że to "pier*oli", składa wypowiedzenie i idzie na L4.
Reszta, która nie miała większego wyboru, musiała zostać.

A ja(naprawdę przez przypadek) miałem kontuzję i wpisane L4 do końca wypowiedzenia. Odbierał je synek szefowej z pianą na ustach.
Ciekawe, czy wyślą mi jakąkolwiek wypłatę...

piekielna kuchnia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 551 (589)

#67179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
CSI: Kryminalne zagadki osiedla.

Wyjaśnienie: Na moim osiedlu śmietnik zakręca się na klucz, który tak naprawdę jest odpowiednio wyząbkowaną na tokarce śrubą. Bardzo prosta konstrukcja. Gwint wchodzi w gwint i obraca drugą śrubę, która zakręca zamek. Wszystko jest rozwiązaniem typowo siłowym, choć nie trzeba użyć supersiły, by zamknąć drzwi od śmietnika.
Na osiedlu średnia wieku to 65+.

Z powodu remontu, dość często chodzę na śmietnik.
Zauważyłem jednak, że nieraz zamek jest zakręcony do oporu, żeby go otworzyć trzeba się porządnie nasiłować. Wiele starszych osób otworzyć go nie potrafi i albo zostawiają śmieci przy drzwiach, albo przychodzą ponownie, sprawdzając czy ktoś silniejszy ich nie otworzył.
Staruszkowie z gruntu sprawę olali - ot taka niedogodność. Mają czas to przyjdą za godzinę wyrzucić śmieci.
Niestety ja tego czasu nie mam - pracuję, mam remont. Najzwyczajniej w świecie nie chcę się siłować z zamkiem.

Postanowiłem się tym zająć.
Zostawiłem kartkę "Proszę nie dokręcać na siłę drzwi".
Następnego dnia siłowałem się znów ze śmietnikiem tylko po to, by zobaczyć kartkę podartą i podeptaną centralnie przy wejściu.
Poruszyłem temat na spotkaniu wspólnoty mieszkaniowej. Zero odzewu, nikt się nie przyznaje.

Podejrzanych, którzy mieliby taką krzepę jest niewielu:
- górnik przodowy
Potrafi gołymi rękami pręty wyginać. Facet ma rodzinę, dwójkę dzieci. Typowa śląska rodzina.
Prawdopodobieństwo: nikłe.
- emerytowany hutnik
Typowy janusz. Z nim można by nakręcić "W sandałach i skarpetach przez świat". Oszczędny, bogobojny na pokaz. Złośliwy tylko, jeśli nadepnie się mu na odcisk. Na co dzień zagada, narzędzia pożyczy, pochwali się co ostatnio robił ze szwagrem.
Prawdopodobieństwo: średnie
- dresiarz
Jak na ironię, ma na imię Seba. Nie miesza się w nieswoje sprawy, ma jakąś żonę (widmo, nie widziałem jej odkąd mieszkam 3 miesiące na tym osiedlu). Normalnie cichy, chyba że rozmawia przez telefon. Wtedy leci łacina.
Prawdopodobieństwo: wysokie

Po zrobieniu rysopisów podejrzanych, pozostało mi się zaczaić na sprawcę. Zostawiłem kamerkę z Bluetoothem i wróciłem do mieszkania.

Sprawcą okazał się... emerytowany policjant z bloku obok.
Jego tłumaczeniem było "Bo gnoje jedne łażo, drzwiami metalowymi trzaskajo, jemu przeszkadzajo." oraz seria wulgaryzmów, których nie przytoczę.
W skrócie to zaczęło facetowi odbijać. Nie wiadomo, w jakiej jednostce służył i co robił, ale psychika mu się pokopała jak lato z radiem.

Epilog:
Wspólnota na wniosek mieszkańców zmienia wkrótce zamek na zwyczajny klucz, by nie był już tak łatwy do podrobienia.

osiedlowe życie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 402 (472)
zarchiwizowany

#67177

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opis chamstwa w pewnym mieście.

Zdarzyło się, że musiałem jechać 100 km do Bardzo Wielkiego Miasta z powodu zaproszenia kolegi na wykład który prowadził, a potem imprezę w restauracji razem z różnymi ludźmi nauki, którą się zajmuje(był serwowany alkohol, więc nie brałem samochodu). Z tego powodu ubrałem garnitur i wesoło pognałem ku BWM.
Byłem zmuszony po dostaniu się na miejsce skorzystać z miejsca, gdzie król piechotą i bez świty chodzi. Bardzo zmuszony. Dlatego skorzystałem z pobliskiej płatnej(nigdy więcej).
Specjalnie rozmieniłem wcześniej pieniądze, żeby babcia klozetowa nie musiała szukać. Wszedłem grzecznie, w sposób cywilizowany i bez słowa skargi.Za mną stał dresik-brodacz.
Usiadłem, robiłem to, co się tam zwykle robi.
W międzyczasie słyszałem kur*y i ch*je jakimi babcia klozetowa[BK] obdarzyła kogoś, kto nie miał drobnych, tylko papierowe i próbował wejść skorzystać. Uroczo.
Po jakimś czasie dresik[D] zaczął jęczeć:
[D]-Kur*a co on tam robi? Kur*a ja chcę wejść!
(do BK)On chyba tam kur*a konia trzepie! Już 15 minut siedzi!(co było nieprawdą-miałem zegarek i siedziałem pięć minut, przy czym większość czasu doprowadzałem sedes do użytku po poprzednim kliencie)
(wali pięścią w drzwi) Wyłaź kur*a!
[Ja}-Proszę pana, korzystam z toalety. Proszę poczekać na swoją kolej.
[BK]-Inni też mają prawo skorzystać!
[D]-Wyłaź kur*a skur*ysynu je*any!
(coraz mocniejsze walenie w drzwi)
[BK]-Ja idę po klucz i otworzę jak nie wyjdziesz(o, z babcią klozetową naraz na ty jestem) gó*niarzu!
Trudno, zrobiłem tyle, by móc iść normalnie. Wstaję przy łomotaniu drzwi i wychodzę.
[D](odpycha mnie siłą i włazi)-Kur*a ile kur*a można chu*u je*any! Mi się kur*a chce!
[Ja}-Zapłaciłem i czekałem w kolejce jak i pan. Poza tym, mógłby pan zachować choć trochę kultury.
[D]-Chu* mnie to je*ie!
[Ja]-Właśnie dlatego ja noszę garnitur, a pan dres.
I wyszedłem, słysząc trzask drzwi o kafelki i krzyk dresika:
[D]-Kur*a wpier*olę ci!
[BK]-Szkoda że wyszedłeś. Powinieneś wpier*ol obskoczyć chamie je*any.
[Ja]-Nie, dziękuję. Nie będę się kopać z koniem.

Kto był tu chamem? Ja, bo chciałem usługi za którą zapłaciłem, czy dresik, bo musiał czekać?

toaleta publiczna

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (63)
zarchiwizowany

#67127

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Długo nie pisałem, bo się przeprowadziłem i internet nie zawitał jeszcze w moje skromne progi.

Będzie apel kucharza.
Robię w gastronomii, w restauracji.

*Wbrew pozorom, w poważniejszych restauracjach, prawie wszystko robi się NA BIEŻĄCO.
Klient może sobie zażyczyć potrawę zmienioną, potrawę zubożoną o jeden składnik(bo na przykład ma alergię).
Głównie nie robi się tzw. "produkcji seryjnej", bo jest to po prostu strata czasu i surowców, a wszelkie knajpy które pokazują w "Kuchennych owulacjach" i różnych podobnych programach nie mają klientów właśnie z powodu swojej ignorancji i seryjce.

*Wielu kelnerów wchodzi do kuchni po zmianie i biadoli "ojej, jak ja się napracowałem, ale jestem zmęczony".
Nigdy tak nie róbcie.
Kucharz nie pracuje-kucharz zapier*ala.
Musimy wszystko pamiętać-przepisy, zamówienia, to że mamy np. kurczaka w piekarniku, a w międzyczasie robimy fondue i oczywiście musimy dbać o czystość miejsca pracy.
Kelner ładnie się uśmiecha, pracuje z klientami, ale nie robi parunastu rzeczy naraz.
Więc wszelkie skargi kelnerów, zarówno jak i próby zagadywania nas podczas naszej walki z hydrą są nie tyle nie na miejscu, co mogą spowodować pomylenie potraw. A wtedy wina spada na... dokładnie-kucharza.

*Kucharz jest człowiekiem.
Kucharz mimo że czerpie radość z gotowania, nie żyje tylko jedzeniem. Nie trzeba z nim gadać tylko o jedzeniu.
Chętnie porozmawiam na każdy temat, a zagadywanie mnie o idealną długość gotowania jajek na weselu nie ma najmniejszego sensu-tak samo jak każdy inny człowiek jestem w stanie porozmawiać na tematy niezwiązane z moją pracą, jak polityka czy seks.
Każde danie nie wychodzi dokładnie tak samo, bo to nie fabryka broni Radom, a kuchnia.

*Kucharz nie jest zabójcą na zlecenie.
Często improwizujemy, bo nie mamy np. danego składnika. Co nie znaczy że chcemy was oszukać, zabić, otruć.
Często nie widzimy, dla kogo dane danie robimy, bo po prostu nie mamy ku temu okazji. Wcale nie jesteśmy mistrzami zbrodni na zapleczu.
PS: Ość to nie podstawa do wykrzyczenia na całą restaurację że zostanę pozwany o próbę zabójstwa. Serio.

*Nie kojarzcie kucharza z typowym panem Zdzisiem w budce z kebabami. Nie robimy wszystkiego na "odpierdziel", staramy się, aby wam smakowało, bo za to nam płacą. Owszem, zdarzają się z zapędu wypadki, ale to nie przez brak profesjonalizmu, ale natłok pracy w kuchni.
Jeśli myślicie, że przy setce osób w sali, wasze zamówienie będzie już, natychmiast na stole w sekundę po tym, jak kelner pójdzie do kuchni, to jesteście w wielkim błędzie.

Pamiętajcie że prócz człowieka w muszce, który wam przynosi dania jest także przynajmniej dwóch na zapleczu. I nie tylko wtedy, kiedy coś jest z potrawą źle.

gastronomia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (322)