Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30376
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#75396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia za zgodą kuzynki dodana.

Kuzynka najęła się do pizzerii na robotę dorywczą podczas studiów. Do mnie nie poszła, bo studentów mamy komplet.
Początkowo fajnie-obsługa pokazuje co ma robić, uśmiecha się, jest komunikatywna. Szef słucha jej, daje jej taki grafik jaki ona chce.

Do czasu.

Do czasu, aż pewnego dnia się przecięła nożem, biorąc deskę na zmywak. Ostrze przejechało po wewnętrznej stronie dłoni. Kuzynka zobaczyła krew, rozcięte mięso i...zemdlała.
Obudziła się na krześle, w kanciapie kierownika. Kierownik zrobił jej opatrunek z papieru toaletowego, bo...w apteczce nie było ani jodyny ani bandaża. Stwierdził, że "hej, wcale nie jest tak źle, pójdź dziś do domu, poczujesz się lepiej to daj znać, ok?".
Stwierdziła, że nie będzie robić problemów szefowi, bo jest fajny, a poza tym jest na umowie na zlecenie.
I poszła, z przesiąkającym krwią papierem toaletowym do domu, gdzie ciotka mało co nie dostała zawału, a wujek czerwony ze złości jechał z nią do szpitala.
W szpitalu dali profesjonalny opatrunek, ale rana ropiała.
Z tego powodu kuzynka nie poszła do pracy ani dnia następnego, ani przez następne 2 tygodnie.

Jak wróciła-atmosfera zmieniła się o 180 stopni. Była traktowana jak popychadło, pojawiały się ironiczne uśmieszki kiedy pytano "jak tam twoja rąsia? A możesz machać łapką?".
Kiedy była na zmianie i był ruch, ona uwijała się jakby miała motorek w tyłku, a reszta siedziała sobie w kanciapie z kierownikiem i gadała.
Kiedy kierownik zaczął na nią drzeć mordę przy gościach że nie wyrabia, nie wytrzymała i pieprznęła fartuchem, odeszła.

Teraz na mieście pośród restauratorów ma łatkę leniwej furiatki symulującej i samookaleczającej się. Skąd wiem? Bo wieść o niej dotarła i do naszej restauracji pocztą pantoflową.
Piekielny szef jednak coś ledwo ciuła i swoją pizzerię będzie zamykać (płacze że to przez "te wredne sieciówki").

pizzeria

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (321)

#75342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc w piwnicy, zauważyłem że jedna z komórek jest otwarta, a klucze są w zamku.
Jako uczynny sąsiad (korzystając z tego, że każda z piwnic jest numerowana), Scorpion najpierw upewnił się, że właściciela nie ma w pobliżu, a potem podreptał prawie na sam szczyt, by klucze oddać.
Otworzył mi sąsiad-staruszek. Zagadał się z drugim sąsiadem, zapomniał, zostawił klucze w zamku i wyszedł.
Miło pomagać.

Dwa dni później dobija się do mnie niczym gestapo jego syn. Że mam oddawać. Bo ukradłem. A co? Nie wiem.
Ponoć cała piwnica staruszka była obrobiona i okradziona.
Z czego, skoro jak tam za nim zaglądałem, gdy zastałem ją otwartą nadal były tony słoików, win, przetworów i narzędzia?
Do dziś nie wiem.
Synalek wymyślił sobie, że mam oddać im 1000 zł(słownie TYSIĄC PLN), albo on zgłasza sprawę na policję.


Do dziś nie przyjechali.
Ale znów mniej sąsiadów mi "dzień dobry" mówi.

blok

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (307)

#75362

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Następna z serii "Nie warto pomagać"

Jako że znam wicedyrektora drukarni, koleżanka prowadząca działalność szkoleniową(czym to się ona nie zajmowała) poprosiła mnie o pomoc, bym po znajomości "NA WCZORAJ" poprosił, by chłopaki wydrukowali ok. 50 000 ulotek dla kursantów.

Ok, szybki telefon. Urabianie wice poskutkowało zatrzymaniem jednej z 3 pras pracujących nad standardowym drukiem dla firmy X i poświęceniem czasu na zlecenie koleżanki. Pytałem ją wcześniej, czy na pewno chce te ulotki TERAZ, JUŻ, zanim włączyli projekt podany przez nią do druku. "Tak, ona chce bo pojutrze ma te szkolenie zaczynać i ona musi przez cały semestr mieć te ulotki".

Dzwonię do niej 5 godzin później:
[J]- Hej, Eliza. To zamówienie będzie gotowe jutro. Tu masz kontakt, masz zapłacić tyle i tyle. Możesz próbować się z nim dogadać by zniżył jeszcze, ale wątpię.
[E]- Hej Scorpion, to fajnie. Ale jednak szkolenia będą w następnym semestrze, to ja jednak nie jestem zainteresowana.
[J]- Żartujesz, prawda? Przecież dałaś projekt i kazałaś drukować. One są już prawie wszystkie gotowe i zapakowane.
[E]- No ale ja teraz ich nie potrzebuję!
[J]- Eliza, mnie to nie obchodzi. Prosiłaś abym załatwił, załatwiłem. Jak się powiedziało "A", to trzeba powiedzieć "B".
[E]- Ty chu*u, naciągnąłeś mnie na kupę kasy! Gdzie ja to będę trzymać?
[J]- Nie, sama mnie o to prosiłaś.

Eliza za ulotki zapłaciła kur*iąc na prawo i lewo, kopnęła wiadro z farbą za paręset złotych(dobrze że było zamknięte).
Za jej ekscesy wice przeprosiłem, ale chłopaki z drukarni zrobili swoją własną zemstę:

Gdy przyjechali pod jej kamienicę, zapytali ją, gdzie ulotki dać. Ona pokazała im dom i piwnicę i stwierdziła, że mają kombinować, jak to wszystko zmieścić.
Na początku nosili kartony do mieszkania, ale ta zaczęła im wymyślać "tu nie, bo tu zazwyczaj kot leży", "tam nie, bo będzie źle wyglądać".
Nie wytrzymali nadmiaru pier*olenia i niewiele myśląc, pracownicy otwarli lufcik jej piwnicy i wrzucili z palety wszystkie kartony do piwnicy jak wory kartofli, zamknęli, oddali klucz i pojechali.

drukarnia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (310)
zarchiwizowany

#75420

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś o mentalności Kalego na podstawie m. innymi piekielnych jak i innych sytuacji polityczno-kulturowych.

Jakieś pójścia na "Smoleńsk" do kin wywołują wasze oburzenie, "bo PiSlam", "bo polityczne sprawy".
Jakieś śpiewanie patriotycznych piosenek w przedszkolu też "bo młodzi są na to za mali", "bo to indoktrynacja", "rodzice powinni wybrać".
Chrzest także "bo są za mali i powinni mieć prawo zdecydować czy wierzą i w jakiego boga".

Zgadzam się z tym.

Ale dalej zaczyna się wasza hipokryzja.
Dalej nie przeszkadza wam, że polonistka wyciąga pod pretekstem podwyższenia oceny, uczniów na protest POLITYCZNY za uszy, nie macie problemów z tym że dzieci idą ubrane na czarno tego dnia, nie widzicie nieścisłości w swoim postępowaniu, jak pochwalacie dzieciaka lat 10 idącego z tęczową flagą pośród feministek i neokomunistów.
Ba-widzicie flagi PARTYJNE i mówicie że to demonstracja ludu!

Bo demonstracja dla ludzi jest spoko tylko wtedy, kiedy popiera wasze poglądy.
Nie jest polityczna tylko wtedy, kiedy wciska propagandę waszej upatrzonej opcji politycznej.

Nie potraficie odwrócić sytuacji i zapytać samych siebie: "jak bym zareagował gdyby to guru partii której nie popieram spoliczkował jakiegoś polityka", "co bym zrobił, gdyby polonistka wyciągała moje dzieci na pochody z okazji 10 kwietnia i wymagała od nich odpowiedniego stroju".

Pewnie zostanę srogo zminusowany za napisanie prawdy, ale NIESPODZIANKA!

Dziś wy jesteście piekielni.

piekielni

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (77)
zarchiwizowany

#75394

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może dla was nie piekielne, dla mnie jak najbardziej.

Robię codziennie zakupy w dyskoncie, odkąd go wybudowali(8 miesięcy temu).
Onegdaj jednak, robiłem zakupy w centrum handlowym, które jak dla mnie jest za daleko, więc brałem auto i jechałem robić zakupy na tydzień/dwa/trzy.
Z powodu remontu dyskontu, zmuszony byłem powrócić do tradycji. Wziąłem więc 200 PLN w gotówce i pojechałem robić zakupy.

I...MAGIA!
Zaledwie OSIEM miesięcy temu, za 2 stówki spokojnie mogłem kupić mięso, warzywa, owoc czy dwa, jogurt, serię artykułów spożywczych i jeszcze cztery piwa.
Dziś musiałem się wspomagać kartą kredytową, a zawsze biorę dokładnie te same artykuły, z tych samych firm.

Piekielnym jest to, że ceny rosną bez powodu. Gdyby jeszcze jakkolwiek kursowały, był jakiś np. kryzys żywnościowy czy cokolwiek innego-zrozumiałbym.
Ale jeśli potrafimy nieprzerwanie od 2 lat sprowadzać z hurtowni produkty dokładnie w tych samych, niezmienionych przez 2 lata cenach do restauracji, ceny rynkowe nie szaleją, a markety i tak "dokręcają śrubę" to jest to piekielna chciwość w czystej postaci.

supermarkety

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (56)

#75256

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Restauracja.
Przychodzi do nas babka z fundacji X, wypłakuje o akcjach na biedne dzieci, pyta czy "włączymy się do akcji, pozwalając jej nakleić plakat na witrynę".
No spoko, czemu nie, niech nakleja.
Nakleiła i poszła.

Wieczorem tego samego dnia, wchodzę na stronę naszej restauracji na twarzoksiążce, a tam z góry na dół jedne gwiazdki i wyzywanie w ocenach. Ki diabeł?
Szybki telefon do informatyka. Chłopak próbuje ogarnąć sytuację, odpisze jak skończy.

Odpisał dnia następnego. Co się okazało?
Ta sama laska napisała do naszej strony żeby informatyk udostępnił link do jej organizacji charytatywnej. Młody nie zna babki, napisał jej, że skoro uważa, że uzgodniła promocję jej fundacji, to menedżer powinien wiedzieć. Menedżer wiedział tyle, że miała wywiesić plakat na witrynie sklepowej i koniec. Z tego powodu informatyk odmówił.

Wobec tego lalunia nasłała na nas swoją grupkę "wolontariuszy", którzy "wolontaryjnie" narąbali nam masę negatywnych ocen, bo śmialiśmy "wypiąć się na biedne dzieci".
No zasądźcie nam jeszcze na nie alimenty.

Teraz jest burdello bum bum, menedżer się stara z babką skontaktować i wyjaśnić to, co zrobiła, a informatyk zastanawia się nad ponownym założeniem naszej strony.
Jak to było? "Kto nie z nami, ten przeciwko nam!"?

restauracja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 310 (352)

#75242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W sklepie.

[E]kspedientka
[K]lient

[K]-A czemu ta Cola nie jest taniej, tylko za 5 zł?
[E]-Bo jej cena to 5 zł.
[K]-Ale w gazetce jest taniej!
[E]-Ale gazetka obowiązuje od jutra, tu ma pan napisane
*pokazuje klientowi*
[K]-Aha... A nie mogę wziąć towaru dziś, a pani to skasuje jako towar jutrzejszy?
[E]-Nie proszę pana, codziennie mamy podliczanie towaru i wyszłyby braki w raporcie. Może pan zrobić zakupy jutro zamiast dzisiaj i wtedy będzie pan miał ceny z gazetki. To jak, płaci pan czy wycofać transakcję i przyjdzie pan jutro?
[K]-...
*chwila milczenia, zawias systemu*
WY JESTEŚCIE ZŁODZIEJAMI!
*zostawia wszystko na kasie, wybiega w stronę wyjścia*

Od dziś wierzę w każdą historię sklepową.

dyskont

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (287)

#75241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Scorpion - wredny cham!

Odcinek 3.

Zapewne wiecie, że człowiek bez nogi nie ma szans na bycie np. strażakiem wozu drabinowego. Zapewne się domyślacie, że człowiek pozbawiony węchu nie ma szans na bycie testerem w fabryce perfum. Człowiek pozbawiony rąk, nie będzie tłumaczem języka migowego i tak dalej.
Nie należy twierdzić, że to uprzedzenia, a stwierdzenie faktu. Z kolei to nie powód do skazywania tych ludzi do kiszenia się w domu - człowiek bez nóg może okazać się świetnym pianistą, człowiek bez czucia powonienia dyrektorem PR, a człowiek bez rąk np łucznikiem.

Ale co jak rodzice naoglądali się za dużo programów, gdzie niepełnosprawni "pokonują swoje ograniczenia pomimo wszystkiego"? Ano to.

Na studiach, gdzieś ok. 5-7 lat temu znałem Kamila. Kamil był niewidomy i studiował antropologię.
Przyjaźniliśmy się te dwa lata, aż w końcu odważyłem się zapytać, czemu właściwie wybrał tak trudny dla siebie przedmiot.

Bo wprawdzie dokumenty tekstowe przeczyta mu symulator, wypracowanie napisze na komputerze, tak samoż pracę licencjacką i magisterkę.
Ale co z badaniami, wyjazdami w teren, wykopaliskami? Obiektu nie zbada tak naprawdę on, a jego asystent-opiekun, o ile będzie go na tak długi okres jego stać. Niczego nie odkryje, a jedynie będzie pisać opracowania opisanych już odkryć.
Dodatkowo antropolog niewidomy, to antropolog niezapraszany na wszelkie wykopaliska, prace, bo trzeba teren zabezpieczyć specjalnie dla niego, specjalnie uważać, by nie zniszczył próbek (lub niekiedy próbki jego, trupi jad bywa wredny).

Zaznaczam, że nie opisałem mu tego wszystkiego, wręcz połowę i to w sposób najdelikatniejszy jak umiałem.
Przyznał mi rację. Stwierdził że w sumie to nic go tu nie trzyma, bo chciał być zawsze saksofonistą (grał zawsze jazz, doprowadzając woźną z akademika do szewskiej pasji).

Po rozmowie było parę dni zawieruchy, które sprawiły, że nie mieliśmy czasu zamienić słowa. Napisałem do niego wiadomość na Fb, nie odpowiadał. No nic.

Minęło parę dni. Zobaczyłem go na ulicy, więc go zawołałem. Odwrócił się w drugą stronę i pognał prawie wpadając pod auto. Jeszcze tego samego dnia jego siostra waliła do moich drzwi, drąc mordę na cały akademik, że mam "wypie*dalać od jej brata, bo jestem wredny brutalnie niszcząc jego cele i marzenia".
Od razu poszła fama "Scorpion zły cham, mówi wprost niewidomemu, że nie zostanie antropologiem, wyzywając go od ślepców".

Po opuszczeniu przeze mnie uniwerka, nie wiem co się dzieje dalej z Kamilem. Może znalazł odwagę by rzucić studia i zostać saksofonistą? Może dalej się męczy, łechcząc ego rodziców? Mam nadzieję, że to pierwsze.

Kto był piekielny? Władze uczelni, które mimo wszystko kształcą "naukowców" niezdolnych do podjęcia pracy w wyszkolonym zawodzie i nie mają jajec by odrzucić ich w procesie rekrutacji dla ich własnego dobra?
Rodzice, którzy naciskają na dziecko, by tak pięknie jak w filmach "walczyło ze swoją niepełnosprawnością"?
Siostra, która bardziej robiła za gestapo niż pomoc w poruszaniu się Kamila?
Czy może Scorpion, który wymiotuje cukierkowym etosem filmów i został zjechany tylko dlatego, że zauważył prawdę?

uniwersytet

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (369)
zarchiwizowany

#75344

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odwiedziny we wsi pod Warszawą utwierdziły mnie w przekonaniu, że wyjeżdżając poza mury miejskie człowiek zakrzywia czasoprzestrzeń i trafia do alternatywnego wszechświata.

Przyjeżdżam. Znajomy nas podejmuje, stół się ugina od żarcia. Cały dzień siedzimy, gadamy, na godzinkę tylko kolega wyskoczył do pracy wieczorem.
Rano poszliśmy razem do kościoła, ale potem Scorpion wpadł na inteligentny pomysł pójścia na grzyby do pobliskiego lasu.

Idzie Scorpion przez wieś, koszyk na grzyby niesie.
Ludzie mówią "dzień dobry", zza płotu obserwują.
Jakaś babuszka zapytała, a gdzie to się idzie. Jak usłyszała że grzyby to najlepsze miejsca pokazała.

Idę więc dalej, i wita mnie gość. Po dłuższej chwili okazuje się, że syn wójta. Zaproponował, żebym poszedł ze mną, abym się nie zgubił. No spoko.
Po drodze spotkaliśmy okołoczterdziestoletnią, chudą i całkiem urodziwą jak na swój wiek kobietę. Okazało się, że ONA jest wójtem("pocałujta w dupę wójta" nabiera nowego znaczenia).
Nazbieraliśmy chyba z tony grzybów, syn wójta(wójtowej? wójcianki?) przyniósł reklamówki, bo w koszyku się nie mieściły.

Następnego dnia, w drodze wpadłem do sklepu. Wszyscy prócz jednego dzieciaka przepuścili mnie bez kolejki.

U znajomego, grzyby podzieliliśmy między siebie.
Pojechaliśmy potem do miasta na festyn.
Wyjeżdżając miałem auto obładowane żarciem-ciastem, przetworami, grzybami, nie tyle od mojego znajomego, co od ludzi którzy go odwiedzali.




Wspomniałem, że mój znajomy jest proboszczem?

wieś

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (61)
zarchiwizowany

#75330

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O pracy. I pracodawcach. I pracownikach.
O wszystkim w sumie.

Odnoszę dziwne wrażenie, że Polakom odechciewa się trzymać pozory dorosłego życia, najchętniej wszyscy wróciliby do piaskownicy i bili się o babkę z piasku wołając zasmarkani swoje matki.

Jest praca. Pracodawca daje pracę.
Pracodawca zamiast wyjaśnić dokładnie, czego oczekuje od pracownika, stawki, jakich papierków potrzebuje lub chciałby żeby tamten miał i wydać to w miarę czytelną polszczyzną, kładzie na to lagę i pisze tzw. biedapismo, które ma pełno zaowalowań, nieścisłości i marnuje czas rekrutanta jak i potencjalnego pracownika.
Pracowników gania, ale sam siedzi i nie robi za wiele, wręcz pyszni się tym po całym zakładzie że "co wolno wojewodzie...", migdali się do sekretarki, która mu odpowiada licząc na zastrzyk gotówki.
W umowie nie precyzuje, co pracownik ma robić i wkurza się, że jeden pracownik nie wyrabia za 3(ale oczywiście nadal mu wydaje wypłatę dla jednego pracownika). Ależ oczywiście "zaleca" im zapieprzanie nadgodzin. Za które płaci jak zwyczajne godziny pracy, albo nie płaci w ogóle.
Finalnie płacze, że jest okradany "bo XX poszedł do toalety na 5 minut", a sam okrada ludzi z czasu.

Jest rekrutant. Rekrutant zamiast przejrzeć CV ludzi, których ma przyjmować, właściwie to rzuca nimi na biurko i ściąga wszystkich na rozmowę kwalifikacyjną.
Na rozmowie dosłownie się bawi-a to zada pytanie dosłownie "z dupy" o ulubiony kolor, a to co sądzi dany gość na temat mniejszości narodowych, a to o wpływ orientacji seksualnej małp na miesiączkowanie pingwinów.
Dopiero po odstawieniu wszystkich tych pytań, wreszcie są konkrety. Przy czym konkrety zajmują około 30 sekund.

No i jest nasza gwiazda malowana. Pracownik.
Pracownik siedzący po stronie pracy zawsze ma podejście socjalistyczne, najlepiej byłoby gdyby kasa sama spływała na konto, a pracownik nie robiłby nic zupełnie, prócz siedzenia na stanowisku i przeglądaniu fejsa.
Pracodawca to zawsze "złodzij", mimo że obie strony umowę o pracę podpisały i zawsze można od "złodzija" odejść.
Inna sprawa, kiedy pracodawca robi pracownika w bambuko na kasę-wtedy rzeczywiście "nieposłuszeństwo pracownicze" jest sensowne.
Ale przeglądanie internetu, kiedy się przyszło i usiadło na stanowisku?

I tak sobie te trzy rodzaje ludzi trwają-pracodawca, rekrutant i pracownik.
I to w firmach prywatnych, nie tylko państwowych.
Ludzie, którzy nigdy nie powinni prowadzić biznesu, zatrudniają ludzi, którzy nigdy nie powinni pracować w takich zawodach, którzy zbierają ludzi jak leci.

Moje pytanie:jakim cudem takie firmy nie bankrutują?

Przecież wystarczyło by, aby pracodawca wyjął kija z wiadomego miejsca, chwycił za jaja rekrutanta, który zrekrutowałby mu normalnych pracowników i się z nimi dogadał. Wspólne traktowanie z szacunkiem i wszystko gra. Czy to aż takie trudne?
Najwyraźniej.

polski rynek

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (44)