Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SesjaTyKurwo

Zamieszcza historie od: 1 marca 2011 - 23:04
Ostatnio: 25 stycznia 2014 - 3:53
O sobie:

Z szablą dumnie na wrzesień.

  • Historii na głównej: 52 z 70
  • Punktów za historie: 58951
  • Komentarzy: 135
  • Punktów za komentarze: 1668
 

#50081

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem Wam o swoich urodzinach.

Mniej więcej miesiąc temu. Wynajęłam salę VIP (jak to dumnie brzmi) w jednym z lepszych stołecznych klubów (nawet nie chcecie znać ceny takiej zabawy). Lista gości wysłana, zapłacone. Ważne jest to, że rezerwowałam wszystko jeszcze przed wypadkiem.

I nadchodzi TEN piątek, więc i ja nadchodzę do klubu. Godzina 21, ja ubrana w adekwatną sukienkę, wszystko "na poziomie", jednak o kulach. Witam się grzecznie na bramce, mówię w jakiej sprawie i słyszę... że nie wejdę. Bo to ujma dla klubu, żeby kaleki przychodziły.

Po długich rozmowach, groźbach i interwencji wsparcia prawnego weszłam. Ale niesmak pozostał. Niby następnego dnia były oficjalne przeprosiny od klubu, ale sprawa trafiła do sądu. I choćby się miała ciągnąć lata, to zaboli właścicieli.

I nie chodzi o moje ego. Chodzi o zasady. Chodzi o to, żeby kretyni, którzy traktują z góry wszystkie osoby niepełnosprawne czegoś się nauczyli. Bo ja ze swojej niepełnosprawności prawdopodobnie wyjdę, ale tylko i wyłącznie dzięki pieniądzom i ciężkiej pracy. A są ludzie, którzy nie mają takich szans.

I dlatego chamstwo trzeba tępić.

stolyca

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1211 (1367)

#49910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Absurd dnia dzisiejszego mnie przerósł do tego stopnia, że w każdej chwili spodziewam się ukrytej kamery.

Mam kota. Kota pierdołę. Do tego stopnia pierdołę, że w momencie gdy zbierze resztki odwagi to decyduje się wejść do Mordoru, czyli lezie na spacer po korytarzu w bloku. W dodatku pierdoła kocha ludzi. Każdy jest jego przyjacielem. Najlepiej to wziąć na rączki i drapać.

Dzisiaj kot znów się zdecydował. Mamy iść na spacer, ja akurat wczorajsza nieziemsko, koło południa byłam w totalnym nieogarnięciu. Także kot lezie sobie po korytarzu, ja patrzę i akurat wpada na sąsiada. No i się wywiązał dialog:

[S] Ojj, jaki ładny ten kotek! To rasowy? Mogę wziąć na ręce?
[J] Proszę, tak rasowy. On bardzo lubi się przytulać.
[S] A to ile taki kotek kosztuje?
[J] Dużo, około 3000zł - nie negujcie, dostałam go w prezencie, sama nie jestem osobą, która dwie pensje minimalne na kota wydaje.

I w tym momencie dzieje się rzecz dziwna. Facet obraca się na pięcie i zaczyna uciekać do swojego mieszkania z moim kotem! Ja w szoku, "gonię" ich o kulach.

Gość zamknął się ze zwierzakiem u siebie i udaje, że go nie ma. Moje walenie w drzwi ściąga ochroniarza i wspólnie wzywamy policję. Patrol przyjeżdża i co widzi? Skacowaną dziewczynę w kapciach, o kulach, w pidżamie w serduszka i szlafroku tłumaczącą, że wyszła z kotem na spacer na korytarz, a podczas tego spaceru kot został porwany przez sąsiada. Sama bym siebie do psychiatryka wysłała.

Panowie dają się przekonać, że to może być prawda i idą do sąsiada. Ten otwiera, ale twierdzi, że żadnego kota nie ma. Policja wejść bez nakazu nie może chociaż z łazienki słychać dzwoneczek (nosi przy obroży). Tłumaczę, że kot tam jest, sąsiad nie otworzy, policja nie wejdzie. I tak stoimy w tych drzwiach wyzywając się wzajemnie. W tym momencie słychać jakby skok i kot wychodzi z kuchni (kuchnia i łazienka są pod sufitem połączone oknem takim). I tu historia powinna się zakończyć, ale nie...

Sąsiad zaczyna twierdzić, że to jego kot. Kłócimy się dalej, a kot siedzi na podłodze i z ciekawością przygląda się temu co się stanie. Jeden z policjantów stwierdza, że jeśli kot nie będzie od mnie uciekać to jest mój. I tu rodzi się problem. Bo po kolei sprawdzamy, czy kot od nas nie ucieka: ja, ochroniarz, sąsiad i dwóch policjantów. Na każdego kot cieszy się tak samo.

Mundurowi nie potrafią powiedzieć do kogo należy ten kot. Ja tłumaczę, że mam przecież jego całe oprzyrządowanie w mieszkaniu; miski, kuwetę, zdjęcia z nim, książeczkę zdrowia. Postanawiamy pójść do mnie sprawdzić.

No i zapomniałam. Wczorajsza impreza była u mnie. Policja wchodzi, a tam obraz nędzy i rozpaczy. Butelki, pety, pudełka po pizzy, ciuchy... Wstyd jak cholera. Ja rzucam jedynie:

[J] Się siostrze syn wczoraj urodził...

Znajdujemy książeczkę, ze zdjęcia podobny, ale funkcjonariusze dalej twierdzą, że pewni nie są. Sąsiad twierdzi, że kot jest jego, ja że mój. Kot ma nas gdzieś i siedzi ochroniarzowi na rękach.

No ale przypominam sobie, że kot jest zachipowany. Pada decyzja, jedziemy do weterynarza sprawdzić dane z chipa. Policja ma wziąć kota, a my z sąsiadem mamy dojechać. Pytanie jak? Normalnie pojechałabym samochodem, ale stężenie alkoholu w mojej krwi było bliskie zawartości go w winie.

Patrol się lituje i zgadza żebyśmy z nimi pojechali do weta. Sąsiad też chce. Więc jedziemy w suce ja, kot i sąsiad... Dojeżdżamy do lecznicy, sczytują coś tam z chipa, ale wychodzi na to, że kot jest zachipowany na pierwszego właściciela, którego... musimy ściągnąć na komendę w celu potwierdzenia, że to jest mój kot. Jedziemy na komisariat i czekamy na pierwszego właściciela.

Facet to ojciec mojego byłego narzeczonego, zachwycony całą sytuacją jak ja pie*dolę i wymuszoną przerwą w Majówce, zeznaje, że kot jest mój. Brawo! Wracamy do domu, znów suką, tym razem bez sąsiada, który został profilaktycznie zatrzymany na 48.

Tym sposobem cały dzień poszedł się...

kot

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1752 (1846)

#49635

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dłuższego czasu mam jakieś dziwne zatrucie pokarmowe. Cały czas jest mi niedobrze i wymiotuję. Może nerwowe?

Byłam już u kilkunastu lekarzy. Każdy zapewnia mnie, że na pewno jestem w ciąży. Moje tłumaczenia na nic, wyniki krwi na nic. W przeciągu miesiąca robiłam trzy razy krew, bo może ciąża wczesna i nie wyszło?! (Nie, nie płacę za to, prywatny pakiet medyczny).

Ale pan doktor, u którego byłam ostatnio już pobił rekord chamstwa, jeśli takowy istnieje. Po opisaniu objawów rzucił:

[Dr] No jak się puszcza, to się rzyga...

Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale przysięgam, że zapłaci za taki tekst!

ehh

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 854 (982)

#49456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam do swojej niepełnosprawności ruchowej podejście dość "luzackie". Sama się śmieje ze sposobu w jaki się poruszam (pełzam?). Ale jednocześnie jestem teraz nadaktywna, czyli spacery, zakupy, byle jak najwięcej się ruszać i wrócić do jakiejkolwiek sprawności szybciej niż na Gwiazdkę.

A że ostatnio mam remont i zabrakło litra farby, no to kule pod ręce i długa do OBIka. Demon prędkości i już za godzinę wchodziłam do bram tego przybytku. Wszystko szło gładko do momentu podejścia do kasy. Za mną stanęła jakaś babcia [B] i rzecze w mą stronę jakże piękną polszczyzną:

[B] A Tobie to nie wstyd tak ku*wa między ludzi wyłazić?
[J] Słucham? - pomyślałam, że może jestem brudna/sukienka mi się zawinęła/cycek wyskoczył?
[B] No tak między normalnych ludzi?! Z tym! - wskazała na moją usztywnioną nogę i kule - jeszcze jakiegoś porządnego człowieka zarazisz!

Zgłupiałam. Jedyne co mi przyszło do głowy, to złapanie pani babci za rękę i wyszeptanie niczym medium:

[J] Tak, właśnie została pani zarażona złamaniem nogi.

Skąd ci ludzie się biorą? Także jakby ktoś się chciał jeszcze tym zarazić to zapraszam jutro koło południa do Lerła w Arkadii, bo fachmanom jak kobiecie nigdy nie wolno ufać. Zabrakło dwóch litrów, farby.

stolyca

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 896 (996)

#49509

przez (PW) ·
| Do ulubionych
U mnie w firmie jest zespół ośmiorga pracowników o bardzo wyspecjalizowanych umiejętnościach. Ludzie genialni, podpora jednego z najważniejszych procesów, specjaliści pełną gębą. Rzeczy niemożliwe załatwiają od ręki, na cuda potrzebują godziny. A że zapotrzebowanie na takich w branży ogromne, podaż mała to pensje jedne z najwyższych w firmie. Ciężko znaleźć kogokolwiek na zastępstwo, a i przyuczenie nowych trwa minimum pół roku.

Ale zmienił im się szef. Burak jakich mało. Przyszedł i postanowił, że kierować tym zespołem będzie jakiś jego znajomy, drugi będzie jego prawą ręką, a cały zespół zostaje zdegradowany, choć pensje pozostają bez zmian.

Tę radosną nowinę, ogłosił na spotkaniu z tym zespołem. Członkowie patrzą na niego i zapada niezręczna cisza. Dziewczyna odpowiedzialna do tej pory za kierowanie zespołem otwiera notatnik, coś skrobie, wyrywa kartkę i podchodzi do szefa. Wręcza świstek i dodaję "że ona to pier*oli i odchodzi, a to jest jej wypowiedzenie". Trójka chłopaków robi to samo.

Po tygodniu trwającej afery odchodzi dwóch kolejnych członków zespołu. Zostaje dwóch... studentów umiejących praktycznie nic.

Do końca okresu wypowiedzenia pierwszej czwórki zostały 3 dni, kolejnej dwójki 10. System jeszcze działa, ale za dwa tygodnie proces legnie z kretesem.

Najlepsze, że firma próbowała ich zatrzymać wszelkimi sposobami, ba nawet podwyżka o 100%. Nic. Wszyscy już znaleźli nową robotę.

Najlepiej podsumowuje sytuację mail, od przełożonego szefa. "Ty powinieneś napisać książkę pt. "Jak rozpier*olić zgrany zespół w tydzień"."

korpo

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1288 (1336)

#48613

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam zły dzień.

Potrzebowałam zeskanować wynik USG składający się z czterech zdjęć. Niby nic takiego. A jednak.

Weszłam do pierwszego napotkanego punktu. Pani przemiła, zeskanowała, ja zapłaciłam 7 złociszy i do domu. Włączam kompa, odpalam plik, a tam zonk. Zeskanowana 1/4, a reszta czarna plama.

Ok, nic się nie stało, zaprzęgłam się w swój magiczny rydwan (czyli wzięłam kule) i jazda do punktu foto koło mnie. Kolejna przemiła pani mówi, że oni to wykonują takie usługi, ale drożej. Nic to w obliczu potrzeby. Przekazałam jej swoje 12,98 zł (dziwna cena, wiem) i pokuśtykałam te 200 metrów do klatki przez padający śnieg.

Znów odpalam USB, klikam w plik. Jest progres, są dwa zdjęcia i reszta czarna plama. Noż k... Znowu rydwan i do punktu. A tam niespodzianka - zamknięte. Spoglądam na zegarek (tak, tak posiadam ten prehistoryczny przedmiot na lewym nadgarstku) i 17.02. Od dwóch minut zamknięte.

Idę kolejne 300m do następnego punktu ksero. Tutaj wita mnie facet w wieku mojego młodszego brata. Oczywiście, skanują. Zeskanowali. Ale nauczona dwoma poprzednimi sytuacjami proszę, żeby sprawdził, czy się otwiera. No przecież otwiera, sprawdzał, więcej odpalać nie będzie. Wyciągam laptopa, włączam dysk i pokazuje panu piękne 2 zdjęcia z czterech, a reszta (bardzo urodziwe, ale jednak) paski. Pomarudził, ale zeskanował jeszcze raz. Tym razem dobrze. Zapłaciłam 5 zeta i do domu.

A teraz mi wytłumaczcie, skoro ktoś całe swoje życie zajmuje się skanowaniem, a nie umie tego dobrze zrobić to może jednak powinien iść kopać ziemniaki?!

Sytuacja dla osób zdrowych mało piekielna. Jednak gdy chodzisz o kulach i jest ślisko to operacja zajmuje ponad dwie godziny.

Wisienka na torcie. Zginęłabym na pasach (miałam zielone!) pod Smartem. Toż to gorsze niż Panda... Smart rozwinął na śliskiej nawierzchni swą prędkość maksymalną czyli pewnie z pięćdziesiąt, ale już nie wyhamował. Znaczy wyhamował w moim prawym biodrze.

Ciekawe czy 2,5 miesiąca leczenia nogi nie poszło się kochać. Pozdrowienia z SORu, właśnie czekam na RTG...

BTW, USG, które skanowałam prawdopodobnie już nieaktualne.

ja pier do le

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (992)

#47935

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejne perypetie z moją uczelnią...

Po wypadku jestem praktycznie cały czas na zwolnieniu. Mam kolejne zabiegi, toteż lepsze i gorsze dni. Przez to nie przystąpiłam do wszystkich egzaminów w terminie i tym samym złożyłam podanie o przedłużenie sesji.

Wszystko pięknie, ładnie, cała dokumentacja medyczna złożona w dziekanacie wraz ze zwolnieniem lekarskim 01.02-15.03.2013r.

Odpowiedź przyszła pozytywna, mam przedłużoną sesję do... 05.03.2013.

szkoła ponoć wyższa

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (583)

#47916

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapisałam się na studiach na przedmiot po angielsku. Na zajęciach jestem jedyną Polką, reszta to studenci z wymian.

Do zaliczenia konieczny materiał z wykładu i literatura, czyli dwie pozycje autorstwa prowadzącego, obie w naszej pięknej mowie polskiej, brak przekładu na angielski...

szkola ponoc wyzsza

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 758 (892)

#47732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniały mi się czasy, w których byłam praktykantką w firmie sprzedającej produkty finansowe. Doradcy jeździli do klientów i wciskali co się da.

Pewnego dnia pojechałam na takie właśnie spotkanie z jednym z doświadczonych kolegów, Grzesiem [G]

Gadka szmatka. Produkt praktycznie wciśnięty, kiedy do gabinetu szefa wchodzi jego brat i mówi, że ich ojciec zginął w tragicznym wypadku. Zapadła cisza. Cisza, która dla mnie trwała wieczność, ale została przerwana przez Grzesia.

[G] Panie prezesie, rozumiem stratę, mój ojciec został zabity przez pijanego kierowcę.
[P] Dziękuję, panie Grzegorzu...
[G] Rozumiem, że nie będzie miał pan teraz ani głowy, ani czasu na współpracę z naszą firmą, dlatego może po prostu podpisze pan tę umowę, skoro już tu jestem...

Wstałam, przeprosiłam, wyszłam.

Jak można być taką hieną, dla 50zł prowizji?!

Co więcej, ojciec Grzesia żyje, ma się dobrze, codziennie obiera wnuczkę z przedszkola.

usługi

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (926)

#47374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałam miałam wypadek, który zmusza mnie do poruszania się tymczasowo o kulach.

Dzisiaj poszłam do przychodni na kontrolę.

Poczekalnia pełna. Ani jednego miejsca do siedzenia. Czy w naszym kraju jest aż tylu poszkodowanych? Skąd! Każdy, przysięgam każdy, pacjent przyszedł z osobą towarzyszącą. Lub dwoma. No sporadycznie trzema. I oczywiście każda osoba towarzysząca siedzi. A że krzeseł w poczekalni liczba ograniczona, to poszkodowani stoją. I tym sposobem stałam 15 minut o kulach i w kołnierzu ortopedycznym póki ordynator nie zrobił rabanu.

Uprzedzając, prosiłam o ustąpienie, ale usłyszałam, że młoda jestem to postoję. A ludzi kulami okładać w zwyczaju nie mam, żeby podnieśli swoje szanowne cztery litery.

Oczywiście rozumiem ludzi mających trudności z poruszaniem się, którzy chcą, aby ktoś z nimi poszedł do szpitala, albo dzieci. Ale blisko trzydziestoletni chłop ze złamaną ręką w eskorcie matki i babki?! Noż...

szpital

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 874 (962)