Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SesjaTyKurwo

Zamieszcza historie od: 1 marca 2011 - 23:04
Ostatnio: 25 stycznia 2014 - 3:53
O sobie:

Z szablą dumnie na wrzesień.

  • Historii na głównej: 52 z 70
  • Punktów za historie: 58953
  • Komentarzy: 135
  • Punktów za komentarze: 1668
 
zarchiwizowany

#32546

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo.

Zacznę o krótkiego wstępu. Jestem córką dwójki inżynierów. Mama - budownictwa, tata - elektryki, ogólnie ojciec to człowiek, któremu, jeżeli chodzi o sprawy techniczne, ktoś mówi, że "się nie da", wychodzi z założenia, że "nie da to się parasola w dupie otworzyć" i podchodzi do tematu z drugiej strony. Oboje pasjonaci. Dlatego z mamą budowałam karmniki dla ptaków i domki dla lalek (oczywiście z pełnym projektem na papierze milimetrowym), a z tatą tworzyliśmy obwody elektryczne, naprawialiśmy samochody i zgłębialiśmy różne aspekty fizyki. Dzięki czemu wiem jak używać piły, lutownicy, wiertarki i tym podobnych.

Teraz historia właściwa. Dotyczy mojego ukochanego klubu i piekielnego szefa, który znajduje nam najdziwniejsze prace, żebyśmy się zbytnio nie nudziły. Np. "Wytrzyj sufit bo się na nim kurz osadził" i inne takie kwiatki.

Ostatnio zaczął zmieniać dekoracje i potrzebował skręcić kilka dykt do siebie. Co ważne pod określonym kątem, żeby powstała zamierzona konstrukcja. Zadanie nie było takie łatwe jak się wydawało, więc postanowił zawołać dwie barmanki, coby się pomęczyły, a on ochoczo na to poparzy siorbiąc whisky.

Miałam wątpliwy zaszczyt bycia w tej dwójce... Szef mówi nam co trzeba zrobić, daje wkrętarkę, kątowniki, śrubki i inne takie. Dziewczyna, która ze mną przyszła tipsy długości paznokcia, no to nie pomoże...

Szef mówi jak mamy zacząć skręcać, ale jak na mój gust, zaczyna trochę od dupy strony. Ale, pan każe, sługa musi.

Męczymy się z 20 minut, ale jedna dziewczyna trzymająca praktycznie w powietrzu dykty, a druga próbująca je skręcić, obie jeszcze blondynki, to raczej zestaw skazany z porażkę... Zaczynam sugerować szefowi, że może jednak zaczniemy inaczej. Na co usłyszałam w odpowiedzi.
[S] Ja kończyłem Politechnikę! Ja wiem jak to trzeba zrobić.

Po godzinie się poddał i stwierdził, że się tego "nie da zbudować". Ja nauczona przez tatę zasady parasola, tłumaczę, że się da, tylko inaczej i jak da mi chwilę to wymyślimy jak, tylko niech się nie wtrąca, a do końca nocy będzie miał swoją dekorację.

Przyniosłam sobie kartki, ołówek, narysowałam kilka rzutów na "mniej więcej", zaznaczyłam gdzie należy umieścić mocowania, zawołałam jednego ochroniarza, coby trzymał i wzięłam się za przypiłowanie elementów i skręcanie. Po godzinie szybkiej i sprawnej współpracy udało się nam to stworzyć. Zawołaliśmy szefa, a ten oczy na wierzch, i zaczyna dialog:
[S] Sesja, kto to zrobił?
[J] No ja szefie z Markiem, a kto?
[S] Znaczy Marek, hehe?
[M] Nie, Sesja, szef sobie na kamerach obejrzy...
Poszedł, obejrzał, wraca.
[S] Sesja, a co ty na początku sobie bazgrałaś na tych karteczkach?
[J] Projekt - pokazałam, znowu wielkie oczy szefa
[S] Ty na Politechnice studiujesz?
[J] Nie, w Szkole ABC
[S] Ale budownictwo?
[J] Nie, bankowość...
[S] To jakim cudem TY to narysowałaś i zbudowałaś?! Przecież, tego się NIE DAŁO zbudować.

No ja piana na twarz...

[J] Szefie, co to znaczy, że się nie dało?
[S] No bo ja myślałem, że się nie da i tak sobie wymyśliłem, żeby popatrzyć jak się dziewczyny męczycie...
[J] Aha...
[S] Bo ja to po Politechnice i mi wyszło, że się po prostu nie da, zawali się.
[J] Szefie nie trzeba kończyć Politechniki, żeby umieć skręcić 10 kawałków drewna do siebie. A nie da się, niech sobie szef zapamięta, to parasola w dupie otworzyć! - no nie mogłam sobie darować.

A zakończenie? Dekorację wyrzucił, bo stwierdził, że "i tak się zawali", mi odebrano premię za "wymądrzanie się i obrażanie szefostfa" (pisownia oryginalna), a Marekowi "za niesubordynację", bo przecież nie mógł mi pomagać i kto mu pozwolił, a że szef ma krótką pamieć, to zapomniał, że on sam.

Ale powiem Wam, że nie żałuję. Utrzeć nosa mojemu szefowi to naprawdę przyjemność, za którą jestem gotowa zapłacić wiele ;)

klub Warszawa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 331 (375)

#30432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja to przyciągam jakichś dziwnych ludzi.

Ostatnio wracałam z imprezy, z klubu, nietrzeźwa. Także pełna kultura, do taksówki sobie wsiadłam i jazda do domku. Ale taki się wywiązał dialog pomiędzy taksówkarzem [T], a mną [J]:

[J] Na ulicę Piekielną 100 poproszę.
[T] A gdzie to jest?
[J] No przy Piekielnej, przy Hotelu Superznanym na Śródmieściu.
[T] A to ja nie wiem, wpiszę sobie w dżpyesa.

I tu mi się zapaliła żółta lampka w głowie, bo jakim cudem warszawski taksówkarz nie wie gdzie jest jeden z najdroższych hoteli w centrum miasta, no ale nic, może żartuje.

[T] Bo wie pani, ja to miasta nie znam...
[J] Jak pan miasta nie zna?! Przecież jest pan taksówkarzem...
[T] No właściwie to nie jestem, bo to kolega ma taryfę, a ja przyjechałem do stolicy, to postanowiłem sobie trochę dorobić, haha.
[J] Aha...
[T] A pani, zna miasto?
[J] Znam.
[T] A ma pani prawo jazdy?
[J] Mam...
[T] To może się przesiądziemy?
[J] (WTF?!) Ja to wie pan, jestem pijaniutka dzisiaj.
[T] Haha, to tak jak ja. Strzeliliśmy sobie z kumplem flaszeczkę, on zasnął to ja taryfę pożyczyłem.

No i w tym momencie ja już widziałam nas na jakimś słupie betonowym. Po tym jak podjechaliśmy pod blok, szybciutko wysiadłam, zapisałam numery i zadzwoniłam na policję.

Panu dyżurnemu wyjaśniłam wszystko w kilku zdaniach, podałam korporację, nr boczny i nr rejestracyjny, markę, kolor i trasę przejazdu. Podziękował, obiecał, że poszukają.

A teraz Was zaskoczę, pana znaleźli, zalanego, siedzącego w taksówce pod tym samym klubem, spod którego mnie zabrał. Wynik badania ponad dwa promile alkoholu. A skąd wiem? Policja poprosiła mnie o złożenie zeznań.

moje miasto Warszawa

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1119 (1207)

#30007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pracy na barze.

Chodzę sobie akurat po sali, a tu nagle wyrasta przede mną klient, łysy, wielki i do tego zalany. No to już wiem, że będą kłopoty. Zastawia mi drogę, proponuje taniec, ściskając mi rękę tak mocno w nadgarstku, że następnego dnia miałam siniaka i ciągnie na parkiet. Ja próbuję się opierać, a on nagle łapsko na moje pośladki i chce mnie pocałować. No to jedyna reakcja, dostał w twarz.

Chłopcy z ochrony (taa, chłopcy, też chodzące szafy pancerne), zareagowali wzorowo, bo po pół minuty wyrosło ich trzech i wyprowadzili faceta. Resztę znam tylko z relacji jednego z bramkarzy.

Mianowicie, gość po wyrzuceniu z klubu, zaczął się odgrażać, że oni nie wiedzą kim on jest i czego on im gdzie nie wsadzi. I o ile klient może sobie tak gadać, to niestety gdy przechodzi do rękoczynów, ochroniarz się broni. I tutaj właśnie nasz szanowny pan, wyskoczył na Roberta (chłopaka, który podrzuca mnie na jednej ręce i łapie, a ważę 60kg). Robert, raz, jedyny się zamachnął, pan oberwał w twarz i łup na ziemię. Zwłoki po prostu.

W tym momencie przychodzi na zewnątrz widać, że starszy kolega klienta, postura podobna, ale trzeźwy i zaczyna się śmiać. Po czym mówi:
- O urwa, stary ja 15 lat z tobą pracuję i jeszcze nie widziałem, żeby cię ktoś tak powalił urwa jednym uderzeniem, haha.
No a pan leżący na ziemi, wstaje, wyciąga coś z kieszeni, jak się później okazało odznakę i krzyczy do Roberta:
- Policja kryminalna urwa, nie wywiniesz się z tego!
Ale wszystko skwitował najlepiej drugi policjant.
- A weź ty się urwa nie kompromituj, dobrze wiesz, że ta dziewczyna mogłaby cię oskarżyć. Mi urwa niepotrzebne znowu problemy, poproś panów grzecznie o kurtkę i urwa sp**rdalaj do domu.

klub

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1196 (1254)

#29755

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z zimy. Nie było jakiegoś strasznego mrozu, ale temperatura oscylowała koło zera.

Wysiadam sobie z autobusu nocnego, co ważne sama, okolica niezbyt przyjemna, a na ławeczce śpi pan żulik. Podchodzę do niego, woń alkoholu zwala z nóg - no nic nawalony. Tyle się mówi o ludzkiej znieczulicy, więc dzwonię na miejską, coby go ktoś zabrał na wytrzeźwiałkę i człowieczyna nie zamarzł. Odebrał pan strażnik miejski [P]. Po wymienieniu serdecznego powitania, podaniu danych przeszliśmy do rozmowy właściwej.

[J] Chciałabym zgłosić że na przystanku nr 1, przy ulicy Piekielnej śpi człowiek w stanie nietrzeźwości.
[P] A próbowała go pani obudzić?
[J] Nie, jestem tutaj sama i szczerze to boję się budzić tego pana.
[P] To proszę go obudzić. Ja jestem po drugiej stronie słuchawki...
Witki mi opadły. Po wytłumaczeniu panu strażnikowi, że jednak nie zamierzam żulika budzić, przeszliśmy do dalszych supersprytnych pytań.
[J] Proszę pana, tego człowieka to trzeba na Kolską odwieźć...
[P] A ma pani samochód?
[J] Mam.
[P] To może pani go zawiezie na najbliższą komendę?
W tym momencie zbieram szczękę oblodzonego chodnika...
[J] Nie mogę, piłam alkohol.
[P] Piła pani, a ile, kiedy?
[J] Trzy lampki wina, godzinę temu.
[P] Aaa, to pani może prowadzić, proszę go przywieźć na najbliższy komisariat.
[J] Proszę pana, ja nie czuję się na siłach ani prowadzić, ani nawet budzić tego pana. Proszę tu kogoś przysłać.
[P] Ale ja nie mogę przyjąć od pani zgłoszenia.
[J] Dlaczego?
[P] Bo pani jest pijana!

Szczerze, po takim teksie nie znalazłam dobrej riposty. Pożegnałam się, rozłączyłam. Następnie zadzwoniłam na policję, która zabrała delikwenta.

miasto moje Warszawa

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1076 (1124)

#30387

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów z baru.

Tak to jest, że stali klienci mają swoje ulubione barmanki. Szczególnie obcokrajowcy. Ja również mam takiego wielbiciela - z Turcji.

I o ile zawsze jego podryw był dość niegroźny, to pewnego dnia przegiął.

Łaziłam sobie po sali, no i zaczepił mnie on. Prosił, żebym się z nim umówiła, a najlepiej wyjechała do Turcji. Że jego rodzina jest bardzo bogata, jakiś rodzaj ichniejszej arystokracji, że nigdy więcej nie będę musiała pracować, że tylko siedzieć w domu, że mnie kocha itp...

Propozycję grzecznie odrzuciłam, bardziej myśląc, że to żart.

W dalszej części mojego "patrolu" zauważyłam, że ktoś wylał piwo na podłogę, no to jazda po mopa. I tak sobie mopuję spokojnie, a tu nagle ktoś wyrywa mi kij i jak mi nie odwinie tym kijem w plecy.

Aż mnie zgięło, chociaż na szczęście był to ten metalowo-plastikowy pusty w środku, więc pod wpływem uderzenia się złamał, a nie drewniany.

Odwracam się, a tam mój turecki wielbiciel, który wydziera się, że on mi nie pozwala, że jego przyszła żona nie będzie pracować, że nie będzie sprzątaczką, że mam natychmiast rzucić pracę i wracać z nim do domu!

Zamarłam, nie wiedziałam, co mam zrobić... Gość dalej trzymał w ręku ten kij i cholera wie co chciał zrobić.

I nagle pach, pada na podłogę. Jak się okazało, chłopcy z ochrony, znów przyszli mi z pomocą. Wyprowadzili delikwenta i wytłumaczyli, jak się nie traktuje kobiet.

Do dzisiaj jestem w szoku, po tym zdarzeniu, pierwszy i jedyny raz dostałam od faceta. I wyobraźcie sobie co by się działo, gdybym zdecydowała się z nim wyjechać to tej pięknej i miodem płynącej Turcji?

klub

Skomentuj (130) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1151 (1205)
zarchiwizowany

#29998

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem Wam moją dzisiejszą historię. Szczerze to dalej zbieram szczękę...

Wracałam sobie około północy po centrum Warszawy, ludzi sporo jak na taką godzinę. Stanęłam na przystanku i sprawdzam autobusy do domu. W pewnym momencie podchodzi do mnie dwóch młodych mężczyzn [M] i zaczyna zagadywać, niebezpiecznie zbliżając się do mojej strefy osobistej. Stoję więc przerażona, wiem, że dobrze się to nie skończy, ale uciekać nie ma jak, szpilki na nogach...

[M] A czemu koleżanka tak tu sama stoi, to niebezpieczne. Jeszcze takie nogi, sukienka. Naprawdę, masz warunki, a i czym oddychać...
[J] Wracam do domu...
[M] A to my odprowadzimy, bo samotna kobieta nie powinna wracać w pojedynkę. Albo może gdzieś pójdziemy, zabawimy się. Zobaczysz, nie pożałujesz.
[J] Nie dziękuję, ja czekam na... - I tu miało paść słowo "autobus", ale nie zdążyłam go wypowiedzieć.
Wtem czuję jak ktoś łapie mnie pod rękę, odwracam głowę i widzę całkiem obcego eleganckiego pana, w czarnym płaszczu i kapeluszu [P] w wieku 70-80 lat.
[P] Przepraszam kochana, ale mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie zbyt długo. Panowie wybaczą, ale muszę odprowadzić tę piękną damę do domu.
I jak gdyby nigdy nic odeszliśmy z przystanku.

Po przejściu kilkudziesięciu kroków, pan znowu się odezwał.
[P] Mam nadzieję, że nie ma mi pani z złe, że ośmieliłem się wtrącić w konwersację?
[J] Nie, skądże, bardzo dziękuję.
[P] A dokąd pani idzie jeśli można spytać?
[J] Tutaj, dwie przecznice, niedaleko. Naprawdę bardzo panu dziękuję.
[P] Ratowanie dam z opresji to obowiązek i przyjemność dla każdego mężczyzny. Czy nie będzie pani miała nic przeciwko, abym towarzyszył pani do domu i zapobiegł innym nieprzyjemności?
[J] Bardzo dziękuję, to bardzo miło z pana strony.
[P] Cała przyjemność po mojej stronie.

I jak tak sobie wracaliśmy, pan opowiadał mi o swoim życiu, okazało się, że robił doktorat na mojej uczelni, później wykładał, ale kilka lat temu przeszedł na emeryturę. Zna całą kadrę profesorską i tęskni za życiem akademickim. Opowiadał o pracy, badaniach, podróżach. Po dojściu pod blok rozmawialiśmy jeszcze z pół godziny. A na pożegnanie ucałował mnie w rękę w taki sposób, jak jeszcze nigdy nie zrobił tego żaden mężczyzna i pochylił kapelusz.

miasto moje Warszawa

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 608 (670)

#26014

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I znowu klub.

I historia o tym, jak spławia się nachalnego, pijanego klienta [K], który chce Twój numer.
[K] Ale daj mi swój numer...
[J] Nie, nie mogę.
[K] Ale daj...
[J] Nie, ja mam faceta.
[K] Ale co to za koleś, założę się że nie jest lepszy ode mnie. Jak chcesz to ci to udowodnię!
[J] Jak?
[K] No porozmawiam z nim i mu to wytłumaczę! Bo to jest na pewno jakiś wieśniak i ty zasługujesz na kogoś lepszego...

Tutaj muszę wtrącić, że nie mam faceta, ale za to fantastycznego wielkiego kumpla-ochroniarza Marka, który zawsze ratuje mnie z opresji.

Jedno mrugnięcie oka do Marka i podchodzi.

[M] Co tam Mała?
[J] Słońce, pan chciał z tobą porozmawiać.

Pana już nie było.

klub

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (919)

#25837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I jeszcze jedna historia z baru. Stoi klient [K] taki studencik, widać bajerant, buzia ładna, uśmiech zniewalający i zagaduje.

[K] Boże ale Ty masz śliczne oczy!
[J] Dziękuję.
[K] Ale serio, dawno, ba nigdy takich ślicznych oczu nie widziałem...
[J] Dziękuję bardzo.
[K] Ale serio, no normalnie mógłbym się w nie wpatrywać do końca życia!
[J] No już nie przesadzaj, ale dzięki, miło słyszeć.
[K] W ogóle śliczna jesteś, oj i ten uśmiech, że też takie piękne dziewczyny tu pracują...
[J] Dziękuję (już trochę zawstydzona).
[K] Ale serio prześliczna jesteś...
[J] No dziękuję. ;)
[K] A zrobisz coś dla mnie słoneczko moje?
[J] Słucham?
[K] Dasz mi darmowego browara?

Umarłam. ;)
Nie dostał. ;)

klub

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1048 (1102)

#25833

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studiuję dziennie, ale jakiś czas temu postanowiłam zrobić pierwszy krok ku samodzielności i dorwałam pracę dorywczą w klubie w Warszawie. Ot, jestem barmanką.

Po kilku miesiącach roboty, historii o klientach (pijanych, zalanych, niekontaktujących i chcących wypić jeszcze więcej) mam wiele, bardzo wiele.

Pewnej nocy chodziłam po sali z tacą i zbierałam kufle. W części z nich było trochę piwa, więc zlewałam do pełna do jednego kufla, żeby się więcej zmieściło.

I jak już wracałam, pełna ciężka taca, full browarów podbiega do mnie klient, kradnie jedno piwo, szybki łyk i krzyczy:
[K] Hahahaha, co mi teraz zrobisz?! Moje!
[J] Panie, to są zlewki z sali, bierz pan wszystkie...

Mina gościa bezcenna. ;)

klub

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1089 (1127)

#25835

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z klubu.

Często barmanki są nękane (słowo klucz) przez zalanych w trupa klientów proszących o numer telefonu. Gościa takiego bardzo trudno spławić, ale najprostszą metodą jest wręczenie mu kartki i długopisu i prośba o podanie jego numeru, a "ja się na 100% odezwę".

Pewnej nocy, ten sam scenariusz, prośba o numer, bla bla bla... Daję kartkę zapisuje mi swój.
[K] 500 123 456, tylko się odezwij.
[J] Ok, odezwę...
[K] Ale nie, bo ty się nie odezwiesz...
[J] Odezwę.
[K] Nie, podaj mi swój, ja sobie zapiszę!
[J] 500 12 34 56.
[K] Dzięki, to ja jutro do ciebie zadzwonię!

I poszedł zadowolony. ;)

klub

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1042 (1094)