Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Skipper

Zamieszcza historie od: 24 listopada 2011 - 21:31
Ostatnio: 24 lutego 2013 - 0:59
  • Historii na głównej: 12 z 12
  • Punktów za historie: 10358
  • Komentarzy: 46
  • Punktów za komentarze: 364
 

#32721

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa miesiące temu skradziono mi MacBook′a. Sprzęt nie tani, dane na dysku kilkakrotnie przewyższały wartość urządzenia, tak więc bardzo zależało mi żeby go odzyskać.

Miesiąc ciszy, powoli godziłem się z tym, że niestety urządzenia już nie zobaczę. Jakieś dwa tygodnie temu odezwał się telefon, rozmówca to sądząc po głosie młoda kobieta mówi, że ma mojego laptopa, numer telefonu ma z mojego notesu który był w torbie i że jak chcę go odzyskać mam zapłacić 200zł na jakieś tam wirtualne konto. Myślę, 200zł - śmieszna kwota jak na "okup".

No nic, tego samego dnia wpłaciłem pieniądze, tydzień później otrzymałem paczkę.
Pomyśleć by się mogło akcja doskonała - paczka bez nadawcy, konto PayPal, wszystko anonimowo.
Gdzie piekielność?

Otóż Pani była tak inteligentna, że zostawiła po sobie pozapisywane hasła do Facebooka, Allegro, Fotki.
Sprawą już zajmuje się Policja.

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1217 (1283)

#28701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o ASO pewnej szwedzkiej marki samochodów na V.

Dwa lata temu kupiłem autko, ostatnio przekroczyłem 100 tys przebiegu i pojawił się problem, wyraźne stukanie w silniku. Jako, że auto ma gwarancję do 200tys km. więc nie kombinowałem nic tylko oddałem do ASO.
Po dwóch dniach dzwonią, że auto do odebrania. Fajnie - myślę, szybko. Odebrałem auto, jak się okazało część której uszkodzenie wystąpiło nie była objęta gwarancją, do zapłaty 1800zł. No nic, zapłaciłem, grunt, że zrobione. Odjechałem może na 400m od ASO i powtórka z rozrywki, w silniku jak coś się trzaskało tak się nadal trzaska, może nawet i głośniej.
Wracam do ASO, krótka wymiana zdań na temat jakości ich działań. Ale ok, auto zostawione, będą szukać dalej.

Minęły 3 dni, telefon, że zrobione. Wracam do ASO, autko stoi, ale coś jakoś inaczej wygląda. Podchodzę bliżej, widzę, że zderzak zmieniony na o wiele jaśniejszy odcień szarości. Ciśnienie mi skoczyło, pytam co jest grane. Przyleciał łepek może 150cm w wysokich butach i macha mi rachunkiem przed twarzą, mówiąc, że miałem zarysowany zderzak i mi go zmienili. Moje wku*** osiągnęło apogeum. Kazałem przyprowadzić kierownika, zanim przyszedł zapoznałem się z rachunkiem. 4500zł, nowy zderzak + lakierowanie (heh, na całkiem inny kolor niż kolor auta). O częściach które miały być wymienione w silniku ani słowa.

Przyleciał kierownik, widać, że pojęcie o tym co się dzieje na warsztacie ma mniej więcej takie same jak ja o budowie łodzi podwodnej, jest, pływa i nic więcej. Zrobiłem małą awanturę, zaczął przepraszać, ale jest zrobione więc zapłacić muszę. Nie ma mowy. Wsiadłem w auto i odjechałem. W domu napisałem skargę do "wyżej postawionych". Po dwóch dniach dostałem odpowiedź, że osoby w ASO poniosły konsekwencje i mam się stawić w ASO w innym mieście, gdzie remont silnika i wymiana zderzaka zostaną wykonane na ich koszt, a w przeciągu 14 dni zwrócą mi poniesione koszty. Auto zawiozłem, po 4 dniach telefon, że do odebrania.
I tutaj muszę przyznać, że kawał dobrej roboty odwalili, silnik chodzi cichutko i równo, zderzak który de facto został mi wymieniony w gratisie też w odpowiednim kolorze.
Jednak po tych wydarzeniach mam pewną odrazę do ASO.

ASO Volvo

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (686)

#27108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkowniczki Agaaga przypomniała mi bardzo podobną sytuację która miała miejsce ok. 1,5 roku temu. Tym razem ja odpowiedziałem piekielnością na piekielność.

Mój synek miał gorączkę, więc pojechaliśmy do pediatry. Budynek lekarza jest na lekkim odludziu, daleko do przystanku, niewygodne połączenia autobusowe, itp.
Swoje załatwiliśmy, pani doktor przepisała jakieś tabletki i syrop, już idziemy do auta i tak 2m przed autem zatrzymuje mnie z pozoru miła starsza pani. Tłumaczy, że daleko na przystanek, że autobusy źle jeżdżą i czy nie mógłbym jej podwieźć trochę w stronę miasta. No cóż, jechałem i tak w stronę miasta, to kazałem pani wsiadać, po drodze tłumaczyła, że tylko do miasta, bo tam już ma autobus. Wjeżdżamy już praktycznie do miasta, pytam na którym przestanku wysadzić i wywiązał się taki oto dialog.

[J] - Ja
[P] - Pani Piekielna

[J] - Jesteśmy prawie na miejscu, gdzie panią wysadzić?
[P] - Oj wiesz bo ty masz w tym aucie tak wygodnie i ciepło, a autobusy to dużo ludzi, wieje, jeszcze się choroby nabawię...
[J] - Słucham? Co pani przez to rozumie?
[P] - No wiesz, bo ja tu w zasadzie niedaleko mieszkam, mógłbyś mnie podrzucić, taki człowiek jak ty pewnie sobie może pozwolić [...] o tu tu zaraz zakręt będzie do wsi Iksińskiej.
[J] - Moment, moment, rozumiem 5 minut drogi ale do wsi Iksińskiej jest dobra godzina drogi stąd. Koło pani siedzi chore dziecko, które muszę zawieść do domu, a nie urządzać mu przejażdżki, ja za niedługo do pracy muszę iść, a benzyny też mi nikt za darmo nie daje.

Pani zamilkła, ja zjechałem na wysepkę przystanku, proszę panią żeby wysiadła, bo stąd bez problemu dojedzie do domu. Jednak z tyłu cisza. Pani udaje, że nie słyszy. Pierwsza, druga, trzecia próba słowna - nic. Po czwartej odpowiedź:

[P] - Jak się powiedziało, że się zawiezie to się zawiezie. Ja się nigdzie nie wybieram. Ja stąd nigdzie nie wychodzę.

No nic. Nie powiem zagotowało się trochę we mnie, jeszcze z trzy razy poprosiłem o opuszczenie auta, ale nic, zero reakcji. No to sprzęgło, bieg, gaz i jedziemy. Bynajmniej nie do wsi Iksińskiej. Udałem się po prostu w kierunku swojego domu. Pani chyba cieszyła się, z tego, że jedziemy, licząc na to, że rzeczywiście na głupiego trafiła. W pewnym momencie włączyła mi się piekielna strona mózgu. Przyłożyłem telefon do ucha i udając, że dzwonię, powiedziałem coś w ten deseń:

[J do telefonu] - Cześć Bartek, słuchaj twój ojciec ma jeszcze tą firmę pogrzebową ?
[J do telefonu] - To dobrze, słuchaj zróbcie mi tam miejsce w kostnicy bo mam w aucie zwł... to znaczy jeszcze nie zwłoki, ale w każdym razie przygotuj miejsce.

Reakcja Pani z tyłu była dokładnie taka na jaką liczyłem, zaczęła szarpać klamkę (klamki z tyłu mam zablokowane przed otwarciem od wewnątrz ze względu, że dziecko na tyle jeździ :)), wielki lament, że morderca, że księdzu powie, że otwórz te drzwi, itp.

[P] - Morderco! Otwórz te drzwi! Boże! Ja chcę stąd wyjść!
[J] - Teraz to już za późno, już miejsce przygotowane.

Pani z tyłu coś tam jeszcze krzyczała, ja zatrzymałem auto i kazałem jej wysiadać. Tak szybkiej wysiadki i prędkości odejścia od auta ok 60-letniej kobiety, to jeszcze nie widziałem. Chociaż o tyle miły byłem, że wysadziłem przy przystanku.

Dopiero potem mnie naszły myśli, że przesadziłem, itp. Jednak no cóż, odpłacone pięknym za nadobne. :)

służba_zdrowia auto

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1380 (1420)

#26413

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w warsztacie samochodowym, nie jest to najczystsza praca, praktycznie po dniówce człowiek jest cały w smarze, błocie, brudzie. Z reguły myjemy się w warsztacie (mamy kącik sanitarny z prysznicem). Jednak w piątek strzeliła rura na ulicy, cały dzień nie było wody na warsztacie. Po skończonej dniówce chciał, nie chciał musiałem wrócić do domu w mało estetycznej formie, a z racji, że nie chciałem ubrudzić ubrań, wróciłem w stroju roboczym.

Po drodze wjechałem do banku, koniec miesiąca, wypłata, cud, miód. Kolejka do bankomatu średnia, przede mną dwie osoby, za mną po chwili stanęły kolejne dwie. Jedna z Pań stojących za mną, ewidentnie coś do mnie miała, patrzyła z pogardą, mruczała coś pod nosem. W tym momencie jeszcze średnio mnie to interesowało.
W lutym zrobiłem dość dużo nadgodzin i nocek, tak więc z bankomatu wypłaciłem pokaźny plik banknotów (nie lubię trzymać pieniędzy na koncie). W tym momencie usłyszałem głośne sapanie za mną.

Udałem się jeszcze do okienka zapłacić ratę za auto, i to co się stało w tym momencie, prawie mnie zwaliło z nóg.

Pani która stała za mną, podeszła do ochroniarza, a ten po chwili do mnie. Wyjaśnił, że musi coś ustalić i zaprosił mnie do osobnego pomieszczenia. Tam już czekała owa pani.

Nim wszedłem usłyszałem wiązankę typu "Pie%^@ny menel, złodziej, bandyta", itp. Ochroniarz poprosił o okazanie dokumentów i karty bankomatowej. Jak się okazało, mój niechlubny wygląd był oznaką dla pani, że jestem bezdomnym złodziejem, który ukradł komuś portfel i oszwabił z pieniędzy na koncie. Po wyjaśnionej sytuacji ochroniarz przeprosił mnie, a pani wyszła trzaskając drzwiami i ciągle rzucając epitety tym razem już nie tylko w moim kierunku ale i ochroniarza.

No cóż, na to wychodzi, że wchodząc do banku najlepiej ubrać najlepszy garnitur, drogi zegarek tak coby tylko nie wzbudzić podejrzeń. Czasami tracę wiarę w mądrość ludzką. Już pomijam fakt, że przez to wszystko zapomniałem raty zapłacić...

Pewien znany bank na M :)

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (720)

#25661

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogoda nie jest za ciekawa, leje, wieje, śnieg się topi - ogólnie nieprzyjemnie, szaro. Wracałem dzisiaj rano z pracy po nocce. Troszeczkę godziny pracy mi się przedłużyły więc byłem źdźbło zmęczony.

Przez swoją nieuwagę (tak - moja wina, zdarza się najlepszym) stuknąłem lekko drugie auto na rondzie. Kierowca drugiego auta - kobieta, ok. 20 lat, tipsy jak szpadle, szpilki, tynku więcej niż na ścianach mam.
Z racji, że "obrażenia" były znikome - ja miałem lekko zarysowany zderzak, pani uszkodzony błotnik, zaproponowałem żeby nie wzywać policji, tylko załatwić sprawę polubownie. Ba! Jako, że pracuję w warsztacie samochodowym, zadeklarowałem się do usunięcia uszkodzeń na mój koszt. Jednak pomimo próśb, pani nalegała na wezwanie policji.

Po ok. 20 minutach przyjechało dwóch znudzonych życiem policjantów. Wytłumaczyłem sytuację, policjanci pod nosem wyśmiewali panią, że do takiej błahostki ich wzywaliśmy, jednak wezwanie to wezwanie. Standardowa kontrola czyli trzeźwość, dokumenty, itp. I tutaj pies pogrzebany. Jak się okazało pani była lekko wczorajsza, do tego nie miała ważnego przeglądu jej, jakże słodkiego różowego Tico.
Ze względu na stan trzeźwości kierującej Tico, wina za zdarzenie drogowe była z góry zrzucona na nią. Do tego został jej zatrzymany dowód rejestracyjny.

No cóż, chciałem polubownie. Miała by zrobione profesjonalnie praktycznie w parę dni, ale jak wolała wybrać utratę prawka i dowodu to już jej wybór. Pogratulować inteligencji. :)

Rondo

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (888)

#24584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce rok temu, przypomniał mi ją dzisiaj kolega.

Mój znajomy nazwijmy go Leszek ma telewizje w sieci kablowej X. Pewnego dnia do jego domu zapukał przedstawiciel konkurencyjnej sieci kablowej Y i powiadomił, że firma Y przejęła firmę X i znajomy musi coś podpisać.
Trochę go to zdziwiło, bo u nas na warsztacie mieliśmy chłopaka stażystę, który pracował jako konsultant firmy X, więc coś by nam zapewne o tym powiedział.

Znajomy zaprosił przedstawiciela do domu celem zapoznania się z nową umową i resztą papierów. W międzyczasie napisał SMS do w/w kolegi z prośbą o potwierdzenie. Ten odpisał, że jest to bzdura i on nic o tym nie wie, a gdyby coś takiego miało miejsce, na pewno by o tym wiedział. Tak więc kolega zrobił mądre posunięcie. Zamknął drzwi wejściowe i wyciągnął klucz, przejrzał papiery od tego "przedstawiciela" po czym przy nim wyciągnął telefon i zadzwonił na Policję celem zgłoszenia oszustwa. Oczywiście konsultant firmy Y próbował się z kolegą "dogadać", próbował uciekać, stosował nawet groźby, jednak mało skutecznie.

Przyjechała Policja, kolega pokazał, papiery które mu wręczył ów konsultant, wyjaśnił sytuację, itp. Jak się okazało należał on do grupy ludzi, którzy w ten sposób wyłudzali przejście z usług firmy X na usługi firmy Y. Często narażając ludzi na koszty zerwania umowy z firmą X i oferując najdroższe usług firmy Y. Oszukali w ten sposób przynajmniej 50 osób. Dzięki temu, że kolega postąpił racjonalnie i wezwał Policję, udało się dobrać do reszty "grupy wyłudzającej".

Może mało piekielnie, ale piszę to głównie ku przestrodze. Uważajcie na tego typu "przedstawicieli". Jeżeli chcecie zmienić dostawcę róbcie to w autoryzowanych punktach, a nie poprzez pośredników chodzących po domach.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 849 (883)

#24903

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W poniedziałek zamówiłem na pewnym portalu aukcyjnym przednie tarcze hamulcowe. Z racji, że przesyłka ciut waży to wybrałem opcję dostawy kurierem.

Wczoraj zadzwonił kurier, że jedzie z paczką i będzie o 11:00, po głosie typowy arogant pracujący z przymusu, powiedziałem, że niestety o tej godzinie nie ma nikogo w domu, ale jak może to niech mi paczkę do roboty podrzuci. Nie zgodził się bo za daleko a jemu "za robienie ósemek po wypiz*owach nikt nie płaci". Po krótkiej, za to nie miłej, rozmowie ugadaliśmy się, że zostawi paczkę w centrali a ja wracając jutro z pracy (tj. dziś) sobie ją odbiorę. Osobiście do takiego rozwiązania nic nie miałem, po drodze z pracy mijam ich centrale więc problemu nie było.

Tak więc dziś podjechałem, postałem ok. godziny w kolejce i co się dowiedziałem? Paczka odesłana do nadawcy. Kurier odwiózł ją i stwierdził, że odmówiłem przyjęcia paczki. Nie powiem - zagotowało się we mnie. Wyjaśniłem sytuację i zostałem odesłany do kierownika. Tam też złożyłem skargę.
Całe szczęście, że paczka była jeszcze u nich na magazynie i szło to odkręcić, jednak z tego co mi ich kierownik powiedział "na boku" nie jest to pierwsza tego typu skarga na tego kuriera i po tej sytuacji pożegna się z pracą u nich.

Powiem tyle, był to przejaw zwykłego chamstwa ze strony kuriera, może liczył na jakiś napiwek przy odbiorze, może miał zły dzień - nie wiem i średnio mnie to interesuje. W każdym razie mam nadzieję, że od poniedziałku będzie szukał innej pracy.

kurierzy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (679)

#23435

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o głupocie, czyli nic nowego na tym portalu.

Mieszkam z żoną i dziećmi w bloku. Blok jak i teren wokół niego należy do Wspólnoty Mieszkaniowej, wliczając w to chodnik przed klatką. Parę dni temu wychodząc wcześnie rano do pracy, o mało nie zabiłem się na lodzie pokrywającym chodnik. Wykonałem telefon do administracji, tak coby posypali czymś ten chodnik. Zapewniono mnie, że będzie zrobione.

Wracam z pracy i co? No właśnie nic. Odcinek garaż-wejście do klatki, bardziej śliski niż oblodzone szkło. Ponowny telefon, niestety - połączenie odrzucone. Średnio miałem ochotę na wojnę, więc odpuściłem póki co.

Następnego dnia jakoś tak się poskładało, że miałem wolne. Ugadałem się z żoną, że z racji tego faktu ja zostanę z dziećmi, a ona sobie pochodzi z przyjaciółkami po sklepach. W pewnym momencie słyszę głośny krzyk, wychodzę do okna - moja żona leży poskładana niczym kwiatek z origami. Szybko zleciałem na dół, przy czym o mało sam bym się nie zabił przy wychodzeniu z klatki... Tak dobrze myślicie, chodnik jaki był taki jest. Mojej żonie niestety nie poszczęściło się, skręciła kostkę. Sprawa oddana w ręce sądu, zgodnie z tym co mówił mój prawnik, mam prawo walczyć o około 5000zł zadośćuczynienia, z racji nie wywiązywania się dozorcy budynku z czegoś tam i o to walczył będę.

Co dalej?

Oczywiście chodnik od tego czasu ładnie posypany, bezpieczny o każdej porze dnia i nocy.

No nic jeżeli nasz dozorca jest tak bogaty, że szkoda mu 10zł na worek soli czy wiaderko piasku i woli płacić wysokie odszkodowania, to pozostaje mi tylko pogratulować, szkoda tylko, że ucierpiała na tym moja Ania, która do dziś leży z nogą w szynie.

Blok

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 745 (807)

#20827

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa tygodnie temu do warsztatu w którym pracuję było włamanie, pech chciał, że okradziono moje stanowisko i stanowisko kolegi.
Zginął głównie sprzęt warsztatowy, różne narzędzia, laptop do diagnostyki, mierniki, itp. Po przyjechaniu rano do pracy dnia następnego, wtedy jeszcze nie wiedziałem co się stało, zostałem poproszony do gabinetu dyrektora. Ku mojemu zdziwieniu przywitało mnie dwóch policjantów. Zostałem zaznajomiony z wydarzeniem, wypytano mnie co wiem, czy kogoś podejrzewam, kto miał dostęp do warsztatu, itp. Spisano co nieco, po czym mianowano mnie świadkiem.

Oczywiście wszystkie narzędzia w międzyczasie zostały odkupione przez kierownictwo, bo warsztat pracować musi.

Tydzień temu, jadę do pracy - jak co dzień. Już na wejściu widzę, że ludzie jakoś się na mnie dziwnie patrzą, coś szepczą między sobą, a ich wzrok dosłownie jest w stanie zabić.
No nic, poszedłem na stanowisko, ledwo zdążyłem ogarnąć papiery, wchodzi szef z grobową miną (co było dziwne, bo to pogodny człowiek) i zaprasza mnie do gabinetu.
Znów spotykam dwóch policjantów - tym razem ewidentnie czegoś ode mnie chcą.

Na dzień dobry miałem okazać dowód, odłożyć niebezpieczne przedmioty jeżeli takowe posiadam (ba! nie wiedziałem, że zegarek to niebezpieczny przedmiot). Już po chwili dano mi do zrozumienia, że awansowałem z roli świadka na rolę oskarżonego. Co się okazało, policja znalazła w trawniku klucz dynamometryczny, który prawdopodobnie zgubił sprawca, a na nim... moje odciski palców.

No trzymajcie mnie ludzie, powodem do oskarżenia mnie było to, że znaleziono moje odciski palców na kluczu, który używam po 10 razy dziennie w pracy. Myślałem, że większego absurdu niż w W11 jeżeli chodzi o Policję nie ma, jednak wychodzi na to, że jest pewna słuszność w "sceptycznym podejściu dzisiejszej młodzieży do stróżów prawa"...

Tym razem piekielnym mogę nazwać cały organ zwany (chyba zbyt dumnie) "Policją"...

Warsztat

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 950 (984)

#20350

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem pracuję w warsztacie samochodowym jako elektryk samochodowy. Jednak czasami siadam za biurkiem, gdy obsługa klienta lata z papierami po stanowiskach, a ktoś klientami zająć się musi.

Tak było i dziś, nie miałem roboty na warsztacie, więc zostałem poproszony żebym usiadł na chwilę za biurkiem, bo koleżanki z POK muszą poroznosić dokumentację po stanowiskach. Zbyt dużego ruchu nie było, co mi akurat pasowało, wiadomo, lepiej jest sobie zjeść kanapeczkę, popijając ją kawą niż użerać się z czasami niezbyt rozgarniętymi klientami. Już miałem się zbierać jak zadzwonił telefon, odebrałem, przywitała mnie kobieta. Rozmowa była co najmniej ciekawa i wyglądała mniej więcej tak:

[J] - Ja
[P] - Pani

[J] - Witam, serwis xxx, w czym mogę pomóc?
[P] - Och, dzień dobry, bo widzi pan, ja chciałabym się z panem umówić.
[J] - To bardzo miło z pani strony, ale nadal nie wiem jak mogę pani pomóc?
[P] - Tak jak mówię, mojego męża nie ma, zostawił mnie samą i chciałabym się z panem umówić.
[J] - Proszę wybaczyć ale nadal nie rozumiem.
[P] - Ohh... Bo wie pan, ja taka nieśmiała jestem jak gdzieś pierwszy raz dzwonię (hihihihi), otóż widzi pan, mój mąż pojechał za granicę, zostawił mi ten numer i kazał się umówić. Podobno już z panem rozmawiał i zapłacił za mnie. (dokładnie tak owa pani składała zdania).

Dopiero po chwili rozmowy dowiedziałem się, że chodzi o umówienie się na termin wymiany opon na zimowe. Może i pani nie była piekielna, jednak sama rozmowa była ciekawa, a co najmniej dwuznaczna w pewnych momentach :)

Warsztat

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 646 (730)