Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Smena

Zamieszcza historie od: 14 kwietnia 2012 - 18:09
Ostatnio: 2 marca 2018 - 6:38
  • Historii na głównej: 5 z 11
  • Punktów za historie: 2380
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 36
 
zarchiwizowany

#67706

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sami oceńcie, czy byłam piekielna.

Tydzień temu miałam usuwane znamię. Dzisiaj nadszedł termin zdjęcia szwów (całych czterech). Zadzwoniłam więc do przychodni, w której przyjmował mój chirurg, aby się zarejestrować. Wszystko pięknie, kazano mi przyjechać między 16-tą a 17-tą, gdyż w takich godzinach doktorek przyjmuje.
Przyjeżdżam, wchodzę do poczekalni, a tam ciemno od ludzi. Wchodziło się w kolejności przyjścia, a przede mną jakieś 15-20 osób (niektórzy z osobami towarzyszącymi, więc trudno określić dokładną liczbę). Odczekałam dwóch czy trzech pacjentów. W końcu poszłam do rejestracji zapytać, czy jako zasłużony honorowy dawca krwi [ZHDK] mogłabym wejść bez kolejki. Recepcjonistka powiedziała, że takie sprawy to się zgłasza przy rejestracji (nie odwiedzam zbyt często lekarzy, więc zawsze o tym zapominam), ale jeśli zapytam lekarza, to może mnie przyjmie.
Jak mi doradzono, tak zrobiłam. Weszłam do gabinetu z następnym pacjentem (za jego zgodą) i zapytałam chirurga, czy mogę być przyjęta poza kolejnością, skoro jestem "zasłużona dla krwiodawstwa". Lekarz nie miał nic przeciwko, więc wyszłam i poczekałam przed gabinetem, aż wyjdzie pacjent, który był w środku. On wyszedł, ja weszłam. Nie byłam tam nawet pięciu minut.
Za to po wyjściu z gabinetu w poczekalni słyszałam tylko szepty (niezbyt pochlebne), a jeden z panów prawie wykrzyczał,że tak się nie robi. Pokazałam mu legitymację ZHDK i powiedziałam, że mam uprawnienia do wejścia poza kolejką. Ten stwierdził, że jego to nic nie obchodzi. No cóż. Trudno.

Zanim ktoś uzna, że jestem świnia i wciskam się na chama, chciałabym wytłumaczyć, że nie korzystam zbyt często z tego typu przywilejów. Rzadko chodzę po lekarzach, a i wtedy raczej grzecznie czekam w kolejce. Dzisiaj po prostu nie uśmiechało mi się spędzać całego piątkowego popołudnia w kolejce, kiedy moja wizyta miała trwać niespełna pięć minut.
A krew oddawałabym nawet, gdyby nie było to związane z przywilejem wchodzenia bez kolejki czy z odpisem od dochodu w rozliczeniu rocznym. Oddaję, bo lubię. Ale jeśli mam okazję ten fakt jakoś wykorzystać, to dlaczego nie.

Czy aż tak byłam wredna, bo chciałam skorzystać z czegoś, co mi się należy?

służba zdrowia pacjenci

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (36)
zarchiwizowany

#53597

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótkie wprowadzenie...

Jestem Honorowym Dawcą Krwi. Przeważnie oddaję krew w tzw. krwiobusach, czyli ambulansach do poboru krwi. Dzisiaj natomiast pojechałam do oddziału terenowego. Ważne dla historii jest to, że oddając krew w oddziałach terenowych [OT], otrzymuje się nie tylko posiłek regeneracyjny, ale również zwrot kosztów przejazdu. W moim przypadku było to 14,00 zł.

Siedzę więc sobie dzisiaj na fotelu i pompuję krew do worka. W tym czasie jedna z pielęgniarek opowiedziała mi historię, jaka miała u nich miejsce w tym tygodniu.

Był u nich pan, honorowy dawca, który za swoją fatygę oczywiście również otrzymał zwrot kosztów przejazdu. Musiał się widocznie o tej wizycie pochwalić swoim znajomym, gdyż na drugi dzień zjawiło się w OT trzech panów, którzy powołali się na znajomość z wyżej wymienionym dawcą. Panowie ewidentnie byli pod wpływem alkoholu i nie chodziło im o szczytny cel, jakim jest ratowanie ludzkiego życia, poprzez honorowe oddawanie krwi. Usłyszeli, że zgłaszając się do krwiodawstwa, można zarobić parę złotych. A że brakło na "Mamrota"...

Oczywiście panowie zostali wyproszeni i z darmowego zarobku nici.

Wisienką na torcie dzisiejszej wizyty w OT była młoda dziewczyna, może dwudziestokilkuletnia, która oddawała krew na fotelu obok.

Dziewczę oddało już swoją dawkę krwi. Pielęgniarka wyciąga z jej żyły igłę, odłącza rurki, przykłada gazik do zgięcia w łokciu. Dawczyni przez chwilę odpoczywa. Nagle zerwała się z fotela i jak nie wrzaśnie:

- O RANY! ZAPOMNIAŁAM SOBIE ZROBIĆ ZDJĘCIE NA FACEBOOKA!!!

Witki mi opadły ...

Ludzie! Honorowe oddawanie krwi, jak sama nazwa wskazuje, powinno być HONOROWE. Nie w zamian za czekolady, kawę czy pieniądze. Nie oddaje się również krwi po to, aby się później pochwalić na portalu społecznościowym, jakim to się jest odważniakiem i że się nie uciekło przed igłą.

Może jestem staroświecka, ale ja oddaję krew z potrzeby serca, bo lepiej się wtedy czuję psychicznie, niż wtedy, gdy jej z różnych powodów nie mogę oddać. Na szczęście większość dawców oddaje krew w słusznej sprawie, a nie dla różnego rodzaju prezentów.

honorowe krwiodawstwo

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (255)
zarchiwizowany

#53443

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O próżności męskiej ...

Jakieś 18 lat temu pojechałam do Łeby na kolonie z zakładu pracy moich rodziców. Jak na kolonistkę, byłam już dosyć "wiekowa". Miałam chyba z piętnaście lat. Jednym z naszych wychowawców był Pan G. Młody chłopak, z pięć lat starszy ode mnie. W sumie znałam go jeszcze ze szkoły jako ucznia i z podwórka. Ale do rzeczy...

Pan G. postanowił, że w czasie tych trzytygodniowych kolonii opali się na piękny, mahoniowy brąz. Miał zamiar skorzystać z rady, której udzieliła mu jedna z jego znajomych, jeszcze przed wyjazdem. Rada dotyczyła specyfiku, jakim miał się przed opalaniem posmarować Pan G., aby osiągnąć upragniony kolor opalenizny. Specyfikiem tym było ... masło. Nie jakieś specjalne do opalania czy do pielęgnacji ciała. Chodziło o zwykłe, spożywcze masło do smarowania pieczywa.

Pan G. już pierwszego dnia kolonii wysmarował się od stóp do głów owym specyfikiem i zaczął się opalać. I tak kilka dni z rzędu. Po kilku dniach zauważył, że ludzie zaczęli na niego dziwnie patrzeć i omijać z daleka. Nawet nasi koloniści i pozostali wychowawcy. Niestety nie wiedział, jaki jest powód takiej reakcji. W końcu zlitowała się nad nim jedna z wychowawczyń, wzięła go na rozmowę na osobności i uświadomiła go, że po prostu... śmierdzi zjełczałym masłem. Biedak szorował się do końca kolonii pod prysznicem po kilka razy dziennie, żeby zmyć z siebie ten niesamowity smród, ale niestety niewiele to dało. Czuć go było praktycznie do samego wyjazdu z kolonii.

No ale wracając do opalenizny... Masełko podziałało i opalenizna była faktycznie w pięknym, mahoniowym kolorze. :)

wakacje

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (242)
zarchiwizowany

#40492

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po 25 latach wspominam to wydarzenie z uśmiechem, a w rodzinie krąży jako anegdota. Jednakże wtedy wywołało we mnie małą traumę i lekką awersję do "białego fartucha". I to nie z winy lekarki, a ... mojego Taty.

Będąc w pierwszej lub drugiej klasie podstawówki, wychowawczyni w szkole poinformowała moich rodziców,że łatwo męczę się na WF-ie, moja kondycja fizyczna jest słabsza od kondycji rówieśników i w ogóle taka jakaś blada jestem. No więc rodzice, w trosce o swoją pierworodną, wybrali się ze mną do lekarza. Dostaliśmy skierowanie na badanie EKG, żeby sprawdzić, czy moje serducho nie ma jakiś wad wrodzonych lub innych choróbsk.

Ze względu na to,że rodzice moi pracowali na zmiany i w dniu badania Mama musiała pójść do pracy, na badanie wybrał się ze mną Tata.

Już od progu minę miałam nietęgą. Duża Pani w białym fartuchu nie wzbudziła we mnie zaufania. Gdy kazała mi się położyć na kozetce, zaczęłam pochlipywać. A gdy zaczęła mnie podłączać do aparatury EKG, mój ryk było słychać w drugim końcu miasta. Lekarka próbowała mnie uspokoić, ale na nic się to nie zdało. Wtedy do akcji wkroczył mój Kochany Tatuś i powiedział:

- Nie płacz, Smenka. Pani Cię podłączy takimi kabelkami do aparatury i będziesz świecić. Jak żarówka. :D

Tego było już zbyt wiele jak na moje kilkuletnie nerwy i wpadłam w totalną histerię. Lekarka nie była mnie w stanie uspokoić. Badania nie dało się przeprowadzić, gdyż wynik EKG przy takich emocjach nie byłby wiarygodny.

Mój Tata zawsze był i nadal jest człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i lubiącym dowcipy. Niestety ja, w wieku siedmiu czy ośmiu lat, nie byłam w stanie tego żartu pojąć i go zrozumieć. Ale i tak go kocham. :)

Rodzina ach rodzina ...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (110)
zarchiwizowany

#36454

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z zeszłego tygodnia. Będzie o banku z MaxiSpłatką.

W skrzynce pocztowej przesyłka z wyżej wymienionego banku, dotycząca zmian oprocentowania kredytu w rachunku bieżącym. Na przesyłce nazwisko i adres mojego dziadka. Trochę to dziwne, bo konto w banku babcia z dziadkiem mieli wspólne.

Co w tym piekielnego?

Mój dziadek od ośmiu lat nie żyje, a po jego śmierci babcia zmieniła konto ze wspólnego na osobiste. :)

korespondencja bankowa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (33)
zarchiwizowany

#29411

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w biurze zajmującym się buchalterią. Klienci stali,ale bardzo różnorodni. Od klientów, z którymi można pożartować na każdy temat, po takich, z którymi rozmowa przebiega w formie czterech sformułowań: "Dzień dobry", "Czy to już wszystkie dokumenty?, "Dziękuje", "Do widzenia".

Dzisiaj będzie o jednym z klientów z tej drugiej kategorii. Pan [M]ecenas. Elegancka koszula, gładki krawacik, garniturek wyprasowany w kancik, butki na błysk. Dzięki niemu ostatnio poczułam się prawie jak dama.

Mamy również na środku pokoju biurko z fotelem dla klientów, gdzie przyjmujemy od nich dokumenty. Zmęczony klient może sobie przy tym biureczku usiąść, posegregować dokumenty itp.

W piątek przychodzi pan [M]. Dzwoni do drzwi i czeka, aż mu te drzwi otworzymy, chociaż do naszego biura wchodzi się od razu, po krótkim "proszę", a często nawet i bez tego.

Pan [M] staje przy biureczku i wręcza mi dokumenty. Ja biorę do ręki długopis, bo [M] miał nam podpisać swoje rozliczenie roczne. W tym momencie długopis wypada mi z ręki na podłogę. Każdy inny klient (bez względu na to, czy to by była kobieta, czy mężczyzna) również by się schylił i pomógł szukać, albo przynajmniej by udawał,że pomaga.

A co zrobił pan [M]? Pan [M], nie zginając nawet szyi, odsunął mi fotel, żeby mi było łatwiej wejść pod biurko po długopis. Musiałam się bardzo powstrzymywać, aby nie parsknąć śmiechem. :)

Gdy opowiedziałam koleżankom z biura o tej sytuacji, jedna z nich podsumowała: "No nie mógł się schylić, bo przecież by mu spodnie od tego garniturku na d... pękły". :)

miejsce pracy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 22 (180)

1