Profil użytkownika

SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 12 lipca 2025 - 7:49 |
- Historii na głównej: 5 z 5
- Punktów za historie: 589
- Komentarzy: 536
- Punktów za komentarze: 2206
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 12 lipca 2025 - 7:49 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Pewex | Faktopedia | Stylowi | Moto Memy |
Demotywatory | Mistrzowie |
@digi51: 1) Czy mogłabyś przestać wkładać mi w usta rzeczy, których nie mówiłam? 2) Dobrze, skoro teraz interesuje Cię szacowanie ryzyka, a nie moje porady wychowawcze... "weź pod uwagę, że MULTUM takich incydentów nie jest nigdzie zgłaszanych" Owszem - są to te incydenty, w których, jak to ujęłaś, "pies lekko chapnął". Bo incydenty poważniejsze, które (jak sama zauważyłaś) stanowią mniejszość, są zgłaszane na SORach przez poszkodowanych poszukujących pomocy. Podobnie jak przypadki poważnej krzywdy wyrządzonej przez rozzłoszczone dziecko (np. widelec wbity w oko) zostaną zgłoszone na SOR, ale multum przypadków lżejszej krzywdy (np. dziecko nabiło komuś guza, uderzywszy czymś w głowę lub dziecko poparzyło kogoś gorącym płynem) zgłoszonych nie zostanie. Już ten fakt zmniejsza użyteczność statystyki. Czy lęk przed psem ma dokładnie tak samo racjonalne podstawy co lęk przed dzieckiem? Odpowiedź jest oczywista - to zależy i to nie od (jak sama zauważyłaś - niedoskonałych) statystyk. Co to za pies? Jak duża gabarytowo rasa? Co to za dzieciak? Ile ma lat? Czy któregoś z nich poznaliśmy już wcześniej? Jak wtedy na nas zareagował? Jak ogólnie każdy z nich jest wychowywany? Czy sprawiał już wcześniej wychowawcze problemy? Bo gdybym na przykład przyszła do sąsiadki, która ma karnego maltańczyka, który mnie lubi i rozpuszczone jak dziadowski bicz 10-letnie dziecko, które mnie nie cierpi, to liczbę ludzi pogryzionych przez psy w zeszłym roku wg. GUSu miałabym tak głęboko w wiadomym miejscu, że najstaranniej wykonana kolonoskopia by jej nie wykryła. I tak, to znowu jest konkretny przypadek - ponieważ psy i dzieci to nie są żywioły, które zmierzysz w skali Beauforta czy Richtera i już wszystko o nich wiesz, tylko żywe istoty - każda mająca własny charakter, więc rozpatrywanie konkretnego przypadku w kontekście konkretnego osobnika ma więcej sensu niż stwierdzenie a priori dziecko = aniołek i jednocześnie pies = ogar piekielny. 3) W międzyczasie poczytałam sobie komentarze pod innymi nowymi historiami na przykład tu: https://piekielni.pl/92171#comments czy tu: https://piekielni.pl/92169#comments i... Okej, zaznaczam, pytam bez jakichkolwiek złośliwych intencji: czy piekielni na pewno rozmawiają w tych wątkach z digi51 czy (tak, wiem, że to mało prawdopodobne, ale tak mi nie wiedzieć skąd to przyszło do głowy) z rozemocjonowaną nastolatką, która włamała się na konto digi51, a która na wszelki wypadek chwali się swoim wiekiem ("nie mam już 20 lat"), używa młodzieżowego slangu ("gunwo", "delulu"), pomysł wyposażenia się prewencyjnie w wiedzę o zagrożeniach najwyraźniej uważa za obwinianie biednej ofiary (komentarze pod drugą z podlinkowanych historii), nie podaje źródła do przytaczanej twardej danej - liczby pogryzień w kraju, która to z oczywistych względów nie może być jej szacunkiem na podstawie własnych doświadczeń (komentarz powyżej) oraz ma problem z odróżnieniem przypadkowego szczegółu od głównego tematu czytanego tekstu (początek i powód tej rozmowy)? Tak się tylko niewinnie interesuję - bo nawet jeśli zachodzi druga z tych opcji, to nie spodziewam się żeby wspomniana nastolatka się przyznała.
https://www.wprost.pl/gospodarka/10214595/przybywa-dowodow-na-mniejsza-szkodliwosc-e-papierosow-polscy-i-rosyjscy-naukowcy-beda-prowadzic-nad-nimi-wspolne-badania.html https://zdrowie.radiozet.pl/Psychologia/Nalogi/Czy-e-papierosy-szkodza-mniej-niz-zwykle-papierosy-Wyniki-badan https://zdrowie.pap.pl/uzaleznienia/toksyczne-e-papierosy Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie.
Jeszcze "Mury", "Facet to świnia" i "Pójdę boso".
@singri: A to już zależy od gościa :) @digi51: "twój cały komentarz opiera się na założeniu, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić, tylko od razu zamknęła" - no nie, nie opiera się. Dodałam to jako detal w sumie, bo tak czy siak w mniej-więcej 80% przypadków takie uspokajanie wkurzonego psa/dzieciaka guzik da i trza go będzie odizolować od sąsiadki. "mało kto boi się, że dziecko zrobi mu fizyczną krzywdę znienacka" No i bardzo słusznie, w końcu wiadomo, że takie dziecko, któremu większość ludzi pozwoli podejść do siebie bliżej niż psu, nie sięgnie tak wysoko, żeby siedzącemu przy stole dorosłemu wbić palec/ołówek/widelec w oko/gardło/nos. Poza tym dziecko w przeciwieństwie do psa nie ma rąk i nie umie rzucić w stronę dorosłego na przykład nożyczkami czy książką o twardej oprawie. Albo złapać stojącą na stole dopiero co podaną herbatę i chlusnąć wrzątkiem na sąsiadkę też pies umie, a dziecko nie. Nie odnotowała historia żadnego przypadku, kiedy dziecko kogoś zraniło* czy złamało komuś kość**. Dzieci są z natury niewinne i łagodne, przez co np. nikt ich nigdy nigdzie nie rekrutował do wojska***. Bolesław Krzywousty mający już "na koncie" ubitego dzika i niedźwiedzia w momencie pasowania na rycerza (w szacownym wieku lat 14) to zmyślona bajka, a zresztą przez ten niecały tysiąc lat to ludzkość już praktycznie w inny gatunek ewoluowała, więc o czym my tu w ogóle mówimy. Przecież wszyscy wiedzą, że współczesne dzieci zachowują się w stu procentach przewidywalnie, nigdy nie testują ani granic tego co fizycznie są w stanie zrobić, ani granic tego na co opiekun im pozwoli, są w stanie doskonale przewidzieć konsekwencje swoich zachowań, przez co nawet w złości automatycznie powstrzymują się od zrobienia komuś krzywdy i mogłabym tak pisać do przyszłej majówki, gdybym nie musiała wytrzeć klawiatury z sarkazmu. * https://www.live5news.com/2021/10/21/police-6-year-old-brings-knife-virginia-school-stabs-student-face-during-recess/ ** https://www.reddit.com/r/ECEProfessionals/comments/1cocte9/injured_by_a_child/ *** https://en.m.wikipedia.org/wiki/Small_Boys_Unit
Ludziom, którzy w obecnych czasach kradną papier toaletowy dla zabawy/sportu współczuję... jak by to nazwać... ubogiej wyobraźni? wąskich horyzontów? W sensie... no... czy (nawet przy zerowym budżecie) nie potrafilibyście sobie wymyślić ciekawszej rozrywki niż "kombinowanie jak zajumać srajtaśmę z ogólnodostępnego kibla w pociągu"? Nie wiem... Dumanie nad sensem życia? Układanie rymowanek w głowie? Liczenie ile mostów/tuneli/krów na pastwiskach minął pociąg? Spacer wzdłuż pociągu i patrzenie jacy ludzie nim jadą, ile bagażu wiozą, jak są ubrani, co robią, co jedzą, jakie książki czytają itd.? Pogadanie z innym równie znudzonym pasażerem, o ile się takowego znajdzie? Cokolwiek? A to przy założeniu, że nie możecie jeszcze z tego pociągu wysiąść...
@singri: Tak, właśnie o dziecko w tym wieku mi chodziło. Bo dziecko za małe, żeby coś takiego świadomie zrobić, to by było niemowlę - ale psim odpowiednikiem niemowlęcia nie jest dorosły osobnik grożący agresją, tylko szczenię i to takie jeszcze nie odstawione od suczki. I z kolei ani pies, ani człowiek na tym etapie rozwoju nie stanowi zagrożenia dla... dla nikogo w sumie. Zaś co do nastolatków to w sumie ciężko mi się wypowiedzieć - u mnie w domu byłoby nie do pomyślenia, że gdy w gości przychodzi sąsiadka, nastolatek/nastolatka nie pomaga w podawaniu kawy i ciasta do stołu, bo np. woli sobie książkę poczytać. To by był już wystarczający powód do uznania że nastolatka/nastolatek zachowuje się po chamsku. A już scenka tego "kalibru" - z grożeniem bądź wyzywaniem sąsiadki brzmi jak dla mnie mocno surrealistycznie. Hym. Chyba jednak jestem okrutna i sroga. Co prawda dzieci się nie skarżyły, no ale to ani chybi ze strachu. @digi51: "Ty się skupiasz na tym, że opiekunka psa nie próbowała go uspokoić" Eee... nie? SKUPIAM SIĘ na fakcie, że w tego typu sytuacji nie ma większej różnicy między tym, jak moim zdaniem należy postąpić z psem, a tym, jak moim zdaniem należy postąpić z dzieckiem. Owszem, uspokoić bym spróbowała - ze świadomością, że prawdopodobnie mi się to nie uda, no ale ja tam lubię zaczynać polubownie i dawać nawet nikłą szansę na poprawę zachowania, ot, takie już mam podejście.
Jeśli kogoś naprawdę nie stać na papier toaletowy, który w marketach chodzi po < 2 zł/rolka, to zamiast kraść go z pociągów naprawdę lepiej się zwrócić po pomoc do MOPS czy innej noclegowni dla bezdomnych (podejrzewam, że personel takowej w 99% przypadków pomógłby również osobie mającej dom, ale jednocześnie AŻ TAK ubogiej).
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 17 czerwca 2025 o 10:56
Co do "syndromu psiecka", "lasce się pomieszało posiadanie psa z posiadaniem dziecka"... Gdyby sąsiadka przyszła do mnie w odwiedziny, a będący pod moją opieką pies bez powodu zaczął na nią warczeć, to najpierw spróbowałabym go uspokoić ("Sonia, to swój, Sonia, spokój!"), a gdyby to nie odniosło skutku, zamknęłabym psa w jakimś bezpiecznym dla niego pomieszczeniu, na przykład w drugim pokoju. Ale... Gdyby sąsiadka przyszła do mnie w odwiedziny, a będący pod moją opieką dzieciak bez powodu zaczął jej grozić/wyzywać ją, to najpierw spróbowałabym go uspokoić ("Piotruś, jak ty się zachowujesz? Proszę natychmiast przestać i przeprosić sąsiadkę!"), a gdyby to nie odniosło skutku, zamknęłabym dziecko w jakimś bezpiecznym dla niego pomieszczeniu, na przykład w drugim pokoju. 1) Czy to ja jestem okrutna, zła, podła, zimna i nieczuła czy może inni komentujący - nieco zbyt pobłażliwi względem dzieci? 2) Czemu w każdej internetowej dyskusji o wychowaniu psów musi pojawić się wątek dzieci, nawet gdy te nie występują w historii, od której dyskusja się zaczęła?
@jjzz: Naturalność owego prawa najłatwiej poznać po tym, że tytoń rośnie tam, gdzie mieszkają nie-biali ludzie.
@mofayar: Wiesz, ja też jestem zwolenniczką płacenia gotówką, zwłaszcza za tak drobne zakupy. Niemniej gdybym przy okazji sprzedaży truskawek chciała do wspomnianej formy płacenia przekonać jak najwięcej ludzi, to bym na kartce na stoisku zamieściła, miast napisu "możliwość zapłaty kartą", napis "zachęcam do zapłaty gotówką, bo [tu wstawić ten logiczny argument, który moim zdaniem trafi do najszerszej grupy klientów*]". A nie darła mordę na bogu ducha winnych ludzi. Myślisz, że taka Xynthia ma teraz ochotę "przestawić się", choćby częściowo, na płacenie gotówką, po tym jak ją sprzedawczyni truskawek ofukała? *Musiałabym się zastanowić, który to by był. Pewnie mocno by to zależało od miejsca sprzedaży i, co za tym idzie, spodziewanej klienteli.
@Zlociutki: No cóż, przynajmniej sytuacje, w których ktoś się zaplątał we własnej argumentacji i zasłania się "ironią i sarkazmem" widzę, cytując pewien film, "czarno jak na dłoni".
@Zlociutki: "jestem z jedna kobieta od 17 lat, 8 po slubie, mamy 2 letniego cudownego chlopaka" Gratuluję, cieszę się Twoim szczęściem. A co to ma do naszej rozmowy? Bo przypominam, do tej pory Ty poradziłeś kobietom, żeby zakładały rodziny z mężczyznami bez zabierających dużo czasu i pieniędzy zainteresowań; ja zwróciłam uwagę, że kobiety, które tak postępują, dokładnie za to są krytykowane przez mężczyzn z ciekawymi pasjami, precyzyjnie za niedocenianie owych ciekawych pasji, których posiadanie owi mężczyźni najczęściej uważają za zaletę; a Ty mi w odpowiedzi opowiadasz o własnym życiu. No to nie wiem, uważasz się za "dresa z siłki, co tylko na piłce się zna"? Uważasz się za mężczyznę z ciekawymi zainteresowaniami, ale jednocześnie twierdzisz, że Twojej żonie lepiej by było z takim dresem? Coś autorze miał na myśli?
@Absurdarium: "O ile wiem, nie masz własnych dzieci" Wywróżyłaś to ani chybi z fusów. Bo informacji takich jak: ile mam dzieci, ile z nich sama urodziłam, od którego roku życia były/są pod moją opieką, kto ich ojcem, jakiej są płci, kiedy się urodziły, jak są ze mną spokrewnione te, których sama nie nosiłam pod sercem i tak dalej, i tym podobne nie podawałam na tej stronie z premedytacją. Przepraszam, ale z mojej strony to koniec tej dyskusji, z kilku różnych powodów, w tym i z braku czasu.
@Fahren: Drogi Fahren, czy Ty aby na pewno rozumiesz co to znaczy, że obywatele są równi wobec prawa? Znaczy to, że jeśli znajdują się w takiej samej sytuacji, obowiązuje ich ta sama norma. Jeżeli na przykład na zadanym przejściu pieszy ma pierwszeństwo, to kierowca ma obowiązek tego pierwszeństwa ustąpić każdemu pieszemu, który przez to przejście przechodzi - i Tobie, i twojej matce, i Sławomirowi Mentzenowi, i Oldze Tokarczuk. Pieszy i kierowca nie są w tej samej sytuacji - bo jeden z nich jest pieszym i chce przejść na nogach w poprzek jezdni, zaś drugi jest kierowcą i chce przejechać jezdnią posługując się pojazdem mechanicznym. Jest fizycznie niemożliwe by zrealizowali swe zamiary jednocześnie w bezpieczny sposób - zatem któryś z nich musi to zrobić pierwszy, a któryś drugi. Aby ułatwić życie obu stworzono prawo, gdzie zapisano kolejność. Tyle. Dalej będzie nieuprzejma część komentarza, ale za to zakładająca, że masz rację, więc sam zdecyduj czy czytać. Fahren, czyś Ty głupi czy masochista? Urodziłeś się szczęśliwie jako uprzywilejowany przez ustawodawcę Pieszy. Możesz sobie hasać po jezdniach ile chcieć, bo przecież "w razie potrącenia wina jest przerzucana na kierowcę, choć nie powinna". Jeśliby Cię sumienie gryzło - możesz swych Przywilejów Pieszego używać, a nie NADużywać. A Ty, jak ostatni dureń, pchasz się do roli zaplutego kierowcy: zdajesz testy z czyjegoś widzimisię, prosisz się po urzędach o kawałek plastiku, ciężko zarobione pieniądze wydajesz na przedmiot, który na 99% będzie już tylko tracił na wartości, na przechowywanie i konserwację tegoż, na paliwo, na dodatkowe ubezpieczenia, na cuda na kiju - i to wszystko tylko po to, żeby na końcu ustawodawca podczłowieka z Ciebie zrobił. No jak nic idiota albo fetyszysta z Waści.
@SmoczycaWawelska: rodzina ma w genach bycie ponad normę ogarniętym od najmłodszych lat czy coś. **Śmiem twierdzić, że mogę to ocenić "z boku", bo to nie ja psa upominałam, tylko jego właściciel.
Może dlatego wszystkie takie rysunki powstały w pokojach dziecięcych, a nie w salonie. (Nie to żeby im ktoś zabraniał rysować przy stole w salonie, po prostu tam leży obrus, często koronkowy, więc przy biurku im jest zwyczajnie wygodniej.) I wiesz co robiłam? Urządzałam pogadankę i zostawiałam te rysunki. Mało wychowawcze? Na pierwszy rzut oka. Na początku wiadomo, dziecko zadowolone, więcej narysować zabronili, ale co narysowało, to jego! A po tygodniu obrazek się dziecku opatrzył, a tu zonk, odmalowanie ścian za kilka lat dopiero. Wstyd ci zaprosić kolegę z placu zabaw do pokoju, gdzie na ścianie jest krzywo nagryzmolona postać z bajki, którą teraz już uważasz za dziecinną? No to nie zaprosisz. I - magia! - w głowach dzieciaków rodziły się myśli typu "ej, w sumie jak coś zrobię, to będzie zrobione, a jak nie wiem co się wtedy stanie, to może lepiej zapytać Smoczycę najpierw". Ale też dzieci wiedziały, że nie utnę z definicji każdego ich pomysłu, tylko zrobię z nimi tę "rzeźbę" z gliny/mokrego papieru/ciastoliny/co tam akurat wymyśliły, hodowlę kryształów, wulkan na sodę kuchenną, łuk czy inną rakietę - jak nie dziś, to w najbliższą sobotę, jak nie w domu, to na polu, ale zrobimy, własnymi "rencami" i na własne oczy wszystko zobaczą. Jak już ja im czegoś kategorycznie zabraniałam, to musiał być to naprawdę wyjątkowo kiepski pomysł typu, nie wiem, wypicie kreta. I też im wtedy tłumaczyłam dlaczego zabraniam (czyli najczęściej - jaką krzywdę można sobie w dany sposób zrobić). "Piaskownicę" w naszym domu zrobił... pies. Zrobił ją tylko raz, być może dlatego, że został za to Straszliwie Ukarany, mianowicie usłyszał "a fe! niedobry pies!" kilka godzin po zajściu (czyli po powrocie ludzi do domu) i to nawet wypowiedziane niezbyt ostrym tonem**. I tu dochodzimy pomału do tego, że mając małe dzieci zniszczeń, bałaganu, siniaków czy innych zadrapań nie unikniesz. I właśnie dlatego nie ma sensu narzucać sobie jakiejś idiotycznej presji pt. "ja muszę mieć jak w bombonierce; ja wezmę na plecy tę chochlę, żelazko, tarę do prania i uciągnę cały ten wesoły tramwaj; ja muszę być Heroiczną Matką Polką Pisaną Wielkimi Literami". Zdrowiej jest nabrać trochę takiego, nie wiem, zen? Podejścia "jak się zepsuje, to będziemy naprawiać, jak ktoś nabałagani, to posprzątamy" połączonego z zapobieganiem przynajmniej tej części szkód, którą łatwo przewidzieć? W sensie zobacz, co tu piszą niektórzy współkomentujący, o na przykład singri: "Weekend to trochę za mało, dzieciom może wystarczyć czystych ubrań, poza tym dwa dni na zamawianym żarci i gotowcach z Żaby jeszcze się przeżyje..." To skoro ojciec może przez dwa dni dbać praktycznie tylko o to, żeby dzieci nie umarły i nie zostały kalekami na całe życie - to dlaczego matka nie może zrobić dokładnie tego samego na przykład we wtorek i środę, w ten sposób po napracowaniu się w poniedziałek napracowując się ponownie dopiero w czwartek? Ano nie może, bo, jak napisała ironicznie Bryanka: "jak dziecko się ubrudzi, to trzeba natychmiast przebrać w czyste ubrania, a dziecko ochrzanić że się brudzi. W domu musi być posprzątane na błysk, bo inaczej świat się skończy. Jak się raz łóżka nie pościeli to piekło nas pochłonie. Jak się na wiosnę/zimę nie zrobi generalnych porządków, to nastąpi armagedon. Obiad musi być dwudaniowy, bo inaczej nie wolno. Jeżeli kobieta sobie odpuści i zajmie się sobą, to dostanie łatkę beznadziejnej gospodyni." A najczęściej prawda jest taka, że ani męża, ani tym bardziej dzieci plamka na koszulce, rozsypane klocki czy niepościelone łóżko nie będzie obchodzić. Jedyną osobą, która się przejmuje, martwi, dorabia wrzodów na żołądku, ba! jedyną osobą, która to w ogóle zauważa, jest Umęczona Matka. I po co? *Częstotliwość zawyżona względem występującej u dzieci, którymi się zajmowałam (tak, siadłam i policzyłam), ale w sumie większość moich podopiecznych pochodziła z tej samej rodziny (czyli mojej), no więc niech tam, w sumie nie jestem w stanie przecież wykluczyć, że np. moja rodz
@Absurdarium: Ale co ma cena mebla do bezpieczeństwa dziecka? Nie wiem, jak dziecko zniszczy szafę wziętą za darmo od sąsiada gdy ten robił przemeblowanie to zrobi sobie większą krzywdę niż niszcząc taką samą szafę kupioną za ciężkie pieniądze? No chyba nie. Zniszczone szafy u nas były, aczkolwiek zniszczyły je dzieci nieco starsze niż te z historii, bo przedszkolaki, choćby i chciały, nie miały dość siły. Meble, zwłaszcza te drogie, nie są przecież z kartonu. Nie kupowaliśmy nowych, naprawialiśmy zniszczone. Tak, nieraz wiązało się to z tym, że dorosły, na przykład mężczyzna, który akurat nie zajmował się dziećmi gdy te zepsuły szafę, poświęcał popołudnie na zreperowanie mebla koszem swoich przyjemności. Dzięki za sprostowanie historii o puzzlach, ręce mi przestały opadać. Czytając Twój komentarz wyobrażałam sobie dziecko tuż pod sufitem, może jeszcze w jakimś wysokim mieszkaniu w kamienicy, a tu się okazuje, że dziecko po prostu stanęło na czymś (na niższej półce?), żeby sięgnąć kilkanaście centymetrów wyżej niż sięga stojąc na podłodze. Z całym szacunkiem, ale potencjalne zagrożenie życia i zdrowia oceniam jako raczej niewielkie. Z tym kontaktem to była ironia, przepraszam, że nie zaznaczyłam, zdaję sobie sprawę, że przez internet czasem ciężko wyczuć. I nie, nie mówię, żeby powyrzucać meble wyższe niż metr. Można na przykład na górnych półkach ustawić pudła/segregatory/książki/coś, co dla dziecka jest nudne. Albo zamontować gładkie drzwiczki, które zasłonią górne półki. "nie wyobrażam sobie iść do drugiego pokoju i >>robta co chceta<<" Ja nie muszę sobie wyobrażać, takie cuda praktykowano u nas wielokrotnie. Wystarczy żeby pomiędzy tymi pokojami były otwarte drzwi, przez które widać co dziecko robi. Inna sprawa, że dzieci w wieku przedszkolnym (i w sumie starsze też) owszem, odwalą czasem coś głupiego. Ale na litość dowolnego bóstwa, CZASEM a nie codziennie! "Radzisz autorce zostawić dzieci same i wyjść do drugiego pokoju. Zyska parę minut spokoju i parę godzin dodatkowej pracy" - tak, w jednym przypadku na sto*. W pozostałych po prostu zyska chwilę spokoju. Pociętych firanek dawniej u nas nie było, ponieważ wieszaliśmy coś podobnego do tego: https://allegro.pl/oferta/firana-makaron-bialy-firanki-firany-makarony-sznurki-300x250-srebrny-pasek-14663874657 , tylko nie spinaliśmy klamrą jak na ostatniej fotografii. Tego nie ma za bardzo jak pociąć, no chyba że poodcinać pojedyncze pasemka, ale to jakoś nigdy dzieci nie interesowało, może dlatego że odcinanie pojedynczych pasemek przećwiczyły już wcześniej na papierze, zaspokajając swą ciekawość. Tego typu firanki miały jeszcze ten plus, że żadne dziecko się za nimi nie schowa żeby się pobawić zapałkami/scyzorykiem/innym niebezpiecznym przedmiotem, bo po prostu będzie je zza nich widać. Mieliśmy różne, jedną ciemnozieloną z koralikami, inną całą z muszli itd. także proszę mi tu nie mówić, że "no ale to tego się nie da tak dobrać, żeby w salonie ładnie wyglądało", bo się da. Jedyny minus był taki, że trochę się to-to plątało w pralce. Proszę bardzo, łapcie kolejną radę z serii "jak urządzić dom, w którym (za)mieszkają małe dzieci". Obecnie pocięte firanki się u nas nie zdarzają, co ma mało wspólnego z nadzwyczajną grzecznością dzieci, za to dużo wspólnego z obecnością alergików, ergo chęcią pozbycia się z domu niepotrzebnych kurzołapów oraz z wyższą niż niegdyś przystępnością cenową żaluzji i rolet. Przy okazji zyskaliśmy czas wcześniej przeznaczany na pranie, rozwieszanie do wyschnięcia, składanie, prasowanie, rozwieszanie na karniszach i ściąganie z karniszy firan oraz miejsce wcześniej przeznaczane na przechowywanie tych, które akurat nie wisiały "na oknie". Takie rozwiązanie polecam już wszystkim, nie tylko tym, którzy mają pod opieką małe dzieci. Rysowanie po ścianach było. Najczęściej mechanizm był taki, że zaczynało się od rysowania na kartce, ale potem strzelił komuś do głowy pomysł, żeby się przenieść na ścianę. Może dlatego wszystkie takie rysunki
@Zlociutki: "A skoro chcecie bezwolnego pustaka to bierzcie sobie dresow on tylko na pilce sie zna" Biorą, w odpowiedzi słyszą mniej-więcej "łeee, ja jestem taki miły chłopak z takimi fajnymi zainteresowaniami, czemu wszystkie szmaty mnie wrzucają we friendzone a uganiają się za troglodytami z siłowni?!"
Zmodyfikowano 3 razy Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2025 o 12:40
@Absurdarium: "Kiedy ja byłam dzieckiem urwałam drzwi od szafy, bo się na nich hustalam, wisząc na gałce" - i uszkodziłaś siebie czy szafę? "[Syn] Zapchał odpływ" - i zrobił sobie przy tym jakąś krzywdę? Nie mówię jak uniknąć sytuacji pt. "dziecko coś zniszczyło" tylko jak uniknąć sytuacji pt. "dziecko zrobiło sobie krzywdę". Zbitą ikebanę czy inne majtki na lampie to ja też przerabiałam, podczas urządzania owego cyrku nie ucierpiał żaden "artysta". Przepraszam, ale przy historyjce o puzzlach ręce mi opadły. Jakby to... zawsze mi się wydawało, że takie rady rodem z "Mamo to ja" typu "ustaw meble tak, żeby dziecko nie weszło po nich na parapet" czy "półki z zabawkami powinny być w zasięgu rąk dziecka" są oczywiste, każdy dorosły człowiek wymyśli je sobie sam, a wspomniana gazeta sprzedaje się ze względu na dołączane gratisy, a tu... mam wrażenie, że u mnie bardziej się dostosowuje dom do nowej sytuacji gdy jeden z domowników bierze psa, rybki albo kwiatka niż u niektórych ludzi przed narodzinami potomstwa. Co będzie następne, "dziecko wpakowało widelec do kontaktu, a przecież naokoło był tylko namalowany taki śliczny domek dla krasnoludków"? Co do tańca na oknie - dobra, punkt dla Ciebie. Może po prostu u nas sam widok działa na wyobraźnię. (Traktora przez okno nie pooglądasz. Prędzej samolot. Trafił się nawet zupełnie dorosły krewny, który dopiero jak przyjechał pozwiedzać Kraków to sobie przypomniał, że on to w sumie ma lęk wysokości - pobyt spędził panicznie trzymając się z dala od okien.) PS: Przebierać dziecko oblane WODĄ? Mył te ręce przed wyjściem na mróz czy jak? Bo wiesz, woda ma to do siebie, że wyschnie i śladu nie ma.
@Fahren: A może inaczej - skoro kobieta nie ma hobby, to niech go sobie poszuka? Przecież nie ma prikazu, że jak raz pójdzie na jogę, to ma już na nią chodzić do śmierci. Za drugim razem może pójść na ryby, za trzecim na grzyby, za czwartym do SPA, za piątym do galerii sztuki i tak dalej, aż w końcu znajdzie coś, co jej podpasuje.
@jass: Ja nie twierdzę, że małe dzieci wszystko zrozumieją, zapamiętają i nauczą się w pięć sekund. Ja twierdzę, że mogą ZACZĄĆ uczyć się pewnych rzeczy - im szybciej zaczną, tym szybciej się nauczą. Co więcej na razie dzieci są w takim wieku, w którym można im faktycznie wpoić zasady zachowania się przy stole czy konieczność sprzątania po sobie (za co w dorosłym życiu będą wdzięczne). Gdyby taką naukę zacząć dopiero za parę lat, będzie już trudniej, bo po pierwsze rodzice nie będą mieć u nich aż takiego autorytetu, a po drugie im człowiek starszy, tym wolniej się uczy. Bo tak, dzieci to nie dorośli - co między innymi oznacza, że mają większą neuroplastyczność. Małe dzieci uczą się praktycznie cały czas, może nie zawsze akurat tego, czego rodzic by chciał w danej chwili, ale wiesz, mają do "ogarnięcia" dosłownie całą otaczającą je rzeczywistość, więc może odrobinę wyrozumiałości? :) Co do okien - całe życie na dziewiątym piętrze, pozdrawiam. Dzieci się trochę przewinęło, z okna nie wypadło żadne, żadne nawet nie próbowało. Owszem, pokazywało się im widok (w bezpieczny sposób, w obecności dorosłego), ostrzegając na poważnie że "jak wypadniesz, to śmierć na miejscu, nie ruszaj sam okien, bo będę się o ciebie martwić, jakbyś coś potrzebował, to mi powiedz, pomogę ci", ale też najzwyczajniej w świecie nie było obok okien takich mebli, po których można wyleźć na parapet. Jakby dziecko przestawiało sobie stołek, to bym to usłyszała, bo tak małe dziecko taboretu nie uniesie, tylko będzie nim szurać po podłodze. Na balkon dzieciaki miały zakaz wstępu, nie tylko ze względu na wysokość. Po prostu, jeśli dziecko jest za małe, żeby uczyć się w bezpieczny sposób korzystać z danej rzeczy, to chyba najlepiej żeby w ogóle nie miało do niej dostępu/miało najbardziej jak to możliwe ograniczony, bo po co ma mieć swobodny dostęp?
Może lodziarnia niby się otwarła, ale jeszcze jest nie do końca ogarnięta, brakuje personelu, dostawców czy czegoś tam. Ale jak już ruszy na dobre - to będzie działać od 11 do 21. No to baner sobie zamówili już z wyprzedzeniem z takimi godzinami otwarcia.
Co do tej ucieczki z domu... może spróbuj Martę nakłonić do zwierzeń, podpytaj o powody. Jeśli Ci powiedziała, że chce uciec, jest szansa, że wyzna także przyczynę. Bo wiesz, raczej rzadko się zdarza, żeby dziecko chciało uciekać z domu tylko dlatego, że nie może paznokci malować. Może nie zdaje do następnej klasy? Może zaszła w ciążę? Może ją przyłapano na kradzieży w markecie albo jeździe na gapę? Pomów z nią o tym, jak często kończą się ucieczki z domu. Postrasz delikatnie. I - jeśli tak jest - powiedz jej, że może na Ciebie liczyć, że gdyby już musiała uciec, to z dwojga złego lepiej do Ciebie niż pod most, skąd by ją mogli jacyś bandyci do burdelu za granicę zawinąć. Dopóki będzie z Tobą, jakieś rozwiązanie problemu się znajdzie. A co do zazdrości - kiedy poczujesz jej ukłucie, dokonaj podsumowania samej siebie: co Ci się w życiu udało, kto Cię kocha, za co inni Cię cenią, co dobrego zrobiłaś, z czego masz prawo być dumna - przecież jest tego mnóstwo. Zobaczysz, że zazdrość szybko zwiędnie. Kobieto, przecież Ty donosiłaś niezaplanowaną ciążę, odchowałaś dwóch synów do progu nastoletniości i masz świetną relację z siostrzennicą! Wiesz, ilu ludzi by chciało czegoś takiego dokonać? Twoja siostra jest lepiej wykształcona, ładniejsza i bogatsza od Ciebie? Nie szukaj u niej wad, tylko przyznaj, że tak, można ją podziwiać, tak, zasługuje na to i tak, Ty sama ją podziwiasz. Jak coś jej się znowu uda, uciesz się razem z nią, po prostu uciesz się, bez żadnych myśli typu "a ja to...", "a ja tamto...". Niech zazdroszczą jej inni, niedorastający do pięt takiej kobiecie z klasą jak Ty, która potrafi się cieszyć cudzym szczęściem.
@SmoczycaWawelska: ...słuchasz co się tam u nich dzieje, interweniujesz w razie potrzeby, ale nie siedzisz razem z nimi i nie "występujesz" misiem? - "muszę pilnować (...) żeby nie weszły na szafę, nie wypadły przez okno" - to jak wy niby macie umeblowany dom, że dziecko jest w stanie coś takiego zrobić?
Sytuacja jest rozwojowa - na razie nie rzucałabym na stół papierów rozwodowych. Kiedyś może faktycznie będzie trzeba, ale na razie nie snujmy najczarniejszego scenariusza. Tak jak tu ludzie piszą - rozejrzyj się za czymś, co Ty lubisz, co jest związane z Twoim hobby - i już teraz zapowiedz mężowi, że na każdą jego wycieczkę będzie przypadać jedna Twoja wycieczka do SPA/klubu książki/na degustcję wina/strzelnicę/co tam lubisz. Po prostu, niech mąż ma tego świadomość. A Ty sama... zaparz sobie herbatkę z melisą, odetchnij głęboko i pomyśl - przecież jakoś się w swoim mężu zakochałaś. Na pewno przez jakieś życiowe trudności już przeszliście. Dacie radę i tym razem. Rozumiem, że opieka nad dwójką przedszkolaków Cię męczy, ale pociesz się, że będzie już tylko łatwiej. I tak z własnego doświadczenia napiszę Ci jak kobieta kobiecie... może faktycznie nie musisz wszystkiego robić? No bo po kolei: - "dzieci niech chodzą po ciastolinie" - dzieci chodzą do przedszkola. Z pewnością mają tamże zajęcia plastyczne. Może wystarczy? Może powiedz im "w domu nie bawimy się plasteliną, bo potem klei się do podłogi"? W domu niech się artystycznie wyżywają rysując. Jeśli macie podwórko - niech kleją ciastoliną na nim, akurat robi się ciepło, a jak nasypią na trawę to też niebo się nie zawali, a trawy przecież myć nie będziesz. Jeśli nie macie - niech wezmą ciastolinę ze sobą jak pójdziecie na plac zabaw, zrobią furorę wśród kolegów. - "dzieci niech chodzą po (...) plamach z rozlanej zupy", "podłoga się klei po śniadaniu" - ponownie: dzieci chodzą do przedszkola. Z pewnością coś tam jedzą. I co, tam też po każdym posiłku zostawiają chlew? Znaczy okej, ja rozumiem że przedszkolakowi coś może spaść od czasu do czasu, ale Ty opisujesz to tak, jakby konieczność umycia podłogi była nieodłącznym następstwem posiłku. A przecież te twoje dzieci nie są już aż tak malutkie. Może to już pora zacząć je uczyć zachowania się przy stole? Wiadomo, nie nauczą się z dnia na dzień. Ale jak im coś spadnie - daj szmatkę czy ręcznik papierowy i niech Ci pomogą sprzątać. Od wytarcia plamy z podłogi jeszcze żaden przedszkolak nie umarł, a jak Ci parę razy pomogą, to motywacji do nauki schludnego jedzenia jakby przybędzie. - "córka poszła umyć ręce i zalała pół łazienki, bo była ciekawa, co się stanie, jak podstawi zabawkę pod kran" - jak wyżej, to niech teraz pomoże wycierać. Nie za karę, tylko po prostu jak łazienka jest zalana, to trzeba powycierać, a Mamie trzeba pomóc. Byłaś córeczko ciekawa jakie są konsekwencje podkładania zabawki pod kran, no to proszę bardzo, konsekwencje są takie, że wycieramy łazienkę. - "zapieranie plam na dziecięcych ubraniach" - co te dzieci robią z ubraniami? W cemencie się tarzają? - "prasowanie" - nie ubieraj dzieci na codzień w spodnie "na kant", tylko w dresy czy inne jeansy. Jak wyjmujesz pranie z pralki albo wieszasz do wyschnięcia, spróbuj takie wilgotne rozprostować czy nawet lekko porozciągać w rękach i rozwieś tak do wyschnięcia - takim sportowym ciuchom to często wystarczy żeby nie wyglądały jak krowie z gardła wyciągnięte. - "zaszywanie dziur i naszywanie naszywek" - zrobisz, jak będziesz miała czas. A jak nie będziesz miała, to nie zrobisz. Więc jak dzieciak chce mieć naszywkę z piłkarzem czy tam innym samolotem na spodenkach - to musi się grzecznie pobawić przez pół godzinki bez Mamusi, bo teraz Mamusia mu szyje. I jak najbardziej możesz to dziecku powiedzieć wprost - niech wie, że jego zachcianki nie spadają z nieba, tylko dba o niego Mama, za co należy jej się co najmniej serdeczne "dziękuję". - "jedynym ratunkiem jest włączenie bajki" - tą ciastoliną też z nimi kleisz? Nie no, poważnie, przecież te dzieci są w takim wieku, że chyba mogą razem pobawić się pluszakami/lalkami/autkami/porysować/pobudować z klocków/próbować składać literki w książeczce/zagrać w Piotrusia/warcaby/statki/jakąś prostą planszówkę, nawet zrobioną w domu? Bez Twojej asysty? Mam na myśli, że Ty dalej jesteś w domu, w pokoju obok na przykład, i owszem