Profil użytkownika

SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 18 lipca 2025 - 16:09 |
- Historii na głównej: 5 z 5
- Punktów za historie: 591
- Komentarzy: 542
- Punktów za komentarze: 2224
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 18 lipca 2025 - 16:09 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Pewex | Faktopedia | Stylowi | Moto Memy |
Demotywatory | Mistrzowie |
"Dlaczego niektórzy uważają, że wszyscy muszę się zachwywać ich dzieciakami?" A któż to z osób w tej historii opisanych kazał ci się zachwycać jego dzieckiem? Matka z dzieckiem ma prawo pójść do kawiarni. Dziecko ma prawo zamachać do kogoś rączką, krzywdy żadnej tym nikomu nie robi - ot, jest jeszcze przyjaźnie nastawione do świata i spotykanych na nim ludzi. Dziecko ma prawo zadać pytanie własnej matce - w ten sposób poznaje świat i dowiaduje się nowych rzeczy. I tak, normalnym jest, że dziecko zadaje "sto pytań na minutę". (Ciekawostka: podobno przeciętny czterolatek zadaje 437 pytań dziennie.) I tak, pytania dziecka są dziecinne. Dorosłemu mogą wydawać się głupie, ale dziecko to nie mędrzec-filozof. Dziecku laptop kojarzy się z oglądaniem bajek, bo ono samo w tym celu go używa. A że kilkulatek ma piskliwy głos? No sorry, to też jest normalne. Czego ty oczekujesz? Że matka pstryknie palcami i dzieciak magicznie przejdzie mutację w sekundę? Czy może ma ona inhalować swe dziecko heksafluorkiem siarki, narażając co prawda w ten sposób jego zdrowie, ale za to sprawiając, że pociecha zacznie brzmieć jak Lord Vader? Jedyne, z czym się zgodzę, to to, że matka nie powinna dziecku pozwalać na zaglądanie ci przez ramię. Ale ponieważ słowem się wówczas nie zająknąłeś, że ci to przeszkadza (a przynajmniej w historii nie wspomniałeś, żebyś to zrobił), matka zaś zabrała dziecko po minucie, to nie ciskałabym na nią gromów. "Ciekawe, moim zdaniem kto inny w tej sytuacji powinien wyjść." Ciekawe, mi się zawsze wydawało, że z kawiarni wychodzi ten, komu coś nie pasuje, obojętnie czy jest to gadające dziecko innej klientki, niedziałająca klimatyzacja czy niesmaczna kawa. Podsumowując: głęboki wdech, wydech, może zamiast kawy herbata z melisą, a jak nie pomoże i rozmowy innych klientów dalej ci będą przeszkadzać, to może jednak ty z tej kawiarni wyjdziesz? Nie w ramach sromotnej porażki w starciu z matką i dzieckiem, tylko dla własnej wygody?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 sierpnia 2023 o 8:49
@Ohboy: E, czy ja wiem, czy bajkopisarka. Też spojrzałam na nazwę, więcej, kliknęłam w nią i dowiedziałam się, że choć LittleSara założyła konto prawie rok temu, to historię napisała jedną (powyższą), zaś komentarzy okrągłe zero.
@louie: @Michail: i inni ludzie nieznający slangu, bierzcie i korzystajcie z tego wszyscy: https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&opi=89978449&url=https://www.miejski.pl/&ved=2ahUKEwjFhuCZu82AAxXC7rsIHW-xCukQFnoECAUQAQ&usg=AOvVaw3_peY8B-cUfkJFZVsmYB9t
Rany, współczuję. I pomyśleć, że dopiero co były tu historie pełne narzekania na podawanie alkoholu na weselach „bo pijany wujek Staszek”. A tu teść nie dość, że ustawia całe wesele pod siebie („bo JA CHCĘ wynająć salę”, „bo JA CHCĘ się jeszcze bawić”), to jeszcze beztrosko ćpa sobie w trakcie… Nawiasem mówiąc amfa czy koka? Bo obie nazywa się slangowo białą kawą/damą. Tak tylko, z ciekawości pytam. PS. „W międzyczasie teść pożarł się ze swoim bratem do tego stopnia że owy brat chciał opuścić wesele”. Poprawnie byłoby: „W międzyczasie teść pożarł się ze swoim bratem do tego stopnia że ÓW brat chciał opuścić wesele”, nie ma takiego słowa jak „owy”.
Jak napisała Semilinka, Ukraińcy „to są przecież tacy sami ludzie jak my”. Słuchajcie, spec od związków ze mnie żaden, ale brak przepaści kulturowej do przeskoczenia chyba raczej dobrze wróży związkowi rodowitego Polaka Wiesława z rodowitą Ukrainką Oksaną, czyż nie? A iks ma rację o tyle, że obecnie Wiesławowi i Oksanie łatwiej będzie w ten związek wejść, bo… no wiecie… mają szansę w ogóle DOWIEDZIEĆ SIĘ O ISTNIENIU partnera/partnerki.
No dobra, po kolei. Że sąsiedzi łamią prawo drąc się jak gazeta pod kocim pazurem przez całą dobę to już wiesz. (Art. 51 Kodeksu Wykroczeń) Zatem co z tym fantem zrobić? Możesz zadzwonić na policję. Nie musisz (a wręcz nie powinieneś) blokować numeru 112. Lepiej znajdź numer do swojego dzielnicowego w internecie (ponadto w wielu blokach numer do dzielnicowego wisi w gablotce na klatce). Możesz na początek zadzwonić z anonimowym zgłoszeniem - wówczas policja będzie mogła sąsiadów co najwyżej upomnieć (bo oficjalnie nie ma żadnego poszkodowanego), ale zawsze jest szansa, że sam widok mundurowych ich otrzeźwi. Jeśli to nie pomoże, możesz również zadzwonić nieanonimowo - wówczas policja będzie chciała porozmawiać najpierw z Tobą, a dopiero potem zastuka do sąsiadów. Boisz się, że sąsiedzi będą dzięki temu wiedzieć kto "doniósł" i jakoś się zemszczą? Też bym się bała. Tutaj jedyny pomysł, jaki przychodzi mi do głowy to dogadać się z tą przegonioną sąsiadką. Ty możesz zadzwonić na policję z mieszkania, podczas gdy sąsiadka stoi przed blokiem i pali papierosa/siedzi na ławeczce i kontempluje przyrodę, po przyjeździe policji sąsiadka może podejść do policjantów i powiedzieć, że to ona dzwoniła. Dzięki temu nawet jeśli ktoś zaobserwuje ją z bloku, będzie mogła twierdzić, że nie wie, po co policja przyjechała, porozmawiała z nimi, bo podjechali, patrolując okolicę zapewne (w tej roli ty wypadłbyś lepiej niż sąsiadka, ale wówczas problematyczna rodzinka będzie wiedzieć "po której jesteś stronie"). Jeśli problematyczna rodzinka nie siedzi na swoim, tylko wynajmuje, a właściciela znasz, możesz się z tym właścicielem skontaktować. Może nie wie? Może jak ich upomni/zagrozi wyrzuceniem to się trochę uspokoją? Odradzam wychowywanie rodzinki "własnymi rencyma", zwłaszcza inwalidzie. Odradzam również wojnę podjazdową (podrzucanie na ich wycieraczkę odchodów/wylewanie im lizolu pod drzwiami, żeby śmierdziało/zamawianie na ich adres gadżetów erotycznych za pobraniem/nasyłanie na nich inspekcji budowlanej/etc.), ponieważ obawiam się, że w tej dziedzinie to oni będą górą.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2023 o 17:52
@Crannberry: Kolejka kolejką, te z własnymi mieszkaniami mają pierwszeństwo! ;)
@mofayar: Żeby fałszywie oskarżyć partnera o przemoc po to, aby go w domu nie było przez dwa tygodnie, to trzeba być "pozbawioną kręgosłupa moralnego żelatyną na nogach" i nie mieć w sobie grama zwykłej ludzkiej przyzwoitości, że o szacunku czy choćby najlżejszej sympatii do tego partnera nie wspomnę. Tylko że jeśli już się jest taką żelatyną i wpadło się na pomysł spieniężenia lodówki/nowej konsoli/XIX-wiecznej porcelany po prababci/innej cennej własności partnera, to nie trzeba przecież wcale tego partnera z domu wyrzucać. Wszak wystarczy, że ów partner wyjdzie z domu na kilka minut do osiedlowego spożywczaka, żeby zrobić zdjęcia upatrzonego fantu; sprzedać go przedmiot można na allegro czy olx i umówić się na odbiór/spakować i nadać paczkę gdy partnera znów chwilowo nie będzie w domu choć przez godzinę. I jak niby wtedy partner udowodni, że posiadał daną rzecz? Jak udowodni kto ją sprzedał, jeśli o koncie na olx nie ma pojęcia? Ba, czy w ogóle będzie podejrzewał partnerkę, zwłaszcza jeśli ta na przykład zasugeruje mu, że ktoś się włamał?
Istotnie, polityka dziwna jak rzadko. Gdyby narzędzia po prostu się nabijały po wyższej cenie, to jeszcze bym zrozumiała, że Lidl liczy na gapiostwo klientów. Ale tak? Jeśli, jak pisze Allice, produkt został zablokowany do sprzedaży dla całej sieci, to nie mogli go schować w magazynie? A jak już kompletnie nie mieli miejsca, no to mogli chociaż nie kłaść go do przyciągającego klientów kosza z przecenami, tylko gdzieś w kącie, bez ceny/z absurdalnie wysoką, "odstraszającą" ceną, oszczędziliby sobie przynajmniej cyrków przy kasie.
U mnie sąsiad tak kuł i wiercił przez dobrych kilka miesięcy. No, ale w lokalu, który odziedziczył, była wcześniej pijacka melina, więc do remontowania było sporo, a my, sąsiedzi, raczej mu kibicowaliśmy i pomagaliśmy w miarę możliwości (w końcu sami też woleliśmy żeby zamieszkał tam ktoś w miarę spokojny i niehodujący robactwa). Jak sąsiad skończył, to płynnie zaczęła spółdzielnia - zakładali nowe wodomierze, takie z "wyprowadzeniem" na klatkę, wiecie, żeby można było je sczytywać nie wchodząc do mieszkań. No, było z tym trochę kucia. Potem spółdzielnia wpadła na pomysł, żeby piecyki gazowe pozdejmować obligatoryjnie u wszystkich - znowu trochę kucia. Potem wspomniany sąsiad stwierdził, że brak piecyka zaburza mu feng shui w łazience, więc skuł wszystko i położył od nowa. Dobrze, że miałam w tym czasie pod opieką tylko jedno dziecko "przedszkolne" - dzięki temu było mi trochę łatwiej ogarniać zdalną robotę na kamerce. Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy - teraz siedzę sobie, rockowo-metalowa playlista ryczy na pełen głośnik, a nowy sąsiad nie śmie ani pisnąć ;)
@ewkalata: Chodziło mi o to, że w pierwszym zdaniu składowym ("rozmawiając z babcią") występuje imiesłów współczesny i podmiot domyślny, zatem podmiot w tym zdaniu składowym musi być tożsamy z podmiotem w drugim zdaniu składowym ("przypomniała mi się historia"). Podmiotem w drugim zdaniu składowym jest (kto? co?) historia, która (co zrobiła?) przypomniała się (komu?) mi. Zatem podmiotem pierwszego zdania składowego jest również ta sama historia, ergo możemy zamienić zdanie na "Historia, rozmawiając z babcią, przypomniała mi się". A skoro historia rozmawiała z babcią, to babcia rozmawiała z historią, c'nie? ;) No, chyba że rozmawiały na zasadzie "gadał dziad do obrazu, a obraz doń ani razu" :D
Rany, współczuję ci. Ja z takimi zachowaniami jak rzucanie po klasie kulkami z papieru/mlekiem w kartonikach/bananami/butelkami czy wyzywaniem innych od kujonów/grubasów/mangozjebów/lewaków zetknęłam w podstawówce, ale robienia zdjęć z ukrycia czy wypisywania namiarów na kogoś po ścianach nie było. W liceum to już w ogóle ewentualnie "dowcipy" były 1) minimalnie chociaż "z pomysłem" (w końcu co to za sztuka kanapką rzucić? żeby to przynajmniej była petarda...) i 2) wymierzone w grono pedagogiczne, a nie w znajomych z klasy. Do tej pory lubiłam myśleć, że po prostu w pewnym wieku się, no wiecie, dorasta. Chociaż trochę. Mentalnie przynajmniej. Czy coś.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 31 lipca 2023 o 12:21
@Assia: Aha. Dzięki za odpowiedź, teraz mi się rozjaśniło :)
Tak sobie czytam tę historię i dumam, i parę rzeczy mnie zastanawia. 1. Wszyscy się bali Żyda ukrywać, podejrzewam że i gawędzić z nim nie byli chętni (ktoś mógł to zobaczyć przecież), a mimo to wszyscy wiedzieli, że był Żydem. Ergo musiał wyglądać dość charakterystycznie. Piszesz kilkakrotnie, że zachodził do miasta. I siedzący w tym mieście Niemcy go nigdy nie zauważyli/złapali/rozstrzelali? No, to miał SPORO szczęścia, że za każdym razem udało mu się wyminąć okupanta i... No właśnie - po co on się w zasadzie tak narażał, chodząć po mieście pod nosem Gestapo, skoro jakieś jedzenie i stodolny dach nad głową udawało mu się zdobyć na "wiejskich" przedmieściach? Przecież w czasie łapanek na ulicach i racjonowania żywności w mieście wcale nie byłoby mu łatwiej. A może go jednak złapali i wojny nie przeżył? Szczerze jestem ciekawa co się z nim stało. 2. Przyszli Niemcy, kazali rodzinie wyjść. Rodzina wyszła, Żyd z nimi nie wyszedł, bo go, jak wiemy, wcale tam nie było. Przyszedł sąsiad i zaczął wyjaśniać, a Niemcy...? Wzruszyli ramionami i sobie poszli? Bo ja na ich miejscu bym jednak przetrząsnęła chałupę, wszak Żyd mógł się chować na strychu/w piwnicy/w jakimś pokoju z wejściem zasłoniętym szafką/dywanem naśniennym/czymkolwiek. Nic dziwnego, że nie wyszedł, bo by i jego i rodzinę Niemcy rozstrzelali w majestacie własnego prawa. (Chyba że błędnie założyłam, że to polska rodzina na ziemiach okupowanych/w Generalnym Gubernatorstwie była?) Sąsiad na dobrą sprawę nie jest z perspektywy Niemców żadnym argumentem, bo... 3. ...skąd wiedział, czy Twoja rodzina Żyda ukrywa, czy nie? Wszak gdyby go jednak ukrywali, to by się tym nie chwalili, zwłaszcza przed sąsiadem, który "ugrywał coś z Niemcami". A może wcale nie wiedział, a mimo to zapewniał, że nie ukrywają? No to NAPRAWDĘ NIEŹLE ryzykował - bo co, gdyby Niemcy jednak Żyda znaleźli? 4. A w zasadzie skąd rodzina wie, że to Halina na nich doniosła? Czy to po prostu domysły, bo tylko ona "miała motyw"? Absolutnie nie twierdzę, że historia nie jest prawdziwa. Pytam z ciekawości, bo po prostu mnie to zastanawia. PS: No dobra, jednak nie odmówię sobie bycia grammar (nomen omen) nazi. "ostatnio rozmawiając z babcią, przypomniała mi się pewna piekielna historia, o której nieraz mi opowiadała" - można to na pierwszy rzut oka zrozumieć tak, że historia często opowiadała Ci o twojej babci i że babcia rozmawiała z historią podczas gdy owa historia ci się przypomniała. Chyba bardziej poprawnie byłoby zacząć tak: "Zwykle piszę o sprawach teraźniejszych, ale kiedy ostatnio rozmawiałam z babcią, przypomniała mi się pewna piekielna historia, o której nieraz mi opowiadała - jak to czasem mają w zwyczaju babcie".
"Kto tak kurde robi???" Ktoś, kto nie chce zarobić na następnych zakupach googlewhack. No chyba że... Jest szansa, że ta ostra żyłka/nitka jest metalowa? Bo jeśli tak - to może jej zadaniem jest "piszczeć na bramkach" alarmując o ewentualnej kradzieży? Wtedy wszycie jej tak, żeby nie dało się jej po prostu odciąć nożyczkami ma sens - w końcu złodziej sklepowy też może mieć przy sobie nożyczki, nie? Jakbyś chciała dobrą radę - ja na twoim miejscu przeszłabym się do sklepu z koszulką i paragonem, a następnie grzecznie zagadnęłabym jakąś "wolną" chwilowo kasjerkę i jej wyjaśniła w czym rzecz - "a nuż widelec łyżeczka" trafi się akurat taka życzliwa? A w najgorszym razie - co mi zrobi? Przecież mnie nie zje. Wezwie policję, podejrzewając kradzież? Mam paragon.
W sumie piekielne dwie bohaterki historii: teściowa, nie dlatego, że nie chce się wnukami zajmować, tylko dlatego, że chce jednocześnie robić za ukochaną babunię, a nie da się jednocześnie "mieć ciastko i zjeść ciastko", no i pracownica sklepu, bo podsłuchuje cudze rozmowy i wściubia nos w prywatne sprawy (bo skoro teściowa nie powiedziała własnej synowej, czemu nie może/nie chce się zająć wnukami, to wątpliwe, żeby chciała się tym chwalić przed sklepikarką - de facto obcą osobą).
@mama_muminka: No w praktyce nie jest, ale nie mów tego tak głośno, bo jeszcze cię ktoś usłyszy, a to nieładnie brzmi. W Polsce akurat bycie dawcą narządów jest domyślne, problem w tym, że nie wszyscy się do tego nadają ze względów praktycznych. Nie każdy umiera w szpitalu, a organy wewnętrzne do przeszczepu nie mogą być brzydko mówiąc nadgnite. Nie nadają się płuca palaczy, których jest wszak niemało. Nie nadają się wątroby alkoholików, których też jest niemało. Ponoć najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce są (były do niedawna?) choroby układu krążenia - w tym mamy zapewne sporo serc nienadających się do przeszczepu. A nawet jak się to wszystko odsieje, to przecież organu do przeszczepu nie wybiera się losowo, tylko według pewnych kryteriów (na których jako absolutnie-nie-lekarz się nie znam i mam nadzieję nie mieć konieczności się dokształcać), żeby się ów przeszczep przyjął. No ale w teorii możemy pobierać masowo i nie wrzucać do piachu. A rzeczywistość? No skrzeczy, jak zawsze. Obowiązkowe pobrania krwi? Wszyscy ci Polacy, co umierają na choroby krążenia, na dawców się przecież nie nadają. Trzeba by ludzi badać, a to kosztuje. Chociaż... w sumie... to by był argument przeciwko bogatemu życiu seksualnemu, a zarazem za "czystością" i wiernością... i sposób wykrywania narkomanów przy okazji... i idealny powód, żeby sprawdzać, czy aby obywatelka nie jest akurat w ciąży... Ha, zaczynam się bać, że ktoś u władzy ten pomysł podłapie!
Ależ janhalbie, Poczta Polska oferuje ci znaczki z Papieżem Polakiem, książki kucharskie siostry Anastazji, płyty Zbigniewa Wodeckiego, przegląd prasy kobiecej i kolorowanek dla przedszkolaków oraz niesamowicie oryginalny pomysł na prezent - kubki tudzież skarpety z napisem "Najlepszy Tata/Mama/Babcia/Dziadek/Urząd Pocztowy na świecie!" (te ostatnie w zachęcającej cenie kilkudziesięciu złotych polskich) - a ty byś chciał jakiegoś, nie wiem, dostarczania przesyłek? I to jeszcze szybciej niż sympatyczny przedstawiciel rodzimej fauny, Helix pomatia*? No nie przesadzasz ty trochę z tą roszczeniowością? [Tu SmoczycaWawelska kręci głową i cmoka z niezadowoleniem.] Jakiś czas temu potrzebowałam kupić papier do pakowania. A tu jak na złość sklepy papiernicze pozamykane w pasujących mi godzinach. Za to poczta otwarta! Myślę sobie: "na poczcie to wybór towarów jak w sklepie, różne rzeczy mają, to i papier do pakowania, związany przecież z wysyłką paczek, mieć będą, prawda?". Nie mieli. Za to wszystko wymienione powyżej - jak najbardziej. *To nie żart, 5 m/h to jest właśnie ślimak w galopie, mówię jak najbardziej dosłownie i bez żadnej przenośni.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 21 lipca 2023 o 12:30
@stile17: No i właśnie dlatego zaczęłam akapit od "W naszej kulturze". Ja mam swoje zdanie na temat wartości życia, miłości, szacunku z urzędu i tak dalej, ale zdanie randomowej smoczycy z internetów nie wpływa znacząco na całą kulturę i jej przekaz ogółem. Co do wymienionych przez Ciebie przykładów hipokryzji - touche! Powinnam była napisać "życie LUDZKIE" zamiast "życie" i już by się z przekazem kulturalnym zgadzało: mięso i pestycydy odpadają; Aztekowie sami krwawe ofiary składali, to sami sobie winni, nosił wilk, ponieśli i wilka; Indianie i Aborygeni... no aż takich krwawych ofiar to pewnie nie, ale za to to było dawno i prawie nieprawda; wojna też była dawno, no a poza tym na wojnie przecież zabijasz wroga a nie mordujesz człowieka, prawda? A wróg to (patrz Aztekowie) wcale nie lepszy, to można, no nie? Teraz się zgadza, czy coś pominęłam?
Pewnie mnie zminusujecie, ale co tam. W naszej kulturze życie to świętość najwyższa i najcenniejszy dar jaki dać można. Rodzicowi, dawcy tegoż bezcennego daru, z definicji należy się wdzięczność dozgonna. Choćby nic więcej nie zrobił, ba, choćby zawsze dążył do zatruwania potomstwu życia - nic to, albowiem on to życie stworzył! Dziecię winne na rodziciela łożyć, nawet gdy ten złamanego grosza nań nie dał, albowiem i tak jest dłużne długiem, który spada na nie w chwili narodzin. Postulat ustanowienia instytucji rozwiązania więzów rodzicielskich spotkałby się natychmiast z oburzeniem i wrzaskiem o nadużyciach, o bachorach, co to starych rodziców porzucają! Ja na szczęście rodziców mam normalnych. Jakbym miała patologicznych... to pewnie inaczej by mnie wychowali, więc byłabym kimś innym de facto. I nie mam pojęcia, co bym zrobiła. Znaczy wiem, że więzów rodzicielskich bym nie rozwiązała prawnie, bo nie ma jak. Ale co bym zrobiła? Cóż, wyobraźnia ludzka nieograniczona jest. Może by to dla mnie normalne było, że mam o nich dbać? Może bym wiała za granicę, jak sugeruje współkomentujący Ohboy? Może bym wiała, ale do Abrahama na piwo? A może byłabym spokojnym człowiekiem, który muchy by nie skrzywdził, ale rodzicom przydarzyłby się jakiś śmiertelny wypadek? Śmiertelne wypadki chodzą po ludziach...
@Dominik: No, jeśli wszyscy będziemy podchodzić do tematu na zasadzie "tu jest internet, tu można dowolne bzdury napisać", to istotnie, niewiele. Tylko czy nie byłoby korzystniej dla całego społeczeństwa, gdybyśmy potępiali kłamstwo, oszustwo, celowe wprowadzanie w błąd i gadanie bzdur, zamiast zbywać je wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, że tak jest wszędzie?
A morał jest krótki i znany jak wiek wiekiem: Każdy hedonista jest mądrym człowiekiem, Lecz który umie dziób zamknąć nieoświeciwszy tłumu, Tego mienić możemy wręcz Mistrzem Rozumu.
@Me_Myself_And_I: Czy chodzi ci o wrak z okolic Novalja? Bo Gugiel pokazuje mi tylko artykuł na portalu historykon.pl (z 18 czerwca 2020), w którym napisano, że "pozostałości statku zostały odkryte przez nurków straży pożarnej, którzy trenują tutaj regularnie".
:D Rozbawiła mnie puenta, nie powiem. Czekam na kolejną historię, w której miłośniczka bezsensownego stosowania statystyki dokona przełomowego odkrycia w dziedzinie ginekologii: zajście w ciążę zapobiega zachorowaniu na raka prostaty!
@szafa: Skoro usuwanie sierści jest niekłopotliwe, a obsługa rolki do ubrań nieskomplikowana, to w sumie co za problem odkłaczyć sukienkę tuż przed wysyłką (coby kot nie zdążył zakłaczyć ponownie)?