Profil użytkownika
SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
- Historii na głównej: 4 z 4
- Punktów za historie: 467
- Komentarzy: 352
- Punktów za komentarze: 1403
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@rapper3d: Przylezie i to szybko. Normalne zombie wstają z grobów lata po pogrzebie, bo na początku żywią się własnym mózgiem, jak młode łososia woreczkiem żółtkowym, każdy to wie. W tym przypadku naturalny zapas prowiantu jest... dość skromny, rzekłabym. Zdecydowanie poniżej normy.
@Andu: Jesteś @Gniazdową z drugiego konta, jej sąsiadką czy tak tylko sobie domniemywasz, że pies lata po ogródku na podwórku-studni? Bo jeśli pies istotnie na takim balkonie/ogródku spędza czas... to szczerze średnio mi się widzi lęk separacyjny, bo pies nie jest odseparowany. Wszak podwórkiem przechodzą sąsiedzi, czasem ze swoimi psami, czasem jakiś przechodzień, bezpański kot, ptak, wiewiórka - no generalnie jakieś życie się toczy na osiedlu. Toteż nie podejrzewałabym lęku separacyjnego, tylko, jak to moja Mama mawia, psa typu "dziamdziok", dla którego powodem do szczekania jest mucha, ławka i trawka. Paradoksalnie, pomóc mogłoby właśnie zamykanie go w domu, gdzie od życia osiedlowego, które koniecznie chce oszczekać, byłby odseparowany. "Jeśli wiesz co mam na myśli - długotrwałe słuchanie tego samego uciążliwego dźwięku (nawet nie musi być głośny) zaczyna denerwować" ...chyba ja dostałam z przydziału jakiś inny zmysł słuchu, bo im dłużej trwa jakiś jednostajny dźwięk, tym słabiej go rejestruję.
@fursik: Społeczne wahadło, Pani, tym razem między "pies to w sumie rzecz, no prawie" a "pies też człowiek, no prawie". A takie gdybanie co by było, jakby był pożar, jest funta psich kłaków niewarte. Podczas pożaru się ratuje siebie. Jeśli przy okazji uratuje się jakąkolwiek inną istotę, to szczęśliwy, ale jednak przypadek. No chyba że mówimy o strażaku z odpowiednim sprzętem, który wchodząc w płomienie "tylko" ryzykuje życiem, a nie w zasadzie popełnia samobójstwo. @pasjonatpl: Może pies był chciany, a dziecko nie?
@szakilka: "Ale! Tutaj są specjalne wyznaczone plaże na których psy mogą przebywać w sezonie letnim" Uaaau, to zupełnie jak w każdym polskim kurorcie nadbałtyckim, który zdarzyło mi się odwiedzić.
@Jorn: Z tego co kojarzę to gdzieś na plantach zazwyczaj stoi toi-toi (albo przynajmniej kiedyś stał, toi-toi łatwo przestawić, wiadomo), ale w nim rąk nie umyjesz. W jednym miejscu na Plantach jest na stałe zamontowane tzw. źródełko w wodą pitną, tam od biedy można umyć ręce, ale wiąże się to z plus minus kilometrowym spacerem (wróć, dwukilometrowym, w tę i z powrotem), a wycieczka najczęściej życzy sobie kupić te lody czy inne obwarzanki teraz zaraz natychmiast. W muzeach teoretycznie łazienki powinny być, ale czy we wszystkich są to nie wiem: średniowiecznych kamienic przecież z wodociągami nie budowano, a żeby je potem podciągnąć to trzeba poużerać się z konserwatorem zabytków. (Np. muzea w Sukiennicach chyba działają tak, że Podziemny Rynek, który i tak musieli przekopać, łazienkę ma, a oddział Muzeum Narodowego mieszczący się na piętrze Sukiennic nie; na Wawel wodociągi na pewno są dociągnięte, bo za minionego ustroju mieszkali tam niektórzy zasłużeni obywatele, normalnie z małżonkami i dziećmi, a nie szli przecież prać w Wiśle, i tak, część tych łazienek jest udostępniona zwiedzającym; w Muzeum Farmacji łazienki nie ma, w dawnym domu Matejki chyba też nie. Oczywiście poza Starym Miastem jest znacznie lepiej w tym względzie.) Te kamienice, do których ktoś doprowadził wodociągi, na pniu są wykupywane przez sklepy/knajpy/hotele/lokale usługowe. No i tu dochodzimy do ostatniej opcji: można umyć ręce w lokalu, ale najczęściej trzeba coś zamówić (nawet w Macu przy Bramie Floriańskiej), a niestety lokal wyposażony w łazienkę dla klientów i lokal oferujący najtańsze zapiekanki to najczęściej dwa różne lokale, i tutaj zazwyczaj wycieczkę boli.
Nie no, przyjazd DO Krakowa autem to nie jest taki głupi pomysł, jeśli np. wieziesz ze sobą dużo bagażu albo psa, które wybitnie nie lubi pociągów, a w samochodzie śpi, albo jakiś inny powód. Jeżdżenie autem PO Krakowie, to już zupełnie inna bajka.
@Znerwus: Cóż, w Indiach dokarmiają… https://ciekawostkihistoryczne.pl/2021/10/19/swiete-szczury-w-karni-maty/
@Crannberry: Można na internecie, np. tu: https://kabak.com.pl/pl/skarpetki-smok-wawelski , (inflacja pani, cena podskoczyła) a jak ktoś uważa, że "tak to się nie liczy" to można też na stoiskach z turystycznym barachłem, na które to stoiska na pewno się natkniesz, próbując trafić do jakiegokolwiek miejsca opisanego w przewodnikach. (Dokładnie ten wzór z internetu mignął mi chyba gdzieś na Grodzkiej.)
Ta historia jest tak charakterystyczna, że nawet ja ją pamiętam, chociaż przewinęła się tu na długo zanim założyłam tu konto.
@timka: Przecież to właśnie napisałam! W ocenie problematyczności hałasu nie jest istotne, czy ów hałas generuje człowiek czy zwierzę. Istotne jest ile suma summarum hałas trwa (ergo jak długo i jak często jest generowany). "Nikt samego niemowlaka na kilka godzin też nie zostawia w domu (...) nikt nie robi remontu przez rok albo dłużej" Nieprawda. WIĘKSZOŚĆ ludzi tak nie postępuje. Podobnie jak WIĘKSZOŚĆ psów pozostawionych w domu nie szczeka bez przerwy przez kilka godzin.
@Andu: "40 sąsiadów z bloku i 200 sąsiadów z okolicznych bloków" Proponuję w takim razie zatrudnić psa w lokalnym kościele na stanowisku chórzysty wyjącego na tle dzwonów kościelnych na chwałę Bogu w niebiesiech. Kariera syreny w karetce bądź wozie pożarniczym niestety odpada, bo w obecności znanych mu ludzi pies nie hałasuje. No że się tak wyrażę bez jaj. Od biedy jeszcze uwierzę, że psa słychać w całym bloku - ale w sąsiednich?
"To nie jest hałas dnia codziennego, jak płacz dziecka czy wiercenie w ścianie" No... owszem, jest. Zaręczam Ci, że gdyby sąsiedzi zostawiali na parę godzin płaczące głośno niemowlę w łóżeczku bądź codziennie przez kilka godzin hałasowali wiertarką, to byłoby to równie denerwujące (o ile nie bardziej, bo od operatora wiertarki można oczekiwać, że weźmie pod uwagę wpływ swojego zachowania na życie sąsiadów, czego od zwierzęcia bądź małego dziecka wymagać trudno). Oczywiście większość ludzi wierci w ścianach jedynie w razie potrzeby i ucisza swe potomstwo - podobnie jak większość psów nie szczeka bez przerwy po kilka godzin z rzędu.
@leksd: Co to znaczy "pod czyimś zdjęciem"? Przecież w ofercie wynajmu na pewno były zdjęcia Grażyny - w sensie zdjęcia jej mieszkania na wynajem, do niej należącego, przez nią urządzonego i przez nią sfotografowanego. Czy może mówiąc "czyjeś zdjęcie" masz na myśli czyiś portret? Twierdzisz, że można wyśmiewać zdjęcie czyjegoś mieszkania, ale nie czyjejś twarzy? A zdjęcie czyjegoś samochodu? A zdjęcie czyjegoś psa? A zdjęcie czyjegoś obiadu? A scenkę rodzajową - wakacje na plaży, odbieranie nagrody w konkursie modelarskim albo wizytę w centrum handlowym? Można czy nie? Gdzie przebiega granica? Dlaczego akurat w tym miejscu?
Zaraz, zaraz, to jak to w końcu jest z tą reakcją "ha ha"? Można ją bez pudła dawać zawsze czy jednak w pewnych okolicznościach sprawia ona przykrość? Bo jeśli zawsze, to co jest piekielnego w tym, że Grażyna Ci takie dała? (Jeśli za piekielny uważasz tylko komentarz, czemu piszesz też o reakcjach, które dała Ci Grażyna?) A jeśli przyznajesz, że reakcją tą można sprawić komuś przykrość, to może właśnie sprawiłaś ją Grażynie?
"Bo musiał pasować do akt osobowych trzymanych w skoroszytach" Przynioslabym na uczelnię taki nowoczesny wynalazek: https://sklep-lapis.pl/ofertowki/2578-ofertowka-a4-przezroczysta-zawieszkowa-u-of-37-5907214312101.html i wciskałabym kit, że to mój własny patent. Przynajmniej byłoby zabawnie.
"Jednak jestem ciekawa co sądzicie o tego typu sytuacjach (podam dwie)" W sensie o sytuacji gdy rodzina jest na wczasach, a matkę irytuje coś związanego z jej dzieckiem/dziećmi? Bo to jedyny wspólny mianownik tych historyjek. Drugą już tu skomentowano, to ja dla odmiany zajmę się pierwszą: typowe "społeczne wahadło" bujające się między dwiema wartościami, z których żadna nie jest jednoznacznie pozytywna ani jednoznacznie negatywna. Już tłumaczę o co chodzi z tym wahadłem: 1) Ktoś zwraca uwagę społeczeństwa na jakąś kwestię (np. "Nie ma dzieci – są ludzie" "Dzieci nie są głupsze od dorosłych, tylko mają mniej doświadczenia" "Wszystko, co osiągnięte tresurą, naciskiem, przemocą, jest nietrwałe, niepewne, zawodne"*). 2) Społeczeństwo bierze sobie do serca wspomnianą kwestię (np. zakazuje przemocy wobec dzieci, promuje podchodzenie do nich w sposób indywidualny i dawanie im sporej wolności). 3) Ktoś zwraca uwagę społeczeństwa, że to poszło za daleko i mamy odwrotny problem niż wcześniej (np. pomyślcie o tych wszystkich narzekaniach i historyjkach o bezstresowym wychowaniu na zasadzie "Brajanku, nie kop pana, bo się spocisz"). 4) Społeczeństwo bierze sobie serca nowy problem i stara mu się przeciwdziałać (np. "Jak ty się zachowujesz? Podczas zwiedzania zamku gadasz! Ludziom przeszkadzasz!"). 5) Ktoś zwraca uwagę na pierwotną kwestię (patrz 1)) i apiat' zaczynamy zabawę. I tak to opinia publiczna i zachowania ogółu społeczeństwa bujają się niby wahadło, tutaj akurat między "dziecko potrzebuje bezwarunkowej miłości i akceptacji" a "dziecko potrzebuje twardego wychowania, żeby wiedziało jak się zachować i poradziło sobie w dorosłym życiu". Tak się złożyło, że widziałaś punkt 4). *Wszystkie trzy cytaty w tym nawiasie są autorstwa Janusza Korczaka.
@Xynthia: MaDka z definicji zakłada, że dziecku należy się wszystko. Gównowychowawca* z definicji zakłada, że dziecku nie należy się nic. Mylą się oczywiście wszyscy. Dziecku należy się tyle samo, co dorosłemu. Tyle samo, ale nie zawsze to samo. *definicja słowotwórcza: wychowawca cudzych gówniaków, który sam je określa tym słowem.
@lisica81: Może i chciał? Biorąc pod uwagę stan tej kobiety opisany w historii - może litość nim kierowała?
@dayana: @Shi: A to że tak jest cool to swoją drogą. @minutka: Też korzystałam jak jeździłam krakowskimi tramwajami. Raz to nawet się wciskałam głębiej w tę półkę, żeby obok mógł przysiąść hiphopowiec, bo był taki tłok, że fizycznie nie miał gdzie stać.
W krakowskich tramwajach, przynajmniej w tych nowszych, są swego rodzaju półki na bagaże (między siedzeniami i za ostatnimi fotelami). Najczęściej siedzą tam dzieci w wieku od podstawówkowego wzwyż - bo wiecie, normalne siedzenie ma tę wadę, że jak wsiądzie powiedzmy babcia o lasce, to wypadałoby zeń ustąpić, ale jak się siedzi na półce na bagaże, to już ustępować nie trzeba, bo przecież babcia na półkę pchać się nie będzie, więc można jechać w spokoju.
@Bedrana: Jakiś czas temu musiałam donieść jakiś świstek na krakowską polibudę, do dziekanatu, powiedzmy, Wydziału Matematycznego (nie pamiętam już konkretnej nazwy, ale coś w tym stylu). Przybyłam zatem na kampus i po chwili poszukiwania znalazłam właściwy budynek. Wchodzę i zagaduję do portierki: - Dzień dobry, czy to w tym budynku mieści się Dziekanat Wydziału Matematycznego? - Tak, w pokoju numer cztery. - A mogłaby mnie pani pokierować, którędy tam dojść? - TO NA PARTERZE, WIĘC MUSI PANI WEJŚĆ PO SCHODACH NA PIERWSZE PIĘTRO (...) (Podkreślenie wielkimi literami moje.)
@JeZySiek: W jaki niby sposób opisana w historii kelnerka wabiła klienta? Przecież to klient tu podjął działanie (złapał kelnerkę za pośladki), a ona tylko na to zareagowała (a w zasadzie to nie zareagowała, ale niech już będzie, że brak reakcji to też jakaś reakcja). Inna sprawa, że jak już klient wszedł do knajpy, zamówił, zaczekał, zjadł, wypił i ma właśnie uregulować rachunek - to na wabienie go jest już chyba deczko za późno, nie?
@JeZySiek: "chcieliście kółeczka wzajemnego lizania pośladów" Chcieli. Boli Cię to? Lepiej by było, jakby założyli kółeczko lizania pośladów JeZyŚka, co? Tylko mogliby zahaczyć o koniec kija w twojej dupie. Jak ktoś chce się napawać nieposiadaniem dzieci, niech dołączy do kółeczka wzajemnego wychwalania bezdzietności. Jeśli ktoś chce dosrywać innym, niech dołączy do kółeczka wzajemnego dosrywania. Albo założy takowe, jeśli jeszcze takiego nie ma. A nie wπerdala się w cudze, powstałe w innym celu.
@jonaszewski: "Nie bez kozery stare powiedzenie mówi, że talent to 10%, a reszta ciężka praca". No... z tego powiedzenia wynika, że nie da się osiągnąć 100% w danej dziedzinie bez talentu do niej. "Najbardziej utalentowany człowiek niczego się nie nauczy - ani grać na skrzypcach, ani całkować, ani grać w piłkę - jeśli nie włoży w to wysiłku. Owszem, łatwiej będzie mu zacząć. I tyle." Bohaterowie historii właśnie zaczynają dopiero. hbhjgjg idzie łatwiej i widzi to, bo obok ma dziewczynę, której idzie trudniej. Dziewczynie idzie trudniej i widzi to, bo obok ma hbhjgjg, któremu idzie łatwiej. Ciekawe, które z nich czuje się bardziej zmotywowane do dalszej nauki, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wzmocnienie pozytywne zwykle daje lepsze efekty niż wzmocnienie negatywne. "Przecież, było nie było, dla każdego dziecka jego ojczysty język jest początkowo obcy, a jednak wszyscy jakoś w nim mówią :)" Żarcik żarcikiem, ale małe dziecko uczy się języka inaczej niż dorosły. W sensie człowiek rodzi się z ośrodkami mowy w mózgu, które dosłownie czekają, żeby poznać jakiś język - efekt 60 tysięcy lat ewolucji (co najmniej). Z czasem mózg dorasta wraz z resztą organizmu i już nie jest tak podatny na naukę języka. I żeby nie było, ja nie mówię, że ktokolwiek jest za stary na naukę jakiegokolwiek języka, ale na pewno nie będzie mu równie łatwo jak dziecku.
@didja: Tyle że sąsiedzi nie hałasują złośliwie, nie stawiają sobie za cel uniemożliwienie Madisson89 snu. Sąsiedzi normalnie żyją we własnym mieszkaniu - czasem się pokłócą, czasem ktoś rozmawia przez telefon stojąc na balkonie. No teoretycznie można to zgłosić na policję, w końcu na policję można zgłosić wszystko - że w kamienicy sąsiedzi się kłócą, że w bloku sąsiad na balkonie ma kwiatki i nie widać co tam robi, że w akademiku sąsiedzi-studenci imprezują, że na wsi u sąsiada muczy krowa. Pytanie tylko co policja z tym dalej zrobi. Śmiem twierdzić, że niewiele.