Profil użytkownika

SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 13 lipca 2025 - 14:10 |
- Historii na głównej: 5 z 5
- Punktów za historie: 589
- Komentarzy: 541
- Punktów za komentarze: 2222
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 13 lipca 2025 - 14:10 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Pewex | Faktopedia | Stylowi | Moto Memy |
Demotywatory | Mistrzowie |
Może masz alergię na alergeny niestandardowe/rzadko testowane: grzyby pleśniowe (Alternaria, Cladosporium), roztocza kurzu domowego (czasem nie wychodzą przy skórnych), pyłki mniej popularnych traw, drzew, chwastów, alergeny molekularne (np. profiliny, polkalcyny), alergie krzyżowe z pożywieniem (np. cytrusy, jabłka). Albo możesz mieć niealergiczny nieżyt nosa z eozynofilią (NARES), idiopatyczny nieżyt nosa, alergię lokalną (w sensie IgE wytwarzane tylko lokalnie w błonie śluzowej nosa, stąd testy z krwi/skóry ujemne) albo zespół zatoki wrażliwej. Przydałoby Ci się zrobić testy molekularne IgE (ALEX, ImmunoCAP ISAC), żeby wykryć reakcje na konkretne białka alergenowe, których nie obejmują testy klasyczne; cytologię wymazu z nosa (badanie eozynofili) żeby znaleźć zapalenie alergiczne nawet bez dodatnich testów z krwi/skóry; test prowokacyjny donosowy (zaaplikować alergeny do nosa i ocenić reakcję, żeby zdiagnozować lokalną alergię); oznaczenie frakcji tlenku azotu w wydychanym powietrzu (FeNO), żeby ewentualnie wykryć utajone stany zapalne górnych dróg oddechowych oraz badania pod kątem NARES. Może zaparz sobie dziewannę/podbiał/minszek lekarski – łyżka kwiatków na szklankę gorącej wody i niech się parzy przez 20 minut, potem to wypij i tak z raz dziennie. Albo jak siedzisz sobie i odpoczywasz w domu, to weź talerz do zupy, nalej do niego świeżo zagotowanej wody, zakrop tam z osiem, dziewięć kropel olejku herbacianego i niech to sobie stoi obok Ciebie, pooddychaj tym jak to sobie paruje przynajmniej przez pierwsze trzy minuty. Pozbądź się z mieszkania dywanów i zasłon, tylko kurz zbierają, zdrowiej Ci będzie zamontować w oknach rolety i chodzić w kapciach po panelach. Kołdry i poduszki kupuj wypełnione włóknem syntetycznym (wypierzesz w 60 stopniach i zabijesz roztocza), a do tego bawełniane poszewki. Pij herbatki z rumiankiem i pokrzywą zamiast zwykłej. Po każdym powrocie domu przebierz się. Po prostu. Inne ubrania „na wyjścia” i „po domu” mogą pomóc. Wysypiaj się. Jeśli w nocy przesypiasz mniej niż 7 godzin, wygospodaruj sobie choć pół godziny na drzemkę w ciągu dnia. Idzie sezon na porzeczki i wiśnie – pij kompoty z nich. Jak nie ma sezonu, pij kefir. Unikaj kontaktu z osobami z infekcjami, nawet takimi typu „lekkie przeziębienie”. Przejdź się codziennie na chociaż półgodzinny spacer, zwłaszcza jak pada. Sprawdzaj jakie jest w danym dniu zanieczyszczenie powietrza i przy dużym nie wietrz, a może nawet chodź w masce antysmogowej (jeśli Cię stać, to nie jest tania „zabawka”). Może zacznij chodować w domu aloes, figowiec Benjamina, dracenę, skrzydłokwiat, zamiokulkas, sansewerię gwinejską, paprocie i/lub chryzantemy – pochłaniają zanieczyszczenia z powietrza. Jeśli masz jakieś stare drewniane meble albo drewniane parkiety – sprawdź czy nie zalęgły się tam korniki. Jeśli się zalęgły – niestety trzeba to-to wyrzucić, najlepiej spalić. Pozdrawia alergik, który zna Twój ból. Podstawą do diagnozowania ludzi przez internet jest dla mnie obywatelstwo polskie (każdy Polak zna się na medycynie i na piłce nożnej, a ja się nie znam na piłce nożnej i dzięki temu znam się na medycynie dwa razy bardziej). Wszystkie powyższe rady są niewiążące i należy je stosować tylko w takim zakresie, w jakim mają sens i pozytywne skutki u danej osoby.
@Face15372: "Aha, w cytacie stało >>normalna jedenastolatka<<, czyli każda, która zrobiła inaczej jest nienormalna" No... tak. Normą w naszej kulturze są jedenastolatki mieszkające z rodzicami i nienawiązujące kontaktów z niespokrewnionymi mężczyznami starszymi od nich o ponad dekadę. Jak dana dziewczynka postępuje inaczej, to w normie się nie mieści, czyli jest nienormalna. Na tym mniej więcej polegają normy.
Kurcze, ja też lubię w książce dokleić ilustrację, podkreślić trafny cytat, zaznaczyć ustęp do którego jest przypis na końcu, dopisać łacińską nazwę gatunkową, podkreślić różnymi kolorami terminy różnych kategorii, dedykacje czy autografy autorów/tłumaczy/ilustratorów też zbieram - ale robię to TYLKO I WYŁĄCZNIE w swoich książkach, od których innym wara. Do głowy by mi nie przyszło robić coś takiego z książką z biblioteki, ta ma wrócić do biblioteki w dokładnie takim stanie, w jakim została wydana.
@Absurdarium: Jakbym mogła, to bym dała sto plusów! Swoją drogą, strasznie mnie bawi narzekanie, jak to jakaś grupa ludzi ma dobrze, w sytuacji gdy dołączenie do tej szczęśliwej grupy naprawdę nie wymaga nie wiadomo czego i praktycznie każdy może stać się częścią owej, skoro uważa, że to tak fajnie. Przykłady można mnożyć: - Kurde, ci palacze to mają fajnie, też bym chciała mieć przerwę w pracy… - No to kup sobie paczkę fajek i voila! - Eee, nie, bo *tu lista wad bycia palaczem* - A sąsiad to ma fajnie, siedzi w domu nierób-alkoholik i mu państwo płaci, też bym tak chciał… - No to rzuć robotę i zacznij pić, też będziesz tak fajnie siedział. - Eee, nie, bo *tu lista wad sytuacji sąsiada* - Kurde, singielki to mają dobrze, ja to muszę się chłopu tłumaczyć jak chcę noc w klubie przebalować… - No to go rzuć i też będziesz tak mogła. - Eee, nie, bo *tu lista zalet bycia w związku z nim* - Kurde, ja to chciałbym być takim metalem, to są tacy zarąbiści ludzie! - No to zacznij słuchać tej muzyki i pomału się wkręcisz w to otoczenie. - Eee, a to ja nie chcę, bo *tu lista wszystkiego, co komuś nie pasuje w byciu metalem* - Kurde, ten dom to same kłopoty, wolałabym go nie mieć. - No to go oddaj komuś za darmo, to jak sama widzisz duży ciężar, ale za darmo może ktoś weźmie. - Yyy, nie, bo *tu lista zalet posiadania domu* - Kurde, ci piesi to święte krowy normalnie, a biedny kierowca uważać musi! - No to wysiądź z auta i idź na piechotę. - Eee, nie, bo *tu lista zalet jazdy autem* No nie wiem, może to ja jakaś dziwna jestem, ale jak znajduję grupę ludzi, która 1) ma moim zdaniem fajnie i 2) jest szeroko otwarta dla nowych członków, to do niej dołączam i też mam fajnie. W sumie to na pewno jakaś dziwna jestem, bo wolę mieć fajnie niż mieć powód do narzekania, że mam niefajnie – a to jak widać rzadkość w naszym narodzie.
@bloodcarver: Białym mężczyzną bez alergii można się urodzić. Może to umożliwić różne rzeczy - wychodzenie 100% frekwencji, wykopanie rowu na czas czy wyopalanie się we wzorek. Nagrodzenie kogoś za frekwencję ma taki sam sens, jak nagrodzenie kogoś za wykopanie rowu na czas czy opalenie się w ładny wzorek. Biały mężczyzna bez alergii nie rodzi się ze stuprocentową frekwencją, wykopanym rowem i opalenizną. Żeby je uzyskać, musi włożyć pewien wysiłek. Za ten wysiłek nagradza się go nagrodą. Czarnoskóra kobieta z alergią albo wcale ich nie uzyska, albo będzie musiała włożyć znacznie więcej wysiłku. Więc albo odpuszczamy sobie zdobycie danej nagrody, albo staramy się o nią, ale ze świadomością, że dla nas to będzie znacznie trudniejsze niż dla innych. Dlatego też możemy mieć nagrodę za 100% - nagroda jest z definicji czymś ekstra, co nie wszyscy dostaną. Nie możemy za to WYMAGAĆ od wszystkich 100% frekwencji - bo wymagania powinny być na takim poziomie, który KAŻDY JEST W STANIE osiągnąć przy mniejszym lub większym wysiłku.
@bloodcarver: Ej no, chwila, o ile faktycznie nie powinno się dzieci karać za nieobecności usprawiedliwione przez lekarza (jak to opisano w historii), to nagroda za 100% frekwencję jest przyznawana, no, tego, za 100% frekwencję. Nagroda z definicji jest czymś ekstra i nie każdy ją dostanie. Tobie stan zdrowia nie pozwalał "wychodzić" 100% frekwencji, a komuś innemu nie pozwalał np. wygrać szkolnych zawodów sportowych. No to niestety, trzeba wybrać - albo zdrowie, albo nagroda. Tak, też uważam, że słusznym wyborem w tej sytuacji jest zdrowie - ale niestety, to oznacza rezygnację ze starań o nagrodę. Że inni mieli lepsze warunki do starań o nagrodę, bo nie stali przed takim wyborem? Witamy w życiu, do którego podobno szkoła przygotowywać powinna. No niestety, nie żyjemy w hollywoodzkim filmie, gdzie jak bohater coś poświęci, to na końcu i tak to odzyska. W prawdziwym życiu trzeba się nauczyć mierzyć SWOJE siły na zamiary i odpuszczać, kiedy coś nie jest warte poświęceń, jakie w to trzeba włożyć. A nazywanie konkursu na największą liczbę WYPOŻYCZONYCH książek konkursem na największą liczbę PRZECZYTANYCH książek faktycznie debilne, bo wprowadza w błąd.
1) Zadbaj na przyszłość o ortografię, bo strasznie nieczytelna ta historia. 2) No chyba jednak twoja choroba - paranoja na punkcie współpracownicy. Analizujesz jak długo partner ją do pracy odwozi (najwidoczniej wiesz, gdzie mieszka) i co tenże partner powiedział przy kawie. Człowieku! Na robocie się skup, a nie wymyślasz sobie problemy.
"Chciałam u pana kupić XYZ, no ale skoro nie chce pan klientów, to do widzenia" i odchodzisz, nie oglądając się za siebie. Nie wróżę Januszowi zbicia wielkich pieniędzy na tym stoisku, bo żeby takowe prowadzić, to trzeba być rzutkim, towaru samemu pilnować i jeszcze do otoczenia odnosić się sympatycznie, a nie oczekiwać, że wszyscy wokół sie do udzielnego księcia dostosują.
@Balbina: Ponieważ dawno we Francji nie byłam, to nadal - widzę tu dwie opcje: 1) obecnie Francja to dziki, barbarzyński kraj, w którym młoda kobieta na 110% zostanie napadnięta górą 5 minut po wyjściu na ulicę. Ta opcja implikuje, że autor jest nieodpowiedzialny - jak mógł zabrać Anię w tę dzicz, skoro wiedział, że będzie ją musiał puścić samopas? Przecież równie dobrze jacyś bandyci mogli Anię napaść, kiedy był w pracy! Ba, kiedy Ania poprosiła, żeby autor lekko zmienił plany i po nią przyjechał, to nie zawyła mu w głowie syrena alarmowa "pewnie prosi mnie o to, bo wpadła w kłopoty i potrzebuje pomocy", nie, autor stwierdził, że spokojnie poradzi sobie sama... 2) obecnie Francja to nadal w miarę bezpieczny kraj UE, którym, jak w Polsce, może i zdarzają się zbrodnie, o których donoszą nagłówki gazet (pacjent zabił lekarza, zaginęła nastolatka), ale na tyle sporadycznie, że przeciętna młoda kobieta nie boi się wyjść na ulicę. Ta opcja implikuje, że autor jest nadopiekuńczy - olaboga, dorosła kobieta przejechała pociągiem trasę mniej więcej taką samą jak z Katowic do Wrocławia, straszne, przecież to było niebezpieczne, bo... eee... autor tak mówi, ale nie no, naprawdę cud że to przeżyła! @Ohboy: Ja rozumiem, że kogoś może irytować influencerka zachowująca się jak chodzący stereotyp influencerki. Nie rozumiem za to po co ją zabierać że sobą w podróż, no chyba że trzeba mieć jakiś powód, żeby się pożalić/pochwalić "ojej, ja taką irytującą babę zniosłem (na własne życzenie), ależ ze mnie męczennik".
@Shido: Tak, to jest patologia - w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie, to nie jest "patologia" w potocznym tego słowa znaczeniu (popatrz, dokładnie to napisałam wyżej!), bo potocznie o "patologii" mówi się, gdy rodzice nie dbają o podstawowe potrzeby dzieci, np. głodzą je, zaś rodzice autora dbali o niego pod względem finansowym (co również napisałam wyżej).
Kurcze, jak ogólnie nie lubię takich panienek influencerek, tak tutaj muszę stanąć w jej obronie. Bo co ona takiego piekielnego zrobiła? - spóźniła się dwa razy o około ½ godziny - na samym początku waszej podróży, gdy jeszcze nie wiedziała, jak w praktyce owa podróż będzie wyglądać; obsztorcowana poprawiła się skutecznie; piekielność drobna, bo mająca niewielki wpływ na cokolwiek - przecież wiadomo, że planując tego typu podróż trzeba sobie zostawić sensowny zapas czasu, a nie zakładać, że wszystko się zgra co do sekundy; - wściekła się, że nie zatrzymujecie się w Paryżu, tylko opodal - tu piekielność widzę raczej z twojej strony - dlaczego przekazałeś Ani tę informację praktycznie w ostatnim momencie, skoro z pewnością miałeś ją już wcześniej i dość łatwo było przewidzieć, że Ania będzie chciała ją poznać? - została zaczepiona przez jakichś typów - tu piekielność widzę po stronie typów, Ania nikogo nie zaczepiała; - chciała, żebyś po nią przyjechał, mimo że umówiliście się inaczej - i wystarczyło jej przypomnieć ustalenia i był koniec tematu, poradziła sobie sama zgodnie z wcześniejszym planem; no sorry, ale samo zapytanie czy możemy zmienić plany to jeszcze nie piekielność; - chciała, żebyś w wolnym czasie poszedł z nią zwiedzać i zrobił jej zdjęcia - uważam, że skoro zgodziłeś się, żeby z tobą pojechała, to miała prawo sądzić, że przynajmniej część wolnego czasu spędzisz z nią; jeśli miałeś tam tak wykańczającą robotę, że po powrocie do hotelu padałeś na pysk, to może trzeba było uprzedzić Anię jeszcze przed wyjazdem, że tak będzie? - pojechała z Marsyli do Cannes - wiedząc doskonale, że ma spokojnie czas na powrót, bo ta trasa zajmuje pociągiem max. 2,5 godziny, a wyjeżdżać z Marsyli mieliście dopiero następnego ranka; nie wspominasz, żeby zażądała, że po nią przyjedziesz, więc podejrzewam, że niczego takiego nie zażądała, tylko zapytana gdzie jest powiedziała ci gdzie jest; z historii wynika, że to Ty wyszedłeś z inicjatywą, że po nią do tego Cannes pojedziesz - jeśli było inaczej, powyższa historia jest nieprecyzyjna. Ogólnie historia brzmi, jakby strasznie cię irytowało, że Ania z tobą jedzie (czy aby nie dlatego, że dziewczyna śmie wrzucać fotki na jakieś tam media społecznościowe i ogólnie stara się zaistnieć w sieci?), w związku z czym szukasz, do czego by się tu doczepić. Ania chce spędzać z tobą czas, np. wyjść razem pozwiedzać i zrobić zdjęcia? Źle, niech się sama sobą zajmie, w końcu ma 21 lat. Ania zajmuje się sama sobą, np. zorganizowała sobie wypad do tego nieszczęsnego Cannes? Olaboga, jeszcze gorzej.
W sumie, skoro już poruszyłeś ten wątek... Z powyższej historii dość jasno wynika, że rodzice dbali o ciebie, przynajmniej pod względem finansowym - nie tylko zapewniali ci jedzenie na stole i dach nad głową, ale też finansowali różnorakie rozrywki. Zresztą już w poprzednich historyjkach były tego oznaki - ot, chociażby stać cię było za czasów dziecięcych na petardy z odpustu, zaś za nastoletnich na papierosy, i nigdzie nie piszesz nic w stylu "uciułaliśmy z kolegami na trzy petardy na krzyż, więc musieliśmy dobrze przemyśleć, gdzie i kiedy je odpalimy, bo wiedzieliśmy, że więcej mieć nie będziemy" - wręcz przeciwnie, opisujesz zabawy polegające na wystrzelaniu dużej ich liczby dość beztrosko. Wnioskuję stąd, iż, wbrew temu, co piszą co poniektórzy, nie pochodzisz z patologii, przynajmniej w potocznym tego słowa znaczeniu (typu "wydłubałem koledze oko jak starzy spali schlani w rowie"). Więc... jak w zasadzie twoi rodzice reagowali na te zachowania, które opisujesz w tej serii? Domyślam się, że nie o wszystkim wiedzieli, na przykład powyższej historyjki o chłostaniu kolegów witką pewnie im nie opowiedziałeś, ale we wcześniejszych historyjkach z serii opisujesz chociażby szkolne wybryki (o których przecież nauczyciele raczej opowiadali rodzicom podczas wywiadówek) czy robienie na złość starszym paniom z okolicy (twierdzisz, że robiłeś to dość regularnie - i co, żadna z nich nie poskarżyła się twoim rodzicom? przecież raczej nie jeździłeś codziennie tramwajem na drugi koniec miasta, żeby tam dokuczać babinkom, tylko podejrzewam, że musiały one mieszkać max. na sąsiednim osiedlu, ergo któraś prędzej czy później powinna skojarzyć cię z twoimi rodzicami). Więc tak z ciekawości - co z tym wszystkim robili twoi rodzice? Karali cię jakoś (jak?) czy "ależ co pani mówi, nasz syneczek w życiu by czegoś takiego nie zrobił!"? No bo opisywanych przez ciebie zachowań chyba raczej nie pochwalali?
No jak by Ci to powiedzieć... witaj wśród rasy ludzkiej, gdzie każdy osobnik jest przekonany, że to właśnie jemu wylosował się najbardziej gówniany los, bo cośtam. Jeden narzeka na kredyt, drugi że dwa lata na wakacjach nie był, a tymczasem dzieci w Afryce głodują. C'est la vie.
@Shi: Jeśli istotnie dziewczyna nie chce nosić co popadnie, to nadarza się świetna okazja, żeby ją trochę nauczyć samodzielności, konsekwencji własnych wyborów i dobierania stroju do okazji - ot, zapytać ją "chcesz się wystroić w białą bluzeczkę z księżniczką i pobawić się lalkami na ławce czy założyć granatową bluzkę z autkiem i pójść się powspinać?" i niech wybiera. Potem wystarczy jej tylko na placu zabaw przypomnieć, co sama wybrała: "kochanie, umówiłyśmy się, że nie brudzimy białej bluzeczki, sama chciałaś w niej przyjść" albo "wiem, że podoba ci się blueczka Zosi, ale poparz - w tej możesz pozjeżdżać, może to Ci poprawi humor?" Prawdopodobnie dziecko powybiera na zmianę raz jedno, raz drugie - i dzięki temu nauczy się zdrowego podejścia do ubioru: że po pierwsze ważne jest gdzie w danym stroju idziemy i co zamierzamy robić, a po drugie że ubrania nie są przyspawane do ciała raz na całe życie, można się raz ubrać w jednym stylu, a raz w innym i to też jest ok. Będzie miała okazję zastanowić się, co lubi robić najbardziej i poćwiczyć planowanie - może i na poziomie, który dorosłemu wydaje się śmieszny, ale dla dziecka to serio przydatny trening przed dorosłością. A na urodziny czy inne mikołajki można takiej dziewczynce w ramach prezentu podarować ciemne ubranie z jakimś motywem, który lubi - koszulkę można zamówić z nadrukiem (choć oczywiście za więcej pieniędzy niż kosztuje ciuch z pepco), albo, jeśli się chce coś trwalszego, co się nie spierze po kilku praniach, można kupić ciemne ubrania gładkie/z niewielką ilością motywów "chłopięcych"* + naszywki z pasmanterii z królewną/jednorożcem/kwiatkami/motylkami/co tam dziecko lubi i poprzyszywać tak, żeby ewentualnie zasłonić te "chłopięce" motywy.** Jak się to poprzyszywa na kolanach dżinsów na przykład, to jeszcze w bonusie będą odporniejsze na rozdarcia. No niestety, tak to już z ubraniami bywa, że często są albo praktyczne, albo strojne. I nie ma co płakać, że faceci mają lepiej, bo wbrew temu, co nam próbują wmówić twórcy filmów o Jamesie Bondzie, ani męski strój biznesowy ani męski strój wieczorowy*** też się nie nadaje do zabaw z gatunku "hulali po polu i pili kakao". *Piszę w cudzysłowie, bo jako miłośniczka nauk humanistycznych muszę zaznaczyć, że ani wizerunek traktora, ani dinozaura nie jest motywem chłopięcym. Motywem chłopięcym jest wizerunek chłopca. **Nie śmiejcie się, znam już nastoletnią pannę, która nadal wielbi jeden ciuch dzieciństwa, na którym matka jej kotki z cekinów wyszyła, i wyrzucić tegoż nie pozwala. ***To nie są takie same stroje, wbrew temu co się niektórym wydaje. Facet, który wszędzie chodzi w garniturze z matury, jest męskim odpowiednikiem kobiety, która zawsze popyla w małej czarnej.
Podziękuj za pamięć i życzenia, a jak Ci bombonierka nie pasuje, to ją wyrzuć po wyjściu sąsiadki i tyle. Po co wściubiać nos w jej życie? Chce naściągać robactwa do swojego domu - jej sprawa, niech sobie trzyma miesiącami tony cukru, przecież ona będzie w tym żyć, a nie Ty.
Kupuj jej chłopięce, tylko niech najpierw przymierzy, metki poodcinaj i się nie przejmuj. Ogólnie ludzie, nie przejmujcie się aż tak metkami, metka to nie Święte Pismo. To, że na metce napisali, że ubranie dla chłopca, nie oznacza, że nie możesz w to córki ubrać. To, że w chińskiej rozmiarówce pasuje na Was ciuch, co na metce ma napisane XXL, nie znaczy, że macie się głodzić, metka to nie dietetyk. To, że na metce napisali, że słynny projektant zaprojektował, a topowa marka dany fatałaszek wypuściła, nie znaczy, że musi Wam się podobać. Metki są dla ludzi, a nie ludzie dla metek. Metka ma Wam pomagać - jeśli jej treść nie przystaje do rzeczywistości, to znaczy, że metka jest ujowa, a nie że Wy macie się przejmować. A to, co w sklepach jest sprzedawane jako ubranka dziewczęce, to są najczęściej ubranka dziewczęce na specjalne okazje. (No, albo normalne ubranka, ale różowe.) Autorko, czy Ty serio myślisz, że ludzie kiedykolwiek stroili kilkuletnie córki na co dzień? Nie, przez lwią część historii dzieci latały w tym, co akurat było pod ręką, a ładnie to się je ubierało na niedzielę do kościoła albo jak miały z rodzicami do portretu rodzinnego zapozować. Dopiero teraz się zrobiła moda na strojenie dzieci na co dzień, jakby to jakieś lalki były.
Cóż, podobno "jak Bóg dał dzieci, da i na dzieci" - no to Ewusi i wcześniej jej matce Bóg dał "na dzieci" życzliwych, hojnych i pomocnych sąsiadów, którzy po chrześcijańsku głodnych nakarmią i spragnionych napoją.
@Xynthia: Kurcze, wiem, że jak porównywać, to toutes proportions gardées, ale przypomniałaś mi dość zabawną rozmowę: delikwent całe życie zdrowy, o sokolim wzroku i przystrzyżony "na rekruta" pouczał mnie (niepytany) kolejno: jak "działa" moja własna alergia, jak powinnam nosić okulary i jak powinnam pielęgnować włosy do pasa. Na uwagę, że chyba jednak ja wiem lepiej, dowiedziałam się, że jednak on wie lepiej, albowiem jest starszy ode mnie i płci męskiej.
@Cut_a_phone: Na pewno zgodniejsze z duchem Piekielnych niż wspominki z dziecięcych i młodzieńczych zabaw. I owszem, prawdopodobnie ciekawsze, bo prędzej uwierzę, że statystyczny czytelnik Piekielnych nie wie jak wyglądają zawody taneczno-gimnastyczne od kulis, niż że ów czytelnik nie wie jak wygląda latanie po osiedlu z kolegami.
Wiem, że nie ma słów, które mogłyby ukoić ten ból. Ale pomyśl – jakie Kruszyna miała niesamowite szczęście, że trafiła na Ciebie. Dałaś jej czułość, troskę i wszystko, czego tylko potrzebowała. Miała dom, z którego nikt by jej nigdy nie wyrzucił. Robiłaś wszystko, co tylko mogłaś, żeby była szczęśliwa i nie cierpiała. Dzięki Tobie miała szczęśliwsze życie niż niejeden człowiek. Teraz już nie cierpi. I odeszła na tamten świat przy kimś, kogo kochała. To jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie w ogóle można podjąć w życiu. Bo trzeba niemałej siły psychicznej, żeby zacisnąć zęby, schować w kieszeń własny żal, smutek i ból serca, stawiając na pierwszym miejscu ulżenie drugiej istocie w cierpieniu. Ty ją w sobie masz – tę siłę, która z czasem pozwoli Ci się pozbierać i pomalutku żyć dalej. A po Kruszynie zostaną Ci wspomnienia – a to przecież szczęśliwe wspomnienia.
@LaKukaracha: Na kogo wyrósł autor? O ironio: https://piekielni.pl/89876 Swoją drogą, zastanawia mnie, gdzie autor się wychował, bo z tej serii wynika, że w mieście na tyle dużym, że były tam osiedla i tramwaje, a z kolei wcześniej jedną ze swoich historii (https://piekielni.pl/90209) rozpoczął słowami "historia z rodzinnej WSI". No, czyli albo przeprowadził się w dzieciństwie, albo do miasta z owej wsi przeprowadziło się przed jego narodzinami co najmniej jedno z jego rodziców (i człowiek ten zadbał, by syn poznał wieś na tyle, by ją uznać za rodzinną, a jednocześnie nie zajmował się specjalnie tym, gdzie i w jakim towarzystwie ów syn się obraca na codzień i co wyrabia), albo tamta historia to miała być taka skłaniająca do refleksji przypowiastka, jak ta: https://piekielni.pl/88560 albo ta: https://piekielni.pl/86789 , tylko że lepiej zakamuflowana, jak ta: https://piekielni.pl/87999
@louie: No cóż, jesteśmy na stronce do narzekania w internetach, większość (jeżeli nie 100%) tutejszych historii jest nieweryfikowalna. Jak widzę, że ktoś próbuje wcisnąć jakieś ewidentnie bajki o żelaznym wilku, to najczęściej mu wytykam nieścisłości, ale dopóki historia jest jako-tako wiarygodna, to komentuję z założeniem, że jest prawdziwa. Istnienie upośledzonej osoby uważającej że sprawianie innym bólu, metodą której do niej nie można zastosować w odwecie, jest śmieszne? Niestety, ale jestem w stanie uwierzyć.
Swoją drogą, to już szósta historia na ten sam temat od tego samego autora. I w żadnej z nich ów autor nie wspomina, że był osiedlowym dziwadłem odstającym od innych chamstwem, ba, w każdej wspomina o kolegach, którzy zachowywali się tak jak on albo podobnie. Wniosek? „Ta dzisiejsza młodzież” to chyba jednak wcale nie jest aż taka niewychowana, jak by różne stare dziadki borowe chciały narzekać, przynajmniej w porównaniu z pokoleniem autora. No bo zobaczcie – wtedy: wulgarne opisy osób starszych od siebie, w tym nauczycieli, beztrosko i w ich obecności; bójki; załatwianie potrzeb fizjologicznych po krzakach; oszustwa; palenie papierosów mimo wyraźnych zakazów; hałasowanie żelastwem i materiałami wybuchowymi na osiedlu, zakłócając spokój chociażby śpiącym w okolicy niemowętom, ludziom chorym czy pracującym na nocną zmianę; brudzenie elewacji budynków; marnotractwo żywności; zasmradzanie pojazdów komunikacji miejskiej; bezmyślne rozrzucanie materiałów wybuchowych – a wszystko to po pierwsze celowo, a po drugie bez potrzeby! A dziś? Jak słyszę narzekanie na młodzież to najczęściej albo spod znaku „ciągle te szmartfony i kąkutery” albo w stylu „same sieroty, dwie lewe ręce, gwoździa nie potrafią wbić” – w obu przypadkach coś, co bardziej szkodzi samej młodzieży niż jej otoczeniu. To ja już chyba z dwojga złego wolę taką młodzież, która może i mówi „elo” zamiast „dzień dobry”, żuje gumę na lecjach i gra w fortnajta zamiast pokój posprzątać, ale kudy tam jej do chuliganerii i wandalstwa z czasów autora. Czyli ogólnie – jednak świat idzie ku lepszemu :)
...ile lat miała ta znajoma?! Ja pytam absolutnie poważnie, przecież ten opis brzmi, jakby ona się zatrzymała w rozwoju w wieku niższym niż przedszkolny (bo przecież w wieku przedszkolnym człowiek się uczy, że nie należy sprawiać innym bólu - "nie bij kolegi", "nie męcz zwierząt"), w tej fazie rozwoju charakterystycznej dla naprawdę małych dzieci - "łał, jak popchnę kwadratowy klocek w kwadratowy otwór, to przejdzie na wylot!", "łał, jak potrząsnę grzechotką, to słychać dźwięk!", "łał, jak tutaj walnę, to ten człowiek zareaguje!"...
@Znerwus: Ale wiesz, że nie ma zakazu poruszania się po drogach brudnymi pojazdami? Ot, po prostu nie wypada. Niemniej bywa, że ktoś ma zasadny powód, na przykład potrzebuje zlać się z otoczeniem, w którym wypucowany pojazd się wyróżnia. Albo ma zamiar zatrzymać się w dzielnicy, gdzie rower z karbonową ramą pokrytą drogim lakierem zajumią mu w pół sekundy, chyba że jej nie zauważą pod błotem. Albo pojazd jedzie na plan zdjęciowy, gdzie ma zagrać w filmie rolę uyebanego pojazdu. Jasne, że to są sytuacje rzadkie w porównaniu ze zwykłym niechciejstwem. Ale jednak - zdarzają się. Nigdy nie wiesz, czy nie trafiłeś właśnie na jedną z nich. Jeśli klient płaci za naprawę, a nie czyszczenie, to należy naprawić, a nie czyścić. Za tankowanie też raczej klient mechanikowi nie płaci i zgodzisz się chyba, że absurdem byłoby zatankować pojazd z własnej kieszeni bez wiedzy i zgody właściciela, a potem się dziwić, że wspomniany właściciel nie chce oddać kasy za paliwo - a to przecież analogiczna sytuacja. I żeby nie było - osobiście uważam, że nie wypada być fleją i dbam o czystość pomieszczeń oraz pojazdów do mnie należących bądź tymczasowo pod moją opiekę powierzonych, jak również zachęcam do tego innych - ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że każdy ma święte prawo mieć głęboko w dupie moją czy Twoją opinię na ten temat, niezależnie czy ma po temu ważny powód czy nie.