Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SmoczycaWawelska

Zamieszcza historie od: 8 stycznia 2023 - 12:48
Ostatnio: 2 grudnia 2024 - 18:27
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 467
  • Komentarzy: 352
  • Punktów za komentarze: 1403
 
[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 5) | raportuj
5 czerwca 2024 o 16:08

Podrzuć Piotrusiowi kanał PATOMATMA na YouTube, może jak usłyszy parę dosadnych słów to coś u niego zatrybi. Zwłaszcza film "Patoprawda o matematyce", bo coś mi się zdaje, że Piotruś wcale się nie pali do zdawania... czegokolwiek w sumie. Niby wiem, że to dla Ciebie antyreklama, ale z historii wnioskuję, że na dalszej "współpracy" z Piotrusiem niespecjalnie Ci zależy - i jakoś tak nie dziwi mnie to.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
5 czerwca 2024 o 16:05

@Cut_a_phone: Co nie? Ale powiem Ci coś lepszego - pomyśl sobie, jak określić chłopa, który z taką okropną babą, że no nic tylko się napić, potomka swego zostawił?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
4 czerwca 2024 o 12:41

@jonaszewski: Jeśli nie istnieje talent do nauki języków, to ja się będę upierać, że nie istnieje też żaden inny talent. Nie całkujesz w pamięci? Nie umiesz grać na skrzypcach? Nie trafisz piłką do kosza 10 razy na 10 rzutów? No to widać brak Ci zdyscyplinowania i samoorganizacji. Czy może uważasz, że każdą z tych rzeczy mógłbyś (ewentualnie zdrowy, sprawny, młody człowiek może każdą z nich) wyćwiczyć przy zachowaniu zdyscyplinowania i samoorganizacji? I pewnie jeszcze każdemu - przy przestrzeganiu takiego samym planu ćwiczeń - zabierze to tyle samo czasu? Bo jeśli tak uważasz, to sorry, ale z rzeczywistością ten scenariusz nie ma wiele wspólnego. A, tylko nie próbuj nawet mówić o indywidualnych predyspozycjach, bo to tylko inna nazwa na to samo zjawisko.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
4 czerwca 2024 o 8:51

hbhjgjg, napisałeś dużo mądrego o nauce języka i za to masz u mnie +. Ale co z tą sytuacją zrobić? To zależy od celu tejże nauki. Jeśli uczycie się tego języka bo MUSICIE, bo np. jest to język kraju, do którego zamierzacie emigrować - to chyba dobrze byłoby, żeby to wytłumaczenie z Piekielnych trafiło do Twojej partnerki, nie uważasz? Poza tym może ona faktycznie czasu nie ma? Podlicz sobie, ile Ci dziennie zajmuje duolingo, gierka i programy. Da się tyle wykroić spomiędzy jej codziennych obowiązków? Bo jeśli nie - to może dałoby się, gdybyś część tychże wziął na siebie? No ale wtedy z kolei Ty się będziesz uczył wolniej niż dotychczas. To już powinniście wspólnie (Ty i Twoja partnerka) rozważyć czy lepiej żebyś Ty porozumiewał się dobrze, a dziewczyna dukała, czy żebyście oboje byli na jakim-takim poziomie. Natomiast jeśli uczycie się języka bo CHCECIE, bo tak i wsio - to przykro mi to mówić, ale na tym etapie jesteś w tej chęci osamotniony. Jeśli chcesz się nadal uczyć języka dla zabawy, to się ucz. Jeśli Twojej partnerki nauka języka nie bawi, to cóż, nie musi. Nie jesteście identyczni i nie wszystko musicie robić razem. W takim scenaruiszu dałabym temu spokój, tak jak dziewczyna proponuje. W sensie jej dałabym spokój i nie cisnęła jej z nauką. Ty absolutnie rezygnować nie musisz, a wręcz ośmielę się powiedzieć, że nie powinieneś.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
30 maja 2024 o 8:40

@tycjana12: Zaraz, zaraz, przecież o sytuacji społeczno-ekonomicznej Zosi nie wiemy nic. Może właśnie był to wręcz idealny moment na ciążę z każdej perspektywy i tylko biologia zgłaszała veto? Ja się jak najbardziej zgadzam, że macierzyństwo nie jest JEDYNYM słusznym celem życiowym, ale nie zgodzę się, że macierzyństwo nie jest słusznym celem życiowym. Są ludzie, którzy mają silny instynkt macierzyński - to naturalne. Są też ludzie, którzy nie mają go wcale - i to też jest naturalne. Tak, Z NATURY nie jesteśmy wszyscy identyczni i chwała jej za to, dzięki temu jesteśmy w stanie efektywnie współpracować i tworzyć społeczeństwo. I nie, ŻADNA z tych dwóch grup ludzi nie jest gorsza od tej drugiej. Poronienie to nic przyjemnego, ale to jeszcze nie powód, by danego osobnika spisywać na straty w kontekście rozmnażania, zwłaszcza gdy dany osobnik należy do gatunku Homo sapiens, dla którego problemy z tymże rozmnażaniem są wręcz charakterystyczne. I tak, wiem że siedem poronień to nie jedno, to siedem razy więcej tak dokładnie. I owszem, to może być powód do niepokoju, i warto byłoby udać się do lekarza (u którego być może Zosia była, nic o tym nie wiemy przecież). A ów lekarz nadal może orzec, że to po prostu przypadek i nic poważnego się nie dzieje. To, że statystycznie to jest mało prawdopodobne, to jeszcze nie znaczy, że w tym jednostkowym przypadku Zosi tak nie było. Poza tym, jeśli już upieramy się, że poronienia nie były losowe, tylko faktycznie był jakiś problem, to skąd pewność, że leżał on po stronie Zosi, a nie jej partnera (o ile we wszystkie te poronione ciąże zaszła z jednym)? Cieszę się, że wiesz, czym jest gonadotropina. Ale zdajesz sobie sprawę, że to nie są prywatne wiadomości, tylko komentarze widoczne dla wszystkich, również dla tych, którzy takiej wiedzy nie mają?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
30 maja 2024 o 8:38

@AnitaBlake: Dzięki za odpowiedź, sporo mi rozjaśniła i w sumie teraz zgadzam się z Tobą w większości punktów, poza jednym. Nie sądzę, żeby ktoś z domowników faktycznie stał nad śpiącym zwierzęciem i wrzeszczał, ale pamiętaj, że kot ma bardzo czuły słuch (to jego najważniejszy, główny zmysł, jak wzrok u człowieka) i zarazem potrzebę snu przez 16 godzin na dobę. I zwłaszcza jak się mieszka w dużym, piętrowym domu, to chyba można zostawić śpiącego kota w jednym pokoju i prowadzić pogawędki w sąsiednim pomieszczeniu? Wiem, że może brzmieć jak dziwactwo, ale wysiłek to niewielki, a dla Twojej matki to, jak piszesz, ważne.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
29 maja 2024 o 12:22

@Eander: Nie złoszczę się na Ciebie. Starałam się wypowiedzieć łagodnie i kulturalnie, ale jeśli mi nie wyszło to przepraszam. Dziękuję za rozmowę i dobre rady (tobie również, @Harbiel). Jak pisałam, do mojego ślubu jeszcze daleko. Tak daleko, dodam, że nie wiadomo wcale, czy on dojdzie do skutku, więc tu naprawdę jeszcze wszystko się może zmienić w dowolną stronę. Napisałam zresztą, że "jest niezbyt prawdopodobne, abym finalnie ślub kościelny wzięła" - nie wykluczyłam tej możliwości dlatego, że... jest niezbyt prawdopodobne znalezienie się w takiej sytuacji życiowej, w jakiej ja się obecnie znajduję (wolę bez szczegółów). Życie już mi spłatało takie niespodzianki, że nie śmiem kategorycznie twierdzić, że NIGDY czegoś nie zrobię albo NA PEWNO zrobię coś innego.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
29 maja 2024 o 12:09

@AnitaBlake: Żebym dobrze zrozumiała - ta "moja młodsza" to Twoja córka czy siostra? Kota znaleziono, kiedy dziewczynka "roku nie miała jeszcze", potem "Minęło 4/5 lat" i dziewczynka "miała 3 lata"? To chyba czas się gdzieś po drodze zapętlił, bo matematycznie mi wychodzi, że powinna mieć między cztery a sześć. A między trzy- a sześciolatkiem jest jednak spora różnica. Ciekawostka: kot jest, podobno, umysłowo na poziomie dwulatka. Ciężko mi wyobraźć sobie, jak wyglądała scena z zostawieniem dziecka i pójściem za kotem. Gdzie ten kot lazł i co próbował zrobić? Daleko za nim poszła? I po co właściwie? A dzieciak co w tym czasie robił? No i jak się ta historyjka skończyła? "Zapewne gdyby był pożar to pierwsze by kota ratowała" - tak ci powiedziała? Czy mieliście już taką sytuację, w której matka, przekonana, że się pali, rzuciła się na ratunek kotu? Czy może tylko tak sobie wymyślasz taki scenariusz, żeby pokazać jaka to ona jest zafiksowana na punkcie kota? "Kot śpi, ktoś się odezwie, ło matko kotek się przestraszy" - reszcie domowników się jakaś krzywda dzieje od niedarcia się nad śpiącym zwierzakiem? Czy może kot po nocach hałasuje i Cię budzi, więc masz poczucie niesprawiedliwości? A może matka ogólnie lubi ciszę i spokój, a śpiący kot to dla niej po prostu dobry pretekst do wymagania tejże? "Musi gdzieś pojechać to światło muszę mu zapalić, film puścić, koniecznie pogadać itd" - Tobie matka nie mówi, że wychodzi z domu? Czy może rzuca to zbiorczo do wszystkich obecnych domowników, z kotem włącznie? Bo światło i telewizor chyba umiesz włączyć sobie sama, w przeciwieństwie do kota? (Nawiasem mówiąc, sam pomysł zostawienia włączonego światła/telewizora/radia nie jest zły, zawsze jakaś szansa, że odstraszy to potencjalnych złodziei.) A żeby nie było, że tylko zadaję pytania a nie odpowiadam: jakby doszło do spięcia między moimi podopiecznymi, to bym się w pierwszej kolejności zajęła najbardziej poszkodowanym. W 99% przypadków byłoby to zapewne podrapane dziecko, któremu trzeba zadrapanie przemyć i opatrzeć, a kot niech się do woli focha gdzieś w kącie, przejdzie mu. No chyba że akurat zaszłaby sytuacja z tego 1% przypadków i np. kot podrapałby dziecko, które właśnie złamało mu ogon czy wbiło ołówek w oko - wtedy w pierwszej kolejności ratowałabym kota.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
29 maja 2024 o 12:05

@Peppone: Coś w tym może być. W końcu kot uroczo wygląda, samodzielnie dba o swoją higienę, nie wymaga uwagi przez większość doby, a jeśli nawet go nie wychowasz, to i tak mała szansa, że ktoś cię na Piekielnych opisze. A dzieciak... no, wiadomo.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
29 maja 2024 o 12:03

@livanir: No bo tak to właśnie działa. Podejrzewam, że syn Ani istotnie upośledzony nie jest i doskonale wie, że kota boli. Podejrzewam również, że Ania upośledzona nie jest i doskonale wie, że syna boli. Syn, jak to dziecko, naśladuje matkę. A matka go uczy, że jak ktoś się zachowuje niegrzecznie, to zasługuje na karę. No to dzieciak się stosuje do tej nauki i np. jak kot niegrzecznie nie chce się z nim bawić, to go karze ciągnięciem za ogon.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
29 maja 2024 o 12:00

@tycjana12: Natura z jakiegoś powodu tak zdecydowała, że organizm żywy stara się przetrwać i rozmnożyć. Jeśli mu się uda, to znaczy, że jego geny jednak powinny być przekazane dalej. Jeśli nie, to nie zostaną przekazane. Nie ma co demonizować poronień. Ot, zdarzają się, najczęściej u stworzeń tych gatunków, dla których rozmnażanie wiąże się z dużym obciążeniem organizmu (dużym kosztem można by rzec). (Ciekawostka: biolodzy są zgodni, że niestosowanie antykoncepcji zminiejsza OGÓLNE szanse na przeżycie kobiety, bo ewentualny poród jest statystycznie istotnym ryzykiem.) Są i inne podejścia do sprawy przekazania dalej swych genów, na przykład taki jesiotr zachodni znosi kilkaset tysięcy do dwóch i pół miliona jajeczek (tzw. kawioru) i płynie sobie w swoją stronę nie martwiąc się czy na przykład jakiś lądowy ssak ich nie zeżre (a co ciekawe jest co najmniej jeden, który to robi). A człowiek? ⅓ zarodków w ogóle się nie zagnieżdża w endometrium (czyli zgodnie z definicją biologiczną w ⅓ przypadków zapłodnienia nie dochodzi do ciąży), a z tych, którym się to uda, ¼ nie produkuje gonadotropiny kosmówkowej* i zostaje wydalona podczas zupełnie normalnej miesiączki. (Która notabene u większości ssaków nie występuje, zrzucanie niewykorzystanego endometrium zamiast recyklingowania go to takie gatunkowe dziwactwo Homo sapiens.) Czyli w sumie w mniej więcej połowie przypadków kobieta nawet nie wie, że w jej ciele doszło do zapłodnienia, co dopiero mówić o dalszych losach ciąży. A co do historii: no chciała Zosia mieć dziecko, to się starała o nie do skutku. Fajnie, że jej się w końcu udało, mam nadzieję, że dzieciak się zdrowo i szczęśliwie chowa(ł). Wiem, że dobre rady ciotki-klotki w nadmiarze bywają upierdliwe, ale wystarczy je mimo uszu puszczać. No niektórzy ludzie tak już mają, że w innym temacie niż ich ulubiony nie potrafią się wypowiedzieć czy też nie mają nic ciekawego do powiedzenia. *Gonadotropina kosmówkowa to hormon pełniący funkcję informacyjną. Produkuje go zagnieżdżony zarodek, by poinformować organizm matki-in-spe o swojej obecności, by tenże zareagował, mówiąc ogólnie, przestawieniem się ze stanu domyślnego w stan ciąży. To właśnie obecność gonadotropiny kosmówkowej badają powszechnie używane testy ciążowe.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
27 maja 2024 o 7:38

@SmoczycaWawelska: Domyślam się, że może Ci się to nie podobać, ale nie bardzo widzę, co mógłbyś z tym zrobić – sukcesu w zmienianiu tej organizacji od środka Ci nie wróżę, zaś wystąpić z Kościoła nie możesz, nie narażając się przy tym na wieczne potępienie („Nie mogliby więc zostać zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać”. (por. KKK 846-847)). I wiesz co? Myślę, że to jest dobry moment na zakończenie tej dyskusji, bo inaczej się zapędzę i zacznę wyrażać dosadniej, a naprawdę, Twój Bóg mi świadkiem, nie jest moim celem sprawienie Ci przykrości. Dziękuję za rozmowę. PS: Jeśli Cię to jakoś uspokoi – jest niezbyt prawdopodobne, abym finalnie ślub kościelny wzięła.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
27 maja 2024 o 7:27

@Menma: Zamieściłam ten oczywisty, jak go nazwałaś, komentarz, ponieważ nieco wyżej sześć osób napisało, że historii nie rozumie. Ciężko Ci ocenić piekielność historii? A przy jakiej kombinacji wymienionych przez Ciebie czynników zwalenie na kogoś swojej półrocznej roboty z adnotacją „na już, no za tydzień max”, a następnie ucięcie premii i zrobienie awantury z powodu czegoś, co nawet trudno nazwać błędem (bo przecież numeracja i tabelka mogły się posypać i przy zmianie formatu pliku) jest mało piekielne?

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
27 maja 2024 o 7:05

@Eander: Proszę bardzo: oficjalnie Ci mówię, że wierzę tylko na papierze. (Partnerowi powiedziałam to jakiś czas temu i naprawdę nie widzę powodu, by mu to powtarzać akurat teraz.) Rozumiem, że dla Ciebie jest absolutnie nie do przyjęcia, aby niewierzący człowiek brał ślub kościelny. Obiecuję, że jeśli kiedykolwiek będziemy rozważać poślubienie siebie nawzajem (co jest skrajnie mało prawdopodobne), wezmę ów fakt pod uwagę. Jednak dopóki nie jesteś przyszłym panem młodym, a jedynie nieznajomym z internetu, to nie obraź się, ale Twój głos nie jest w tej sprawie decydujący. Ja wiem, pomyślisz sobie „no ale przecież to czy ślub jest cywilny czy kościelny jest BARDZO WAŻNE”. Owszem, jest, ale… dla Ciebie. Dla znajomego – konesera win będzie BARDZO WAŻNE czy na weselu podamy wino gruzińskie czy francuskie, zaś dla zaczytanej w horoskopach ciotki będzie BARDZO WAŻNE w jakiej fazie Księżyca ten ślub weźmiemy. I oni najzupełniej poważnie przedstawią argumenty za tym jak powinno być, dlaczego tak i dlaczego to jest BARDZO WAŻNE. I w czym ich argumenty będą gorsze od Twoich? W tym, że nie będą Twoje? O ile dobrze pamiętam Twoje komentarze pod różnymi historiami na tej stronie, jesteś wierzący, zatem wyobrażam sobie, że może Ci być przykro, gdy stykasz się z taką postawą, ale ma ona bardzo proste uzasadnienie – chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm jest nierozerwalnie związany z naszą kulturą (czym notabene Kościół Katolicki lubi się chwalić). Kościół Katolicki odgrywa ważną rolę w naszej historii. Zarówno święta księga tej religii, jak i nazwijmy to pewien system mniej oficjalnych wierzeń (nie chcę pisać „mitologia”, bo naprawdę nie zależy mi na wyzłośliwianiu się) jest przebogatą inspiracją dla sztuki wszelkiego rodzaju. I tej religii naprawdę nikt nie trzyma w tajemnicy, ba, wręcz przeciwnie – ciężko byłoby wychować się w Polsce i nie poznać jej zasad czy obrzędów. Ta religia jest nauczana w szkołach czasem już od przedszkola do czasem nawet i studiów (duszpasterstwo akademickie). Zresztą musi być nauczana, chociażby jako element historii czy literatury. Ta religia jest motywem przewodnim dziesiątek, jeśli nie setek rozgłośni radiowych, stacji telewizyjnych, tytułów prasowych, wydarzeń masowych. Kościół Katolicki tworzy mnóstwo podorganizacji związanych z różnymi dziedzinami życia (pozwolisz, że z braku miejsca wymienię tylko Caritas). To wszystko ma swoje zalety (śmiem mniemać iż doskonale Ci znane), ale również pewną znaczącą wadę: jest szeroko dostępna, również dla osób, dla których z założenia nie powinna być. I niestety nie pozostaje Kościołowi nic innego, jak wziąć to na klatę. Bo gdyby katolicyzm był równie niszowy jak, nie wiem, neopogaństwo czy satanizm, to jestem dziwnie przekonana, że baaardzo niewielu niewierzących albo wręcz nikt nie byłby chętny do odprawiania jego rytuałów ślubnych. Ale nie jest. Katolicyzm jest jak ten słynny słoń w salonie – no jakbyś się nie nagimnastykował, zawsze będzie doskonale widać, że on tam jest pod firanką. Zresztą KAŻDY system postaw i zwyczajów, który jest tak powszechnie znany, przyciągnie ludzi, którzy będą się pod niego podpinać bez zgłębiania jego filozofii. Gdyby Kościół Latającego Potwora Spaghetti miał taką pozycję w Polsce, jaką obecnie ma Kościół Katolicki, to gwarantuję Ci, że znaleźliby się obywatele, którzy w zasadzie to nie wierzą, ale przebiorą się za pirata przed zjedzeniem makaronu, bo to w sumie fajny zwyczaj. To że ktoś jest niewierzący, nie znaczy, że możesz go odciąć od znacznej części polskiej kultury, bo ta kultura jest w takim samym stopniu jego jak i Twoja. I Kościół przecież o tym wszystkim wie, i od kandydatów na małżonków nie wymaga wiary (inna sprawa że tę ciężko byłoby zweryfikować), tylko odbębnienia chrztu, bierzmowania, nauk przedmałżeńskich oraz katechezy w szkole i kasy na zapowiedzi i co-łaska. Kto spełni te warunki, może sobie wziąć ślub kościelny, niezależnie od Twojej opinii na ten temat. Domyślam się, że może Ci się to nie podobać, ale nie bardz

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
26 maja 2024 o 19:26

@Xynthia: Ja się zgłaszam, od kilku dni mam podobnie + parę razy wersja na komputer odpalała się domyślnie na telefonie, a raz na odwrót (mobilna na koputerze); jak na razie naprawiałam to doraźnie starożytną metodą wyłączania i włączania ponownie strony.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
26 maja 2024 o 18:47

@Eander: O radę nie prosiłam, ale i tak dziękuję, choć raczej z niej nie skorzystam. Jeśli naprawdę Cię interesują plany ślubne randomowej smoczycy z internetów, to proszę bardzo, w sumie co mi szkodzi się nimi podzielić: specjalnie wierząca nie jestem, to i kościelny do szczęścia mi niepotrzebny, za to potrzebne mi doń szczęście mojej drugiej połowy. Jeśli ukochany będzie potrzebował do szczęścia kościelego, to mogę wziąć; jeśli nie będzie potrzebował, to nie weźmiemy, bo po co, „szkoda czasu i atłasu” jak to mówią. To właśnie mu powiedziałam i niech decyduje (u nas do ślubu jeszcze daleko). Ja wiem, że „ślub to najpiękniejszy dzień w życiu” i tak dalej, no ale bez przesady, nie będę każdej pierdoły tygodniami roztrząsać. Jak przyszły pan młody będzie chciał muszkę zamiast krawata założyć to też o to kopii kruszyć nie będę – dla mnie to decyzja o podobnym poziomie istotności.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
26 maja 2024 o 9:25

Przychodzę tu z kolejnym komentarzem, tylko po to by wszyscy, którzy to przeczytają, wiedzieli, iż Pan Daro7777 jest człowiekiem tak uprzejmym, iż podzielił się ze mną informacją, o którą go poprosiłam, za co raz jeszcze serdecznie mu dziękuję.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 maja 2024 o 9:26

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
26 maja 2024 o 9:17

Jako że parę osób narzeka na niezrozumienie historii, to może podzielę się tym, co mi się udało z niej zrozumieć: - Helga wyśmiewa fakt, iż współpracownicy kiepsko sobie radzą z obsługą komputera ("Jeszcze wczoraj Helga śmiała się ze mnie, że nie używam Canvy, bo to takie proste i intuicyjne środowisko dla projektantów"); - Helga ma bojowe zadanie, które zajmuje pół roku i dwa tysiące stron; - godzina zero zbliża się wielkimi krokami, Helga oddaje efekt pracy AndrewDesigner, który ma całość przesłać gdzieś dalej; - AndrewDesigner z czystej ciekawości spogląda na dostarczony mu projekt, który okazuje się być zupełnie nieczytelny i na dodatek do połowy wypełniony prywatnymi zdjęciami Helgi na plaży czy tam innym grzybobraniu; w zasadzie ciężko byłoby tak skopać pracę ze zwykłej niewiedzy, więc AndrewDesigner węszy sabotaż ("Mimo że widziałem już wiele w poligrafii, nie mogłem pojąć, co musiało się wydarzyć po drodze. Technicznie rzecz biorąc, trzeba było się nieźle napracować, żeby to tak spaprać.")... - ...tym bardziej, że, jak szybko wychodzi na jaw, Helga nie ma żadnych kopii zapasowych z żadnego etapu tworzenia projektu, gdyż te, jak twierdzi, spowalniały pracę jej komputera; - AndrewDesigner siada do roboty i w niecałe dwie doby robi to, na co Helga miała pół roku (czyli za przeproszeniem zapiernicz musiał być ostry) kosztem swojego czasu, zdrowia i prywatnych planów; - zrobiony od zera przez AndrewDesigner i podpisany przez Helgę projekt trafia do klienta; - klient zauważa w jednym miejscu drobny błąd wynikający ewidentnie z zagapienia (numeracja stron najeżdżająca na tabelkę); - Helga opiernicza AndrewDesigner jak burą sukę i obcina mu premię.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
26 maja 2024 o 9:13

@Tajemnica_17: Ci piekielni zapewne liczyli na to, że państwo młodzi też Martynkę zrozumieją, i ustąpią, no bo przecież inaczej dziecku będzie przykro. A tu zonk, okazało się, że własny ślub jest dla nich ważniejszy niż uczucia Martynki.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
26 maja 2024 o 9:10

Panie Daro7777, chciałabym jak najuprzejmiej zapytać: czy można prosić o namiary na opisaną strzelnicę?

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
23 maja 2024 o 11:36

Przy punkcie czwartym się uśmiałam. Niby takie sprytne, przebiegłe, chytre pytania, no normalnie tylko im ogony podoczepiać i będą mogły lisy udawać... a potem wyobraziłam sobie jak sama bym na nie odpowiedziała: ● wakacje spędzam zazwyczaj dość nudno i szczerze ciężko byłoby mi o nich ciekawie opowiadać przez kilka minut, więc pewnie bym coś pozmyślała, no bo tu przecież i tak chodzi o sprawdzenie znajomości języka obcego, nie? ● na serdecznym palcu lewej ręki noszę pierścionek z profilowego, prezent od cioci - niby mogłabym to powiedzieć, ale co jak ktoś nie zapyta, tylko z góry sobie zrobi założenie? ● co tam jeszcze? a, zainteresowania. powiedzmy, że do połowy pokrywa się z przypadkiem wakacji, bo jednak nie każdy chce się zainteresowaniami chwalić: ci, którzy malują/śpiewają/szyją/ect. i mają świadomość, że wychodzi im to koszmarnie, ale nadal to robią, bo sprawia im to przyjemność; ci, którzy mają jakiś mało ambitny sposób na spędzanie wolnego czasu typu oglądanie seriali czy ścieranie kurzy (niektórych to relaksuje); ci, którzy czują, że ich sposób spędzania wolnego czasu może być kontrowersyjny, bo na przykład większość przeznaczają na modlitwy w meczecie albo w kółko chodzą do klubu swigersów (kiedyś tu była historia o człowieku, który hobbystycznie kolekcjonował artefakty historyczne związane z III Rzeszą - też tego typu przypadki).

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
23 maja 2024 o 11:08

Na Twoim miejscu wiałabym z tej roboty, aż by się kurzyło. Nawet gdyby jedyną alternatywą było zaiwanianie na trzy zmiany w fabryce mączki rybnej przy obsłudze wajchy dwubieżnej w Burundi - bo nawet ta robota ma ten znaczący plus, że można w niej cieszyć się błogim brakiem obecności Helgi.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
23 maja 2024 o 11:06

Pierwsze primo: cudzych rzeczy się nie rusza i kropka, prawo własności jest święte. Drugie primo: NA ŚMIETNIK? Przepraszam za CapsLocka, ale już przy komiksach mnie to zabolało, bo jak ja chciałam sobie pocztyać "Tytusa, Romka i A'Tomka" to mogłam sobie pójść do biblioteki szkolnej, tam były trzy numery na krzyż na dziale prasa. Oczywiście wyłącznie na miejscu, no bo przecież gazet biblioteka nie wypożycza. I oczywiście innych tytułów nie było, zaś zakupu następnych zeszytów "Tytusa, Romka i A'Tomka" nie przewiduje się. A tymczasem gdzieś na śmietniku gniły sobie porządne egzemplarze. Płyt i reszty to już nawet nie mam siły komentować. Dysponowanie cudzymi rzeczami to jedno, ale jak można wyrzucić zdatną do użytku rzecz na śmietnik?! Nie wiem, mnie Mamusia i Tatuś uczyli, że takim rzeczom się szuka nowego właściciela, żeby jeszcze kogoś ucieszyły, żeby jak najdłużej służyły. "Coś, co dla jednego człowieka jest śmieciem, może okazać się skarbem dla kogoś innego". Chyba najsensowniejszą współczesną modą jest dla mnie tzw. bookcrossing - w jakimś publicznym miejscu (park, sklep) umieszcza się półkę ze stosownym napisem i każdy człowiek może coś tam zostawić albo stamtąd zabrać - mówię "coś" bo choć pierwotnie miało to dotyczyć, jak sama nazwa wskazuje, książek, to coraz częściej wymienia się w takich miejscach WSZYSTKO. Książki, zabawki, kolorowanki, ubrania, gazety, klasery ze znaczkami, pocztówki, figurki, pluszaki, kubeczki, artykuły plastyczne, albumy, płyty, no co sobie kto zamarzy. Ile ja rzeczy oddałam i przygarnęłam w ten sposób to nawet nie zliczę, może wymienię tylko kolekcję kilkunastu płyt z muzyką klasyczną. W Krakowie na przykład jest taka szafa w Parku Ratuszowym - tam można zacząć jeśli ktoś z Krakowa to czyta i chciałby się w to wkręcić (co gorąco polecam).

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 12) | raportuj
23 maja 2024 o 11:04

Niezłe combo piekielności. W miarę czytania tej historii nabieram ochoty do wzięcia wyłącznie cywilnego, bez wesela, w dresach.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 3) | raportuj
20 maja 2024 o 15:11

@katem: Przywracasz mi wiarę w umiejętność czytania ze zrozumieniem w narodzie. @antyalkoholowi_komentujący Powtórzę w pigułce to, o czym perorowałam dziewięć dni temu: - urządzasz wesele bez alkoholu - okej - mówisz gościowi na weselu "jakbyś wiedział, że się nie schlejesz, to byś się w ogóle nie fatygował, co? ochlejmordo ty" - nie okej - wychodzisz z wesela chlać w barze, bo wesele bezalkoholowe - nie okej - wychodzisz z wesela chlać w barze, bo gospodarz/państwo młodzi wprost dali ci znać, że takiego zachowania się po tobie spodziewają - okej Oczywiście to moja opinia, z którą można się zgadzać albo nie. Gość weselny nie ma obowiązku odpierać zarzutów gospodarza i udowadniać mu, że nie jest alkoholikiem. Może posłużę się obrazowym porównaniem: czy jakby ktoś dał wam znać, że uważa was za kürwy, to rzucilibyście się udowadniać, że jesteście etycznie nienaganni, moralnie kryształowi i w ogóle sypiacie z rączkami na kołderce? Bo ja, mądra bogatym doświadczeniem życiowym, powiedziałabym takiemu komuś, żeby wyciągał portfel, bo od kilku minut poświęcałam mu czas, a że wykorzystał go na mielenie ozorem to już jego sprawa. I guzik by mnie obchodziło, że ten ktoś sobie coś o mnie pomyśli. Jego opinia, jego problem. No ale ja już za stara jestem na jakieś głupie podchody i udowadnianie komuś czegoś.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1014 15 następna »