Profil użytkownika
SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
- Historii na głównej: 4 z 4
- Punktów za historie: 467
- Komentarzy: 352
- Punktów za komentarze: 1403
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@dayana: To by znaczyło, że komputerów ci ludzie też nie rozumieją, bo przecież porównanie jest bardzo dobre. Komputer zacznie sprzątać bazę danych, gdy 1) napiszesz mu funkcję tłumaczącą na czym to polega i 2) wywołasz ją. Jeśli nie zrobisz którejkolwiek z tych dwóch rzeczy, komputer nie zacznie sprzątać bazy danych, niezależnie od tego czy opuścił fabrykę 8 lat, 8 dekad czy 8 minut temu. Dziecko zacznie sprzątać pokój, gdy 1) wytłumaczysz mu na czym to polega i 2) każesz mu to zrobić*. Jeśli nie zrobisz którejkolwiek z tych dwóch rzeczy... no, dalej, zgadnijcie, co się stanie. Uprzedzam, to prosta zagadka. Podpowiem, że zachodzi tu pewna analogia z akapitem wyżej. *Dla uproszczenia przyjmijmy zerową inwencję własną i stuprocentowe posłuszeństwo dzieci.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 18 maja 2024 o 19:02
@Ohboy: "Zresztą w paczce mógł być list, mogli też uprzedzić telefonicznie. Autorka by o tym nie wiedziała, bo była dzieckiem i to nie ona otwierała paczkę." Ty, faktycznie! Mogło tak być, że autorka usłyszała tylko, że doszła jakaś paczka, nie widziała, jak ją otwiera człowiek DO KTÓREGO BYŁA ZAADRESOWANA, nie wiedziała, czy był w środku jakiś list, a jeśli był, to co w nim zapisano, czy może ktoś uprzedzał telefonicznie*, a jeśli tak, to co powiedział - ale ze stuprocentową pewnością wiedziała jedno: pojawiła się w zasięgu wzroku ładna lalka, ergo to na pewno DLA NIEJ. W sumie - normalny sposób myślenia u dziecka, ale czy na pewno dorośli ludzie powinni mu się podporządkować? *Przypuszczam, że wątpię, bo to by znaczyło albo że takie super-hiper-duper wypasione lalki zakupiono gdzieś w kraju (i przesłano wewnątrzkrajowo), albo że nadawca uznał, iż bardziej mu się opłaca dzwonić za granicę niż dorzucić lekki świstek do paczki, która i tak trochę ważyć musiała. No ale nie wykluczam. @Minnie: Ano właśnie.
@rodzynek2: W sensie nie mówią tak jak w historii czy tak jak w moim komentarzu? @Daro7777: Oj, przecież to był żart, stąd ;) na końcu. Swoją drogą naprawdę nie wiem, po co taka stylizacja, w końcu, cytując pewnego mema "we internecie żôdyn niy wiy, iże jeżech psym" - spokojnie można (zwłaszcza dodając historię bez rejestracji) pisać o sobie udając, że jest się drugiej płci, jeśli ktoś tak woli/sądzi, że tak lepiej brzmi/ma taką potrzebę wewnętrzną czy coś - bo niby kto to sprawdzi i jak?
@ICwiklinska: To, że ktoś nie powinien mieć dziecka, nie znaczy jeszcze, że go nie ma. Jeśli zaś ktoś zrobił dziecko bo wszyscy mają/w tym wieku wypada/wpadka/ect., to chyba wolałby przynajmniej mieć z tym dzieckiem jak najmniej kłopotu, nie? No to powinno mu zależeć na tym, żeby dziecko się jak najszybciej usamodzielniało, a akurat utrzymywanie porządku we własnych zabawkach może być obowiązkiem dziecka bardzo szybko (ciężko mi wskazać obowiązek domowy związany z mniejszą ilością potencjalnych zagrożeń).
@Balbina: Obstawiam rodowitego Ślōnzŏka, co to do Krakowa przijechoł, by sie miyndzy inkszymi w snŏżnyj polszczyźnie podszkolić, ale iże z routerem sie musioł pierniczyć, to i czasu brakło. ;)
@Ohboy: Ależ ja znam tę praktykę. Tylko wtedy do paczki wkłada się prócz lalek kartkę (ważącą zawrotne 5 gram, no normalnie cena przesyłki wystrzela w kosmos) z napisanym na niej uprzednio listem: "Kochana Babuniu! Mam nadzieję, że ten list zastanie Cię w dobrym zdrowiu. (...) W paczce przesyłam prezent dla Bezkropki. Myślę, że te lalki sprawią jej dużo radości. Całuski, XYZ" Jak kogo stać na wysyłanie lalek za granicę, to chyba na kartkę, pióro i atrament też? (A może nawet na długopis?) Raz jeszcze podkreślam: jest różnica pomiędzy zabraniem dziecku zabawki, którą już ma, a zabronieniem mu zabawy jakąś nowo zobaczoną. Druga sytuacja zdarza się do dziś i zdarzać się będzie nadal w każdym sklepie z zabawkami.
O przedmiotach typu lalki decyduje ich właściciel. Nieistotne, czy ów właściciel ma lat dziewięć, dziewiętnaście czy dziewięćdziesiąt, nie obliguje go to do przyzwolenia innym na zabawę tymi przedmiotami. Ja rozumiem, że dziecku może być przykro, że nie może się bawić lalką, którą zobaczyło, ale niestety musi się tego nauczyć. Jakby w dzieciństwie lalka wpadła ci w oko w sklepie, to też byś teraz pisała, że piekielny sklepikarz nie chciał Ci jej dać do ręki, a przecież Ty chciałaś się tylko pobawić?
Mnie w takich historiach zawsze zastanawia jedna rzecz. Nie wiem, nie znam się, może jest tu jakiś rodzic, który robi(ł) tak jak rodzice Xynthii zrobili z Miszą i mi to wytłumaczy. Rozumiem, że można mieć gdzieś cudze uczucia typu tęsknota za misiem, ale... nie rozumiem jak można mieć gdzieś własny czas. W sensie, do jakiego wieku zamierzacie sprzątać cichcem pokój dziecka z dziecinnych gratów? Do osiemnastki? Dłużej (dopóki dziecko się nie wyprowadzi)? No bo chyba nie zakładacie, że pociecha, przyzwyczajona, że stare zabawki "same" znikają, nagle dozna olśnienia i zacznie je sama wyrzucać/oddawać/sprzedawać? Jeszcze rozumiem wyrzucić zmaltretowany gryzak niemowlęcia, ale dzieciak w wieku przedszkolnym, góra wczesnoszkolnym jest w stanie zrozumieć, że przestrzeń na zabawki jest ograniczona, to nie jest rocket science. Ja byłam w stanie to zrozumieć, a geniuszem nie jestem i nigdy nie byłam. Ot, wystarczyła spokojna rozmowa na zasadzie "wiemy, że chcesz mieć taką a taką serię książek, ale nie ma na nią miejsca w twoim pokoju; może gdybyś oddała część lalek, którymi już się nie bawisz jakieś młodszej dziewczynce, zrobiłoby się trochę miejsca? i sprawiłabyś komuś radość". Potem to już sama sprzątałam w swoich rzeczach. Nie było mowy w ogóle o tym żeby matka czy ojciec mieli moje szpargały porządkować, co oni, służba moja? Potem się ludzie dziwią, że ich dorosłe dzieci zbierają coś, co ich zdaniem jest niepotrzebne - a gdzie się tego nauczyły, hę? Kto je przyzwyczaił, że jak coś nie będzie potrzebne to magicznie wyparuje, co?
@digi51: "Jaka Ty jesteś... dziwna" Pozwolisz, że potraktuję to jako komplement. "Gnój" na imprezie to dla mnie właśnie rzyganie, awantury, bójki. A nie pójście sobie z imprezy precz i wysłanie gościom SMSa. Choć oczywiście duże znaczenie ma, jak konkretnie ten SMS brzmiał. To mogło być coś w stylu "olejcie abstynenta-nudziarza i wbijajcie na moją prawdziwą i lepszą bibę do baru XYZ" (co byłoby dziecinne, ale "gnojem" bym tego nie nazwała), ale mogło też być coś w stylu "przepraszam, że nagle zniknąłem z wesela, żyję i nic mi nie jest, jestem w barze XYZ jakby co". Jednak (o ile dzikidzik w SMSie nie kłamał) goście mogli się z SMSa dowiedzieć wyłącznie, że w okolicy jest bar, w którym dzikidzik aktualnie przebywa. Jeśli taka informacja wystarczyła im do olania wesela, to faktycznie piekielne, ale o tym, że goście zachowali się piekielnie pisałam już w komentarzu nieco niżej. "jak robisz sobie konkurencyjną imprezę w knajpie obok to dosłownie rozpierniczasz komuś całą imprezę, na którą ktoś się wykosztował. I Ty uważasz, że to może lekko niefajne, ale w zasadzie nie bardziej piekielne niż nie poinformowanie przed imprezą, że nie będzie alko" A tego nigdzie nie twierdziłam. Nie stawiaj chochołów.
@digi51: Minutę guglania później: "Umowa dożywocia reguluje wyłącznie okres życia dożywotnika i nie ma wpływu na spadkobierców ani dziedziczenie. Spadkobiercy po zmarłym dożywotniku nie mają prawa ani możliwości unieważnienia umowy dożywocia po jego śmierci. Z chwilą śmierci dożywotnika wszelkie ewentualne roszczenia związane z umową dożywocia wygasają." Źródło: https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&opi=89978449&url=https://porady-prawne.info.pl/umowa-dozywocia-a-smierc-dozywotnika/&ved=2ahUKEwjRnpCG6IWGAxVIHBAIHexYAMUQFnoECBUQBQ&usg=AOvVaw1AxJylNpWOCYyDorEjTzBL
@Crannberry: Nie zostawiaj jej samej w domu. Naczuczyła Cię przecież reguły "mój dom, moje zasady". W swoim domu możesz, jak Cię fantazja najdzie, i psie gówno na stole w salonie trzymać, a jak matce się nie podoba, to może się popłakać w poduszkę.
@digi51: Ale ja nie twierdzę, że Kalina zachowywała się w 100% słusznie. Ja sobie dumam nad umową. Zniesienie umowy dożywocia wymagałoby wizyty w sądzie - i jak ów sąd miałby rozstrzygać? No jakby nie patrzeć Kalina wykazała chęć pomocy - jak mogła, to przyjechała, zawiozła. Takie są fakty. Niestety nie zawsze mogła. Niestety zaufała osądowi Babci (że jej pomoc przy Dziadku jest niepotrzebna), ale też ciężko wymagać od niej wpychania się w małżeństwo teściów. Że poza tym ma ogólnie paskudny charakter? No ma, ale za paskudny charakter nie odbiera się ludziom domów w świetle naszego prawa. Być może dałoby się znieść umowę w skrajnym przypadku, na przykład gdyby Kalina po jej podpisaniu wyprowadziła się do Australii i do Polski nawet nie dzwoniła, zaś Babcia, będąc samotna jak palec udusiła się własnymi wydzielinami, ale przy okazaniu odrobiny dobrej woli ze strony Kaliny i wielu krewnych Babci pomagających staruszce nie widzi mi się to zniesienie.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 maja 2024 o 15:58
@digi51: No... w obu przypadkach (śmierć Dziadka pod kołami TIRa i śmierć Dziadka opisana w historii) Kalina zobowiązała się pomóc Dziadkowi, ale finalnie pomoc ta okazała się niepotrzebna. (Babci pomagała, w historii jest napisane, że przyjeżdżała się nią zajmować. A że przy okazji kłóciła się z nie-do-końca-byłym mężem? Szczerze wątpię, by umowa jej tego zabraniała.)
@digi51: Wiesz, ja to wszystko odczytałam bardziej jako zarysowanie tła konfliktu między Kaliną a rodzeństwem Antka. Zarysowanie zbyt niewyraźne, by doszukiwać się tam piekielności. Mogłybyśmy długo dyskutować na ile decyzja Babci i Dziadka była głupia, a na ile rozsądna czy na ile Antek walczył z uzależnieniem, a na ile mu się poddawał, czy ile Kalina poświęciła na próby bycia częścią tej rodziny, a ile na tym zyskała, w każdym przypadku opierając się wyłącznie na własnych domysłach i nie dochodząc do absolutnie niczego. "czy zniesnie umowy dożywocia jest możliwe po śmierci osoby, z którą umowa została zawarta, jeśli są dowody na to, że dana osoba się z tej umowy nie wywiązywała?" Szczerze wątpię. A jakby dzień po dopełnieniu formalności Dziadek i Babcia wpadli pod TIRa, to co, też zabrać Kalinie dom, bo się nimi nie opiekowała na starość?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 maja 2024 o 13:43
@digi51: Po pierwsze, Twój komentarz z 7:22 jest, wbrew temu, co sugeruje, po prostu sprzeczny z treścią historii. Po drugie, jaki gnój? Myśmy na pewno tę samą historię czytały? Bo ja przeczytałam, że przyszli, pobawili się, zagadnęli gospodarza w ramach small talku i otrzymali chamską odpowiedź sugerującą, że gospodarz uważa ich za alkoholików. Zatem unieśli się honorem i wyszli. A jako że nie ma paragrafu zakazującego byłym gościom weselnym odwiedzania barów, to się do takiego udali. BO MOGLI. Pisanie SMSów do pozostałych gości było, przyznaję, słabe, ale wspomniani goście mogli je przecież po prostu zignorować. Ciekawe czemu tego nie zrobili? (Już zupełnie na marginesie - ja na dobrej imprezie nie sprawdzam, czy czasem ktoś nie przysłał mi SMSa, bo nie mam czasu/okazji, no ale może to tylko ja.) Po trzecie, jak pisał @Eander, albo traktujesz ludzi jak odpowiedzialnych dorosłych (czyli mówisz im jak będzie wyglądało wesele i pozostawiasz ich decyzji przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia), albo jak ochlejmordy (i wówczas nie dziwisz się, że tak właśnie się zachowują).
Ciekawa jesteś, kto tu był piekielny, powiadasz? Moim zdaniem nikt. Ja tu piekielności nie widzę, widzę życie, ot, po prostu, jako-tako się układające. "Rodzeństwo ma poczucie krzywdy, że Kalina ich naciągnęła." Niesłusznie. To, co się tam odbyło, nazywa się negocjacje, a nie naciąganie. Na tym polega kompromis: ja mam swoje racje, ty masz swoje, spotykamy się pośrodku i żadne z nas nie jest w pełni zadowolone. Ponadto zauważ, że rodzeństwo dopłaciło do proponowanej kwoty mniej niż Kalina odpuściła od proponowanej kwoty. "Kalina ma im za złe, że wymienili bramę, zamki i ona już tam nie ma wstępu, nie jest zapraszana na rodzinne zjady, nawet gdy zapraszane są jej dzieci." Niesłusznie. Nie można rościć sobie pretensji do bycia częścią rodziny, jeśli samemu się tę rodzinę opuściło i jeszcze na dodatek występowało jako oponent w sprawie wykupu domu. Dzieci z Antkiem się nie rozwiodły* i ceny domu nie negocjowały. Nie wiem, jak świeża jest ta sprawa. Teraz drogi Kaliny i rodzeństwa Antka naturalnie się rozejdą. Minie czas, opadną emocje. Obu stronom radzę nie hodować w sobie żalu, złości, poczucia krzywdy ect. Szkoda na to życia. Ot, było, minęło, nie wróci. *Używam tego słowa jako skrótu od wyprowadzki i znalezienia nowego partnera, nawet jeśli formalnego rozwodu nie było.
Chyba najlepiej opis knajp z historii po prostu powtórzyć komuś, kto prosi o polecenie. Mając komplet informacji ludzie sami sobie zdecydują i ewentualne pretensje będą mogli mieć tylko do siebie. (Co nie znaczy, że przestaną marudzić, maruda zawsze powód sobie znajdzie.)
@digi51: No... nie? Cytat z historii: "Przyszlibyśmy, choćby przez wzgląd na szacunek do niego i wieloletnią znajomość.".
Ale się oberwało w komentarzach za sam nick. Ja nie zamierzam dochodzić, czy historia jest prawdziwa, bo i tak nie dojdę, autor (i tylko on) przecież doskonale wie czy zmyślił. Ja tu widzę dwóch piekielnych bohaterów, w tym jednego zbiorowego. Po pierwsze, kolega autora. Nie, nie dlatego, że postanowił* bawić się bez alkoholu. Nawet nie dlatego, że nie powiedział o tym gościom (może pomysł padł za późno, dawno po wysłaniu zaproszeń i potwierdzeniu przybycia; może panna młoda jako pomysłodawczyni wzięła informowanie gości na siebie i z jakichś względów nie dotarła do niektórych gości od strony pana młodego). Piekielna jest ta uwaga "jakbym wam powiedział wcześniej, to byście nie przyszli". Wiecie, ja za kołnierz nie wylewam, ale i w sytuacjach, gdzie o alkoholu mowy nie ma umiem się zachować. Gdyby mnie zaproszono na wesele nic nie mówiąc, że czegoś zwyczajowo podawanego na weselach (np. alkoholu czy ciast) nie będzie, to bym założyła, że będzie. I też bym pewnie zagadnęła do gospodarza, że "o, a co to, ciasta nie ma?" + uśmiech nr 5, bo może właśnie jest, tylko gdzieś na bocznym stoliku i nie zauważyłam? I w takiej sytuacji naprawdę wystarczy mi odpowiedź "ano nie ma, to był pomysł panny młodej/pana młodego/wujka Zbyszka", bez dodawania "jakbyś wiedziała, to byś nie przyszła". A teraz zamieńcie ciasto na alkohol. Rozumiecie, do czego piję? Taką uwagę naprawdę ciężko odczytać inaczej niż "mam cię za ochlejmordę, który szuka tylko okazji do umoczenia dzioba". I skoro kumpel tak postrzega dzikiegodzika (i trzech znajomych)... to w sumie czemu dzikidzik & friends mieliby mu udowadniać, że jest inaczej? W tym wyjściu do baru widzę takie "oczekujesz, że zachowamy się jak ochlejmordy? a proszę bardzo". Po drugie bohater zbiorowy, czyli pozostali goście, którzy przyszli do baru, a do których opisana powyżej uwaga nie była skierowana. Ci faktycznie porzucili imprezę, że względu na brak alkoholu czy atmosferę stypy. A to już JEST zachowanie ochlejmordy. Nad którym rozwodzić się nie będę, jego piekielność wszyscy widzą. *Nawet jeśli pomysł wyszedł od panny młodej/jej rodziców, to przecież pan młody w ten czy inny sposób musiał ów pomysł zaaprobować.
@szafa: Już tłumaczę: dla mnie osobiście zadanie pytania o niezobowiązujący seks nie jest piekielne, o ile pytający liczy się z faktem, że może otrzymać odpowiedź odmowną. Być może Damian ma podobne podejście i dla niego takie pytanie niczym nie różni się od propozycji dowolnej innej wspólnej aktywności typu, nie wiem, wyjście na gokarty czy partyjka szachów. Jednocześnie jednak zdaję sobie sprawę, że istnieje grupa ludzi, którzy takie pytanie uznaliby za osobistą obrazę. I ci mogą zareagować różnie, włącznie z fizycznym atakiem. Że nie mają logicznego powodu? Kibole też nie mają logicznego powodu do atakowania ludzi, a to właśnie robią. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby kibic Wisły Kraków* nie chciał się chwalić swym hobby przed kibolami z Cracovii*; analogicznie nie dziwi mnie i zachowanie Damiana. Moje stanowisko jest takie, że lepa się NIE NALEŻY ani Damianowi, ani kibicowi z mojego przykładu, co niestety nie oznacza, że się jej nie dostanie. Tak, czasem można w ryj dostać za powiedzenie czegoś, co obiektywnie NIE JEST piekielne. *W zależności od preferencji sportowych możecie zamienić kluby, to tylko przykład.
@hrzo: Stety niestety muszę podkreślić pierwszą połowę ostatniego zdania. Znałam profesora, który postanowił ciąć studentów jak żyleta w odwecie za ich spóźnialstwo na wykładach (studenci co prawda akademickiego kwadransa nie przekraczali, no ale profesor cenił sobie punktualność i jej brak karał sadzaniem w oślej ławce). I też był przekonany, że może. Szczegółów nie znam, ale wskutek ankiet wykładać mu zabroniono. Studenci nad wykładowcą mają przewagę liczbną. Jak napiszą w ankietach nieprawdę, to dziekanat czy rektor prędzej uwierzą, że prowadzący faktycznie postępował jak opisano w ankietach, teraz zaś nieudolnie się broni, niż że cała grupa się zmówiła (zwłaszcza jak ludzi w niej dużo).
Ja już dzięki byciu starostką samej tylko grupy ćwiczeniowej doszłam do wniosku, że jak chcemy cokolwiek odrabiać, to termin odrabiania ma być WCZEŚNIEJ niż pierwotny termin zajęć odrabianych. Dzięki temu nie ma takich właśnie sytuacji jak opisana w historii (a jeśliby się zdarzyła, to prowadzący na 99% przymusiłby nas do przyjścia w pierwotnym terminie) - ludzie pomarudzą, ale przyjdą. A jacy zadowoleni potem, jak już mają odrobione to, co właśnie przepada :D No ale fakt faktem, że w moim przypadku mowa o stacjonarnych i termin łatwiej znaleźć.
@elendu: Przykro mi z powodu Twojej astmy alergicznej. Naprawdę. Chciałabym, żebyś jej nie miała i szkoda, że moje "chcenie" nie ma na nią żadnego wpływu. Ale Twoja astma alergiczna nie jest powodem do wprowadzenia zakazu palenia. Astma alergiczna mojego znajomego uczulonego na sieść nie jest powodem do wprowadzenia zakazu posiadania psów domowych. Moja własna alergia (słabsza od Twojej, dziękować Bogu) na pyłki brzozy nie jest powodem do wycinki tych drzew. A przecież w każdym przypadku mowa o zwykłej fanaberii. Palacze mogą rzucić nałóg, psiarze mogą się pozbyć zwierzaków, właściciele brzóz mogą je wyciąć i wylać beton. W każdym przypadku wymaga to czasu i zachodu. Ale czy poparłabyś zakaz posiadania psów i obowiązek wycinki drzew?
Z ciekawości: dawno się ta historia wydarzyła? W sensie w czasach przedinternetowych czy już później? Damianowi się nie dziwię: jakby zapytał Ciebie wprost, to być może dostałby z tzw. liścia. Pytając Magdy prawdopodobnie zakładał, że ta odpowiedzi na pytanie znać nie będzie (no bo jakie były szanse, że zawczasu uzgodnisz z koleżanką, co ma odpowiadać na propozycje niezobowiązującego seksu ze znajomymi składane za jej pośrednictwem?), zatem uda się do Ciebie i pytanie przekaże. Będziesz chętna, to sama przyjdziesz; nie będziesz, to najpewniej całą sytuację zignorujesz. Szanse, że mu się oberwie niewielkie. Swoją drogą jak dla mnie niezbyt piekielna ta historia. Ot, chłopak zapytał, dostał odpowiedź odmowną i tyle. Piekielne byłoby strzelanie fochów, zabawy w stalkera czy nieprzyjmowanie odmowy do wiadomości, ale o tym słowa w historii nie ma.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 3 maja 2024 o 9:55
@Brzeginka: Przepraszam, faktycznie niepotrzebnie "wywołałam Cię do tablicy", bo też i nie chodziło mi o rozpowszechnianie bzdury, jakoby palenie było nieszkodliwe, tylko ogólnie o sprzeciwienie się tezie, że palenie powinno być zakazane z powodu szkodliwości.