Profil użytkownika
SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
- Historii na głównej: 4 z 4
- Punktów za historie: 467
- Komentarzy: 352
- Punktów za komentarze: 1403
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 18:27 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@AnitaBlake: Przykład nie do końca trafiony, mam wrażenie. Też kiedyś tak próbowałam robić. Wchodziłam w pierwszą alejkę w sklepie, gdzie najczęściej jest pieczywo, i dumałam czy miałam kupić coś z tego działu. I oczywiście za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć, bo miałam w głowie, że trzeba kupić masło. Szłam więc po masło. Następnie pomiędzy lodówkami dochodziłam do wniosku, że już wszystko mam, no bo przecież przeszłam przez cały sklep, więc jakbym miała kupić coś jeszcze, to zgarnęłabym po drodze. Szłam do kasy, płaciłam, wracałam do domu i uświadamiałam sobie, że nie kupiłam bułek. (To oczywiście przerysowany przykład, ale myślę, że zasadę działania widać.) Dopiero jakiś czas temu przestawiłam się na inny system. W domu robię listę zakupów (w notatniku na telefonie, coby papieru nie marnować), przy okazji sprawdzam sobie na spokojnie w apce czy jest jakaś korzystna promocja. Wchodzę do sklepu i patrzę na listę. Pierwsze jest masło? Idę po masło. Drugie są bułki? No to się po nie wracam, nogi mi nie odpadną od zrobienia paru kroków. Jasne że mogłabym poukładać sobie zakupy w logicznej kolejności, ale... to poukładanie też zabrałoby mi chwilę cennego czasu, wcale nie krótszą niż pokręcenie się po sklepie. A weźmy jeszcze pod uwagę fakt, że w marketach co chwilę są przemeblowania i nie mam wcale gwarancji, że produkty są poukładane tak jak ostatnio. Po prostu odległości między alejkami w sklepie są tak małe, że nie robi to większej różnicy. Logistyka ma większe znaczenie kiedy np. trzeba załatwić parę spraw w różnych punktach miasta.
Dobra, może to ja jestem ciemna jak tabaka na rogu, ale jaki jest sens wymuszania gładkiego zeszytu? Pociotek prowadził jedyny papierniczy w okolicy, w którym takowe były dostępne? Moja biolożka z liceum wymagała zeszytów w kratkę i już to uważałam za przesadę - no bo jeśli ktoś chce sobie notować budowę pantofelka czy inszą łacińską nazwę muszki owocówki na liniach, to w sumie co to kobiecie przeszkadza? Jeszcze rozumiem wymóg kratki na matematyce i fizyce (łatwiej rysować wykresy czy zachować proporcje w geometrii). Analogicznie zrozumiałabym, gdyby chemik wymagał zeszytu w "plaster miodu" (wzory w chemii organicznej). Ale wymagać konkretnego zeszytu do biologii? No i żeby gimnazjalistom sprawdzać zeszyty jak dzieciom w podstawówce? Znaczy mi w siódmej, ósmej klasie też sprawdzano, ale czy zrobiłam konkretne zadanie, a nie czy temat lekcji podkreśliłam na tęczowo czy na sraczkowato. No sorry, ale mocno kojarzy mi się to z ocenianiem jak pierwszaczek narysował szlaczek. Z nauczyciela, który zabrania uczniowi nosić aparat na zęby musiał być doprawdy wybitny BIOLOG. Zatrzymywanie po dzwonku i nadganianie materiału na wychowawczej to niestety smutny standard. Ale co do punktu czwartego od końca: jeśli Kasia odpowiada poprawnie, ale powoli i jąkając się, zaś Basia odpowiada śpiewająco, to nauczycielka ma prawo pomyśleć, że Basia do lekcji się przygotowała, natomiast Kasia już niekoniecznie. I wówczas nawet ma sens, że Basia dostanie piątkę, a Kasia tylko czwórkę. Podczas odpowiedzi ustnej, sprawdzianu, kartkówki, kolokwium, egzaminu, matury i tym podobnych masz nie tyle wiedzieć i umieć, co pokazać, że wiesz i umiesz. PS: Margines, a nie "markines". Dlaczego? Bo to MARGINALNY (a nie markinalny) błąd ;)
@Librariana: Yyy… nie bardzo rozumiem co tu miałoby być porównane do czego. Ja tu rozważam hipotetyczną sytuację. Też zdarzało mi się kupować gazety z dołączonymi gratisami w większej mierze dla owych gratisów niż samych pism. Ale kupowałam je tylko wtedy, gdy, no, wiecie, były wystawione na sprzedaż. Jeśli akurat nie było żadnej interesującej mnie gazety ani żadnej z interesującym mnie gratisem, to po prostu nic nie kupowałam. Ale przecież każdy ma prawo prowadzić swój biznes jak chce. Nikt nie ma obowiązku mieć w ofercie pism atrakcyjnych (czy to ze względu na treść, czy na gratisy) akurat dla mnie. Może celuje w zupełnie inny target?
@kartezjusz2009: No, w takim przypadku to zupełnie co innego. Tutaj o wystawieniu towaru powinno decydować wydawnictwo, bo w tym systemie to ono ponosi ryzyko finansowe.
Mam wrażenie, że ktoś tu próbuje sugerować, iż ekspedientki bezprawnie przywłaszczają sobie dołączane do gazet gratisy. I zastanawiam się - w sumie... Załóżmy, że ekspedientka jest zarazem właścicielką sklepu. Załóżmy, że zamawia ona 100 egzemplarzy pisma "Gazetka Mietka". Każdy egzemplarz ma nadrukowaną cenę załóżmy 5zł i dołączony gratis - załóżmy paczkę budyniu. Ekspedientka dochodzi jednak do wniosku, że bardziej jej się opłaca sprzedać "Gazetkę Mietka" bez oferowania gratisu (bo np. "Gazetka Mietka" jest bardzo poczytna, a budyń ekspedientka wykorzysta, by się wyżywić w najbliższym miesiącu, zatem zaoszczędzi na zakupach spożywczych, zaś oszczędności wykorzysta np. do poszerzenia asortymentu sklepu). Wystawia ją zatem, w cenie 5zł/egzemplarz. (Teoretycznie klient nie jest stratny: gazeta miała kosztować 5zł, no to kosztuje, a że za budyń klient nie płaci, to nie ma podstaw, by się go domagać.) Orientuje się ktoś jak to wygląda od strony prawnej - na ile opisane przeze mnie działanie jest legalne? W końcu skoro towar (gazetki) już kupiony, to teraz właściciel (sklep) o nim decyduje. Wedle własnej fantazji. Może wystawić na sprzedaż połowę towaru albo i nie wystawiać go wcale, albo wystawieć uszkodzony egzemplarz (potarganą gazetkę, gazetkę niezafoliowaną, gazetkę bez gratisu, który wg. treści pisma powinien być załączony) - i kto mu zabroni? A przede wszystkim na jakiej podstawie? (Bo czy znajdzie się chętny do kupna takiej gazetki to już insza inność.)
@Ata11: Pardą mesje, cytowałam z ułomnej jak się okazuje pamięci. Po sprawdzeniu w "Na glinianych nogach" widzę, że istotnie pominęłam jedno z tych tragicznych dla kaprala wydarzeń.
Ciekawa rodzina, ci Anielcy2345... :D (Fred Colon: Kapral Nobbs jest chory, sir. Samuel Vimes: Wiem. Fred Colon: To znaczy zwolnił się z powodu choroby. Samuel Vimes: Tym razem nie z powodu pogrzebu babci? Fred Colon: Nie, sir. Samuel Vimes: Nawiasem mówiąc, ile ich już było w tym roku? Fred Colon: Sześć, sir. Samuel Vimes: Ciekawa rodzina, ci Nobbsowie... ~ sir Terry Pratchett; żebym to ja pamiętała, który to był tom "Świata Dysku")
@Armagedon: Znów masz rację, że dyskusja ta jest czysto akademicka. W ogóle zgadzam się z Tobą w większości, chciałam tylko naprostować kwestię liczenia. Nie twierdzę, że faceta zawsze można oszukać. Twierdzę, że w większości przypadków da się, przy odrobinie szczęścia. Bo wiadomo, że jak kto ma pecha, to i w drewnianym kościele cegła mu na łeb spadnie. A że się da bynajmniej nie znaczy, że się powinno. Jak kto chce hulać, niechaj hula. Tylko niech nie robi z gęby cholewy przysięgając wierność czy obiecując "jestem i będę tylko twój/twoja".
@digi51: Odnosisz zatem mylne wrażenie - skomentowałam, by dać wyraz swemu zdziwieniu, temat pociągnęłaś Ty. A ponieważ istotnie nie mam zamiaru na siłę przedłużać dyskusji, z mojej strony to tyle. Dziękuję za rozmowę.
@Armagedon: "Przypuszczać można sobie wszystko" - trafnie podsumowałaś. Ja stwierdziłam tylko jedno. Jak się współżyje z partnerem raz na miesiąc, można urodzić dziecko praktycznie w dowolnym momencie. I nie pomoże że facet na matmie nie przysypiał. Chcieć z narzeczoną iść na USG to by sobie mógł, pytanie tylko czy miałaby termin akurat w te trzy dni kiedy był w Polsce. Owszem, mogliby iść prywatnie - ale czy upierałby się przy tym, gdyby usłyszał, że narzeczona już się zapisała na USG na NFZ, niestety najbliższy wolny termin był kilka dni po jego powrocie do pracy?
@digi51: Ależ spokojnie, ja tu nikomu nie dyktuję, jak ma komentować historie! Ot, po prostu zdziwił mnie (pozytywnie) brak takich komentarzy, bo spodziewałam się chociaż jednego czy dwóch a tu zonk. A co do hipokryzji: czy jej wytykanie nie podpada przypadkiem pod argumentum ad personam? Wszak jeśli zdrada jest niemoralna, to niemoralna być nie przestanie niezależnie od tego czy zdanie "zdrada jest niemoralna" wypowie czyiś kochanek czy też mnich żyjący w celibacie.
@digi51: O kochanku z tej historii wiemy, że był i że zwiał na wieść o ciąży. (Nie wiemy, czy wiedział, że Aga zdradza z nim męża. Jeśli wiedział, nie można go tłumaczyć niewiedzą. Jeśli nie wiedział, to musiał założyć, że po jego ucieczce Aga zostanie sama z dzieckiem, co przynajmniej moim zdaniem nie świadczy o nim najlepiej.) O kochanku z tamtej historii wiemy, że był i że wiedział o swojej roli. (Za to nie wiemy jak zachowałby się w przypadku ciąży, bo w tamtej historii żadnej ciąży nie ma.) O którym z nich wiemy więcej? Możnaby polemizować. Ale co w tym dziwnego, że mofayar (bo to on napisał październikową historię) wypowiada się pogardliwie o zdradzającej żonie? Przecież chyba zgodzimy się, że zdradzanie jest niemoralne? Zgodzimy się też chyba, że czyny niemoralne zasługują na pogardę, nie? Ale kto wie, może i masz rację. Może wystarczy kochanka ustawić w tle zamiast w świetle reflektorów i już nikt nie zwróci nań uwagi. EDIT: Teraz widzę, że zamiast historii podlinkowałam komentarz pod nią. Przepraszam. Mam nadzieję, że mimo to czytający zorientują się, o co mi chodzi.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2024 o 10:41
@Armagedon: "niektórzy faceci potrafią liczyć. A on bywał przecież w Polsce tylko raz w miesiącu" No owszem, niektórzy faceci (ba, nawet większość przypuszczam) potrafią liczyć do dziewięciu. I? Przypuśćmy, że płodna kobieta uprawia seks z płodnym mężczyzną co miesiąc, pierwszego dnia miesiąca, zaś w żadne inne dni nie. Tylko tego pierwszego, regularnie, "jak w zegarku". Jeżeli zajdzie w ciążę, to za poród w terminie uznamy taki, który zdarzy się między 20./21. dniem miesiąca, a 10. dniem miesiąca następnego. Jeżeli poród przydarzy się między 10. a 20. dniem miesiąca, to ciąża będzie lekko (góra dziesięć dni) przed terminem lub lekko (góra dziesięć dni) po termine - jednak dziesięć dni to przy obecnej medycynie niewielki problem i są bardzo duże szanse, że zarówno dziecko jak i matka przeżyją i to bez poważnego uszczerbku na zdrowiu. Czyli nawet współżyjąc z mężem raz w miesiącu mogłaby dziecko spokojnie urodzić dowolnego dnia miesiąca. A jeżeli uprawiali seks co miesiąc przez trzy dni (wszak na tyle Darek przyjeżdżał), to zakres możliwego terminu porodu jeszcze się wydłuża (przy okazji skracając ten okres miesiąca, co do którego mogą występować wątpliwości). Tadam.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2024 o 9:44
Historia jak historia, mnie chyba jednak bardziej zaskoczyły komentarze. Zaledwie w październiku toczyła się na tej stronie dyskusja o (nie)moralności zdrady ( https://piekielni.pl/90806#comment_1178712 ). I tam mnóstwo było komentarzy podkreślających winę kochanka, tu zaś ani jednego takiego nie ma. Dlaczego? Wut, zagwozdka.
@Eander: Dziękuję, niniejszym czuję się zaplusowana potrójnie ;)
@PiekielnaHenryka: Tak się zabawnie składa, że ja też z Krakowa i z krakowskimi parafiami i plebaniami większość (choć nie wszystkie) moich doświadczeń się wiąże. Teraz to naprawdę jestem ciekawa, w których kościołach to się działo. Owszem, jeden ksiądz może spowiadać w różnych kościołach. Wierz mi, gdyby spotkanie znanego ze swojej parafii księdza w innym kościele było jedynym mało prawdopodobnym zdarzeniem w tej historii, to pewnie nawet bym nie komentowała. Ale że moją uwagę zwróciło kilka innych kwestii, to i tę dorzuciłam niejako przy okazji. Ani ja się nie upieram przy problemach z płodnością, ani podejrzewam 78FS nie upiera się przy chorobie wenerycznej. Ot, zgadujemy. Chcesz rozwiać nasze wątpliwości? Napisz nam jaki to był problem zdrowotny, bo jest, jak widać, istotny dla historii. Nie chcesz pisać o tym publicznie? To nie pisz, ale też nie dziw się, że ludzie sobie zgadują - ich prawo. "Tym bardziej zdziwiło mnie zachowanie księdza, który dosłownie zatargał mnie do swojego apartamentu, chociaż stawiałam opór!" - no ale zaraz, skąd ten opór? Przecież ksiądz powiedział Ci, że "Bóg chce abyście ze sobą porozmawiali", dlaczego zatem, wierząca katoliczko, porozmawiać na osobności nie chciałaś? Przecież w przeciwieństwie do mnie nie masz "licznych i ordynarnych skojarzeń z seksem", zaś "kapłan to dla Ciebie z założenia postać całkowicie aseksualna", nie? "Za drugim razem, kolejka do spowiedzi za mną była długa i ksiądz wyskoczył z konfesjonału właśnie dla mnie. Chyba mu się bardzo spieszyło, ha ha..." - kolejka ta składała się ani chybi z cudownie wskrzeszonej i sklonowanej żony Lota i dlatego z przyzwyczajenia zastygła w słup soli. Bo wierzący katolicy starający się wrócić w życiu na dobrą drogę lub z tej drogi nie zboczyć (tacy wszak chcą się wyspowiadać, nie?) chyba jednak jakoś by zareagowali, gdyby ksiądz wyszedł z konfesjonału i próbował "dosłownie zatargać do swojego apartamentu" spowiadaną właśnie kobietę, "chociaż [ta] stawia opór", nie? (Z tą kolejką to przecież nawet nie był zarzut, serio myślałam, że po prostu byłaś ostatnia...) "Nie jest moim celem określanie orientacji tych księży, wy to już o wiele lepiej zrobiliście ode mnie" - pierwsza wzmianka o "gejowskim mizdrzeniu się" pojawia się w historii, którą napisałaś. Zakładasz, że ksiądz był hetero, zaś zachowywał się tak, bo...? Chciał zrobić koledze po fachu dowcip rodem z gimnazjum? (W sumie miałoby tyleż sensu co prawdziwy podryw, czyli niewiele.) No ale czy przy takim założeniu myślałabyś, że "Bóg chyba chciał Ci (...) pokazać prawdziwą twarz księdza" - bo jakaż to miałaby być ta "prawdziwa twarz"? Cieszę się, że zainspirowałam (bo zakładam, że o mnie tu między innymi chodzi) Cię do dalszego opisywania twoich przygód z życia gorliwej katoliczki, chętnie poczytam. Do zobaczenia na Piekielnych!
@PiekielnaZofioHenryka: No owszem, nie użyłaś tego konkretnie słowa, napisałaś: "Jak się to wszystko skończyło? - kiedy drugi ksiądz u siebie spróbował mnie dotykać, wstałam i wyszłam".
@janhalb: Dzięki. Ale ja to nie z dobrego serduszka robię, ino dla zabawy, z nadzieją na jeszcze lepszą zabawę w przyszłości, gdy fejkopisarka wyćwiczy się w sztuce ;) @78FS: Jeden z księży gejem nie był na pewno, bo autorka twierdzi, że ją obmacywał. "A może ta plebania była wspólna dla kilku parafii? Nie wiem, czy to możliwe, ale byłaby to oszczędność miejsca i wyjaśniłoby wiele rzeczy" - nigdy o takim rozwiązaniu nie słyszałam, acz nie wykluczam, że gdzieś takie funkcjonuje. W takim wypadku, ZofioHenryka, poproszę o namiary na to miejsce. Wspólna dla kilku parafii plebania, na której każdy ksiądz ma prywatny apartament, te zaś połączone są korytarzem, na którym trzaskają syberyjskie mrozy - to brzmi jak jedyna w swoim rodzaju perła architektury. Ja to po prostu muszę zobaczyć. Mogę nawet księdza w tym celu przelecieć, a co mi tam.
@78FS: 1) Jeśli założymy, że istotnie, Bóg pokarał ZofięHenryka bezpłodnością/niepłodnością... to ów problem zdrowotny nadal nie jest grzechem, tylko karą za grzech(y). Analogicznie: grzywna nie jest przestępstwem. 2) Zaraz, zaraz, przecież o zaprzepaszczonym powołaniu grzmiał pierwszy ksiądz, który z pewnością nie chciał autorki "powołać do łóżka", gdyż, jak się później okazało, był homoseksualny. 5) Jeśli ZofiaHenryka sądziła, że ma z księdzem głębszą relację, relację na tyle głęboką, by opowiedzieć mu o bezpłodności/niepłodności (ledwie pół roku po tym, jak inny ksiądz "doprowadził ją do łez" i postanowiła, "że więcej nigdy w życiu nie będzie szukała zrozumienia u duchownego"?), zaś ksiądz w odpowiedzi zaprosił na rosołek (i w domyśle dłuższą rozmowę podczas lub po obiedzie) - to dlaczego "nawiedzona" wręcz katoliczka początkowo nie chciała tego zaproszenia przyjąć? 6) Ok, dobra, w sumie długie kolejki do spowiedzi widywałam tylko przed Bożym Narodzeniem, przed Wielkanocą i w pierwszy piątek miesiąca, a i wówczas ktoś musiał być ostatni w kolejce. Niemniej jednak warto myślę byłoby jakoś wspomnieć o tym w historii.
@ZofiaHenryka1: No owszem, WYMYŚLIŁAM ten nieszczęsny problem z płodnością, gdyż pasował tu jak ulał, a nic innego ani w ząb. Ale nic straconego - założyłaś konto, możesz już wyprowadzić mnie z błędu. Zatem powiedz, jakaż to choroba Cię dręczyła? Nie masz się czego wstydzić, jesteś tu anonimowa. Nie twierdzę, że DRUGI ksiądz był Twoim znajomym. Twierdzę, że pół roku później, w innym kościele spotkałaś PIERWSZEGO, znajomego księdza (przecież już go znałaś, bo byłaś u niego pół roku wcześniej u spowiedzi, mało tego, kojarzyłaś jego twarz na tyle, by go rozpoznać) i uznałam to za mało prawdopodobne. Nie niemożliwe, ale mało prawdopodobne. "nikt chyba nie chodzi w samych majtkach nawet we własnym mieszkaniu" - zdziwiłabyś się "Jaki legalny powód mi podał - taki, że Bóg chce abyśmy ze sobą porozmawiali" - to czemu, wierząca, wówczas wręcz "nawiedzona" katoliczko, początkowo "nie widziałaś w tym żadnego sensu, nie chciałaś, broniłaś się", skoro byłaś przekonana, że kapłan, "z założenia postać całkowicie aseksualna", chce z Tobą tylko porozmawiać? Proszę, jak to całe życie człowiek się uczy. Z moich doświadczeń z Kościołem wynikało, że księża zazwyczaj (bo też nie zawsze) mają prywatne tylko pokoje do spania (czyli właśnie sypialnie), zaś jadają razem na stołówkach/we wspólnych jadalniach. A tu proszę - prywatne apartamenta! Za to połączone zimnym korytarzem, tak zimnym, że zimą w bieliźnie wyjść tam nie sposób. "Mnóstwo gejów zostaje księżmi" - jak najbardziej. Są to ci wierzący, którzy uznają swą orientację za nienaturalną, za pokusę do ciężkiego grzechu. Księżmi zostają najczęściej po to, aby łatwiej im było tę pokusę zwalczać - tylko jak się to ma do mizdrzenia się do kolegi po fachu? Dziękuję za troskę o mą równowagę ducha, uczucia, dystans do siebie i zdolność do logicznego myślenia. Ewangelię czytałam, więcej, całą Biblię czytałam! Efekt: Grzechem i Demoralizacją Młodzieży zajęłabym się zawodowo, gdyby ktoś mi za to płacił; do tego czasu param się nimi Z Powołania oraz Dla Idei. ;)
Ło rany... Dobra, po kolei: Zastanowiłam się, cóż to za problem zdrowotny, który u pierwszego księdza wywołał pragnienie wysłania Cię do zakonu, zaś u drugiego włączył tryb Casanovy, i wymyśliłam poważny problem z płodnością. W sensie pierwszy ksiądz stwierdził, że skoro nie zostałaś powołana do macierzyństwa, to tylko kapłaństwo zostaje (i swoją drogą wcale niedaleko się z oficjalnym stanowiskiem Kościoła Katolickiego rozminął), a drugi zwietrzył okazję na seks bez majaczącego w tle widma ciąży i w kosekwencji skandalu. Ale w takim układzie mam kilka pytań: 1) Po co opowiadałaś o tym problemie podczas spowiedzi? Przecież bezpłodność/niepłodność grzechem nie jest, a generalnie podczas spowiedzi wyznajemy grzechy, a nie opowiadamy o własnym zdrowiu. 2) Skoro ów problem zdrowotny łamał Ci życie, to zgaduję, że nie byłaś podówczas w wieku "babciowym" (bo w takim przypadku brak możliwości zajścia w ciążę zrzuciłabyś na menopauzę), zatem... co to miało znaczyć, że "zaprzepaściłaś swoje powołanie"? Przecież do zakonu mogą iść kobiety w różnym wieku! (To oczywiście zależy od zasad w konkretnym zakonie, ale większość przyjmuje do 30-35 roku życia, zaś przypadki czterdziesto- czy pięćdziesięcioparolatek rozpatruje indywidualnie - o czym akurat KSIĄDZ powinien wiedzieć.) 3) A Ty sama z siebie, jako bezpłodna/niepłodna a zarazem wierząca, wręcz "nawiedzona" katoliczka, nie rozważałaś pójścia do zakonu? Bo jeśli nie, to tym bardziej nie rozumiem 1) Ponadto: 4) Pół roku później, w innym kościele spotkałaś znajomego księdza, no cóż za niesamowity przypadek, nie? 5) "[ksiądz] zaczął nalegać, żebym poszła z nim na plebanię" - po co? W sensie chyba nie powiedział wprost, że celem chędożenia, nie? To jakiż to "legitny" powód Ci podał? 6) W kolejce do spowiedzi byłaś ostatnia czy ksiądz ot tak zostawił pod konfesjonałem czekających za Tobą grzeszników prowadząc Cię na plebanię? 7) "nic nie usprawiedliwiało takiego negliżu" - nic poza faktem, że ksiądz był u siebie i, jak sam stwierdził, nie spodziewał damskiego towarzystwa, które to towarzystwo ów negliż mógłby wodzić na pokuszenie. Zima zimą, ale mieszkania księży chyba jednak mają ściany, sufity i kaloryfery? 8) "omijając wzrokiem TO miejsce" - które? Bo napisałaś, że ksiądz był majtkach, zatem przyrodzenie chyba jednak miał zakryte? 9) "po gejowsku mizdrząc się do swojego kolegi po fachu" - ani chybi specjalnie po to, byś miała temat do sensacyjnych plotek. Bo przecież właśnie zobaczył, że ów kolega po fachu prowadzi do sypialni jakąś kobietę - no dowód, że ów kolega jest hetero podany na tacy. (Już nawet nie pytam, czemu najwyraźniej nietłumiący popędu gej miałby zostać księdzem, bo zgaduję, że na użytek licznych kolegów - Prawicowych Internautów.) A może jednak nieco przesadzasz i księża po prostu normalnie porozmawiali? 10) No właśnie, o czym? Co drugi ksiądz na te pogaduszki? Nie uciął ich, spiesząc do łożnicy? Jak nożem uciął skończyło się donżuanowanie? No i jak się to wszystko skończyło? Wymknęłaś się niezauważona podczas rozmowy księży? Jednak wylądowałaś w łóżku z tym drugim? Przyleciał smok i Cię porwał, a kierowca autobusu wstał i zaczął klaskać? 11) "Bóg chyba chciał mi wynagrodzić tamtą przykrość i pokazać prawdziwą twarz księdza, który wykorzystuje konfesjonał i sakrament spowiedzi, żeby rozładowywać swoją złość na słabszych od siebie" - ja tam się nie znam, ale głęboko wierząca katoliczka nie powinna raczej współczuć bliźniemu konieczności zmagania się z tak silną pokusą i dopatrywać się w tym przyczyny frustracji? Na koniec wrócę do początku: "Święta, nuda i nachodzą mnie różne wspomnienia" - że święta to wiem, że nuda to wierzę, zaś co do tego trzeciego... ponoć Mark Twain miał kiedyś powiedzieć "Przeżyłem w swoim życiu kilka strasznych rzeczy. Niektóre z nich wydarzyły się naprawdę."
@kudlata111: Poszperałam w necie i okazuje się, że petycja istotnie istnieje - podpisy zbierane są na stronie polskakatolicka.org (https://polskakatolicka.org/pl/petycje/powstrzymaj-to-bluznierstwo-skandaliczna-ksiazka-wyd-proszynski-media). Z tego co widzę w formularzu trzeba wpisać imię, nazwisko, adres e-mail, numer telefonu komórkowego, nazwę wsi lub ulicy, numer domu lub mieszkania, kod pocztowy i miejscowość. Ponoć w tym momencie petycja ma już 14545 podpisów z oczekiwanych 15000, co daje prawie 97%.
@Xynthia: Dzięki za tytuł.
Szczwane, nie powiem. Zagranie typu "no przecież jesteśmy po waszej stronie, w końcu piszemy petycję, żeby was nie szkalowali". Jak jeszcze mają formularz ustawiony tak, że przesyła im wpisywane dane w czasie rzeczywistym, a przycisk "dalej" służy tylko jako odsyłacz do następnego kroku, to nawet od rozsądnych ludzi którzy uciekli przy numerze buta można część danych uzyskać - bo chyba o imię, nazwisko, e-mail czy na przykład płeć pytali wcześniej? PS: Podziel się tytułem książki-obrażającej-dużą-grupę-społeczną, ładnie proszę ;)
@eyebright: @Ohboy: Aha, dzięki za info.