Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SmoczycaWawelska

Zamieszcza historie od: 8 stycznia 2023 - 12:48
Ostatnio: 4 lipca 2025 - 15:02
  • Historii na głównej: 5 z 5
  • Punktów za historie: 587
  • Komentarzy: 536
  • Punktów za komentarze: 2206
 
[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
13 grudnia 2024 o 8:14

@Eander: Podczas lipcowych upałów gruby sweter będzie niedopasowany do pogody. I będzie tak samo niedopasowany do pogody niezależnie od tego czy jest gładki, czy wyhaftowano na nim renifera czy napis "idealny sweter na lipiec". Sęk w tym, że Autorka, a w zasadzie jej córka, nie dostała swetra, tylko bluzkę ze świątecznym elfem - "Teściowa opatrzyła to komentarzem >>no przecież dorośnie do tej bluzki

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2024 o 8:18

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
12 grudnia 2024 o 17:02

@Eander: No zaraz, zaraz, przecież Autorka nic nie pisze w historii o tym, że ubrania będą zbyt ciepłe na lipiec, tylko że przeszkadza jej bożonarodzeniowy motyw. Jakby dostała jednolicie szary, gruby sweter, to byłoby ok, ale elf czy tam inny bałwan na całorocznym podkoszulku jej przeszkadza. "Co do samego stroju to jasne tragedii nie będzie jeśli ktoś założy coś ze świątecznym wzorem w lato, jednak nie zaprzeczysz chyba że spowoduje to u większość osób opinię: >>ten strój jest nieodpowiedni<<" Nie wiem, jak u większości osób, bo badań statystycznych nie robiłam. U mnie założenie czegoś takiego (nie na specjalną okazję) nie spowoduje negatywnej opinii. Nie spowoduje żadnej, nie czuję wewnętrznej potrzeby mieć opinię na temat każdego ciucha, który ktoś na siebie założy. Współczuję ludziom, którzy mają taką potrzebę (jak ci biedacy znajdują w życiu czas na cokolwiek innego?) Opisałam już wyżej, że miałam nieprzyjemność znać ludzi, którzy chcieli mnie wykluczyć z kółeczka wzajemnej adoracji z powodu ciuchów. Owo wykluczenie było najlepszą rzeczą, jaką mogli dla mnie zrobić, bo mogłam zająć się ciekawszymi rzeczami niż gadanie z nimi o szmatach. Przepraszam, ale rozpatrywanie chędożonego wzorku na ubraniu w kategorii poważnego problemu przez dorosłych ludzi jest dla mnie mocno surrealistyczne. Tak, że aż hasło "pokolenie (nomen omen) płatków śniegu" samo mi się ciśnie na klawiaturę.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
12 grudnia 2024 o 8:51

@Absurdarium: Też nie wiem, jaka byłam w wieku lat czterech, za wczesne dzieciństwo. Ale biorąc pod uwagę moje późniejsze podejście mocno wątpię, żebym była podobna do Twojej Córki, przynajmniej pod tym względem. Chciałabym Ci doradzić, jak mogłaby ona osiągnąć taki poziom zen (wymiennie zwany poziomem wyebongo), ale niestety nie wiem, mi to przyszło naturalnie, więc żaden ze mnie ekspert. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że przejmowanie się „co ludzie powiedzą” też ma swoje zalety: relacje społeczne toczą się bardziej gładko, bez konfliktów, człowiek się cieszy większą akceptacją, większym zaufaniem, łatwiej mu się współpracuje z innymi; czasem też daje to motywację, co prawda zewnętrzną, ale to nadal motywacja, bywa że lepsza niż zupełny brak jakiejkolwiek chęci do działania. Zresztą czteroletnią dziewczynkę czeka jeszcze całe mnóstwo okazji do analizowania własnych wyborów i stojących za nimi wartości. Zupełnie zrozumiałe i normalne, że najpierw stara się poznać perspektywy, z jakich można patrzeć na świat, i że kopiuje z nich to, co do niej najbardziej przemawia. Jeszcze długo będzie to robić, starając się jednocześnie poukładać sobie wszystko w głowie – i tak, pomalutku, kroczek po kroczku, cała chaotyczna masa miejscami sprzecznych wartości i pomysłów na życie przekształci się to w jej własne opinie i przekonania :) Zdrowia dla Córki! Mama przeżywała krytykę mojego wyglądu znacznie mocniej niż ja, ja musiałam się raczej przejmowania takimi rzeczami nauczyć. Tak, musiałam, bo w tym temacie moja skrajność nie jest wcale lepsza od tej przeciwnej. Nie jest normalne chodzenie w znoszonych, ledwo się trzymających łachach, gdy ma się pieniądze na nowe, tylko się woli ich nie wydawać. Nie jest również normalne robienie tragedii greckiej nieomal z powodu wzoru na koszulce. Wiem, ile jest roboty ze sprzedawaniem rzeczy przez internet, nie musisz mi opisywać, bo sama to robię (tylko jak zwykle mam w życiu szczęście i nie trafiłam na nikogo do opisania na Piekielnych ;) ). Mniej roboty jest z oddaniem ich potrzebującym (bo oddajesz hurtowo). Jeszcze mniej z zostawieniem w tzw. bookcrossie. Najmniej – z wyrzuceniem do śmieci. Wraz ze spadkiem czasochłonności spada również prawdopodobieństwo, że dana rzecz trafi do kogoś, kto ją wykorzysta. Ot, trzeba po prostu wyznaczyć optimum. Lekko uszkodzone gadżety typu opaska mogą być fajną bazą do tworzenia prac plastycznych, wiem z doświadczenia ;)

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 13) | raportuj
11 grudnia 2024 o 18:30

@janhalb: Ano właśnie. Z wyborami jak z autobusem - jeśli żaden nie jedzie tam, gdzie chcesz, wsiądź do tego, który zabierze Cię najbliżej celu. No, albo stój na przystanku ad mortem defecatam, płacząc, że nie podjeżdża nic, co by jechało pod same drzwi.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 5) | raportuj
11 grudnia 2024 o 18:22

@Absurdarium: „Jak często zdarza Ci się widzieć kogokolwiek ubranego w bożonarodzeniowe motywy w lipcu?” Szczerze? Nie mam pojęcia, ostatni lipiec był cztery miesiące temu, mój mózg tak długo informacji równie bezużytecznych jak „w co kto był ubrany” nie trzyma w pamięci aż tak długo. Ale mogę policzyć w nadchodzącym roku. Zdefiniuj proszę „motyw bożonarodzeniowy”, żeby nie było żadnych wątpliwości. „Rozumiem, że Ty mogłabyś wyjść na zakupy w bluzce ze świątecznym elfem w lipcu? Albo pójść tak do pracy?” Dobrze rozumiesz. W mojej niewdzięcznej robocie przynajmniej dress code nie obowiązuje, dziękować bozi. Gdyby zaś (nie daj Bug szemrzący wśród kresów!) go wprowadzili, to nie mogłabym takiej bluzki założyć również idąc do pracy 23 grudnia. Zanim powiesz, że teraz tak twierdzę, ale w dzieciństwie twierdziłabym inaczej – oj nie. Ja to w sumie byłam bardzo specyficzną dziewczynką, a później nastolatką, bo wygląd miał dla mnie ujemną wartość. Pamiętam, że raz, gdy miałam już kilkanaście lat, moja Mama stwierdziła, że czas najwyższy, żebym się sama ogarniała z kupnem ubrań. Posłała mnie do sklepu z pieniędzmi i poleceniem nabycia chyba koszulek nowych czy czegoś w tym rodzaju. Wróciłam bez pieniędzy i bez nowych ubrań, za to z toną książek, kupą niepotrzebnych pierdół i wytłumaczeniem, że ojtam, ojtam, może i te stare ubrania są już sprane i poprzecierane, może i „wyglądam w nich jak siódme dziecko stróża”, ale na co dzień do szkoły mogą być, przecież za strój nikt ocen nie wystawia, a za zaoszczędzone w ten sprytny sposób pieniądze kupiłam taaakie fajne figurki, co na promocji były… Mama załamała ręce i sama mi kupiła inne ciuchy. Wyrosłam z nich oczywiście dawno, za to figurki mam do dziś, część książek też. I kto miał rację? :P Czy dzieciaki za szkoły mnie wyśmiewały? Tak, tylko że miałam to tak głęboko w sempiternie, że najstaranniej wykonana kolonoskopia by tego nie wykryła. Toteż debile szybko przerzuciły się na przechwalanie się, ile to ich ciuchy nie kosztowały (kwoty rzędu 6 dych za koszulkę dla nastolatka – w tamtych czasach to była kupa forsy). Kiedyś w odpowiedzi zapytałam, czy im nie szkoda tyle pieniędzy na jakąś szmatę, bo przecież ile rzeczy by za to można kupić (w sensie poprzeliczałam im na jakieś czekolady czy coś tam, dziś już nie pamiętam). Wtedy przechwałki się skończyły. Potem jeszcze się śmiali, że mi piersi urosły, tylko że to też miałam gdzieś, więc szybko przestali. Potem wpadli na pomysł, żeby mi ukraść książkę, którą czytywałam sobie w szkole na przerwach. Książkę zabrałam im siłą i przyπerdoliłam nią w łeb. Wtedy debile doszli wreszcie do wniosku, że lepiej komuś innemu dokuczać, bo ze mną to mało zabawy jest. O wygląd nie dbałam dalej; Mama załamywała ręce, bo jak mi sama czegoś do ubrania nie kupiła, to chodziłam w starym, aż się rozdarło, a potem cerowałam; włosy obcinałam w łazience nożyczkami byle jak, byle nie leciały do oczu; kosmetyki otrzymane w prezencie sprzedawałam albo oddawałam w prezencie innym. Ogarnęłam się dopiero na krótko przed 18, bo w międzyczasie zaczęłam słuchać rocka i odkryłam naszywki z nazwami zespołów – i po raz pierwszy w życiu zachciałam mieć jakiś konkretny ciuch, tj. ramoneskę w naszywki. Od tego się zaczęło, potem to już poszło. Ech, miło powspominać, aż mi się łezka w oku zakręciła :’) Gdybym dziś dostała książkę „Mój pierwszy komputer”, to bym ją odsprzedała. I choćby poszła ona za pół ceny, i tak wyszłabym na plus dostawszy ją za darmo w prezencie. Te rady dotyczyły sytuacji, w których jednak przyjęło się nietrafiony prezent. Ale jeśli komuś się nie chce czynić świata lepszym miejscem zapobiegając marnotrawstwu, to niechaj wyrzuca nieużywane prezenty na śmietnik, przecież mu nie zabronię.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2024 o 18:24

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 24) | raportuj
11 grudnia 2024 o 0:13

1) Ciuch ze świątecznym elfem można nosić w lipcu. Naprawdę, nie zabraniają tego! 2) Gdyby Twój syn dostał klocki z Mikołajem trzy lata temu, teraz wyrzuciłabyś je do śmieci? Gdyby wyglądały jak świeżo rozpakowane? Może spróbuj je sprzedać przez olx czy inne allegro, święta idą, może akurat ktoś weźmie na prezent. 3) Jak Ci się nie chce bawić w sprzedawanie, to zorientuj się, czy nie ma gdzieś w okolicy przedszkola/żłobka/świetlicy/domu dziecka/innej tego typu instytucji, która chętnie przyjmie nowe zabawki za darmo, zwłaszcza przed świętami.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
7 grudnia 2024 o 16:47

Brzmi, jakby nauczycielka była przyjezdna i nie znała sytuacji okolicznych rodzin. Może dobrze byłoby zasugerować jej, na przykład na najbliższym zebraniu, że większość uczniów nie ma szans samodzielnie odwiedzić teatru, w związku z czym dobrze byłoby zorganizować klasową wycieczkę do tegoż? W tego typu miejscach tzw. grupy zorganizowane często płacą mniej, pozostaje kwestia dojazdu. Ewentualnie można podejść do tematu od drugiej strony - skrzyknąć dzieciaki i wystawić choćby i jasełka, święta idą. Wtedy to dopiero poznają teatr ;) Inna sprawa, że wiedzę czym jest antrakt czy inne kulisy tudzież jakie zasady savoir-vivre'u obowiązują w teatrze można spokojnie zdobyć nie ruszając się ze szkolnej ławy. A prawidłowego opisu roznoszenia się dźwięku w teatrze to prędzej mogłaby wymagać fizyczka niż polonistka. Swoją drogą jak konkretnie brzmiały te tematy rozprawek? Bo "opisz wizytę w teatrze" to nie jest temat rozprawki, tylko opowiadania i nadaje się on do zadania dzieciom z klasy piątej, a nie ósmej. A jeśli temat odnosił się do treści konkretnej sztuki, np. "Balladyny", to z kolei napisanie rozprawki zapewne nie wymagałoby wizyty w teatrze, tylko znajomości scenariusza. (No i zupełnie nie pasują tu też koncerty muzyki klasycznej i to, jak rozumiem, innej niż wymieniona osobno opera - wszak muzyka klasyczna jest nader często pozbawiona wokalu i tekstu, jaki temat rozprawki może się do niej odnosić? No chyba że przez "muzykę klasyczną" rozumiemy np. klasyki rocka, ale przecież koncert takiej "muzyki klasycznej" miałby wówczas klimat zgoła odmienny od opery czy przedstawienia teatralnego...)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
2 grudnia 2024 o 18:27

@Bubu2016: Jeszcze „CZEGOKOLWIEK próbowałam” i „hodowanie tasiemca jest niezdrowE”. Toć w dzisiejszych czasach sztuczna inteligencja napisałaby to składniej i poprawniej niż zaprezentowana powyżej naturalna głupota.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
2 grudnia 2024 o 18:25

Tak po prostu sobie schudłaś od tasiemca. I brzuch Cię wcale nie bolał jak przy kolce. Nie masz skurczy ani biegunek. Koleżanki oczywiście zazdroszczą, bo przecież taki tasiemiec nie powoduje zmian skórnych ani ogólnego osłabienia wynikającego z zaczynającej się anemii. Nie u Ciebie – taki to z Ciebie ewenement medyczny. Nic, tylko Cię zgłosić do badań naukowych nad pasożytami, zarobisz na tym więcej niż promując dietę-cud, w końcu diety-cud to każdy głupi promować może. Wiesz co, to dla uzupełnienia – to ja kierowałam tym autobusem, wstałam i zaczęłam klaskać – bo tylko smoka w tej bajce brak.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 2 grudnia 2024 o 18:27

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
2 grudnia 2024 o 5:37

@pasjonatpl: ale ja rozumiem, że Tobie zakaz alkoholu nie przeszkadza i że nie narzekałeś na niego. Rozumiem również czemu znajomi mogli pomyśleć, że jednak Ci przeszkadza i narzekasz. Czasem tak bywa, że człowiek ma na myśli "ABC", mówi "CBA", a słuchacze w ogóle słyszą "XYZ". @pasjonatpl, jesteś dla mnie anonimowym internautą. Twoi znajomi - anonimowi są dla mnie podwójnie. Skoro mówisz, że to alkoholicy, to przyjmuję do wiadomości, że to alkoholicy. A na pewno kłócić się o to nie będę, szkoda życia na to. Tylko że wtedy ranga piekielności tej historii spada do "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane".

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
1 grudnia 2024 o 8:13

@pasjonatpl: A czy Twoi znajomi mają problem z piciem? Nie mam zielonego pojęcia, przecież na oczy tych ludzi nie widziałam. Skoro uważasz, że tak, no to może faktycznie coś jest na rzeczy, w końcu to Ty ich znasz, nie ja.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
1 grudnia 2024 o 8:09

@pasjonatpl: Aha, w ten sposób. To faktycznie beznadzieja, współczuję ludziom, którzy serio muszą tego przestrzegać. No, ale skoro ciekawostkę o zakazie picia wplotłeś między narzekania na dziwne przepisy obowiązujące w mieszkaniu, to nie dziwi mnie fakt, że znajomi pomyśleli, że ów zakaz Ci przeszkadza. Wymyślając sposoby na jego obejście pewnie starali się pomóc Ci. No nie dogadaliście się i tyle :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
30 listopada 2024 o 10:05

@pasjonatpl: "Inne zakazy, a były dużo gorsze, im nie przeszkadzały" Jakie? Nie, serio, bez złośliwości się pytam, bo mnie ciekawość zżera - jakie śmieszne/straszne/intrygujące zakazy obowiązują w irlandzkim mieszkaniu na wynajem?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
30 listopada 2024 o 8:27

@HelikopterAugusto: „Może ludziom bardziej przeszkadza absurdalny zakaz?” Albo może starają się pomóc pasjonatowipl jak mogą. Raczej nie sądzę, żeby któryś z polskich znajomych pasjonatapl mógł w pojedynkę zmienić realia irlandzkiego rynku mieszkaniowego, za to większość z nich jest w stanie wymyślić sposób na obejście zakazu picia – no to dzielą się tymi sposobami z człowiekiem, który im się żali, że mu pić w mieszkaniu nie wolno (i zanim ktoś wyskoczy z „autor wcale się nie żali” – to skąd w takim razie znajomi w ogóle wiedzieli o tym zakazie?)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
27 listopada 2024 o 22:04

@Tajemnica_17: Nie odpowiedziała, czyli to chyba ona ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
26 listopada 2024 o 12:33

@Absurdarium: "Trafiłaś w sedno problemu". Zajęło to co prawda tydzień i pięć sążnistych komentarzy, ale udało się! :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
25 listopada 2024 o 21:39

@Absurdarium: No widzisz, potwierdza się moje zdanie – bo podejrzewam, że gdyby teściowa była sobie gruba „na własny rachunek”, nie wchodząc ze swym obżarstwem w Twoje życie, nie jęcząc Ci nad uchem, nie wymagając sprzątania jej mieszkania – to irytowałaby Cię daleko mniej i być może nawet niniejszej historii na Piekielnych by nie było.

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 26) | raportuj
25 listopada 2024 o 21:24

"Jak ktoś mieszka na dziesiątym piętrze bez windy, to chyba wypada pomyśleć, czy zamawianie czegoś cięższego niż worek cukru jest na pewno dobrym pomysłem" A jak ktoś mieszka na dziesiątym piętrze z windą, (która, jak to maszyna, czasami się psuje), za to bez kryształowej kuli pozwalającej przewidzieć, kiedy będzie awaria tejże, to co ma zrobić?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
25 listopada 2024 o 21:14

@Pauldora: Ja wiem czy ci ludzie RELIGIĘ robią ze zdrowego odżywiania? Chyba raczej hobby (każda podpadająca pod hobby dziedzina życia ma ludzi, którzy traktują ją jak Poważny Biznes). Do którego starają się przekonać innych, bo to przecież „przynosi korzyści (zdrowotne)” – no fajnie, tylko że większość hobby przynosi jakieś korzyści. Na tej samej zasadzie filatelista mógłby wszystkich wokół przekonywać, żeby zaczęli znaczki zbierać, bo inaczej zostaną jełopami bez pojęcia o historii czy geografii, których wszak nauczyć się można dzięki oddawaniu się jego wspaniałemu hobby. Albo miłośnik gier komputerowych mógłby od wszystkich wymagać, żeby chociaż od czasu do czasu w nie pograli – no bo przecież to takie pożyteczne zajęcie, człowiek wyćwiczy refleks i spostrzegawczość, współpracy i planowania się nauczy… (no co, może nie?) Ja osobiście ani obżerać się nie lubię, ani liczyć kalorii podług tabelki przy każdym posiłku. Ot, wystarcza mi podstawowa wiedza z zakresu biologii/chemii i zdrowy rozsądek – mam szczęście mieć zdrowy organizm, który, gdy brak mu np. błonnika, odpala protokół „chęć zjedzenia jabłka/sałaty/czegoś tam z błonnikiem”. No to mu dostarczam czego tam chce. Jak przestaję być głodna, znaczy że wystarczy. No to dalej już nie jem, idę się zająć czymś ciekawszym. Ot i cała filozofia. Mam za to inne nałogi, takie pono „bardziej wyrafinowane”, takie że, wiecie, mogłabym spokojnie przyłączyć się do wyśmiewania grubasów (tylko orędowniczką zdrowego stylu życia bym zostać nie mogła, bo to by była hipokryzja) zamiast starać się ich zrozumieć – ale ja to zawsze z siebie dziwadło zrobić muszę, no. No i apiat’ wracamy do kwestii tego, że nałogi danej osoby powinny być tylko i wyłącznie jej sprawą. Podobnie jak pasje danej osoby powinny być tylko i wyłącznie jej sprawą. Podobnie jak… no kurde, skrótowo: „życie nie ma sensu samo w sobie, wszelkie jego znaczenie jest wtórnie utworzone”*, każdy sam swojemu życiu nadaje własny sens. Jego sprawa co sobie wybierze. Jeden będzie chciał w życiu chlać, drugi zaiwaniać na siłowni, trzeci czytać książki fantasy, a czwarty zgłębiać matematykę. I co? I nic, za góra sto parę lat cała czwórka wyląduje w piachu. Kim ja jestem, żeby im dyktować, jak mają spędzić śmiesznie krótką chwilę zwaną życiem? I w sumie czemu ma mnie obchodzić, co ktoś robi ze swoim życiem, póki nie wchodzi z tym czymś w moje? No, tylko że niewchodzenie w cudze życie czasem wymaga cyjanku. Ale o tym już klawiatury strzępić nie będę, bo nie mam na to aktualnie ani czasu, ani ochoty. *Ha, ciekawe, czy kto zgadnie, z jakiej książki to cytat. Podpowiem, że nic ambitnego, ale przyjemne czytadło.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
25 listopada 2024 o 10:11

@Michail: Dlatego, gdy stare drzewo dotknie choroba, musi ją przetrwać samo albo paść. I często pada.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 15) | raportuj
23 listopada 2024 o 9:08

"Za co można się obrazić? Jak się okazuje za własne projekcje". Oj, jeszcze jak można. Ja miałam kiedyś znajomą - miłośniczkę pewnego kraju. Interesowała się wszystkim, co z tym krajem związane, od tamtejszej kuchni po ichniejsze nurty w muzyce. Wiązała z nim swoją przyszłość. Po jakimś czasie kontakt nam się trochę rozjechał, zamiast się widywać gadałyśmy głównie przez SMS. Wtedy też natrafiłam na informację, że w naszej okolicy organizowany jest konkurs na temat sztuki tego kraju? jego literatury? wydarzeń w tymże podczas konkretnego okresu historycznego? Dziś już nie pamiętam, ale konkurs dotyczył czegoś z tym krajem związanego. (Chyba czegoś ze sztuką związanego jednak, bo coś mi się wydaje, że któryś etap był plastyczny, w sensie "stwórz pracę plastyczną w stylu jakimś tam".) Namiary na konkurs wysłałam znajomej, z dopiskiem w stylu "hej, wiem że siedzisz w tych tematach, może cię to zainteresuje". Jej odpowiedź? Ona zmienia numer i mam dać jej spokój (gadałyśmy może raz na miesiąc, to nie tak, że w kółko ją czymś "zabawiałam"). O co jej tak naprawdę chodziło nie wiem do dziś.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
20 listopada 2024 o 8:09

Ło rany, widzę, że mi się wczoraj zebrało na filozofowanie, zwane zamiennie chrzanieniem od rzeczy. Przepraszam was ludzie, zazwyczaj Piekielnych czytuję jednak na trzeźwo, a komentować staram się albo z sensem, albo wcale, więc nie zdarza mi się to często. Dobra, to spróbujmy jeszcze raz, może tym razem wyjdzie zrozumiale. Biorąc pod uwagę cały opis z historii – ile razy i na ile sposobów teściowa próbowała już przejść na dietę – oraz fakt, że wszystkie te próby zakończyły się porażką, obawiam się, że teściowa jest najzwyczajniej w świecie uzależniona od niezdrowego jedzenia. Cukier aktywuje w mózgu tzw. ośrodek nagrody, podobnie zresztą jak inne używki. Jest to pozostałość ewolucyjna – cukier to z perspektywy naszego organizmu praktycznie czysta energia, zatem największą szansę na przetrwanie miały te osobniki, które dostarczając go organizmowi czuły, że robią dobrą robotę, bo to je motywowało do dalszych starań o wysokokaloryczne żarcie, którego przez większość historii ludzkości było za mało dla wszystkich (zresztą w wielu miejscach nadal tak jest). Zresztą umówmy się, nikt nie staje się gruby w taki sposób, że całe życie jest szczupły, aż pewnego dnia nagle wstaje rano i stwierdza „hm, chciałbym stać się nieatrakcyjnym człowiekiem bez kondycji i zwiększyć szanse na szerg chorób; od dziś zaczynam żryć do oporu”. To jest nałóg. Widzicie, ja sobie prywatnie uważam, że nałogi danej osoby powinny być tylko i wyłącznie jej sprawą. Tylko że w przeciwieństwie do wielu ludzi, którzy by się pod tym stwierdzeniem podpisali, ja zdaję sobie sprawę z implikacji tego stwierdzenia (które jednak nie przekonują mnie do zmiany zdania). Skoro „moje życie, moje nałogi, moja sprawa” to też „mój ból głowy, moja skrucha, moje kiszki, moja franca,/ moja, wreszcie, groza ducha, gdy kostucha rwie do tańca”*. Tak, zdaję sobie sprawę, że jeśli nałogi mają być prywatną sprawą nałogowców, to jednocześnie nałogowcy nie mogą mieć prawa ŻĄDAĆ pomocy (choć nadal mają prawo przyjąć pomoc dobrowolnie im ofiarowaną). I nadal uważam, że nałogi danej osoby powinny być tylko i wyłącznie jej sprawą. I wiem, że obecnie tak nie jest. I tu na scenę wkracza cyjanek. Który mam. I którego mam zamiar użyć, jeśli rozpoznam, że to jest ten moment, w którym należy dokonać wyboru. Bo możliwe, że w pewnym momencie będę miała do wyboru śmierć albo życie bez czegoś, jak każdy nałogowiec, który pożyje wystarczająco długo (tj. nie zginie uprzednio z przyczyn losowych). Niestety, kiedy życie stawia nas przed jakimś wyborem, nie można mu powiedzieć „ja się tak nie bawię”. Opóźniając podjęcie decyzji również podejmujemy decyzję, nierzadko brzemienną w skutkach. Ja chciałabym oszczędzić bliskim prób wyciągania mnie z nałogu (i to niezależnie od tego czy finalnie byłyby to próby skuteczne) i mam tylko nadzieję, że wystarczy mi odwagi. No i tyle. Oczywiście nie mówię, że to jest jedyny słuszny wybór, inni mają pełne prawo sobie wybrać inaczej. Ale za każdym razem, gdy ktoś mówi, że żyć bez czegoś (albo kogoś) nie chce/”nie może”, zastanawiam się, czy ten ktoś zdaje sobie sprawę z implikacji stwierdzenia. Bo prędzej czy później alternatywą dla „życia bez X” nie będzie już „życie z X”, tylko śmierć. Kurde, pesymistycznie się zrobiło. To dajmy na koniec Absolutnie Niezwiązaną Z Tematem Ciekawostkę: wiedzieliście, że renifery lubią jeść rodzynki znacznie bardziej niż marchew? (W sensie „niż jeść marchew”, a nie „niż marchew lubi jeść rodzynki”.) *Jakby kto był ciekaw: Jacek Kaczmarski, „Warchoł”. A, no i @Absurdarium: podejrzewam, że to musiała być fajna koszulka :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
19 listopada 2024 o 13:17

@digi51: Dziękuję, przekażę, a znając człowieka od razu przekazuję i Tobie pozdrowienia od niego <3

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 20) | raportuj
18 listopada 2024 o 20:56

Parafrazując niejakiego Bertranda Russela: wielu ludzi prędzej by umarło, niż przeszło na dietę. I rzeczywiście tak robią. Obawiam się, że teściowa może być jednym z nich. Z jednej strony jej życie, jej wybór. Z drugiej strony po operacji sama sobą się zająć raczej nie będzie w stanie. Z trzeciej strony starość to nigdy nie jest radość. To chyba jeden z tych problemów, który ma tylko złe rozwiązania. Absolutnie Z Niczym Niezwiązana Ciekawostka Dnia: cyjanek kosztuje około 2zł/g a jego LD50 wynosi 1-3 mg/kg.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1021 22 następna »