Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Spektatorka

Zamieszcza historie od: 11 października 2018 - 18:08
Ostatnio: 2 grudnia 2020 - 19:34
  • Historii na głównej: 6 z 7
  • Punktów za historie: 846
  • Komentarzy: 99
  • Punktów za komentarze: 330
 
zarchiwizowany

#86475

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Był sobie pewien dom na wsi - trzy pokoje po około 25 m2, kuchnia, łazienka.. W domu tym mieszkał pewien wdowiec (dalej W) z synem (S) i córką (C). S był starszy, ożenił się i zamieszkał z żoną w domu rodzinnym. Dostali jeden pokój. W obiecywał, że całe gospodarstwo przepisze na niego i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Po paru latach urodziło im się dwoje dzieci - chłopczyk E i dziewczynka F.

C dorastała i czytała masę Harlequinów. Była gruba, niezbyt urodziwa i miała alergię skórną objawiającą się okresowo pojawiającymi się plamami, ale miała też dobre serce, świetnie gotowała i marzyła o rycerzu na białym koniu. Rycerz objawił się w postaci Z, starszego o kilka lat pijaka z ogromnym poczuciem humoru, który szybko zbajerował młodą amatorkę romansideł. Niektórzy ją ostrzegali, że to nie jest dobra partia, bo Z nieco zbyt mocno ciągnie do kieliszka, ale C nie słuchała - w końcu wielka miłość pokona wszystko. A W cieszył się, że córka szczęśliwa i powtarzał, że każdy facet wypić lubi. Po ślubie i weselichu C i Z zamieszkali z rodzicami Z. Urodziło im się dwoje dzieci. W domu W zwolnił się pokój, który zajęły E i F. Sielanka trwała tylko jakieś 4-5 lat, bo okazało się, że Z coraz bardziej lubi wypić, a do tego ma manię wielkości połączoną z niemożnością utrzymania pracy (taaaki z niego specjalista, że byle kto nie będzie mu mówił, jak ma robić, więc z kilku robót wyleciał). Znalazł fuchę na wyjazdach i w domu bywał tylko na weekendach. Teściowa C ponoć nie chciała "obcej baby" utrzymywać (C nie pracowała zawodowo, bo miała dwójkę malutkich dzieci), a Z raz kasę przywiózł, raz przepił... W końcu C spakowała manatki i postanowiła wrócić do domu ojca...

C, nadal trochę zakochana w swoim mężu - alkoholiku, nie chciała początkowo podać go o alimenty, bo liczyła, że się zmieni, naprawi, miłość wszystko pokona i znów zamieszkają razem. E i F zostali eksmitowani ze swojego pokoju do pokoju dziadka, a ich zajęła ponownie C z dziećmi. C nie miała praktycznie dochodów (Z okazjonalnie coś przywiózł, czasem coś z opieki dostała), więc nie płaciła żadnych rachunków, za to bez oporów korzystała z mediów i lodówki. W polu i ogrodzie nie pomogła, bo alergia. Ale po warzywa szła jak po swoje. I ta jej postawa "to mój dom rodzinny i mi się należy, poza tym jestem biedna i bez męża" też nie pomagała. Było coraz więcej kłótni i wyzwisk - E i F nie było wolno słuchać muzyki, bo przeszkadzała, nie mieli gdzie odrabiać lekcji ani zaprosić kolegów. Wojny były na przykład o pranie - jedna łazienka na osiem osób, C wyznaczała dni, kiedy żona S może prać i suszyć bieliznę. W uważał, że córce należy się pomoc i jakoś zapomniał o swojej obietnicy, że cała gospodarka będzie przepisana za S (z tą myślą S i rodzina od ponad 15 lat w niej pracowali, remontowali dom i budynki gospodarcze, a teraz C zgłosiła, że jej się należy połowa i już). Tak na marginesie to C dostała podobno jakiś posag od ojca przy wyprowadzce, ale kasa się rozeszła. Przy większości kłótni W stawał po stronie C, F nagle przestała być ulubioną wnuczką, z E od zawsze robili "mężczyznę" metodą nie-cackania-się, gonieniem do pracy w gospodarstwie i skąpieniem pochwał. Synowa oczywiście była tą złą, a S między młotem a kowadłem (żoną, dziećmi, ojcem, siostrą i siostrzeńcami) nie potrafił się opowiedzieć jednoznacznie po którejś ze stron.

Ktoś im w końcu doradził, żeby spłacili C, kupili jej kawalerkę w pobliskim miasteczku i rozwiązali te sytuację, ale S nie chciał się zgodzić, bo "ten ch* Z będzie korzystał". Tłumaczono im, że niech sam diabeł tam mieszka, ale oni spłacą C i będą mieli święty spokój w domu. Niestety S z żoną się zapieklili, że nie będą Z sponsorować. W końcu zaczęli szukać jakiegoś domu, ale albo były za brzydkie, albo za drogie i sprawa się rozmyła. Wojen w domu było coraz więcej. Więcej było też wyzwisk i wzajemnych pretensji. Dzieci C rosły i coraz ciaśniej im było w jednym pokoju. C w końcu wniosła o rozwód i alimenty, ale nadal uważała, że jej się należy, jako biedniejszemu członkowi rodziny, pomoc,więc nadal był problem z opłacaniem rachunków, kupowaniem węgla na zimę itp. F zaczęła się leczyć u psychiatry, E zaczął pić. Miał tylko 17 lat, a już wracał pijany do domu. S stwierdził, że w jego wieku może się zdarzyć i że to normalne.

Kiedy E skończył 18 lat, zaczęły się niedzielne flaszeczki z ojcem. S codziennie nie pije, ale w każdą niedzielę po obiedzie flaszeczka musi pęknąć. Do tego flaszeczki z kolegami na dyskotekach... E uczył się bardzo dobrze, ale chciał jak najszybciej się usamodzielnić i zarabiać, więc szybko się zatrudnił w budowlance - praca na wyjazdach, weekendy do domu. Ktoś powiedział S, że to słaby pomysł, żeby 19-latek robił w firmie, gdzie obowiązuje tryb pracy: 7-19 na budowie, kilka piwek, spać, znów praca. S się obrażał, że to zazdrość, bo E zarabia po 5 tysięcy, a nie po 2,5 jak okoliczne chłopaki. W końcu W podjął decyzję o przepisaniu majątku. Podzielili dom na pół, wstawili ściankę działową, S dobudował sobie osobne wejście i łazienkę. W międzyczasie córka C próbowała się zabić. E znalazł dziewczynę, która go oszukała, naciągnęła na pieniądze i zachęcała do picia, bo wtedy nie miał oporów przed kupowaniem jej różnych rzeczy. Po paru latach, kiedy już mu wydrenowała kieszenie i kiedy okazało się, że E jest alkoholikiem, rzuciła go.

S z żoną postępowali bardzo niekonsekwentnie - z jednej strony tłumaczyli E, żeby nie pił, jeździli po niego, gdy leżał zalany na chodniku, dali na mszę, płakali przed rodziną i sąsiadami, pytali co robić (ja im dałam namiary na ośrodek leczenia uzależnień - o ile wiem nie zadzwonili tam; rozmawiałam też z nim - nie słuchał) z drugiej zaś nadal w niedziele flaszeczka musiała pęknąć, nie chcieli mu założyć niebieskiej karty (po pijanemu robił awantury, ale nikogo nie bił) ani wysłać go na przymusowe leczenie. Chyba liczyli, że to się cudem samo rozwiąże.

No i się rozwiązało - chłopak zmarł. Przedawkowanie alkoholu. Nie miał jeszcze trzydziestki. Pamiętam, jak graliśmy w piłkę, jako dzieci. A teraz już go nie ma i nawet nie mogę być na pogrzebie, ze względu na koronawirusa. Nie wiem, kto bardziej piekielny, kto mniej, ale żal mi serce ściska. Dobry chłopak był...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (27)

1