Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Spektatorka

Zamieszcza historie od: 11 października 2018 - 18:08
Ostatnio: 2 grudnia 2020 - 19:34
  • Historii na głównej: 6 z 7
  • Punktów za historie: 846
  • Komentarzy: 99
  • Punktów za komentarze: 330
 
[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
2 grudnia 2020 o 19:34

@Armagedon: Czepiasz się. Oczekujesz, że autor będzie się domyślał, co wiesz, a czego nie wiesz i to wyjaśniał. Jak by wszystko było rozpisane, to padłby argument, że historia rozwlekła i przez to nieczytelna oraz że autor niepotrzebnie tłumaczy oczywistości. @ katasza: A jaką masz gwarancję, że producent nie podmieni próbek z wadliwej partii na inne? W takiej sytuacji, jeśli dopuścili do sprzedaży bezwartościowy produkt, mogą ich czekać sprawy sądowe o odszkodowania. Badanie wykonane prywatnie zawsze mogą podważyć, jeśli nie byłoby tabletek, które można ponownie zbadać.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
25 maja 2020 o 17:42

@xpert17: Czy Ty w ogóle kiedykolwiek byłeś na wsi, czy tylko znasz ją z nowel pozytywistów? Ja mieszkam w tej chwili w dużym mieście, ponad 100k mieszkańców. Ale mam rodzinę na wsi. Każdy ma tam dom, kawałek podwórka, kawałek pola. I prawie każdy ma po kilka kur, królików, kota, psa, jakąś kozę, hoduje warzywa... To nie są ogromne pola, tylko uprawy na własny użytek. Nie ma obowiązku sadzenia kartofli czy trzymania zwierząt. Ale jeśli już decydujesz się tę kozę mieć, to musisz dla niej siano albo kupić, albo ususzyć. Wiadomo, że "swoje" jajka, pomidory czy kartofle smakują o niebo lepiej niż te z masowej produkcji, no i nie trzeba za nie płacić, ale żeby je mieć, trzeba trochę pracy włożyć.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
25 maja 2020 o 17:29

@digi51: Dokładnie o to chodziło. Pani Z. mieszka z dorosłą córką (która ma prawie 50 lat), jej mężem i wnuczętami (najstarsze ma coś koło 28 lat, najmłodsze 17). W tej chwili ma około 70 lat, ale z tego, co ciotka mówiła, to takie numery odstawia od ponad 40. @Lucka: Tu nie chodzi o jakieś katorżnicze roboty. Pani Z. ma emeryturę po mężu od ponad 30 lat (miał zawał koło 40-stki, a że był jedynym pracującym zawodowo w rodzinie, to dostała jakieś świadczenie) i nie musi nic uprawiać/hodować. Ale robiła to, żeby mieć swoje ziemniaki czy marchewkę, a nie kupne. Miała też kozę, dla której potrzebne było siano i kilka kur. Za maszyny trzeba płacić. A pomoc sąsiedzka jest za darmo.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
24 maja 2020 o 22:24

@Italiana666: Bo łatwiej jest żyć w iluzji. Budzenie się z niej nie jest przyjemne. Większość ludzi woli naklejać kolejny plasterek na ranę, podczas gdy potrzebne jest przecięcie ropnia i bolesne czyszczenie. Liczą na to, że problem w cudowny sposób sam się rozwiąże.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
22 maja 2020 o 17:47

@Italiana666: Źle to rozumiesz. Nigdy nie miałaś rodziny. Miałaś iluzję, z której się wyzwoliłaś.I bardzo Cię za to szanuję, bo niewielu się to udaje.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
22 maja 2020 o 17:44

To jedna z tych historii, gdzie poszkodowani są wszyscy i zło generuje większe zło. Udawanie, że nic się nie stało nigdy nie działa. Żeby gnijąca rana mogła się zagoić, trzeba ją rozdrapać i oczyścić, a nie tylko naklejać plasterki. Większość ludzi chce ulgi, ale nie wyleczenia. Boi się zmian i liczy, że "może tym razem będzie inaczej". Na początek poczytaj trochę książek Susan Forward, czy coś na temat DDA. Spójrz na to z innej strony. Jeśli Ty nic z tym nie zrobisz, to nic się nie zmieni. Pierwszy krok już za tobą - opowiedziałaś to anonimowo nam. Kiedyś brat używał pięści, teraz używa słów, ale chodzi o to samo - poczucie władzy, kontroli nad tobą. Czerpie satysfakcję z poniżania ciebie. Kiedyś jeden z członków mojej rodziny twierdził, że nie mam poczucia humoru i głupia jestem, że się obrażam, bo tylko żartował. Mówił tak za każdym razem, gdy swoimi komentarzami doprowadzał mnie do łez. A ja miałam z tego powodu jeszcze większego doła, że nie zrozumiałam żartu. Dopiero po latach zrozumiałam, że żart z definicji jest żartem wtedy, kiedy śmieją się obie strony, i że jako dziecko prawidłowo odczytywałam jego "szpile". Zaczęłam mu odpowiadać w podobnym tonie i dodawać, że żartowałam. Satysfakcja ogromna. Jeśli nie możesz całkowicie się odciąć, to przynajmniej zacznij się bronić. Na pewno są jakieś historie, o których on chciałby zapomnieć, więc kiedy następnym razem opowie coś takiego, odpowiedz "No, śmieszne. A pamiętasz, jak wróciłeś z dyskoteki z obitym ryjem? Miałeś takie limo, jakbyś się umalował. Jak jakaś drag quinn". Straci nad tobą władzę.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
19 maja 2020 o 17:53

A ja naiwna przez chwilę się ucieszyłam, że Zaszczurzony wrócił...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
19 maja 2020 o 17:49

Daleko nie trzeba szukać. Podobnie jest z "piekielnymi". Jeszcze parę lat temu na główną wchodziły historie mające po 1000 - 1500 plusów. Takie po 140 były archiwizowane. Dołączało coraz więcej ludzi, ale i coraz więcej troli, którzy wyzywali autorów, czepiali się literówek, zarzucali wszystkim fejki... Był pewien ratownik medyczny, który opisywał świetne historie. Jeden typ się na niego uwziął i za wszelką cenę postanowił go odszukać, więc dopasowywał szczegóły z historii typu "u nas w mieście są trzy szpitale", "z centrum do szpitala są tylko 3 kilometry". Chłopak najpierw zmienił konto, potem całkiem zrezygnował z opisywania historii, bo mu ponoć tamten groził, że go w pracy oskarży o ujawnianie danych medycznych. Pisał bardzo ogólnikowo, więc chyba tylko sam zainteresowany wiedział, że o niego chodzi (historie typu "Dziś przyjmowaliśmy faceta, który zgłosił wypadek pod prysznicem. Nieszczęśliwie się potknął i butelka szamponu utkwiła mu w tyłku. Niestety teoria o nieszczęśliwym wypadku szybko upadła, gdy chirurg wyjął butelkę elegancko opakowaną w prezerwatywę". Żadnych danych identyfikacyjnych.) Codziennie było dodawanych po kilkanaście historii, teraz jest po kilka. Była nawet wydana książka z najlepszymi. Duża część "starej" kadry się wykruszyła, inni mają nowe konta. Jedyny plus tego jest taki, że i trole za nimi odeszli i znów jest bardziej kulturalnie. Tylko historii nowych mało.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 maja 2020 o 0:42

@Kaleb: Każde dziecko jest inne. Mój siostrzeniec w wieku pięciu lat dostał od jednej ciotki dużą czekoladę, od mojej mamy 20 zł na czekoladę (niezapowiedziana wizyta i nie było po prostu nic dla niego w domu, więc mama dała mu pieniądze mówiąc, żeby kupił sobie taką, jaką lubi) i wyobraź sobie, że dzieciak tamtą czekoladę oddał swojej mamie, a tę dwudziestkę przez całą wizytę wyciągał z kieszonki, oglądał, chował... miał uśmiech od ucha do ucha. Ja, kiedy zaczęłam kojarzyć o co chodzi ze sklepem i pieniędzmi, też cieszyłam się z gotówki, bo mogłam sobie kupić taką zabawkę czy książkę, jaką chciałam. Jako dobrze wychowane dziecko, kiedy dostawałam prezent, zawsze za niego dziękowałam i mówiłam, że ładny. Ale ile z tych prezentów lądowało potem na strychu, to tylko moi rodzice wiedzą. Jeśli dostaje się wymarzony prezent, jest super. Ale żeby tak się stało, to trzeba dobrze znać dziecko i wiedzieć, że np. od tygodnia świnka Pepa już nie jest ok, teraz są kucyki; a także dysponować odpowiednią gotówką (jeśli dziecko marzy np. o Furby). Inaczej możesz kupić coś, co za chwilę wyląduje w kącie i radości nie przyniesie. A dając gotówkę dajesz w pewnym sensie cały sklep - dziecko ma kilkaset możliwości i może samo wybrać, czego chce. Wiesz, jaką frajdę sprawia planowanie, co się sobie kupi i wybieranie zabawek? Dlatego uważam, że jeśli ma się kupić coś na odczepnego, byle prezent był, to lepiej dać gotówkę. Ważne, żeby zrobić to w odpowiedniej formie (np. ceramiczna skarbonka z pieniędzmi w środku).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 maja 2020 o 19:01

@whirly: Niektórzy zmieniali. Większość uważała (i rodziców, i dzieci), że warto się przemęczyć, żeby dobrze zdać maturę i dostać się na dobre studia. I prawie wszystkim się to udało. Taka była cena uczenia się w najlepszym LO w okolicy.

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 27) | raportuj
7 maja 2020 o 18:46

Słabe. Chciałeś się mścić to trzeba było albo nie sprzątać, albo śmieci umieścić w jego pokoju, albo też przy następnej okazji zrobić imprezę i potem jego zostawić z bałaganem. Ale czekać kilka lat, żeby komuś dowalić...

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
7 maja 2020 o 18:42

A nie powiedział siostrze, w jakim celu miałoby by być to spotkanie? Miałabyś być teraz jego kochanką, przyjaciółką, chrzestną dla dziecka? Bezczelność level master.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
7 maja 2020 o 18:30

@whirly: Nie spotkałaś takiego nauczyciela, dlatego nie rozumiesz. Jako dziecko wygrywałam wszystkie lokalne konkursy matematyczne, zawsze 6 na świadectwie. Egzamin do liceum zdany na 120% (zrobiłam zadanie "z gwiazdką"). Matura zdana na 100%. A na studia poszłam na inny kierunek, bo miałam dość. Nauczyciel od matmy był niespełnionym nauczycielem akademickim. Zrobił z nami rozszerzony program liceum plus pierwszy rok studiów matematycznych. Połowa klasy na korkach. Druga połowa codziennie ryła wzory i rozwiązywała zadania po nocach. Już po paru miesiącach to przestała być przyjemność, a zaczęła być męka. Od początku stosował nauczanie metodą 2-3 lekcje teorii, 2-3 lekcje zadań, test, następny dział. Nie było prac domowych, były za to kolokwia. Testy można było poprawiać dowolną ilość razy, ale żeby poprawić ocenę, trzeba było mu oddać arkusz papieru kancelaryjnego z rozwiązanymi 30 zadaniami z wskazanego podręcznika. A najgorsze było to, że nie był sprawiedliwy. Kiedyś zrobiłam zadanie, dwie minuty przed dzwonkiem się zorientowałam, że powinnam dać inny znak (minus zamiast plusa). Nie było czasu przepisywać całości, więc zamazałam znak i powyżej napisałam prawidłowy. Wynik i dalsze obliczenia kilka linijek niżej był dobry, odpowiedź prawidłowa. Nie uznał mi tego. Kiedy poszłam wyjaśnić sprawę, przy całej klasie nazwał mnie oszustką, bo uznał, że poprawiłam to już po tym, jak oddał ocenione prace. Nie dotarło do niego, że odpowiedź była jedna, prawidłowa i niepoprawiana w żaden sposób, czyli nie mogłam tego poprawić teraz. Kazał mi zrobić jeb** 30 zadań i przyjść na poprawę. A prawda była taka, że on sam nie wyrabiał ze sprawdzaniem tych testów i zadań i sprawdzał tylko do pierwszego błędu (czyli jeśli uznał, że w jednej linijce jest błąd, to dawał 0 pkt i nie sprawdzał dalej). Dyrektor zachwycony, bo najwyższe wyniki w województwie, najwięcej laureatów konkursów. Rodzice zachwyceni, bo dzieci pozdawały matury i egzaminy rewelacyjnie. I dzięki temu, mimo skarg uczniów, typ był nie do ruszenia. Jak ktoś nie wytrzymywał - przenosił się do innej klasy. A teraz pomyśl o czymś, co uwielbiasz i pomyśl, że musisz to robić codziennie, jak najszybciej i jak najwięcej. Jeśli lubisz czekoladę, po jakim czasie codziennego jedzenia po 30 dkg zaczniesz jej mieć dość? Lubisz sprzątać? - pomyśl, że robisz to po 14 godzin dziennie, codziennie, razem z niedzielami i świętami. Jesteś zmęczona, sfrustrowana, a i tak tylko dokładają ci nowych obowiązków.Ile wytrzymasz, zanim przestaniesz to lubić?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
7 maja 2020 o 18:03

@normalnyCzlowiek123: Dla większości nauczycieli Twoja historia jest potwierdzeniem, że zrobili dobrze. Bo skoro wyrosłeś na inteligentnego, wykształconego i pracowitego człowieka, to znaczy, że oni się wywiązali ze swoich obowiązków. A ile Cię to kosztowało nerwów, ilu innych po drodze zginęło... Cóż, jak sukces to dzięki nam, jak porażka - to dlatego, że się uczeń nie starał. Znałam kilku takich nauczycieli, przez jednego z nich zrezygnowałam ze studiów matematycznych (matura rozszerzona na 100%, ale tak mi obrzydził przedmiot, że nie mogłam patrzeć na wzory). Połowa klasy na korkach, ale i tak wszystkie sukcesy przypisywał sobie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
7 maja 2020 o 17:57

@abstrakcjonizm: W mojej podstawówce duża część nauczycielek była "po znajomości" - córki nauczycieli, lokalnych "bossów" itd. Bo było podejście, że wolne ferie, wakacje, codziennie tylko 4-5 godzin w szkole. Nie nadawały się do tej roboty - brak wiedzy, chęci. Lekcje polegały na przepisywaniu podręczników i tym podobnych. A jak już podajesz zarobki z najniższego szczebla, to podaj i z najwyższego - nauczyciel dyplomowany prowadzący kółko i mający wychowawstwo zarabia 3200 na rękę na świętokrzyskiej wsi (mam w tej szkole rodzinę). W tej chwili w szkole jest trudniej - więcej dokumentacji, większe wymagania wobec nauczycieli. Wtedy, parę lat temu, wystarczyło mieć plecy i kazać dzieciom przepisywać podręczniki, od czasu do czasu zrobić test (ten sam od 20 lat, dzięki czemu młodsze klasy miały piątki, co potwierdzało słuszność drogi nauczycielskiej), losowo kogoś przepytać. Nauczyciel miał władzę niemalże absolutną. Teraz z kolei ma przekichane - jeśli dziecko nie zda, to jego wina, bo nie nauczył. Rodzice z pretensjami o wszystko. Ci starzy nauczyciele trzymają status quo, gnoją młodych, którzy chcieliby coś zmienić, więc młodzi się wypalają. Ale starych nie zwolnią, bo przecież do emerytury trzeba ich dotrzymać. Kij z tym, że cierpią dzieci. Wbrew temu co piszesz, samo podniesienie pensji nie załatwi sprawy, bo wtedy nadal będzie zatrudnianie po znajomości. Trzeba by zmienić cały system rekrutacji, oceny pracy i wyników.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
7 maja 2020 o 17:22

@Wstawka: Zakaszl przy takim delikwencie. Jak się wystraszy, powiedz, że coś cię połaskotało w gardło, albo że zakrztusiłaś się śliną. Na razie mamy "tylko" trochę ponad 700 zgonów i 14 tysięcy zachorowań. Jest cała masa ludzi (w tym ja), którzy nie znają osobiście nikogo chorego/zmarłego na covid. I dlatego niektórzy bagatelizują. Bo to jest odległe. Bo w mediach są głosy, że to taka grypka i spisek. Bo nie widzieli na własne oczy, jak niewierny Tomasz.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
7 maja 2020 o 17:17

@Armagedon: Nie korciło cię, żeby w sytuacji 5 zakasłać? Ciekawe jaką by wtedy miała minę... @all Z maseczkami chodzi przede wszystkim o efekt psychologiczny - żeby nie dotykać ust palcami w przestrzeni publicznej, nie zapominać o zagrożeniu. Teorii co do wirusa jest mnóstwo - począwszy od tego, że wystarczy dotknąć klamki aż po obliczenia, że należy przez 15 minut inhalować się wyziewami osoby zakażonej bez maseczki z odległości nie większej niż metr. A póki nie wiemy, jak jest, powinniśmy minimalizować ryzyko. Jeśli noszenie masek zmniejsza ryzyko zakażenia nawet tylko o 1% to i tak warto to robić. 1% w 38-milionowym narodzie to i tak jest dużo ludzi. Negacja jest jedną z form łagodzenia stresu.Ludzie, którzy chcą to przechorować, chętniej słuchają tych "ekspertów", którzy powtarzają, że to taka trochę gorsza grypka. Tylko że jak potem się okaże, że taki 45-letni Kowalski miał cukrzycę niezdiagnozowaną i potrzebuje respiratora, a nie może go dostać, bo wszystkie są zajęte, to będzie płacz i afera w mediach. Chcą żyć lekko i bez ograniczeń - niech podpiszą papier, że rezygnują z opieki medycznej w przypadku zachorowania na covid.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
4 maja 2020 o 20:12

@UBywatel: Nie oceniam ludzi. Oceniam zachowanie tychże ludzi. Nie potępiam człowieka. Potępiam hipokryzję. Albo jesteś katolikiem i stosujesz się do zasad opisanych w katechizmie, albo nie. I nigdzie nie napisałam, że jestem lepsza czy bardziej święta. W tym momencie to ty oceniasz mnie jako pyszną, nie znając mnie. Ja jedynie próbuję stanąć w prawdzie o Kościele, do którego należę. Zapominasz, że choć każdy odpowie za swoje czyny, to mamy obowiązek upomnieć brata w wierze (raz upomnieć, nie mylić tego z nawijaniem w kółko o tym samym), jeśli popełnia błąd. Inaczej jesteśmy współodpowiedzialni za zło. Udawanie, że się czegoś nie widzi, nie jest wyjściem. I ja nie zamierzam udawać, że wszyscy jesteśmy fajni.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
30 kwietnia 2020 o 19:42

Najlepsze i zarazem najgorsze w kościele jest to, że nikogo nie wyklucza. Najlepsze - bo każdy może przyjść i się pomodlić, wyspowiadać i uzyskać przebaczenie, zacząć nowe życie, nawet jeśli do tej pory był złym człowiekiem. Najgorsze - bo są w nim tacy ludzie, którzy wierzą wybiórczo i robią reszcie czarny PR. Jestem katoliczką i sama znam kilku takich pseudo - katolików. W niedzielę do kościoła, a na tygodniu wyzwiska i obrzucanie błotem sąsiadów. Ślub tylko cywilny, ale dziecko musi być ochrzczone i mieć imprezę z okazji pierwszej komunii. I nie jest to zjawisko nowe niestety. Zacytuję biskupa Krasickiego: "Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: «…i odpuść nam winy, Jako my odpuszczamy», biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności!"

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
30 kwietnia 2020 o 18:50

@Ginsei: 14 tygodni to minimum, które jest uważane za bezpieczne. Moja kotka kilka razy miała kociaki i uważam, że najlepiej dla kociąt jest jeśli mają przynajmniej 4,5 - 5 miesięcy. Właściciele często chcą sprzedać/oddać kociaka jak najszybciej, bo to generuje mniejsze koszty (krócej żywisz, wymieniasz kuwetę itd). Kot domowy jest dojrzały płciowo po około 10-12 miesiącach (może mieć kociaki). Duże koty dojrzewają dłużej, na przykład samica tygrysa potrzebuje na to 3-4 lata, dlatego i okres "niemowlęctwa" przy matce będzie dłuższy. Jak długi - nie wiem.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
29 kwietnia 2020 o 23:48

@krulgur: Napisałeś "(...) uważam, że człowiek powinien móc zrobić ze swoim zwierzęciem co chce. Niezależnie od jego (zwierzęcia) czystości gatunkowej. Z takim małym zastrzeżeniem, nie dla każdego oczywistym, a mianowicie, że wszystko co człowiek robi o nim świadczy, a okrucieństwo świadczy wyjątkowo źle." I do tego się odnoszę - skoro "może robić co chce" to może się też znęcać. A ja uważam inaczej - że nie może. Ten powyższy cytat z twojej wypowiedzi odbieram jako zgodę na dowolne traktowanie zwierzaka, bo to tylko zwierzak. I że owszem, źle to świadczy o człowieku, ale w gruncie rzeczy nie masz nic przeciwko. Że gdybyś zobaczył, że sąsiad głodzi psa, to byś stwierdził "zły człowiek, ręki mu nie podam, ale ma do tego prawo, bo to to jego zwierzak i jest to ekonomiczne (oszczędza na karmie)". Przywołałam przykłady skrajne (głodzenie, obdzieranie), żeby pokazać, dlaczego uważam, że takie podejście ("niech robi, co chce, to jego zwierze") jest niewłaściwe.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
25 kwietnia 2020 o 22:30

@krulgur: Personalne wycieczki świadczą o braku sensownych argumentów i niskim poziomie kultury, także daruj sobie proszę. Mogłabym ci teraz odpisać, żebyś ty wyjął słownik ze swoich czterech liter i wrócił do podstawówki, bo "póki" pisze się przez "ó". Tylko że nic wartościowego do dyskusji to nie wniesie. Naprawdę nie widzisz różnicy między odstrzeleniem zwierza i zdjęciem skóry a obdzieraniem go z tej skóry żywcem? Jakie są dobre powody do znęcania się nad zwierzęciem według ciebie? Bo mówimy tu o znęcaniu się, a nie o racjonalnej hodowli. Miałeś kiedyś jakiegoś zwierzaka czy tylko tak teoretyzujesz? Bo mam wrażenie, że nigdy nie widziałeś jak potrafi cierpieć zwierze. Obejrzyj sobie na YT filmiki, jak wygląda na przykład zagłodzony pies, którego właścicielowi też wydawało się, że może wszystko. I prawo nie stoi po twojej stronie, bo za znęcanie się grozi kara nawet do 5 lat więzienia. Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś hoduje tygrysa. Ale niech mu zapewni odpowiedni wybieg, wyżywienie i towarzystwo. A nie klatkę metr na dwa i karmę dla kotów z Biedronki.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
24 kwietnia 2020 o 15:07

@Madeline: Dla mnie bez znaczenia. Ale może dlatego, że zajmuję się programowaniem i mam takie skrzywienie zawodowe, że S czy Sebastian to to samo - oznaczenie wartości. Wezmę to pod uwagę na przyszłość. Dzięki.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
23 kwietnia 2020 o 22:50

@majkaf: Mogłabym pozmieniać na Edgar czy Sebastian, ale nadal byłoby dużo osób i dużo wątków. Ponad 30 lat ściśnięte w kilku akapitach. Jeśli szukacie lekkich historii do łatwego ogarnięcia, to po prostu ją pomińcie. I tak pewnie trafi do archiwum, biorąc pod uwagę liczbę minusów.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
23 kwietnia 2020 o 22:44

@Balbina: To jest osiem osób i ponad 30 lat, które ścisnęłam w paru akapitach. Jak bym pisała "córka wdowca" zamiast C, "córka syna wdowca" zamiast F to tekst byłby dużo dłuższy i raczej nie stałby się czytelniejszy. Wtedy byłyby komentarze "a po co tak rozwlekle, było użyć skrótów".

« poprzednia 1 2 3 4 następna »