Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SpongeBobbie

Zamieszcza historie od: 19 sierpnia 2017 - 10:56
Ostatnio: 6 sierpnia 2018 - 19:33
O sobie:

Pani od problemów.

  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 364
  • Komentarzy: 11
  • Punktów za komentarze: 55
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
20 grudnia 2017 o 21:14

Jakbym czytała o swoich przebojach z tą firmą. Skusiłam się na 2 sukienki, chciałam je na ślub i wesele przyjacióķki, na zdjęciu prezentowały się super. Potrzebowałam je na 10 czerwca, zamówienie złożyłam na początku maja, co by ewentualnie wymienić/zwrócić. Moje zamówienie przyjechało miesiąc po terminie, myślałam, że mam z głowy kiecki, tylko dokupię buty, ale niestety - tak jak tu już czytałam, te ubrania to jakieś słabej jakości, krzywo uszyte szmatki. Zwrot trwał kolejny miesiąc, użerałam się z nimi, wysyłałam maile i wiadomości na fb - bez odzewu. Dopiero postraszenie UOKiKiem jeśli w ciągu 3 dni nie dostanę pieniędzy poskutkowało, dostałam przelew. Nigdy więcej.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
3 października 2017 o 20:44

@PoprostuOna: babcia zadecydowała, że was weźmie? Na jakiej podstawie?! Poza tym nawet komendant wojewódzki nie może dzieci zabrać bez informowania sądu (postanowienie może być wydane już po interwencji, ale musi być). Tutaj jakaś samowolka, a po 1 dniu oddanie dzieci pod opiekę babci. Jaki dyrektor zgodzi się na przechowanie dzieci w celu szantażu na rodzicach, przecież to wszystko jest dokumentowane (papierologii jest naprawdę sporo). "Ciocia" pracująca 24h na dobę? Wieczorem była, rano była, po południu była...mieszkała tam? Jak dla mnie jest to nierealne. Zamykanie dzieci w piwnicy, nie dawanie jedzenia, toż to jakiś kołchoz. Kiedyś prawa dziecka nie były respektowane, ale nie 10 lat temu... nie wierzę w tę historię. Albo zmyślona, albo mocno zniekształcona przez umysł dziecka, które zostało odłączone od rodziców.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
28 września 2017 o 17:15

Pracuję w pogotowiu opiekuńczym. Nie wiem gdzie znajduje się ośrodek, w którym miałeś praktyki, ale u mnie jest maksymalnie 25 dzieci. Budynek oddany do użytku w 2011 roku, nie śmierdzi niczym (smród o którym piszesz był wszechobecny w DPSie, gdzie pracowałam wcześniej). U nas nie ma dzieci potrzebujących specjalistycznej opieki, te trafiają do odpowiednich ośrodków (w sensie osoby z Zespołem Downa etc.), jedynie co to mamy misz-masz z dziećmi tylko ze spraw opiekuńczych i tych zdemoralizowanych. A przedłużające się sprawy sądowe to wina systemu i niestety standard - bardzo mało dzieci przebywa u nas ustawowe 3 miesiące. A i u mnie praca nie polega jedynie na doglądaniu odrobionych lekcji i czy dzieciaki się nie mordują...ogólnie nie jest to najlepsze miejsce pod słońcem, ale też nie zło i szatan, przynajmniej dzieci są bezpieczne, nikt nie dźga ich nożem i nie tłucze po pijanemu, nie muszą kraść, prostytuować się itp.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
25 września 2017 o 9:05

@bazienka: przez takich specjalistów opierających swą wiedzę o informacje sprzed x lat zawód ten jest traktowany tak, jak jest...naprawdę ze studiów zapamiętałaś jedynie teorię przywiązania? A skoro czegoś nie było na studiach, to znaczy, że nie istnieje? Absolwent studiów wyższych i specjalista powinien poszukiwać wiedzy i rozwijać ją, odwoływać się do źródeł naukowych i dyskutować z ich poziomu, a nie felietonów czy blogów. Jeśli z tego typu źródeł czerpiesz swą wiedzę, to współczuję Twoim klientom.

[historia]
Ocena: 23 (Głosów: 23) | raportuj
23 września 2017 o 23:33

Na studiach pracowałam w handlu, w tygodniu zajęcia, a w weekendy praca (zmiana między 6 a 12,5 h). Moi pracodawcy w pierwszej tego typu pracy też zakazywali czegokolwiek poza staniem i oczekiwaniem na klienta (mówię oczywiście o sytuacji, kiedy w sklepie nie ma nikogo poza pracownikami - czasem w ogóle nikt nie wszedł przez 6 h do sklepu), a każde odstępstwo to był telefon z pretensjami o obijanie się. W sklepie był monitoring i kiedyś dostałam na maila zdjęcie mojego zadka (kamera skierowana na kasę), rozmawiałam wtedy przez telefon z dostawcą, a koleźanka oparła się łokciem o stolik. I afera była o ten łokieć, bo zamiast pracować, to się opieramy o meble! Nie ukrywam, że nie czułam się najlepiej z tym, że szef robi zdjęcie, gdzie prawie cały kadr to moje 4 litery, a w tle widać niewyraźnie łokieć na stole (a w sklepie brak żywej duszy)...niestety standardy w handlu są odrealnione. Jak dla mnie nie ma nic złego w tym, że sprzedawca siedzi za kasą jak wchodzę do sklepu, byle tylko nie ignorował mnie, kiedy faktycznie potrzebuję pomocy. Narzucanie się z nieśmiertelnym "w czym mogę pomóc" na wstępie to już odrębny temat, będąc sprzedawcą nie cierpiałam tego, bo widziałam, jak to denerwuje klientów, jako klientka rozumiem sprzedawców i nie traktuję ich jak wroga, bo wiem, że jest im to narzucane w standardach.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 września 2017 o 22:48

@timka: otagowałam historię jako dom dziecka, ponieważ to te placówki są głównym celem pana dyrektora. Ja pracuję w interwencji i choć zapewniono nas, że nic się nie zmieni (bo "interwencja MUSI być, przecieź uciekinierów z Monaru czy MOWów nie damy do rodzinnej formy"), to jednak zmuszono nas do przyjmowania dzieci poniżej określonego wieku, gdzie kadra nie jest wykształcona i doświadczona w opiece nad dziećmi poniżej 3 lat. Jedyną kompetencją ma być rodzicielstwo pracowników...tylko co z tymi, którzy dzieci nie mają? I takie dwu-, trzylatki mieszkają pod jednym dachem z dzieciakami zdemoralizowanymi, przywożonymi w środku nocy w kajdankach...

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
12 września 2017 o 8:50

Przypomniało mi się, jak zawiozłam moją mamę na SOR z karteczką od lekarza o podejrzeniu powtórnego udaru mózgu (poprzedni przeszła 3 lata wcześniej). Ze względu na to, iż karetek nie było, to nie chcąc marnować czasu pojechałyśmy na leb, na szyję do szpitala, przecież ciągle krzyczą zewsząd, że przy udarze liczy się czas. Nam naliczono go 6 godzin, siedziałam na ławce na korytarzu i studiowałam ogromny plakat informujący po jakim czasie udar powoduje kalectwo, zgon itp. I tak, awanturowałam się na SORze, gdy widziałam, jak pijany bezdomny od ręki ma robione badania głowy (bo karetka go przywiozła), a dla mojej mamy kolejną godzinę nie ma lekarza. Teraz za każdym razem dzwonię po ratowników, jednak z tyłu głowy jest myśl, że ktoś w tym czasie może umierać i potrzebować tej karetki...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
4 września 2017 o 20:13

@Nir87: masz rację, plany likwidacji domów dziecka były, ogólnie reorganizacja instytucjonalnej pieczy zastępczej była zapowiadana do 2019 roku (choćby zmniejszenie "mocy przerobowej" placówek do 14 dzieci), jednak to, co się dzieje, jest dla mnie niedopuszczalne...pan dyrektor chodzi po placówkach, zapowiada czystki, na sugestie, że pracownicy się boją o pracę odpowiada, że "w mieście jest zerowe bezrobocie, nikt nie każe wam pracować w placówkach", sugeruje, że będzie przesuwał pracowników zamkniętych domów dziecka do innych miejsc, żeby nie płacić odpraw. Jak dla mmie człowiek na tak odpowiedzialnym stanowisku używający takich argumentów nie powinien się brać za reorganizację. Bo on kiedyś odejdzie, a bałagan po nim zostanie.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
31 sierpnia 2017 o 10:16

@Jorn: ja się zgadzam, że w pracy najważniejsze jest dobro dziecka. Tylko w tej sytuacji zaciera się granica między pracą, a własnym życiem osobistym i dobrem swojej rodziny - pracując w instytucji spędzam tam 8-10 godzin i wracam do domu, gdzie mam możliwość odetchnąć, odciąć się. A bycie rodziną zastępczą to praca 24/7. Więc powinni się na to decydować ludzie, którzy chcą, a nie, bo muszą. W takiej sytuacji większość jednak wybierze swoje dobro.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
31 sierpnia 2017 o 10:06

@2night: masz rację, że to wojewoda musi się zgodzić, ale póki co wojewoda nie wypowiada się w tym temacie i nie protestuje, dyrektorzy placówek zaczęli się buntować, ponieważ dyrektor pomija ich (i drogę służbową) w kontaktach z kadrą i rozdaje im nowe zakresy obowiązków. Ja nie wiem, jakie on ma układy z prezydentem, ale na razie nikt z "władzy" nie interweniuje na jego dziwne pomysły. Więc teoretycznie wojewoda ma głos, ale w praktyce wygląda to tak, że dyrektor robi co chce i nikt go z tego nie rozlicza.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
19 sierpnia 2017 o 11:08

Mam wrażenie, że pracowaliśy w tym samym WTZ ;) chyba, że to jest po prostu standard prowadzenia tego typu placówek. W każdym razie opis pasuje do mojego byłego miejsca pracy, a pan "ze schizofrenią i demencją" przypomina mi pana Leszka... niestety w większości przypadków WTZ nie "oddaje" uczestników na rynek pracy, bo często nie ma nikogo na wolne miejsce, a brak uczestnika, to brak pieniędzy ze strony organu finansującego. Smutne ale prawdziwe - nie chodzi wcale o integrację, zsocjalizowanie i rozwój umiejętności niepełnosprawnych. I tkwią później latami w placówce, nudzą się, dostają 80 zł "wypłaty" miesięcznie i wszyscy udają, że to rozwój.

« poprzednia 1 następna »