Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81385
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6820
 

#21926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy to piekielne. Mam podejrzenie ze byłoby gdyby jej uczestnikiem był ktoś inny, a nie ja.
Rzecz się dzieje w szpitalu. Oddział endokrynologiczno-ginekologiczny.

Tarija jest młodym wystraszonym dziewczątkiem zaproszonym do pokoju zabiegowego na biopsję endometrium. Okropne, nie polecam.
W pokoju półmrok, tylko silny strumień światła pada na fotel ginekologiczny jak na scenę w teatrze. Doktor i dwie pielęgniarki w maskach i gumowych rękawicach. Ja przerażona, bo raptem dwie godziny wcześniej byłam po raz pierwszy u ginekologa a tu ładują mnie na kanał w scenerii medycznego horroru.
Drżąca gapię się w sufit kiedy wpychają we mnie przeróżne rozwieraki i cuda, w tym coś co dla mnie wyglądało jak pistolet laserowy.
Znieczulenie niby działa ale mało.

I nagle otwierają się drzwi, a do pomieszczenia ładują się... Studenci. Sztuk 5. A z nimi pan doktor, którego jeszcze wtedy nie znałam, ale potem pokochałam całym sercem, i opiekuje się on mną do dziś.
Enyłej, studenci z pewną taką nieśmiałością w milczeniu podchodzą do "stanowiska roboczego", gdzie właśnie odbywa się przedstawienie z cyklu "pokaż kotku co masz w środku". I to jest właśnie ten okropny moment, bo nie spodziewałam się widowni w tak dla mnie intymnej sytuacji.
I tu Tarija doszła do wniosku że jest najgorzej jak może być, i można się już tyko śmiać.
- Czeeeść! - piszczę z pod zielonej szmaty - sorry panowie ale obcym to ja nie pokazuje, tak że proszę mi się przedstawić.
Salwa śmiechu jaka towarzyszyła studentom ściskającym mi po kolei rękę i recytując imię nazwisko, miejsce zamieszkania i zainteresowania jakoś rozluźniła sytuację. Ba, pan doktor który ich przyprowadził kazał im potem odprowadzić mnie do pokoju i nakupować mi słodyczy, w zamian za współpracę.

Ale jednak mogli mnie ostrzec, że ktoś się pojawi.

służba_zdrowia

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1018 (1138)

#21805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o MATCE ROKU. Poważnie, MATCE ROKU. Powtórzę, MATKA ROKU, albo co najmniej tysiąclecia.

Moja przyszywana Ciocia jest dentystką. Bardzo dobrą i właśnie dlatego pracuje z dala od NFZ-u, w swoim własnym prywatnym, gabinecie. Świetnie radzi sobie z dziećmi a poczekalnia jest wyklejona laurkami od młodych pacjentów. Wczoraj kiedy dłubała mi w uzębieniu postanowiła zająć mi czas następującą opowieścią.

Zaczyna się około godziny 11 w nocy, kiedy Ciocię obudził ktoś, kto przycisnął dzwonek do drzwi i nie puszczał (Ciocia ma troje małych dzieciaczków, które od razu się obudziły) przerażona zbiegła po schodach zobaczyć co się dzieje, o tak nieludzkiej porze.

I tu właśnie wkracza MR. Targając pod pachą dziewczynkę w wieku przedszkolnym, oznajmia że wydarzył się "okropny wypadek" i mała natychmiast musi trafić na fotel. Ciocia nie pytając o nic więcej, bo w końcu dziecko może cierpieć, pakuje zapłakaną dziewczynkę na warsztat.
Co się okazało?
Młoda upadła tak niefortunnie, że straciła 3 mleczne ząbki na samym przedzie. Ufff! Czyli nic strasznego! Ciocia posmarowała spuchniętą buzię maścią znieczulającą, wręczyła naklejki i zabawki dla dzielnej pacjentki i oznajmiła MR, że nic się nie stało, mleczaki jak mleczaki, odrosną.

I tu MR wpadła w popłoch!
- Ale jak to, nie wstawi ich pani?
- Nie ma potrzeby, odrosną.
- Ale mu jutro mamy CASTING!
Tak, MR próbowała opchnąć pociechę do jakiejś reklamy proszku do prania, barszczu czy wibratorów w wersji junior.
- Proszę pani, nie ma zagrożenia zdrowia, córki już nic nie boli, proszę sobie już darować ten casting.
- Ale pani MUSI coś zrobić!
- Nie robi się protez mlecznych zębów, a poza tym jest 11 w nocy, ja i moje dzieci chcą spać. 20 złotych proszę i do widzenia.
MR zabrała młodą, zapłaciła i wyszła.

Wróciły 3 dni później. Dziecko było w okropnym stanie, bało się otworzyć buzię.
Otóż MR przerażona oszpeceniem córki zrobiła protezę po swojemu. Mleczne ząbki wkleiła córce do buzi... kropelką.
Dziecko nie tylko wylizało sporo kleju, ale też skleiło pyszczek na amen.
Kiedy na skutek zatrucia klejem zaczęło wymiotować, nie mogło otworzyć ust. Wymiociny leciały noskiem, a mała dusiła się.

MR wstydziła się iść do najbliższego lekarza czyli cioci, wiozła dzieciaka 35 kilometrów do ośrodka zdrowia.
Lekarz widząc co się dzieje, po prostu wybił wklejone ząbki, i w sumie w ostatniej chwili. Razem z protezą poszły inne mleczaki, cześć skóry z podniebienia i naruszono jeden z niewielu stałych zębów.
Całość została spartaczona przez dentystę ośrodka, który sprawił dziecku tyle bólu, że dostawała histerii na widok samego budynku, i tak, na leczenie trafiła do Cioci.

MATKA ROKU, kochani moi, MATKA TYSIĄCLECIA...

Skomentuj (157) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2712 (2774)
zarchiwizowany

#21614

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w Małym Mieście, a uczę się dziennie w Warszawie. Często gęsto wracam do domu o godzinie 22 - 23. Troszkę niebezpiecznie jest chodzić nawet po tak małym miasteczku późnym wieczorem, już nie mówiąc o tym że muszę minąć opuszczona stację kolejową i stare magazyny które przy niej stoją.
Ale nigdy się nie bałam. Do dziś.
Właśnie odkryłam że na tym opuszczonym skrawku drogi ktoś robi mi zdjęcia. Wysłał mi je na adres e mail.
Idę na policję.
Zaczynam się bać.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (466)
zarchiwizowany

#21485

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Okolice dworca centralnego. Kolejka do okienka kiosku.
Stają za mną dwie dziewczyny w wieku raczej gimnazjalnym, o włosach w kolorze krucza czerń, i skórze w kolorze spalona czerń. Jedna od stóp do głów ubrana na lazurowo, druga w równie jadowitym różu. Co najważniejsze, obie w wysoko posuniętej ciąży.
Cóż zdarza się.
No wiec jako że czasu dużo a zapewne panienkom nie za lekko stać, zaproponowałam żeby stanęły w kolejce pierwsze.
- O dzięki - odparła dziewczyna w lazurze - a sorry, a nie miałabyś pożyczyć dwa złote, bo nam nie starczy?
No, pomyślałam że jak się ma 14 lat i 8 miesięczny ciężar w brzuchu to pewnie i kasy nie bardzo. Wiadomo, złapał je mały głód albo co? Podarowałam "dwuzłocisza".
Panienki podziękowały.
Podeszły dom okienka.
- Dwa razy mocne 25, proszę.
Tak, panienki kupiły dwie paczki papierosów. A potem zapaliły i poszły.
Dzieci wyjdą od razu ciemnobrązowe jak mamusie.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 353 (383)
zarchiwizowany

#21282

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna historia + mały bonusik.

Mam chorą tarczycę, w związku z czym raz na kilka miesięcy spędzam kilka dni w szpitalu, na badaniu krwi. Wygląda to tak że leżysz trzy dni w łóżku, a pielęgniarki kilka razy na dobę pobierają ci krew, a to na czczo, a to po obciążeniu glukozą, a to jeszcze inaczej.
Każdy sobie może wyobrazić jak się wygląda po takich "wakacjach". Z pod zamotanych na rękach opatrunków wylewały się różnokolorowe siniaki, a jasno mleczna cera kontrastowała z sinymi ustami i podkowami wokół oczu. Dowlokłam się na przystanek autobusu do Mojego Małego Miasta, z torbą zawieszoną na szyi bo w rękach nijak nie szło utrzymać.
Przyjechał autobus. Wdrapałam się na jego pokład. Niestety, miejsc siedzących brak, ale przynajmniej nie było tłoku. Wcisnęłam się więc między ściankę z pleksi i okno, i tak unieruchomiona postanowiłam dojechać do domu.
I nagle cud. [M]łodzieniec, wdały i o dobrych oczach (że zacytuję moją babcię) podniósł się z siedzenia i odprowadził na nie mnie i moją torbę. Akurat zdążyłam dotknąć pośladkami miejsca gdy pojawiła się przy nas [B]ABA

[B] - No i co Pan robi? Co robi?
[M] - ???
[B] - Nie widział że ja stoję? Komu miejsca ustąpił?
[M] - Ustąpiłem tej Pani, bo wyglądała słabo.
[B] - To kurfie ustąpił? Ja tam stoję! Ja tam stoję! Ja całe życie pracuje uczciwie a ON kurfie ustąpił!
[M] - Ale proszę pani, ta Pani naprawdę słabo wygląda.
[B] - Bo to ćpunka. (prostytutka, narkomanka, jeden pies, prawda?)
[M] - Proszę pani, proszę...
[B] - Co gówniarzu, dupy ci da? Kurfy mają stać! Kurfy mają stać!
I tu, moi kochani blask jakiś nieziemski opromienił mojego wybawcę.
[M] - I właśnie dlatego Pani postoi!

Oj, nasłuchaliśmy się. Aż w końcu jakiś pasażer dla świętego spokoju pani ustąpił. Wtedy już tylko próbowała sprawą mojego niewątpliwego nierządu zainteresować najbliżej siedzących co jej się nie udało.

I BONUS:
Pamiętacie jak jakaś "prawie ciężarna" wyjaśniała mi że przychodnia to nie jest miejsce dla chorych ludzi? Jeżeli nie to zapoznajcie się.
Enyłej, wsiadam w sobotę rano do busa do warszawy. I zaraz po przekroczeniu progu pojazdu robię to co robię zawsze kiedy z zimnego pomieszczenia wchodzę do przegranego: Kicham. Taki mam odruch.
I nagle słyszę oburzone skrzeczenie:
- Jak się jest chorym to się w domu siedzi! Zarazisz mi mojego BĄBELKA!
Tak, to ta sama "pani". Ciąży dalej nie widać.

komunikacja_miejska

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (390)
zarchiwizowany

#21254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniałam sobie dziś mojego nauczyciela Fizyki z liceum. Uczył nas tego przedmiotu tylko jeden semestr, i dzięki bogu.

Pan profesor prowadził "dynamiczne wykłady". Spacerował po klasie szepcząc, po czym nagle walił ręką w czyjeś biurko i wywrzaskiwał resztę zdania.

Słodkie, prawda?

Jakoś mnie nie polubił. Coś mu we mnie nie pasowało. Nazwisko, wygląd, sposób mówienia? Nie wiadomo. Jako że facet był sklerotyczny, pamiętał moje nazwisko i miejsce w klasie.

Któregoś dnia dużo osób było nieobecnych. Skorzystałam z okazji i przeniosłam swoje rzeczy do ostatniej ławki. Moje miejsce zajęła koleżanka, nazwijmy ją Ala Makotyńska.

Lekcja - ściślej, pan profesor zanotował temat na tablicy. Rozsiadł się na katedrze i ryknął wskazując na Alę
- Wstawaj, KuFa wstawaj! Co to ma być! Co to ma być? dlaczego nie notujesz?
A - Bo pan jeszcze nic nie mówi...
- Nie pyskuj gówniaro! Ja wam kurFa wszystkim dam! Wynocha z klasy! Jedynka, Tarijowska! Wynocha z klasy!
A - ale ja nie jestem Tarijowska...
- To gdzie jest Tarijowska?
Ja - Tu...
- Tarijowska, umiesz temat?
Ja - Nie... (przypominam, jeszcze nie zaczął lekcji)
-Jedynka, wynoś się z klasy.

Dusza pedagoga.

szkoła

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (377)
zarchiwizowany

#21145

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych księdzach jest dużo, a co w drugą stronę?
Jestem niewierząca, ale osoby wierzące (mam na myśli naprawdę wierzące, dla których wiara jest jedną z głównych wartości moralnych i życiowych) znam naprawdę wspaniałe.

Na ten przykład Ksiądz D. Ostatnio spotkaliśmy się w jakimś supermarkecie pogadaliśmy, a ze nie widzieliśmy się dawno to wypiliśmy sobie po gorącej czekoladzie w pobliskiej kawiarni.

Otóż między jednym łykiem gorącej słodkości a drugim ksiądz opowiedział mi o Mamie Dżesiki (imię zmienione, ale również "zagramaniczne" pisane "po polskiemu") Otóż MD chcę córkę ochrzcić i posłać do komunii. Co w tym dziwnego? Ano MD żyje z mężem bez ślubu kościelnego, nigdy nie była w kościele, deklaruje się jako ateistka i nigdy nie przyjęła księdza po kolędzie. Sama Dżesika nie chodzi na religię a do księdza zwraca się per "dziadu".

Nie chodzi o to że nie chcą im ochrzcić maleństwa.
Problem polega na tym że MD nie jest członkinią wspólnoty religijnej, ale chce żeby jej córka została dopuszczona do sakramentów.

Otóż rocznik Dżesiki idzie właśnie do komunii, i MD chce, żeby jej córka też "Miała Sukienkę i ładne przyjęcie". Na tłumaczenie że imprezę można wyprawić z każdej okazji, i może na ten przykład urządzić córce wystawne urodziny MD protestuje i wyzywa wszystkich od czarnej mafii, pedofili, gejów i zboczeńców.

Gdy rodzice chrzczą dziecko to podejmują zobowiązanie że wychowają je w wierze. MD nawet nie udaje że jej na wierze zależy. Chodzi o sukienkę.

To co powiem to moja opinia: Jeżeli chcesz należeć do jakiejś organizacji, to spełniasz jej wymagania i dzięki temu korzystasz z przywilejów. Tak samo z kościołem. Jeżeli masz gdzieś religię, głosisz się ateistą, to na cholerę jasną ci komunia czy ślub kościelny?

księża

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 383 (425)
zarchiwizowany

#21083

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na specjalne zamówienie baśń o kocie w kagańcu. Indżoj.

Moja kicia umie chodzić na smyczy i w szeleczkach. Dlatego często przemierzamy rubieże mojego miasteczka właśnie w ten sposób. Na chwilę obecną ludzie są już zaznajomieni z naszym widokiem (ale piekielnych nie brakuje).

Pewnego razu spacerowałyśmy sobie na lody. Dzień późnowiosenny, wiaterek powiewa, słonko świeci. I tak mijając sobie zaparkowany przy chodniczku radiowozik zostaliśmy nagle przywołane przez stróżów prawa, sztuk dwie.
- Proszę pani - zaburczał policjant z głębi radiowozu - nawet małe pieski muszą mieć kaganiec.
- Co? - Odrobinkę nie docierało do mnie o co panu policjantowi się rozchodzi.
- Nawet małe pieski ... - zaczął znowu pan policjant i urwał nagle przyglądając się ocierającej się o moje nogi kici. W tym momencie jego kolega wybuchnął radosnym, głośnym śmiechem. Przez chwilę radowaliśmy się tym wydarzeniem wszyscy troje.
- Przepraszam bardzo... - próbował wydyszeć dzielny stróż porządku
- Danek - Wydyszał przez łzy jego kolega - ty kurrfa zacznij nosić te okulary na nosie nie w kieszeni.

Panowie przeprosili za kłopot, pobawili się z kotem i na tym koniec bajki. Nie wiem do tej pory gdzie kupić namordnik na kota.

miasto moje 738

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 449 (507)
zarchiwizowany

#21063

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam kota. Rasy kot, marki kot, rodzaju kicia, kolor beżowo - różowy. Kotka urodziła się na mojej sukience na studniówkę, a potem robiła tylko coraz więcej problemów. Na ten przykład zachorzała mi na "katar koci" i trzeba było ją nosić do weterynarza na zakraplanie i zastrzyki.
Ale droga daleka (4,5km), lato, nosić kota ciężko bo na dźwięk przejeżdżającego samochodu wyskakuje z ramion drapiąc do krwi, piechotą sam nie pójdzie, na rower nie wezmę, a Ojciec mój prędzej by samochód spalił niż wpuścił do środka zwierzaka.
Więc co?
Nauczyliśmy kota chodzić na szelkach (takich małych). Właściwie to wystarczyło szeleczki zapiąć i kot zgrabnie tuptał przy nodze. Od pierwszego razu, zdolniacha moja.
W małym mieście kot na smyczy to nie lada widowisko. Dzieci często próbowały go zaczepiać, ale pewnego razu pewna [M]amusia przeszła wszystkich.
[M] - Ile za kota?
[J]a - Kot nie na sprzedaż.
[M] - Dam 20 złotych!
[J] - Nie sprzedam kota, ale w lecznicy jest ogłoszenie o kotach do adopcji.
I tu wydarło się dziecko, różowiutka córeczka, która rzuciła się na ziemię wrzeszcząc że ten kot i tylko ten bo jest RÓŻOWY!!!
[M] - Przecież Pani widzi że DZIECKO CIERPI! Pani da tego kota!!!

I tu postanowiłam Mamusię zignorować. Poszłyśmy sobie z kiciusią dalej... a przynajmniej chciałyśmy. Poczułam niesamowite szarpnięcie za rękę w której trzymałam smycz. Tak, Mamusia złapała moje zwierzątko za tylne łapki i ciągnęła w swoją stronę.
Co miałam robić? Puściłam, jeszcze by mi uszkodziła zwierzaka. Ale moja kicia jest po Pańci nie tylko pieszczoszką, ale też dość mocno broniącym się stworzeniem. A kto próbował kiedyś wmusić w kota tabletkę ten może sobie wyobrazić jak łatwo było Mamusi utrzymać wierzgającą, różową kulę pazurów. Koniec końców kicia wyrwała się jej z rąk i pomknęła w krzaki.

- TY MASZ KOTA NIEBEZPIECZNEJ RASY, JA CIĘ NA POLICJĘ DAM!!! - Wywrzaskiwała matrona korzystając z faktu że byłam odrobinę zszokowana jej próbą kradzieży mojej milusińskiej.

I był to jeden z niewielu razów kiedy nie uciekłam. Był to też jeden z niewielu momentów kiedy naraziłam na zniszczenie swoje piękne sandałki na wysokim drewnianym obcasie, ale uwierzcie mi, gdyby nie to kopnięcie w żołądek które jej zaserwowałam, to nie mogłabym spać w nocy.

Policji ni widu ni słychu. Ale oni bardzo lubią mnie i moją kotkę, od czasu kiedy z rozpędu zwrócili mi uwagę że nie ma kagańca.

Zdjęcie kici, jeżeli kogoś interesuje jej umaszczenie: http://imageshack.us/photo/my-images/840/p1010261n.jpg/

Moje małe miasteczko 738

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (327)
zarchiwizowany

#21001

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
- Żartobliwej pełna weny,
Tarijo moja! pół anioła!
Kolosalny wzorze cnoty
Pośród hemisfernej sceny,
Strojny w miłość, lubość, wdzięki!... -
Nie tak, acz podobnie zaczął rozmowę z Tariją kolega ze studiów.

- Czegóż? - zapytała niezbyt w duchu romantyzmu Tarija

- Ano, święta się zbliżają i chciałbym nabyć drogą kupna GRĘ KOMPUTEROWĄ dla mojego siostrzeńca. Jako iż wiedza twoja w tym temacie stokrotnie przewyższa moją, bądź mi latarnią i opoką w trakcie zakupów!

Jak mogła się Tarija nie zgodzić gdy ją ładnie proszą? Wskoczyli w kierującą się na Targówek karetę ZTMu i pognali do sklepu pod czerwoną chorągwią.
Jako iż w skarbczyku kolegi złota nie za dużo, Tarija zdecydowała się na wybór gry z jednej z promocyjnych kolekcji. I tak sobie stoi przy regaliku i grzebie w głowie w poszukiwaniu ostatnio czytanych recenzji wyłożonych tam tytułów. Kolega znikł na dziale z głośnikami bo w temacie gier jest niestety mocno zielony. I tu pojawia się pan z obsługi.

- O, dzień dobry, tutaj nic ciekawego nie ma, może pani zobaczy na te gry tutaj? Zapytał machając w kierunku półeczki zastawionej Simsami.

- Nie dziękuję. Wiem co chcę kupić - mruczy Tarija - Ale w tej serii Złotej, to powinna być też gra X, macie ją w sklepie?

- A pani to na prezent szuka?

- Tak.

- No to na prezent to tylko grę Y! (średnia ocen poniżej 7 w skali 10 stopniowej, ale imponujące pudełko no i NOWOŚĆ! limitowana edycja! Z breloczkiem na jajnik i innymi cudami)

- Proszę pana, jak nie ma gry X to idę gdzie indziej.

I tu na scenę wtarabanił się kolega, co wywołało uśmiech na twarzy sprzedawcy.

- Oooo... To dla pana? To dobrze, bo tu pani się trochę nie zna i nie możemy się dogadać.

I w tym momencie bez słowa ze sklepu wyszliśmy. Kupiliśmy w internecie.

Sklep nie dla idiotółw

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (417)