Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tee_can_do_that

Zamieszcza historie od: 8 listopada 2021 - 13:51
Ostatnio: 14 kwietnia 2024 - 8:43
  • Historii na głównej: 36 z 40
  • Punktów za historie: 3832
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 124
 

#89810

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pasażer z piekła rodem.

Podróż pociągiem. Z braku miejsc w klasie 2, odżałowaliśmy i pojechaliśmy klasą 1, bo jakoś wrócić trzeba. I luksusy były, bo 4 siedzenia ze wspólnym stolikiem.
Gdzieś za Gdańskiem, jednemu z pasażerów na siedzeniach za nami coś mówiąc krótko odbiło. Młody chłopak poprosił o zabranie spod stolika walizki, bo najwyraźniej miał za mało miejsca. Swoją drogą od tego są półki, żeby tam bagaże umieszczać.
Panu bardzo się nie spodobało, że musiał walizkę swoją lub partnerki włożyć na górę. Zaczął chamsko do tego chłopaka, że jak chce miejsca leżące, to gdzie indziej, zaczął czepiać się jego wyglądu (nie wiem jak wyglądał, ale co to ma do rzeczy). Partnerka próbowała go uspokoić, więc jej też się dostało.
Pomarudził i gdzieś poszedł, może do Warsa. Nie było go z pół godziny. Wrócił w bojowym nastroju i jeszcze bardziej zaczepiał tego chłopaka, nawet mu groził pobiciem po wyjściu z pociągu, partnerkę nazwał "gów**m", pytał, czy może ten młody jej się podoba...

Zaczepiany chłopak nie odpowiadał na zaczepki. Jedna z pasażerek wezwała konduktorkę. Pani przyszła, poprosiła awanturującego pana na stronę. Najpierw mówiła cicho, kończyła już krzykiem. Facet miał ultimatum, albo się uspokoi, albo wysiądzie na najbliższej stacji. Usiadł i dalej swoje, więc następna osoba poszła po konduktorkę i pan wysiadł, bo akurat dojechaliśmy na jakąś stację. Partnerka mogła zostać, ale wysiadła z nim. O dziwo nie stawiał oporu. Może dlatego, że został poinformowany, że wezwanie policji będzie go kosztować 2000 zł mandatu. Komentarz jest tu chyba zbędny.

Pociąg

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (194)

#89665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zacznę od apelu. Jeśli czyta to ktoś związany z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, lub ktoś zna pracownika tegoż parku, niech podpowie im, żeby wprowadzili obowiązkowe przenośne popielniczki dla palaczy wchodzących na szlaki TPN-u. A na miejscach postojowych od czasu do czasu ktoś mógłby takie osoby kontrolować, czy nie zaśmiecają parku petami. Wiem, że przy takim ruchu jest to trudne, ale w naszym kraju niektórym trzeba tłumaczyć kijem oczywiste sprawy.

Zapewne pod tym wpisem posypią się gromy pod moim adresem, ale trudno. Może choć jedna osoba pomyśli, zanim zrobi to, co widziałam kilka dni temu na szlaku w Dolinie Kościeliskiej.
Otóż dwie panie najpierw wypaliły papierosy nad brzegiem strumienia, a potem jakby nigdy nic wrzuciły pety w jego nurt.
Zgotowałam się, bo nie były to nastolatki, ale kobiety 40+, a może nawet i 50+. Powiedziałam do moich towarzyszy na głos, że takiego chamstwa dawno nie widziałam, żeby pety do strumienia wrzucać, a "damy" zadowolone z siebie poszły sobie dalej.
Wiem, że kijem Wisły nie zawrócę (nawet teraz przy niskim stanie wody), ale czy to taki wielki problem zabrać ze sobą na szlak słoiczek po małym ketchupie czy innym sosie i zbierać w niego popiół i pety?

Tatrzański Park Narodowy to dobro wspólne, ale niektórzy chyba sobie w domu wrzucają pety do herbaty i potem nawyki są silniejsze niż wstyd.

Dolina Kościeliska

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (172)
zarchiwizowany

#89564

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tragedia autokaru z pielgrzymami przypomniała mi mój szok i niedowierzanie, którego doznałam jadąc kilka lat temu autobusem rejsowym z Warszawy do Zamościa.

Wybierałam się z koleżanką z roku na zwiedzanie. Startowałyśmy z różnych miejsc, więc umówiłyśmy się w Wawie, że wsiądziemy do jednego środka transportu.

Gdy zajmowałyśmy miejsca na końcowych siedzeniach w autobusie zauważyłam, że rząd 5 miejsc na tyle jest odgrodzony kocem czy jakąś płachtą. Był środek nocy, byłyśmy zaspane, ale nieco mnie otrzeźwiło, gdy zorientowałam się, że kierowca, który przed chwilą sprzedawał nam bilety, zniknął za wspomnianą zasłoną. Miał ,,luksusowe'' miejsce do odpoczynku. Autobus jechał z jakiegoś miasta na północy kraju, już nie pamiętam skąd. Ale przecież kierowca, który zmienił tego, zapewne do tej pory zajmował to samo miejsce na tyle. Szczęśliwie dojechałyśmy do celu. Ale myśl, że ludzi wożą kierowcy śpiący na tyle autobusu przeraża mnie do dzisiaj.

Inna rzecz, wyjazdy organizowane samozwańczo, przez osoby bez właściwego doświadczenia. Znajoma pojechała niedawno, niestety służbowo, do Grecji. Autokar pełen, połowa pasażerów to były dzieci, i brak noclegu po drodze. Domyślam się tylko, że kierowcy nie mieli odpowiednich warunków do odpoczynku. Dojechali, wrócili, na szczęście bez problemów. Szacun dla kierowców, że dali radę.

Ja wiem, że zorganizowanie siatki zmienników na długiej trasie to wyzwanie, ale bezpieczeństwo i życie ludzkie nie ma ceny. Niestety czasem jednak oszczędność wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.

Autobus

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (35)

#89504

przez (PW) ·
| Do ulubionych
,,Pani kierowniczko jest zima, to musi być zimno". Skąd to znamy? Z filmu. Kiedy to będzie znowu aktualne? W najbliższym sezonie grzewczym.

Jeszcze o tym nie myślimy, bo za oknem 35'C, ale już warto zacząć (jeśli są dostępne) kupować maseczki przeciwpyłowe, bo w powietrzu zimą będzie wszystko, tylko nie powietrze. Warto też zadbać o szczelność okien. Raz dla zatrzymania cennego ciepła, dwa dla ograniczenia napływu zapylenia z zewnątrz.

Poza tym, kto ma ogrzewanie z ciepłowni, nich kupuje czapki, rękawiczki, swetry i koce, żeby się potem nie zastanawiać, czy odkręcać kaloryfer czy kupić chleb. Bo można przetrwać w pomieszczeniu, gdzie jest kilkanaście stopni będąc dobrze ubranym i przykrytym, ale na głodnego będzie ciężko.

To się teraz może wydawać abstrakcyjne, ale takie przygotowania w październiku mogą być już potrzebne. W moim mieście prezes ciepłowni zapowiedział już od sierpnia podwyżki o 100%, a do zimy pewnie ogłosi ich jeszcze kilka. Będzie piekielnie, ale nie gorąco, tylko piekielnie zimno.

sezon grzewczy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (212)

#89481

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żeby chorować, trzeba mieć zdrowie. Droga pacjenta do wyzdrowienia.

Coś mocno zaniemogło mi kolano. Dzwonię więc do mojego lekarza POZ. Schodek pierwszy - nadal teleporada, czyli leczenie telepatyczne. Super, skaczę ze szczęścia na zdrowej nodze. Lekarz decyduje co robić na podstawie mojego mało fachowego opisu. Dostałam od ręki (albo od ucha, bo przez telefon) skierowanie na rtg i do ortopedy. Prosty odcinek drogi, nawet bez zakrętów... coś łatwo z tym poszło.

Prześwietlenie zrobiłam następnego dnia, ale już na jego opis czekałam 9 dni. Pani radiolog uprzedziła mnie jeszcze, że odbiór po 13:00, bo wcześniej nie będzie zrobione. Odbierając wynik postanowiłam sprawdzić, jak kształtuje się sytuacja w przychodni ortopedycznej, bo szczęśliwie obie jednostki są w jednym kompleksie medycznym. I cóż odkryłam. Otóż rejestracja np. we wtorek działa w godzinach 8:00 - 8:30 oraz 11:00 - 12:00. W pozostałe dni podobny rozstrzał godzinowy. Czyli schodek drugi na drodze do podjęcia leczenia.

I weź człowieku mieszkaj na przykład na drugim końcu miasta, miej chorą kończynę dolną, przemieszczaj się z trudnością i zarejestruj się do lekarza przy takich wybiórczych godzinach otwarcia rejestracji. Na stronie znalazłam informację, że średni czas oczekiwania na wizytę to 111 dni.

Ponieważ nie było mi dane trafić na godziny, kiedy rejestracja była czynna, postanowiłam zapisać się telefonicznie. Ciekawe jak mi pójdzie...i ile jeszcze schodków przede mną...

Przychodnia specjalistyczna

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (134)

#89020

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kto nie był nigdy na SOR-ze, ten nie może dostać się do raju. Musiałam zawieźć członka rodziny na sor, bo dostał skierowanie na oddział chirurgii od lekarza rodzinnego. Rzecz się działa w tym samym wspaniałym mieście powiatowym, co i historia z urzędem pracy, chyba taki klimat.

SOR kojarzy się z tłumem ludzi w różnym stanie ,,technicznym". Mieliśmy szczęście, bo za pierwszym, jak i za drugim podejściem było tylko  kilka osób oczekujących.

Podejście 1.
Podchodzę do rejestracji ok. godziny 8:00. Podaję wypełnioną ankietę covidową z dopisanym numerem e-skierowania, pani rejestratorka (nazywana przez współpracownice sekretarką) przyjmuje papier i zamyka okienko. I siedzimy sobie tak z godzinę. Aż przychodzi jakaś pani i pyta rejestratorkę, czy oddział chirurgii jest otwarty, bo ona ma planowe przyjęcie, ale ktoś jej powiedział, że chirurgia zamknięta. (wtf?!)

Pani sekretarka odpowiada, że dzwoni tam od 7:00 i nikt nie odbiera. Więc ona nic nie wie. Ciekawe rozwiązanie, żeby SOR nie wiedział takich podstawowych rzeczy... Pacjent, którego przywiozłam stwierdził, że nie ma sensu czekać, więc zabrałam ankietę i wyszliśmy. Z dolegliwością musiał jakoś wytrzymać. Tego samego dnia na stronie lokalnego portalu informacyjnego pojawiła się informacja, że kilka oddziałów zostało zamkniętych. Życie...

Minął jeden dzień. Ponieważ stan pacjenta się nie poprawiał zadzwoniłam do szpitala w sąsiednim powiecie. Tam niestety oddział chirurgii zamieniono na covidowy, ale polecali szpital w ich sąsiednim powiecie, czyli jeszcze dalej. W zasadzie z ciekawości zadzwoniłam na ten zamknięty i okazało się, że eureka działa. Był już późny wieczór, ale co było robić, jedziemy, bo boli.

Podejście 2.
Wypełniłam nową ankietę, podałam w rejestracji. Pani mówi, że czemu dopiero dzisiaj, skoro skierowanie wystawione wczoraj. Mówię, że oddział był zamknięty, a ona, że wczoraj wieczorem otworzyli. Miałam to chyba w gwiazdach wyczytać... Tym razem oczekiwanie nie trwało długo, ruch nieduży, pacjent wszedł na sor po 20 min. Ale tam czekał kolejną godzinę na lekarza, bo tamten robił operację. Tu pauza w mojej historii, cdn.

W tzw. międzyczasie w poczekalni pojawiła trzyosobowa rodzina - rodzice z córką, na oko 16-17 lat. Dziewczyna zapłakana, miałam wrażenie, że ma problem z oczami, ale nie wiem dokładnie.
Podali papier, za kilkanaście minut weszła na sor. Po jakimś czasie dziewczyna dzwoni z otchłani szpitala, że gdzieś jej kazali iść, wskazówki typu: pani zjedzie winą, w prawo, w lewo. Dziewczyna nie wyglądała na jakiś ciężki stan, jedyne, co było widoczne, to roztrzęsienie i płacz. Nie jestem lekarzem, więc nie wiem czy była w stanie to zapamiętać i trafić.

Weszła sama, bo miała skończone 18 lat. Matka podeszła do rejestracji z pytaniem czemu nikt jej córki nie zaprowadził do gabinetu, tylko kazali samemu trafić. Pani rejestratorka twierdziła, że na pewno ktoś zaprowadził. W trakcie słownej przepychanki przy okienku zza drzwi wyłoniła się sama zainteresowana i kłótnia rozgorzała jeszcze bardziej, matka żądała wskazania osoby, która niby zaprowadziła, przy okazji pomstując, że tak traktują matkę 2-miesięcznego niemowlaka (ale tego chyba w skierowaniu nie było...). Dziewczyna chciała wyjść, ale matka nie dawała za wygraną.
Ciąg dalszy następuje. Nie było mi dane obserwować tej scenki rodzajowej do końca, bo pacjent, którego przywiozłam wyszedł. Wiele mu nie pomogli. Dowiedział się tyle, ile sam już wiedział.

Była tam jeszcze jedna pani, która kilka razy powtórzyła w rozmowie z rejestratorką, że tamta jest bardzo niemiła. I w sumie trudno stwierdzić, kto jest bardziej piekielny, pacjenci czy obsługa szpitala, bo jedni i drudzy bardzo się starali zasłużyć na to miano.

Szpitalny Oddział Ratunkowy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (134)
zarchiwizowany

#89432

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia #89423 przypomniała mi coś z czasów liceum.
Realiów polskich szkół nikomu przedstawiać nie trzeba. Szatnie od wf-u w mojej szkole były dosyć obskurne, o indywidualnych szafkach nie było co marzyć. W pierwszej klasie co jakiś czas zdarzały się kradzieże w damskiej szatni, ale nikt nikogo za rękę nie złapał. Były podejrzenia wobec jednej koleżanki, ale dowodów nie było. W drugiej klasie nie odliczyły się 3 dziewczyny, w tym ta podejrzewana.
Więcej kradzieży nie było. Ale to, co zginęło, to przepadło. A piekielna była nasza wychowawczyni, która nic nie zrobiła w tej sprawie, przez cały rok szkolny, a była właśnie od wfu...

Szkolna szatnia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (61)

#89401

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z drogi o braku cierpliwości motocyklisty.

Wracałam pojazdem swoim do domu. Po drodze, "na ostatniej prostej" widzę z daleka mały zator, pechowo dla użytkowników drogi - przy wyjeździe ze stacji paliw. A przyczyną tegoż utrudnienia na drodze był ciągnik siodłowy, który najwyraźniej miał już chęci urlopowe, bo to tuż przed weekendem było. Kierowca sprowadził już ekipę, która miała zachęcić stalowego rumaka do dalszej jazdy.

Gdzie samochód się rozkraczył, tam go naprawiali, to nie osobówka, że przepchniesz, choć po drugiej stronie drogi parking i pełno miejsca. Siłą rzeczy samochody jadące pasem zastawionym przez "tira" musiały ustąpić jadącym z przeciwka. Normalna rzecz na drodze.

Nie był to duży korek, ot 5 samochodów. Ale motocykliście honor nie pozwolił stanąć jak przepisy nakazują, na końcu. On musiał na 3-go wjechać między te czekające na przejazd i te jadące wolnym pasem w przeciwnym kierunku. Dojechał do pierwszego oczekującego i w tym momencie ten samochód ruszył, bo mógł już przejechać. Domyślam się tylko, że kierowca osobówki nie spojrzał w lusterko, bo teoretycznie tego motocyklisty nie powinno tam być. Cudem nic się nie stało, ale niewiele brakowało do nieszczęścia. A stałby w tym mini korku może z minutę.

motocyklista

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (162)

#89367

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Remont 50-letniego budynku instytucji kultury, za bagatelka 7 mln. Trwał dwa lata, architekt wnętrz, te sprawy. Jest kilka ciekawostek, ale opiszę jedną.

Rzecz istota dla pracowników, zaplecze socjalne. Dla ponad 30 osób w budynku 2-piętrowym jeden mały pokój socjalny. Krzesła owszem są, dla 8 osób. Potrzebny będzie grafik na śniadania (teoretycznie nie wolno jeść i pić w pokojach, żadnych czajników przy stanowiskach pracy). Są meble kuchenne, a w nich ceramiczna umywalka (działająca) i zlewozmywak (pomimo, że budynek już odebrany, to nie podłączony). Nie ma natomiast żadnego gniazdka, żeby na blacie kuchennym postawić np. czajnik elektryczny, mikrofalówkę, ekspres do kawy. Nie ma też choćby dwupalnikowej indukcji ani czegokolwiek innego.

Gniazdka są, ale po drugiej stronie pomieszczenia, za stołem, przy oknie, tuż nad podłogą. I tam właśnie, na podłodze wylądował czajnik. Super bezpieczne miejsce, ktoś się zagapi i będzie wypadek. Lodówka też teoretycznie powinna stanąć pod oknem, ale że okna są od południa i oczywiście nie ma w nich rolet czy żaluzji (nie ma ich nigdzie, a o naklejeniu mlecznej folii podobno nie ma co marzyć), to stoi nie podłączona, bo niby przedłużacz to zagrożenie dla bezpieczeństwa, a stać przy oknie latem nie powinna, bo będzie się nagrzewać. Ale najciekawsze jest to, że znalazło się w pokoju socjalnym miejsce na specjalny kontakt dla komputera. Kto będzie tam z niego korzystał pozostaje zagadką.

I tak się teraz trzeba zastanowić, czy nie ma jakichś przepisów budowlanych, które określałyby co powinno być w pomieszczeniach użyteczności publicznej, czy architekt może swobodnie robić takie buble.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (155)

#89318

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W historii #89295 opisałam epizod z kazania. Ale jak zauważyłam w komentarzach, niezbędne jest tu dopowiedzenie.

Nie przeczę, że Kościół robi dużo dobrego. Historia jest o proboszczu. Tylko i wyłącznie o nim. A że ten człowiek "ma rząd dusz" w mojej parafii od 23 lat, to jest co opisywać.

Gdy przygotowywał pierwszy raz w mojej parafii komunię świętą powiedział do rodziców tak: wy tu sobie możecie gadać co chcecie, ja i tak zrobię po swojemu. To najlepsza recenzja jego osoby. Jak powiedział, tak robi do dziś.

Poprzednią parafię zostawił z ogromnym długiem, jak na tamte czasy niewyobrażalnym do spłacenia przez małą wspólnotę. U nas też szybko zaczęły się "niezbędne remonty". A to w kościele, a to na plebanii. A to nagle okazało się, że potrzebujemy nowej kaplicy na cmentarzu, za 400 000. Prosty człowiek może się tylko nie zorientować, że to, co wybudowano, mogło kosztować góra 300 000.

Dojrzał też okazję w cmentarnej bramie, która pojechała do pracowni konserwatorskiej ponad 10 lat temu, nie ma jej do dzisiaj. Wycięto stary drzewostan wokół kościoła, bo zagrażał budynkom. Miały być z tego nowe ławki... też ich do dzisiaj nie ma, a stare się chyboczą, jedzą je w najlepsze korniki. Jednocześnie można usłyszeć, jak chwali się otwarcie swoim domem w miejscowości uzdrowiskowej. Jest taki już słynny cytat, że nie chodzi o to, żeby zebrać, tylko, żeby zbierać. Kwintesencja proboszcza.

Osobną kwestią jest traktowanie wikarych. Był taki moment, że zmieniali się co pół roku, tak im było dobrze. Jeśli pojawił się jakiś z dłuższymi włosami, w następną niedzielę był już poprawnie obcięty.

Jak zaczęła się covidoza, to na tych, którzy przestali chodzić do kościoła z obawy o zdrowie mówił z ambony "przestraszeni" z wystarczająco dużą dawką ironii, aby ludzi zniechęcić jeszcze bardziej.

Czekam, aż ten pójdzie na emeryturę. Może nowy proboszcz odbuduje zaufanie lokalnej społeczności. A jeśli chodzi o zgłaszanie "wyżej", to słyszałam, że biskup wysyła niezapowiedzianie do podległych parafii swoich kasjerów do liczenia tacy, żeby go przypadkiem proboszczowie nie oszukiwali. Może plotka, ale jak patrzę, co się dzieje, to nic mnie nie zdziwi.

Jeśli macie u siebie księży, którzy pomagają i nie ciągną kasy ile się da, to zazdroszczę. Bo u mnie w parafii zawsze pieniądze są na pierwszym miejscu.

Parafia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (163)