Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TheBunnyLady

Zamieszcza historie od: 7 sierpnia 2022 - 23:04
Ostatnio: 13 sierpnia 2022 - 11:47
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 78
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 0
 

#89546

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia na dole o psie do oddania i problemami ze zgloszeniem i chęcią jej uratowania przypomniała mi moją własną, z ostatniego lata.

Na samym początku muszę zaznaczyć że sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii.

Rok temu, koniec sierpnia, bardzo późno w nocy (pewnie około pierwszej albo drugiej nad ranem) wracałam z pracy do domu - wyszłam z dworca i szłam pieszo (co ważne) do domu.
Po drodze zobaczyłam liska skulonego na drodze, widać było że potrącony przez samochód, ale oddychał.
Nie wiedziałam co robić ale nie byłabym w stanie ze sobą żyć jakbym go tak zostawiła, wiec podniosłam go, zostawiłam w bezpiecznym miejscu na lekko ogrodzonym trawniku i poszłam do domu szukać w internecie jakiegokolwiek numeru ratunkowego dla potrąconych dzikich zwierząt.
Wzięcie go do domu nie wchodziło w grę bo mieszkam w mieszkaniu z królikiem, więc nie mogłam przynieść do domu jego naturalnego wroga.

No i się zaczęło - RSPCA nie odbierało, fox rescue też nie - oni pracują tylko w dzień (co jest dosyć zaskakujące tym bardziej ze lisy to akurat są typowo nocne przecież), zadzwoniłam do kilku organizacji - nikt nie odbiera, facet z jakiejś organizacji typowo odpowiedzialnej za dzikie zwierzęta odebrał, ale wielce był zły że go obudziłam (serio, czasami można poznać po głosie że ktoś spał) i powiedział że akurat lisami to oni się nie zajmują.

Spędziłam dobrych kilka godzin dzwoniąc w różne miejsca, aż do rana. Wtedy go też odkrył sympatyczny pan z budowy za rogiem (poszłam sprawdzić czy ciągle tam jest, czy żyje itd) i tak sobie razem dzwoniliśmy, dodzwoniliśmy się mniej więcej w tym samym czasie - on do RSPCA, a ja do Fox rescue gdzie babka była chyba przekonana że to ja tego lisa potrąciłam.

Mniej więcej tak przebiegła nasza rozmowa:

Babka (bardzo pogardliwym tonem): trzeba było go wsadzić w samochód i zabrać do nocnego weterynarza, oni muszą przyjąć zwierzęta i nie musiałabyś nic płacić.
Ja: yyy... ja nie mam samochodu
Babka: trzeba było poprosić rodzinę albo znajomych
Ja: nie mam w tym kraju rodziny i niestety nie mam znajomych do których mogę zadzwonić w środku nocy żeby zabrali mnie z dzikim lisem do weterynarza
Babka (tutaj prawie padłam): trzeba było iść i zapukać do sąsiadów i ich poprosić o pomoc
Ja: Wprowadziłam się tutaj kilka tygodni temu, nie znam żadnych sąsiadów, jeśli zacznę w środku nocy pukać obcym ludziom do drzwi z chorym lisem i prosić o podwózkę to, bądźmy szczerzy, albo zadzwonią po policje albo po pogotowie i pomoc psychiatryczną. Może jednak to organizacja specjalizująca się w pomocy LISOM powinna mieć godziny operacyjne bardziej lisom przyjazne?

Pan z budowy w czasie tej rozmowy zorganizował pomoc i przyjechali 20 minut później i zabrali, jeszcze wtedy przynajmniej, żywego lisa do weterynarza. Mam nadzieję, że wszystko z nim ok i mam do tej pory straszny problem moralny czy w tej sytuacji lepiej go było zostawić na ulicy na pewną, ale szybką śmierć, czy faktycznie próbować pomóc. Kto wie?

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (138)

1