Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tohru

Zamieszcza historie od: 21 grudnia 2015 - 20:46
Ostatnio: 18 grudnia 2021 - 13:59
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 620
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 96
 
zarchiwizowany

#88841

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś o piekielności drobnej, co nie zmienia faktu że trochę przykro mi się zrobiło. Ale do rzeczy.
Lat temu z 10 uprawiałam pewien sport, nieistotne jaki. W tym samym miejscu ćwiczyły także inne dzieci, wśród nich pewna dziewczyna. Nie byłyśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami, właściwie poza treningami w weekendy nie miałyśmy kontaktu. Urwał się on potem całkowicie, gdy przestałam ćwiczyć w tamtym miejscu. Ale jakiś czas temu bogowie social mediów podsunęli mi sposobność, aby ten kontakt odnowić. Pomyślałam, czemu nie? Zawsze uważałam ją za jedną z sympatyczniejszych (i normalniejszych) dziewczyn z treningów.

Napisałam do niej, ucieszyła się bardzo. Jakiś czas później umówiłyśmy się na kawę - trzeba było w końcu nadrobić nieco plotek, właściwie całe lata były do obgadania. Ustaliłyśmy miejsce, godzinę, dzień. I w tym miejscu przyznam się, nawaliłam. Nie przyszłam. Nie zapisałam sobie i całkowicie zapomniałam o tym spotkaniu - na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że w kilka dni po ustaleniu daty (a kilka dni przed spotkaniem) spadło na mnie niemal na raz wiele poważnych problemów. Zaczęło się od tego że mój ojciec nagle trafił do szpitala i czekała go poważna operacja. Matka z nerwów prawie nie jadła, więc martwiłam się i o nią. Pojawiły się problemy z bankiem, pilnie musiałam też wyrobić sobie nowy dowód. Ja także (w końcu) zaczęłam biegać po lekarzach w związku ze swoim zabiegiem...

O spotkaniu przypomniałam sobie wieczorem, tego samego dnia (ok. 19, a byłyśmy umówione jakoś na 10). Napisałam do niej, gorąco przepraszając, oferując jakąś rekompensatę. Naprawdę było mi okropnie głupio, że tak ją wystawiłam. Napisałam jej pobieżnie o powodzie nieobecności. Odpisała że rozumie, nie ma za złe, że wypiła kawę sama i wróciła do domu. Czemu nie napisała nic wcześniej? Ponoć zapomniała komórki z domu, zdarza się.

Umówiłyśmy się więc na inny dzień - tym razem zapisałam sobie to przypomnienie w kalendarzu - w dniu spotkania, a także dzień i dwa przed. Nawet zrobiłam screena ekranu i jej wysłałam, obie się pośmiałyśmy. To spotkanie odwołała ona. Na godzinę przed. Stwierdziła że sie nie wyrobi. No okej, trudno. Umówiłyśmy się znów. Tym razem na niedzielę. Jeszcze w sobotę wszystko potwierdzałyśmy. Wsiadałam w tramwaj i szłam przez miasto z uśmiechem i małym prezentem w torebce, jednak chciałam jej jakoś wynagrodzić tę pierwszą wpadkę.
Tym razem nie przyszła ona.

Telefony odrzucała, połączenia na messengerze też. Nie odczytuje moich wiadomości. Całkowicie mnie ignoruje. Zemsta? Tak to wygląda. Niby piekielność niewielka - i tak miałam tego dnia iść na miasto po zakupy świąteczne, więc nie był to "wypad" całkiem stracony, ale... serio? Obie mamy po 27+ lat, ale ktoś chyba pod pewnymi względami nie wyrósł jeszcze z podstawówki. Może dobrze że ta znajomość się nie odnowiła.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (30)

#78437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszyscy kochamy grupy na twarzoksiążce, prawda? Obiecałam sobie że już nigdy do żadnej nie dołączę, bo to siedlisko hejtu, spamu i debilizmu najgorszego sortu.

Dołączyłam jednak do jednej. Kobieta, która poleciła mi jedną z nich (o świnkach morskich) zarzekała się jednak, że TA grupa jest porządna, ludzie są mili, profesjonalnie odpowiadają na pytania, radzą etc. Generalnie sielanka.

Ile było w tym prawdy? Sami zapewne wiecie. Nie będę jednak przywoływać tutaj ilości shitstormów (czy jak kto woli gównoburz), które rozpętywały się z najmniejszych nawet powodów.
Przechodząc do sedna.

Któregoś dnia, dość późnym wieczorem w piątek lub sobotę posta dodała jedna dziewczynka[X] w wieku może 14 lat. Wstawiła zdjęcie nowo narodzonej świnki, leżącej jednak bez życia.

Napisała że właśnie jej się urodziły trzy maluchy, ale matka odrzuciła jedno. Zwierzak wciąż żył, a ona była sama w domu i co tu robić, by jakoś mu pomóc?
Znalazło się oczywiście kilka konkretnych odpowiedzi ale 95% komentarzy głosiła treść mniej więcej:

1. "DO WETERYNARZA! NATYCHMIAST!"
X odpowiedziała, że nie ma możliwości. Sama w domu, rodziców w pobliżu brak, do weta daleko (chyba mieszkała na wsi). Kiedy ludzie w końcu to ogarnęli, zaczęli wypisywać, żeby zamówiła taksówkę. Taksówka też odpadała, bo brak pieniędzy (duh). Ludzie zaczęli nawet proponować jej, żeby podała swój adres TO KTOŚ DO NIEJ POJEDZIE I ZABIERZE ŚWINKĘ DO WETA (SERIO?!).

2. "Głupia, nieodpowiedzialna smarkula, pewnie rozmnażała świnki dla zabawy i teraz ma konsekwencje!"
Ludzie z grupy oczywiście byli uczuleni na punkcie rozmnażania świnek, świnki powinno się brać tylko z zarejestrowanych hodowli! Jeśli komuś urodziły się małe to na pewno sam rozmnażał! Tutaj nie wyklarowały się okoliczności dlaczego świnka w ogóle w ciążę zaszła (prawdopodobnie pochodziła z zoologa, a zwierzęta stamtąd bardzo często bierze się "z dodatkiem"). Padało dużo pretensji, nawet jakieś wyzwiska. Pojawiły się głosy że X znęca się nad zwierzętami a rodzice nic nie robią!

Dziewczyna przestała odpisywać, prawdopodobnie zajmowała się maluchem, a ludzie mieli do niej pretensje, że milczy. W wyniku powstałej gównoburzy, adminka zablokowała dodawanie komentarzy. Jakiś czas później X dodała nowe zdjęcie - świnka żyła, wyglądała znacznie lepiej, choć wiadomo, nadal niemrawa. I tu zaczął się akt drugi.

Punkty 1 i 2 jak opisane powyżej, a do tego doszło:

3. "Karma ratunkowa!"
Adminka podała publicznie przepis na takową, zaznaczając że to jedyna nadzieja dla świnki, o ile matka jej nie przyjmie. Jak go przeczytałam, ręce mi opadły. Obejmował same nietypowe składniki, które tylko jacyś psycho-eko-fani mieliby w domu na co dzień. Jakieś specjalne ziarna, zioła etc. Nikt nie pomyślał o tym, że czternastolatka uziemiona bez pieniędzy w domu nie miałaby możliwości by o 21 gnać do sklepu po odpowiednie rzeczy. Ale mieszanie jej z błotem trwało w najlepsze.

Gównoburza ponownie zablokowana.

Następnego dnia znów temat wypłynął - X milczy, prawdopodobnie zahukana lub zajęta świnką. Nagle wybija się ON. On zrobił screeny postów, wie skąd dziewczynka pochodzi (sprawdził na jej profilu), wie do jakiej szkoły chodzi. On zadzwoni do dyrekcji by szkoła ukarała dziecko za bezmyślność, a później na policję, żeby zgłosić znęcanie się nad zwierzętami! Grupa bardzo ochoczo pomysł poparła.

A mnie wszystko opadło. Ja rozumiem, "świnkowa grupa, kochamy świnki" etc... ale żeby grozić policją czternastoletniemu dziecku?! Wyzywać je, mieszać z błotem? Za chęć pomocy zwierzęciu? Wiem, że prawdopodobnie policja by sprawę olała, ale ja na miejscu X prawdopodobnie dostałabym rozstroju nerwowego. I zraziłabym się do świnek na zawsze. Bo następnym razem w podobnej sytuacji mniej stresujące będzie pozwolić śwince zdechnąć, niż podjąć jakiekolwiek próby pomocy.

Edit. Widzę że fakt opisania historii dotarł do poniektórych uczestników tejże akcji ;) uderz w stół a nożyce się odezwą. Darujcie sobie proszę rozpętywanie waszych ukochanych gównoburz tutaj. Grupa na fb powinna wam wystarczyć.

grupa_facebookowa

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (351)

#74704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zastanawiam się jakim trzeba być burakiem, żeby jeździć po całym mieście, wciskać ludziom łzawą historyjkę i kraść towar o wartości około 26 (słownie: dwudziestu sześciu) złotych?
Ale do sedna.

Moja mama pracuje jako partner w dość znanej sieci saloników prasowych. Ma pod swoją "opieką" dwa takie saloniki. W jednym pracuje ona, w drugim ja "szefuję". Pewnego dnia po pracy opowiada mi następującą historię:

Do saloniku wszedł facet[F] - opisany jako całkiem normalny, nawet przystojny przedstawiciel homo sapies. Żaden sebix czy janusz byznesu. Poprosił o dwie paczki papierosów, jakieś golarki.

Chciał by mu to wpakować do jednorazowej reklamówki, potem poprosił jeszcze o mocny tytoń. Wypytał się też o jakieś inne środki czystości. Opowiedział mojej mamie, że jego dziadek trafił do szpitala i on musi mu zawieść mu jakieś rzeczy, bo dziadzio nic ze sobą nie zabrał.

Potem okazało się że [F] nie wziął ze sobą pieniędzy. Powiedział, że pójdzie do samochodu, zostawił wszystko na ladzie no i poszedł. Czy wrócił? Jak się łatwo domyślić, nie. Mama w końcu stwierdziła, że widać zrezygnował i przystąpiła do odłożenia towarów na półki. Co się okazało - [F] nie wiadomo kiedy podmienił dwie paczki papierosów z reklamówki na puste. Nie wiadomo nawet kiedy (zapewne kiedy mama odwracała się by podać mu tytoń).
Cała taka akcja po to, by ukraść papierosy o wartości ok. 13zł za paczkę.

A teraz HIT.
Pisałam o tym, ze [F] jeździ po całym mieście i wciska ludziom tę samą łzawą historyjkę? No więc, jak się domyślacie, jegomość zajrzał też do mojego saloniku. Przyszedł, poprosił o papierosy, reklamówkę, golarki, mocny tytoń. Potem zaczął swoją historyjkę o dziadku w szpitalu. DOKŁADNIE TAKĄ SAMĄ.
Zabrałam z lady reklamówkę.

[Ja]: Acha, czyli to w taki sposób oszukał pan moją mamę.
[F] sie zapowietrzył. Po chwili wyciągnął spod płaszcza dwie paczki papierosów. Tak, JUŻ ZDĄŻYŁ JE PODMIENIĆ. Oddał mi je.
Zażądał, by oddać mu jego puste paczki - faktycznie, były w reklamówce. Gdyby nie to, ze mega się wtedy zestresowałam, że aż mi się ręce zaczęły trząść, zgniotłabym te puste paczki i kazała mu się odwrócić do kamery. Niestety, tu możecie mnie zlinczować, oddałam mu te puste a [F] polazł w cholerę.

Przestrzegam więc kioski i saloniki prasowe w zachodniopomorskim, a w szczególności w Szczecinie - uważajcie na wysokiego, lekko przy kości faceta który zażyczy sobie dwóch paczek czerwonych chesterfieldów setek, a potem uraczy was historyjką o dziadku w szpitalu. Niby 26zł to nie fortuna, ale po co sobie nerwy psuć a oszustowi dawać palić za darmo?

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (274)

1