Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5296
 

#72867

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W późnych godzinach wieczornych, po zmroku, jechałem autostradą. Utrzymuję prędkość minimalnie poniżej dozwolonej na danym odcinku, trzymam się prawego pasa, ruch jest niewielki, bez trudu wyprzedzam pojazdy jadące wolniej ode mnie.

Zacząłem doganiać kilka jadących wolniej pojazdów, więc włączam lewy kierunkowskaz, zmieniam pas i ze stałą prędkością zaczynam je wymijać.

Nagle tuż przede mną, bez kierunkowskazu, bez żadnego znaku, zmienia pas i zajeżdża mi drogę jeden z wymijanych samochodów. Oj gwałtownie musiałem hamować żeby uniknąć nieszczęścia, szczęśliwie nic się nie stało. Nie omieszkałem jednak siarczyście zakląć pod nosem i obtrąbić debila.

Historia jakich wiele, każdy kierowca miał takich sytuacji na pęczki, ale ten konkretny burak wspiął się na wyższy level.
Gdy tylko wyminęliśmy pojazdy na prawym pasie, idiota zjechał grzecznie na prawo. Bez trudu go wyprzedziłem, po czym też zmieniłem pas na prawy. I co wtedy zrobił urażony rajdowiec? Włączył światła długie skutecznie mnie oślepiając i uparcie trzymał się za mną.

Pytanie co chciał osiągnąć?

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (317)

#72126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój ojciec wykonuje pracę fizyczną, wymagającą dźwigania ciężkich paczek. Staruszek nadwyrężył sobie bark do tego stopnia, że nie może kubka z herbatą utrzymać w wyprostowanej ręce. Lekarz - L4 i skierowanie na badanie - diagnoza: zwyrodnienie stawu barkowego, zwyrodnienie kręgosłupa szyjnego - skierowanie na rehabilitację.

Tu zaczyna się cyrk. Rehabilitacja - termin za 2 miesiące. L4 na tydzień. Lekarz raz przedłużył. Drugi raz też. Za trzecim razem się opiera - bo to już prawie miesiąc na zwolnieniu, nie mogę dać więcej, bo mnie kontrola z ZUS-u najdzie...
Samoistnej poprawy brak. Pytanie do lekarza:
- To się może samo zaleczyć, jak ręka będzie oszczędzana?
- Na pewno nie.
- To da pan to zwolnienie do czasu skończenia rehabilitacji?
- Nie, wykluczone, problemy bym miał z ZUS-em!

I jak tu nie kochać naszego systemu opieki zdrowotnej?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (334)

#68496

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Regularnie oddaję krew. Jednak od roku rodzina stara się mnie nakłonić do zaniechania krwiodawstwa. Wszystko przez pewnego piekielnego lekarza.

Tak się złożyło, że rok temu moja Mama trafiła do szpitala na oddział hepatologii. Przyjmowała między innymi transfuzje osocza, przy okazji któregoś obchodu "wygadała" się ordynatorowi, że syn jest krwiodawcą więc może to od niego to osocze...
Ordynator, starszy dziadek, rozpoczynał karierę pewnie w latach '70 ubiegłego wieku, jak nie wcześniej. I chyba wciąż żyje w tamtej rzeczywistości. Uraczył moją rodzicielkę wykładem ilu to on krwiodawców na oddziale miał, pozarażanych żółtaczką, HIV-em, całym złem tego świata. Że krwiodawstwo to prosta droga na tamten świat. Itp, itd.

Każdy, kto oddaje krew wie, że obecnie standardy higieny w stacjach krwiodawstwa są na tak wysokim poziomie, że nie ma się czego bać. Cały sprzęt jednorazowy, personel w rękawiczkach, wszystko aż pachnie czystością. O przypadkach zarażenia przez krew nie słyszałem od dawna, choć fakt, że w latach '80 była to podobno plaga. Szkoda, że lekarz zamiast popularyzować krwiodawstwo, deprecjonuje je z całych sił.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 404 (458)

#67729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wsiadam do tramwaju. Tłoku nie ma, ale miejsca siedzące w pełni pozajmowane, więc staję w przejściu. Może z 1,5 metra przede mną stoi mężczyzna ~30 lat, schludny, normalny, z długimi włosami. Co ważne - stoimy zwróceni twarzami do siebie.
Gdy tylko tramwaj ruszył, opisany powyżej współpasażer rozpoczął sypać soczystą łaciną, cały czas patrząc w moim kierunku. Brzmiało to mniej więcej tak:

- Ty chu*u pier*olony zaje*ie cie za tą akcje skur*ysynu bezmózgi. Ku*wa co za downem trzeba być, ku*wa, poje*ie jeden!

...itp, itd. Szok, mój zaspany umysł (wspomniałem, że jechałem do pracy na 7:00?) próbuje zatrybić czym gościowi zawiniłem i czy w ogóle go znam, po chwili wzbiera we mnie gniew i już ciśnie się na usta równie uprzejma odpowiedź, gdy wtem.... zauważam, że facet rozmawia przez telefon na zestawie słuchawkowym (zasłoniętym przez długie włosy) i tak go ta rozmowa pochłonęła, że patrzy mi prosto w oczy, a zapewne nie rejestruje faktu mojej obecności...

Pomijając oczywisty fakt nagannego braku kultury słowa w miejscu publicznym, człowiek mógł sobie napytać biedy, gdyby na moim miejscu stał mniej zaspany i bardziej porywczy dresik...

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 348 (444)

#66764

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyszedł ten moment, że postanowiłem kupić swój pierwszy, własny samochód. Na nowy funduszy nie starczy, ale z góry zrezygnowałem z szukania wozidła w komisach - nie ufam handlarzom, miałem w rodzinie przypadek potężnej wpadki przy tej drodze zakupu. Nie czułem specjalnej presji czasu, więc przeglądałem oferty prywatne w internecie, polecone przez znajomych i zauważone na mieście na zasadzie "kartki za szybą". Rozmawiałem telefonicznie z właścicielami kilkunastu samochodów, oglądałem 6. Smutna refleksja jest taka, że uczciwego i przyzwoitego człowieka sprzedającego samochód trudniej znaleźć niż igłę w stogu siana. Punkt po punkcie, zaliczyłem następujące przygody:

1) Pierwszy właściciel - piszą tak w co drugim ogłoszeniu. W połowie, z którymi rozmawiałem, oznaczało to "pierwszy właściciel po sprowadzeniu auta do Polski". Pół biedy jak przyznawali się przez telefon, gorzej, gdy nawet w trakcie jazdy próbnej zarzekali się, że są pierwszymi właścicielami. Dopiero jak prosiłem o pokazanie dokumentów przyznawali, że auto przyjechało zza Odry.

2) Rocznik 2007 - podobnie jak wyżej. W 2007 roku auto sprowadzono z Danii, rok produkcji - 2004...

3) Fiat jest bezwypadkowy, z zewnątrz wygląda dobrze, ale w komorze silnika wsporniki jakieś takie pokrzywione, pomięte, z jednej strony mocno skorodowane, z drugiej błyszczą się nowością. Zderzak w stanie idealnym, a plastikowe elementy nadkola (od wewnątrz, jakby za kołem) całe poszarpane. Sprzedający stwierdził tylko "Przecież nie jesteś mechanikiem, to co ty tam możesz wypatrzeć".

4) Serwisowany w ASO - dobrze brzmi, prawda? Tylko wszystkie faktury za naprawy wystawione są przez osiedlowy warsztat, a nie ASO. Właściciel tłumaczył się, że ten serwis specjalizuje się w Oplach, więc to to samo co ASO :)
Żeby nie było, nie uważam że każdy osiedlowy serwis to partacze, samochód Ojca też serwisujemy u Pana Staśka dwie ulice dalej i jesteśmy zadowoleni, ale bezczelne kłamstwo w ogłoszeniu dyskwalifikuje w moich oczach sprzedającego.

5) Przebieg 150 tys. km. W ogłoszeniu podany numer VIN, data pierwszej rejestracji, na zdjęciach widoczna rejestracja. Na podstawie tych danych sprawdzam auto w serwisie historiapojazdu.gov.pl - i zonk, przebieg przy rejestracji samochodu rok temu wynosił 220 tys km. Ktoś dużo jeździł na wstecznym :) Oczywiście nie traciłem nawet czasu na telefon.

6) Ogłoszenie o Fiacie na popularnym serwisie aukcyjnym, podany numer VIN jakiegoś Forda... serio ktoś liczy na to, że podanie jakiegokolwiek numeru VIN tak uwiarygodni ofertę, że kupujący tego nie sprawdzi?

7) Dziwne zachowanie w czasie jazdy próbnej:
Odpalam, radio gra na pełny regulator. Wyłączam je, bo chcę posłuchać jak pracuje silnik i zawieszenie. Właściciel od razu włącza je z powrotem. Ja znów je ściszam, mówię facetowi, że nie chcę żeby grało. OK, radio nie mąci już ciszy, za to właściciel zaczyna tubalnym głosem opowiadać o jakiś pierdołach (coś, że żona chce sobie kupić Hondę, a on woli Toyoty, bo coś tam...) Drze się tak, że aż uczy bolą. Ciekawe co chciał ukryć?

8) Ogłoszenie prywatne - umawiamy się na spotkanie. Na miejscu rzeczywiście domek jednorodzinny na przedmieściach, samochód stoi na podwórku, zaś po drugiej stronie ulicy znajduje się komis samochodowy. Właściciel widzi że przyjechałem, podchodzi do mnie... z biura komisu.
"Tak, ja prowadzę komis, ale ten samochód to prywatnie sprzedaję". Taa... na pewno uwierzę, szczególnie że ten gość równocześnie próbował mnie złowić na metodę numer 1.

Ostatecznie znalazłem pojazd dobrze rokujący. Jak mechanicy w ASO nie znajdą żadnych niespodzianek na przeglądzie, to go kupię. Choć do końca spokojny nie będę, bo po tym co zobaczyłem i doświadczyłem trudno mi będzie zaufać komukolwiek, autoryzowanym mechanikom również...

motoryzacja

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 373 (399)

#65463

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj wieczorem stałem w kolejce do budki z kebabem w centrum Krakowa. Przede mną obsługiwana była parka w stylu "dresik i jego dziunia". Zamówili kababa i zapiekankę za kilkanaście złotych, chłopak zapłacił banknotem 20 zł, dostał niewielką resztę. Z tego co widziałem dostał kilka 10, 20 groszówek i trochę "miedziaków". To mu się chyba nie spodobało. Podniósł monety z tacki, oburzonym tonem powiedział:

- Co mi tu dajesz, takiego gówna nie opłaca mi się nosić!

Po czym zamaszystym ruchem wyrzucił te monety za siebie. Wzięli kebaby, odeszli, dokąd nie skręcili w boczną uliczkę słychać było jak synek przeżywa "ale tą babę zgasiłem", a dziewczyna wtóruje mu piskliwym śmiechem.

Jak tak można?

brak kultury

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (546)

#62889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiadomo, że ekspedientka nie ma wagi w ręku, krojonej wędliny czy ciastek na wagę nie nałoży idealnie 15 dkg. Kilka gram więcej to nie problem, ale są pewne granice.

Sprzedawczyni w moim osiedlowym sklepie mięsnym była wielce oburzona, gdy stwierdziłem że przekroczyła tę granicę pakując mi 38 dkg szynki - prosiłem o 20 dkg. Przecież co za różnica!

mały sklep

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (553)
zarchiwizowany

#62918

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia ze sklepu mięsnego:
Pomijam fakt krojenia wędlin i sera na jednej krajalnicy - nie jestem aż tak wrażliwy, by mnie to odrzucało, ale mimo wszystko cenię sklepy posiadające oddzielne stanowiska do krojenia mięsa i nabiału.
Zdaję też sobie sprawę, że nawet w z pozoru sterylnie czystym sklepie obsługa może się z żywnością obchodzić niewłaściwie - ale puki oczy nie widzą to sercu nie żal...
Uważam jednak, że przesadą jest prowadzenie z koleżanką przebywającą w danej chwili na zapleczu, podniesionym głosem, takiej rozmowy:

- Hela a spojrzałabyś na krajalnice po południu? Bo rano próbowałam ją umyć i jakoś się zacinała, otworzyć nie mogłam.
- No coś się z nią stało od kilku dni otworzyć się nie da.
- To jak ją myć?
- A z wierzchu zetrzyj tylko!

A wszystko w obecności kolejki klientów, w trakcie krojenia sera jednemu z nich...

sklepy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (44)

#59535

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Market dużej zagranicznej sieci. Spory, ale jeszcze nie z kategorii tych największych. Robiąc zakupy przechodziłem obok działu cukierniczego, gdzie można było nabyć ciasta na wagę - obsługa odkrajała wybrany kawałek ciasta, pakowała, ważyła i podawała klientowi. W ogóle nie planowałem kupować żadnych wyrobów cukierniczych (wolę sam upiec w domu niż kupować pompowane chemią ciasta z marketów) ale widok mną wstrząsnął. Sernik z galaretką. W galaretce owoce. Na tychże owocach pleśń. I to jaka! Tak bujnego kożucha kosmatej, szarej pleśni, szczelnie pokrywającego każdy fragment owocu wystający spod galaretki, dawno nie widziałem. Takiego "okazu" nie wyhoduje się w 2 - 3 dni, musiał się rozwijać z tydzień jak nie dłużej...
Przyglądałem się temu paskudztwu przez kilka sekund z niedowierzaniem, które pani za ladą musiała błędnie uznać za zainteresowanie, gdyż zapytała:

- Co podać?
- Ten sernik z truskawkami to świeży jest? - jakiś wewnętrzny chochlik podkusił mnie by nie mówić wprost o dostrzeżonym problemie. Takie niewinne "Let's play a game".
- Oczywiście, świeżutki! Wczoraj popołudniu przyjechał na sklep!
- To niech pani tą pleśń z wierzchu zgarnie to może jakiś łoś się nabierze...

Ja rozumiem, że można nie zauważyć, dużo roboty na głowie, że taka polityka sklepu, żeby towar stał tak długo aż się nie sprzeda, ale żeby tak człowiek człowiekowi bezczelnie w twarz kłamał? Tyle dobrze, że przy kolejnej rundce wokół sklepu (Znów, cholercia, półki poprzestawiali! Gdzie ten majonez?) wspomnianego sernika z grzybkami nie było już w lodówce z ciastami.

C*******

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (565)

#57973

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mroźna zima, kilkanaście lat temu. Ja i kuzynka, oboje około 10-letni, wróciliśmy do domu po zabawach na śniegu. Siedliśmy przed kominkiem, by trochę się ogrzać. Siedzieliśmy blisko kominka, który był zamknięty drzwiczkami z szybą - niemal nieprzejrzystą ze względu na pokrywającą ją sadzę. Zawołani przez Mamę na obiad, ledwo zdążyliśmy wybiec z salonu, gdy usłyszeliśmy wybuch - kominek eksplodował z taką siłą, że odłamki szyby były powbijane na kilka milimetrów w drewniane oparcia krzeseł, na których jeszcze sekundy temu siedzieliśmy. Wolę nie myśleć jak poważne obrażenie odnieślibyśmy z kuzynką, gdybyśmy siedzieli na tych krzesłach w chwili tego zdarzenia.

Co było przyczyną wybuchu? Otóż wujek - geniusz, chwilę przed naszym przyjściem z podwórka, wrzucił do kominka karton ze śmieciami. Ot, wiejska mentalność. A w śmieciach była między innymi puszka po lakierze do włosów...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 660 (770)