Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5298
 
zarchiwizowany

#57170

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracając w Nowym Roku wieczorem do domu prawie przejechałem kilku idiotów. Wszystkie zdarzenia miały miejsce po zmroku, na terenach wiejskich południowej Polski. Po kolei:

1) Grupa osób idzie chodnikiem wzdłuż drogi. Gdy jestem od nich może z 20 metrów jednego zawiało na mój pas ruchu. Dobrze, że mam sprawne hamulce. Dobre przyśpieszenie też się przydało, bo towarzysze niedoszłego samobójcy uznali, że to ja jestem tym złym i zaczęli startować do mnie (czy też mojego samochodu) z łapami i wyzwiskami.

2) Rowerzysta jedzie chodnikiem wzdłuż drogi. Tak jak wyżej, zawiało go w stronę ulicy - tym razem nie miałbym żadnych szans wyhamować, przed ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu cyklistę uratowała barierka między chodnikiem a jezdnią od której się odbił.

3) Wyjeżdżam zza zakrętu (w lesie) a tu parka zakochanych idzie sobie za rękę, skrajem mojego pasa. Dobrze, że z przeciwka miałem dość miejsca by ich minąć - wąska, kręta droga górska na końcu świata nie pozwoliła by żeby 2 samochody minęły się na zakręcie zostawiając jeszcze miejsce dla pieszego.

4) Absolutny hit. Prosty odcinek drogi, a na nim koleś ubrany od stóp do głów na czarno (łącznie z kominiarką!) biegnie środkiem mojego pasa pod prąd. Nie wiem, czy to był wieczorny jogging, czy koleś myślał że jest ninją. Tyle dobrze, że miał odblaskowy pasek na koszulce...

To wszystko w ciągu jednej godziny, jednego dnia. O dziwnie zachowujących się kierowcach nie wspominając...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (204)

#56807

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mroźny poranek, minus 2 stopnie na termometrze. Idąc do osiedlowego po bułki mijam długi blok. Do każdej klatki prowadzi 4 czy 5 stopni. Nagle jedne drzwi się otwierają i jakaś kobieta wylewa wiadro brudnej wody prosto na te schody.
Boję się ludzi bez wyobraźni...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (592)
zarchiwizowany

#53996

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Oprócz czystego chamstwa na drodze, piekielnym może być też nadmiar uprzejmości. Na przykład, gdy na skrzyżowaniu drogi głównej z podporządkowaną kierowca pojazdu mający pierwszeństwo mimo to przepuszcza samochód z drogi podporządkowanej. Kilka dni temu mój znajomy miał taką sytuację na egzaminie na prawko - dojeżdża do skrzyżowania, pojazd jadący drogą główną się zatrzymuje, kierowca pokazuje ręką, że "puszcza" kumpla przed siebie. Egzaminator przerwał egzamin za wymuszenie pierwszeństwa...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (43)
zarchiwizowany

#49496

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na szczęście w autobusach nie można palić. Na przystankach teoretycznie też, ale tego akurat mało kto przestrzega - pół biedy, da się z tym żyć. Za to prawdziwym sku***syństwem wg mnie jest łapczywie się zaciągać na 110% pojemności płuc (co by się nic z fajeczki nie zmarnowało) tuż przed wejściem do pojazdu. Potem kiep na chodnik, wpakować się do busa i nic tylko uraczyć współpasażerów cuchnącym, dymnym wydechem.

Właśnie taka sytuacja mnie spotkała wczoraj. Od winowajcy (zwyczajnie wyglądającego, starszego pana) niemiłosiernie śmierdziało papierochami, co mi osobiście bardzo przeszkadzało. Autobus nie był nadmiernie zatłoczony, więc po prostu przeszedłem na jego drugi koniec. Inaczej zareagował chłopak stojący koło mnie (około 20 latek) - zwrócił się bezpośrednio, kulturalnie do "palacza":

- Przepraszam, ale czy mógłby Pan nie stać koło mnie, bo przeszkadza mi zapach papierosów od Pana.

... i rozpętało się piekło. Nie ze strony wyraźnie zmieszanego mężczyzny, ale siedzącej nieopodal starszej kobiety (z typu "moje siatki są bardzo zmęczone i muszą usiąść obok mnie"). Cały autobus został uraczony monologiem o bezczelnej młodzieży, olaboga, jak to biedny starszy człowiek, że nie dość że musi stać w autobusie to jeszcze jakieś g***iarze mu pyskują.

Reszta pasażerów albo patrzyła się zawzięcie w okna, albo podśmiewała pod nosem. Chłopak stał dalej na swoim miejscu, mężczyzna wysiadł na najbliższym przystanku. A ja wciąż nie umiem jednoznacznie ocenić tej sytuacji. A Wy?

komunikacja_miejska

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (243)

#48910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W lutym 2012 zarejestrowałem się jako dawca szpiku. 2 dni temu dostałem list od Poltransplantu, że zostałem wpisany na listę potencjalnych dawców. Data na liście - 22 listopad 2012. Data nadania wg. pieczątki pocztowej - 15 marca 2013. 9 miesięcy od oddania próbki krwi do wpisania mnie na listę dawców (a przynajmniej próby poinformowania mnie o tym), 4 miesiące rzeczony list przeleżał na czyimś biurku zanim został wysłany. Gdybym potrzebowała przeszczepu, to byłbym przerażony tempem załatwiania spraw w Poltransplancie.

Rozmawiałem na ten temat ze znajomą, która rejestrowała się kilka lat temu. Ta sama historia i jeszcze bonus: znajoma chciała poinformować Poltransplant o zmianie adresu zameldowania i numeru telefonu. Ponoć była nieustannie odsyłana do innych osób, z których nikt "nic nie mógł zrobić". Gdy już trafiła na kogoś, kto "mógł", dane zostały zmienione bez żadnej weryfikacji, bez autoryzacji - czyli gdyby ktoś coś źle usłyszał, byłby błąd, a w ogóle to każdy mógłby się pod kogoś podszyć i pozmieniać czyjeś dane.
Burdel na kółkach.

Poltransplant

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 606 (656)

#45838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwszy rok studiów. Aby nie było nam za łatwo, ćwiczenia z pewnego trudnego przedmiotu prowadził mojej grupie dr H. Istny sadysta, którego życiowym celem jest oblanie jak największej liczby studentów. Całym sobą wyrażał bezgraniczną pogardę do nas, studentów, jego stałym tekstem było "bo ja na studiach jak dostawałem pałę, to brałem się do nauki, a nie to co wy!". A pał potrafił wstawić po 3 każdej osobie z grupy w ciągu jednych ćwiczeń.

Podstawą zaliczenia ćwiczeń były sprawozdania - 3 zadania obliczeniowe do rozwiązania i rozrysowania w domu, oddawane co tydzień. Ogromną ilość wysiłku i poszukiwań w książkach kosztowało mnie poprawne ich rozwiązywanie, w związku z czym jako jedna z 3 osób w 30 osobowej grupie na koniec roku miałem pozytywną średnią ocen. Po ostatnich zajęciach w semestrze okazało się, że doktor nie ma mojego sprawozdania z ostatnich ćwiczeń. Oczywiście twierdzi, że to ja go nie oddałem, więc nie zaliczam przedmiotu. Ja się upieram, że oddawałem - co jak co byłem tego pewny bardziej niż własnego nazwiska. Po dłuższej dyskusji doktor zgadza się poszukać sprawozdania w swoim gabinecie. Zanim do niego doszliśmy zostałem uraczony litanią zapewnień, że On ma idealny porządek w dokumentach, nigdy nic mu się nie zawierusza, że nie mam najmniejszych szans znaleźć tego sprawozdania, bo go nie oddałem a teraz bezczelnie kłamię.

Wchodzimy do jego gabinetu. W pierwszym momencie uderza mnie totalny chaos - teczki poustawiane w stosy wysokości człowieka pod ścianami, niektóre stosy przewrócone i bezładnie zgarnięte do kąta. Znalezienie teczki mojej grupy trwało kilkanaście minut. Gdy to się udało, doktor rozsiada się wygodnie w fotelu i każe mi szukać tego sprawozdania w teczce, cały czas powtarzając, że go nie znajdę. A ono jak na złość leży na samym wierzchu teczki, sprawdzone, z maksymalną ilością punktów!

Jak myślicie, zostałem przeproszony? Doktor jakkolwiek skomentował fakt, że jednak to on się pomylił?

- Indeks proszę! - wysyczał przez zęby. Wpisał 4.0
- DO WIDZENIA! - pożegnał mnie. Na szczęście więcej się nie spotkaliśmy.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 559 (627)
zarchiwizowany

#46088

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Razem z dwoma znajomymi, którzy mają urodziny w tym samym okresie co ja, złożyliśmy się na wynajęcie klubu na zorganizowanie wspólnej osiemnastki. Ten sam krąg znajomych, więc decyzja raczej oczywista.
Niestety w naszym miasteczku działały tylko 2 kluby reprezentujące sobą coś więcej niż zwykłą mordownię. Wybraliśmy ten, który miał wolny termin. I żałowaliśmy...

Wszyscy nasi znajomi preferują muzykę w klimatach lekko rockowo - metalowych. Z menadżerem klubu ustaliliśmy, że w ten dzień do klubu wchodzą tylko osoby z listy dostarczonej przez nas, a DJ gra muzykę którą my przyniesiemy ze sobą. Niemało za to zapłaciliśmy.

Niestety rzeczony DJ zdecydowanie preferował klimaty techno. Pierwsze próby zwrócenia uwagi kwitował: "OK, następny kawałek będzie jak chcecie". Nie był. Kolejne: "Przecież widzicie, że ludzi nie ma na parkiecie, muszę ich jakoś rozruszać". Moim zdaniem ludzie się nie bawili, bo właśnie muzyka im nie odpowiadała. Przepychaliśmy się tak ze dwie godziny, a gdy w końcu postawiliśmy na swoim (po północy), sporo osób zdążyło już wyjść z imprezy.

Ochrona jest osobną historią. Do północy było OK. Potem na imprezie pojawiły się zupełnie nie znane nam osoby, "dziunie" i "żelusie" dawno po 20stce. Jak się okazało dobrzy znajomi ochroniarzy i DJa. Siłą rzeczy po pół godzinie znów w głośnikach zagościło techno. Co więcej, szereg osób zgłosiło potem kradzieże z torebek zostawionych przy stolikach - gości "z listy" bym nie podejrzewał...

Tak oto ta ważna dla nastolatków impreza zmieniła się w katastrofę. Próby dochodzenia jakiejś rekompensaty od kierownictwa klubu spełzły na niczym - my byliśmy niby już dorośli, ale jeszcze w życiu nie obyci, a rodziców i starszych, unosząc się dumą, nie chcieliśmy angażować. Z perspektywy czasu bym tego tak nie zostawił, ale młody, głupi...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (257)

#45167

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ładnych kilka lat temu mój Ojciec pracował na stanowisku Prezesa Zarządu dużego zakładu przemysłowego będącego własnością Skarbu Państwa. Jako, że większość sprzętu pamiętała czasy wczesno powojenne, pracownicy na potęgę kradli surowiec a związki zawodowe skutecznie utrudniały podjęcie jakiejkolwiek restrukturyzacji a nawet modernizacji (bo nowa maszyna potrzebuje 2 ludzi do obsługi zamiast 5, więc się nie zgadzamy! Strajk!)zakład nieustannie walczył o przetrwanie, ale jakoś udawało się wyjść na minimalny plus.

Koniec drugiej kadencji mojego Ojca zbiegł się z wymianą ekipy rządzącej krajem. Chyba bardzo im zależało na obsadzeniu wszystkich spółek Skarbu Państwa swoimi ludźmi (Ojciec nigdy nie należał do żadnej partii, ani otwarcie nikogo z lokalnych polityków nie popierał). Oto, jakie wymagania dla kandydatów na stanowisko prezesa przedstawiła rada nadzorcza, a zatwierdziło ministerstwo:
- Biegła znajomość angielskiego, przynajmniej komunikatywny Czeski (a do Czech fabryka wysyłała znikomy procent produkcji...)
- Prawo jazdy kategorii C+E (oczywiście to prezes prowadzi ciężarówki z surowcem...)
- Ukończone studia wyższe na kierunku psychologia produkcji (wtf?!)
- Dalsze wymagania standardowe, nie budzące podejrzeń.

Dziwnym trafem wszystkie "kreatywne" wymagania spełniała tylko jedna osoba, słynąca jako regionalny aktywista pewnej, ówcześnie rządzącej, partii. Zgadnijcie kto wygrał?

Dość powiedzieć, że obecnie fabryka od kilku lat pozostaje w stanie upadłości, a moje miasteczko ma drugą najwyższą stopę bezrobocia w regionie...

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (674)

#45075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z Nowego Roku sprzed jakiś 5 lat.

Mieszkam w dużym bloku. W Noworoczny poranek mnie, całą rodzinę jak i zapewne pół bloku budzi potężny huk eksplozji. Nie zwyczajna detonacja fajerwerków ale naprawdę ogłuszający huk od którego zatrzęsły się ściany.
Wychodzimy na klatkę schodową sprawdzić, co się stało. Korytarz zadymiony, po podłodze walają się szczątki na prawdę dużej petardy hukowej (stary dobry "Achtung!", sądząc po strzępach). Oprócz tego pełno drobnych kawałków... metalowego drutu. Szczególnie dużo powbijanych niczym strzały w drzwi sąsiada.
Wygląda na to, że jakiś geniusz postanowił zdetonować mi na klatce dużą petardę obwiązaną drutem. Dobrze, że ten domowej roboty granat nikogo nie zranił, choć straty materialne były niemałe.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (720)
zarchiwizowany

#43315

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na którymś rutynowym spacerze z psem, rozmawiając z innym napotkanym "psiarzem", usłyszałem przerażającą historię.

Człowiek miał 2 psy, to znaczy psa i sukę, dalmatyńczyki. W którymś momencie na spacerze suczka skorzystała z nieuwagi opiekuna i dorwała jakiś mięsny ochłap leżący w trawie (prawdopodobnie kawałek kiełbasy). Wieczorem wyraźnie się rozchorowała, skamlała z bólu i krwawiła z odbytu.

Weterynarz. Prześwietlenie. Szok. Operacja.

Okazało się, że jakiś sadysta ponabijał kiełbaskę szpilkami, aż gęsto. Szpilki zmasakrowały żołądek i jelita suni. Cudem udało się ją odratować.

Takich ludzi powinno się starym, dobrym, kozackim zwyczajem nawlekać na pal.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (343)