Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5298
 
zarchiwizowany

#43196

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniało mi się z dawnych czasów.
Wycieczka szkolna w 6 klasie podstawówki. Zawitaliśmy do jakiegoś pensjonatu w górach i bęc! Drugiej nocy opiekunka przyłapała dziewczyny w jednym pokoju dzielące jedną, jedyną puszkę piwa. Dzieciaki jeszcze młode, więc i sprawa z tego zrobiła się poważna, opiekunki postanowiły zrobić wszystkim rewizje w pokojach.
Ja i koledzy z mojego spokoju - jak to dzieci, nieco przestraszeni ale spokojni, bo wiedzieliśmy, że żadnej kontrabandy nie mamy. A tu niespodzianka! Wychowawczyni otwiera jedno z łóżek i w szufladzie na pościel (której nikt z nas nie otwierał, nie sprawdzał, bo po co?) znajduje 3 puste butelki po winach i gazetę pornograficzną.

Oj działo się potem. To, że czwórka 13-latków, po rzekomym obaleniu 3 tanich winiaczy jest zupełnie trzeźwych - co z tego. To, że butelki pokrywał dywan z kurzu - nieistotne. Oczywiście całą klasa została poinformowana następnego dnia przy śniadaniu o naszej "zbrodni" i przestrzeżona, że nasze postępowanie to pierwszy krok do patologii i najlepiej się z nami w ogóle nie zadawać jeśli się nie chce skończyć jak bezdomny z dworca. Efekt na odbiór dziecka w klasie, a co za tym idzie jego psychikę - bezcenny.

Ostatecznie rodzice "oskarżonych" wyśmiali nauczycielki na zebraniu w szkole, nie szczędząc "ciepłych" słów na temat profesjonalizmu z jakim panie poradziły sobie z sytuacją. Do końca podstawówki (czyli na szczęście jeszcze tylko 2 miesiące) kobieta mordowała nas wzrokiem. Wyjaśnienie sytuacji przed klasą? Przeprosiny? Jeżeli można tak nazwać stwierdzenie na godzinie wychowawczej "wasi koledzy mają szczęście, nie będzie im obniżone zachowanie na koniec roku..."

pedagog z Bożej łaski

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (232)

#41755

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu pisałem o piekielnych na basenie. Dzisiejsze 45 minut pływania poszerzyło moje horyzonty w tym zakresie.

Na moim torze znalazła się zakochana parka. Bite 10 minut siedzieli wtuleni w siebie w kącie basenu, intensywnie się całując i obmacując. Naprawdę się z tym nie kryli.

Oboje byli piękni i młodzi, więc mnie to nie oburzało ani nie odrzucało, ale nie takich "atrakcji" szukam na pływalni.

Zniszczył mnie za to szatan na sąsiednim torze. Płynąc żabką dość dobrze widzę co dzieje się przede mną pod linią wody. Rzeczony delikwent, najwyraźniej zainspirowany kochasiami z kącika, też intensywnie oddawał się uprawianiu miłości. Sam ze sobą. Przy małej wizualnej pomocy sąsiadów... Na szczęście "działał" wewnątrz kąpielówek.

Cóż, odechciało mi się dalszego pływania. Gdybym umiał zabijać wzrokiem, ten facet już by nie żył.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (927)
zarchiwizowany

#40766

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kraków, duża, dwupasmowa ulica, dwa pasy ruchu w każdą stronę (Beliny - Prażmowskiego jakby kto pytał). W prawo, po łuku zjazd na uliczkę osiedlową (Brodowicza). Przejście dla pieszych bez świateł na tym właśnie zjeździe. Przed przejściem rozglądam się czy nic nie skręca. Ruch znikomy, tylko w oddali pędzi karetka na sygnale. Wchodzę na pasy ciągle obserwując karetkę kątem oka (jak się okazało dobrze, że to robiłem). Karetka na pełnej prędkości, bez sygnalizowania kierunkowskazem, z lewego pasa (!) w ostatniej chwili skręca w prawo. Byłem dokładnie na środku drogi, musiałem uciekać co sił w nogach a i tak blisko się minęliśmy. Ufff... żyję...

Ja rozumiem, że nagłe wezwanie, jesteśmy pojazdem uprzywilejowanym na sygnale, pędzimy na złamanie karku aby ratować czyjeś życie. OK. Tylko drogi kierowco karetki, staraj się nie skrzywdzić po drodze przechodniów zupełnie prawidłowo przekraczających jezdnię - daj nam szansę przewidzieć, że chcesz skręcić!

służba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (46)
zarchiwizowany

#38203

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pływam. Już nie zawodniczo, tylko dla siebie, rekreacyjnie. Takiego stężenia piekielnych w jednym basenie jak dziś dawno nie spotkałem.
Godziny poranne, na miejskim basenie raptem po jednej osobie na torze + kilkoro dzieci z opiekunami w wydzielonym brodziku. Zaczynam pływać, plan na dziś urobić 2 kilometry w 45 minut, więc trzeba się sprężać. Byłoby pięknie, gdyby nie:

1) Zakochani. Nie wiem czemu akurat tor na którym pływałem wybrali sobie do przytulania i całowania się na samym środku basenu, tak że ani lewą anie prawą stroną nie dawało się ich wyminąć płynąc. Niezwykle odporni na zwracanie uwagi.

2) Dzieci grające w piłkę wodną. Dzieciom wiele można wybaczyć, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że urządziły sobie zawody, kto więcej razy trafi we mnie piłką. Na szczęście jakiś tatuś zareagował zanim zabrałem się za opierniczanie młodzików.

3) Zawalidroga - osoba uparcie pływająca (a raczej prawie stojąca w miejscu) samym środkiem toru, przez co też bardzo trudna do wyminięcia. Zwykle starsza kobieta, rzadziej mężczyzna. Dziś 3 razy ktoś brał na siebie taką funkcję.

4) Plotkarze. Tu nie ma reguły co do płci i wieku. Grupa osób która stanie na końcu basenu zajmując całą szerokość toru tak, że nie można dopłynąć do końca, nie można zrobić prawidłowego nawrotu, no nic nie można. Do pluskania się jest brodzik, na torach się pływa. Ale może tylko mi się tak wydaje.

5) Przechodnie. Niektórzy nie mogą się zdecydować, czy chcą pływać na torze 3, czy 5, czy popluskać się w brodziku, ale zamiast zmieniać tory na końcu basenu, przepływają w samym środku pakując mi się tuż przed nos. Potem wielkie oburzenie że takiego staranowałem płynąc grzbietem.

6) Święte oburzenie. (to akurat z zeszłego miesiąca)
- Panie, włosy mi pan chlapiesz tą wodą! Uważaj jak pływasz!
- Zgodnie z regulaminem obiektu powinna mieć pani czepek na głowie.
- phi!

basen

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (230)

#33888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego. Znajomy ma mamę - lekarkę. I jakąś bardzo dziwną, mega rzadką chorobę, której nazwa składa się ze słowa "zespół" i kilku nazwisk. Przynajmniej tak twierdzi jego mamusia.

Choroba ta ma się objawiać między innymi niekontrolowanym tyciem, problemami z koncentracją i milionem innych rzeczy, ale przede wszystkim ogólną życiową niezaradnością (w stylu niezdolność do samodzielnego zaparzenia herbaty - serio!). Jakbym ja miał stawiać diagnozę to powiedziałbym, że koleś jest nieziemsko rozpuszczony przez matkę - ale na szczęście nie jestem lekarzem.
Spędzałem z omawianym przypadkiem wakacje w domku w górach - mimo wszystko dość dobrze się dogadywaliśmy. Pod nieobecność mamusi chłopak zaczął próbować wykonywać różne codzienne czynności (zmywanie garów, zamiatanie podłogi, przynoszenie zakupów ze sklepu) których normalnie ze względu na chorobę nie wolno mu było nawet spróbować, a o dziwo lepiej lub (zwykle) gorzej dawał radę. Miał z tego radochę taką, że w końcu postanowił spróbować porąbać drzewo na ognisko. Machnął parę razy siekierą, rozłupał parę pniaków.

Na drugi dzień na jego nieprzyzwyczajonych do pracy fizycznej dłoniach pojawiły się bolesne odciski. Dowiedziałem się o tym słysząc (mimo woli) paniczną rozmowę kolegi z matką - o tym, że zauważył nowy objaw choroby. Tak, chodziło o pęcherze na dłoniach... Nie dawał sobie wmówić, że to od rąbania drewna. Cały dzień spędził szukając w internecie jaka choroba daje takie objawy, każdy trop konsultując telefonicznie z mamą.
Kolega ma 22 lata. Nie pracuje, nie studiuje, bo stan jego zdrowia na to nie pozwala... zdaniem matki.
Żyje w przekonaniu, że jest wyjątkowym przypadkiem medycznym, którego badanie posunie naukę do przodu.

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 971 (1007)
zarchiwizowany

#29936

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam dobrego kumpla, u którego w domu przesiadywałem notorycznie w czasach liceum, na tyle że czułem się prawie jak domownik. Siłą rzeczy dość dobrze orientowałem się jak komu w tej rodzinie się wiedzie, jakie ma przyzwyczajenia, itp. Że kumpel dość wylewny, to znałem nawet, chcąc czy nie chcąc, kwotę na koncie jego rodziców (niemałą), ich wypłaty (marzyłbym o takiej) i jakie kanapki danego dnia wzięli do pracy...
Piekielną mianuję mamę kumpla. O ile cała rodzina nie obnosiła się z majątkiem, byli na prawdę skromnymi, porządnymi ludźmi, o tyle mamusia na każdym kroku musiała manifestować światu swój status. Obwieszała się złotem od stóp do głów, kupowała tylko najdroższe ciuchy, co z tego że efekt był tragiczny, ujawniał kompletny brak gustu - ważne że drogo. To jeszcze pikuś. Pani domu, jak przystało, za swoje królestwo uważała kuchnię. Musiała więc ta kuchnia odzwierciedlać wysoki status materialny rodziny. Brak gustu również. Nie, nie była to nowiutka, błyszcząca stalą nierdzewną i granitowymi blatami perełka. Była to zbieranina starych, peerelowskich szafek. To nie one miały zwracać uwagę a sprzęty. Lodówka - musi być największa jaką da się kupić. I nie może być pusta. Co z tego, że 3 osobowa rodzina nie przeje takich ilości jedzenia, kupić trzeba tyle, żeby lodówka się nie zamykała. Bo pełna lodówka to oznaka bogactwa! Co z tego, że 75% jedzenia było wyrzucane gdy się zepsuło (zresztą niezbyt skrupulatnie, więc zapach w lodówce był wręcz powalający). To samo zmywarka. Największa. Mała rodzina zapełniała ją przez tydzień. Wyobraźcie sobie smród jaki się z niej wydobywał po tygodniu gnicia resztek jedzenia...
Pani na włościach uważała również, że sprzątanie jest ponad nią. Jest bogata, bogatym sprząta służba. Wynajęła więc panią do sprzątanie - z tego co wiem za niemałe pieniądze. I to ją zadowalało. To, że gdy kobieta przychodziła, niemal nie wypuszczała z rąk telefonu udając, że pracuje, a po jej wyjściu syf był taki sam jak wcześniej, nie zwracało już uwagi matrony.

Tak oto można pani żyje w świecie swoich złudzeń, mile połechtana ilością pieniędzy, które wydała, nie zwracając uwagi na obezwładniający smród, brud i robactwo w kuchni.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (224)

#28066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja siostra na pewnym etapie życia (studia) miała manię czystości. Zużywanie kostki mydła w 2 dni (mycie rąk co 15 min, nawet jak w międzyczasie tylko siedzi przed telewizorem), jazda autobusem w lecie w rękawiczkach - bo na uchwytach i siedzeniach są zarazki, chusteczki dezynfekujące noszone w torebce używane do przecierania każdej klamki w miejscach publicznych, którą musi otworzyć - to jeszcze pikuś. Na domówkach u kogoś prosiła żeby nie robić jej drinków - zrobi sobie sama, ale najpierw sama umyje szklankę, bo nie wierzy, że ktoś wcześniej zrobił to dobrze. Restauracje, kluby, bary odpadają, bo tam nie może sama umyć naczyń. A żebyście słyszeli te karczemne awantury jakie urządzała, jak zauważyła w domu chociaż odrobinę brudu, jaką plamkę z sosu na podłodze w kuchni czy inną pierdołę! Cóż, normalne to to nie jest, ale przynajmniej z przyjemnością sprzątała nam dom 3 razy w tygodniu, bo przecież my nie zrobimy tego dobrze :)

O tym, że przegina, została uświadomiona podczas kupowania swojego pierwszego samochodu. Otóż wybrała ładne autko w komisie, więc jazda próbna. Siostra wsiada do auta i obowiązkowy rytuał - odkażenie kierownicy i drążka zmiany biegów chusteczką dezynfekującą. Jak się właściciel komisu nie wydrze:

- Co Pani kufa robi! To jest ze spirytusem, jak mi lakier na skórze uszkodzisz to zabulisz!

Na szczęście lakier się nie uszkodził, a siostra z czasem znormalniała - dziś nawet pod namiot z nią jeżdżę i nie nosi już mydła w torebce. :)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (621)

#27740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to zostałem podpalaczem.
Mieszkam na skraju blokowiska, za którym rozciągają się rozległe "pola" czy też raczej nieużytki zarastające wszelkim krzaczorem. Jako dzieciaki uwielbialiśmy się w tych krzakach bawić. Pewnego upalnego i suchego jak pieprz lata mały Tomek i jego kolega bawiąc się spotkali dwoje innych, nieznanych dzieci, robiących coś na ziemi po kryjomu. Zignorowaliśmy ich, schowaliśmy się do naszej kryjówki odległej od "intruzów" o jakieś 20 metrów. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyki, wspomniani chłopcy biegiem uciekli, a my patrząc w ich stronę zobaczyliśmy szybko rosnącą kulę ognia - łobuzy podpaliły wyschnięte zarośla. W te pędy polecieliśmy na pobliską budowę, złapaliśmy jakiegoś stróża i krzyczymy:

- Proszę Pana! Tam się krzaki palą! Niech Pan coś zrobi!
- Jak żeście podpalili to sami teraz gaście, gnojki!
- Nie my! My tylko zobaczyliśmy!
- Ja już znam takich smarkaczy, niech no z waszymi rodzicami pogadam...

Po czym koleś zaczął nas gonić. A ogień - na początku wcale nie ogromny - zaczął się coraz szybciej rozprzestrzeniać. My, zwinne dzieciaki, uciekliśmy do domu, rodzice wezwali straż pożarną. Ogień szybko wymknął się z pod kontroli, wkroczył na teren budowy i zniszczył sporo materiałów. Straż przyjechała, gdy wszystko samoczynnie zaczęło dogasać...

A wystarczyło wziąć gaśnicę i zdławić pożogę w zarodku, zamiast ganiać za dzieciakami, winnymi, czy nie.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 642 (680)

#27346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko po pochowaniu Babci, jak dopiero co postawiliśmy Jej pomnik na cmentarzu, miała miejsce taka oto sytuacja:
Stoimy całą rodziną (rodzice, ja i siostra) nad grobem, skupieni na cichej modlitwie, gdy podchodzi do nas pewien starszy pan. Ot koleś po 50-tce, w przybrudzonych ubraniach, nieogolony, ale na oko nie żaden straszny żul. Uprzejmie nas nie zaczepiał, poczekał aż skończmy się modlić i wtedy zagadnął:

- Oj złota kobieta była. Często jak tu do męża na grób przychodziła to ją spotykałem. Taka szkoda, że odeszła, ciężko mi się dla niej grób kopało (acha, czyli grabarz - spodnie przybrudzone błotem się wyjaśniają). Piękny pomnik państwo matce postawiliście, naprawdę, godny taki. Tylko tu przy pomniku takie błoto, ja bym mógł to żwirkiem wysypać, a tu z przodu kostkę położyć, żeby to jakoś ładnie tak było. Tylko na materiał by Państwo 50zł dali to jutro zrobię...

Mama już z łzami wdzięczności w oczach, mi się ta akcja nie podoba, ojciec też podejrzliwie łypie na gościa, ale żeby nie robić mamie przykrości dał te pieniądze. Grabarz podziękował, pobłogosławił i poszedł. Żwiru i kostki na oczy nigdy nie zobaczyliśmy, za to wyrzucając stare znicze często na cmentarnym śmietniku widujemy butelki po bełtach.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 543 (609)
zarchiwizowany

#27425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Autobus KZK GOP. Do średnio - zatłoczonego pojazdu w godzinach wczesnopopołudniowych wchodzi rodzina w składzie: Matrona, dwóch synków około 13-15 lat, córeczka 7-10 lat i pannica koło 18-stki. Wszyscy dość ciemnej karnacji, ciemnowłosi, ubrania już nie pierwszej świeżości - i widać i czuć, że dawno nie prane (jedynie 18-stka ubrana schludnie, może trochę wyzywająco ale bez tragedii). Kobiety siadają na samym końcu pojazdu, chłopaki stają na przegubie w środku autobusu. Nie przeszkadza to rodzince rozmawiać ze sobą, w języku przypominającym bułgarski (głowy nie daję) - potrafili zakrzyczeń nawet rzężenie starego Ikarusa. Chłopaki nieustannie dłubią słonecznik, łupiny oczywiście rozrzucając po podłodze. Spluwają pod nogi co chwila. Widać obtarte do krwi knykcie - zaliczyli albo wywrotkę na rowerze, albo solidnie komuś spuścili łomot. Podbiega do nich młodsza siostra, chyba prosi o trochę słonecznika - krzyki się wzmagają, mała dostaje od brata z liścia w twarz. Aktywność matrony ogranicza się do oglądania "krajobrazu" za oknem, 18-stka namiętnie żuje gumę. Dzwoni telefon. Jeden synalek wyciąga z kieszeni błyszczącego nowością iPhona. Rozmowa toczy się po polsku, wynika z niej, że rodzina jedzie odebrać zasiłek z MOPSu.

Przyznaje im tytuł piekielnych za całokształt. Dobrze że na jakiś organkach jeszcze nie rzępolili...

komunikacja_miejska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (307)