Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5298
 
zarchiwizowany

#22700

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mañana. Słowo - klucz latynosów.
Uczelnia wysłała mnie i jeszcze kilka osób na praktyki w Ekwadorze. Następnego dnia po przylocie nasi miejscowi "opiekunowie" postanowili zabrać nas na wycieczkę na Cotopaxi (wulkan, ~6000 m n.p.m.). Nic to, że byliśmy wykończeni po 27 godzinach podróży przez Atlantyk i nieprzystosowani do strefy czasowej (-7 h). Cotopaxi - piękna góra, warto się poświęcić (naprawdę!).

Pytamy się opiekuna:
- Carlos, ile czasu się tam jedzie
- 2 godziny, spokojnie.
- Na jaką wysokość wyjdziemy?
- Na 3,5 tys metrów, spokojnie.
- Ile kosztuje wejście do parku narodowego?
- 10 $.

No to jedziemy. 1,5 godziny później opuściliśmy granice Quito (stolica). Chwilę potem zawracamy... Pytamy przydrożnego sprzedawcę bananów o drogę (tzn. Carlos pyta). Ok, wszystko jasne, jedziemy inną drogą. Czyżby? Znów pytamy się o drogę. Aha, przegapiliśmy zjazd z "autostrady" 200 metrów wcześniej. Co robi Carlos? COFA do rzeczonego zjazdu (na czymś a′la autostrada, tuż przed zakrętem)! Dobra, są już znaki pokazujące jak dojechać pod Cotopaxi. Żeby nadrobić opóźnienie Carlos znęca się nad pedałem gazu. Pies wbiega na drogę - lekki wstrząs i nie ma psa... Próg zwalniający - a co tam, bierzemy go 80 na godzinę, pasażerowie fruwają w powietrzu między fotelami. Po 6 godzinach dojechaliśmy.
Na miejscu miłe zaskoczenie - wstęp do parku kosztuje jednak tylko 2 dolary... Dojeżdżamy do parkingu i rozpoczynamy wspinaczkę do schroniska. Ale coś jest nie tak. Mieliśmy być na 3,5 tys. metrów, a tymczasem nie ma czym oddychać, zrobienie jednego kroku naprzód to tytaniczny wysiłek, po 10 minutach marszu niektórzy (dosłownie) rzygają z wyczerpania. Chodzę trochę po Alpach i nawet na 4 tys. metrów nie było aż tak ciężko... W końcu ta bardziej wytrwała część grupy, która nie zawróciła do autobusu, dotarła do schroniska. A tam tabliczka - 4900 m n.p.m. Wyciągamy dokładnego, kartograficznego GPSa - wskazanie: niespełna 5000m - chyba bardziej wierzę satelitom niż Ekwadorskim pomiarom...

Koniec atrakcji na 1 dzień, było ciężko, ale na prawdę warto. Tylko czemu nasi opiekunowie, wykładowcy uniwersytetu w Quito, tak nam ściemniali? Czemu nie wiedząc czegoś, zamiast sprawdzić, wciskali nam kit? I czy nie mogli chociaż sprawdzić drogi dojazdu? Cóż. Mañana. Tam się ludzie nie przejmują.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (197)
zarchiwizowany

#22327

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na 2 roku studiów mieszkałem w mieszkaniu - molochu - 4 pokoje, 9 studentów stłoczonych na poddaszu. Mieliśmy wspólną kuchnię i 2 łazienki. Mieszkała z nami parka - powiedzmy Adam i Ewa. Ona - początkowe stadium blacharyzmu, jeszcze nie najgorsze, On - student AWFu i fan hip-hopu, w sumie fajny chłopak ale z niemiłymi nawykami. Problemem na mieszkaniu był syf. Momentami nie było nawet jednego czystego talerzyka w całej kuchni, dolne pokłady naczyń w zlewie przyrastały do niego a kosz na śmieci ginął pod pryzmą odpadów. O zapachu nawet nie wspominam. Początkowo ja i 3 inne osoby próbowaliśmy to sprzątać, zmywaliśmy sterty nie swoich naczyń, kosz na śmieci osobiście wynosiłem 9 razy z rzędu. Po pewnym czasie, gdy prośby, groźby i karteczki na lodówce nie pomagały, rozpocząłem (i nie tylko ja) strajk - korzystałem tylko ze śmietnika w pokoju, swoje naczynia trzymałem też w pokoju, w kuchni niczego nie swojego nie dotykałem. Wtedy właśnie osiągnęliśmy opisany powyżej stan nie-czystości.

Od początku podejrzewaliśmy że siłą sprawczą tego armagedonu był Adam, gdyż wykazywał on dużą aktywność w kuchni (oj cuda potrafił ugotować dla siebie i Ewy), ale NIGDY nie zauważyliśmy żeby zmywał naczynia. Chyba mieliśmy rację, obecnie, gdy ta parka się wyprowadziła, mieszkanie aż błyszczy.
Ewa zaś najbardziej pomstowała na stan naszej kuchni - ale nigdy nie powiedziała tego bezpośrednio. Tylko głośne narzekania dobiegające przez ścianę, w których obwiniała wszystkich po kolei oprócz Adama o bycie "paskudnymi brudasami" obwieszczało jej niezadowolenie. Raz, jak mieli przyjechać jej rodzice, postanowiła posprzątać. I zrobiła to bardzo dokładnie, choć tych wszystkich narzekań i obelg pod swoim i kolegów adresem co wtedy się nasłuchałem do końca życia nie zapomnę. Oczywiście zwieńczeniem całej akcji było tournee Ewy po pokojach celem obwieszczenia "Ja całe popołudnie sprzątałam, uszanujcie to i trzymajcie porządek, bo nie chce mi się za was całej roboty odwalać!". Cóż, wszyscy inni potrafili 2 godziny szorować kuchnię w weekend i się tym nie chwalić.

Ciekawe jak im się mieszka na nowym mieszkaniu - kto tym razem jest winny niewątpliwego syfu :)

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (193)
zarchiwizowany

#22306

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chodziłem do szkoły sportowej - pływackiej. Mieliśmy niezbyt sympatycznego trenera, który robił straszne awantury, jak ktoś nie mógł pływać w danym dniu (5,6 klasa, dziewczyny zaczynają dostawać miesiączki, argumentacja trenera: to zakładajcie tampony i do basenu!). Odpłaciłem mu się piekielnością za piekielność. Gdy złamałem środkowy palec i zamiast do szatni udałem się na widownię basenu (był pomiędzy zwykłymi lekcjami, nie mogłem zwolnić się do domu), widząc jak z żądzą mordu w oczach pyta mnie o powód nie brania udziału w treningu, pokazałem mu z radością dobrze znany gest szacunku. Próbował wstawić mi uwagę, ale wychowawczyni uwierzyła że nie taka była moja intencja :)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (283)

#21853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idiotyczny kawał + zbieg okoliczności.
Przez noc rozładował mi się telefon (to ten zbieg okoliczności). Po włączeniu widzę kilkadziesiąt (!) nieodebranych połączeń od rodziców, siostry, masę wiadomości w stylu "proszę zadzwoń szybko!". Przeraziłem się, ktoś umarł czy co? Oddzwaniam.

Nie wiem jakim trzeba być debilem, żeby zadzwonić do czyiś rodziców o 3 w nocy, podać się za policjanta i powiedzieć, że syn został zatrzymany za rozbój po pijanemu. Skubany nawet wiedział jak się nazywam, czym uwiarygodnił się w oczach rodzicieli. Jak zaczęli zadawać pytania: a w jakim mieście? a gdzie jest? - życzył szczęśliwego nowego roku i się rozłączył. Numer zastrzeżony.

Ja sobie spokojnie spałem całą noc w moim łóżeczku w Krakowie, rodzice w Katowicach umierali ze strachu, a jakiś !@^%$#*&^ miał polew. I jeszcze ten rozładowany telefon.
Zabić to mało.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 704 (788)

#21809

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Komers po liceum.
Oficjalnie nie byliśmy już uczniami, więc nauczyciele razem z nami wznosili toasty. Na parkiecie dokazywała jedna z nauczycielek, dajmy na to, języka hiszpańskiego. Kobieta lekko po czterdziestce, niezamężna, "słynna" z romansów z młodymi wuefistami. No i niestety niezbyt urodziwa.
W pewnym momencie zatacza się na mojego znajomego odbijając go partnerce, i wcale nie siląc się na ściszenie głosu, pyta go:
- Chcesz spróbować jak smakuje dojrzała kobieta?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 542 (660)
zarchiwizowany

#22189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnym kierowcy autobusu. Wymaga przedstawienia sytuacji przestrzennej. Opisywany autobus jedzie główną ulicą, następnie skręca w osiedlowe uliczki gdzie ma 2 przystanki, wraca na główną, po czym, poza granicami miasta, ma przystanek na żądanie. Trasa kończy się w innym, dużym mieście.

Przystanek na osiedlowej uliczce, Godzina 7:50, czekam jak co dzień na autobus który ma mnie dowieźć do liceum. Coś się spóźnia. Nadjeżdża ta sama linia, ale w przeciwnym kierunku. Nagle długi, przegubowy autobus rozpoczyna manewr zawracania na skrzyżowaniu wąskich, osiedlowych uliczek! Widok po prostu przedni, trwało to dobre 5 minut, przydrożne pasy zieleni i chodniki rozryte oponami ciężkiego pojazdu, sporo wkurzonych kierowców osobówek męczy klaksony. Według relacji kolegi, który jechał od początku trasy, kierowca przegapił zjazd na osiedle, ale po protestach pasażerów (to są 2 bardzo oblegane przystanki na bardzo ludnym osiedlu) postanowił wjechać na trasę "od drugiej strony" i nawrócić. Po tej akcji jeden z pasażerów pilotował kierowcę mówiąc którędy jechać. Nic to. Spóźnienie mamy już około 15 minutowe (Przejeżdżanie na "krótkim czerwonym", gwałtowne hamowania i rajdowe pokonywanie zakrętów pominę). Dojeżdżamy do przystanku na żądanie, ale kierowca nie zwalnia. Ten dialog pamiętam:
[P]asażer: Panie! Tu przystanek jest!
[K]ierowca: A chu* tam! Czasu nie ma!
[P]: Ale ludzie czekają!
[K]: Pierwszy raz tą trasą jadę, kur...(czak?)!

Według mnie słabe usprawiedliwienie.

KZK GOP 663

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (187)
zarchiwizowany

#22183

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzyło mi się w liceum związać z pewną dziewczyną. Związek ten budził powszechne zdziwienie, bo ja (może to nieskromne, ale taka prawda), prymus szkolny, najwyższa średnia, olimpiady, konkursy, a Ona przeciwny biegun, zagrożenia, wagary, podrabiane zwolnienia... Cóż, teraz też to widzę, młody i głupi byłem :)
Piekielna była pewna nauczycielka (dziewczyna też, ale o tym innym razem). Luba moja była z jej przedmiotu zagrożona, dodatkowo parę razy jej chamsko odpyskowała, więc zdecydowanie sympatią się nie darzyły. Ja z kolei właśnie z tego przedmiotu, u tej nauczycielki, czułem się najlepiej, nie raz po lekcjach piłem z nią kawę w pokoju nauczycielskim :) Udało mi się wybłagać dla lubej (a nie było łatwo!) kolejną ostatnią, tym razem naprawdę już ostatnią, szansę zaliczenia semestru. Na drugi dzień nauczycielka zgarnia mnie do swojej sali na przerwie i pokazuje mi "wypociny" mojej dziewczyny. Przyznaję, pytania były bardzo proste, a odpowiedzi tragiczne, nie było sposobu na niebie i ziemi żeby takie coś zaliczyć. No nic, zdarza się. Ale wszystkie te komentarze nauczycielki:
- No spójrz X, już tak jej na rękę poszłam, a ona tak zawaliła, jest taka głupia że nie mogę jej przepuścić, to nie dziewczyna dla ciebie...

Potraficie sobie chyba wyobrazić jak bolesne były takie słowa i cała ta sytuacja dla nastolatka zakochanego po uszy? A wystarczyło zwyczajnie powiedzieć: "Nie zdała, przykro mi". Przecież nie miałbym żalu. A tak to niesmak pozostał.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (40)
zarchiwizowany

#21882

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sylwester, godzina 23:58. Grupka dzieciaków świętująca pod blokiem zabawia się rozmyślnie rzucając mi i moim znajomym małe petardy hukowe (diabełki) dokładnie pod nogi. Ignorujemy gówniarzy.

Nowy rok, godzina 0:01. Te same dzieciaki zaczynają odpalać rakiety. Poziomo. Wycelowane w naszą paczkę. Na szczęście mieli tylko 2 i nie trafili. Usłyszeli parę epitetów.

Godzina 0:05. Wspomniane dzieciaki wracają do bloku. Przechodzą (a raczej przetaczają się) koło nas. Mają może po 14 lat. Każdy z butelką wódki w ręku.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (259)

#21520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam gorąco debila, który zakleił wszystkie kasowniki w autobusie gumą do żucia. I kanara, który mimo to wlepiał mandaty. Smażcie się w piekle.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1203 (1255)

#20536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkałem kiedyś w akademiku, gdzie poznałem pewnego kolesia - z rodzaju tych dla których nauka na studiach do niemiły dodatek do ciągłego imprezowania. Specjalną sympatią do siebie nie zapałaliśmy, ale mieliśmy sporo wspólnych znajomych, więc siłą rzeczy jakieś w miarę normalne relacje utrzymywaliśmy. W połowie wakacji po pierwszym roku przypadkiem spotkałem go na drugim końcu Polski, więc poszliśmy na piwko pogadać co tam i jak tam. Temat w pewnym momencie zszedł na wykwaterowywanie się z akademika w czerwcu - oj dużo piekielnych historii mógłbym o tym napisać, ale pewne zdanie kolegi mnie totalnie rozłożyło na łopatki:

- Najbardziej to współczuję tym kolesiom co ze mną byli w pokoju. Ja się szybko zmyłem, a oni zdając pokój będą musieli go dokładnie posprzątać - chciałbym zobaczyć ich miny jak za moim łóżkiem znajdą składzik zużytych prezerwatyw z całego roku. Tam już pewnie jakaś cywilizacja powstaje, Haha, niezła beka, nie ziom?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 573 (669)