Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5296
 
zarchiwizowany

#15865

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wróciłem właśnie z wycieczki po Bałkanach. W Serbii miał miejsce taki oto komiczny dialog między (K)kierowcą z którym jechałem a przechodzącą akurat w pobliżu (S)Serbką:

K: Którędy na Belgrad?
S: English or Deuch?
K: English!
S: OK! (chwila intensywnego namysłu)
S: An der nächsten Kreuzung...

poligloci sp. z.o.o.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (155)
zarchiwizowany

#14233

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nigdy nie byłem w harcerstwie, ale zdarzało mi się jeździć z "mundurowymi" kolegami na obozy harcerskie. Na pierwszy z nich pojechałem jako 13 letni podrostek, jeden z młodszych w grupie.

UWAGA! Historia drastyczna! Nie znosisz krwi - nie czytaj!

Był z nami na obozie około 17-letni chłopak, również nie harcerz ale towarzyszył swojej dziewczynie. Typ źle rozumianego "survivalowca" - długie włosy, ubrania moro, wielki nóż przy pasku, niechęć do mydła, a i do bójki skory. Miał jedną słabość. Nie znosił gdy ktoś przy nim smarkał - doprowadzało go to niemal do torsji.
Ja, będąc niestety alergikiem, pewnego razu nieopatrznie wydmuchałem nos przy stole na stołówce. Przy stole, przy którym siedział również ów, powiedzmy, Mariusz. Oczywiście usłyszałem niezłą wiązankę jaki to ze mnie cham, prostak, że jak jeszcze raz tak zrobię to dentysta będzie mi nowe zęby wstawiał i że przeze mnie i moje obrzydliwe zachowanie już stracił apetyt i nic nie zje. Po czym wytarł swoją wielką myśliwską kosę w chusteczkę higieniczną (nawet do smarowania masła używał swojego noża a'la Rambo) i ostentacyjnie, przy pełnym stoliku, zaczął ciąć nią sobie przedramię, skutecznie obrzydzając początek dnia całej grupie. Do końca obozu jego lewa ręka wyglądała jak kawał mielonego mięsa...

taki jeden pozer

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 16 (60)
zarchiwizowany

#14036

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu pojechałem z rodzicami na objazdowe wakacje pod namiotem w Sudetach. Niestety pewnego dnia padł nam samochód - cała elektronika zwariowała. No cóż, wzywamy lawetę. Piekielnym okazał się właśnie laweciarz. Auto sprawnie zapakowane, my gramolimy się na tylną kanapę, laweciarz siada za kółkiem. Chuderlaczek, mruk totalny, palacz łańcuchowiec - kolejnego papierosa odpala od niedopałka poprzedniego. Jego styl prowadzenia można określić tylko jako wariacki do potęgi.
Chwila (2 min) bez papierosa. Kierownica w jednej ręce, drugą ręką otwiera butelkę napoju i pije. Niezakręconą butelkę przekłada między nogi i dokonuje aktu odpalenia kolejnego papierosa - kierownicę "trzyma" łokciami, w lewej ręce zapalniczka, prawą osłania papierosa (okna otwarte, duża prędkość, więc pęd powietrza mu gasił płomień). Co więcej, w trakcie tych akrobacji rozpoczął wyprzedzanie jakiegoś ciągnika! Z przerażeniem patrzyłem to na niego, to na moją bliską zawału mamę. Na szczęście dojechaliśmy do warsztatu w jednym kawałku...

holowanie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (183)
zarchiwizowany

#14002

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna historia o moim przyjściu na świat, na wspomnienie której do dziś mamie stają łzy w oczach.

Mama zachodzi w ciążę, wielka radość, do czasu gdy dostaje wyniki badań prenatalnych. Otóż lekarze stwierdzili, że mam być niedorozwinięty, upośledzony, generalnie makabra. Werdykt - "Lepiej niech pani usunie tą ciążę". Mama uparcie, że nie, wcześniejszą ciążę poroniła, więc ja jakikolwiek bym nie był - mam się urodzić. Lekarz w zaparte, że to nie ma sensu, lepiej usunąć. Na szczęście mama - mimo totalnej rozsypki psychicznej - miała tyle siły żeby się oprzeć i mnie urodzić.

Owszem, troszkę się pośpieszyłem z przyjściem na świat, ale oprócz tego jestem zdrowym, silnym facetem, już ponad 20-letnim, jedyną moją "wadą wrodzoną" jest uczulenie na pyłki traw. Na pohybel wszystkim zwolennikom aborcji!

medyk-morderca

Skomentuj (92) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (283)
zarchiwizowany

#13533

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez mamę, miała ponoć miejsce ładnych kilka lat przed moim przyjściem na świat.

Okres głębokiej komuny. W sklepach nie ma niczego. Rodzice dostali za pośrednictwem parafii paczkę z Holandii - dobrzy ludzie z zachodu wysyłali nam jakieś ręczniki, zapałki (do dziś są w domu!), słoiki ze śledziami, konserwy i tajemniczą szklaną butelkę litrową z przeźroczystym płynem i żółtą etykietą. Rodzice nie wiedzieli co to jest, nie rozumieli napisów na etykiecie, rozszyfrowali tylko, że w składzie specyfiku jest chinina. Skoro chinina, to pewnie to jakieś lekarstwo! Powodowani taką myślą rodzice przez prawie rok, codziennie rano dawali mojej dwuletniej wtedy siostrze małą łyżeczkę tego płynu "na wzmocnienie".

Domyślacie się, co to było?

Historię usłyszałem, jak w połowie lat '90 przyniosłem do domu butelkę napoju Kinley Tonic :)

Kto tu był piekielny? Chyba tylko chory system izolujący nasz naród przez pół wieku od cywilizowanego świata...

Kinley Tonic i dobrzy Holendrzy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (263)
zarchiwizowany

#13164

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu wyjechałem na wakacje do Anglii zarobić co nieco. Wynająłem tani pokój w "nieciekawej" dzielnicy na przedmieściach Sheffield. Na całej ulicy mieszkali prawie sami emigranci - Polacy, Rosjanie, Czesi no i mnóstwo Pakistańczyków. W domu na przeciwko mojego mieszkała właśnie 3 miłych Pakistańskich chłopaków - ot zawsze powiedzą "Hi" jak się spotkamy na ulicy, jak się nam zepsuł telewizor to któryś zaoferował pomoc - i naprawił, zwykłe dobrosąsiedzkie stosunki.

Pewnego dnia wracając o 17 z pracy zobaczyłem, że cała ulica jest zablokowana, pełno policji, straży pożarnej, karetki, telewizja. Mój dom w samym centrum strefy odgrodzonej żółto-czarną taśmą, obstawionej uzbrojonymi po zęby antyterrorystami.

Okazało się, że mili sąsiedzi z naprzeciwka mieli w domu mały arsenał - ładunki wybuchowe w dużej ilości. Po prostu byli terrorystami. Sytuacja miała miejsce 2 dni po serii wybuchów w Londyńskim metrze.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 305 (337)
zarchiwizowany

#12935

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja opowiedziana mi przez mamę:
Wczoraj mama poszła z naszym psem do "psiego fryzjera". Psinka nasza to szczeniaczek w typie Shih - Tzu, bez rodowodu ale z pewnego źródła (znajomym się parka przypadkowo rozmnożyła). Ma dość rzadką u tej rasy maść - cały czarny z białym brzuszkiem i czubkiem ogona. Zwróciło to uwagę właścicielki Yorka odbierającej swojego pupila ze strzyżenia gdy akurat mama przyszła z naszym maluchem. Kobieta około pięćdziesiątki, typu ĄĘ a do tego wygadana nieziemsko i niedająca sobie słowa wtrącić. Zarzuciła moją rodzicielkę monologiem typu:

-Ależ piękny Shih - Tzu! Musiał kosztować fortunę! Taka rzadka maść! No urodzony czempion! Pewnie go pani szykuje na tą wystawę za miesiąc w Katowicach, prawda? Naprawdę gratuluję Pani, taki piękny... A wie Pani, moja znajoma ma hodowlę tej rasy, ja jej dam znać że jest taki piękny okaz w okolicy, jeszcze pani dobrze zarobi na reprodukcji! No niesamowite po prostu!

Gdy kobiecie tchu brakło od zachwytu mama zdążyła wtrącić tylko:

- Ale on nie ma rodowodu. On jest do kochania a nie na wystawy.

-Phi! Kundel zawszony! - po czym Pani znawca odeszła podobno nos zadzierając wyżej niż czubek włosów.

Czy posiadanie głupiego papierka naprawdę aż tak dużo zmienia, czy po prostu niektórzy tymże papierkiem chcą jakieś swoje kompleksy i niespełnione ambicje załagodzić?
Co do Yorków to ta Pani potwierdza moje zdanie, że psy są w porządku, tylko ich właściciele zazwyczaj są nienormalni.

psia hipokrytka?

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (161)
zarchiwizowany

#12393

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pochodzę z Górnego Śląska, tam też chodziłem do liceum. Pomiędzy moim przystankiem autobusowym a szkołą był niewielki park, którym codziennie chodziłem. Pewnego razu przechodząc tamtędy wychwyciłem fragment jakże ciekawej rozmowy dwóch kobiet siedzących na ławce.
Były to wcale nie stare kobiety, może 25 - 30 lat, ale bardzo zaniedbane - przetłuszczone, płowe włosy, brudny, poprzecierany dres, brud za paznokciami - ot klasyczny obraz biedniejszej części społeczeństwa. Usłyszałem tyle:

- Ja, Anka, mówia Ci, Rychu szajby dostoł jakżech mu sie przyznoła żem z Andrzejem spała, ale spoko, na wieczór obalimy browca, zrobia mu loda i bydzie git.

Śmiać się czy płakać?

ach te kobiety...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (57)
zarchiwizowany

#12115

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłe wakacje wybrałem się ze znajomymi do Szwajcarii, żeby wejść na Piz Bernina (alpejski czterotysięcznik). Pogoda nie była idealna, ale według prognoz nie powinno być opadów, a szczyt miał być już ponad chmurami. W dobrych nastrojach i z ogromnymi plecakami wyszliśmy do góry, najpierw wjechaliśmy kolejką linową na 3000m, potem weszliśmy na lodowiec. Wtedy zaczęło się piekło - burza, deszcz, grad, wicher huczy tak, że nic nie słychać, a małe strumyczki na lodowcu pozamieniały się w rwące rzeki. Nie ma rady - trzeba wracać. Po prawie 2 godzinach dotarliśmy do stacji kolejki, w opłakanym stanie - cali przemoczeni i zabłoceni po przedzieraniu się przez moreny w ulewie. Na parkingu wzięliśmy z samochodu ręczniki i suche ubrania, ale jednym miejscem, gdzie można było uciec od deszczu i się przebrać była wiata przystanku autobusowego. Cóż, może robiliśmy trochę "wieś" świecąc tyłkami na parkingu, ale ni było innej opcji, a w taką pogodę i tak żywej duszy w okolicy nie było.

Niestety do czasu. My w najlepsze wyżymamy przemoczone ciuchy i wycieramy się ręcznikami, gdy na parking wjeżdża autokar pełen japońskich emerytów. Po wysypaniu się z pojazdu wszyscy, każdy obowiązkowo z aparatem w rękach, podbiegli do nas otaczając nas półkolem. Po podniesionych głosach i częstotliwości robienie zdjęć wnioskuję, że byliśmy dla nich nie lada atrakcję - półnadzy, przemoczeni, otoczeni stertą zabłoconych ciuchów i mokrego sprzętu alpinistycznego (lina, raki, czekany, uprzęże, kaski itp.).

Czuliśmy się trochę jak zwierzęta w zoo. Mam tylko nadzieję, że w oczach tychże emerytów wypadliśmy jak jacyś twardziele, a nie nieudacznicy :)

Japończycy i prawie alpiniści :)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (210)
zarchiwizowany

#11658

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Anglia, Cambridge (to ze znanym uniwersytetem).
Po całym dniu zwiedzania chcieliśmy coś zjeść. Zadziwiło nas, jak ciężko w tym mieście znaleźć jakąś jadłodajnię - same kawiarnie i puby, ale żadnej restauracji w centrum, gdzie by można zjeść coś konkretnego!

W końcu na obrzeżach jakiegoś parku znaleźliśmy malutki lokal KFC. Wchodzimy - w środku pustka, coś "wisi w powietrzu" - nie czujemy się komfortowo, coś jest nie tak.
- Poprosimy kubełek
- Nie ma! - szok, jak w fast-foodzie, w godzinach wczesnopopołudniowych może braknąć "specjalności lokalu?!
- To 3 kanapki takie-a-takie poprosimy. (nie pamiętam jaką chciałem)
- Nie ma! Kurczak się nam skończył. (szczęka nam opada do ziemi)
- To co jest?
- Frytki są.

Już miałem wziąć te frytki, gdy przyjaciel szarpnął mnie za rękaw pokazując rząd mrówek spacerujących po ladzie. Wyszliśmy stamtąd z prędkością bolidu F1. Ostatecznie zjedliśmy jakąś pizzę w pubie.

KFC

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (187)