Wiem, pomysł odpadnie bo nielegalny, ale przypomniał mi się gość, który z sąsiadem o rower na klatce przypięty do barierki poszedł na noże i skończyło się na tym, że rower został przyspawany...
@bloodcarver: prawdopodobnie "przegląd", po którym trzeba będzie wymienić rynny na nowe. W każdym razie wtargnięcie samo w sobie już jest materiałem na smerfy. Możliwe też, że pod przykrywką drobnych robót zaglądali to okien, oceniali zabezpieczenia i stan posiadania, żeby wiedzieć kogo warto "zrobić".
@agatatq: znowu prawo pracy. Pracownik może być obciążony do określonej wysokości to raz. Faktoring to przejmowanie na siebie odpowiedzialności i ryzyka gdyby klient okazał się nierzetelny/niewypłacalny i wymaga odpowiedniej umowy. Umowa o pracę nie jest umową faktoringu. Nic, tylko nagrać taką sytuację, rozmowę i od razu sąd pracy.
Ściąganie nieistniejącego długu jest dobrym punktem wyjścia. Można ich pozwać na 5cyfrową sumę. Jak przekażą sprawę jakiejkolwiek windykacji (innej niż sąd i komornik sądowy) to na podobną kwotę możesz ich pozwać za nieuprawnione przekazanie danych. Wtedy firmę windykacyjną pozywasz o ściąganie nieistniejącego długu, a operatora o nienależne naliczanie długu. No i jeszcze możesz trafić do KRD, za to też można kogoś pozwać za nienależny wpis. Oczywiście jeśli masz dość nerwów i cierpliwości, ale warto ich uciąć.
Czyżby prokurator musiał wejść z zawiadomienia o oszustwie? Dla firmy takie zarzuty są mocno problematyczne, zwłaszcza jak cokolwiek się faktura nie zgodzi, wtedy jeszcze skarbówka do podatku się przyczepia i zaczyna się jazda.
1700 na umowie o pracę to może być za 168 godzin. Tyrając po 16 dziennie? 320 godzin przy 20tu dniach roboczych. Art. 131. § 1. KP mówi jasno, że tygodniowo czas pracy nie może wynieść ponad 48h (16*5=80). Do tego gdzie kasa za ten czas? Art. 151. KP się kłania. Brzmi dziwnie. Jeśli to prawda, dobrego prawnika i zaorać ich, nasłać skarbówkę, PIP i wszystko co się da.
Kary za kradzież są śmieszne. Nie rozlicz się z fiskusem o 6gr to zostaniesz przeciągnięty po sądach i wciągnięty w setki kosztów. Okradnij bezbronną osobę-jak dasz się złapać to może coś ci zrobią...
@tatapsychopata: jeszcze motocykliści, paralotniarze i astronauci. Każda grupa uczestników ruchu drogowego zawiera pewną ilość idiotów. Jak pieszy czy pedalarz coś głupiego zrobi-spora szansa, że przykryją go płachtą i tyle. Motocykliści podobnie, z tą różnicą, że moto jest o wiele lepiej zauważalne, zwykle dzięki głośnemu wydechowi. Dlatego ich wybryki są mocniej widoczne. Wjedź sobie w jakiekolwiek miasto i masz horror, osobówki zachowują się bezmyślnie, nie przestrzegają pierwszeństwa, ograniczeń prędkości, sygnalizacji i znaków. TiR nie jest więc tutaj jakoś szczególnie inny, w tej grupie też są barany, z tym że jest ich mnie, ponieważ kursy są drogie, badania, kwalifikacja, selekcja. Jest to jednak góra stali, ważąca po 40 ton, którą widać i jak coś odwali-jest to spektakularne. Do tego dochodzi jeszcze infrastruktura, w wielu miejscach jest za ciasno by skręcać z właściwego pasa i robi się cyrk, jazda przez ciągłą i zaraz krzyk, że przepisów nie przestrzegają. Co do spychania i innych wybryków: dzwonić na pały, dawać nagrania-powinien za to stracić lejce. Kilka miesięcy kursów, kilkanaście tysięcy wydane i jeszcze utrata pracy. Skuteczna kara.
@janhalb: jakie naruszać? Pojazd uprzywilejowany ma prawo nie przestrzegać pierwszeństwa przejazdu oraz sygnalizacji pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności. Korzysta z przepisów, które pozwalają mu na więcej, ale nie na ich łamanie. Kodeks drogowy obowiązuje każdego uczestnika ruchu.
Raz chciałem na Wojciechowskiej zrobić badania na określone uprawnienia (dość spore wymagania zdrowotne). Wzrok miał mi badać psycholog. Takie ośrodki powinny być zamykane z hukiem. Chłopa wyślij do akademickiego, tylko rejestracja tam jest przewalona.
W każdym stadzie owiec znajdzie się baran, albo jakaś czarna. Sam się uczę jeździć (kwity mam od lat) i wiele pomogli ludzie ze środowiska. Z punktem 2 można sporo polemizować, jest masa maszyn o mocy ponad 100km, które mają 750 pojemności i faktycznie tak mocne maszyny nie nadają się do jazdy 50km/h. Po prostu nie jeździ się nimi po mieście, a nie przekracza prędkość o 50 czy 100. Najbardziej na bakier z przepisami mają chyba jednak właściciele quadów i crossów. Nie ma w Polsce zbyt wielu miejsc, gdzie można polnymi drogami czy leśnymi poćwiczyć jazdę w trudnych warunkach terenowych. Torów jest mało i ciężko jest o dobre warunki organizacyjne, a sprawy nie poprawia fakt, że niektórzy szaleją w miejscach niedozwolonych, potrafią rozjeździć rezerwat czy taki wybryk jak debil (którego na szczęście złapali) terroryzujący motocyklem centrum handlowe.
@katem: nie do końca powiedziałbym "lubią". To są silniki pojemnościowo podobne z niedużymi samochodowymi często, ale motocykl jako cały pojazd gabarytowo jest sporo mniejszy. Wydech też jest więc krótszy i wyobraź sobie zamontowanie 4ech puszek długich na 40cm każda (kat, tłumiki). Silnik przez ten brak dostatecznego wytłumienia wydechu jest głośniejszy i to sporo. Debili robiących przegazówki pod oknami czy na światłach z kolei jest tyle samo co na dwóch, jak i na czterech kołach.
@starajedza: a kto Ci zabroni kupić mu takie auto? W końcu taka dobra dusza jesteś, a wydanie grubych tysięcy dla człowieka, który przymiera głodem z biedy może być poza jego zasięgiem. Dziękujemy superbohaterze!
Było poprosić o protokół z czynności na miejscu. Kradzież z włamaniem to inna kwalifikacja niż kradzież. 12 lat za to grozi i nie ma kwoty minimalnej, mają obowiązek działać.
Z drugiej strony: podjeżdża samochód do świateł (grupa motocyklistów stoi) i włącza spryskiwacze. Kierowca samochodu miał A i B tak na marginesie. Debile są po obu stronach.
Teraz pomyśl: gość zdał egzamin na kategorię zawodową, zrobił kursy i przeszedł psychotesty! Jeśli ktoś prowadzi zestaw i ma tak nasrane we łbie to powinien stracić kategorię z marszu. Zdarzył mi się sytuacje, że TIR wymusił i o mało co nie wbiłem mu się w osłonę boczną naczepy, ale zreflektował się i chociaż awaryjnymi dał znać, że wie, że narozrabiał. Błędy popełnia każdy, akurat na pojeździe, który waży odpowiednio więcej i jest większy-mocniej je widać i trudniej naprawić. Taki jednak chociaż ma świadomość, że zachował się źle i myślę, że sam miał nieco stresu, że prawie doprowadził do kraksy. Tymczasem szeryf to bezrefleksyjny ćwok, który uważa, że o tu rządzi. Co go obchodzą jakieś przepisy. Tępić takich bezwzględnie.
Bo dyspozytor jest jeden na duży obszar i ma go kontrolować przy pomocy komputera, map etc. NIE ZNA TERENU, nie skojarzy wezwania, ma za dużo na głowie i często mało pojęcia o samym działaniu służby, którą dysponuje. On ma być dobry w zarządzaniu, nie w działaniu RM.
Jechać jak z wieprzem na świniobiciu. Straszna kara za to go nie spotka, raczej skończy się na pracach społecznych i sporej sumce, ale warto. Niech poczuje, że sprawiedliwość jest nieuchronna, a ze spaćkanymi papierami przestanie czuć się takim kozakiem. No i może odwali się gdy będzie mieć pilniejsze problemy ze swoim życiem.
Są gdzieniegdzie takie pułapki jak parking, kilka metrów asfaltu i skrzyżowanie. Te kilka metrów to już jest droga, samochód nie włącza się do ruchu, a już jest jego uczestnikiem, co znacznie zmienia interpretację przepisu o pierwszeństwie. Cała masa wymuszeń w takich miejscach jest bo gość wyjeżdża z parkingu to niby ma ustąpić.
Trzy przepisy są na to Tak łopatologicznie; raz-pieszy ma się upewnić, że nie wtargnie pod samochód, dwa-kierujący ma obowiązek zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza w miejscu oznaczonym jako niebezpieczne, trzy-każdy uczestnik ruchu drogowego ma prawo zakładać, że pozostali uczestnicy poruszają się zgodnie z przepisami.
Prawo więc pozostawia sporo ocenie funkcjonariusza i sądu jeśli sprawa tam trafi. Niemniej jednak tu wygląda to dość jednoznacznie: samochód jedzie i kobieta weszła na pasy, czyli wtargnięcie i wina pieszej.
Tak na marginesie, odnośnie wjazdu na przejazd kolejowy było powiedziane: "na kolei wszystko jest duże, twarde i boli", "w zderzeniu z pociągiem, zawsze wygrywa pociąg". Analogicznie pieszy/rowerzysta w stosunku do samochodu również nie ma szans.
Wiem, pomysł odpadnie bo nielegalny, ale przypomniał mi się gość, który z sąsiadem o rower na klatce przypięty do barierki poszedł na noże i skończyło się na tym, że rower został przyspawany...
@dmd: wątpię by administracja czy zarząd cokolwiek wiedziały na temat...
@bloodcarver: prawdopodobnie "przegląd", po którym trzeba będzie wymienić rynny na nowe. W każdym razie wtargnięcie samo w sobie już jest materiałem na smerfy. Możliwe też, że pod przykrywką drobnych robót zaglądali to okien, oceniali zabezpieczenia i stan posiadania, żeby wiedzieć kogo warto "zrobić".
@agatatq: znowu prawo pracy. Pracownik może być obciążony do określonej wysokości to raz. Faktoring to przejmowanie na siebie odpowiedzialności i ryzyka gdyby klient okazał się nierzetelny/niewypłacalny i wymaga odpowiedniej umowy. Umowa o pracę nie jest umową faktoringu. Nic, tylko nagrać taką sytuację, rozmowę i od razu sąd pracy.
Ściąganie nieistniejącego długu jest dobrym punktem wyjścia. Można ich pozwać na 5cyfrową sumę. Jak przekażą sprawę jakiejkolwiek windykacji (innej niż sąd i komornik sądowy) to na podobną kwotę możesz ich pozwać za nieuprawnione przekazanie danych. Wtedy firmę windykacyjną pozywasz o ściąganie nieistniejącego długu, a operatora o nienależne naliczanie długu. No i jeszcze możesz trafić do KRD, za to też można kogoś pozwać za nienależny wpis. Oczywiście jeśli masz dość nerwów i cierpliwości, ale warto ich uciąć.
Czyżby prokurator musiał wejść z zawiadomienia o oszustwie? Dla firmy takie zarzuty są mocno problematyczne, zwłaszcza jak cokolwiek się faktura nie zgodzi, wtedy jeszcze skarbówka do podatku się przyczepia i zaczyna się jazda.
1700 na umowie o pracę to może być za 168 godzin. Tyrając po 16 dziennie? 320 godzin przy 20tu dniach roboczych. Art. 131. § 1. KP mówi jasno, że tygodniowo czas pracy nie może wynieść ponad 48h (16*5=80). Do tego gdzie kasa za ten czas? Art. 151. KP się kłania. Brzmi dziwnie. Jeśli to prawda, dobrego prawnika i zaorać ich, nasłać skarbówkę, PIP i wszystko co się da.
Kary za kradzież są śmieszne. Nie rozlicz się z fiskusem o 6gr to zostaniesz przeciągnięty po sądach i wciągnięty w setki kosztów. Okradnij bezbronną osobę-jak dasz się złapać to może coś ci zrobią...
@tatapsychopata: jeszcze motocykliści, paralotniarze i astronauci. Każda grupa uczestników ruchu drogowego zawiera pewną ilość idiotów. Jak pieszy czy pedalarz coś głupiego zrobi-spora szansa, że przykryją go płachtą i tyle. Motocykliści podobnie, z tą różnicą, że moto jest o wiele lepiej zauważalne, zwykle dzięki głośnemu wydechowi. Dlatego ich wybryki są mocniej widoczne. Wjedź sobie w jakiekolwiek miasto i masz horror, osobówki zachowują się bezmyślnie, nie przestrzegają pierwszeństwa, ograniczeń prędkości, sygnalizacji i znaków. TiR nie jest więc tutaj jakoś szczególnie inny, w tej grupie też są barany, z tym że jest ich mnie, ponieważ kursy są drogie, badania, kwalifikacja, selekcja. Jest to jednak góra stali, ważąca po 40 ton, którą widać i jak coś odwali-jest to spektakularne. Do tego dochodzi jeszcze infrastruktura, w wielu miejscach jest za ciasno by skręcać z właściwego pasa i robi się cyrk, jazda przez ciągłą i zaraz krzyk, że przepisów nie przestrzegają. Co do spychania i innych wybryków: dzwonić na pały, dawać nagrania-powinien za to stracić lejce. Kilka miesięcy kursów, kilkanaście tysięcy wydane i jeszcze utrata pracy. Skuteczna kara.
@janhalb: jakie naruszać? Pojazd uprzywilejowany ma prawo nie przestrzegać pierwszeństwa przejazdu oraz sygnalizacji pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności. Korzysta z przepisów, które pozwalają mu na więcej, ale nie na ich łamanie. Kodeks drogowy obowiązuje każdego uczestnika ruchu.
Raz chciałem na Wojciechowskiej zrobić badania na określone uprawnienia (dość spore wymagania zdrowotne). Wzrok miał mi badać psycholog. Takie ośrodki powinny być zamykane z hukiem. Chłopa wyślij do akademickiego, tylko rejestracja tam jest przewalona.
W każdym stadzie owiec znajdzie się baran, albo jakaś czarna. Sam się uczę jeździć (kwity mam od lat) i wiele pomogli ludzie ze środowiska. Z punktem 2 można sporo polemizować, jest masa maszyn o mocy ponad 100km, które mają 750 pojemności i faktycznie tak mocne maszyny nie nadają się do jazdy 50km/h. Po prostu nie jeździ się nimi po mieście, a nie przekracza prędkość o 50 czy 100. Najbardziej na bakier z przepisami mają chyba jednak właściciele quadów i crossów. Nie ma w Polsce zbyt wielu miejsc, gdzie można polnymi drogami czy leśnymi poćwiczyć jazdę w trudnych warunkach terenowych. Torów jest mało i ciężko jest o dobre warunki organizacyjne, a sprawy nie poprawia fakt, że niektórzy szaleją w miejscach niedozwolonych, potrafią rozjeździć rezerwat czy taki wybryk jak debil (którego na szczęście złapali) terroryzujący motocyklem centrum handlowe.
@katem: nie do końca powiedziałbym "lubią". To są silniki pojemnościowo podobne z niedużymi samochodowymi często, ale motocykl jako cały pojazd gabarytowo jest sporo mniejszy. Wydech też jest więc krótszy i wyobraź sobie zamontowanie 4ech puszek długich na 40cm każda (kat, tłumiki). Silnik przez ten brak dostatecznego wytłumienia wydechu jest głośniejszy i to sporo. Debili robiących przegazówki pod oknami czy na światłach z kolei jest tyle samo co na dwóch, jak i na czterech kołach.
Dejavu mam widząc tę historię.
@starajedza: a kto Ci zabroni kupić mu takie auto? W końcu taka dobra dusza jesteś, a wydanie grubych tysięcy dla człowieka, który przymiera głodem z biedy może być poza jego zasięgiem. Dziękujemy superbohaterze!
Masa ludzi nie zna swojego języka ojczystego, to jest gorzej niż straszne. Cały wysiłek zaborców, który zniweczyli nasi przodkowie-dziś odwalamy sami.
@magic1948: co nie zmienia faktu, że ich obowiązkiem jest je zabezpieczyć i mimo wszystko spróbować.
Było poprosić o protokół z czynności na miejscu. Kradzież z włamaniem to inna kwalifikacja niż kradzież. 12 lat za to grozi i nie ma kwoty minimalnej, mają obowiązek działać.
Z drugiej strony: podjeżdża samochód do świateł (grupa motocyklistów stoi) i włącza spryskiwacze. Kierowca samochodu miał A i B tak na marginesie. Debile są po obu stronach.
Teraz pomyśl: gość zdał egzamin na kategorię zawodową, zrobił kursy i przeszedł psychotesty! Jeśli ktoś prowadzi zestaw i ma tak nasrane we łbie to powinien stracić kategorię z marszu. Zdarzył mi się sytuacje, że TIR wymusił i o mało co nie wbiłem mu się w osłonę boczną naczepy, ale zreflektował się i chociaż awaryjnymi dał znać, że wie, że narozrabiał. Błędy popełnia każdy, akurat na pojeździe, który waży odpowiednio więcej i jest większy-mocniej je widać i trudniej naprawić. Taki jednak chociaż ma świadomość, że zachował się źle i myślę, że sam miał nieco stresu, że prawie doprowadził do kraksy. Tymczasem szeryf to bezrefleksyjny ćwok, który uważa, że o tu rządzi. Co go obchodzą jakieś przepisy. Tępić takich bezwzględnie.
Bo dyspozytor jest jeden na duży obszar i ma go kontrolować przy pomocy komputera, map etc. NIE ZNA TERENU, nie skojarzy wezwania, ma za dużo na głowie i często mało pojęcia o samym działaniu służby, którą dysponuje. On ma być dobry w zarządzaniu, nie w działaniu RM.
Jechać jak z wieprzem na świniobiciu. Straszna kara za to go nie spotka, raczej skończy się na pracach społecznych i sporej sumce, ale warto. Niech poczuje, że sprawiedliwość jest nieuchronna, a ze spaćkanymi papierami przestanie czuć się takim kozakiem. No i może odwali się gdy będzie mieć pilniejsze problemy ze swoim życiem.
Źle, że ustąpiłeś. Było babiszona uciąć krótko.
Są gdzieniegdzie takie pułapki jak parking, kilka metrów asfaltu i skrzyżowanie. Te kilka metrów to już jest droga, samochód nie włącza się do ruchu, a już jest jego uczestnikiem, co znacznie zmienia interpretację przepisu o pierwszeństwie. Cała masa wymuszeń w takich miejscach jest bo gość wyjeżdża z parkingu to niby ma ustąpić.
Trzy przepisy są na to Tak łopatologicznie; raz-pieszy ma się upewnić, że nie wtargnie pod samochód, dwa-kierujący ma obowiązek zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza w miejscu oznaczonym jako niebezpieczne, trzy-każdy uczestnik ruchu drogowego ma prawo zakładać, że pozostali uczestnicy poruszają się zgodnie z przepisami. Prawo więc pozostawia sporo ocenie funkcjonariusza i sądu jeśli sprawa tam trafi. Niemniej jednak tu wygląda to dość jednoznacznie: samochód jedzie i kobieta weszła na pasy, czyli wtargnięcie i wina pieszej. Tak na marginesie, odnośnie wjazdu na przejazd kolejowy było powiedziane: "na kolei wszystko jest duże, twarde i boli", "w zderzeniu z pociągiem, zawsze wygrywa pociąg". Analogicznie pieszy/rowerzysta w stosunku do samochodu również nie ma szans.