Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Trepcio

Zamieszcza historie od: 14 lipca 2015 - 7:11
Ostatnio: 14 marca 2024 - 16:11
  • Historii na głównej: 39 z 39
  • Punktów za historie: 7975
  • Komentarzy: 456
  • Punktów za komentarze: 3111
 

#86986

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może być nieco długo, ale chciałbym opisać w miarę dokładnie.

Sytuacja:
Droga szybkiego ruchu po 2 do 3 pasów w jedną stronę i przecinająca ją dróżka lokalna.
Na skrzyżowaniu światła, pasy dla pieszych, brak drogi rowerowej.

Stoję sobie przed przejściem przez tą mniejszą uliczkę. Czerwone światło, więc czekam. Dobija do mnie od tyłu para rowerzystów.
Nazwijmy ich R1 i R2. Widać że jadą razem.

R1 zatrzymuje się obok mnie i zsiada z roweru. Czeka ze mną, aż się światło zmieni.

R2 przelatuje na czerwonym i skręca w prawo, przez tę drogę szybkiego ruchu. Tylko w międzyczasie już się światło zmieniło i samochody tam ruszyły.

R2 ładuje się pod jakiś niewielki samochód - na szczęście samochód ruszał i tylko potrącił R2.

R1 i ja przeszliśmy przez pasy. Dochodzimy do miejsca zdarzenia.

Ja pytam tak normalnie - pomóc, wzywamy pogotowie, policje?

R2 - "Miałam pierwszeństwo!"
R1 - "Ty przeproś pana i ładnie poproś, żeby nie dzwonił"

R2 - "Ale rower ma pierwszeństwo!!!" (i to już naprawdę wrzask)

R1 - do kierowcy - Nie ma strat, nie musimy wzywać?
Kierowca - "No dobrze, dobrze" - widać, że szczęśliwy, że nikogo nie uszkodził...

R2 - "Ale on we mnie walnął!"

I tu jako świadek/obserwator usłyszałem piękną rzecz.
"Kochanie, ja Cię lubię, ale zamknij wreszcie ryj"

PS. Świadome wjeżdżanie przed samochody.
To powinno się kwalifikować jako samobójstwo?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (210)

#86813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść o dziurze.

Przy okazji ulewnych deszczy coś podmyło chodnik i zrobiła się tam dziura. Taka 50 cm na 50 cm i z 50 cm głębokości.

Poinformowałem opiekunów drogi o tej dziurze - co też nie było łatwe, bo okazało się, że droga tam biegnąca nie jest gminna. ani powiatowa tylko wojewódzka - myślałem, że coś się podzieje.

I nie myliłem się - po dwóch dniach stanął tam pachołek. Który jeszcze bardziej utrudniał przejście - bo to jedyne przejście przez drogę wojewódzką na drugą stronę w zasięgu ok. 2 km.

Ale, ale - nie będę marudził - po 3 dniach przyjechała ekipa, zasypała dziurę piaskiem i położyła nową kostkę.

Następnego dnie znów była burza. Piasek wymyty, dziura jeszcze większa.
Tym razem już nie musiałem dzwonić - po dwóch dniach ustawili pachołek, po pięciu - piasek, kostka i tak dalej.

Po wczorajszej ulewie dziura ma już jakieś półtora na półtora metra. Włazi na jezdnię i trawnik.
Ale co tam - znów piaskiem zasypiemy :)

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (112)

#86332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przepraszam, za wczorajsze zamieszanie, po prostu w pewnej chwili musiałem wybiec - bo jakaś awaria u klienta. I widocznie jak się pakowałem postawiłem plecak na klawiaturze - i dziabnęło się ENTER :)

To już opowiadanie od początku:

Wczorajszy dzień, po wprowadzeniu tych ograniczeń.

Wędruję sobie z psicą do sklepu.

Dopada mnie patrol - ale na Boginię, jakbym widział ten ze stanu wojennego - jeden policjant i jeden jakiś "wolontariusz".
OK, nie mam im za złe, to ich praca sprawdzać.

- Dokumenty!
- Nie mam.
- Ale jak to?
- Nie słyszałem, żeby był obowiązek noszenia przy sobie, wyszedłem na zakupy.
- A pies! (to wszystko wrzaskiem)
- On też wyszedł na zakupy.
- Proszę wracać do domu!

W tym momencie usiłuję im wyoślić, że do domu mam z kilometr, a do upragnionych przez mnie sklepów jakieś 200-400 m (bo sklepów jest kilka).

Tu policjant się ucieszył...
- No to będzie mandat!
- A za co?
- Wyjście z psem to nie jest potrzeba życiowa.
- A wyjście po zakupy?
- Tak, ale bez psa.

Zgłupiałem. Ale zapytałem, że skoro nie ma stanu wyjątkowego, to czemu chce mnie ukarać?
- art. 116 KW! (i to naprawdę cały czas krzyk)

OK, ponieważ w telefonie nie mam netu i go nie pragnę, zadzwoniłem do pani radcy prawnej. I mówię jej co jest grane.

A ona mówi mi, że ten artykuł obowiązuje tylko osoby, które "Wiedzą, że są chore".

To samo przekazałem zatrzymywaczom,
Chwila konsternacji...
- To ja udzielam Panu (o, już jestem Pan) pouczenia.
- Dobrze, poczułem się pouczony.

I teraz dla wyjaśnienia cytuję:

"Art. 116. KW

§ 1. Kto, wiedząc o tym, że:
1) jest chory na gruźlicę, chorobę weneryczną lub inną chorobę zakaźną albo podejrzany o tę chorobę,
2) styka się z chorym na chorobę określoną w punkcie 1 lub z podejrzanym o to, że jest chory na gruźlicę lub inną chorobę zakaźną,
3) jest nosicielem zarazków choroby określonej w punkcie 1 lub podejrzanym o nosicielstwo, nie przestrzega nakazów lub zakazów zawartych w przepisach o zapobieganiu tym chorobom lub o ich zwalczaniu albo nie przestrzega wskazań lub zarządzeń leczniczych wydanych na podstawie tych przepisów przez organy służby zdrowia,
podlega karze grzywny albo karze nagany.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto, sprawując pieczę nad osobą małoletnią lub bezradną, nie dopełnia obowiązku spowodowania, aby osoba ta zastosowała się do określonych w § 1 nakazów, zakazów, wskazań lub zarządzeń leczniczych."

Koniec cytatu.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (151)

#86145

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To tak, w temacie klapsów/lania, zrozumiem jak zminusujecie, ale to jest moje:

OK. Ja może jestem stary, ale rozumiem różnicę między "laniem", a "laniem".

W życiu swoim dwa razy dostałem w kuper od rodzicielki.
Pierwszy raz - gdy pojechałem na rower na godzinę i wróciłem po pięciu godzinach.
Drugi raz - gdy miałem pilnować o 5 lat młodszej siostry, ona wróciła do domu, a mnie nie było.
I wtedy rozumiem - nawaliłem, należało się.

Od ojca mego nie wiem ile razy dostałem, bo to było całkiem losowe - był na coś zły - trzeba się wyładować.

Dlatego jedno od drugiego odróżniam.

A jak miałem jakieś 17 lat i ojciec na mnie podniósł rękę, to chwyciłem mu ją i odłożyłem na stół. Od 15 roku życia tańczyłem zawodniczo - to jednak wyrabia mięśnie.
Słuchajcie, jak ja się wtedy bałem... Jak mi się nie uda...

Ale wracając do tego od czego zaczynałem - naprawdę jest "bicie" i "bicie".

Jak kilka lat później w mieszkaniu studenckim wychowywaliśmy córkę koleżanki - to za zabawę z palnikami kuchni gazowej sam jej od razu dawałem po łapach.
A czy półtoraroczny dzieciak zrozumie tłumaczenie?

Więc tak - sam skrzywdzony jestem wielce biciem, ale rozumiem sytuacje, gdy jest to właściwe.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (177)

#85879

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tu pewnie ja będę piekielny.

Opowieść - wracam z targu z plecakiem zakupów.
Jako pierwsza do busa ładuje się kobieta z dużym wózkiem zakupowym.
I zatrzymuje się dokładnie pośrodku drzwi: "Bo ona zaraz będzie wysiadała".
To pryszcz, że na przystanku stoi jeszcze 6 osób, które nie mają jak wsiąść: "Ona będzie wysiadała".

Zamiast delikatnie tłumaczyć (przecież bus za niecałą minutę odjedzie) wlazłem i machnąłem ją z biodra, tak, że pod okno się przestawiła.

Z jednej strony głupio mi z tego powodu - a z drugiej - jak ma zamiar wysiąść, to może by ustawiła się na końcu?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (173)

#85639

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ramach badania dla klienta, trzeba było przeprowadzić pogłębione wywiady na temat satysfakcji pacjenta z tego, jak jest przyjmowany w placówkach opieki zdrowotnej.
I dzisiaj te wywiady sobie przepisuję na literki...

I widzę:
(dyrektor szpitala, rozmowy anonimowe) - Pani, a czemu pacjent ma być zadowolony z pobytu w szpitalu? Żebym miał większą kolejkę, z której mnie potem będą rozliczać?

W sumie facet ma rację, ale smutno...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (157)

#85478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Bądź Polakiem, pisz poprawną polszczyzną"

I właśnie o polszczyźnie tu będzie. I poprawności - tej politycznej.

O ile świetnie rozumiem, dlaczego homoseksualistom nie podoba się, gdy ktoś nazywa ich "pedałami" - bo to zwulgaryzowana forma określenia "pederasta", które (ze starożytnej greki - παῖςἐραστής) oznacza specyficzną formę kontaktów homoseksualnych opartą na różnicy wieku, to nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ostatnio w artykułach "politycznie poprawnych" nie używa się terminu "homoseksualista" czy "gej". Wszak nawet w nazwie "LGBT" literka "G" oznacza "Gay".

Jestem jeszcze w stanie zaakceptować formę "osoba homoseksualna".
Ale ostatnio i to w trzech niezależnych od siebie mediach zetknąłem się z formą "osoba nieheteronormatywna".

Przecież od tego aż oczy krwawią!

Jeszcze chwila i jako heteroseksualista zacznę się domagać nazywania mnie "osobą o poglądach penisosceptycznych" i każdą inną formę będę uważał za obraźliwą i wymagającą wytoczenia sprawy sądowej!

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (286)

#85315

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, jak zostałem krypto-pedofilem

Niezbędny rys historyczny:
Jak część czytelników już wie, mam psicę. Żadne wielkie szaleństwo, wzięta ze schroniska, za to bardzo wdzięczna i posłuszna.

Jakoś rok temu władze w naszym mieście wymyśliły, że usuną trawniki i wsadzą tam ozdobne krzaczki. Do tego te krzaczki są polewane jakąś chemią, która psicy dobrze nie robi. Zaczęliśmy więc chodzić na spacery do sąsiedniego miasta, gdzie jest kawałek lasu/parku. By się tam dostać, trzeba przejść przez dwupasmową jezdnię. W godzinach rannych, gdy tam chodzimy, często w okolicy przejścia spotykamy kobietę 20-25 lat z córką. Taką córką, co już łazi, ale jeszcze niekoniecznie gada.

Ponieważ dziecko rwało się do zwierzaka, to Masza już się nauczyła - siada jak posążek i przyjmuje "pieszczoty".

Tyle historii.

Teraz sytuacja dzisiejsza. Biegnę na szybko do marketu, żeby kupić sobie jakieś rybki do jedzenia. Z marketu wychodzi ten maluch z jakąś starszą kobietą (babcia, jak sądzę). Młoda wyrywa się jej i biegnie do mnie, krzycząc "Mmmm! Pan! Hau hau!”.

Ja tłumaczę dziecku, że teraz Maszy nie ma, ale w poniedziałek czy wtorek znów się spotkają.

Babcia (?) podchodzi wściekła, łapie malucha za rękę (ale tak, że dziewczynka stopami do ziemi nie sięgała) i cedzi do mnie przez zęby: "Jеbany zboczeniec”.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (186)

#84114

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni my.
Tak, ja też się w tym mieszczę, a nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Wydawało mi się, że mówię i piszę ładną polszczyzną.
W ostatnią sobotę moje mniemanie pękło jak bańka mydlana.

A było to tak:
Jak zwykle (co uważni czytelnicy z pewnością zauważą, bo to nie pierwsza historia spacerowa) byłem ze swą psicą na spacerze + zakupach. I mijaliśmy taką drobniutką staruszkę, która chodzi z psicą marki mop - takie coś 20 cm od podłogi, z sierścią zbierającą wszystko z ulicy. O ile nasze psice się znają i nigdy nie było problemu - podchodzą, powąchają, ogony ciągle w górze - to tym razem tam mała czegoś się widać wystraszyła i zaczęła na moją psicę warczeć.

OK - normalna sytuacja, wycofałem się w alejkę, do psicy komenda "Siad" i niech sobie przejdą.

I w tym momencie staruszka odezwała się (do psa):
"Perełko, nie sróżże się na koleżankę"

Jej psica się uspokoiła, ale ja dobre 20 sekund stałem jak słup. Tak, słowo znam, ale żeby używał go ktoś w życiu codziennym i to w trybie rozkazującym w formie zwrotnej?

Z racji słownictwa podejrzewam staruszkę o jakieś 90 lat+.
Ale to my pozwoliliśmy by nam tak język schamiał.

PS. Ciekawostka - słownik nie podkreśla mi słowa "schamiał" ale "sróżże" już nie przełyka :)

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (274)

#84092

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wstęp - jakby ktoś nie czytał wcześniejszych historii.
Jestem stary facet, z brodą i siwiejącymi włosami.
Waga 85, wzrost 173 (bo to może być ważne).

Po kontuzji ręki postanowiłem pójść na siłownię i odbudować. Bloki na dowodzenie i odwodzenie, jeśli to kogoś interesuje.

Spokojnie sobie zaczynam po rozgrzewce...
Na luzie, serie po 30 i przerwa, bo nie chcę przeciążyć.

I nagle wokół mnie zebrało się - nie wiem co - sfora?
Dwóch ABS-ów, 4 istoty płci żeńskiej, które chodzą na siłownię nie wiem po co, po sweet-focię?
I komentują każde moje ćwiczenie.
Poczułem się niekomfortowo.

Ruszyłem się do obsługi lub "trenerów personalnych" - jak lubią się ostatnio nazywać.
Mówię jaki jest problem.
Nie, nie zwrócą mi za karnet, a w ogóle (to usłyszałem) "po ch@j przylazłeś?".

Czyli co? Mam stary dziadyga poradzić sobie z tymi byczkami? Przecież zbiorą mnie w najbliższej uliczce i rozsmarują po ścianach.

Dobra, niech będzie podstęp - rzuciłem "Widzicie panowie, że mam rękę niesprawną, ale może sprawdzimy się na nogi"
(podstęp polegał na tym, że przez 3 lata tańczyłem w AZS-ie, więc 4000 godzin "palce-pięta" potrafią nogi wyrobić)

Pierwszy odpadł przy 150, drugi przy 165 (pełen jestem podziwu, starał się). Dociągnąłem do 185.
Jakby wiedział, że swą lubą, która waży 150 kilo podnoszę razem ze swoją wagą, to może wcześniej by odpuścił.

I tego co dłużej wytrwał zapytałem: "To już OK, i mogę tu przychodzić?"
Myślę, że było to mądrzejsze niż pytać tfu... trenerów.

Generalnie rzecz jest o tym, że łatwiej przekonać dwóch ABS-ów, niż ludzi, którzy w celu pilnowania porządku są zatrudnieni.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (196)