Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TruskawkowyMuss

Zamieszcza historie od: 10 marca 2014 - 0:37
Ostatnio: 18 marca 2021 - 9:21
  • Historii na głównej: 14 z 18
  • Punktów za historie: 5019
  • Komentarzy: 219
  • Punktów za komentarze: 1945
 

#87833

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne?
Być kierowcą na imprezie u zaufanych (tak się wydawało) przyjaciół partnera i mieć dolaną wódkę do soku - zorientowałam się, jak wypiłam.

A myślałam, że drinka trzeba pilnować w klubie i barze, a nie na domówce w kameralnym gronie.

„Przyjaciele”

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (235)

#86709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
ZUS - temat rzeka. Szczególnie w obecnym okresie.
Narzeczony miał niewielki dług w ZUSie z racji nieopłacania składek w terminie (lub wcale), wraz z odsetkami. W między czasie przeszedł na etat, zawiesił działalność. Wierzytelność była rozłożona na raty, płacił w terminie, dłuższy czas nic się nie działo. Przyszła epidemia, stracił pracę i wystosował pismo do ZUS z prośbą o utrzymanie umowy ratalnej i odroczenie spłaty o 3 miesiące - miało to miejsce pod koniec marca. Po tygodniu odpowiedź odmowna - covid niczego nie usprawiedliwia, umowa zerwana. Ok, mówi się trudno - udało mu się znaleźć inną pracę, naruszyliśmy więc oszczędności i poszła spłata reszty zadłużenia (z myślą rychłego uzupełnienia braków na koncie). Wraz z potwierdzeniem przelewu wysłał również podanie o rozliczenie konta i oświadczenie o spłacie długu wraz z odsetkami w kwocie podanej przez ZUS w pierwszym piśmie. Było to w połowie kwietnia. I cisza. Cisza aż do początku czerwca, kiedy to otrzymał pismo (z data 01.06.20) przychylające się do jego prośby o utrzymanie umowy i odroczenie spłaty. Pojawiło się u nas lekkie wtf - przelew na złe konto, pismo zaginęło (mimo wysłania z opcja śledzenie) czy jaki inny czort. Temat został jednak chwilowo odroczony, z racji różnych zawirowań i braku czasu. Wczoraj przyszło kolejne pismo - konto zostało rozliczone a nadwyżka (!) będzie zwrócona na konto.
Niby jedna instytucja, a jak wiele sprzecznych stanowisk.

ZUS

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (93)

#84317

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem wieloletnią czytelniczką Piekielnych i niektóre historie drogowe traktowałam z przymrużeniem oka (jak na przykład tę ze skrzyżowania, gdzie kobieta twierdziła, że powinna mieć pierwszeństwo, bo jest kobietą, albo ta o zasadzie "3 sekund" na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną - niestety było to dość dawno i nie znam sygnatur historii). Aż do dzisiaj.

Krótko nakreślę sytuację: osiedlowa ulica, dość wąska, ale jeśli samochody nie parkują po którejś ze stron, to spokojnie można się zmieścić. Niestety takie miejsce jest na początku uliczki, potem przechodzi ona w "wąskie gardło" (ze względu na parkujące na ulicy samochody), gdzie mieści się tylko jedno auto, następnie rozszerza się ale tak, że minąć się można prawie na styk. Osiedle 4 dziesięciopiętrowych bloków, w pobliżu uczelnia, a miejsc parkingowych jak na lekarstwo. Zasada jest prosta - jeśli jest miejsce, to zjeżdża się maksymalnie do prawej i przepuszcza tych, którzy już są w "wąskim gardle".

Sytuacja z dzisiaj, po godz. 16: jadę uliczką, wjechałam w zwężenie, SUV z naprzeciwka nagle przyspiesza i zatrzymujemy się naprzeciwko siebie - SUV na środku ulicy, ja maksymalnie z prawej strony. I sobie stoimy. Cofnąć nie mogę, bo za mną już stoją dwa samochody, a do przodu nie pojadę, bo cóż moja corsinka może w starciu z takim olbrzymem ;) I stoimy. Stoimy. Aut za mną przybywa. Stoimy. Kierowca SUV-a wyłączył światła, to ja też. I stoimy dalej (sytuacja ta przypominała sceny westernowych pojedynków w południe), przechodnie przystają i przyglądają się tej komedii. W końcu wymiękłam, wysiadam i idę. Za kierownicą blond baba po 50tce*.

Wywiązała się dyskusja:
J(a): Dlaczego pani nie zjedzie do prawej, spokojnie się miniemy, wystarczy cofnąć.
B(aba): JA? To pani mnie nie puszcza! Ja już tu stałam, pani widziała jak wjechała że ja stoję i puszczam, i ile mam tak stać i puszczać? Teraz moja kolej żeby jechać, a pani żeby stać!
J: (troszkę mnie zatkało na takie argumenty) Wie pani, z reguły przepuszcza ta osoba, która ma gdzie zjechać.
B: A ja nie mam! Tu wąsko, ja się nie zmieszczę!
J: Proszę wysiąść i zobaczyć, że stoi pani na środku.

Wysiadła, obejrzała, że ma mniej więcej po 1-1,5m z lewej i prawej strony.

B: Nie zmieści się!
J: Każdy się mieści, każdy spokojnie mija, nawet z busami kurierów nie ma problemu, a pani nagle się nie zmieści? Czołgiem pani jeździ?
B: Ja się stąd nie ruszę!
J: Ja również, możemy wzywać policję, bo to pani blokuje ruch - proszę zobaczyć jaki korek za mną. (W międzyczasie aut przybyło tyle, że stały już przy wjeździe w ulicę).

Odwróciłam się, poszłam do samochodu za mną, wysiadł pan.
P: Z czym ten pan ma problem? Dlaczego jedzie lewą stroną, przecież tu normalnie się można się zmieścić.
J: To nie pan...
P: AHA.

Pan ruszył do upartej baby, a ta nagle doznała oświecenia, cofnęła i zaczęła pakować się na miejsce parkingowe (po co - nie mam pojęcia). Wystarczyło, że wjechała na miejsce maską, schowała "tyłek" i spokojnie wszyscy przejechaliśmy. Więcej zajęła dyskusja, niż cały manewr.

Od razu wyjaśnię wzmożony ruch na tej ulicy - do jej połowy są bloki, potem domki jedno - i wielorodzinne, ulica ta prowadzi również do wygodnego objazdu popołudniowych korków. Jest w odległości 2km od ścisłego centrum miasta.

*BABA, nie kobieta - uparta, tępa, odporna na argumenty. Na marginesie - też jestem blondynką ;)

ruch_drogowy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (112)

#80689

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna sklepowa historia, sprzed dobrych 10-15 lat. Przypomniała się podczas ostatniej wizyty u dziadków.

Tło sytuacji: Dziadkowie mieszkają w granicach administracyjnych miasta ale praktycznie jest to wieś. Kiedyś był jeden sklepik w miarę blisko, kolejny oddalony o 5-6 kilometrów, więc chcąc nie chcąc robili tam mniejsze, codzienne zakupy. Sklepik ten prowadziła dawna uczennica babci.

Sytuacja właściwa: podczas którejś wizyty mama szukała czegoś w kuchni i natrafiła na dwie pełne szuflady zapałek. Zdziwiona zapytała babcię, po co im tyle, zwłaszcza że do zapalania gazu na kuchence używali zapalarki, ewentualnie zapalniczki. Babcia odpowiedziała, że jak w sklepie Bożenka nie ma wydać to zamiast 10 groszy daje pudełko zapałek. I w sumie to jej nie odpowiada ale głupio się tak o grosze kłócić a zapałki zawsze się przydadzą. Argumenty dziadków były nie do podważenia "po co robić aferę, co ludzie pomyślą, trzeba być wyrozumiałym..." i w ten deseń.

Mama jest całkowitym przeciwieństwem - wieczna wojowniczka. Wzięła więc zapałki, policzyła (nie pamiętam dokładnie ale było ich ok. 150-200 czyli uzbierała się niemała kwota) i poszła na zakupy. Wybrała jakieś podstawowe artykuły i gdy przyszło do płacenia wyłożyła wszystkie zapałki na ladę. Awantura była ogromna ale mama nie odpuściła. Od tej pory Bożenka zawsze miała czym wydawać, przynajmniej moim dziadkom.

Z czasem Bożenka podnosiła ceny, na tyle, że opłacało się jechać do sklepu dalej. Na porządku dziennym było wciskanie starych i zepsutych produktów, awantury przy reklamacjach i inne "kwiatki". W końcu sklep zamknęła.

sklepy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (176)

#80661

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wieczorem poszłam do osiedlowego marketu po drobne zakupy. Kolejki duże, grzecznie stoję.

Klient przede mną (chłopak ok. 25 lat w towarzystwie dwóch dziewczyn) przymierza się do płacenia. Zbliżył kartę raz, odrzucona. Gotówki nie ma.

Kasjerka proponuje, żeby wprowadził kartę do terminala i zatwierdził pin. Pan na to: "Ale ja nie pamiętam pinu". Kasjerka oczy jak pięć złotych, zawołała koleżankę. Cuda-wianki, hihihi-hahaha, no jak to tak, pan pinu zapomniał. Poszło zbliżeniowo.

W międzyczasie towarzyszki pana chichoczą, wdzięczą się, a on niczym niezrażony czeka. W końcu zapakowali zakupy, poszli. Nadeszła moja kolej.

Przy płaceniu zwróciłam uwagę kasjerce, żeby następnym razem w tej sytuacji poprosiła klienta o dokument tożsamości - "zapominają pinu" najczęściej złodzieje, a posługiwanie się cudzą kartą jest karalne.

Nie wiem, czy pani do wiadomości przyjęła, bo była tak urażona, że nie odpowiedziała nawet „do widzenia”.

sklepy

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (148)

#80379

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poniedziałek, 9 października br., godz. 17 z minutami
Na ulicy obok (po skosie od naszych okien) zaczyna wyć alarm w samochodzie. Sygnały dźwiękowe przez kilkanaście sekund co mniej więcej minutę.

Godz. 23 z minutami.
Alarm wyje w dalszym ciągu. Telefon na straż miejską. Słuchawki na uszy i idę spać.

Wtorek, 10 października, godz. 5.45.
Wstaję, szykuję się do pracy, karmię kota i wychodzę z domu ok. 7. Alarm wyje.

Godz. 11 z minutami.
Musiałam przyjechać do domu po dokumenty, alarm wyje. Kolejny telefon na straż miejską (z pracy).

Godz. 17 z minutami.
Wracam z pracy, kot rozdrażniony, alarm wyje. Jedyna zmiana - krótkie sygnały dźwiękowe co kilka sekund. Znowu dzwonię. A raczej próbuję się dodzwonić - ciągle zajęte.

Godz. 23 z minutami.
Idę spać. Ze słuchawkami.

Środa, godz. 5.45.
Powtórzony schemat wtorkowy. Rozwścieczona ja, rozwścieczony kot. Siła dźwięku nie słabnie. Z pracy dzwonię na straż miejską. Dodzwonić się nie mogę, dzwonię ze służbowego. Nie dodzwoniłam się.

Godz. 18 z minutami.
Dzwonię ponownie. Poza standardowym "przyjęto zgłoszenie" słyszę - "a to pani tak przeszkadza? no co pani?". Ano, przeszkadza.

Godz. 21 z minutami.
Dzwonię raz jeszcze. Postęp! Sprawa przekazana policji. Policja ustaliła, że pojazd jest na obcych numerach (tj. z sąsiedniego województwa). Ustalenie właściciela pojazdu potrwa. Nic więcej zrobić nie mogą.

Godz. 23.
Idę spać w słuchawkach.

Czwartek, godz. 5.45.
Wstaję, szykuję się, wychodzę. W pracy dzwonię do redakcji lokalnego dziennika. Zainteresowani.

Godz. 17-23.
Alarm wydaje dźwięki jak stary, zły pies. Poszczekuje. Ciszej, w sumie już się przyzwyczaiłam.

Piątek.
CISZA!

W mojej ocenie sytuacja cholernie piekielna - zakłócenie ciszy nocnej, miru domowego... A wszystko dlatego, że ustalenie właściciela trwa. Tzn. najpierw pytanie - czy próbowano go ustalić.
Drodzy Piekielni, co w takiej sytuacji można zrobić? Legalnie, rzecz jasna. Bo pomysły o włamaniu i odcięciu akumulatora miałam, nie powiem ;)

policja_straż miejska_zakłócanie ciszy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (151)
zarchiwizowany

#71842

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka dni temu otrzymałam taki e-mail:
"Dear Customer!

According to our data you owe our company a sum of $537,95. There are records saying that you have ordered goods in a total amount of $ 537,95 in the third quarter of 2015.

Invoice has been paid only partially. The unpaid invoice #13155480 is enclosed below for your revision.

We are writing to you, hoping for understanding and in anticipation of the early repayment of debt.

Please check out the file and do not hesitate to pay off the debt.

Otherwise we will have to start a legal action against you.

Regards,
Samuel robbie
304 N Davis St, Jacksonville,
FL 03739
Phone nr: 517-020-7106"

Adres e-mail nadawcy: robbieSamuel6318@jedrasik.pl
Plik oczywiście z załącznikiem.
Czy ktoś z was spotkał się z czymś takim? Chodzi mi konkretnie o podobnie brzmiące wiadomości i zbieżność nazw.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (32)

#70593

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałam dzisiaj w kolejce do rejestracji w prywatnym centrum medycznym (co jest istotne dla historii). Przede mną obsługiwany był pan w średnim wieku. Mimowolnie podsłuchałam jego rozmowę z rejestratorką:

[Mężczyzna]: Tydzień temu robiłem badania.
[Rejestratorka]: Tak, słucham o co chodzi.
[M]: Bo ja wyniki dostałem po dwóch dniach, a miały być po tygodniu!
[R]: (nie rozumie w czym problem) Tak...
[M]: No i ja się chciałem dowiedzieć czy laboratorium tak się nudziło? Czy one są dobre?
[R]: Podajemy maksymalny czas oczekiwania na wyniki, z reguły są wcześniej.
[M]: Bo to jest nie do pomyślenia! Żeby tak wcześniej.

Po czym odwrócił się i ani be, ani me wyszedł. Zdumiał mnie fakt, że panu chciało się fatygować (fizycznie, do budynku - zawsze mógł zadzwonić albo sprawdzić przez internet) i wyrażać niezadowolenie, że wyniki dostał WCZEŚNIEJ a nie później.

Szczerze współczuję pani w rejestracji, bo była dopiero godz. 11 i już takie kwiatki "z rana".

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (401)

#70594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii gorzkich żalów w autobusie.
Starsza pani, posiadająca przywilej darmowych przejazdów komunikacją miejską (z racji wieku), żaliła się przypadkowo spotkanej emerytce, że ostatnio została wyproszona z busa jeżdżącego do pobliskiego miasteczka. Smarkacz (jak określiła kierowcę) zażądał pełnej opłaty za przejazd albo opuszczenia pojazdu. Więc pani wysiadła (widocznie nie spieszyła się tak do pracy, którą nota bene również się pochwaliła), bo przecież zniżkę ma i płacić nie będzie.

A właśnie, że płacić powinna - bo chyba pani umknęło, że busy nie należą do komunikacji miejskiej, więc nie obowiązują w niej żadne zniżki (ani studenckie, ani emeryckie). Zniżka w takim pojeździe (a raczej sieci) jest dobrą wolą właściciela, co jasno i wyraźnie jest zapisane w regulaminie przewoźnika.

Efekt: opóźnienie busu 15min, obrażona starsza pani, poirytowany kierowca.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 291 (323)

#68685

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyjmuję tabletki hormonalne, na które dostaję od ginekologa recepty z refundacją (odpłatność 30%). Płacić 30% a 100% - znaczna różnica.

Na moim osiedlu jest apteka. Dwie sytuacje z nią związane a tyczące się tego samego.

Sytuacja I: Miało to miejsce około dwóch, trzech miesięcy temu. Zorientowałam się, że powinnam zacząć nowy blister tabletek ale niestety "zeszło mi się" z ich kupnem, więc pędzę do osiedlowej apteki z receptą w dłoni. Farmaceutka sczytuje kod z recepty, błąd. Źle wystawiona i nie przejdzie ze zniżką. Mówię trudno, 15 minut do zamknięcia, nie dolecę do następnej a wziąć pigułkę muszę. Kupiłam z odpłatnością 100%. Uff, wzięłam, o sprawie z błędem na recepcie zapomniałam.

Sytuacja II: Zapomniałam, aż do dzisiaj. Sytuacja podobna, z tym wyjątkiem że wcale mi się nie spieszyło. Recepta błędna, źle wystawiona, zły kod czy licho wie co. W każdym razie pani farmaceutka słodko się uśmiecha i mówi, że niestety z refundacją nie przejdzie ale może mi sprzedać z odpłatnością 100%. Czasu miałam aż nadto, więc przeszłam się do następnej apteki. Tabletki zakupiłam i o dziwo recepta była ok, refundacja przeszła, cud miód maliny!

Nie za bardzo się orientuję, więc czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, czy kod na recepcie (świadczący o refundacji) może w jednej aptece przejść, a w drugiej być odrzucony?

apteka

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (501)