Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Uglyagly

Zamieszcza historie od: 4 lutego 2020 - 11:11
Ostatnio: 26 czerwca 2020 - 9:52
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 255
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 94
 

#86038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja pierwsza historia była o szykanowaniu mnie w szkole z powodu, jak to nazywali "końskiej mordy", i o walentynkach, z okazji których dostałam 17 obrażających mnie kartek "miłosnych".

Byłam w klasie informatycznej, ale że informatykowi się zmarło i nie było nowego, bez naszej zgody na początku drugiej klasy przemianowali mój profil na techniczny. Nie uśmiechało mi się uczyć obróbki skrawaniem i elektrotechniki, więc udało mi się przenieść do innej szkoły - do Liceum Ogólnokształcącego.

Z poprzedniej klasy wypisałam się w środę, do nowej miałam iść w poniedziałek. Kilka dni żyłam w dobrym nastawieniu, nikt mnie tam nie znał, było tam dużo dziewczyn, miałam nadzieję się odnaleźć.

Niestety to, że nikt mnie tam nie znał, nie oznaczało, że nowi znajomi nie znają starych znajomych, więc już po trzech dniach byłam znów Quasimodem. Na tle nowych koleżanek wypadałam słabo. Były ładne (kilka wręcz ślicznych), modnie ubrane. Rozmawiały o kosmetykach, perfumach (ja miałam tylko antyperspirant), sukienkach, randkach, imprezach i tym wszystkim, co kręci siedemnastoletnie panny. Tak że nie dość, że pośród urodziwych kumpelek wyglądałam trzy razy gorzej niż rzeczywiście, to do tego nie miałam z nimi wspólnych tematów. Wyobcowałam się (trochę sama sobie jestem winna, że nie próbowałam dać się poznać).

To moje osamotnienie, cichość, wygląd i przeszłość, o której wiedzieli nowi koledzy sprawiły, że było jeszcze gorzej. Byłam poniżana, wyzywana (nawet od ku*w). Przestałam się uczyć, było mi smutno. Z uczennicy ze świadectwem z paskiem stałam się laską zagrożoną z matematyki.

Ta nieszczęsna matematyka szła mi bardzo źle. Mieliśmy rozszerzony program, a ja jestem typowym humanistą (tylko w klasie mat-fiz było wolne miejsce, dlatego do takowej trafiłam). Matematyczka była naszą wychowawczynią. Sztywna, pozbawiona emocji, empatii i współczucia - pani Krystyna. Dla niej liczyła się tylko matematyka i tylko uczniowie, którzy mieli co najmniej 4 na sprawdzianie. Ewentualnie tacy, których się bała.

Był w klasie Przemek. Osoba niezwykle wstrętna, zwłaszcza dla mnie. Rozpieszczony dzieciak dwóch lekarzy - ojciec ginekolog, mama okulistka. Krysia się ich bała, bała się Przemka.

Sądnego dnia byłam odpytywana przy tablicy. Zacięłam się w połowie równania, zaczęłam się stresować, dygotać. To było proste równanie, ale zdenerwowałam się i nie umiałam ruszyć dalej. Przemek wstał i krzyknął: "Kur**, *moje nazwisko* naprawdę jesteś aż taką kretynką, że nie potrafisz tego rozwiązać? Ja pier*olę!". Odpowiedziałam pod nosem, lecz na tyle, by słyszeli mnie inni: „Zamknij ryj *jego nazwisko*”.

Przemek wstał, podszedł, wyrwał mi kredę, odepchnął mnie (na nauczycielkę) i rozwiązał zadanie. Dostałam uwagę za swoje obrzydliwe zachowanie i jedynkę za nierozwiązanie zadania. Przemek dostał piątkę za dokończenie równania. Nie dostał uwagi za przekleństwo i obrażenie mnie.

Do szkoły została wezwana moja mama. Po powrocie do domu dostałam niesamowity opierdziel za złą ocenę. Potem spytała o akcję pod tablicą. Powiedziałam, jak bardzo mi źle, jak mnie przezywają, że chcę chociaż tusz do rzęs, że jestem brzydka, ohydna! Usłyszałam: „Jak nie będziesz reagować, to im się znudzi. Poza tym w szkole masz się uczyć a nie wyglądać”.

Dostałam szlaban za jedynkę.

liceum

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 79 (157)

#86037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W liceum byłam w klasie, w której na 29 chłopaków były tylko 2 dziewczyny. Jeśli zastanawiacie się, czy w takiej klasie łatwo jest płci żeńskiej, to odpowiadam - tak, bardzo łatwo i przyjemnie... ale tylko gdy dziewczyna jest ładna.

Ja nie byłam.
Szykan w moją stronę było dużo, te mniej wulgarne to "masz paskudny ryj", "zamieniłaś się z koniem na pyski", "ty pasztecie", "ej, Quasimodo!"

Wiedziałam jak wyglądam, mama nie pozwoliła mi się malować, miałam problemy z cerą, przetłuszczały mi się włosy, ubierać musiałam się prosto i skromnie. W tych latach (po 2000) licealistki malowały się, farbowały włosy, mogły chodzić ubrane w spódniczki przed kolano. Ja nie. To co one ukrywały pod makijażem, lub to co nim korygowały - ja nosiłam jak na tacy, na własnym, końskim pysku. Potrafiłam sobie wyobrazić, jak wyglądają bez całej tej maskarady i było mi lepiej, nawet do tego stopnia, że nie przejmowałam się docinkami. Aż do pierwszych Walentynek.

W chyba każdej szkole w ten dzień wystawiona jest skrzyneczka na liściki miłosne - w naszej również taka była. Pod koniec lekcji rozdawano kartki ze skrzynki. Otrzymałam ich 17 (podobno najwięcej z całej szkoły). Kiedy wręczał mi je walentynkowy kurier, po klasie rozniosło się "uuuuu" i oklaski. Nie otworzyłam ich na lekcji. Schowałam do plecaka i postanowiłam zobaczyć w domu. Coś w głębi mnie miało nadzieję, że to prawdziwe liściki, ale jasny umysł podpowiadał: 17 kartek? Dla ciebie końska mordo? To na pewno żart.
I to był żart. Otwierałam kartkę za kartką, coraz bardziej zrozpaczona. "Nikt cię nie kocha Quasimodo", "Przyjdź jutro w worku na głowie, bo nie mogę na ciebie patrzeć". Większość z kartek zawierała właśnie takie wyznania, niektóre były okraszone rysunkami obrazującymi seks - mój z mało lubianym chłopakiem z klasy.
Wiedziałam, że to chłopcy z klasy - kartki były jakimiś starymi pocztówkami ich rodziców, większość od Mariana B i Mariusza P. Chociaż dane osobowe zakryte były markerem, pod światło było doskonale widać, kto sobie ze mnie zażartował.
Schowałam kartki, trochę popłakałam i wróciłam do dziennej rutyny.

W kolejnym tygodniu okazało się, że wiele atrakcyjnych chłopaków z mojej szkoły otrzymało wyraz miłości ode mnie. Tu się klasa chociaż bardziej postarała, bo pismo było ładne, a kartki różowe.
Piekielne, prawda? Najpiekielniejsze dopiero nadeszło. Kartki znalazła moja matka. Spytała, co to jest, trzymając je w ręce. Powiedziałam. Spojrzała na mnie. Rzuciła je niedbale na biurko. Westchnęła i wyszła z pokoju. Nie pocieszyła, nie porozmawiała, nie zainterweniowała w szkole.
Do tematu nie wróciła.
A ja dalej byłam szykanowana.

liceum

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (186)

1