Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Varanek

Zamieszcza historie od: 5 listopada 2011 - 20:56
Ostatnio: 19 października 2020 - 7:39
  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 3628
  • Komentarzy: 55
  • Punktów za komentarze: 174
 
zarchiwizowany

#24820

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na samym początku chciałam wspomnieć, że jestem niskociśnieniowcem, z rana (przed kawą i papierosem) moje normalne ciśnienie to mniej więcej 85(90)/55(60).

Swego czasu leżałam na oddziale nefrologii. Razem ze mną w sali leżały dwie starsze panie, obie z nadciśnieniem.
Codziennie każda z nas dostawała swój przydział kolorowych tabletek. Pewnego dnia dostałam inny zestaw niż zazwyczaj. Nie wnikałam co za tabletki, bo w szpitalach ciężko uzyskać jakąkolwiek informację na temat wyników badań, zmiany leków etc. Tak więc posłusznie łyknęłam.

Tego dnia czułam się dziwnie ospała i zmęczona, przeleżałam jakiś czas bezczynnie w łóżku, w końcu zeszłam do palarni na papierosa. Paląc poczułam łomotanie w skroniach i zaczęłam się intensywnie pocić, co oznaczało, że zaraz mogę zemdleć. Zgasiłam papierosa i powoli osunęłam się po ścianie, usiadłam i zaczęłam głęboko oddychać, aby nie dopuścić do omdlenia. Chwilę później doszłam do siebie i wróciłam na oddział. Przyszła pielęgniarka z kolejną dawką leków, tym razem tych samych co przez ostatnie dni.

Zagadnęłam ją, czemu znowu biorę te same leki, chociaż rano dostałam inne, co wywołało dezorientację pielęgniarki. Wyjaśniła mi, że nikt mi leków nie zmieniał. Wtem odezwała się jedna z moich sąsiadek z sali: "Ale ja też dostałam rano inne leki".

Co się okazało? Tak, zamieniono nam przez pomyłkę leki, sąsiadka dostała moje a ja dostałam... między innymi lek na obniżenie (!) ciśnienia.

szpital

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (209)
zarchiwizowany

#22910

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zawsze myślałam, że w sytuacjach konfliktowych jestem raczej spokojna po matce i dążę do załagodzenia konfliktu. Więc sama siebie zaskoczyłam gdy któregoś dnia w lipcu zadzwonił do mnie pan z działu technicznego administracji w sprawie zalania sąsiadki z dołu. Ot, przykra rzecz, niespodziewana wręcz. Od razu zresztą jak usłyszałam o co chodzi postanowiłam pierwszym pociągiem wrócić do domu.

I pewnie obyłoby się bez nerwów gdyby pan delikatnie rzecz biorąc nie próbował wciskać mi kitu. O tym, że od trzech tygodni zalewam. O tym, że w domu ktoś jest i nie otwiera ale widać w wizjerze, że mieszkanie puste nie jest. Ciekawostką jest fakt, że wizjera nie posiadamy. Do tego ja od trzech dni circa 100 km od Wrocławia, Kotek na Pomorzu. Więc albo duchy albo gorzej - włamanie.

No ok - wciskanie kitu jeszcze da radę jakoś naprostować. Ale nie zdzierżyłam gdy pan nie dał mi skończyć ani jednego zdania, przerywał i ironizował, mimo iż ja upomniałam go, że gdy on mówił to ja słuchałam. Pan się nawet tym nie przejął.
No i wyszły ojcowskie geny. Nakrzyczałam na pana, nawymyślałam mu co sądzę o jego braku kultury, niechcący (nie zdzierżyłam) wplątując pojedynczą małą prostytutkę.
Pojechałam czym prędzej do Wrocka, wpadłam do domu - kran cieknie i zlew się zatkał, więc systematycznie wody w nim przybierało aż dziś rano się przelało. Ciekawostka - zawór ZAWSZE zakręcamy przed wyjazdem na dłużej i tym razem też był zakręcony, mimo to woda kapała. Zbiegłam do sąsiadki, porozmawiałyśmy (rozmiary zalania mikre i ona pretensji nie ma, ale zgłosić co zrozumiałe musiała. Co ciekawe - zgłosiła sprawę godzinę przed tym jak odebrałam ten nieszczęsny telefon) i poszłyśmy do administracji.

Tutaj znowu natknęłam się na owego pana, który znów zaczął swoją gadkę o tym ile to osób w mieszkaniu nie siedziało, na co ja rzuciłam ironiczne:"Zaiste, o wizjerze w naszych drzwiach nie słyszałam, duchy musiały założyć, gdyż ani wizjera nie posiadamy ani żywej duszy od wtorku w mieszkaniu nie ma i być nie może". Stwierdziłam też, że ani chybi z nim musiałam wcześniej przez telefon rozmawiać, ponieważ znowu "niekulturnie" przerywa każde moje zdanie. Obsobaczyłam go znów, podnosząc głos niemal do krzyku, co spowodowało, że pana koleżanka z działu wysłała go gdzieś i wysłuchała mnie do samego końca. Przy okazji dowiedziałam się, że informację o tym, że ktoś w domu jest zdobyli od trzyletniej córki sąsiadki, której pomyliły się piętra i owszem - widziała osobę wchodzącą do mieszkania, ale mieszkania piętro wyżej.

Co wynikło z tej rozmowy - w innej historii.

Morał z tej bajki: geny prędzej czy później znać o sobie dadzą, z czego akurat się cieszę, bo tak traktować się nie pozwolę - z łatwością wyobrażam sobie, jak pan swoim sposobem bycia odstrasza większość petentów (sąsiadka emerytka jak tylko przekroczyłyśmy próg administracji nagle ucichła i spokorniała, gdy tylko go zobaczyła i bała się zwrócić mu uwagę na sposób w jaki ze mną rozmawiał, co wyznała mi chwilę później).

administracja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (178)
zarchiwizowany

#22150

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu brałam udział w akcji zbierania darów dla psów z dolnośląskiego schroniska. Osobom wchodzącym do sklepu wręczałam ulotkę w której opisano akcję oraz informowano jakie produkty można ewentualnie zakupić i wrzucić do koszyków (chodziło o wszelkiej maści suchą karmę, produkty typu ryż, makaron czy kasza oraz koce i ręczniki).
Reakcja na ogół była neutralna lub pozytywna. Zdarzały się też niechlubne wyjątki.

1. Sporo było osób, które krzyczały na mnie, że "zwierzętami się zajmuje a na dzieci nie ma kto zbierać", na co zawsze uprzejmie odpowiadałam, że aktualnie pomagam zbierać na schronisko, ale nie wykluczam swojego przyszłego udziału w akcjach na rzecz dzieci.

2. Jedyna w swoim rodzaju akcja:
Podeszła do mnie starsza pani (na oko lat ok.70), zbliżyła swoją twarz do mojej i teatralnym szeptem wysyczała: "Wybić je wszyssstkie...". Po czym minęła mnie i poszła dalej a ja zbierałam szczękę z podłogi.

Kaufland

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (215)
zarchiwizowany

#22057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rozmowa sprzed dwóch lat z konsultantem infolinii mojego dostawcy internetowego.
[K] - konsultant, [J] - ja

[K]: (...) Mamy w ofercie także abonament telewizyjny. Proszę mi powiedzieć, czy korzysta Pani z abonamentu w jakiejś innej firmie?
[J]: Nie.
[K]: Ale odbiornik to Pani na pewno posiada.
[J]: I tu się Pan myli...;)
[K]: Czyli planuje Pani zakup odbiornika?
[J]: Proszę Pana, pół roku temu pozbyłam się telewizora z mieszkania i jestem z tego powodu szczęśliwym człowiekiem:)
[K]: (cisza) Mhm...nie wnikam...

Multimedia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (232)
zarchiwizowany

#19329

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam,
Od pewnego czasu czytuję piekielnych, dzisiaj postanowiłam dodać swoja pierwszą historię.

Być może PKP nie zawsze gra fair, ale czasem i podróżni potrafią być nie w porządku.
Jechałam w sierpniu z X do Y w przedziale z jedną rodziną 2+2 (syn i córka). Jak się przy kontroli okazało, syn państwa, idący we wrześniu do gimnazjum, nie miał dokumentów więc trzeba było zrobić dopłatę. Rodzice oburzeni, że "on przecież teraz jedną szkołę skończył, więc starej legitymacji nie używa, teraz do gimnazjum idzie ale od września to nowej nie ma" (przypominam, że legitymacja z podstawówki jest ważna do 30 września, zatem dokument ten stanowiący podstawę ulgi rodzice zobowiązani byli posiadać). W końcu po długiej dyskusji (w kółko tłumaczenie konduktorki o konieczności posiadania dokumentu i pyskówka rodziców, że co to za skandal) pani konduktor przy wjeździe na stację na chwilę wyszła by zasygnalizować "1234 odjazd";), wtedy ojciec powiedział do matki:"zobaczymy co cwana zrobi jak jej dam stówę i powiem, że nie mam drobnych" (dopłaty było jakieś 4-5 zł z groszami). Kolejne pół godziny pracownica PKP biegała po pociągu szukając osoby, która te 100 zł mu rozmieni, bo to był początek trasy.

Pociąg

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (193)

1