Profil użytkownika
Virula
Zamieszcza historie od: | 3 kwietnia 2011 - 10:23 |
Ostatnio: | 3 sierpnia 2019 - 7:16 |
- Historii na głównej: 3 z 5
- Punktów za historie: 377
- Komentarzy: 0
- Punktów za komentarze: 0
Kilka lat temu byłem na całkiem fajnej imprezie firmowej. Było tak fajnie, że prawe wszyscy zostali do 3 nad ranem. Na końcu podzieliliśmy się na grupki wg osiedli i rozsiedliśmy w taksówkach. Nie zdążyliśmy wejść do naszej, a tu słyszymy:
- Cześć!
Wśród nas lekka konsternacja, bo to trochę zbytnia spoufałość z klientami taksówki.
- Nie poznajecie mnie?
I zaczęły się kalambury i zgadywanki, może klient, znajomy, kolega...
- Ja towar wam przywożę. Jeżdżę w XXXXX ciężarówką.
Tu już coś zaczęło nam nie pasować, włączyła się dociekliwość, która przeszła w przerażenie. Wyciągnęliśmy z gościa, że od poniedziałku do piątku jeździ po 8 godzin samochodem, potem przychodzi do domu, je obiad, myje się i idzie na całą noc na taksówkę. Rano nawet nie wraca do domu, tylko prosto do pracy jedzie. Kiedy śpi? W niedziele, czasem soboty.
Zatrzymaliśmy gościa w środku osiedla i, mimo namawiań, rozeszliśmy się do domów. Kumpel po drodze szturchnął mnie i zapytał:
- Ja miałem jakieś alkoholowe zwidy, czy koleś nie spał od tygodnia?
- Tak.
- Nie wiem jak ty, ale ja wytrzeźwiałem na momencie... (a był mocno wcięty przed taksówką, może się nie przewracał, ale mówił już niezrozumiale).
No cóż, głupota i pazerność nie znają granic.
- Cześć!
Wśród nas lekka konsternacja, bo to trochę zbytnia spoufałość z klientami taksówki.
- Nie poznajecie mnie?
I zaczęły się kalambury i zgadywanki, może klient, znajomy, kolega...
- Ja towar wam przywożę. Jeżdżę w XXXXX ciężarówką.
Tu już coś zaczęło nam nie pasować, włączyła się dociekliwość, która przeszła w przerażenie. Wyciągnęliśmy z gościa, że od poniedziałku do piątku jeździ po 8 godzin samochodem, potem przychodzi do domu, je obiad, myje się i idzie na całą noc na taksówkę. Rano nawet nie wraca do domu, tylko prosto do pracy jedzie. Kiedy śpi? W niedziele, czasem soboty.
Zatrzymaliśmy gościa w środku osiedla i, mimo namawiań, rozeszliśmy się do domów. Kumpel po drodze szturchnął mnie i zapytał:
- Ja miałem jakieś alkoholowe zwidy, czy koleś nie spał od tygodnia?
- Tak.
- Nie wiem jak ty, ale ja wytrzeźwiałem na momencie... (a był mocno wcięty przed taksówką, może się nie przewracał, ale mówił już niezrozumiale).
No cóż, głupota i pazerność nie znają granic.
Ocena:
77
(157)
Historia podana przez GoshCa przypomina mi moją własną. Mam nadzieję że będzie dla was przestrogą przed przyjmowaniem nieznanych produktów bankowych.
Kilka lat temu dostałem w ramach promocji firmy X kartę kredytową banku Y. Kartę trzeba było aktywować w ciągu 3 miesięcy. Po dwóch miesiącach nonstop nękała mnie telefonicznie obsługa banku żebym prędko aktywował, a ja podświadomie czułem pismo nosem...
Niestety pod koniec tego okresu trafiło mi się nieprzewidziane zdarzenie i musiałem skorzystać z karty. Pierwszy rok był spoko, a drugi rozpoczął się od telefonu z windykacji.
- Proszę natychmiast spłacić ratę...
- Zaraz spłaciłem n-tego.
- Pieniądze nie wpłynęły. Trzeba przelać...
- Zaraz proszę sprawdzić stan konta.
W słuchawce dyszenie i tępy hałas klawiatury.
- Przelew wpłynął n-tego o m-tej ileś tam. To trzeba wpłacić ileś tam plus 50 złotych kary.
-Zaraz jakie wpłacić, jaka kara? Przecież zapłaciłem!
- Płaci pan czy mam kliknąć windykację...
Przed następnym miesiącem zadzwoniłem do obsługi klienta i zażądałem wyjaśnień. Zasada była "prosta" - trzeba było wpłacić na to samo konto dwie osobne wpłaty w dwa konkretne dni, których termin był płynny w zależności od miesiąca i czegoś tam plus coś tam. Horror, większość nie potrafiła powiedzieć ile i kiedy, a efekt był taki sam:
- Trzeba zapłacić n-tam plus 50...
Wytrzymałem tak do końca umowy i przeniosłem kartę do banku z którego korzystam od studiów. Stojąc w kolejce do rozwiązania umowy byłem jedyną osobą nie awanturująca się o dodatkowe opłaty i kary, bo miałem to z głowy.
Miałem szczęścia bo miesiąc później zlikwidowano placówkę w moim mieście i musiał bym jechać 160 km
Kilka lat temu dostałem w ramach promocji firmy X kartę kredytową banku Y. Kartę trzeba było aktywować w ciągu 3 miesięcy. Po dwóch miesiącach nonstop nękała mnie telefonicznie obsługa banku żebym prędko aktywował, a ja podświadomie czułem pismo nosem...
Niestety pod koniec tego okresu trafiło mi się nieprzewidziane zdarzenie i musiałem skorzystać z karty. Pierwszy rok był spoko, a drugi rozpoczął się od telefonu z windykacji.
- Proszę natychmiast spłacić ratę...
- Zaraz spłaciłem n-tego.
- Pieniądze nie wpłynęły. Trzeba przelać...
- Zaraz proszę sprawdzić stan konta.
W słuchawce dyszenie i tępy hałas klawiatury.
- Przelew wpłynął n-tego o m-tej ileś tam. To trzeba wpłacić ileś tam plus 50 złotych kary.
-Zaraz jakie wpłacić, jaka kara? Przecież zapłaciłem!
- Płaci pan czy mam kliknąć windykację...
Przed następnym miesiącem zadzwoniłem do obsługi klienta i zażądałem wyjaśnień. Zasada była "prosta" - trzeba było wpłacić na to samo konto dwie osobne wpłaty w dwa konkretne dni, których termin był płynny w zależności od miesiąca i czegoś tam plus coś tam. Horror, większość nie potrafiła powiedzieć ile i kiedy, a efekt był taki sam:
- Trzeba zapłacić n-tam plus 50...
Wytrzymałem tak do końca umowy i przeniosłem kartę do banku z którego korzystam od studiów. Stojąc w kolejce do rozwiązania umowy byłem jedyną osobą nie awanturująca się o dodatkowe opłaty i kary, bo miałem to z głowy.
Miałem szczęścia bo miesiąc później zlikwidowano placówkę w moim mieście i musiał bym jechać 160 km
bank
Ocena:
71
(113)
Kilka lat temu pomagałem załadować klientowi towar do nowego peugeota 206. Co w tym dziwnego? Facet był bardziej zainteresowany oglądaniem samochodu niż własnym towarem.
- Czemu pan tak ten samochód ogląda?
- Nowiutki samochód, odkupiłem od babki, która nim tylko miesiąc jeździła, a przednia szyba cała w tłustych plamach.
Mało myśląc zażartowałem:
- Jeżeli ktoś nalał oleju do spryskiwaczy, to gdzie wlał płyn do spryskiwaczy?
Zanim zdążyłem powstrzymać gościa przed odkręcaniem wszystkich korków z gorącego silnika, zobaczyłem spory "grzybek" czarnej piany.
Poprzednia właścicielka pomyliła otwory i uzupełniła płyny. Gdy tylko odkryła swój błąd pozbyła się samochodu. Na szczęście przez mój żarcik udało się uratować silnik.
- Czemu pan tak ten samochód ogląda?
- Nowiutki samochód, odkupiłem od babki, która nim tylko miesiąc jeździła, a przednia szyba cała w tłustych plamach.
Mało myśląc zażartowałem:
- Jeżeli ktoś nalał oleju do spryskiwaczy, to gdzie wlał płyn do spryskiwaczy?
Zanim zdążyłem powstrzymać gościa przed odkręcaniem wszystkich korków z gorącego silnika, zobaczyłem spory "grzybek" czarnej piany.
Poprzednia właścicielka pomyliła otwory i uzupełniła płyny. Gdy tylko odkryła swój błąd pozbyła się samochodu. Na szczęście przez mój żarcik udało się uratować silnik.
Ocena:
136
(150)
1
« poprzednia 1 następna »