Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Walford

Zamieszcza historie od: 27 marca 2012 - 18:06
Ostatnio: 3 listopada 2023 - 17:01
  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 4525
  • Komentarzy: 81
  • Punktów za komentarze: 335
 
zarchiwizowany

#89437

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ach, po prostu dopiszę coś od siebie do #89435.

Kolega opisał w tej historii swoje "przygody" na pewnej aplikacji randkowej (niech jej nazwa pozostanie na zawsze tajemnicą) i chwała mu za to - do tej pory zdarzało mi się myśleć, że może faktycznie tylko ja tak mam. Staram się być świadomy własnych wad i zalet i staram się również rozumieć, że dla danej kobiety będę raczej trzecim, czwartym a nawet dziesiątym wyborem, akceptuję to, że wybierze sobie innego - to w końcu jej decyzja, nie moja. Nie zamierzam też podkreślać swojej "normalności", bo po pierwsze - mam swoje za uszami, nie jestem idealny (wręcz przeciwnie), prawdopodobnie może nawet kwalifikuję się na terapię (:P) a po drugie "normalność" jest pojęciem bardzo względnym.

Po tym przydługim wstępie chciałbym trochę kolegę wziąć w obronę przed niektórymi wypowiedziami w komentarzach:

ROZDZIAŁ I - "100 PYTAŃ DO..."
Statystyk nie prowadzę, ale dobre 90% rozmów z dziewczynami/kobietami na portalach randkowych przebiega według schematu [(J)a, (D)ziewczyna]:
J - Jak masz na imię?
D - X
J - A ja Y. Mieszkasz w Piekiełku?
D - Tak
J - Ja też. Jakie masz zainteresowania?
D - książki, podróże, gotowanie
J - Ooo, ja też lubię czytać. Co czytasz najchętniej?
D - A, takie różne
J - A jaki gatunek?
D - [tu pada nazwa gatunku]
J - O, myślałem, żeby się tym zainteresować możesz coś polecić?
D - ostatnio nie mam czasu na czytanie

I tak dalej. I teraz pytanie do wszystkich - jak, na Bora Wszechszumiącego mamy nawiązać jakąkolwiek znajomość (o relacji nie wspominając) jak ja się czuję jakbym prowadził jakieś przesłuchanie i to z osobą, która jak nie zostanie potraktowana zimną wodą ze szlaucha to nie wydusi z siebie więcej niż jednego słowa? Dostrzegacie problem? Ja rozumiem (wracając do mojego wstępu), że być może oprócz mnie pisze do danej dziewczyny jeszcze z 10 facetów, ale zakładając, że potem tych 10 się wykruszy i zostałbym jej "z łaski, na pociechę" tylko ja, to czy po takiej rozmowie ma w ogóle jakieś szanse kontynuowania znajomości? Przy całej desperacji, jaką teoretycznie taki facet jak ja mógłby mieć - no nie!

ROZDZIAŁ II - "WIESZ, JEDNAK NIE..."
A to już konkretna sytuacja, nie dalej jak pół roku temu. Złapało mi parę na takiej aplikacji randkowej co jej nazwy nie podam, ale rymuje się z "binder" :P Cytując piosenkę pewnego pana, co to kiedyś robił niezłą muzykę a niedawno stał się narzędziem kuchennym do polerowania powierzchni płaskich - Nawet fajnie rozmowa nam szła. Umówiliśmy się nawet na spotkanie, na nowy film jej ulubionego reżysera. I w przeddzień tej "wielkiej randki", w trakcie zwykłej porannej rozmowy dostałem jakże miłą wiadomość:
"Doszłam do wniosku, że jednak nie będziemy do siebie pasować".
Nosz, kur... Albo ja jestem jakiś tępy i nie wyłapałem aluzji wcześniej (bardzo prawdopodobne - jestem tępy i nie umiem łapać aluzji), albo co się właśnie stało?

Ja wszystko rozumiem - ludzie zmieniają zdanie, ludzie sobie nie przypasują, nagle pojawi się na horyzoncie "ten jedyny, wyśniony, wymarzony". I dlatego nie proszę o wiele - o odrobinę jednak zainteresowania, nawet jeśli chcecie mnie traktować jak koło zapasowe, wyjście awaryjne, "jak się nie uda ze wszystkimi innymi facetami na Ziemi, to może... zobaczymy...". I o trochę empatii, jak już się jednak ten "książę na białym koniu pojawi".

Dziękuję za uwagę.

PS. Czasami zdarza mi się tutaj wiadomości odczytywać (nic nie sugeruję, dziewczyny, tak mówię :P)

związki randki życie_jest_ciężkie

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 35 (79)

#64061

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodaję "ku przestrodze", bo pewnie nie każdy codziennie zagląda na stronę Rady Komorniczej.

Uważajcie na wiadomość e-mail wysyłaną przez "Komornik Sądowy". Wkleję całą wiadomość:

Komornik Sądowy Warszawa, dnia 21-01-2015

przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Żoliborza

Marcin Kundela

Kancelaria komornicza w Warszawie

01-865 Warszawa Broniewskiego 33

e-mail: marcin.kundela@op.pl

KM 5043/11



ZAJĘCIE

komornicze zajęcie egzekucyjne konta bankowego


I. Na wniosek wierzyciela:

WEB CORPORATION POLSKA SP. Z O.O.

01-466 Warszawa, ul. Powstańców Śląskich 124/122

którego reprezentuje pełnomocnik: Makowski Wąsik Kancelaria Radców Prawnych Sp.j. r.pr. Agnieszka Wąsik

00-876 Warszawa, Ogrodowa 158

i na podstawie tytułu wykonawczego:

Nakaz zapłaty w post. upominawczym SR dla m.st. Warszawy w Warszawie XIV Wydział Gospodarczy

z dnia 10-11-2014r, sygn. Akt XIV GNc 8342/14 zaopatrzony w klauzulę wykonalności z dnia 24-11-2014r.

na mocy przepisów art.881 i dalszych kpc została wszczęta egzekucja zajęcia konta bankowego przeciwko dłużnikowi.


celem zaspokojenia należności:

należność główna 2 576zł

odsetki do 14-12-2014r. 358,73zł

koszty procesu 348,94zł

koszty zastępstwa w egzekucji
1 250zł

wydatki gotówkowe 75zł

Fotokopia wyroku Sądu w Warszawie wraz z uzasadnieniem do pobrania:

xxx://sad-rejonowy-wawa-zoliborz.xxx/

Komornik posiada dostęp do Centralnej Bazy Ksiąg Wieczystych, Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPIK), OGNIVO oraz do elektronicznego systemu sądowego (e-sąd), który umożliwia egzekucję na podstawie zamieszczonych w systemie tytułów wykonawczych.


Wygląda to bardzo wiarygodnie, jednak:
- komornik nigdy nie wysyła tego typu korespondencji poprzez e-mail
- Na ulicy Bronowej w Warszawie owszem, mieści się Kancelaria Komornicza dla Warszawy-Żoliborz, ale pod innym numerem
- Człowiek o nazwisku Marcin Kundela nie istnieje (a przynajmniej nie jest komornikiem)
- Kliknięcie w podany link prowadzi do strony na serwisie cba.pl i pojawia się opcja pobrania pliku .exe, który najprawdopodobniej jest albo malware'm albo jeszcze gorszym świństwem.

Jeszcze link do wyjaśnień Rady Komorniczej:
http://www.komornik.pl/index.php/z-krk-zobacz-wiecej/1108-uwaga-falszywy-komornik-znowu-aktywny

Drodzy Piekielni, uważajcie.

email

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 585 (615)

#59848

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka opowieść o pizzerii ponownie.

Znalazłem ciekawą promocję - pizza 50cm za 25zł (o numerze od 7-25). Więc przez pewien portal zamówiłem. Pizzeria nowa, z tego co zauważyłem, w Poznaniu. Jej nazwa zaczyna się na "U M" a kończy "arcina". Z podanych 75 minut na dostawę minęło 65 i pizza przyjechała.

Spód czarny jak BMW dresiarza, składniki "znalazłem" przypadkiem pod ledwo stopionym serem.

Dzwonię więc z reklamacją. Co się dowiedziałem?

Próba nr 1
Na moje grzeczne zwrócenie uwagi usłyszałem tylko jakiś niewyraźny bełkot, jakby rozmówca był nieco pod wpływem (nie wiem czego), jakieś pytanie do kucharza i serię kolejnych niezrozumiałych dźwięków do mnie, które brzmiały jak:
- Zaproponujemy panu nową pizzę za pół ceny. - taa, dostałem przypaloną pizzę i mam dopłacać za naprawienie ich błędu??

Próba nr 2
- Szef powiedział, że damy panu pizzę 31cm za darmo. - Cóż za wspaniałomyślna oferta :)

Próba nr 3
- Wyślemy panu tę pizzę 50cm, będzie za godzinę. - Godzina minęła, pizzy nie widać. A nawet nie wiem czy chcę wiedzieć co w tej pizzy będzie.

gastronomia pizza reklamacja

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (395)

#59610

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak sobie przypomniałem historię sprzed dobrych dwóch lat, jak szukałem pracy w "wymarzonej" branży. Z cyklu: "Jak rekruterzy czytają CV".

Nadmienię, że wnikliwie czytam ogłoszenia o pracę i wysyłam CV tylko tam, gdzie spełniam wymagania. Dodam też, co ważne dla historii, że wyższego wykształcenia, z przyczyn życiowych nie udało mi się uzupełnić, ale jakoś mi to nigdy nie przeszkadzało. Chociaż noszę się z zamiarem uzupełnienia.

Poszedłem na rozmowę do jednej z instytucji. Szczegółami zanudzać nie będę, bo to historii nie dotyczy. Istotna jest końcówka.

W miarę przekonany, że idzie całkiem nieźle, może pracę dostanę, [R]ekruterka zadaje pytanie (czasem pada, więc się przyzwyczaiłem):
[R]: A jakie są pana plany na przyszłość?
[J]: Chciałbym pójść na studia i uzupełnić wykształcenie. Liczę, że praca u państwa pozwoli mi, między innymi na opłacenie studiów.
[R]: To pan nie ma wyższego wykształcenia?
[J]: No nie, średnie, co uwzględniłem w CV.
[R]: Aha, to podziękujemy panu.

Aha, reszty nie trzeba.

rekrutacja

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 508 (560)

#59389

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oczekując na ważny telefon zagłębiłem się w czeluście piekielne (to jest, wróć, czeluście Piekielnych) i znalazłem historyjkę http://piekielni.pl/48347 , która przypomniała mi inną wpadkę z bankomatem BZWBK. Całkiem niedawną. Ze stycznia.

Byłem brać udział w urodzinach kumpla. Posiedzieliśmy w knajpce, spożyliśmy kilka piw i podjąłem decyzję o powrocie do domu. Były tam jakieś zawirowania z komunikacją miejską więc uznałem, że się wykosztuję te dodatkowe 20 zł i wrócę taksówką. Z przydrożnego bankomatu chciałem 50 zł wypłacić (i tak potrzebowałem na następny dzień gotówki a każda wypłata to dodatkowa złotówka w plecy). No i - wpisałem PIN, podałem kwotę, bankomat pobrzęczał, wybrał odpowiedni banknot (z tym charakterystycznym dźwiękiem jakby liczył kasę) i wysunął dosłownie narożnik banknotu, zatrzaskując "klapkę". Z reguły nie rozdaję prezentów przypadkowym przechodniom, więc podjąłem próbę wyciągnięcia banknotu za ów skrawek. Akcja zakończyła się sukcesem, hmm, połowicznym. Mianowicie - połowa banknotu w mojej dłoni, połowa została chyba na wieki w bankomacie. Jak łatwo się domyślić - taksówki nie wezwałem, podróż do domu zajęła mi grubo ponad godzinę (w normalnych okolicznościach, przy sprawnie działającym MPK jakieś 15-20 minut).

Historia z happy endem - niepełny banknot o powierzchni powyżej 50% z widocznym numerem seryjnym NBP wymienia na 100% wartości banknotu, co szczęśliwie uczyniłem następnego dnia.

Jak widać - rok minął, a bankomaty BZWBK nadal mają niejakie problemy z pozbywaniem się gotówki. A myślałem, że Szkoci to dusigrosze.

bankomat

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (431)
zarchiwizowany

#57692

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swoją poprzednią historią o pizzerii, wykrakałem nową. Tym razem u mnie nawet malutkiego płomyczka piekielności.

Zamówiłem sobie dzisiaj pizzę, przez pewien znany portal z pizzą związany (bo można kartą zapłacić, bo nie trzeba się przez telefon produkować. I jeszcze punkty nabić :D).

Zamówiłem, odpowiednie dane podałem.

Pizzeria, w której dość regularnie zamawiam - dobry placek, dużo składników i naprawdę niedrogo. Super.

Przyjeżdża kierowca, dzwoni do drzwi, wychodzę.

Zamiast tworzyć "Opowieści z Narnii", w skrócie:

- Ręce, czy raczej dłonie (bo spod kurtki tyle wystawało) zapomniały chyba o tym jak wygląda nie tylko mydło, ale nawet bieżąca woda
- Pizza była dobra "o włos". To znaczy o ten jeden włos, który zlokalizowałem, w którymś z kolei kawałku.
- I smaczek na koniec - coś twardego w jednym z kawałków mięsa. Jak w tym dowcipie powiedziałem sobie: "Boże, spraw, żeby to była chrząstka".

Całe szczęście mam mocny żołądek, ale oceny wystawiłem, same "1". Czy ktoś mi się dziwi??

gastronomia dostawca pizzy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (252)

#57549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka tam historia. Nazywam ją "Zemsta kucharza".

Swego czasu na osiedlu Wichrowe Wzgórze w Poznaniu urzędowała pizzeria Tino. Pracując niedaleko, czasem się u nich stołowałem, bo szybko, tanio i dobrze. Sielanka.

W swoim menu mieli między innymi pizzę (nomen omen) Diabelską, która polegała na tym, że na placka nakładali paprykę jalapeno oraz mięso mielone zrobione w zalewie z papryczki chilli. I chyba jakiś tam jeden dodatkowy składnik. Swego czasu, będąc w owej knajpie z kumplem, zamówiliśmy sobie tęże pizzę - pizza, jak pizza - ciasto, ser, oregano, kilka "kleksów" z tej mięsno-pikantnej zaprawy, tak akurat, żeby twarz wypaliło, a nie spowodowało zgonu. Nie powiem, bardzo smakowało. Tak bardzo, że następnym razem, spotkawszy się u mnie przy piwku, zdecydowaliśmy się na zamówienie tejże Diabelskiej pizzy. Już po pierwszym kawałku uderzyło nas, że "ryja nie wypala". Zadzwoniłem więc z reklamacją, że coś z tą pizzą nie halo, bo smakuje jak bolońska, na to pan w słuchawce odpowiada (po dłuższych negocjacjach), że "wymienimy".

Trochę chamsko z naszej strony, ale oddaliśmy tylko 4 kawałki z pizzy. Bo głodni niemożebnie.

Za jakiś czas - dzwonek do drzwi, pizza przywieziona, wymieniona, koniec tematu.

Tylko sam "placek" pokryty równą warstwą rzeczonego mięsa mielonego w zalewie z ostrej papryki. Puszka piwa wypita na jeden kawałek.

Zemsta kucharza :)

gastronomia

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 434 (656)
zarchiwizowany

#50203

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem czy piekielne, ale o pewnym znanym mi Mistrzu Ciętej Riposty będzie. Mianowicie o moim ojcu. Krótko i na temat.

Data: 5.05.2013, po długim weekendzie, dla niewtajemniczonych po 2 a nawet 3 różnych Świętach.
Miejsce akcji: Carrefour w Galerii Pestka, Poznań
Dokładne miejsce akcji: Stoisko z wędlinami

Kamera, akcja!

Stoimy z ojcem przy "ladzie" (czy jak to się tam nazywa, chłodnia może) i wybieramy wędliny. Podchodzi jakaś starsza, egzaltowana dość pani i złośliwym głosem "zapytuje" panią ekspedientkę, która akurat była wolna:
- A te wędliny to chyba były krojone jeszcze przed Świętami?

Biedna dziewczyna nie wie co powiedzieć. Na to mój ojciec, głosem ociekającym "słodyczą":
- Tak proszę pani, przed Świętami Bożego Narodzenia.

Pani odwróciła się na pięcie i zniknęła w sinej dali alejek supermarketu.

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (35)

#49159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno mnie tu nie było. Bo i też niewiele się piekielnego w moim życiu działo. W zasadzie pewnie nie byłoby mnie tu i dzisiaj, ale... no właśnie.

Tak wyszło, że jestem zmuszony poszukiwać pracy. Mniej więcej wiem w jakim zawodzie, co chcę robić, ogólnie nic tylko znaleźć. No i znalazłem. Przedstawiciel handlowy, samochód służbowy, komórka, nic to, że zlecenie, że wynagrodzenie uzależnione od wyników. Wiem, że sobie poradzę, bo ze sprzedażą nie mam problemów.

Już po pierwszej rozmowie zostałem zaproszony na szkolenie. Cały tydzień, grzecznie wstawałem o 6, dojeżdżałem godzinę (Poznań jest obecnie tak rozkopany, że nie ma opcji, trzeba czasem na 2-3 przesiadki jechać nawet krótki odcinek), wszystko pięknie. Oprócz szkolenia produktowego, wymieniałem sobie z panią szkolącą opinie o klientach z dotychczasowych doświadczeń, rozmawialiśmy sobie o tym jak sprzedawać, o różnych nowych, ciekawych patentach na skuteczną sprzedaż i inne takie rzeczy. Padały hasła o Brianie Tracy'm, o innych "wielkich" sprzedaży. Ogólnie miodzio, coraz bardziej mi się podobało, mimo że branża nie ta, w której docelowo chciałbym pracować. No i nadszedł piątek.

Miałem pojechać z jednym z bardziej doświadczonych handlowców "w teren" i zobaczyć jak to w praktyce wygląda. Okazało się, że nawet mnie nie podrzuci do Poznania, bo sam jest z miasta oddalonego o około 60km od stolicy Wielkopolski. No trudno, PKS jeździ, dojadę. Odbyłem kilka spotkań z klientami, miałem swoje spostrzeżenia, na autobus czekałem dobrze ponad godzinę, na tym wszechogarniającym mrozie, jakże typowym dla pięknej polskiej wiosny. Ale nie narzekałem. Do niedzieli.

Niedziela, godzina dokładnie 19:01. Leżę już sobie w łóżku oglądając jakieś seriale, gdy SMS przychodzi. Cytuję:
"Panie Walfordzie! Rezygnuję ze współpracy z panem. Lepiej sprawdzi się pan w dotychczasowej branży. Proszę nie przychodzić na szkolenie."

I teraz mam pytanie, a raczej kilka pytań - Po co była ta cała szopka ze szkoleniem? Po co się przejechałem daleko za Poznań i wykosztowałem na 21 złotych polskich, żeby wrócić? I co najważniejsze - jak niski poziom kultury trzeba mieć, żeby w niedzielę wieczorem wysyłać człowiekowi SMSa o rezygnacji ze współpracy i jak mało trzeba mieć odwagi, żeby nie umieć tego powiedzieć wprost?

Widywałem już zerwania przez SMS, przez FB, ale "zwolnienie" z pracy przez SMS to chyba przesada, nie sądzicie?

Minął już jakiś czas, ale nadal z jednej strony bawi mnie ta sytuacja, a z drugiej cholera mnie bierze, ze względu na fakt w jakim to się odbyło.

A pracy szukam nadal...

praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (566)
zarchiwizowany

#38346

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A tak mi się przypomniało, zwłaszcza, że naczytałem się ostatnio głównie tragicznych historii. Nie wiem. Piekielne, zabawne, sami oceńcie.

Wiele dziewczyn/kobiet opisuje tutaj swoje spotkania ze wszelakiej maści "Ropuchami", więc żeby było raz inaczej opiszę swoje "spotkanie" z "królewną".

Historia zaczęła się ze 4 miesiące wcześniej. Miałem dzień wolny, nic do roboty, popołudnie, słoneczko przyświecało - jednym słowem dobry dzień na to, żeby odwiedzić znajomą knajpkę i wzmocnić się jednym chmielowym. A jak jedno chmielowe to i palić się zachciało. Kulturalnie przestrzegając ustawy, która uszczęśliwiła wszystkich zakazem palenia w knajpach, wyszedłem z kufelkiem na zewnątrz. Stoję, palę, nagle idzie dziewczyna. "Skądś ją znam" - przemknęło mi przez myśl i jej chyba też, bo zatrzymała się i przywitała. Po wymianie kilku zdawkowych uprzejmości, w trakcie których gorączkowo usiłowałem sobie przypomnieć skąd ja właściwie ją kojarzę, wymieniliśmy się również numerami telefonów i ona poszła dalej, ja wróciłem do znajomych i mojej zupki chmielowej.

Fast Forward do teraźniejszości. Napisała do mnie SMSa. Prosty zwykły, co u mnie. Zgodnie z prawdą i starą amerykańską zasadą "I'm fine, how are you". Odpisała, że też ok i zapytała co u mojej "drugiej połówki". Nie posiadając takowej odpisałem, że "byłoby dobrze, gdyby jakowaś była". Już żeby nie przedłużać - ponieważ dalej mnie męczyło skąd ją znam, zaproponowałem spotkanie. Super, umówiliśmy się.

Intermezzo - Dziewczyny, faceci też się szykują na spotkanie z wami. Może nie stroją się jak na wizytę do Królowej, ale też się starają dobrze wyglądać.

Jadę sobie grzecznie tramwajem na spotkanie, dostaję SMSa - "Spotkanie aktualne?". Stwierdziłem, że skoro w tym tramwaju już siedzę, nie daje mi spokoju myśl o tym skąd ją znam, to chyba jakiś znak to jest, że aktualne. Tak też odpisałem. Potem poszło szybciej. Cytaty z SMSów ([k] - królewna, [j] - ja):

[k] A możesz mi chociaż napisać skąd się znamy?
[j] Ustalimy to jak się spotkamy
[k] A dlaczego?
[j] Bo muszę sobie przypomnieć
[k] Czyli nie wiesz jak wyglądam i mnie nie poznasz?
[j] Nie napisałem, że nie wiem jak wyglądasz
[k] Więc wiesz, tak?
[j] Minęły ze 3-4 miesiące, ale raczej tak
[k] No wiem. A Ty jesteś na miejscu?
[j] Usiadłem na ławce.

No i super. Siedzę zadowolony, zapaliłem sobie (a co mam się wstydzić tego, że palę, najwyżej jak się sytuacja rozwinie a komuś będzie to przeszkadzało to się pomyśli nad zmianą). Minęło niecałe pół godziny, zdążyłem już się zastanawiać w jaki sposób kulturalnie i z humorem ją opieprzę za spóźnianie (Coś w stylu - "No. Ładnie to tak się spóźniać?"), gdy dostaję SMSa:

[k] Ja szłam na to spotkanie, ale po tych SMS widzę, że nie wiesz kim jestem, więc to nie ma sensu. Sorry za zmarnowanie czasu. Pozdro.

Starym Rynkiem wstrząsnął śmiech.

No i nie dowiedziałem się skąd ją znam.

Królewna :)

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (301)