Profil użytkownika
Xynthia ♀
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 9:07 |
- Historii na głównej: 126 z 133
- Punktów za historie: 16682
- Komentarzy: 509
- Punktów za komentarze: 3875
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 9:07 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@timi14: Wiem, poczytałam sobie... Jesteś kierowcą? No to wyobraź sobie - zwalniasz przed pasami, bo ktoś chce przejść. I ten "ktoś" twardo czeka, aż ty się całkiem zatrzymasz i dopiero wtedy przechodzi. Jeśli dodatkowo gdzieś ci się spieszy, to potrafię sobie wyobrazić, co sobie w tym momencie pomyślisz. Jak pisałam wcześniej - nie wchodzę na jezdnię ot tak, bo "jezdem pieszym". Ale też nie czekam, aż samochód się całkiem zatrzyma. Teraz jednak zacznę tak robić. Pozdrawiam kierowców!
Jeśli już koniecznie chcesz jednym zdaniem: "Wchodząc do sądu, aktywowałem bramkę alarmową, a mimo to nikt mnie nie sprawdził". Nie ma za co!
@Shido: To musisz poczekać do środy lub czwartku, bo wtedy podobno odbędzie się to: "Zebranie... nooo gdzieś tak w przyszłym tygodniu zrobię." A ja wypowiedzenie złożyłam. Było ciekawie, ale nie piekielnie, więc czekaj na relację z zebrania, która na 99% będzie warta opisania ;)
@alicees: A chociażby w tym, że "dodatkowe obowiązki" są na tyle różne od naszych dotychczasowych, że wymagają ponownych badań u lekarza medycyny pracy na to konkretne, inne stanowisko? I nikt nie zamierza nas na takowe badania wysłać?
@quack: Bardzo byśmy chcieli renegocjować... Ale NIE MA PIENIĘDZY! No cóż, nie ma pieniędzy, to i nie ma pracowników ;)
@PiekielnyDiablik: A zauważyłeś, że dyskutujesz sam ze sobą? :))
@tomatek: Nie zostawiam nagminnie otwartego mieszkania, ale też nie zarzekam się, że nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Chyba były ze dwie sytuacje, kiedy wyszłam wyrzucić śmieci i nie zamknęłam drzwi na klucz.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 marca 2019 o 19:40
@Bryanka: Ale ja właśnie napisałam, że zgłaszać to parę godzin po fakcie jest bez sensu...
@Crook: Kruszyna jest kruszyną w sensie wielkości jak najbardziej. To mały piesek, ale przeczący wszystkim stereotypom o jazgotliwych , małych psach. Kruszyną nie szczeka. Tak po prostu, nie szczeka prawie nigdy. Czasem w ferworze zabawy zdarza jej się wydać z siebie jedno pojedyncze szczeknięcie.
Teraz dopiero przeczytałam komentarze, postaram się odpowiedzieć na poruszone w nich kwestie. Tak, nie zamknęłam drzwi, chyba wyraźnie to napisałam w historii. Tylko że akurat to mnie uratowało... I faktycznie, nie zadzwoniłam na policję. Taka myśl nawet nie przyszła mi do głowy, nie wiem czemu. Teraz kiedy czytam wasze komentarze, myślę że faktycznie należało, ja facetowi uciekłam, ale mógł próbować dalej i zrobić krzywdę komuś innemu. To, czy policja by zareagowała, czy nie, to już kwestia mocno dyskusyjna, ale rzeczywiście - nawet nie sprawdziłam tej opcji. Natomiast zamierzałam (i nadal zamierzam) zawiadomić zarządcę budynku, bo tam, jeśli zgłaszam jakikolwiek problem, to jest on rozwiązany - albo przynajmniej są podejmowane próby jego rozwiązania. Chyba podświadomie przyszła mi na myśl opcja, która ma największe szanse powodzenia... Co do napisania historii na Piekielnych - po prostu musiałam się "wygadać", wyrzucić to z siebie, jakoś odreagować, naprawdę byłam mocno roztrzęsiona, a przyjaciółka przyjaciółka była mi niedostępna na ten moment. Kiedy już się z nią skontaktowałam, poradziła mi to samo - zadzwonić na policję, niestety było już parę godzin po fakcie i o ile zaraz po zdarzeniu może potraktowaliby moje zgłoszenie poważnie, to po takim czasie już wątpię. Drzwi nie uszkodzone (rano sprawdzałam), na monitoringu widać by było ewentualnie, że przyspiesza na mój widok i skręca do moich drzwi, w historii wspominałam, że miejsca pod samymi drzwiami kamera nie obejmuje. Mogą twierdzić, że tylko chciał się o coś zapytać i grzecznie pukał. Na moim piętrze na pięć mieszkań jedno stoi puste, w jednym bardzo mili sąsiedzi, którzy niestety wyjechali na weekend, dwa najbardziej oddalone ode mnie zajmują starsi ludzie - nie ma szans, żeby ktoś coś słyszał. Ale i tak zadzwonić mogłam, no wiem. Teraz to wiem, niestety okazało się, że silny stres wpływa bardzo negatywnie na moją zdolność racjonalnego myślenia.
@PooH77: Skąd się autorce wzięło to "sprzedarzowych", jest dla mnie największą zagadką, bo w tym samym zdaniu kawałek dalej jest "sprzedaż"...
@Poecilotheria: Jak dodajesz historię bez logowania się, jako "bezkontowiec", to ona faktycznie czeka jakiś czas na akceptację, czasem nawet około doby. Zdaje się, że tak samo jest, gdy dopiero co zakładasz konto i wrzucasz swoją pierwszą historię - też czeka na akceptację. Tylko historie osób, które mają tu konto, a na nim już jakieś historie, pojawiają się w poczekalni natychmiast po kliknięciu w "dodaj". Natomiast ten wysyp "bezkontowych" historii da się bardzo łatwo wytłumaczyć - ferie się zaczęły...;)
Czy ktoś mógłby mi przetłumaczyć zdanie: "...gdy tylko w rozmowie z rodzicami sprzeciwię się ich wyborowi na korzyść brata rozpoczyna..."???
@kitusiek: Odnośnie biednych pszczółek, którym kradniemy miód - proponowałam kilku weganom (gdy rozmowa zeszła właśnie na temat pszczół i miodu) zapoznanie się w tematem negatywnego wpływu telefonii komórkowej na pszczoły - najostrzejsze stanowiska twierdzą, że telefony komórkowe powodują wyginięcie pszczół, te łagodniejsze są zdania, że po prostu im szkodzą. No cóż, nie oczekiwałam że każdy weganin natychmiast wyrzuci swój telefon, ale oni nawet nie chcieli zapoznać się z wynikami przeprowadzonych badań, zostałam wyśmiana i tyle. Ale to zabieranie miodu pszczołom jest złe...
@FlyingLotus: Zarobił - jego sprawa na co wyda ;)
@Habiel: Ech Habiel, Habiel... Ponieważ mam cię za rozsądną osobę, to odpowiem na spokojnie. Od nikogo nie wymagam, żeby wierzył w moje historie. Ja wiem, że są prawdziwe, ale jeśli ktoś jest innego zdania, no to trudno, w sumie to tylko można pozazdrościć, że podobne sytuacje ich nie spotkały, więc nie chcą wierzyć. Po drugie - a to jest jakoś "dopuszczalna częstotliwość" publikowania historii, żeby one były wiarygodne? Bo jak wrzucę dwie dzień po dniu albo o zgrozo! dwie jednego dnia, to już jedna jest fejkiem? Czy może obie? No zaraz wrzucę trzecią, bo obiecałam opisać, co się działo w szkole, to będzie już na milion procent fejk, nie? Po trzecie, bo parę osób się na ten temat wypowiadało - nie, nie wyzywałyśmy się z Magdą niecenzuralnymi słowami na co dzień, nawet w formie żartobliwej (chociaż znam osoby tak odnoszące się do siebie i mnie to nie raziło, bo widać było wyraźnie, że to żarty i po prostu oznaka zażyłości). Wydarła się na mnie , bo ją bolało, nie myślała co mówi, ja też spanikowałam i odpowiedziałam w ten sam sposób. Ale pomogło, bo zmobilizowała się i wstała, a pamiętam dzień, kiedy z łóżka ją podnosiłam przez godzinę - to wtedy m.in. dzwoniłam na pogotowie i dyspozytorka odmówiła, rzucając krótko: "proszę pojechać do szpitala na ostry dyżur, w dniu dzisiejszym dyżur ma szpital***". A wykładowca nie był bezduszny, tylko żartował, pewnie jak by było trzeba, to by poczekał, no może faktycznie nie do rana... Ale z tego co widzę, to autentycznych historii nie ma co wrzucać. Trzeba najpierw "dopracować" dialogi - nie tak, jak je pamiętasz, ale tak, żeby jak najbardziej wiarygodnie brzmiały, podkoloryzować szczegóły, no i siebie przedstawić w jak najlepszym świetle. Sorki, ja tak nie umiem, piszę tak, jak było, a przynajmniej tak, jak ja to pamiętam. Jeśli komuś nie pasuje, to wybaczcie, płakać z tego powodu nie będę. Ani też się zmieniać ;) Pozdrawiam!
@doflamingo1993: Z sali, dziecko, z sali, klasy to są w szkole. Szkoła to takie miejsce, gdzie uczą m.in. czytania ze zrozumieniem - z mojego tekstu wynika, że chciałam kogoś poprosić o pomoc, tylko po prostu nie zdążyłam. A Magda zapewne powinna się zwrócić do mnie słowami: "Wybacz, szanowna przyjaciółko, ale z uwagi na niewyobrażalny ból nie jestem w stanie przyjąć pozycji stojącej, czy byłabyś łaskawa to zrozumieć?".
@taako: @anamai: Grupa mało liczna, ale sala mała, wielkości mniej-więcej klasy w szkole. Osób mało, więc po zajęciach nie było typowego gwaru i hałasu, że własnych myśli nie słychać, wszyscy zbierali się do wyjścia w miarę cicho i baaardzo powoli, to zazwyczaj my (Magda i ja) wychodziłyśmy jako pierwsze, no bo autobus nie poczeka... Nie twierdzę, że WSZYSCY, jak jeden mąż, wykazali złą wolę, ktoś tam mógł nie usłyszeć, ktoś się spieszyć, ktoś coś tam jeszcze. Ale WSZYSCY??? Wtedy jeden jedyny raz widziałam momentalnie opustoszałą salę, no zadziwiający zbieg okoliczności. P.S. Wykładowca jakoś usłyszał, był dalej od nas niż większość koleżanek i też zajęty był zbieraniem swoich "zabawek" po wykładzie.
@grympis: Karetkę, mówisz... Wzywałam, wzywałam (nie wtedy, wcześniej i później tez były takie sytuacje) i zawsze rozmowa wyglądała w ten sam sposób - ja tłumaczę, że koleżankę boli, że wstać nie może itp., a pani dyspozytorka z niezmąconym spokojem każe nam do szpitala na ostry dyżur. Ani razu nie udało mi się spowodować, aby przyjechali.
Dziękuję wszystkim za komentarze, do kilku z nich chciałabym się tutaj odnieść. Po pierwsze - "zastrzeliliście" mnie tą podstawą programową, bo owszem, sprawdzam czego w danym roku będzie się uczyć moje dziecko, ale akurat nie z WF-u... Wychodzi na to, że przynajmniej od roku w szkole (a przynajmniej w klasie) Młodej WF znacznie wykracza poza podstawę programową - kto nie chce, niech nie wierzy, ja mam oceny w mobidzienniku, przy każdej jest adnotacja, za co została wystawiona. Po drugie - jak najbardziej rację mają ci, którzy podkreślali, że za dziecko w szkole odpowiada nauczyciel i w razie, gdyby coś się stało, to ma on poważne nieprzyjemności. Ze "swoją" panią Młoda ma ustalone, że nie ćwiczy na WF-ie gwiazdy, stania na głowie czy na rękach, bo pani obawia się nie tyle o nią, co o inne dzieci, które mogłyby chcieć ją naśladować. Tylko że pani "sportowiec z zawodu" wydała Młodej polecenie, że ma pokazać, jak wygląda prawidłowy mostek, a przynajmniej tak można było zinterpretować jej słowa... Po trzecie - Młoda nie kłamie, ale jest dzieckiem i jej ogląd sytuacji może odbiegać od rzeczywistego przebiegu zdarzeń, więc jak najbardziej wizytę w szkolę zacznę od wysłuchania drugiej strony, a nie od koszmarnej awantury. Chociaż dzisiaj pozwoliłam sobie skontaktować się z kilkoma rodzicami kolegów i koleżanek Młodej i potwierdziła się część opowieści dotycząca wyśmiewania przez panią osób, którym ten mostek nie wychodził - jedno czy dwoje z rodziców też ma ochotę wybrać się w tej sprawie do szkoły. To tyle. Wszelkie inne wątpliwości również chętnie wyjaśnię, a osobom spragnionym relacji z mojej poniedziałkowej wizyty w szkole solennie tę relację obiecuję :)
Nie chce mi się już edytować historii, więc dodam tutaj - co do tego, że to "niebezpieczne", to pani miała trochę racji, oni mieli wykonać ten mostek z pozycji leżącej - podparcie ciała na rękach i nogach i uniesienie się choć trochę, tyle u "ich" pani wystarczało na zaliczenie. Młoda wykonała mostek z pozycji stojącej, tak jak to robi na treningach.
@Bryanka: Moja przyjaciółka ma cztery koty. Gdy idziemy do niej z wizytą, Kruszyna wyjada kocie żarcie z miski, aż miło...
@cutehulhu: @Jorn: Czytałam historię dwa razy i nie zauważyłam tej informacji... Czy to już początki demencji?
@Zunrin: Nie, nigdzie nie ma informacji, że dokumenty wróciły. Można to wydedukować z całości historii, ale nie dziwię się osobom, które uznały, że autor ma nowy dowód, ja też w pewnym momencie tak uznałam.
@T3TRU53K: O zmianie pracy myślę, ponieważ jest ku temu wiele innych powodów. Nie będę tu wchodzić w jakieś szczegółowe wyjaśnienia, bo to materiał na kilka piekielnych historii, a nie na krótki komentarz, więc ogólnie - źle się ostatnio u nas dzieje i coraz więcej rzeczy przemawia za tym, że trzeba zmienić pracę. A ta sytuacja była po prostu tą ostatnią kroplą. Możliwe też, że ułatwili mi odejście z dnia na dzień (jeśli zajdzie taka potrzeba), bo w tej sytuacji składam wypowiedzenie z winy pracodawcy ze skutkiem natychmiastowym.