Profil użytkownika
Xynthia ♀
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
- Historii na głównej: 149 z 159
- Punktów za historie: 19204
- Komentarzy: 640
- Punktów za komentarze: 4792
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
@gawronek: Nawet nie wiesz, ilu "niepełnosprawnych" nagle się znajduje w kolejkach do kasy w dużym markecie, jak proszę głośno obsługę "czy można prosić o otworzenie kolejnej kasy, w kolejce jest osoba niepełnosprawna?". Bo zazwyczaj nie ma problemu, jeśli jest ktoś dostępny, to usiądzie na tę kasę, natomiast wyścig dziarskich staruszków i osób w średnim wieku po odpowiedzi "tak, zapraszam za chwilę na kasę nr 3" jest wart każdych pieniędzy. A jakie oburzenie, gdy kasjerka po skasowaniu zakupów osoby niepełnosprawnej (z dużą i widoczną niepełnosprawnością) po prostu zamyka z powrotem kasę...
Kurczę, też mi się wydaje, że facet cię naciąga na kasę. Ja miałam dokładnie odwrotne doświadczenie z neurologiem dziecięcym - najbliższy termin na NFZ za rok... Nawet nie za rok, tylko ponad, jakoś tak w połowie lutego dostałam dla niej skierowanie, mogłam ja zapisać na marzec następnego roku. Zrobiłam to co ty, poszłam prywatnie. Facet przebadał Młodą dokładnie, przeprowadził szczegółowy wywiad (z nią i ze mną), stwierdził, że on nie widzi neurologicznej przyczyny (chodziło o bóle głowy, na które bardzo często się uskarżała), ale dla pewności zlecił wykonanie EEG. Po wynik badania kazał zadzwonić "bo bez sensu, żeby się pani umawiała na wizytę, jeśli tam będzie wszystko w porządku, przyjdzie pani z córką tylko jeśli tam jakieś nieprawidłowości wyjdą". Nie wyszły. Wizyta 350 zł, EEG 200 zł. I tyle.
@fursik: To nie jest porównywalna sytuacja, ja też na takie pytania odpowiadam grzeczniejszą formą "a kupujcie co chcecie, byle się w budżecie zmieścić". Używając twojej sytuacji, tu pytanie by brzmiało - "kupujemy prezent na Dzień Chłopaka/Dzień Dziecka/Dzień Kobiet czy nie?"
@SmoczycaWawelska: To chyba ja jakaś dziwna jestem... Nie ironizuję, serio pytam - wybór TAK lub NIE jest uwarunkowany tym, co inni pomyślą??? Ja w przypadku wyboru opcji popieranej przeze mnie po prostu się cieszę, w odwrotnym przypadku mniej lub więcej martwię, ale nie sprawdzam, kto głosował odwrotnie i w związku z tym ma mieć u mnie przechlapane. Serio są ludzie, którzy patrzą, kto jak głosował i w związku z tym ci głosujący się obawiają reakcji innych?
@janhalb: No właśnie to, że nie bardzo jest jak podjąć decyzję... Serio na +/- 50 osób tylko kilka wie czy chce, czy nie chce??? Dobra, doprecyzuję - decyzja dotyczy wyjazdu dzieciaków na zawody. Oprócz tych obowiązkowych, wyznaczonych przez trenerkę, takich "jedziemy i koniec, bo to ważne zawody", jest opcja "dla chętnych", kto chce głosuje na tak, kto nie chce głosuje na nie. Dodam, że nie dotyczy to tylko każdego indywidualnie, bo dzieciaki tańczą w formacjach, żeby pojechać na zawody "dla chętnych", zgodę musi wyrazić większość (albo i wszyscy) rodzice. Sorry, naprawdę nie wiesz czy dany termin ci odpowiada? I czy dany koszt cię nie przerasta? Bo ja wszystko rozumiem, łącznie z imieninami cioci Kloci akurat w dzień zawodów oraz zbyt dużymi dla kogoś kosztami wyjazdu. Nie rozumiem tylko "ja się dostosuję", no serio.
@misiafaraona: W sumie jak tak to określiłaś, to musze przytaknąć i jak w ten sposób spojrzę na grupę, to wiele wyjaśnia ;) Grupa instruktorów, rodziców i dzieci obecnej szkoły tańca, gdzie chodzi Młoda.
Polecony musi zostać zarejestrowany na każdej poczcie, do której dotrze, co wydłuża czas potrzebny na jego dostarczenie. Czyli - zwykły list "idzie" sobie dalej, a polecony trafia na kupkę "trzeba zarejestrować".
Na szczęście coraz więcej lekarzy odchodzi od stereotypu "taka pani uroda", "no cóż, widocznie musi boleć" i "nic na to nie poradzę". I nie mówię tu tylko o bólach miesiączkowych. KAŻDY ból jest szkodliwy dla organizmu - nawet pomijając jego przyczynę, która na pewno też organizmowi szkodzi, sam ból ma fatalny wpływ na prawidłowe funkcjonowanie organizmu. Oczywiście, najlepiej jest znaleźć przyczynę i ją usunąć (wraz z bólem), ale jeśli ciężko ją znaleźć, to leczymy sam ból, i to nie jest żadna fanaberia, tylko racjonalne działanie prozdrowotne.
Powiem krótko - w_y_p_i_e_r_d_a_l_a_j.
Mnie ostatnio Allegro poinformowało, że ponieważ nie odebrałam przesyłki, została ona odesłana do nadawcy. No aż wstałam obejrzeć i pomacać przedmiot, o który chodziło, a który jak najbardziej odebrałam i znajduje się w moim posiadaniu, bo przez chwilę zwątpiłam w moje zdrowe zmysły...
@Kot7: No to może pisz historie czytelniej, bo z tej wynika tylko to, że: - dom i działka należą do babci; - teściowi to nie przeszkadza, teściowej również - "Teść nie odezwał się słowem", "teściowa zaczęła się śmiać"; - jedyną "oburzoną" jesteś ty. Dopiero jak ci ktoś zwrócił uwagę, to nagle okazuje się, ze działka tak naprawdę teścia, a babcia grzebała po szafkach. No sorry, nie łykam, w pełni zgadzam sie z komentarzem @Armagedon.
@Armagedon: Też mi się wydaje, że to chodzi właśnie o to, ważne jest co mówi na ten temat regulamin grupy. Np. na grupie recyklingowej, do której ja należę, jest tylko zakaz sprzedaży/kupna przedmiotów poprzez grupę (oddajemy za darmo albo na zasadzie wymiany za coś). Jednak nie raz widziałam rzeczy, które oddałam, wystawione na portalach sprzedażowych i wiesz co? Lotto mi to. Jeśli ktoś ma czas i cierpliwość, żeby wystawić za 50 zł coś, za co mnie dał drobiazg za 15-20 zł, to co mnie to obchodzi? No ale tak jak mówię, regulamin tej grupy tego nie ujmuje, nie wolno tylko kupować i sprzedawać bezpośredni na grupie, więc nie oburzam się, nie zwracam uwagi, ja rzecz oddałam i dostałam to, co chciałam w zamian. Chociaż zauważyłam, że ludzie niechętnie oddają coś osobom, co do których wiedzą, że to później odsprzedadzą na innej grupie...
@feline1: Mnie się ta historia już "obiła o uszy", nie wiem, albo autorka skrótowo wspominała o tym w jakimś komentarzu, albo gdzie indziej czytałam... Też bym chciała nazwę tej grupy na fb.
@wiecznie_wqrwiony: Zrozumiałeś mój komentarz czy tak jak większość nie? "Misericordia" czyli "miłosierdzie" jak najbardziej pasuje na nazwę sklepu z dewocjonaliami. "Mizerykordia", czyli sztylet służący do dobijania no to chyba już tak średnio, ale co ja tam wiem...
@HelikopterAugusto: Tak luźno krążąc wokół tematu, zawsze niebotycznie mnie rozśmiesza nazwa sklepów z dewocjonaliami, otóż co drugi nazywa się "Mizerykordia".
@digi51: Również życzę powodzenia przy próbie ubezpieczenia się na życie, kiedy masz jakieś stałe schorzenie, mogą cię najwyżej ubezpieczyć od śmierci w wypadku komunikacyjnym i tyle.
@Crannberry: Kurczę, co do jednej czy dwóch moich historii, które "odświeżone" znalazły się na głównej, też miałam takie niejasne wrażenie, że to już przecież było na głównej... Ale ponieważ nie śledzę z zapartym tchem historii moich historii (fajnie to brzmi, nie?), to uznałam, że pewnie mi się pomyliło.
@pasjonatpl: Dokładnie to jestem opiekunką osób starszych oraz asystentką osób niepełnosprawnych, tak ze trochę się orientuję, jak będzie wyglądała ich praca. Nie, nie na "naciskaniu guziczków", jak z dużą pogardą i jeszcze większą pewnością twierdzi kudlata111, tylko na zaopiekowaniu sie ludźmi ewakuowanymi z terenów powodziowych. Tak najbardziej "łopatologicznie" - oni będą brudni, przemoczeni, wyziębieni. Trzeba ich doprowadzić do ładu, umyć - z "powodziowej" wody (brudnej i niebezpiecznej dla zdrowia), z błota, szlamu i innych zanieczyszczeń, często również z ekskrementów. Poza tym rozśmieszyła mnie wizja, jak lekarz wykonujący USG (hmmm, lekarz? bo może tam też same kobiety?) woła: "siostro, proszę wcisnąc guziczek, żebym mógł USG zrobić".
@kudlata111: Doprecyzuj, bo na razie to nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
@kudlata111: Wiesz co, właśnie się pogubiłam w twoim toku "rozumowania". Parytety są wg ciebie irytujące, tu się zgadzam, no ale to dlaczego wytykasz teraz, że kobiety przydzielono do szpitala tymczasowego, a mężczyzn do ciężkiej pracy na zewnątrz? Jakby rozdzielono ich "sprawiedliwie", czyli i mężczyźni, i kobiety tutaj i tutaj, to byłoby to właśnie zastosowanie parytetu, który cię tak wkurza... Tak na marginesie, te panie czyściutkie i wyprasowane mundurki będą miały tylko przez chwilę, na pewno praca w szpitalu tymczasowym nie jest tak ciężka i "brudząca" jak ta przy układaniu worków, ale uwierz mi, one nie będą tam pić kawki i pozować do zdjęć, praca przy osobach w różnym stopniu poszkodowanym podczas powodzi też jest ciężka i wyczerpująca. I na pewno tak samo ważna.
@Fahren: To nie jest przemoc, to po prostu głupota. Chyba że chuchro jest trenuje jakieś sztuki walki, wtedy ta umiejętność jest jego przewagą i można by to zaliczyć do przemocy w określonej sytuacji, np. "patrzcie na tego mięśniaka, zaraz mu dowalę, ale będzie zdziwiony!".
A nie prościej konto tu założyć i móc odpowiadać na komentarze, zamiast "napiszę historie, żeby wyjaśnić poprzednią historią"? Dobra, to było pytanie retoryczne, proszę nie pisz kolejnej historii, aby mi odpowiedzieć...
@Fahren: Tak, jeśli uznasz, że @tycjana12 ma nad tobą jakąś przewagę i wykorzystując ją stosuje przemoc psychiczną nazywając cię "dinozaurem mentalnym". Zakładam, że wg. ciebie chodzi o przewagę intelektualną, owszem, możesz się bronić, ale ciężko ci będzie dać w zęby przez internet.
Ja tak szczerze i bez ironii ci poradzę - a może spróbuj wyluzować? No bo co tak naprawdę cię obchodzi, czy dana pani się przedstawia jako minister czy ministra? Mnie bardziej interesuje, co ma do powiedzenia w konkretnej sprawie. Zarówno jedna, jak i druga forma gdzieś mi tam tylko przelatuje koło uszu i nie zaprząta mojej uwagi. Rozumiem racje zwolenników zarówno jednej, jak i drugiej formy, ale naprawdę nie mam stanowiska w tej sprawie, niech każdy sobie mówi jak chce, ja z grzeczności będę używać formy, którą preferuje mój rozmówca, bo tak naprawdę lotto mi to. Może następnym razem, jak coś takiego cię zdenerwuje, zadaj sobie pytanie - no dobra, ale co mnie to tak naprawdę obchodzi? Wpływa to jakoś na twoje życie, że pani chce być nazywana ministrą? Ja tam mogę o niej nawet "ministerka" mówić, jak będzie trzeba ;)
@Armagedon: Po pierwsze takim dzieciom posiłki opłaca wtedy MOPS i uwierz mi, nikt z postronnych osób nie wiem, które dziecko ma posiłek opłacony przez rodziców, a które przez MOPS, w przypadku cateringu wie to tylko właściciel, w przypadku posiłków gotowanych przez szkołę dział finansowy szkoły - wspominam o tym dlatego, żeby nie było argumentu "no ale wiedza, kto opłaca posiłki, więc to też już jakaś wskazówka, czy dziecko jest głodzone, czy nie". Po drugie owszem, żołądek ma określoną pojemność, ale nie porównuj żołądka anorektyka, który od lat czy choćby tylko od miesięcy się głodzi i zjada minimalne porcje, do żołądka dziecka czy tam po prostu człowieka, który nie je dlatego, że nie ma co jeść, jak się trafi okazja, to wtedy zje, ile da radę. A żołądek o wiele łatwiej "rozepchać" niż potem skurczyć, gdyby było odwrotnie, nie byłoby żadnych problemów z odchudzaniem. Po trzecie - aleś się doczepiła tych dokładek, a to akurat najmniej istotny szczegół w historii. I po ostatnie - no owszem, dziecko się poczuło przez chwilę winne, że za dużo je. Nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś go będzie próbował (świadomie lub nieświadomie) wpędzić w poczucie winy, tu ważna jest reakcja rodziców, jeśli matka powiedziała, że z jej jedzeniem jest wszystko OK i ma sobie jeść ile chce, to uwierz mi, żadnej traumy z tego powodu mieć nie będzie i po nocach się to nie będzie śniło. Nie znam realiów pracy na kuchni, nigdy mi się nie zdarzyło pracować tamże, ale nawet jeśli "to co zostanie zabiera się do domu", to naprawdę uważasz, że jedna dziewczynka mogłaby pochłaniać tyle jedzenia, aby dla kucharek była to zauważalna i bolesna "strata"?