Profil użytkownika
Xynthia ♀
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 22:14 |
- Historii na głównej: 149 z 159
- Punktów za historie: 19159
- Komentarzy: 627
- Punktów za komentarze: 4730
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 2 grudnia 2024 - 22:14 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
"Oczywiście można było się dostać poza kolejką, żeby pobrać jakiś żółty druk, w który w czasie czekania uzupełniało się przepastne rubryki, czym tylko urzędnicy chcieli i obowiązkowo do każdego wpisu do wglądu urzędnika zaświadczenia, świadectwa itd." - ja naprawdę staram się nie czepiać, ale przy tym zdaniu nie wytrzymałam... Po jakiemu to jest??? Bo na pewno nie po polsku.
@rodzynek2: Mnie zaatakował pies, który bardzo dobrze mnie znał i lubił. Przyczyna - nowe rękawiczki, założone przeze mnie po raz pierwszy, a więc "obcy" zapach. Złapał mnie zębami za rękę, na szczęście nie zacisnął szczęk... Jak już się zorientował, że ja to ja, był bardzo skruszony i z całych sił "po psiemu" przepraszał, ale wolę nie myśleć, co by było, gdyby jednak te zęby zacisnął... (pies z tych bardzo dużych, tak najogólniej rzecz biorąc bardzo mocno wyrośnięty owczarek podhalański). Dlatego jako "psiolub" podejdę do każdego psa, ale nie bezmyślnie, "na chama", tylko obserwując jego reakcję i reagując na to, czy pies życzy sobie kontaktu, czy nie. A jeśli właściciel jest w pobliżu, no to oczywiste jest, że najpierw jego pytam, czy można podejść do psa/pogłaskać go.
@Allice: To nie podchodź. Ale jak już podejdziesz, to zrób to porządnie, OK?
@Allice: Całkiem na serio, bez ironii czy innej złośliwości - ale teraz już wiesz, prawda? I tak jak wcześniej miałam wątpliwości, tak teraz już nie żałuję, że wrzuciłam tę historię, naprawdę bardzo się cieszę, że choć jedna osoba, która wcześniej nie wiedziała, to teraz już wie, że to "coś" przy obroży to adresatka.
@andtwo: Dlatego też w pierwszym zdaniu wspomniałam, że wahałam się, czy wrzucić tę historię. Podkreślałam też, że kobieta na pewno miała dobre serce i dobre intencje. Nie nazwałam jej piekielną, tylko za piekielną uznałam spotykaną czasem ignorancję w pewnych sprawach. Wiesz, jak ktoś przyczepia psu adresatkę, to liczy na to, że "znalazca" zadzwoni do niego. Jak ktoś osobie z zanikami pamięci naszywa na ubranie informację o adresie (ewentualnie też nr tel, pod który należy zadzwonić), to też liczy na to, że ktoś inny tę informację odczyta i odpowiednio zareaguje. Może i nie MUSIMY tego wiedzieć, ale chyba jednak lepiej być zorientowanym, że to coś, co dynda przy obroży to nie ozdoba, a ta duża naszywka na ubraniu (czasem po wewnętrznej stronie niestety), to nie ostatni krzyk mody... Zwłaszcza jeśli poczuwamy się jakoś do pomocy "zaginionym".
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2018 o 13:34
@andtwo: Może niejasno napisałam w poprzednim komentarzu... To jeszcze raz: 1. I tak robisz zdjęcia psa. 2. Robisz krok w bok i zamiast psiej mordki fotografujesz adresatkę. 3. Wchodzisz na podgląd zdjęcia i odczytujesz nr tel. (łatwiej na nieruchomym zdjęciu, niż bezpośrednio na psie, który może się ruszać i może też nie być przyjaźnie usposobiony). 4. Dzwonisz pod odczytany nr... Gdzie wspomniałam, że miała wrzucić zdjęcie adresatki na fb??? Zaraz ktoś powie, że nie miała żadnego obowiązku dzwonić. No formalnie nie miała. Ale chyba "moralnie" poczuwała się do pomocy temu psu, bo po cóż innego robiłaby mu zdjęcia i wrzucała post? Chyba nie dla rozrywki.
@Kyoshi: @Lobo86: Nie namawiam nikogo do pchania się z rękami prosto pod pysk obcego psa. Co prawda ja bym sprawdziła tę adresatkę, ale powoli, spokojnie, zagadując do psa i uważnie obserwując go, jak reaguje na próbę kontaktu. Rozumiem jednak, że ktoś może się obawiać i to też jest słuszne podejście. Tylko że ta pani mogła po prostu cyknąć parę fotek konkretnie tej adresatki i pewnie z któregoś zdjęcia dałoby się odczytać nr tel do właściciela. Część zdjęć była robiona z naprawdę bliskiej odległości, zamiast skupiać się na mordce psa, można było spróbować uchwycić dobrze adresatkę, tymczasem była ona widoczna tylko na zdjęciach robionych z większej odległości.
Bardzo, twórcza, interpunkcja. W ostatnim akapicie.
@Ascara: 1)Szpital olał... nie po raz pierwszy zresztą. Podopieczna trafiła do szpitala z zupełnie innego powodu i tylko determinacji i wręcz "upierdliwości" jej syna należy zawdzięczać to, że wykonano jej różne dodatkowe badania, podczas których "objawił się" gronkowiec. Zastosowano antybiotyk (na kilka z nich gronkowiec okazał się oporny, ale udało się dobrać odpowiedni) i tyle. Zalecenia poszpitalne dotyczyły tylko głównego schorzenia. Nie leżała na zakaźnym, tylko po prostu w izolatce. I nie, nie uważamy, że wszędzie fruwają radośnie całe tabuny gronkowców, ale te maseczki to takie minimum zabezpieczenia, może i faktycznie bardziej "na wszelki wypadek". 2)No i właśnie tyle (czyli ok. 10-15 min.) trwa wykonanie jakiejś czynności przy tej podopiecznej - przebranie, umycie, zmiana pampersa czy nakarmienie. A co do ochrony "w drugą stronę" - czyli naszej podopiecznej przed "naszymi" zarazkami, to też ma to sens, ona ma już bardzo osłabiony organizm i wszystko może stanowić dla niej zagrożenie. Tak naprawdę to szpital wypisał ją do nas, jak my to mówimy: "na umarcie"...
Mógłby to ktoś przetłumaczyć na język polski?
@Carima: Kradnę długopisy. Nie żartuję, to fakt i przypadłość, nad którą nie potrafię zapanować... Nie chodzi to, że chcę ukraść czy odczuwam nieodpartą potrzebę posiadania kolejnego długopisu, nie, ja po prostu po użyciu w/w sprzętu wrzucam go odruchowo do torebki - obojętnie czy w urzędzie, czy w czyimś prywatnym domu. Niby długopis to drobiazg, ale i tak wstyd mi jak cholera, jak po raz kolejny znajduję w torebce "obcy" długopis, więc nauczyłam się WSZĘDZIE chodzić ze swoim i WSZĘDZIE używać swojego, żeby uniknąć takich krępujących sytuacji.
@Face15372: ...Jaś nie będzie umiał?
@grruby80: Ależ my rozróżniamy "zepsuta" od "nie działa"! "Nie działa" wtedy, gdy nie zastosuje się zabezpieczenia, możesz wtedy sobie naciskać guziczek "start", a ona i tak nie ruszy... Natomiast jeśli wszystko jest prawidłowo, a platforma i tak ni chu chu nie rusza, no to jest zepsuta i żaden "fachowiec" do stwierdzenia tego wiepokomnego faktu nie jest man potrzebny. Fachowiec jest nam potrzebny po to, żeby to NAPRAWIŁ.
@polipotam: Ja tam jestem pewna, że HermionaGranger to następne wcielenie NotableQ. Ale ani mnie to ziębi, ani grzeje, ewentualnie lekko śmieszy wypieranie się tego z całych sił, i tyle.
@PiekielnyDiablik: Poprawiłam, dziękuję.
@PiekielnyDiablik: Aż nie wierzyłam i sprawdziłam, faktycznie napisałam "tę awarią"! Nie wiem jak to zrobiłam, trzy razy czytałam zanim kliknęłam 'opublikuj"... P.S. Jedna klatka, ale dwa wyjścia, a w sumie to nawet trzy, jeśli liczyć drzwi od kotłowni. Budynek zabytkowy, więc jak dyrektorka chce wprowadzać jakieś usprawnienia, innowacje, ulepszenia, to zazwyczaj słyszy od konserwatora zabytków "absolutnie NIE!!!"
@singri: Masz rację, pamięć dzieci jest zadziwiająca... Jak Młoda miała ok. 3-4 lat, z powodu ciągle powracającego zapalenia spojówek zrezygnowałam na dłuższy czas ze szkieł kontaktowych i powróciłam do okularów. Po kilku dniach Młoda zapytała: "Mamo, dlaczego ZNOWU nosisz okulary?". A niby nie miała szans pamiętać mnie w okularach, około roku miała, jak ja ich nie zakładałam już nawet sporadycznie.
Moja córka ma swoją ukochaną Owieczkę. Pluszak w formie poduszki do spania, a moja duża ośmiolatka (a w sumie to już niedługo dziewięciolatka) nie umie bez niej zasnąć... No owszem, płaczu i histerii już nie ma, jak np. nie śpimy w domu, a Owieczki zapomniałyśmy wziąć, ale nietęga mina jest. I do dziś pamiętam, jak w któryś piątek zapomniała jej z przedszkola, a ja leciałam z wywieszonym językiem, żeby zdążyć przed jego zamknięciem i nie zostać na weekend bez Owieczki, bo wtedy to by była masakra...
@Armagedon: Oj tam, oj tam, ja po 20 latach patrzę na moje stare zdjęcia (nie ze ślubu!) i też stwierdzam, że byłam laska... ale potem patrzę w lustro i uważam, że nadal jestem! ;)
@Sumiru: Dzięki za ten komentarz, bo już mi się wydawało, że to ja mam obsesję i wszędzie widzę historie, które już kiedyś były...
Przecież to bezczelnie "przerobiona" historia, która już tu kiedyś była. Tylko tam była niepełnosprawna dziewczyna i facet, który ponoć był prawnikiem, a zdjęcia okazały się fotkami brazylijskiego (?) modela/aktora... W tamtej historii chyba też intrygę uknuła pseudoprzyjaciółka, ale już dokładnie nie pamiętam, poszukam. O, jest, pół minuty mi zajęło odszukanie: https://piekielni.pl/63651
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 25 września 2018 o 7:54
@kierofca: Brzydki napis, powiadasz... A może być np.: "wziąść", "poszłem", "włanczać"?
@maat_: Masz rację. Nie jestem "tropicielką fejków", zazwyczaj wierzę w prawdziwość publikowanych tutaj historii, ale tu mi coś mocno nie pasuje...
A mógłbyś poprawić zdanie: "nadal rozbiera się pod szafkami niż woli szarpać się by się zasłonić"? Bo historia fajna, a tu taki zgrzyt...
Dziękuję za wszystkie komentarze udowadniające mi, jak to źle wychowuję moje dziecko ułatwiając mu życie. Głęboką trafność stwierdzenia, że robię jej krzywdę kupując jej nożyczki dla leworęcznych, przeżywam do teraz. Oczywiście argumenty typu: "za moich czasów tego nie było, więc i teraz to niepotrzebne" oraz "ja tego nie używałam, więc każdy, kto będzie używał, wyrośnie na niedojdę" uważam słuszne i jak najbardziej merytoryczne w KAŻDEJ dyskusji, nie tylko tej. Wielkie dzięki za uświadomienie mi błędów, które popełniam! <koniec ironii> Informacja dla tych, których tak bardzo interesuje "nieporadność" mojego dziecka - Młoda doskonale sobie radzi ze wszystkimi codziennymi czynnościami. Trenuje sport, który wymaga od niej oburęczności (i "obunożności") i tutaj owszem, czasami marudzi: "ja to umiem, ale od lewej ręki (nogi), od prawej mi nie wychodzi". Ale wystarczy krótkie wytłumaczenie, że dokładnie taki sam problem (tylko niejako "odwrotny") mają jej praworęczne koleżanki, a zaczyna ćwiczyć i jednak jakoś "od prawej" też wychodzi... A sztućcami posługuje się normalnie, tj. nóż w prawej, widelec w lewej. Nie uważam, żebym wychowywała nieprzystosowaną społecznie jednostkę tylko przez to, że kupię jej jakiś gadżet ułatwiający jej funkcjonowanie w "praworęcznym" świecie - przy czym chyba jasno wynika z historii, że nie wszystkie z tych gadżetów uważam za przydatne.