Profil użytkownika
Xynthia ♀
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
- Historii na głównej: 149 z 159
- Punktów za historie: 19204
- Komentarzy: 640
- Punktów za komentarze: 4792
Zamieszcza historie od: | 30 sierpnia 2017 - 21:03 |
Ostatnio: | 13 grudnia 2024 - 18:13 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
@jass: To zależy od weta, jak szybko kroplówkę "puści", u nas to ok. pół godz. Czyli jeden nieprzyjemny moment wkłucia i pół godzinki głaskania i przytulania psa, żeby siedziała spokojnie i np. nie "otrzepała się", bo wtedy igła się wysunie ;)
Moja psica ma 16 lat i chore nerki. Kroplówka raz w tygodniu. Trzymaj się!
@Habiel: Znam problem, bo moja Kruszyna oprócz chorego serca ma chore nerki, niedawno to wyszło... Więc tak - to nie jest "początek choroby nerek". Jeśli badania (bo przypuszczam, że to wyszło w badaniach robionych w jakimś celu) wykazały nieprawidłowości wskazujące na chore nerki, to są już one na tyle uszkodzone, że nie ma mowy o żadnym leczeniu. Tak po prostu, nerki się nie "naprawią", są uszkodzone i koniec. Kroplówki służą wspomaganiu ich pracy, mają zamiast nerek oczyszczać organizm. Ale pierwszy raz się spotykam z tym, że są konieczne codziennie, owszem, przez pierwszy tydzień, potem w zależności od kolejnych wyników badań raz lub max. dwa razy w tygodniu. No ale Kruszyna jest psem, co prawda wielkości kota, ale psem, te zwierzęta mają inne zapotrzebowanie na wodę, może dlatego ta różnica... Albo autorka wrzuciła "na gorąco" historię z samych początków terapii. Po drugie, nie przesadzajmy, kroplówka (nawet codzienna) to pół godziny niedogodności, a nie męczarnia, serio. Kruszyna jest małą psią histeryczką i panikarą, a jedynie w momencie ukłucia wydaje głośne, urażone piśnięcie, resztę czasu jest spokojna. Po trzecie - myślę, że każdy właściciel zwierzaka chce dla niego jak najlepiej i najlepiej ze wszystkich zna własne zwierzę. Kruszyna nie cierpi, nie męczy się, ma dobry humor i apetyt jej dopisuje, więc uważam, ze dużo za wcześnie na myślenie o eutanazji. Autorka historii zapewne również o tym nie myśli - bo zna swego kota. Zmiana diety jak najbardziej wskazana, myślę że wet to zaproponował, ja musiałam "przestawić" Kruszynę na karmę weterynaryjną, na szczęście jej "podpasowała".
"Prosiłam admina o usunięcie postu" - własny post zawsze można usunąć samemu, nawet wrzucony anonimowo.
@HelikopterAugusto: Ja byłam "chłopczycą", więc do mnie nikt nie "skakał" w sensie agresji fizycznej. Chłopaki nie, bo wiedzieli, że oddam, a jakby nie daj boże któryś przegrał, no to wstyd na całą szkołę - przegrał z dziewczyną! Dziewczyny też nie, bo nie biłam się "po dziewczyńsku" (tzn. z drapaniem pazurami i szarpaniem za włosy), więc po co komu taka bójka, jak nie można tej zołzie fryzury zepsuć ;) Generalnie z tego chyba wynika, że nie trzeba co chwile wchodzić w jakieś bójki, przepychanki itp., żeby mieć spokój od agresorów. Wystarczy sama świadomość, że dana osoba może oddać i już nikt jej nie zaczepia.
@Armagedon: Często się z tobą nie zgadzam, ale po raz kolejny przypomniałaś mi, dlaczego lubię twoje komentarze - jak już się wypowiadasz, to wiesz, o czym piszesz, a nie "bo mnie się wydaje, że...", "gdzieś słyszałam..." itp. Ludzie często nie widzą różnicy między mieszkaniem komunalnym i socjalnym i piszą bzdury.
@digi51: Bardzo rozsądna wypowiedź, mimo że tylko częściowo się z nią zgadzam. Ale chociaż nie wpisuje się w nurt "tej młodzieży to się w głowach poprzewracało, nic nie robią, a teraz jeszcze prac domowych nie muszą odrabiać!". Wiesz co, ja wychodzę z założenia, że nie znam się na szkolnictwie (jak i na wielu innych rzeczach). Tzn. owszem, dostrzegam nieprawidłowości, widzę wiele rzeczy wg mnie bezsensownych, wiem JAK chciałabym, aby to wyglądało, ale absolutnie nie wiem, jak to przeprowadzić, jakie konkretne kroki podjąć, aby uzdrowić nasze szkolnictwo, które niestety leży i kwiczy... A ponieważ się nie znam, zostawiam to fachowcom. Wybrałam tak, a nie inaczej i tych, których wybrałam, obdarzam teraz kredytem zaufania. Nie krzyczę przy każdej decyzji "nie tak miało być, to mi się nie podoba!", tylko będę obserwować, co im z tego wyjdzie. Zmiany, których potrzebujemy, są procesem długofalowym i za miesiąc nie doczekamy się efektów. Owszem "królikiem doświadczalnym" są akurat nasze dzieci, ale niestety ktoś musi - i mówię to ja, matka dziewczyny, która jeszcze całą szkołę średnią ma przed sobą. A wracając do tych nieszczęsnych prac domowych - sama stwierdziłaś, że mało kto je robił, no więc niech nie robią. Delikatnie przypuszczam, że to może takie przygotowywanie gruntu pod inne zmiany, wiesz, lepiej się jednak pracuje na nie zmęczonym materiale ;) Szkolnictwo potrzebuje zmian, co do tego jeszcze do niedawna wszyscy byli zgodni. No to może niech je wprowadzają, krzyczenie przy każdej z nich "bzdura, to jest bez sensu!" nic konstruktywnego nie wnosi.
Ale ja do biologii też musiałam mieć gładki zeszyt... Tylko fakt, marginesów się nie czepiała, mogły być nawet te wydrukowane od razu w zeszycie, no i podkreślenia też dowolne, byle nie czerwonym, bo "czerwony jest dla nauczyciela".
@marynarzowa: Wiesz co, ja czasem jak piszę na kompie, to nie zauważę, że mi tego "ogonka" brakuje, zwłaszcza jak takie słowo też istnieje i nie podkreśla mi jako błąd. A zdarza się, za słabo klawisz przytrzymam i "ogonek" nie wskoczy :(
@singri: W woreczku był roller do twarzy, przepaska do włosów (taka do przytrzymywania włosów przy robieniu makijażu) i dopiero teraz z komentarzy się dowiedziałam, że jakiś losowy kosmetyk. Czyli nic, czego by nie można było kupić "normalnie", opaskę Młoda ma, kosmetyków nie używa na chybił-trafił, tylko ma swoje wybrane i sprawdzone, więc chyba się poświęce i kupię jej ten roller ;)
@helgenn: O, nie wiedziałam. Ale ja nie mam konta na Vinted, Młoda ma, stąd wiem.
Kilka razy mi się zdarzyło, ze ktoś bezczelnie wcisnął się przede mnie w kolejkę, zazwyczaj stosuję zasadę "nie będę się wykłócać, ale cicho też nie będę" i po prostu czekam, aż ta osoba zacznie pakować zakupy, wtedy z szerokim uśmiechem życzę jej miłego dnia i pożytecznego wykorzystania tych trzech minut, które zaoszczędziła, wpychając się przede mnie. Miny, które wtedy prezentują, są warte każdych pieniędzy, a na pewno są warte tych trzech minut ;)
@Tajemnica_17: Ej, to w niefajnej okolicy mieszkasz, serio. Ja nie mówię, że koło mnie jest idealnie, ale psich kup na chodnikach NIE MA, no tak po prostu nie ma - nie tylko na moim osiedlu, ale chyba w ogóle w całym mieście. Natomiast na trawnikach, to już różnie bywa, ale raczej też czysto, no powiedzmy, że nie zaryzykowałabym beztroskiego położenia się na trawie (latem), ale jak wchodzę na trawnik, żeby posprzątać po swoim psie, to nie muszę potem czyścić butów, żeby wejść do domu ;) Wydaje mi się, że te pojedyncze psie kupy to efekt psów puszczanych luzem "a niech się wybiega" albo gapienia się w telefon i przeoczenia tego, ze pies akurat s*a. Nie to, że pochwalam czy choćby usprawiedliwiam jedno i drugie zachowanie, no ale pewnie tak bywa.
@SmoczycaWawelska: "Chrześcijaństwo amoralna religia"
@digi51: Tak mi się przypomniało, jak ze dwa-trzy razy dokańczałam za Młodą szlaczki w zeszycie, wszystkie "zadane" literki pracowicie wykaligrafowała, przy szlaczkach "padła". Tak, pierwsza klasa to była. Więc może dziecko tej kuzynki ma dużo szlaczków do rysowania? ;)
@Armagedon: Daj spokój, przecież to Hermiona, nic nie zrozumie z twojej wypowiedzi.
No cześć Hermiona, NotableQ i jak ci tam jeszcze było. Nie, nie tęskniliśmy.
Blikiem pójdzie maksymalnie 500, no chyba ze to ja mam jakieś ograniczenia o których nic nie wiem ;) Jak robiłam przelew na 700, to musiałam na dwa razy.
Ić stont.
Ić stont.
A, spoko. Mnie kiedyś sąsiad mieszkający dwa pietra niżej zrobił awanturę, ze mój pies wyje całymi dniami, kiedy jestem w pracy. Pomijając fakt, że nie było takich dni, kiedy pies był CAŁY dzień samotnie w domu (z tego co pamiętam, maksymalny czas jej samotności mógł wynieść 4-5 godz.), to jeszcze bardzo poważnie podejrzewałam, ze Kruszyna, jako starszy pies, pozostając sama po prostu idzie spać. Dla pewności zapytałam sąsiadkę z tego samego piętra, okazało się, że dobrze trafiłam, bo jest chora i bity tydzień siedziała w domu, i ani razu nie słyszała wycia, szczekania czy nawet głośniejszego piśnięcia zza moich drzwi. No ale sąsiad wie lepiej, ja zostawiam psa od rana do wieczora samego, a biedny pies wyje...
@iks: A zarówno przychodnia, jak i NFZ to zignorują, w najlepszym przypadku dostanie odpowiedź w stylu "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz"...
@moon13k: Coś ostatnio widziałam, taki jakby NFZ dla zwierząt, płacisz składkę i zależnie od jej wysokości masz wiele zabiegów i form leczenia w ramach tej składki, niestety jest ograniczenie wiekowe, nie pamiętam dokładnie, ale chyba maksymalny wiek psa to 8 lat, niestety, Kruszyna ma prawie dwa razy tyle... :(
@alexandra17: A tak dla żartu :)
Bierzesz pieska bo chcesz, bo możesz, bo Cię stać - policzyłaś, ile wydasz na karmę, zabawki, szczepienia, inne kontrolne wizyty u weta itp. Po czym okazuje się, że pies chory, a leczenie kosztuje horrendalne kwoty. No sorry, ale osoba, która oddała chorego psa, postąpiła bardzo nieuczciwie - nie wiem jak w sensie prawnym, ale moralnym na pewno. Pies to nie rzecz, żeby "zepsutą" wyrzucać i dziwi mnie zdziwienie autorki historii, że pani nie chciała oddac pieska z powrotem...