Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

YattaPelikan

Zamieszcza historie od: 3 lutego 2016 - 17:01
Ostatnio: 20 sierpnia 2017 - 20:41
  • Historii na głównej: 5 z 5
  • Punktów za historie: 987
  • Komentarzy: 64
  • Punktów za komentarze: 648
 

#74094

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Prywatnie używam dwóch aut. Typowej blaszanki do codziennego tłuczenia bruku oraz skitranego w garażu, motoryzacyjnego fetyszu, który jeździ w słoneczne weekendy, sypia pod plandeką, cieszy oko i serce.

Dodam: fetysz ma osiemnaście lat, był wyprodukowany w stu kilkunastu egzemplarzach, gdy go nabyłem, cieszyłem, niczym małpa, która dostała klucze do plantacji bananów, portfel zaś wył długo. Radość jedna bezcenna...

Oddałem czarny pocisk do serwisu producenta na wymianę świec i kabli oraz oleju w skrzyni plus ogólny przegląd od przedniego do tylnego zderzaka.

Odebrałem samochód, wszystko zrobione jak należy. Coś mnie piknęło jednak i sprawdziłem w zapisach z ukrytego w bebechach pudła gps-u, cóż to się z nim odbywało.

Wynik: przez dwie doby samochód zrobił 247 km, maksymalna zarejestrowana prędkość: 308 kmh na autostradzie.

Cóż... Jutro mam spokojny dzień w pracy, toteż do aso pojadę. I tak, oj tak - będzie się działo...

ASO

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (454)

#72528

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Październik 2015.
Rutynowa kontrola naszej 3-miesięcznej córki u pediatry. Lekarka chwyciła małą za ręce, próbując tym samym sprowokować "podciąganie" dziecka do siedzenia, a tu... nic. Główka leży i ani myśli ruszyć do góry. Jeszcze druga i trzecia próba, bez efektu. Kobieta przewraca córkę na brzuszek, młoda dumnie podnosi swoją włochatą łepetynkę, sztywno trzyma i wlepia wielkie oczyska w pediatrę, jakby chciała powiedzieć "patrz, to mi wychodzi super!". Czyli nie jest źle.
Lekarka (młoda, sympatyczna, bardzo zaangażowana) stwierdziła dość słabe mięśnie odpowiadające za trzymanie główki w pionie i wręczyła nam skierowanie - tak na wszelki wypadek "niech córkę obejrzy neurolog i zdecyduje o rehabilitacji".

W domu przystępujemy do działania - ja wcielam w życie dodatkowe ćwiczenia z małą, mąż dzwoni do ośrodka rehabilitacyjnego (skierowanie było na konkretny oddział, bez możliwości realizacji w innym szpitalu/ośrodku NFZ). Co słyszy?
- Proszę pana, ale w tym roku już się nie uda. Zapisujemy dziecko na listę i będziemy po nowym roku dzwonić z konkretnym terminem.

Cóż było robić? Popytaliśmy znajomych, poszperaliśmy w internecie i po ok. tygodniu poszukiwań umówiliśmy się na prywatną wizytę u neurologa dziecięcego, mającą nastąpić już parę dni później. Pan doktor, wesoły brodacz (również miły i sympatyczny), zrobił szczegółowy wywiad, poprzewracał małą, powyginał, pomachał łańcuszkiem, podał smoczek do rączki, sprawdził chyba wszystkie możliwe odruchy. Pochwalił, że ćwiczenia już powoli dają pierwszy efekt. Zatem z neurologicznego punktu widzenia wszystko idzie w dobrym kierunku. "Oby tak dalej i zapraszam za miesiąc na kontrolę".

Podsumowując: cud i miód, a na orzeszki trzeba będzie jeszcze troszkę popracować. Odetchnęliśmy podwójnie, bo i w portfelu mniej do dźwigania przecież.

I tu historia mogłaby się bez piekielności zakończyć, ale...

...jest kwiecień 2016. Właściwie to już bardziej jego połowa. Odbieram telefon od męża:
- Kochanie, właśnie do mnie dzwonili z tego ośrodka rehabilitacyjnego, za tydzień możemy przyjechać. Co robimy?
Spojrzałam na naszą córkę. Nasze 9-miesięczne dziewczę, które właśnie wesoło przedreptało po czterech do kanapy. Tę, która sekundy później usiadła na podłodze, podniosła rączki do wspomnianego mebla i sobie przy nim stanęła.
- Odwołaj, może komuś się przyda.

niemowlę vs NFZ

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (272)

#72543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia randkowa. Radzę przeczytać poprzednie przed zapoznaniem się z tym przypadkiem :>

Istnieją typy, które nazywam "negatywnymi". Tacy mają 3/4 swojego randkowego profilu zapełnione wyliczanką, czego u kobiet nie znoszą i nie tolerują (jeden nawet zaznaczał szczegóły typu kształt i długość brwi). Tutaj opiszę absolutnego "krula" tego gatunku, który podbił do mnie skromnie. Otóż, posiłkując się profilową ściągawką, absolutnie zakazane są:

- dresy, krótkie spódniczki ledwo zasłaniające tyłek, słowa zakazane (tu lista, jakich nie lubi), Golf II, inwestowanie w sprzęt grający dla tego Golfa zamiast w lepszy samochód, pozowanie do zdjęć z misiami i lalkami, BMW E36, żarówki Zenon Look, samoopalacz, perfumy Avonu, białe kozaczki, obcisłe spodenki jeansowe, kompleksy, droczenie się, leginsy...

Co ciekawe, pan nietolerujący ortografów w swoim opisie trochę ich miał, gardzący "nachlanymi piwskiem dziewczynami", zaprosił mnie od razu na... yup, chlanie, i to pomimo wyraźnego zaznaczenia w moim profilu, że alkoholu nie pijam. A poza tym, kobieto, zanim do niego napiszesz masz umyć zęby i zawołać rodziców, aby Ci wiadomość do Krula sprawdzili, bo na pewno jest bessęsu. Poza tym Krul napisał jeden akapit o sobie i wypracowanie na pięć stron na temat wieśniar, "szmacisk z papierosami", "rozwydrzonych pustych nastek", "zakompleksionych, szukających dowartościowania małych dziewczynek" i tego, że gdy przepuszcza kobiety na schodach, to one mu nie mówią "dziękuję".

Jak mówiłam, Krul podbił skromnie, zaproponował chlanie i rzucił autorytarnie, że "jutro mamy randkę".

Jak mogę to podsumować? Chyba tylko - Kylo, ty naprawdę wreszcie po mnie przybądź, bo skończę z ośmioma kotami i kiedy tylko będzie mi smutno z braku faceta, będę czytać profil Krula na wyrywki, aby utwierdzić się w życiowym sukcesie...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (280)

#72478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trzecia i jak na razie ostatnia część przygód na portalach randkowych, a wraz z nią kolejna porcja samczyków szukających lachona swojego życia. Ostrzeżenie za umiarkowaną obrzydliwość.

1. Mężczyźni mają penisy. Wydawałoby się, że to stwierdzenie dość głupie i oczywiste, jednakże, niestety, penisy mają też różne Janusze i Sebixy. A to oznacza, że na portalach randkowych można dostać zdjęciem Januszowego przyrodzenia prosto w twarz, w pierwszej wiadomości.

Nie do końca wiem, jakiego efektu oczekują Janusze, skoro jednak w ich języku kulturalnie jest przesyłać prącie na powitanie, to zazwyczaj odsyłam im podobne zdjęcie.

Nie wiem, czemu mają potem ból pośladów, przecież zawsze wybieram z google'a ładne i duże wacki :(

2. Masturbatorzy. Chyba najbardziej żenujący typ żerujący się na portalu. O ile większości wystarczy powiedzieć, że sorka, Seba, nie jestem zainteresowana cyberkiem/prostytucją/twoimi gołymi fotkami, jedynym sposobem na pozbycie się masturbatora jest tzw. blok. Zazwyczaj zaczynają wylewać swoje mniej lub bardziej obleśne fantazje, nie zwracając uwagi na subtelne "nie jestem zainteresowana", "bardziej podniecam się przy obieraniu ziemniaków" czy "odpi...rdol się, ćwokasie". Jedyny znak, że w ogóle chociaż trochę ogarniają, że właśnie piszą do kobiety, to teksty typu "czuję, że jesteś mokra".

Jedynie cięta riposta wujka Staszka + ewentualne przesłanie zdjęcia wacka innego Sebixa przed permanentnym blokiem typka uchroni przez wielką dawką żenuły.

3. Artyści Podrywu. Pod tym terminem kryją się w sumie różne nurty, mniej lub bardziej sensowne (zazwyczaj mniej). Artyści Podrywu zazwyczaj płacą krocie za jakieś kursy, gdzie uczą się "wyrywać target", tj. zaliczyć jak najwięcej kobiet. Z tego, co się zorientowałam, spora część technik AP to albo oczywistości (jak podejdziesz do 100 lasek, to w końcu któraś się zainteresuje, chociażby z desperacji), trochę psychomanipulacji, sporo starego dobrego bullshitu o kobietach.
AP mają sporo do czynienia z szalonymi coachami - zachowują się nienaturalnie, sprawiają wrażenie, jakby odbębniali w czasie rozmowy listę spraw do poruszenia i mają naprawdę dziwną wizję kobiet, jeden na przykład absolutnie nie mógł uwierzyć, że nie interesują mnie komedie romantyczne.
AP w większości wydają się niegroźni, warto zawsze jednak pamiętać, że większa część z nich to ludzie, którzy wyuczyli się stosować emocjonalne sztuczki w jednym tylko celu - zaliczenia targetu... eee... to jest kobiety.

4. Zaborczy. To już trochę inny poziom znajomości. Osobiście poznałam dwóch, obu łączyło to, że po pierwszej randce zaczęli narzucać się - zwykle wysyłając 50 smsów dziennie. Pewnego razu wychodząc z trzygodzinnych wykładów, zastałam jakieś 15 wiadomości i pięć połączeń o dramatycznym tonie, w tym ostatnie to zazwyczaj coś o tym, że skoro nie zależy mi na znajomości, to on odpuszcza, w ogóle co się ze mną dzieje, czy mogę się spotkać za pół godziny, jakieś szalone wyznania, normalnie dramatyzm na poziomie połączenia apokalipsy zombie z inwazją obcych. Rzeczowe odpisanie, że miałam zajęcia zazwyczaj nie pomaga, na szczęście płomienna miłość takich typów szybko przechodzi.

5. Obrońcy rasy, również w liczbie sztuk dwóch. Tu mamy do czynienia z kolejnym poziomem znajomości, zazwyczaj dodaniem do tzw. twarzoksiążki. Obrońcy rasy mają misję chronienia mnie przed ciapatymi, którymi awansem zostali:
- kolega z Meksyku, Indianin
- kolega z Kenii, katolik z dwójką dzieci
- kolega z Sosnowca, w sumie nie wiadomo, czemu. Może przez Sosnowiec
- raz udało im się nawet trafić na prawdziwego muzułmanina, kolegę z roku. Szkoda tylko, że kolega jest szyitą, trudno mi więc zrozumieć posądzenia o współpracę z ISIS
Obrońcom Rasy nie da się przetłumaczyć, że celem tych ludzi wcale nie jest uwiedzenie mnie i włączenie do haremu, żaden z nich mnie nigdy nie podrywał, nie mówiąc już, że mają własne związki.

6. Z cyklu: najgłupsze pytania świata. Pada zadziwiająco często. Podbija taki i rzuca zalotnie w pierwszej wiadomości "Lubisz sex?" Zwykłam wtedy odpowiadać, że przepraszam, ale trzymam dziewictwo dla Severusa Snape'a/Kylo Rena/Optimusa Prime'a, z którym mam zamiar wziąć ślub na płaszczyźnie astralnej.
Biorą to na serio. Naprawdę.

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 356 (390)

#72354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poprzednia historia z portali randkowych została przyjęta ciepło, dodaję więc kolejne "smaczki". Od razu przekleję wstęp z ostatniej części:

Od razu zaznaczę, bo pewnie będzie o tym w komentarzach - na tego typu portalach poznałam kilku fajnych, inteligentnych facetów i z moich obserwacji wynika, że tego typu strony zbierają cały przekrój naszego radosnego społeczeństwa, a nie tylko dziwacznych desperatów. Co nie zmienia faktu, że kwiatuszki i rodzynki się zdarzały.

Dodam jeszcze, że wychodzę z przekonania, że na takim portalu warto się jakoś sensownie zaprezentować w profilu, generalnie mam więc napisane prosto i wyraźnie jaka jestem, czego szukam, jakie mam zainteresowania itp. Na zdjęciach też, jak to mówią, "koń jaki jest, każdy widzi".

Odnośnie jeszcze komentarzy, zarzucających mi wybredność i "robienie z siebie najlepszej Karyny na dzielni" - szukam kogoś do, w teorii, stałego i poważnego związku. Często pod historiami o Misiach bijących swoje kobiety pojawiają się wyrazy zdziwienia, czemu one chcą z nimi być, nie wiem więc skąd jednoczesne sarkanie, że odrzucam kolesi wulgarnych, traktujących mnie przedmiotowo i ogólnie od początku robiących mi mocne "nope".

A teraz przechodzimy do dania dnia:

1. Nie-Sebixy. Bardzo dziwny typ, których główną metodą reklamy jest niebycie Sebixami. Zazwyczaj z wyższym wykształceniem, albo w trakcie, ogólnie typ, który wydaje się normalny na pierwszy rzut oka. Da się z nimi pociągnąć sensowną rozmowę, przynajmniej do chwili, gdy okazuje się, że z czymś się z takim nie zgadzam. Wtedy często NieSebix staje się wulgarny, ewentualnie zaczyna traktować mnie jak skończoną idiotkę, a foch ciągnie się godzinami. Kiedy po takiej szopce nie mam ochoty gadać dalej, okazuje się, że:
a. na pewno w facetach lecę tylko na kasę
b. ewentualnie samochód
c. a tak w ogóle szukam Sebixa, aby mnie lał codziennie z rana
Na takie typy nie ma rady, tylko blok uchroni przed epickim bólem dupy.

2. Ogólnie pierwsza zasada logiki Sebixów i Januszy (oraz innych podtypów) brzmi - brak zainteresowania ze strony kobiety nigdy nie jest ich winą. To nic, że zaczynają rozmowę od flirciarskiego "hej, chcesz possać kótaska?", a po wejściu w profil wita cię wyłysiały, bezzębny Janusz na tle jakiegoś tuningowanego auciocha, piszący namiętnie, że szuka "uległej sóczki". Każdy kosz wymierzony w Janusza jest wynikiem:
a. kobiecego niedoruchania
b. bycia cnotką
c. bycia dziwką
d. lecenia na kasę
e. lecenia na facetów gorszych od Janusza (oczywiście według Janusza, wstaw tu: jeszcze gorszych Januszy, kryminalistów, ciapatych itp.)
f. preferowania masturbacji

3. Bardzo dziwny typ. Od wstępu zasypuje kupą komplementów, deklaracjami, że cały jeden akapit w profilu oraz trzy fotki sprawiły, że się zakochał itp. itd. Absolutnie niemożliwe jest przeprowadzenie z takim jakiejkolwiek sensownej rozmowy - pomimo deklaracji wieczystej miłości, facet nie jest absolutnie zainteresowany dowiedzeniem się o mnie czegokolwiek, zasypuje tylko wziętymi z kosmosu komplementami. Wielka Miłość zazwyczaj przechodzi po dniu braku zainteresowania.

4. To akurat pojedynczy przypadek. Mam w profilu zaznaczone, że nie mam i nie chcę mieć dzieci. Facet wydawał się sensowny, dopóki po tygodniu znajomości nie zaczął ustawiać naszego związku (raczej wymyślonego) i usilnie namawiać mnie na zmianę zdania w związku z rozmnażaniem. Był przy tym dość niepokojący, rzucał tekstami typu "w sumie wolałbym, abyś rodziła dzieci", czy "jeśli spotkam dziewczynę, która będzie mi rodzić dzieci, to będę z nią, a jeśli nie, to będę z tobą". Zdziwiony, że po takiej deklaracji dostał kosza, pomimo mojego jasnego stwierdzenia, że nic z tego nie wyjdzie, ustawiał jakieś nasze spotkania (nie pytając mnie o zdanie i mając pretensję, że nie przyszłam). Odgrażał się, że przyjdzie mnie odwiedzić w domu, na szczęście - nie miał pojęcia, gdzie mieszkam.

5. Filozofowie, podgatunek: znawca kobiet. Taki ma swoją wizję dotyczącą tego, jak kobieta myśli i jak powinna się zachowywać. Zazwyczaj z ich filozofii wychodzi, że kobiety są głupie, interesowne i jeszcze raz głupie. Nie do końca wiadomo, czemu wobec tego szukają partnerki wobec istot tak upośledzonych, zamiast poszukać miłości np. wśród grona podobnych filozofów.
Garść mądrości filozoficznych:
a. kobieta nie potrafi odróżnić strony lewej od prawej, a to z powodu budowy mózgu (ja umiem, ale może jestem facetem. Tyle lat w kłamstwie).
b. każda kobieta wiąże się z facetem, aby go naciągnąć na dziecko. Każda.
c. każdy facet jest mądrzejszy od każdej kobiety, bo faceci mają więcej Nobli. Na moje wspomnienie, że Nagród Darwina też mają nieporównywalnie więcej, dostałam fochem (patrz punkt 1).
d. ogólnie mnóstwo jojczenia na temat ewolucji, zazwyczaj świadczących o tym, że autor coś o tym słyszał w gimnazjum, ale w sumie nie do końca wie, na czym to polega. Jako że o ewolucję zahaczyłam na studiach (jakkolwiek to brzmi), takie głupotki wyłapuję, co zazwyczaj kończy się fochem).

6. Bardzo dziwny facet, który po tym, jak nie potrafiłam mu podać rozmiaru noszonych rajstop, uznał, że jestem gejem podającym się za dziewczynę. Ostatni raz rajstopy kupowałam jakieś dwa lata temu, ogólnie ich nie lubię i do tej pory nie pamiętam, jaki rozmiar noszę. Chyba czas czekać, aż mi urośnie penis czy coś...

internety

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (331)

#72073

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem niedawno zmuszony udać się na ostry dyżur. Jadę więc do najbliższego szpitala, czyli cholernie daleko. Podchodzę do maleńkich, ciemnych drzwiczek z dyskretnym napisem "sor", wyklejonym ciemnymi literami tak, by nikt przypadkiem nie zauważył.

Wchodzę do środka. Spodziewam się tłumu gorączkujących dzieci, ludzi z gwoździami w głowach, emerytek z katarem. Ale nie. Okazuje się, że tylko ja odnalazłem małe drzwiczki. Nie ma nikogo. W życiu nie widziałem tak pustego miejsca. Co więcej szpital jest w trakcie remontu, który ewidentnie ciągnie się już szósty rok.

Korytarzem idę mniej więcej trzy godziny. Idę, a raczej zap*erdalam spocony, bo co chwilę słyszę za sobą jakieś szmery, ale nikogo nie widzę. Wreszcie jest. Recepcja i pielęgniarka na recepcji. Nie wiem, czy żyje, bo teoretycznie patrzy na mnie, ale nie rusza się i nie odpowiada na "dzień dobry".

Po rejestracji całkiem szybka akcja: tylko godzina czekania i diagnoza. Wiemy co panu jest, ale proszę sobie pojechać na drugi koniec miasta.

Jadę. Taksówką, bo zaraz zwymiotuję z bólu. Taksówkarz coś cholernie rozmowny jak na piątą rano, a warto zaznaczyć, że moja przypadłość zaatakowała aparat mowy. Także on się obraża, bo mu nie odpowiadam, a ja nie mogę mu powiedzieć, żeby się nie obrażał.

Dowozi mnie do drugiego szpitala. Wchodzę. Tu, sprytnie pomyślane, rejestracja zaraz za drzwiami. Ale w okienku nikogo, nawet martwej pielęgniarki. Za to kilku pacjentów. Grubawa kobieta kaszle techniką moździerzową (po łuku w górę), za amunicję obierając żółtawe gluty przeciwpiechotne. Jakiś koleś siedzi na drugim końcu poczekalni i patrzy na swoją dłoń, która jest trzy razy większa niż druga.

Pielęgniarki znajduję w pokoiku zwierzeń. Uroczo pieprzą o tym, który lekarz jest najprzystojniejszy. Rejestruję się. No i słodko, tylko trzy godziny czekania. Łażę po poczekalni w kółko. Ochroniarz pyta mnie grzecznie, czy mogę łaskawie usiąść na dupie. Tłumaczę mu, że "ne hohę, ho hak hohę do mnniiii bohy" (nie mogę, bo jak chodzę to mniej boli).

Ochroniarz odpuszcza, ale po chwili wyłania się zza rogu człowiek bez nóg, za to na wózku inwalidzkim, który jeździ moim śladem i mówi mi, żebym zawiązał sznurówkę, bo się wywalę. Nie mam siły nawet na niego patrzeć. Boli mnie tak, że zaraz się zesram.

Jest szósta rano. Pojawiają się sprzątacze. Andrzej i Czesio. Andrzej jest grubym karłem, który ledwo dosięga do maszyny, którą poleruje podłogę. Czesio chodzi za nim z mopem i poprawia to, czego Andrzej niedopolerował.

Otwierają się drzwi do "sali dekontaminacyjnej", która okazuje się więzieniem dla bejów-zombie. Pielęgniarka delikatnym głosikiem każe im wyp*erdalać, więc oddział nieumarłych żuli ewakuuje się, oczywiście idąc do mnie po szluga i się poprzytulać.

Mam dosyć. To cholernie boli, ale chyba wolę cierpieć w domu, niż dać się zjeść. A jednak nadchodzi ten moment. Słyszę swoje nazwisko (oczywiście z dwoma błędami). Biegnę.
W "gabinecie" stoi on. Ma zakrwawiony fartuch i zardzewiałą czołówkę, którą świeci mi w twarz. Już wiem, że tylko ja dzielę go od powrotu do domu (on mnie właściwie też) i że jego największą ambicją jest zadanie mi cierpienia. Siadam. Rozglądam się po odchodzącym linoleum, po rdzawych zaciekach na ścianach i zastanawiam się, jaki sens ma sterylizacja tych wszystkich narzędzi.

Właśnie, narzędzia. Lekarz pcha mi do ryja nożyczki wielkości mojej ręki i rozcina pół języka. Bryzgam mu po gabinecie krwią, jakbym wpadł twarzą na minę-pułapkę. Wtedy on oznajmia, że jestem wyleczony.

Jest ósma rano. Stoję na parkingu szpitala i pluję dookoła siebie krwią. Wszystkie chore emerytki patrzą na mnie i wiedzą, że nie mam Boga w sercu.
Pisząc to jestem już zdrowy. Dziękuję panie doktorze, pomogło.

szpital

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (399)

1