Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

aleksandrab

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2013 - 13:09
Ostatnio: 1 sierpnia 2015 - 23:40
  • Historii na głównej: 11 z 11
  • Punktów za historie: 8914
  • Komentarzy: 25
  • Punktów za komentarze: 147
 

#67685

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu miałam okazję spotkać się z kolegą z podstawówki. Od słowa do słowa zeszliśmy na temat jego choroby.

Odkrył, że jego jądro bardzo spuchło. Długo sprawę bagatelizował, ale kiedy jego część ciała bardziej przypominała pięść i pojawiły się problemy z chodzeniem i okropny ból postanowił jechać do lekarza.

Najpierw odwiedził zwykłą rodzinną przychodnię, żeby odebrać skierowanie i wiedzieć na co się nastawić.

DIAGNOZA NR.1
Lekarz rodzinny uznał, że zapalenie, nic poważnego, ale lepiej żeby zbadał to specjalista. Otrzymał skierowanie i pobiegł do urologa.

DIAGNOZA NR.2
Urolog wykrył wodniaka jądra. Zapewniał, że to nic poważnego, zwykły płyn zawędrował nie tam gdzie trzeba. Możliwe jest usunięcie tego chirurgicznie, najlepiej teraz-zaraz-już.

I dobrze się złożyło, że kiedy kolega wychodził z ojcem z gabinetu lekarza, ojciec zauważył na korytarzu swoją przyjaciółkę z młodości. Porozmawiali, temat zszedł na dolegliwości syna. Kobieta zaproponowała, że zanim ten da pokroić syna, ona go zbada. Nic do stracenia nie mieli.

DIAGNOZA NR.3
Lekarka sprawdziła, zbadała, dała kilka skierowań na różne badania i nie wykryto ani zapalenia, ani wodniaka.. Wykryto raka.

Dzisiaj kolega jest po wycięciu tejże części ciała. Będzie niedługo przechodził chemioterapię i jeśli trzeba będzie - również radioterapię.

A gdyby lekarka, przyjmująca na co dzień prywatnie, nie przyjęła go "po znajomości"?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (413)

#56816

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dokładnie rok temu przygarnęłam ze schroniska małą, białą kulkę. Pies nie rasowy, niby to husky, niby wilczur.

Problem polega na tym, że jest to pies niesamowicie płochliwy, wszystkiego się boi, nie lubi obcych. Nie ma się co dziwić, wiele w swoim krótkim życiu już przeżyła, więc postanowiłam jej to nieco wynagrodzić i należycie się nią zaopiekować.

Idziemy sobie dzisiaj spokojnie polną drogą. Nie chodzi tutaj dużo osób, zwłaszcza o tej porze. Zawsze wybieram tę trasę, bo wiem jak mój pies reaguje na obcych - ucieka, wyrywa się, staje na dwóch łapach i dalej nie chce iść.

Nagle jednak z daleka widzę, że idzie jakiś mężczyzna z kilkuletnią dziewczynką. Sadzam psa na poboczu, staram się ją zająć zabawą, żeby tylko nie zaczęła uciekać.

- OOOO! JAKI ŚLICZNY PIESEK! MOGĘ POGŁASKAĆ?! TATUSIU PROSZE!

Pies momentalnie zesztywniał, trzymam ją mocno za obrożę i kiwam głową do mężczyzny, żeby lepiej nie podchodzić.

- Oczywiście, że możesz - odpowiada cały w skowronkach i durnie się do mnie uśmiecha.

Mówię do mężczyzny, że pies się boi, że nie chcę żeby ktoś obcy mojego psa głaskał, żeby zabrał dzieciaka. Dziecko w ryk. Ojciec zaczyna na mnie wrzeszczeć. Pies w tym samym czasie dostaje furii, cudem udaje mi się ją powstrzymać od ucieczki.

Dowiedziałam się, że jestem "podłą k*rwą". W gratisie pan dorzucił "oby ten twój zasrany pies zdechł". I jak gdyby nigdy nic sobie dalej poszli.

spacer z psem

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 864 (954)

#56141

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj zapadł wyrok w sprawie przyznania praw do opieki nad dzieckiem. Nad dzieckiem mojej kuzynki (nazwijmy ją Kasia) i jej chłopaka (nazwijmy go Tomek). I jednocześnie mojej chrześniaczki.

Tomek był zawsze zaradnym facetem, harował dniami i nocami, byleby zapewnić najlepsze życie swojej rodzinie. Jego córka była jego oczkiem w głowie, spędzał z nią każdą wolną chwilę bez względu na zmęczenie czy stres. Nie wychodził z kolegami na piwko, nie siedział godzinami w internecie, lubił gotować i sprzątać. Ogólnie facet-ideał.

Kaśka z kolei jest kompletnie nieodpowiedzialna. Wychodziła do pracy rano, wracała wieczorami, choć powinna pracować tylko do godziny 14. Kiedy miała wolną chwilę zabierała dziecko "na spacer" - wychodziła do parku, gdzie siedziała z koleżankami i odpalała jednego papierosa za drugim. Nie lubiła sprzątać, gotować też nie bardzo, najlepiej dać jej internet i nie wchodzić w drogę.

Od jakiegoś czasu często się kłócili. Tomek prosił, błagał, groził. Nic to nie pomagało. Któregoś dnia spakował jej rzeczy i postawił w korytarzu. Kaśka miała się wynieść.

Wyniosła się. Z dzieckiem. Zamieszkała ze swoją matką, która wnuczkę uwielbiała, a Kaśce to odpowiadało, bo dzieciaka miała z głowy.

Doszło do rozprawy. Przeciwko Tomkowi stanęła niemal cała rodzina Kaśki. Wytykali mu każdy błąd, wymyślali romanse, obwiniali o rzeczy, które nie powinny mieć żadnego znaczenia w tej sprawie. Za nim stanęła jego matka, która przez cały czas z nimi mieszkała.

Sąd przyznał opiekę nad dzieckiem matce. Tomek może dzieciaka widywać co drugi tydzień.

I nie wiem czy mam się śmiać czy raczej płakać.

sąd rodzinny

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 898 (1030)

#55789

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy kolejną matkę roku.

Kilka wolontariuszy z mojej szkoły, po kilkudniowej sprzedaży własnoręcznie upieczonych ciastek, zostało wysłanych do szpitala, aby na zbliżające się Święta Wielkanocne podarować dzieciakom jakieś drobiazgi.

Był to oddział onkologii dziecięcej. Do każdej sali przydzielona została jedna osoba. Wchodzę tam więc uśmiechnięta z czekoladowym zającem i puzzlami w rękach, i podchodzę do dwóch około czteroletnich chłopców. Niedaleko na krześle siedziała matka jednego z chłopców.

Zaczęliśmy z dzieciakami rozmawiać o zbliżających się świętach, podaję im prezenty, z którymi przyszłam. Jeden z nich uśmiechnął się szeroko i zaczął rozpakowywać czekoladkę.

Co na to mamusia?
Podbiega do niego, wyrywa mu czekoladę z ręki.
- Po co to żresz? Za godzinę znowu zaczynasz chemię i ja twoich rzygów sprzątać nie zamierzam!

Nie ma to jak delikatność.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 733 (825)

#53770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dłuższego czasu boli mnie głowa. Dzień w dzień, ostry ból z tyłu głowy. Żadnego urazu nie miałam, więc zdecydowałam się pójść do lekarza rodzinnego po skierowanie do neurologa.

Szybka rejestracja, krótka rozmowa z lekarzem. Proszę o skierowanie do specjalisty. Spojrzał na mnie dość dziwnym wzrokiem, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Pyta mnie, kiedy kończę osiemnaście lat (czerwiec przyszłego roku).

Bez żadnych ogródek poinformował mnie, że nie mam co liczyć na wizytę w tym roku, mogę próbować na początek przyszłego roku, ale nie mam się na to nastawiać, bo nigdy nie wiadomo. Kiedy skończę osiemnaście lat, mam przyjść po skierowanie do neurologa dla dorosłych, ale do końca 2014 roku również się nie dostanę, bo nie będzie już miejsc.

Wstępnie wizytę mam zaplanowaną na początek 2015 roku.

I nie wiem czy mam się śmiać, czy raczej płakać.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 378 (476)

#49836

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o piekielnych właścicielach psów.

Jestem wolontariuszką w miejscowym schronisku dla zwierząt. Spędzam tam wiele czasu, bo lubię te czworonożne stworzenia i wiem, że i dla nich jest to duża frajda(o ile mogę to tak określić), kiedy ktoś wyjdzie z nimi na porządny spacer, porzuca piłką czy posprząta ich legowiska.

Oto kilka historii z życia psów:

1. Owczarek niemiecki - zadbany, ładny pies, który wykonywał proste polecenia typu "siad", "leżeć", "daj łapę". Jak do nas trafił? Otóż przyjechał on ze "swoją panią" - kobieta elegancka, zadbana, dokleiliśmy jej etykietkę "bizneswoman". Między nią i dyrektorem schroniska nawiązał się taki dialog:

-Dobry, chciałabym oddać psa do was, bo ponoć dobrzy jesteście.
-Wie pani, nie mamy wiele wolnych legowisk, te które zostały są na sytuacje awaryjne.
-Ale ja awans dostałam! Będę po świecie jeździć, nie mogę tego stwora w domu trzymać!
-Może ktoś z pani znajomych czy rodziny zaopiekuje się psem podczas pani nieobe..

Nie dokończył zdania, pani obrażona pociągnęła psa ze sobą i więcej jej nie widzieliśmy. Co jednak było w tym piekielnego? A no fakt, że niecałą godzinę później pies jednak do nas trafił - jego właścicielka przywiązała go do drzewa, tuż obok schroniska i zwyczajnie odjechała.

2. Przyjechała pewnego dnia rodzina - rodzice i trójka ich pociech. Postanowili zaadoptować psa, "żeby to dzieciaki nie siedziały tak same w domu". Wybrali młodego kundelka - bardzo przyjaznego pieska, nauczonego już z resztą kilku komend. Psiak trafił do nas niedawno, szybko jednak się odnalazł i był bardzo ufny wobec ludzi. Dzieciakom bardzo się spodobał, raczej z wzajemnością.
Efekt? Dwa dni później przyjechali z powrotem. Dlaczego nie chcieli jednak psa? (Nowi właściciele mają prawo "zwrócić" psa, jeśli ten się nie odnajdzie w nowym otoczeniu, będzie agresywny).
-Bo z tym to na dwór trzeba wychodzić na takie jakieś długie spacery..

3. Przy wejściu do schroniska jeden z pracowników znalazł martwą suczkę, a obok niej sześć szczeniąt. Cztery z nich nie miały żadnej szansy na przeżycie. Każdy pies jest zaczipowany, szybko znaleziono właściciela zmarłej suczki. Cóż się dowiedzieliśmy?
- Puściła się z jakimś bezpańskim, zaczęła rodzić, co miałem zrobić? Wy się ponoć na tym znacie.
Na informacje, że suczka zdechła przy porodzie, pan zareagował prychnięciem i tekstem "dobrze jej tak".

4. Przyjechała do nas pani z córeczką i młodym kundelkiem. Na zadane pytanie dlaczego musi go oddać, powiedziała, że jej córce się już znudził i niedługo trafi do nich nowy, rasowy szczeniak.

Takie sytuacje zdarzają się niestety bardzo często, apeluję więc: nie bierzcie do siebie czworonoga, jeżeli wiecie, że nie zapewnicie mu należytej opieki i pomocy medycznej.

schroniska

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 663 (765)

#49569

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka jest samotną matką dwójki dzieci. Pieniądze się u niej nie przelewają, głównie są to grosze z opieki, albo z urzędu pracy (koleżanka zarejestrowana jest na bezrobociu).
Kiedy młodszy dzieciak osiągnął już ten próg wiekowy, żeby mógł już iść do przedszkola, koleżanka zaczęła szukać pracy.

Myślę sobie - co mi tam, pomogę jej, siedzę w domu i się nudzę to może jakieś ogłoszenie poszukam i się jej na coś przydam, skoro materialnie wspomóc jej nie mogę. Koleżanka zgadza się oczywiście z entuzjazmem i dziękuję mi, wychwalając jaka to jestem pomocna, kochana itp.

Odpalam komputer, szukam ogłoszeń typu "potrzebna sprzątaczka", "potrzebna niania", "potrzebna pomoc kuchenna". Znajduję jedno, drugie, trzecie.. i każde kolejne ogłoszenie, na które warto się odezwać, bo szanse na dostanie tej pracy są duże i spróbować można.

Podsyłam koleżance linki, numery telefonów, ewentualne adresy e-mail. Cóż dostaję w zamian?

"Nie.. nie będę na zmywaku pracować."
"Jaka niania? Nie.. w domu dzieciaki wychować trzeba, a nie tam jakimiś obcymi bękartami będę się zajmować.."
"Sprzątać w ten zasr*anej chałupie mam za takie grosze?!"(fakt, 7zł na godzinę to bardzo mało..)
"Haha, proszę cię, może jeszcze mam kibel posprzątać u tej baby?"
"Nie mam mowy, nie będę zmywać żadnych brudnych podłóg w tej knajpie!"
"Tak, pewnie, może jeszcze mam dojeżdżać żeby się tą młodą zajmować?"

I tak dalej, i tak dalej..
A teraz moje pytanie: czego oczekuje kobieta, która nie jest po studiach, nie ma matury, z dwójką małych dzieci? Że będzie Wielką Panią Dyrektor, a może będzie zarabiać najlepiej 15zł na godzinę?

znajomi

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (817)

#49251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiosna idzie, trzeba kupić nowe buty.

Biegnę więc do niedużego sklepu, wybieram szybko te, które mi się podobają i lecę do ekspedientki i pytam o mój rozmiar. Z fochem wstaje z krzesła i idzie na zaplecze. Wraca z kartonem i rzuca nim o ladę. Zdziwiona zabieram buty, idę przymierzyć. Jeszcze bardziej zdziwiona wracam do przesympatycznej kobiety i informuję ją, że podała mi buty o cztery rozmiary mniejsze niż te, o które prosiłam.

Z cmoknięciem podnosi się z miejsca i mruczy pod nosem:
-A co, ja tu jestem k*rwa do obsługiwania?

Nie, coś ty, to ja powinnam obsłużyć ciebie.

sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 884 (1000)

#49250

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś tak wyszło, że w mojej szkole w pokoju nauczycielskim rozniosła się informacja, że moi rodzice pracują w teatrze.

Zaczęły się pytania co robią, jaki teatr, czy to ciężka praca, na które raczej odpowiadałam, bo raczej nic na tym nie traciłam, a przynajmniej moja klasa była mi wdzięczna za tę pogadankę o teatrze, bo przynajmniej nauczyciel nie pytał z supermegatrudnego tematu.

Było okej, do czasu kiedy moja poloniska zawołała mnie po lekcji i zaczęła zadawać pytania odnośnie zniżek dla pracowników. Owszem są takie zniżki, nie trzeba jakoś super się natrudzić, żeby je dostać. Wystarczy, że pracownik pójdzie do kasy teatru, powie kiedy i na jaki spektakl i dostaje taką zniżkę od ręki. Polonistka najpierw wypytywała o spektakle, które moim zdaniem są najlepsze, po czym grzecznie spytała czy mogłabym poprosić mamę o załatwienie takiej zniżki dla niej i dla jej męża.

Nie ma problemu, dzwonię do mamy, mówię co i jak, wszystko załatwione. Nauczycielka jedzie po pracy do teatru, odbiera bilety i wszystko gotowe.

Pewnie, chciałabym.

Miesiąc później (no tak, tak to bywa w teatrze, że bilety na sztukę rezerwuje się z miesięcznym wyprzedzeniem) nauczycielka na lekcji jest wyjątkowo niemiła, pomrukuje coś pod nosem, odpowiada zagadkowo na każde pytanie, dotyczące przerabianego zadania.
Jeden z typowych 'kujoników' i 'pupilów nauczycieli' zadaje w końcu pytanie czy coś się stało.

Spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić.

-Owszem stało się! Ale cóż, tak to już jest, kiedy w ślepo wydajesz pieniądze, słuchając jakiś smarkaczy i siedzisz ponad 2 godziny oglądając jak ludzie robią z siebie idiotów!

Cóż, jestem w szoku do teraz.

nauczyciele

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 727 (859)

#49353

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj wracając ze szkoły, wsiadłam jak zwykle w swój autobus słuchawkami w uszach i obserwowałam co dzieję się za oknem. Po chwili czuję szarpnięcie(!) za ramię. Byłam pewna, że to może któryś z znajomych, którego wcześniej nie zauważyłam.

-Bileciki do kontroli.

Zdziwiona, wyciągam portfel, podaję kanarowi KOMkartę.

-Przykro mi, karta nie jest doładowana.
-Na pewno jest, proszę sprawdzić jeszcze raz.

Sprawdza ponownie z teatralnym westchnieniem.
-Przykro mi, będzie mandacik.

Lekko zdezorientowana wyciągam z portfela paragon, na którym wyraźnie jest napisane, że karta jest doładowana. W dodatku - jest ważna jeszcze ponad dwa tygodnie.

-Bardzo mi przykro, ale na tym paragonie nie jest napisane, że należy do pani. Płatność na miejscu?
-Proszę sprawdzić jeszcze raz i pokazać mi, w którym miejscu jest napisane, że jest niedoładowana.

Sprawdza, pokazuje mi. Wyraźnie jest napisane "ważne do 02/05".
-Sam pan widzi, jest ważna.
-Przykro mi, ale pani się na tym po prostu nie zna. Poproszę dokumenty.
-Nie przyjmę mandatu, proszę wezwać w takim razie policję.
-Nie mamy czasu na takie pierdoły!

I odszedł, sprawdzać kolejnych pasażerów. Ciekawa jestem ile osób zostało już naciągniętych na takie "niedoładowanie".

Skarga na pana napisana, jutro idę ją wysłać.

komunikacja_miejska

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1151 (1203)