Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

amros

Zamieszcza historie od: 25 sierpnia 2011 - 22:44
Ostatnio: 2 kwietnia 2024 - 22:24
O sobie:

Jak przystało na zwykłego faceta obijam się całymi dniami, czasem wezmę się za jakąś pracę i ponarzekam na rzeczywistość.

Wychowałem się wśród lekarzy, fizyków i chemików, ale poza tym jestem normalny :P

  • Historii na głównej: 39 z 39
  • Punktów za historie: 27159
  • Komentarzy: 183
  • Punktów za komentarze: 661
 

#40364

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiecie jak wyciągnąć dodatkową kasę od państwa? Dzisiaj się dowiedziałem. Wystarczy założyć firmę i zatrudniać same osoby niepełnosprawne.

Rozmowa o pracę, w wymaganiach podane jedynie to, że trzeba być osobą młodą, najlepiej studentem, posiadać doświadczenie w tworzeniu tekstów różnego rodzaju i najlepiej z milion rekomendacji od byłych klientów. Praca zdalna we własnym domu lub w biurze. I tyle, koniec informacji co do wymagań.

Na początku zostaję poproszony o przedstawienie referencji, prezentuję swoje portfolio, rozmawiamy sobie, ogólnie bardzo miła atmosfera, pan stwierdza, że już czuje, jakbym był częścią zespołu i w ogóle cud, miód, orzeszki. I nagle dochodzimy do momentu, w którym pan zadaje pytanie.

- A orzeczenie o niepełnosprawności to ma pan przy sobie, czy później doniesie?
U mnie wielkie WTF na twarzy, bo kompletnie nie wiem, o co chodzi. Dobra, katar mam, zapchany nos, ale od razu niepełnosprawny? Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie, na co pan cmoka niezadowolony i pyta dalej:
- A na kiedy mógłby pan sobie je załatwić?

Cóż, podziękowałem, wyszedłem. Niedoszły pracodawca najwyraźniej nie szukał pracownika, ale osoby niepełnosprawnej, za którą dostawałby od państwa kasę (od 45 do nawet 180% najniższej pensji). Chyba nadal będę freelancerem.

szukanie pracy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (466)

#37655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracując w biurze, za kolegę z biurka obok miałem specyficznego gościa: lubił się wszystkim częstować, co oczywiście nie należało do niego. Co prawda za pierwszym razem się pytał, co to jest, z czego zrobione i jak smakuje oraz czy może spróbować, ale wystarczyło przynieść to samo tydzień później, a częstował się już bez pytania.

Zdarzyło się, że połowa biura zachorowała i poszła na zwolnienie, druga połowa dzielnie się trzymała, próbując nie kaszleć na klientów i nie kichać na nich w czasie rozmowy (w tym ja i ów specyficzny współpracownik).

Mam też brata, również specyficznego, tyle że pod względem poczucia humoru. Braciszek postanowił sobie ze mnie pożartować i zaparzył mi "herbatkę" - bo jestem chory, okropnie wyglądam, a tu w termosie ciepła herbatka z miodem, cytrynką i w ogóle na pewno przywróci mnie do życia.

W biurze kompletnie o niej zapomniałem, odstawiłem na półkę i usiadłem przy biurku, a termos sobie spokojnie stał. Do chwili, gdy na sąsiednim biurku zrobiło się jakieś zamieszanie - cały laptop pływa w herbacie, kolega się krztusi a dookoła czuć okropny zapach, który przebijał się nawet przez mój zatkany nos.

I teraz pytanie, kto jest bardziej piekielny: brat, który widząc nawet mój okropny stan postanowił doprawić herbatę octem, kwaskiem cytrynowym i chili, czy gość, który bez pytania się na nią skusił (ratując jednak przy okazji moje podniebienie)?

rodzina praca

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1167 (1213)

#37294

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałem się z żoną w ostatnim czasie w góry, coby sobie trochę odsapnąć od miasta. Piekielnie było z powodu pogody i pewnej mamuśki. Po wejściu na Kasprowy, następnego dnia wypadało trochę odpocząć, więc uznaliśmy, że trasa Doliną Kościeliską będzie najlepsza. Pakujemy się więc do samochodu i jedziemy.

Już na wejściu natknęliśmy się na rodzinkę z trójką dzieci, z których najstarsze mogło mieć może z pięć lat, średnie jechało w spacerówce, a najmłodsze jeszcze leżało w wózku. Pogoda w granicach 30 stopni, a każde z dzieci opatulone (dosłownie - sweterki, bluzy z długimi rękawami, długie spodnie, dziecko w wózku przykryte kocem i w czapeczce). My co chwilę popijaliśmy wodę, a rodzinka nic, idą jak jakieś roboty, myślałem, że idąc z takim "bagażem", będą mieli wolniejsze tempo, ale zasuwali dolinką praktycznie równo z nami. Żal mi było najbardziej najstarszego dzieciaka, bo widać, że mały nie dawał rady, co chwila przystawał, był cały spocony, jak piliśmy wodę to patrzył na nas jakbyśmy co najmniej pałaszowali wielgachne lody; w końcu stanął i zaczął po prostu płakać.

Jego matka dopiero po chwili zauważyła, że dziecko się gdzieś zawieruszyło. Wraca do niego, coś mówi, dzieciak cicho odpowiada, po czym wszyscy turyści dookoła mogli usłyszeć wykrzyczane wręcz słodkim głosem:

- Jak jesteś taka pierd*lona ciota, to tu zostań! (przypominam, do około pięcioletniego, zapłakanego dziecka).
Tutaj wtrącił się tatuś, coś tam powiedział do żony, aby po chwili usłyszeć:
- Jak ch... sobie go zrobiłeś, to teraz go k... noś - i poszła.
Tatuś wzruszył ramionami, wziął dziecko na barana i ruszył za nią.

Nie wiem tylko, czy mały cokolwiek pił, bo rodzinka narzuciła takie tempo, że nas zwyczajnie wyprzedzili.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (725)

#36603

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem parchem szatana, cokolwiek to znaczy.

Żeby przybliżyć sytuację, krótkie wprowadzenie. Jestem freelancerem, ale nie zaszkodzi poszukać stałej pracy, więc latam po mieście jak głupi, łażąc na rozmowy kwalifikacyjne. Mój kolega z kolei pracuje jako niepopularny kontroler biletów i choć do świętych nie należy, to raczej nie jest typem człowieka, który przyssie się do 100letniej staruszki, bo ta nie ma biletu czy dokumentu potwierdzającego wiek. W moim mieście bowiem osoby powyżej 70 roku życia mają darmowe przejazdy komunikacją miejską, o ile pokażą kontrolerowi np. dowód osobisty.

Dzisiaj miałem trzy rozmowy, każda w innej części miasta, od rana na nogach, w garniturze, temperatura potrafi zabić, więc gdy wyszedłem z ostatniej, marzyłem tylko o tym, żeby paść na łóżko i odpocząć. Do tramwaju wsiadałem z mało eleganckim postanowieniem, że miejsca nie ustąpię, bo gdybym wstał, to by mnie musiano zbierać z podłogi. Usiadłem, jedziemy, mijamy kilka przystanków. Wsiadają na kolejnym dwie panie, obie w wieku przedpotopowym, w sensie siwy włos, milion zmarszczek, zgarbione, prawie bezzębne (no dobra, jedna z nich). Moje postanowienie szlag trafił, ruszyło mnie sumienie, więc zmierzam do jednej z pań - na moje oko starszej - i informuję, że zwalniam miejsce, więc może sobie usiąść.

Reakcja? Pani najpierw na mnie nawrzeszczała, bo jestem niewychowany i uważam ją za starą idiotkę (?), a potem wyciągnęła dowód i mi pokazuje, że ona ma tylko 69 lat i co ja sobie wyobrażam i w ogóle, że ze mnie jest wielki parch szatan. No w sumie nic sobie nie wyobrażałem, chciałem być miły, ale jak nie to nie. Zaproponowałem miejsce drugiej pani, która usiadła już bez problemu i udowadniania swojego wieku.

Tu mogłoby się skończyć, ale ponieważ wierzę w karmę, to i karma postanowiła się od razu objawić. Dwa przystanki później do pojazdu wchodzą kontrolerzy, w tym mój kolega. Nie podszedł do nas, sprawdzał przód, a szkoda, bo pani w kwiecie wieku czująca się nastolatką nagle zaczęła wrzeszczeć na kontrolera. Tym razem oberwało się jemu, bo śmiał zażądać od niej dowodu poświadczającego, że ma powyżej 70 lat (nie kasowała biletu, najwidoczniej chciała skorzystać z darmowego przejazdu). Nagle pani poczuła się staro. No cóż, kontroler chyba miał to w nosie, bo uparcie prosił o dowód, inaczej wypisuje mandat. Niestety musiałem wysiąść, ciąg dalszy opowiedział mi kolega - pani dowodu nie pokazała, danych do mandatu nie chciała podać. Pojechała z nimi na końcowy, gdzie czekała już Straż Miejska. Koniec końców dowód się znalazł, ale mandat też był ;-)

komunikacja_miejska kontrolerzy starsze panie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (591)

#35905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szlaban kolejowy, stoimy grzecznie i czekamy aż pociąg łaskawie przejedzie. Z przodu stoi Bardzo Elegancki Samochód, z którego płynie "muzyka", za nim Mniej Eleganckie Auto prowadzone przez starszego pana, potem my, gotując się z powodu gorąca.

Nagle w BES samochodzie otwiera się szyba, z okna wychyla się ręka z popielniczką, której zawartość (razem z chusteczkami i papierosami) ląduje na jezdni. Nie minęło kilka sekund, jak z MEA wysiada starszy pan z własną popielniczką, delikatnie zgarnia co większą zawartość śmieci leżących na ziemi, bezceremonialnie otwiera drzwi BES i wrzuca wszystko do środka, podejrzewam, że prosto na kierowcę.

Wiązanki, jaka wtedy popłynęła z ust kierowcy BES chyba nie zapomnę do końca życia.

kierowcy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1015 (1055)

#32505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zrywanie przez SMS nie jest fajną rzeczą. Mam koleżankę, którą w ten sposób rzucił chłopak. Trochę trwało, zanim zaufała innemu i zaczęła się z nim spotykać, jednak po roku w ich związku coś zaczęło się psuć. Chłopak opuszczał ich spotkania, mętnie się tłumaczył z dziwnych zdjęć na FB z innymi dziewczynami, ogólnie nie wyglądało to ciekawie.

Koleżanka postanowiła z nim zerwać, gdy chłopak wystawił ją do wiatru 30 minut przed weselem, na jakie mieli jechać (koleżanka prawa jazdy nie ma, mieszka na wsi, sobota, autobusy nie kursują). Podwiózł ją sąsiad, ale na ślub nie zdążyła. Grzecznie więc dzwoni do swojego prawie ex, że muszą się spotkać, że ważna sprawa. Ten ją łaskawie upycha w swój zapchany grafik przepełniony grą w Diablo III i wyjściami do klubów.

Koleżanka przychodzi więc do niego na umówione spotkanie, tłumaczy co i jak, że to już koniec, że z nim zrywa i w ogóle papa.

Komentarz ex-chłopaka?

- To nie mogłaś ku*wa mi tego w esemesie napisać, tylko mi się wpier*alasz w grę?

związki

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 994 (1096)

#27969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy może pamiętają zamieszczoną tu rok temu historię o wystawie antyaborcyjnej, którą można było "podziwiać" na częstochowskich murach. Byłem, widziałem, na szczęście wystawa została nieco ukryta i wywieszono ją z tyłu klasztoru (przy wejściu od strony pomnika Jana Pawła II), więc tak bardzo oczy dzieci (i wielu dorosłych) nie raziła.

W parafii teściów odbywają się obecnie rekolekcje, które prowadzi brat zakonny. Trafiłem akurat na mszę dla dzieci, kościół duży, parafia jedna z większych w mieście, więc dzieciaków na mszy pełno. Pomijając fakt, że kazanie dotyczyło spraw homoseksualizmu i walki z kościołem oraz pewnej partii politycznej, całość przebiegała standardowo do chwili, gdy zakonnik poruszył problem aborcji. I tu pojawia się piekielność zakonnika, który nie zważając na obecność w kościele małych dzieci, postanowił swoją rekolekcyjną naukę ubarwić właśnie takimi zdjęciami pochodzącymi prosto z ów wystawy jaka wisiała na murach Jasnej Góry.

Można sobie tylko wyobrazić reakcję takich 4-10 latków, gdy na wielkiej białej płachcie wywieszonej na czas kazania nad ołtarzem pojawiły się zdjęcia płodów, zakrwawionych, okaleczonych. Niejedna starsza osoba odwróciła wzrok, a co dopiero takie dziecko.

Ja rozumiem, że kościół i księża muszą się jakoś ustosunkować do wielu spraw współczesnego świata, ale przecież chyba nie przez takie zachowanie i katowanie dzieci obrazami, do których nie dorosły?

księża

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 610 (768)

#25391

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii opisanej ponad miesiąc temu: http://piekielni.pl/22664 okazał się piekielny dla... mojej babci. Z braku większych dowodów proboszcz nie wnosił skargi oficjalnej, a jedynie ogłosił w kościele, że "z powodów formalnych" pani Jadzia i Stasia nie będą już odpowiedzialne za zbieranie darów/funduszy. W Polsce jak to w Polsce, nic nie pozostaje bez echa i każdy o wszystkim wie, więc pocztą pantoflową i tak ten, kto chciał, to o wszystkim się dowiedział.

Nie wiem, co działo się z obiema "paniami", ale mojej babci zaczęły się dziać dziwne rzeczy. A to śmieci porozrzucane po balkonie (babcia mieszka na parterze), a to klamka wysmarowana bliżej nieokreśloną substancją, okna obrzucone jajkami czy głuche telefony wieczorem i w nocy lub takie z dyszącym głosem w słuchawce. Starszą osobę może to przerazić, zwłaszcza że babcia ma problemy z sercem. O ile pierwsze takie sytuacje można było uznać za jakieś średniej jakości dowcipy, o tyle gdy zaczęły się one powtarzać, rosło coraz większe podejrzenie.

Sytuacja rozwiązała się całkiem niedawno, gdy babcia trafiła do szpitala, a jej mieszkaniem zajmowała się moja kuzynka. Nikt nie wiedział, że jest w mieszkaniu babci, nie wiedział też "żartowniś", więc pewnego wieczoru, myśląc zapewne że nikogo w domu nie ma, postanowił zaszaleć na całego. Finał historii jest taki: Kuzynka na gorącym uczynku przyłapała panią Jadzię, gdy ta z ogromną pieczołowitością rozsmarowywała na drzwiach wejściowych do mieszkania babci wynik swojej "grubszej" potrzeby fizjologicznej.

Babcia po wyjściu ze szpitala nie mogła uwierzyć, że to wszystko prawda (i pewnie nadal nie wierzy, bo nie chce wnieść oskarżenia). Na szczęście współwłaścicielem mieszkania jest też mój wuj i to on zgłosił całą sprawę na policję w związku z niszczeniem mienia. Sprawa o "kradzież" misia zapewne i tak zostałaby umorzona z powodu niskiej szkodliwości czynu, ale tym razem piekielna Jadzia przegięła.

życie

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 693 (713)

#24301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem ostatnio w moim liceum odwiedzić niektórych nauczycieli i poopowiadać im, jak mi się wiedzie w "dorosłym" życiu i dowiedzieć się, co tam nowego w szkole. Od razu na wstępie uraczono mnie historią o jednej z polonistek, która mnie nie uczyła, ale którą znałem, bo czasami miała z nami zastępstwo.

Otóż okazało się, że polonistka została zwolniona w trybie natychmiastowym z powodu romansu z uczniem. Niby nic dziwnego, takie rzeczy się zdarzają nie tylko w Ameryce, tyle że u nas są często tuszowane i zawsze "nic się nie działo". Tutaj jednak było inaczej - prywatne liceum, jedno z lepszych w mieście, rodzice chłopaka wyjątkowo dziani, ufundowali szkole (a raczej pani dyrektor) dwa nowe komputery (jedna z plotek głosiła, że po to, aby synka przepuścić do następnej klasy, bo chłopak absolutnie nie był za nauką, ale patrząc na późniejsze wydarzenia rodzice raczej nie byli z tych, którzy "kupują synowi" promocję do następnych klas), więc sprawa nie mogła się rozejść po kościach. Zwłaszcza, że według zeznań ucznia miało dochodzić do między nim, a nauczycielką do seksu (wymuszanego przez polonistkę), pod pozorem stawiania mu lepszych ocen.

Oczywiście nikt nie zapytał polonistki o jej wersję wydarzeń, a ta najwyraźniej była w zbyt dużym szoku, aby się odwoływać czy składać sprawę w sądzie. Dodatkowo nikt nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić w dzienniku, jak kształtują się te rzekomo lepsze oceny ucznia, zdobyte przez seks. Brak reakcji uznany został za przyznanie się do winy, nauczycielkę zwolniono, rodzice chłopaka odpuścili i na około miesiąc był spokój. Do czasu, aż mądry synek nauczony doświadczeniem z przeszłości postanowił najwidoczniej ponownie zastosować swój świetny zabieg, tym razem kierując go w stronę nauczycielki biologii, która wg jego zeznań nie chciała go poprawiać na semestr.

Wybuchła kolejna afera, chłopak podał identyczną wersję wydarzeń! Kolejny raz dyrekcja nie miała zamiaru słuchać wersji nauczycielki i od razu wystawiła jej świstek ze zwolnieniem dyscyplinarnym. Tutaj jednak do akcji wkroczyli rodzice chłopaka, którzy na własną rękę zaczęli badać sprawę, porozmawiali z biologiczką, następnie odnaleźli kontakt do polonistki, i skonfrontowali ze sobą całą trójkę.

Dzisiaj sprawa wygląda następująco: przeciwko chłopakowi toczą się dwie sprawy o zniesławienie, został wyrzucony ze szkoły (a był w klasie maturalnej), dyrektorka została odwołana ze stanowiska i czeka na kadrowe decyzje w jej sprawie. A wszystko zaczęło się od tego, że chłopak podczas imprezy rzucił głupią plotkę, że ma "wtyki" u polonistki i jak będzie chciał, to nawet na 5 zaliczy każdy semestr. Plotkę podchwyciła najpierw grupa imprezowiczów, potem cała szkoła, a kiedy urosła ona już do rangi "ocen za seks" chłopak nie widział innego wyjścia jak kontynuowanie tej świetnej zabawy i utrzymywania swojej wersji przed dyrektorką i rodzicami.

A wystarczyło tylko raz zaprotestować.

kochane szkolnictwo

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 816 (854)

#22664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia kościelna, ale bez piekielnego księdza. Piekielne były panie z kółka różańcowego, rodziny Maryjnej czy innego zgromadzenia działającego przy parafii.

Przed świętami w kościele zorganizowano kolejną edycję paczki dla ubogich dzieci (kto chciał przygotowywał paczkę słodyczy, owoców, przyborów szkolnych, ubrań za niewielką kwotę 20-30zł, następnie przynosił to do kancelarii parafialnej, zakrystii lub do wyznaczonych osób z w/w zgromadzeń, powiedzmy Jadzi i Stasi).

Otóż paczki zaniesione do kancelarii i zakrystii były pełne słodyczy, owoców i ogóle prezentowały się dość "bogato", natomiast te, które trafiały do pań z kółka różańcowego okazywały się wyjątkowo "ubogie". No trudno, przyszły święta, dokupiono trochę rzeczy to tych "uboższych" paczek, żeby dzieciaki nie czuły się gorzej.

Piekielnie zrobiło się w chwili, gdy pani Jadzia niefortunnie zaprosiła do siebie swoją koleżankę (a moją babcię:), która zrobiła jedną z takich paczek i gdy pani Jadzia "pochwaliła się" jej nowym nabytkiem - pluszowym misiem, którego chciała dać wnukowi na Gwiazdkę. Niby nic dziwnego, ale pluszowy miś był zabawką przywiezioną z Belgii przez moją babcię kilka lat temu i sam miał posłużyć jako prezent, dodatkowo był opakowany w specyficzny sposób (jeden róg pudełka był lekko zagięty) - a skoro leżał nieużywany i zakurzony, to babcia postanowiła go dać jakiemuś dzieciakowi. I na pewno nie miał być to wnuk pani Jadzi.

Jak się okazało, pani Jadzia i pani Stasia postanowiły sobie nieco osłodzić święta i z przyniesionych paczek wybierały co fajniejsze słodycze i owoce. Sprawa jest o tyle poważna, że w ubiegłych latach obie panie również brały udział w tych akcjach z paczką, a dodatkowo zbierały też pieniądze na różne misje, katolickie środki przekazu, szkoły katolickie i tak dalej, a teraz istnieje podejrzenie, że podbierały sobie nie tylko słodycze, okradając tym samym dzieciaki...

parafia w Krakowie

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1251 (1275)