Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

andtwo

Zamieszcza historie od: 13 grudnia 2016 - 19:11
Ostatnio: 24 grudnia 2020 - 14:31
  • Historii na głównej: 17 z 18
  • Punktów za historie: 2387
  • Komentarzy: 351
  • Punktów za komentarze: 2807
 

#82187

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #82177 przypomniała mi o istnieniu pewnej osoby.

O koledze cwaniaczku.

Na studiach poznałam [B]asię, [P]iotrka i [J]anusza.
Chodziliśmy do jednej grupy i jeździliśmy tym samym pociągiem. Ja jestem z innej miejscowości, więc wsiadałam ostatnia (i pierwsza wysiadałam).
Z Basią i [P] się przyjaźniliśmy, [J] od początku był w swoim świecie.

Im bliżej było końca studiów, tym bardziej nam się pociągiem na uczelnię nie chciało jeździć, zwłaszcza [P]. Dlatego [P] raz na jakiś czas (czasem raz w tygodniu, czasem częściej, czasem rzadziej), brał auto, a ja i Basia dorzucałyśmy się do paliwa. Stałą stawkę ustalił [P], zero kłótni i jakichś dziwnych akcji. Zawsze rozliczaliśmy się na powrocie pod moim domem.

W końcu [J] zauważył, że bez sensu, żeby on pociągiem jeździł, jak tu ma taki transport i zaczął się zabierać z nami. Po 2-3 jazdach z [J], [P] powiedział wkurzony mnie i Basi, że [J] za każdym razem po prostu wysiadał z auta, jak by temat paliwa nie istniał.
Przy następnej okazji razem z Basią głośno przy [J] uzgodniłyśmy, że rozliczamy się przed podróżą z powrotem.
Od tamtej pory [J] bardzo chętnie z nami na uczelnię jechał, ale nigdy nie wracał. Skoro on tak, to my tak - rozliczamy się od razu po wejściu do auta. Przestał z nami jeździć w ogóle.

Ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie umieścić kilku innych ciekawostek o [J].

Obrony. Składka na kwiaty dla prowadzących. [J] musiał z własnej kieszeni dorzucić 1,5 zł i kazał się ludziom na tę kwotę składać. Dała jedna osoba, bo zbierać po 15 groszy od każdego to trochę głupio. Zostały 2 bukiety? Oczywiście weźmie je [J].

Po obronie. [Z]najomy postawił whisky, trzeba było dokupić colę. [Z] poprosił [J], żeby kupił colę, ale ten odmówił ("dlaczego ja?"). Kupił ktoś inny. Zostało pół butelki whisky, które [J] po prostu sobie zabrał.
(Ja broniłam się w innym terminie).

W naszej grupie na studiach kilka osób brało udział w wyścigu szczurów, w tym [J]. Brali udział w czym popadnie, żeby dostać wysokie stypendium.
Po studiach jedna z dziewczyn i [J] nadal się udzielali na uczelni, zapisali się na doktorat. Oboje też postanowili startować do wyborów uczelnianych. Dziewczynie się udało, [J] się nie dostał i zaczął rozpowiadać, że jest bezczelna (?!) i chodzi jej tylko o pieniądze. Sam na studiach pobierał 2 tys zł z tytułu kilku stypendiów. Ponieważ nie dostał się do rady uczelni, z doktoratu również zrezygnował.

Basia i [J] to kuzyni, więc Basia zaprosiła [J] na swoje dwudniowe wesele. W kopercie dostała od niego 200 zł. Później [J] zaprosił Basię na swoje dwudniowe wesele, przy proszeniu żarciki o grubej kopercie, dużo żarcików. [J] musiał być zachwycony, dostając od Basi 200 zł :)

[P] wraz z ojcem kupili lawetę i na tym zarabiali.
Pewnego dnia do Basi dzwoni [J], czy mogłaby go zholować, bo brakło mu paliwa. Basia poinformowała, że nie da rady, bo są właśnie na weselu. [J] stwierdził, że zadzwoni do [P], ale Basia poinformowała go, że on też jest na tym samym weselu.
Mimo to [J] zadzwonił do [P] z tym samym pytaniem:

[P] jestem na weselu, nie dam rady. Ale mogę do ciebie wysłać mojego tatę z lawetą.
[J] Oo super, to ja jestem tu i tu, niech szybko podjedzie bo mam mało czasu.
[P] Ok, tylko to będzie kosztować X zł.
[J] A to nie może mnie za darmo odholować?
[P] stary to jest laweta, samo paliwo kosztuje, a mój tata za darmo też jeździć nie będzie.
[J] To ja zapłacę ci później
[P] To nie ja cię będę holować, tylko mój tata, musisz mu zapłacić od razu (dobrze wiedział, że później znaczy nigdy).
[J] To ja sobie inaczej poradzę.

Nadmienię, że mógł po prostu iść na stację i kupić kanister, auto mu odmówiło posłuszeństwa w środku miasteczka.

należy mi się

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (177)

#82093

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiad sąsiadowi współlokatorem.

Mama moja mieszka sobie w bloku. Kilka miesięcy temu do mieszkania pod nią wprowadziła się kobietka z chyba mężem i kilkuletnim dzieckiem. Opis rodzinki znam tylko z opowieści. On: wyglądem przypominający kryminalistę (ale podobno miły). Ona: wiecznie jakaś taka wystraszona.

Pewnego dnia sąsiadka ta zawitała do mamy z ogromną prośbą.
Otóż czy moja mama mogłaby ich zameldować w swoim mieszkaniu na miesiąc? Potrzebują meldunek, aby otrzymać jakieś dodatki finansowe z gminy na dziecko. Pierwsze pytanie mojej mamy, to dlaczego nie zamelduje ich właściciel mieszkania, w którym faktycznie mieszkają już od kilku miesięcy? Odpowiedź - właściciel nie chce ich zameldować (swoją drogą, myślę, że umowę najmu mają, w tej sytuacji właściciel chyba powinien ich zameldować?).
Sąsiadka zaproponowała kilkadziesiąt złotych za meldunek, a mama powiedziała, że musi się zastanowić (chyba była po prostu w szoku).

Sąsiadka wróciła na drugi dzień i usłyszała, że mama ich nie zamelduje.
Jej reakcja? W oburzeniu wypowiedziane słowa: "myślałam, że się pani zgodzi"...

Sąsiadka

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (136)

#82135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w pewnym zakładzie produkcyjnym w trudnej branży. Ze względu na wysokie kary finansowe, nie ma miejsca na najmniejsze błędy w dostawach do klientów. Właściwie nie ma miejsca na jakiekolwiek błędy, ponieważ produkt finalny naszych klientów jest ściśle związany z bezpieczeństwem użytkowania. Kiedy widzicie w tv nowy produkt naszego klienta, wiedzcie, że masa ludzi przeszła przez piekło, żeby ten produkt powstał. :)
Wydawać by się mogło, że kadra zarządzająca i kierownicza musi mieć łeb na karku. A tak jest u mnie:

1. W magazynie wyrobów gotowych pracował facet, który znał się na rzeczy, zero błędów, pełna kontrola nad swoją robotą. Ale tak dobry pracownik był też potrzebny w innym dziale, więc dyrektorka go przesunęła, a na jego miejsce dała chłopaka, który jest miłym człowiekiem, ale do roboty ma dwie lewe ręce. I się zaczęło: wysyłanie do klienta pustych palet bez towaru zamiast z towarem, wysyłanie więcej towaru, niż jest w dokumentach, wysyłanie towaru bez dokumentów. Za każdym razem firma dostaje karę finansową. Chłopak pracuje na tym stanowisku od roku i naprawdę nie rozumiem, dlaczego.

2. Ponieważ mistrz magazynu wyrobów gotowych wraz ze swoimi pracownikami ciągle coś zawala (patrz pkt.1), to decyzja dyrektor: pracownicy działu logistyki mają pilnować, żeby tych błędów nie popełniali. Jeśli dalej będą błędy, konsekwencje zostaną wyciągnięte od pracowników logistyki.

3. Mistrz magazynu wyrobów gotowych potrafi szukać towaru na swoim magazynie 5 razy i go nie znaleźć, twierdzi, że tego nie ma. Pracownik logistyki musi mu pokazać palcem. Żeby to jeszcze był ogromny magazyn zawalony towarem, ale towar właściwie schodzi z produkcji i prawie od razu jest ładowany na samochód.

4. Magazyn surowców nie wyrabia się z przyjęciem towaru do systemu. Decyzja dyrektor: pracownicy logistyki mają pilnować pracowników magazynu surowców, aby na czas towar był przyjęty do systemu. W przeciwnym razie pracownikowi logistyki zostanie odebrana premia (z tego na szczęście dyrektor wycofała się już na drugi dzień).

5. Dyrektor otrzymała informację od naszego dostawcy o końcu życia naszej formy (forma do produkcji komponentu) rok przed jej faktycznym zużyciem. Przez rok temat co jakiś czas przypominany przez pracownika logistyki. W końcu forma się posypała, nie jest w stanie produkować pod bieżące potrzeby naszego klienta i cudem jest, że w ogóle jeszcze wychodzą z niej jakieś sztuki. Dyrektor szybko znalazła winnych w dziale logistyki, bo ona sama przecież nic o tym nie wiedziała. Od naszego dostawcy, który na formie pracuje, żąda poniesienia wszystkich kosztów związanych np. z dodatkowymi transportami. Jednocześnie w dalszym ciągu nie dała zgody na pilną naprawę formy, czekając na cudowne, darmowe samonaprawienie.

6. Pewnego dnia przyszedł mail, ja dostałam go do wiadomości. Kompletnie nie rozumiałam treści, udałam się więc z wydrukowanym mailem do Kierownika Technologii, który był jako jeden z głównych odbiorców.
[J] słuchaj, przyszedł taki mail i kompletnie nie wiem...
[KT] ale to nie mój problem, to ty dostałaś maila
[J] no właśnie to ty dostałeś tego maila
[KT] aha, pokaż...
Ten pan już tam nie pracuje.

7. Pracownicy produkcyjni mieli wyrobiony limit nadgodzin za cały miesiąc jeszcze przed jego zakończeniem. Ci, którzy jeszcze nie osiągnęli tego limitu, byli do nadgodzin zmuszani ("jutro możesz już nie przychodzić"). Następnie dyrektor zabierała premię (jeden ze stałych składników wynagrodzenia), i pracownicy dostawali taką wypłatę, jak by nadgodzin w ogóle nie mieli.

8. Na święta wszyscy dostają dość wysoką premię świąteczną, bo 400 zł. W ostatnie święta dyrektor stwierdziła, że to za dużo, ale zmniejszyć nie mogła, więc zabrała 200 zł ze zwykłej, stałej premii.

9. Wiecznie jest tak, że komponenty są w systemie, a w trakcie produkcji okazuje się, że ich nie ma (mam tutaj na myśli braki liczone w tysiącach sztuk/ w paletach) Kto winny? Oczywiście dział logistyki, który nie ma żadnego wpływu na stany systemowe i fizyczne. Dział logistyki się wkurzył i pokazał dyrektorce zdjęcia wielkiego kontenera zawalonego półwyrobami, tzw. odpady produkcyjne. Produkcja te odpady powinna ściągać z systemu, ale tego nie robi. Czy dyrektor coś z tym zrobiła? Nie, bo nie potrafi rozwiązać tego problemu. Za to dział logistyki musi lepiej pilnować stanów swoich detali. Dyrektor nie jest w stanie wyjaśnić, w jaki sposób pilnować stanu trzystu detali, nie mając systemu.

10. Dział technologii przysłał maila do logistyki, aby asap wysłać zapytania ofertowe na detale do produkcji dla nowego klienta. Klient super ważny. Odpowiedź logistyki: Ok, zapytania ofertowe zostaną wysłane, jak tylko Technologia udostępni rysunki techniczne. Następuje miesiąc ciszy. Po miesiącu dział technologii pyta, czy logistyka ma już oferty. Po otrzymaniu odpowiedzi, że ofert nie ma, technologia biegnie do dyrektor, że logistyka od miesiąca nic nie robi z tematem. Technologia nie potrafi wyjaśnić, jak złożyć zapytanie ofertowe, nie mając rysunku technicznego (tutaj może wyjaśnię: żeby dostawca był w stanie zaproponować nam cenę za dany komponent, to musi otrzymać rysunek techniczny, aby znać wymiary detalu, łatwość jego wyprodukowania, rodzaj i masę materiału, z którego detal ma zostać wykonany i inne).

Muszę zaznaczyć, że żadna z zatrudnionych osób nie jest rodziną z dyrektor ani nic podobnego (dyrektor jest z innego miasta, z innego województwa).

Jak się spodoba, będą kolejne kwiatki. :)

zakład produkcyjny_zarządzanie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (182)

#82046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce kilka lat temu.
Pewnego dnia mój policzek potroił swoją wielkość, a jeden z zębów niemiłosiernie zaczął boleć. Pobiegłam do dentysty, coś mi tam zrobił, żeby objawy szybciej minęły i wypisał mi skierowanie do specjalistycznej przychodni stomatologicznej w tym samym mieście, bo ząb jedynie do wyrwania.

Opuchlizna zeszła, pobiegłam więc do tej przychodni.
A tam chirurg poinformował mnie, że:
- skierowanie jest nieważne, muszę załatwić sobie nowe, żeby wykonać zabieg na NFZ (dentysta, który mi wypisał skierowanie miał podpisaną umowę z NFZ, no ale dobra)'
- jak już zdobędę nowe skierowanie, to najbliższy wolny termin przypada na za rok'
- mogę wyrwać u nich prywatnie, będzie to kosztować 500 zł + znieczulenie i zapraszają za 3 dni.

Jeszcze nie zwariowałam, żeby za wyrwanie zepsutego zęba płacić tyle kasy, albo rok czekać z wyrwaniem, więc podziękowałam.

Znalazłam w necie innego [C]hirurga, kilka osób poleca, jadę.

[C bardziej do siebie] To skierowanie się nie nadaje, ale to sobie sam wypiszę.
[C już do mnie] Normalne znieczulenie 30 zł, lepsze znieczulenie 50 zł, które dać?
Za wyrwanie zapłaciłam całe 50 zł.
Jego gabinet w ciągu kilku lat zyskał ogromny prestiż, a on sam jest uznawany za jednego z najlepszych specjalistów w okolicy.

Da się? Da się.

NFZ

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (227)

#81932

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, cz. 1.


Razem z [S]iostrą przeżyłyśmy wiele trudnych chwil, byłyśmy właściwie zdane same na siebie, kłóciłyśmy się i obrażałyśmy na siebie często, ale lubiłyśmy swoje towarzystwo. Albo ja lubiłam, a siostra to wykorzystywała.

Obecnie nie utrzymujemy kontaktu. Nie z powodów wymienionych poniżej, ale myślę, że już one są wystarczającym powodem, aby trzymać się od tego typu człowieka z daleka, jeśli tylko jest taka możliwość. W historii gościnnie występuje mój wtedy [N]arzeczony, dziś mąż.
Sytuacje miały miejsce na przestrzeni kilku lat.

SAMOCHÓD

Miałyśmy wspólny samochód od dziadka. [S] w nim nie sprzątała, ani go nie myła. Nie jeździła na wymianę kół (bo "przecież Ty jeździsz zawsze, to mechanik już Cię zna"), nie jeździła na przeglądy, nigdy.

1. Nie raczyła odśnieżać wjazdu do garażu (bez odśnieżenia nie było opcji wyjechania), bo ona auta nie potrzebuje. Więc odśnieżałam ja. Godzinę po odśnieżeniu samochód był jej super hiper mega potrzebny. I krzyk, bo jej kluczyków nie chcę dać (w końcu dawałam).

2. [S] była STUDENTKĄ, nie będzie więc na zajęcia jeździć pociągiem, tylko autem. I chyba mnie pogrzało, że ona ma tankować za swoje. I co z tego, że jednorazowa podróż tam-powrót kosztuje 30 zł, od dziadka weźmie na benzynę (jak jeszcze żył). Jaka szkoda, że z tak ekonomicznym podejściem studia zakończyła na etapie 2-go roku, na najłatwiejszym wydziale. A ja głupia całe studia pociągiem jeździłam, bo szybciej, niż autem i tanio (oczywiście też mi się zdarzyło raz na jakiś czas jechać autem, częściej szkoda mi było pieniędzy- i moich, i dziadkowych).

3. Samochód na benzynę, palił jak smok, więc kiedy zaczęłam pracować i częściej autem jeździć, zaproponowałam [S] założenie gazu (dziadek już nie żył i nie miał kto za [S] tankować). Pomysł się nie spodobał, bo "gaz powoduje, że auto traci na mocy". Na nic tłumaczenia, że 15-letnie auto z silnikiem 1,4 nie ma gdzie stracić na mocy, a 10 litrów benzyny na 100 km to naprawdę dużo. W końcu stwierdziła "rób co chcesz". Gaz założyłam. [S] nigdy się nie dorzuciła, ale nagle samochód był jej 3 razy częściej potrzebny, niż wcześniej.

4. Samochód stary, wymagał pilnego i generalnego remontu, zaczął stwarzać zagrożenie na drodze, a także zbliżał się koniec przeglądu. [S] o tym wiedziała.
Pojechałam do mechanika. Werdykt: 1600 zł. Dodatkowo postanowiłam naprawić klimę, bo latem nie dało się wytrzymać. Z [S] co lato była mowa, jak by to było super znowu mieć klimę.
Autko odebrane, przegląd podbity, po połowę kasy zwróciłam się do siostry.
Wywiązała się mniej więcej taka rozmowa:
[S] ja za żadną naprawę nie będę płacić, bo prawie w ogóle nie jeżdżę autem
[J] A czym w takim razie do tej pory do roboty jeździłaś?
[S] A z jakiej racji ja mam płacić za klimę? ja klimy nie potrzebuję
[J] Ok, za klimę nie musisz mi zwracać, ale jak będziesz używać, to zwrócisz, proste
[S] Nie będziesz sobie ustalać zasad

Potem stwierdziła, że za naprawę też jednak nie zapłaci, a ja zdecydowałam więcej się nie dawać wykorzystywać, więc zabrałam kluczyki. Krzyków i wyzwisk nie było końca. Poinformowałam [S], że skoro nie stać jej na utrzymanie samochodu, to jeździć nim nie będzie i ma mi swoją połowę sprzedać - o auto nigdy nie dbała, wszystko przy nim robiłam ja.
Postanowiłam wykorzystać też fakt, że [S] od miesięcy była mi winna pieniądze, akurat połowę wartości auta (wartości przed naprawą). Auto w końcu mi sprzedała, nie miała wyjścia. I pewnie stwierdzicie, że w tej sytuacji to ja byłam piekielna, ale spróbujcie postawić się na moim miejscu, albo poczekajcie z oceną do końca historii.

DOM

Najpierw zmarła babcia, potem ojciec, na końcu dziadek. Matka z nami nie mieszkała. Dom od lat zaniedbany. Ojciec domem w ogóle się nie zajmował, dziadkowie za starzy, ja robiłam, co byłam w stanie.

1. Miałyśmy ustalony grafik palenia w piecu. Za [S] często palił jej chłopak. Ale kiedy za mnie czasami palił [N], to oczywiście to jest niesprawiedliwe i palenie [N] się nie liczy. A kiedy [N] się wprowadził, stwierdziła, że w ogóle
palić w piecu nie będzie, bo jej to nie potrzebne, więc jak chcemy, to sobie sami możemy palić. Myślała, że nie da się odciąć jej grzejników od ciepła. Jak jej tyłek przemarzł przez jedną noc, grafik znów zaczął obowiązywać :) Ale
najpierw oczywiście była awantura, jakim prawem zablokowaliśmy jej grzejniki.

2. Zimą nie odśnieżała ani chodnika, ani placu, bo nie.

3. Trawnik kosiłam tylko ja, bo [S] skoszony trawnik nie jest potrzebny.

4. Segregacją śmieci zajmowałam się ja, od [S] wymagałam ich wystawiania przed dom co drugi miesiąc (na przemian ze mną). Wiecznie jej o tym przypominałam i musiałam się o to prosić. W pewnym momencie powiedziała, że ona ma w d... śmieci i nie będzie ich wystawiać (a produkowała je na potęgę).

5. Mycie schodów wejściowych, zamiatanie schodów do piwnicy i samej piwnicy - ona tego nie będzie robić, bo ja tego nie robię i kłamię, że to robię.

6. Mycie okien na święta. Okien dużo, nigdy się nie zdarzyło, żeby umyła swoją połowę. Po umyciu dwóch okien była zmęczona obowiązkami domowymi na kolejne 2 miesiące.

7. Zaproponowałam [S], żeby kupić wspólnie suszarkę na ubrania, taką najtańszą, za 30 zł. Ona tego nie potrzebuje. Ok, kupiłam sama. Suszarka najczęściej zajęta ciuchami [S], potrafiła nawet ściągnąć moje jeszcze mokre, żeby powiesić swoje. A jak jej zabroniłam suszarki używać, to wielka kłótnia na tematy 5 lat do tyłu.

8. Wraz z [N]arzeczonym wyremontowaliśmy dla siebie piętro. [S] bardzo mi zazdrościła, więc po rozmowie z [N] powiedziałam [S], że [N] może wyremontować jej część domu (parter). Zapytała, ile by ją to kosztowało. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że [N] nie wspominał o zapłacie, ale może mogłaby mu dać np. tysiąc zł?
To była tylko moja propozycja, generalnie powinna się dogadać z [N]. Miałby on skuć całą łazienkę, wyburzyć ściankę, zamurować drzwi, zerwać boazerię w kuchni i przedpokoju ze ścian, ściany przygotować pod malowanie, położyć podłogę w kuchni i przedpokoju, ewentualnie położyć płytki na ścianę w kuchni. Potem pewnie by jej meble poskręcał i inne pierdoły. [S] była oburzona, że w ogóle miałaby mu coś zapłacić, więc się nie zdecydowała.

9. Wiecznie musiałam szukać swoich ubrań i kosmetyków. Czasami moje rzeczy znajdowały się u jej koleżanek, bo pożyczała dalej. A jak raz na ruski rok się zdarzyło, że ja coś pożyczyłam, to wielka awantura.

10. Imprezy. Siedziało się najczęściej na poddaszu/ 2-gim piętrze, więc do drzwi wejściowych daleko. Goście [S] wychodzili grubo po północy, [S] nigdy ich nie odprowadzała do drzwi, a oni albo nie umieli, albo im się nie chciało ich
zamknąć. I tak przez pół nocy od ulicy można było podziwiać otwarte drzwi na oścież. Reakcja [S] na moje uwagi, żeby zamykała drzwi za ludźmi- "O co Ci chodzi, przecież nie ma co ukraść". Jedna dziewczyna poprosiła kiedyś o odprowadzenie do drzwi, bo była pierwszy raz. Usłyszała "nie no dasz radę sama".

11. Nie wiem, jak to wyglądało, kiedy nie było mnie w domu, ale kiedy byłam, [S] nigdy nie reagowała na dzwonek do drzwi. Za każdym razem słyszałam "sama idź otworzyć". Nie ważne, że byłam w toalecie, albo gdzieś się szykowałam i
byłam w bieliźnie.

12. Widzieliście u kogoś, z wewnątrz lub z zewnątrz, odsuniętą prawie do połowy firankę w oknie? Ja nie widziałam. Na swoim piętrze [S] postawiła na parapecie od strony drogi radio. Przez to firanka wiecznie była na 3/4 okna. Z zewnątrz wyglądało to jak w melinie. Poprawiałam ja. Mówiłam raz, drugi, trzeci, do jasnej ciasnej, nie może tej firanki poprawić po włączeniu/ wyłączeniu radia? I czy w ogóle jej przesuwanie jest konieczne? Jak grochem o ścianę. W końcu [N] się wkurzył, radio schował (radio wspólne). Reakcja? G...o nas to powinno obchodzić, bo to jej część domu. Racja, ale z zewnątrz nigdzie nie jest napisane, że to jej część, a ja nie mam ochoty na opinię niechluja.

13. Pewnego dnia zgubiła indeks (a był jej pilnie potrzebny). Krzyki na pół ulicy, że to wina moja i jej ówczesnego chłopaka, absolutnie nie jej. I że w takim razie mamy pomóc jej szukać.

14. Wiecznie się kłóciłyśmy, że ta druga nic nie sprząta w domu. Więc zakładałyśmy plik, w którym każda miała zapisywać wszystko, co w danym dniu zrobiła. Kiedy po miesiącu się okazywało, że jednak ja robię znacznie więcej, to [S] stwierdzała, że ona połowy nie wpisała, bo zapomniała, a w ogóle to prowadzenie pliku jest bez sensu. I tak kilka razy.

15. Kiedy nie odbierałam od [S] telefonu i nie oddzwaniałam w ciągu 5 minut, miała wielkie pretensje. Kiedy nie odebrałam telefonu i od razu oddzwaniałam, w 99% przypadków nie odbierała. Nie odbierała też przez kolejne pół godziny. Kiedy jej to wypominałam, słyszałam: "ojejku jejku, hehe". Chciała mi wmówić, że dostaje raporty, że przeczytałam smsa od niej.

16. Niszczyła dosłownie wszystko, co tylko wzięła do ręki. Kiedy potrzaskała moją kolejną wysoką szklankę (chyba dwunaste z kolei szkło), zażądałam, aby odkupiła mi komplet 6 kieliszków do wina, najtańszy jaki będzie w sklepie. [S] nic mi nie będzie odkupywać, bo ona tą szklankę normalnie postawiła, ale szklanka się przesunęła i sama potrzaskała. Nigdy nie odkupowała rzeczy wspólnych, które zniszczyła, ale kieliszki udało mi się wyegzekwować.

Kiedy wymagałam od niej czegokolwiek związanego z domem, za każdym razem kończyło się kłótnią, krzykiem i poinformowaniem mnie, że "nie jestem jej matką, żeby jej rozkazywać".

Awantur było coraz więcej, w końcu [S] stwierdziła, że ze mną mieszkać się nie da, więc wyprowadziła się do najbliższego miasta. Jej zdaniem przez moje zachowanie wyrzuciłam ją z jej własnego domu.

Później zażądała, żebym płaciła jej czynsz za mieszkanie w naszym domu. Mój argument, że mieszkam w swojej połowie, a nie w jej, dotarł za trzecim razem.

Wnioski:
- jeśli ktoś wiecznie wam powtarza, że kłamiecie, a wiecie, że mówicie prawdę, to znaczy, że ta osoba kłamie bardzo często
- jeśli pokażecie, że wam na czymś zależy, egoista zawsze to wykorzysta przeciwko wam
- jeśli z kimś się kłócicie, a ta osoba zaczyna wyciągać stare kłótnie z waszej winy, niepowiązane z aktualną kłótnią, to znaczy, że wie o swojej winie, ale za wszelką cenę chce to ukryć.

rodzina

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (198)

#81837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O sprzedaży działki.

[B]rat mój miał działkę, a dokładniej to połowę dość małej działki. Druga połowa należała do obcego nam starszego małżeństwa (na potrzeby historii Kowalskich), którą to połowę zakupili jakiś rok wcześniej.

Kowalscy postanowili kupić także część działki od brata, bo bez niej nie mieli możliwości zrobić/ postawić czegokolwiek na już posiadanym kawałku. W tej sprawie Kowalscy przyszli do mnie (brat od lat mieszka za granicą i przylatuje do Polski tylko jeśli musi).

Wzięłam od Kowalskich numer telefonu, a następnie poinformowałam brata o możliwości sprzedaży działki. Brat stwierdził, że chętnie działkę sprzeda i żebym wszystko załatwiła. Nie chciał, żebym podała Kowalskim jego numer telefonu. Na załatwienie wszystkiego, co trzeba przy sprzedaży działki się zgodziłam. Myślałam, że będzie miło i przyjemnie, jednak musiałam się użerać z co chwilę dzwoniącymi Kowalskimi (niedziela wieczór? świetny moment, żeby po raz setny zadzwonić i zapytać, kiedy brat przyleci) i bratem, który nie potrafił się określić, kiedy może przylecieć podpisać umowę przedwstępną.

Działka została wyceniona na 10 tys. Z bratem ustaliliśmy kwotę sprzedaży 15 tys., aby zwróciły się koszty jego dwóch lotów do Polski (na podpisanie umowy przedwstępnej i tej właściwej) oraz koszty dokumentów, mojego jeżdżenia, wyceny. Ważny też był fakt, że Kowalskim na działce zależało (bo już kupili pierwszą część).

Kowalscy o cenie poinformowani telefonicznie, na co oni, że by chcieli za 12 tys. Ja twardo przy swoim, więc „dobra-dobra, dogadamy temat przy podpisywaniu umowy przedwstępnej". Brata oczywiście poinformowałam, za ile Kowalscy chcą działkę kupić, w odpowiedzi usłyszałam, że nie ma takiej opcji, ma być 15 i koniec kropka.

Brat przyleciał podpisać umowę przedwstępną, pojechaliśmy do Kowalskich, siadamy we czwórkę przy stole.

Zaczynam ja, jako że miałam wypełnić umowę o właściwe dane:
[J] Cena działki pozostaje taka, jak informowałam, czyli 15 tys.
[K] No my byśmy jednak chcieli kupić za 12 tys (negocjacje, wiadomo).
I tu oczy Kowalskich skierowane zostały na właściciela działki, czyli mojego brata.
[B] "Niech będzie za te 12 tys., nie będę się przecież kłócił o jakieś 200 euro" (tak, wiem, że 200 euro to nie 3 tys., brat po prostu chciał podkreślić, że nie ma co się kłócić o małą kwotę, jak by powiedział 700 euro, już by tak lekko nie zabrzmiało).
[Ja wtf?] Yyy, jesteś pewien?
[B] No tak, nie ma co przeciągać.
[K] Tak-tak, w końcu to [B] jest właścicielem i z nim rozmawiamy.

Ostatnie zdanie Kowalski wypowiedział niesamowicie piskliwym tonem, świadczącym o wysokim poziomie podniecenia. Wcale mu się nie dziwiłam, ale ciśnienie miałam wysokie.

Nastąpiła dłuższa chwila przerwy z mojej strony, w końcu pozbierałam szczękę z podłogi i umowę wypełniłam. Na 12 tys.

Wsiadamy do auta. Już mam pytać brata, co to kur.. było, a on:
[B] Kur.. cena miała być 15 tys.! ładnie zje...aś!
[J] Chłopie, a czego się spodziewałeś?! że nie będą próbować negocjować?! I po kiego od razu zaklepałeś ich cenę, zamiast samemu negocjować?!
[B] Kur.. ja myślałem, że wchodzimy, podpisujemy i wychodzimy, że cena jest dogadana! Ja nie umiem negocjować, przez Ciebie straciłem 3 tys!
[J] Trzeba było to powiedzieć przed spotkaniem, albo choćby już na spotkaniu „siostra, ty negocjuj", cokolwiek, byle nie zgadzać się na starcie na ich cenę!

I tak się wymienialiśmy uwagami do jego wylotu, oboje bardzo mądrzy po fakcie.

Ta sytuacja miała miejsce kilka lat temu, ale do dzisiaj mam do siebie ogromne pretensje, że pozwoliłam, aby tak to się potoczyło, mimo, że to nie moja działka i nie moje pieniądze.
Brat za załatwienie sprzedaży tej działki tysiaka mi odpalił (po odjęciu jeżdżenia i kosztów dokumentów na czysto miałam połowę, więc niby ok, ale te pieniądze nie były warte moich nerwów).

Brat jest starszy ode mnie o 5 lat. Zaraz po sprzedaży działki poinformowałam brata, że nigdy więcej nie będę jego pośrednikiem w sprzedaży czegokolwiek. Do dzisiaj brat ma do mnie pretensje o tę sytuację. Obecnie nie utrzymujemy kontaktu ze względu na dom, który jego nie był i nie jest, ale to temat na inną historię.

Sprzedaż działki

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (144)

#81718

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy umowę na telefon stacjonarny na czas nieokreślony.

Jako osoba decyzyjna jestem podana ja, wraz z moim numerem telefonu.
Umowa na dziadka Antka, już nieżyjącego.
Niebawem będę telefon likwidować z przyczyn oczywistych (co powinnam zrobić już dawno, ale to nie jest istotne :)).

Dzwoni [K]onsultantka.
[K] Dzień dobry, nazywam się..., dzwonię z firmy..., chciałabym rozmawiać z Panem Antonim.
[J] Dzień dobry, jestem osobą decyzyjną, w jakiej sprawie Pani dzwoni?
[K] Obecnie mają Państwo umowę na czas nieokreślony, chciałabym podpisać umowę na czas określony (dosłownie tak powiedziała).
[J] Wie Pani, nie będziemy podpisywać żadnej umowy, będę całkowicie likwidować telefon.
[K z lekkim prychnięciem] Ja sobie na ten temat porozmawiam z Panem Antonim, do widzenia.

Z takim podejściem konsultanta nie spotkałam się nigdy, a i oni myślę, że inaczej podchodzili do tematu, dzwoniąc do ponad 80-letniego klienta. Nigdy też nie miałam problemu, żeby za dziadka wszystko załatwić, a ci bardziej gorliwi konsultanci po minucie rozmowy z dziadkiem prosili, abym zabrała dziadkowi słuchawkę (był głuchy jak pień :D).

call center

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (164)

#80671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osoby do pracy z polecenia.

Historia 1.
Kończyłam roczny staż w bardzo dobrym zakładzie produkcyjnym - praca biurowa, świetne warunki, wspominam bardzo miło :) Mój przełożony nie mógł znaleźć nikogo na moje miejsce, więc zapytał, czy nie mam koleżanki bez pracy. Lubię pomagać innym, sama chciałabym dostać taką szansę, więc zaczęłam pytać znajomych. W końcu znalazłam jedną dziewczynę, koleżankę koleżanki mojej siostry (przyjmijmy Ania). Podrasowałam jej CV, przesłałam do szefa, rozmowa na drugi dzień o 13:00. Ania zachwycona, tak długo nie mogła nic znaleźć, bardzo jest mi wdzięczna. Ja szczęśliwa, bo komuś pomogłam :)

Nadszedł drugi dzień, godzina 13:00. Ania nie została wpuszczona na teren zakładu, alkomat wskazał spożycie alkoholu (sprawdzają każdą nową osobę). Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Szef tylko zapytał "andtwo, kogo Ty mi poleciłaś...". Co za wstyd! I podjęłam decyzję - nigdy więcej załatwiania komuś pracy!
Godz. 13:15, dzwoni zapłakana Ania. Ona tylko się syropu na kaszel napiła, bo ze stresu jej zaschło w gardle! Może da się coś jeszcze zrobić? Nie, nie da.

Historia 2.
Minęło kilka lat. Wkrótce opuszczam swój obecny zakład. Zakład nie może znaleźć nikogo na moje miejsce, a zakres obowiązków dla dwóch osób. I znów padło pytanie: może mam kogoś godnego polecenia?
Kurczę no, mam dwie dobre koleżanki. Jednej marzy się praca biurowa (przyjmijmy K1), ale nie ma żadnego doświadczenia, studiuje zaocznie, lat 25. Drugiej marzy się praca biurowa, ale nie może być monotonna (przyjmijmy K2), z rocznym doświadczeniem, po studiach, lat 30.
Postanowiłam zapomnieć o swoim postanowieniu. Przecież im zależy, znam je, chcą zdobywać doświadczenie i piąć się po szczeblach kariery! Tylko tak ciężko zacząć... Zaproponowałam im pracę. Obie zachwycone, z obiema przez godzinę wisiałam na telefonie, chciały wiedzieć wszystko ;) CV obu dziewczyn wysłałam.
K1. Dostała telefon, rozmowa na drugi dzień i pyk! zatrudniona :)
K2. Tu zaczęły się komplikacje:

Rozmowa 1:
K2: Wiesz co, ja teraz mam dużo rzeczy do załatwienia, bardziej by mi tak za 2 tygodnie pasowało. W sumie, jeśli ta praca ma być moja, to na mnie poczeka, hehe.
J: Aha, ale wiesz co, na rozmowę możesz iść, to też nie jest tak, że na 100% ją dostaniesz. A jak masz ją dostać, to powiedz na rozmowie, że możesz zacząć za 2 tygodnie.

Rozmowa 2:
K2: No zaprosili na rozmowę, ale czy ja się do tego nadaję?
J: Chciałaś pracę, w której nie będziesz się nudzić, tam na pewno nie będziesz :)
K2: Ale lipa, że urlop jest ustalony odgórnie.
J: Cóż, w zakładach produkcyjnych tak bywa, ale z góry wiesz kiedy i urlop pewny, zawsze w lipcu.
K2: Ale wiesz co, bo ja chciałam w przyszłym roku w listopadzie jechać na wczasy, dadzą mi urlop?
J: (!?) Jeśli ogarniesz swoją robotę, to myślę, że tydzień urlopu dostaniesz.
K2: Ale ja chciałam na dwa tygodnie.
J: Dwa tygodnie urlopu w sierpniu, dwa tygodnie w listopadzie i masz 20 dni urlopu na 26 możliwych... Nie sądzę, żeby zakład się zgodził... Takie rzeczy, to chyba tylko przy prowadzeniu własnego biznesu :)

Mimo wszystko na rozmowę K2 się umówiła, na którą oczywiście nie przyszła, napisała mi jedynie sms: "Chora byłam i musiałam przełożyć, może za 3 dni uda mi się podjechać".
Nie wiem, czy tak też powiedziała w kadrach, ale nikt już na nią nie czeka.

Tak ciężko jest znaleźć dobrą pracę w naszym kraju, prawda?

Chyba niepotrzebnie uszczęśliwiam ludzi na siłę. Nigdy więcej!

Praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (203)