Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anulla89

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 3:58
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 7:53
O sobie:

Skoro już tu zajrzałeś, to Ci powiem co nieco... Urodziłam się w 89' w najpiękniejszym polskim mieście (czyli oczywiście we Wrocławiu). Mam wspaniałego, gburowatego męża, i dwie wiecznie uśmiechnięte córki (roczniki 2008 i 2018). Poza tym jestem fanką kotów, mam jednego biało czarnego, przygarniętego wprost z chodnika pod blokiem, lenia o niesamowicie miękkim futerku, i drugiego, szroburego rozrabiakę, uzyskanego w identyczny sposób :) Tyle chyba Ci wystarczy? Miłego dnia życzę:)

  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2470
  • Komentarzy: 403
  • Punktów za komentarze: 1568
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
21 lipca 2020 o 7:53

@Balbina: Dokładnie. W taki sposób moi rodzice (główni najemcy) wymeldowywali mojego brata, który mieszkał w tym czasie w Anglii. Poszli do urzędu, złożyli papier, i poświadczyli, że brat tyla a tyle czasu nie mieszka w miejscu zameldowania. Najbliższsi sąsiedzi w razie co też dali rodzicom takie potwierdzeniena piśmie. Urząd miał podobno pytać jeszcze innych sąsiadów, ale czy ktokolwiek był o cokolwiek pytany nie wiem. Aczkolwiek nie wydaje mi się, bo sprawa była szybciutko załatwiona.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
16 lipca 2020 o 13:32

@timi14: Nie no, dni to przesada. Ale ty także nie możesz z własnej woli wyjechać z terenu firmy kiedy chcesz, tylko kiedy magazyn skończy ładować/rozladowywać. Żeby auto mogło wyjechać przez bramę musisz pokazać dokumenty ochronie na bramie. A nikt przecież nie da ci tych dokumentów dopóki nie uznają, że auto jest gotowe do wypuszczenia. U mojego męża w ogóle jest tak, że kierowcy nie mają wstępu na teren magazynu, wchodzą tylko do biura. Więc w analogicznej sytuacji jak twoja, kierowca u niego nawet by nie wiedział, że coś było nie tak, dopóki nie powiedział by mu o tym kierownik, albo spedytor (albo jeden i drugi), jednocześnie informując, że sprawa została rozwiązana tak, a tak, i w związku z tym kierowca robi teraz to i to. W takiej sytuacji kierowca w ogóle nie interesuje się tym co dzieje się na magazynie i jego naczepie, dostaje plombę na drzwi naczepy, papiery z jej numerem, i tyle. Zupełnie nie musi się przejmować takimi sprawami, jego jedynym obowiązkiem jest przewieźć towar z punktu A do punktu B.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
12 lipca 2020 o 10:22

Trafiłeś na kierownika-idiotę. Mój mąż jest kierownikiem na załadunkach, ale strefy są blisko, więc pojęcie o rozładunku też ma. W takiej sytuacji kierownik rozładunków powinien zadzwonić do firmy z której wyjechałeś, dogadać się w sprawie tego co się nie zgadzało, i ustalić co zrobić. Po czym ktoś powinien poinformować ciebie co zostało ustalone. I tyle, ciebie nie powinien nikt w to angażować, bo to nie twój problem, ani nie twoje kompetencje. Takie sprawy załatwiać powinien magazyn przyjmujący z wysyłającym, a nie kierowca szarpać się z kierownikiem półgłówkiem. Co do przetrzymywania - ciebie nikt nie ma prawa tam zatrzymać. Ale z autem/naczepą/kontenerem sprawa jest odrobinę inna. Kierowca może iść gdzie chce, byle wrócił kiedy trzeba odjechać spod rampy. Ale ładowane/rozładowywane auto stoi dopóki magazynierzy nie skończą swojej roboty. W firmie mojego męża są wyznaczone konkretne godziny odjazdu na większość kierunków, i wtedy kierowca słyszy "pan może iść gdzie chce, ale auto odjeżdża spod rampy o 20:00, i wcześniej nikt go stąd nie wypuści."

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 lipca 2020 o 8:59

Ja mam fantastycznego listonosza, awiza wypisane jego ręką widuję tylko kiedy naprawdę nikogo nie ma w domu. Czasem zdarza się, że wyda mi moją pocztę kiedy spotykam go gdzieś na ulicy niedaleko mojego bloku. I jeśli zdarzają mi się jakieś przekazy pieniężne, to zawsze zostawiam mu kilka groszy, bo należy mu się uznanie jak mało komu. Ale każdy czasem choruje albo ma urlop, i wtedy na nasz rejon trafiają tacy ludzie, że głowa mała. Już nawet nie chodzi o awiza, bo jestem w stanie zrozumieć, że listonosze nie rozmnażają się przez podział kiedy jedenma wolne, tylko pozostali przejmują jego robotę. Ale na litość - listy zostawiać dwie bramy dalej? Co oni, cyferek nie znają? Ostatnio czekałam na ważną urzędówkę, to po tygodniu przyniósł mi ją sąsiad, bo dotarła do niego jak byłna wczasach.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 lipca 2020 o 9:00

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
9 lipca 2020 o 10:11

@lotos5: Może i kolega wyżej wypowiedział się trochę szorstko, ale (jeśli dobrze go zrozumiałam), to jego komentarz miał myśl przewodnią brzmiącą "jesteś dorosła, przeszłości nie zmienisz, więc zrób coś, żeby spaprane dzieciństwo nie siedziało w tobie jak cierń w jątrzącej się ranie". I jak najbardziej ma rację. A przykłady z jego życia odebrałam bardziej jako uderzenie wyprzedzające atak pt. "sam odź na terapię", pokazujące, że on nie ma żalu o swoje dzieciństwo, więc nie ma też potrzeby przepracowywać go z psychologiem.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
6 lipca 2020 o 12:34

@Tolek: Ja tam się nie dopatrzyłam ani słowa o zagrożeniu ciąży, a jedynie o tym, że jest ona mega niekomfortowa dla ciężarnej. Wiesz, to że kobieta źle czuje się w ciąży nie oznacza jeszcze, że ciąża przebiega niewłaściwie, albo że z dzieckiem jest coś nie tak. Nie wiem ile ciężarnych znasz i znałeś, ale całkiem sporo kobiet przechodzi ciążę w złym samopoczuciu fizycznym, bo ciąża jest naprawdę sporym obciążeniem dla organizmu. I skąd to "za wszelką cenę" - podobnie jek wyżej - nie widzę nigdzie w historii wpisu świadczącego o tym, że autorka długo i z trudem starała się zajść w ciążę, a jedynie, że kiedy już była w ciąży pojawiły się ostre dolegliwości bólowe. Owszem, pisze, że po pierwszej ciąży również je miała, ale nigdzie nie widzę stwierdzenia, że skoro po urodzeniu pierwszego dziecka czuła ból, to na pewno w kolejnej ciąży będzie masakra. Sama znam kilka kobiet z podobnymi przeżyciami, i niektóre rzeczywiście cierpiały w drugiej ciąży, a niektóre czuły się wyśmienicie. A nawet gdyby wiedziała od początku, że będzie ją bolało, to nadale jest to jej decyzja i jej ból - skoro uznała, że warto go przetrwać, to co ci do jej decyzji? A z tym socjalem to mnie rozbawiłeś, naprawdę. Jeśli sądzisz, że ilość ludzi, którzy rozmnażają się dla socjalu jest tak wielka, że spotykasz ich na każdym kroku, to nie mamy o czym rozmawiać. A planeta owszem, jest zmęczona, ale wytrzyma, nie bój się. Trzeba tylko o nią trochę zadbać.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 lipca 2020 o 12:17

@bazienka: Teść mieszka na osiedlu tbs, stosunkowo nowym, a jest jednym z pierwszych lokatorów. Czyli raz, że ludzie będąc częściowo właścicielami jakoś bardziej poczuwają się do odpowiedzialności za części wspólne (nikt nie wykłóca się o miejsca parkingowe, nigdy nie widziałm syfu na klatce, a jak zepsuje się winda, czy drzwi wejściowe, to zaraz jest to naprawione, bo każdy po kolei zgłasza), a dwa - wielu nowszych mieszkńców z jego budynku i najbliższych bloków, pytało go o różne rzeczy związane z najmem, załatwianiem spraw w tbsie, itd., a że dla obcych zawsze jest miły i uśmiechnięty, to lokatorzy go lubią. No i wszyscy się mniej więcej kojarzą z widzenia, i wiedzą do kogo należy które auto.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
3 lipca 2020 o 0:52

@Armagedon: Sam się przyznał, że zadzwonił, i szef kazał mu wrócić. Zjechać na bazę raczej by nie zdążył, bo minęło trochę ponad pół godziny od kiedy odjechał, a baza tej firmy jest na przeciwległym krańcu miasta, rano droga w tamtą stronę zajęłaby mu ze dwie godziny... A zadzwonił pewnie ze strachu, bo po przemyśleniu sprawy sam doszedł do wniosku, że i tak dojdą w firmie, że to on, więc wolał się przyznać wcześniej. A szef kazał mu wrocić raczej nie z altruizmu, a bardziej działając z myślą o wizerunku firmy, i ewtualnych problemach z policją, co zresztą wynikało ze słów samego kuriera, który błagał wręcz, żeby policję odwołać, bo szef go zabije...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
2 lipca 2020 o 10:58

@starajedza: A nawet jeśli człowiek był by pijany i brudny, to co, staje się przez to mniej człowiekiem? I w którym stadium upojenia i ubrudzenia odejmuje się ile punktów z człowieczeństwa-do kiedy takiego ratować, a od kiedy pozwolić, jak się obrazowo wyraziłaś, zdychać? Nie wiesz? To albo zatrzymujesz się przy każdym leżącym człowieku, albo pozwolisz umierać wszystkim, w tej liczbie tym, którzy, tak jak ojciec autorki, są chorzy (w końcu od nieprzytomnego cukrzyka czuć alkohol), przewrócili się i uderzyli w coś głową (mało, że leży, to jeszcze przy upadku się pewnie pobrudzi), albo, jak pisze Staragupiababa, napił się od wielkiego dzwonu, i akurat coś mu się stało? Taką sytuację już zresztą sama kiedyś tu opisywałam w komentarzu: młody chłopak przewrócił się kilka metrów od moich okien, wysłałam męża, żeby sprawdziłczy wszystko ok, bo chłopak się nie ruszał, a upadł w dość dziwnej pozycji. W między czasie dzwoniłam na pogotowie. W skrócie-znam tego chłopaka z widzenia (skojarzyłam dopiero jak przyszedł podziękować za ratunek), normalny, a nawet bardziej porządny niż większość jego rówieśników, bo wychowywany przez samotną matkę pomagał jej jak mógł, gdyby zmarł, to pewnie one też długo by bez niego nie pożyła. Tego dnia świętował zdany egzamin na prawo jazdy, jeden z kolegów przyniósł jakiś podejrzany specyfik z mety, dodatkowo upał zrobił swoje, i chłopak padł. Jak mąż do niego dobiegł, to już się robił siny, dobre kilkanaście minut robił mu masaż serca i sztuczne oddychanie, mało sam przy tym nie zemdlał, bo ma problemy z sercem. A na podwórku, w odległości kilku-kilkunastu metrów stała cała banda takich ludzi jak ty, którzy widzieli jak chłopak się przewrócił, ale nikt nawet nie podszedł sprawdzić czy nic mu się nie stało. Za to kiedy mąż zaczął reanimację, to nagle okazało się, że to najciekawsze miejsce na podwórku, i wszyscy ich obleźli, ktoś nawt rzucił komentarz, żeby go zostawić, bo to pewnie jakiś ćpun albo pijak... Szlag mnie trafia na takich ludzi jak ty, i ci gapie. Zawsze trzeba podejść, i jak się brzydzisz, to choć szturchnąć butem, bo może yrafisz na żula, który wymamrocze żeby mu dać spokój, a może uratujesz życie zeykłemu człowiekowi, który miał pecha.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 2 lipca 2020 o 11:00

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 8) | raportuj
1 lipca 2020 o 13:12

@Fahren: To o czym piszesz jest zupełnie poza dyskusją o legalności/nielegalności aborcji. Mam wrażenie (popraw jeśli się mylę), że ty jesteś przeciwny szerszej dostępności do aborcji. Ale problem polega na tym, że to nie urzędnik, czy ustawa powinna decydować w podanych przez ciebie sytuacjach, tylko osoby bezpośrednio zaangażowane, czyli ewentualni przyszli rodzice. Nie można pod pretekstem tego, że osoba, która chciałaby/nie chciałaby narodzin tego dziecka, będzie cierpieć jeśli dziecko się nie urodzi/urodzi, zabraniać, pozbawiać jakiejkolwiek możliwości decyzji wszystkim odgórnie. Ludzie potrafią rozmawiać i wypracowywać kompromisy, i powinni sami móc decydować o swoim życiu, zwłaszcza w kwestiach, które mają tak wielki wpływ na to życie, jak kwestia posiadania potomstwa.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
26 czerwca 2020 o 8:27

@Ohboy: Owszem, piekielna jak cholera (żeby po tylu latach "mścić" się na kimś, kto nie miał najmniejszego udziału w jej krzywdzie, to nie jest normalne), i żadna krzywda z przeszłości tego nie usprawiedliwia, ale nie dziwię się autorce, że żal jej ciotki. Zwłaszcza, jeśli wcześniej miały normalne relacje.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 15) | raportuj
25 czerwca 2020 o 8:31

@Khira: Też takich trafiłam, dobre 15 lat temu, na wrocławskim rynku. Z tymi z ulicy problem jest taki, że nie bardzo jest im gdzie to postawić, a moja naciągaczka za cholerę nie chciała tego wziąć z powrotem do rąk. W końcu się wkurzyłam, i postawiłam jej te buteleczki na chodniku. Mój znajomy z kolei, taki osiedlowy cwaniaczek, słysząc już o tym przekręcie, specjalnie poszedł w miejsce gdzie zwykle stali ci "perfumiarze" na naszej dzielnicy, dał się "złapać", a kiedy babka doszła do słów "to to jest prezent dla pana" przerwał jej, i z szerokim uśmiechem powiedział "dzięki", i odszedł. Zaczęła go gonić, rzucając coś o kradzieży. Po kilku metrach się zatrzymał, oddał jej te perfumy,i obiecał, że jak jeszcze raz zobaczy takiego naciągacza w tej okolicy, to zorganizuje ekipę znudzonych ludzi, którzy przez cały dzień będą mu zabierać te "prezenty". Wiem, że z miasta nie zniknęli od razu, ale w naszej okolicy pojawiali się baardzo rzadko.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
23 czerwca 2020 o 7:51

@Armagedon: Troche to straszne, a na pewno cholernie przykre, że niektórzy ludzie sparzyli się tyle razy, lub tak dotkliwie, że z góry zakładają najgorsze. Jedni powiedzą, że to poprostu pragmatyzm i realizm, a ja trochę boleję nad tym, że tak jest. Bo, tak jak piszesz, małżeństwo (czy ogólnie trwały związek) to dla mnie swego rodzaju wspólnota, w której dwoje ludzi wspólnie pracuje dla swojego wzajemnego dobra. A kiedy jedno ma lepszy, a drugie gorszy okres, to wspierają się wzajemnie, i starają się robić tak, żeby ta druga osoba czuła się w związku dobrze i bezpiecznie. Niestety, jak tak patrzę w koło, to takie podejście coraz częściej jest wypierane przez egoistyczne dbanie tylko, albo głównie, o własny interes. To po co się wiązać? Dla niższych rachunków, i "darmowego" seksu?...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 czerwca 2020 o 8:16

@Crannberry: Mnie się zdarzyło kilka razy trafić na takich, którym istnienie męża zupełnie nie robiło różnicy. Więc zaczęłam w tym samym zdaniu informować o posiadanych z tym mężem dzieciach. A jak trafiłam na takiego, który stwierdził, że to się świetnie składa, bo on ma świetny kontakt z dziećmi, i na pewno go polubią, to trochę zwątpiłam w jego zdrowie psychiczne... Od tamtej pory zazwyczaj mówię "mam męża, dwójkę dzieci i dwa koty, nie mam czasu na romanse", i zmywam się jak tylko skończę zdanie. :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
19 czerwca 2020 o 10:46

@suriw: czy ktoś wie dlaczego kiedy komentarz ma -10 i więcej, to nie da się go zgłosić jako spam?

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
16 czerwca 2020 o 11:21

@justangela: Zwykle szybciej kończę takie rozmowy, ale tego ranka najwyraźniej mój umysł nie pracował wystarczająco szybko, bo dałam się zagadać jak gówniara :) @nursteka: Strasznie nie lubię się tak bez słowa rozłączać. Zwykle staram się okazywać rozmówcy taki szacunek jakiego sama oczekuję, a niewiele rzeczy wkurza w rozmowie przez telefon jak takie chamskie rozłączanie sie. Co prawda jeśli mowa o rozowach z wciskaczami obowiązują trochę inne standardy, ale ciężko się tak natychmiast przestawić z codziennych przyzwyczajeń. Zwłaszcza, że gdzieś z tyłu głowy mam zawsze świadomość, że rozmawiam z człowiekiem, a wychowanie (momentami niepraktyczne) nakazuje mi traktować ludzi tak, jak sama chcę być traktowana. Ale tego dnia zdecydowanie za bardzo pozwoliłam sobie wejść na głowę. Co, moim zdaniem, jednak nie usprawiedliwaia aż takiej upierdliwości konsultantki :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2020 o 11:23

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 5) | raportuj
16 czerwca 2020 o 9:31

A dla porównania dodam, że kilka dni wcześniej dzwonił do mnie inny człowiek, po głosie sądząc, młody chłopak, i w trakcie rozmowy jakoś napomknęłam o swoim hobby. Okazało się, że chłopak też się odrobinę interesuje tym tematem, i przez dobrych kilkanaście minut nie rozmawiał ze mną na temat swojej oferty, tylko naszych zainteresowań. Wiem, że to też technika sprzedaży (jak się nawiąże z klientem bardziej osobisty stosunek, to potem głupio mu odmówić), ale kiedy wrócił do tematu tego co oferował, to udało mu się nakłonić mnie do zainteresowania się produktem, który normalnie olałabym od razu. Przesłał mi konkrety na maila, zadzwonił w umówionym terminie, i hak tylko powiedziałam, że jednak się nie zdecyduję, to kulturalnie podziękował za rozmowę i dał mi spokój

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
16 czerwca 2020 o 1:13

Nie wiem czemu, ale widzę, że teoretycznie jest pod tą historią jakiś komentarz (jedynka w nawiasie przy "skomentuj"), ale samego komentarza nie widzę... A co do historii-jasne, że kobieta bardziej piekielna. Nie mam co prawda psa, ale gdybym miała, i nie chciałabym żeby ktoś go głaskał, to gdyby zdarzyła mi się taka sytuacja (zakładając, że przez jakieś zaćmienie umysłu dopuściłabym do tego, że kogoś zaczepił...), zareagowałabym >zanim< pies wyżebrał by głaski, a nie w trakcie czy po... Albo baba durna jak kilo gwoździ, albo brak jej prawdziwych problemów, i tworzy je sobie na siłę (kto wie, może żeby mieć co opisać na piekielnych ;D )

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
15 czerwca 2020 o 15:27

@Trepcio: Robię dokładnie to samo-długie komentarze zazwyczaj piszę w notatniku i wklejam gotowe, krótsze kopiuję po napisaniu, a przed wysłaniem. Dłuższe też nie raz mi obcina, mimo, że zaraz po dodaniu widzę cały, ale kiedy sprawdzam później, to już jest go pół... Wylogowuje mnie też co chwilę, choć mam zaznaczone okienko "nie wylogowuj mnie". Nie zwróciłam wcześniej uwagi na kolor ramki komentarza, i nigdy nie dodawałam historii niezalogowana, ale pozostałe rzeczy opisane przez autorkę zdarzają mi się na tyle często, że czasem odpuszczam sobie komentowanie i ocenianie. Wkurza mnie to, bo lubiłam, i nadal lubię odwiedzać tę stronę, a te wszystkie bugi cholernie zniechęcają... Edycja komentarza też irytuje, a opcja usuń nie działa w ogóle... A taka fajna stron kiedyś była...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
15 czerwca 2020 o 8:23

@zmacana: Cześć! Napisałam Ci pw.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
14 czerwca 2020 o 13:07

@Zlociutki: Nie napisałam, że nie zdała połowa pierwszych klas, czytaj uważniej. Napisałam o uczniach tego nauczyciela, oprócz niego byli jeszcze inni matematycy uczący pierwsze klasy, więc w sumie zagrożonych było może 20/30% wszystkich pierwszaków, a może i mniej, bo szkoła była naprawdę duża. Nie zależy mi jakoś szczególnie na waszej wierze w to co opisałam, ale mimo to irytujące i niegrzeczne jest, kiedy ktoś tak autorytatywnie zarzuca komuś kłamstwo, czy jak Armagedon pisze : "Bardzo ciekawa i pouczająca historia, szkoda, że nieprawdziwa.", bo nie mam w zwyczaju kłamać, zmyślać, czy choć ubarwiać, a kiedy nie wiem, tak jak wy teraz, czy ktoś pisze prawdę, czy kłamie, to nie rzucam jak bym była wszechwiedząca, że łże, tylko najwyżej napiszę, że >ja< nie wierzę, albo, że wydaje mi się to nieprawdopodobne. Wasze prawo tak pisać, jednak mi byłoby głupio wypowiadać się tak zdecydowanie na temat czegoś, czego nie byłam świadkiem, i nie mogę wiedzieć czy wydarzyło się naprawdę czy nie.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
13 czerwca 2020 o 20:21

upitoliło komentarz... żeby, przynajmniej na razie, rodzice nic nie robili, bo one mają już pewien pomysł i plan, że postarają się zebrać dowody, a jeśli coś by im nie wyszło, to wtedy na pewno poproszą rodziców o pomoc. Mama oczywiście nie miała pojęcia jak daleko zamierzają posunąć się dziewczyny w swojej działalności, i powiedziała, że gdyby wiedziała, to na pewno wcześniej by się wtrąciła, ale że jej córka zawsze była rozsądną dziewczyną (a do tego niezbyt urodziwą, więc raczej nic jej nie groziło ze strony nauczyciela), to postanowiła jej zaufać i poczekać aż córka sama przyjdzie po pomoc. Po obejrzeniu i odsłuchaniu zebranych materiałów rodzice byli w niezłym szoku, a mama z którą rozmawiałam mówiła, że ona spróbowałaby to zrobić inaczej, ale patrząc na efekt sama nie wie czy bardziej się wścieka za głupi i ryzykowny sposób, czy bardziej się cieszy, że dziewczyny dopięły swego, i nauczyciel został ukarany, a co ważniejsze odsunięty od pracy z dziećmi i wydalony z zawodu. A co do łapówek, to mogę wypowiedzieć się tylko na temat tych kilku płacących osób, które znałam osobiście - kilkoro z nich samodzielnie odkładało pieniądze, kilkoro powiedziało rodzicom wprost na co są im potrzebne, na co rodzice się owszem zbulwersowali, ale po perswazjach swoich dzieci w końcu i tak dali, a dwie osoby mówiły, że to nie była pierwsza taka sytuacja w ich rodzinach, więc rodzice nie byli nawet zdziwieni... Na "korepetycje" posyłali je natomiast zazwyczaj nieświadomi tego, co się na nich naprawdę dzieje. Pan O. nie przymuszał do seksu wszystkich uczennic, nie wszystkie macał i obłapiał. Kiedy dziewczyna od razu reagowała ostro, matematyk odpuszczał temat, obracając go w żart, mówiąc, że dziewczyna wyolbrzymia, itp. Jak pisałam - nie był kompletnym kretynem, umiejętnie wybierał ofiary, wykorzystywał dziewczyny podatne na manipulację, niepewne siebie, takie które mu nie zagrażały, a kiedy wyczuwał zagrożenie wycofywał się, zanim dziewczyna mogłaby go o coś jednoznacznie oskarżyć. Dziewczyny z klasy nieźle się nastarały żeby uśpić jego czujność i skłonić do odsłonięcia prawdziwej twarzy. Zanim udało im się nagrać ten ostatni film "aktorka" była na kilku normalnych lekcjach, a kamerzysta trzy razy stał pod oknem. Ale, co ważne, nie próbowała go prowokować, nie robiła maślanych oczu i buźki w ciup, jedyna aktywność "uwodzicielska" jaką prowadziła to bluzki z dekoltem i krótkie spodenki i spódniczki, ale nie bardziej wyzywające niż nosiła do szkoły (a dziewczyna była naprawdę śliczna), bo nie chciały żeby nauczyciel przyjął linię obrony "ona mnie uwiodła". - co do komisa, to nie 70% uczniów z jednej klasy, ale ze wszystkich klas pierwszych, które uczył (nie pamiętam ile ich było, ale conajmniej cztery, bo szkoła była zespołem, w którym mieliśmy ogólniak i technikum) Poza pierwszakami uczył też starsze roczniki, więc w sumie średnia spośród wszystkich jego uczniów była zdecydowanie niższa, ale i tak wysoka. Dyrekcja tłumaczyła to tym, że pan O. jest świetnym, ale wymagającym nauczycielem, dlatego kiedy trafiają do niego nowi uczniowie, to zanim wyrównają poziom z jego oczekiwaniami, to w pierwszym roku zawsze jest masa zagrożeń. W starszych klasach było zdecydowanie mniej zagrożeń, bo uczniowie już znali zasady gry z panem O. No i w technikum mieli odrobinę lżej, bo chodzili tam głównie chłopcy, poza tym wychodził chyba z założenia, że uczniowie ogólniaka pochodzą z zamożniejszych rodzin, bo to my mieliśmy z nim przekichane. Z tym komisem rzeczywiście mogłam trochę polecieć, bo nie wiem ile osób faktycznie do niego podeszło (zwłaszcza, że sama się na nim nie pojawiłam) ale faktem jest, że jedynkę na koniec roku z matematyki miało ponad 3/5 pierwszaków pana O. Powinnam była napisać, że byli zagrożeni, a nie, że mieli komisa, ale już chyba nie będę tego zmieniać, skoro ktoś się do tego odniósł w komentarzu. A od osób z mojego rocznika, które egzamin pisały dowiedziałam się, że zdali praktycznie wszyscy, którzy podeszli.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2020 o 20:24

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
13 czerwca 2020 o 17:30

@ Wszyscy: Tak czułam, że ktoś w to nie uwierzy, bo sama nie chciałam wierzyć kiedy koleżanka relacjonowała mi tę sprawę, choć znałam gościa i słyszałam plotki. Uwierzyłam naprawdę dopiero, kiedy to samo usłyszałam od kilku kolejnych osób. Dlatego, wcale się wam nie dziwię, i nie mam za złe, że nie dowierzacie. Gdybym usłyszała coś takiego od obcej osoby też bym pewnie nie uwierzyła, ale, choć pewnie i tak nie wydaję się wam wystarczająco wiarygodna, to zaręczam, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Odniosę się po kolei do zarzutów: - "nie wyszła poza mury szkoły" czyli, nie licząc lokalnej gazety (która zresztą opisała wszystko w narracji "gówniary robią problemy dobremu nauczycielowi") nie wspomniały o tym żadne inne media. Absolwentki, które się dowiedziały, i które chciały zeznawać, to dziewczyny, które mieszkały w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły, i miały kontakt z obecnymi uczniami. - dostał wyrok, bo dziewczyny po zebraniu wszystkiego co zdołały, wezwały policję do szkoły, poprosiły o przyjazd rodziców, i dopiero w gabinecie dyrektora pokazały co miały do pokazania. O. został zatrzymany i postawiono mu zarzuty, na podstawie tego co dziewczyny powiedziały i pokazały. Zdecydował się na samoukaranie prawdopodobnie właśnie dlatego, że dowiedział się ile dziewcząt zgłosiło chęć zeznawania przeciw niemu. - owszem, wszystkie miały skończone 15 lat, nauczyciel nie był kompletnym idiotą, i za grubsze propozycje zabierał się najwcześniej w drugim półroczu pierwszej klasy. A co do tego "dobrowolnie" to bym nie przesadzała. Dziewczyny były nastolatkami, nie dorosłymi kobietami, a nauczyciel miał nad nimi jednak jakąś władzę (a na pewno one myślały, że ma). Nie zawsze trzeba człowieka zmuszać siłą, zazwyczaj wystarczy szantaż, manipulacja i presja, a te narzędzia pan O. wykorzystywał chętnie i umiejętnie. - z tą aborcją, jak pisałam, nie wiem na ile jest to prawdziwa informacja, ale z tego co słyszałam wynika, że to nie on zmuszał uczennicę do aborcji, a ona jego do zasponsorowania jej, szantażując, że jeśli nie zapłaci, to ona zrobi badania DNA, i oskarży go o gwałt (to taka szkolna legenda, jednak biorąc pod uwagę całość aktywności pana O. jestem skłonna w nią wierzyć) -co do >poświęcającej się<, dziewczyna podobno bardzo dobrze zagrała swoją rolę, zachowując się w taki sposób, że pan "profesor", choć nie musiał używać siły, to jednak wciąż musiał namawiać i przekonywać "przestraszoną" dziewczynę. A kamerę zabrała nie ona, a osoba, która ją trzymała, stojąca za uchylonym oknem parterowego domu pana "profesora". To był też powód dla którego dziewczyna czuła się względnie bezpiecznie, bo nie była tam sama. A zatrzymała pana O. wmawiając mu, że jest jeszcze dziewicą, a za parę dni mama zabiera ją do ginekologa, i w gabinecie absolutnie nie może się okazać, że już straciła wianuszek, ale po badaniu przyjdzie jeszcze raz. Pan "profesor" namawiał, żeby w takim razie zrobiła mu choć oralną przyjemność, ale kolejny uczeń, też w zmowie z dziewczynami, czekający na sygnał od "operatora kamery" przyszedł wcześniej na swoją lekcję, i panu "profesorowi" nie wystarczyło czasu. Dziewczyny naprawdę poważnie do tego podeszły, i nie chciały się zdawać na przypadek, porządnie wszystko przemyślały. Choć teraz, po latach, wszystkie przyznają, że było to cholernie głupie i ryzykowne. I, jak już pisałam, to nie dyrektor przekazał nagrania prokuraturze, a policjanci, którzy je oglądali. - rodzice z mojej byłej klasy w większości nie wiedzieli o molestowaniu, a tych, którzy wiedzieli było bardzo niewielu, jednak wspierali dziewczyny. Większość nie uświadamiała rodziców, co konkretnie zamierzają zrobić, a jedynie, że chcą spróbować same rozwiązać tę sprawę, bo, słusznie zresztą, założyły, że rodzice by je powstrzymali, i próbowali sami jakoś rozwiązać sytuację. Rozmawiałam tylko z mamą jednej z moich koleżanek, która powiedziała mi, że córka poinformowała ją o sytuacji z nauczycielem, ale poprosiła, żeby, przynajmniej na razie, rodzice nic

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
10 czerwca 2020 o 11:52

@Balbina: Ej, nie bądź taka, podziel się patentem od koleżanki, bo u mnie już czas najwyższy na nocnik...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
10 czerwca 2020 o 11:38

@maat_: Mogę się mylić, ale nie wydaje mi się, żeby osk przekazywał do starostwa spis wszystkich kursantów, którzy rozpoczęli kurs, ale go nie ukończyli. Ale nawet jeśli, to i tak minęło więcej niż 5 lat (o sobie sprzed 5 lat nie napisałabym "młoda wtedy byłam" ;) )

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1015 16 następna »