Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

arturion37

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 7:42
Ostatnio: 13 października 2020 - 18:36
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 5652
  • Komentarzy: 153
  • Punktów za komentarze: 816
 
zarchiwizowany

#62687

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam!

Historia z wczorajszego popołudnia. Celem wstępu: popieram rowerzystów, sam sporo jeżdżę ale tylko po ścieżkach i ulicy - jeśli wyjątkowo chodnikiem, to uważam na wszystkich pieszych, a kiedy nie mam miejsca, schodzę z roweru.

Godzina 17.00, szarówka, idę z synem chodnikiem szerokim na jakieś 1.5 m. Przed nami idzie nasz pies - mały kundelek. Nagle z zza naszych pleców wypada rozpędzony chłopak, około 20 lat ze słuchawkami na uszach i próbując nie wpaść w kobietę idącą na przeciw nas, omal nie przejeżdża mojego psa! Krzyczę za kolesiem, że jest idiotą, ale co tam - muza wali ze słuchawek tak, że sam słyszałem basy i młodzian pędzi dalej. Ale o dziwo skręca w wąska uliczkę, gdzie i my podążamy do prywatnej szkoły językowej.
Syn i ja jesteśmy zdenerwowani tym co zaszło, że nasz pies o mało nie został przejechany na chodniku na naszych oczach i rozważamy, co zrobimy typkowi jeśli go spotkamy.
Tu mała uwaga - z czasów, kiedy przymierzałem się dopiero do kupienia nowego roweru, został mi nawyk spoglądania na markę i kształt ramy mijanych jednośladów. Dlatego zauważyłem dokładnie markę i kolor oraz typ roweru kolesia - czarny góral na kołach 28'' ze znanej firmy.

Po kilku minutach wchodzimy na podwórze szkoły językowej, a naszym oczom ukazuje się rower ,,chodnikowego bikera,, przypięty do stojaka. Wiedziałem więc, że koleś za 1.5 godziny wyjdzie z tej szkoły, akurat wtedy co mój syn i sobie z nim porozmawiam.
Jednak mając doświadczenie w bezowocnych rozmowach z tępymi kierowcami parkującymi na trawniku koło mojego bloku, jeżdżącymi trawnikiem na skróty, ba! jeżdżącymi po chodniku, bo to bliżej, tudzież rowerzystami o podobnym stopniu skretynienia, postanowiłem przymusić kolesia by jednak mnie wysłuchał!

Poszedłem więc do domu i z piwnicy wziąłem prostą acz bardzo solidną linkę na zamek szyfrowy zakupioną onegdaj u Rosjan na bazarku. Jej jedyna wada, powodująca że jej nie używałem, to długość - 30 cm, co powodowało że nie dało się przypiąć roweru za ramę, ew. tylko spiąć koło. Pięciocyfrowy szyfr wpisałem kiedyś w komórkę.
Przyszedłem po syna 10 minut przed czasem, spiąłem linką kolesiowi przednią obręcz do rany i usiadłem na ławce stojącej obok w oczekiwaniu na rozwój wypadków.

Koleś mnie nie zawiódł - wybiegł w słuchawkach jak burza, odpiął rower i - konsternacja - rower nie jedzie! Kiedy on z głupią miną oglądał nową linkę na swoim rowerze, podszedłem i zapytałem, czy zawsze jeździ jak kretyn po chodniku. Koleś udał że nie słyszy, więc ponowiłem pytanie, dodając, że jadąc na zajęcia o mało nie przejechał mojego psa. Znowu zero reakcji.
Już miałem sobie odpuścić i powiedzieć mu jaka kombinacja otwiera linkę, bo sądząc po jego wyrazie twarzy, to typowy muł, kiedy koleś przetrawił nagle to co mówiłem i odburknął:

- A h** z psem!

Więc podszedłem, korzystając z tego że byłem 2 razy większy wepchnąłem kolesia w cień, zrzuciłem mu z głowy słuchawki
i wytłumaczyłem, że jeśli jeszcze raz tak zrobi, to go lekarze będą oddzielać od roweru operacyjnie. I poszedłem.

Nie wiem czy w szkole mieli brzeszczot do metalu lub kątówkę, mało mnie to interesuje ...
Nasz pies to członek rodziny i nie pozwolę zrobić mu krzywdy.

Edit:

z ostatniej chwili - idę chodnikiem miedzy blokiem, w którym mieszkam a ulicą i rozmawiam z napotkanym sąsiadem z klatki. Chodnik szeroki na 2 m ale pełen młodzieży (obok szkoła), matki z dziećmi w wózkach itd. A tu z parkingu osiedlowego wjeżdża na chodnik Pan Kurier z DPD i wio naprzód, do ulicy!
Że nie przejedzie tędy zrozumiał dopiero, kiedy zamiast ,,Panie, co pan wyprawia,, poszły w ruch wyrazy ,,mięsne,,. Ot i życie!

kretyn pędzący rowerem po chodniku

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (363)
zarchiwizowany

#7489

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj przypomniała mi się chyba najbardziej zakręcona akcja z czasów kiedy pracowałem w ochronie magazynu. Oto ona:

Lipiec 2005, upał +30 *C, mimo żaru z nieba, poszedłem na obchód zewnętrzny wokół magazynu, gdyż na monitorze zauważyłem kobietę spacerującą wokół samochodów wpuszczonych na obiekt. Nie byłoby w tym nic dziwnego, kierowcy czasami przyjeżdżali do magazynu z kimś w kabinie. Jednak zawsze byli informowani, że ta osoba pozostaje w kabinie przez cały czas pobytu kierowcy na terenie obiektu. A tu Pani spaceruje sobie w najlepsze paląc papierosa, mimo że zakazy palenia były tak duże, że chyba widoczne z kosmosu!
Kiedy doszedłem na miejsce, zobaczyłem z przerażeniem, że kobieta nie dość, że w zaawansowanej ciąży, to akurat wdrapuje się (po za tym bardzo sprawnie sic!) na ogrodzenie wspólne z następnym magazynem w miejscu, gdzie płot był pochylony po kontakcie z TIR-em.
Zanim zdążyłem dobiec, Pani pokonała 2,5 metrowy płot zakończony drutem kolczastym i na kolanach zaczęła przemierzać trawnik u naszych kolegów zza płotu. Wywołałem kolegę, by zadzwonił do ochrony drugiego magazynu i powiedział co się stało. Na co usłyszałem, że Pani wspięła się po raz drugi na ogrodzenie po ich stronie ale wylądowała na ,,ziemi niczyjej,, za naszym ogrodzeniem. ,,Ziemia niczyja,, był to ugór schodzący stromo do głębokiego rowu melioracyjnego, w którym zawsze płynęła woda z rzeczki uregulowanej w czasie budowy magazynu. Dodam, że na ,,Ziemi Niczyjej,, stała też stacja trafo i wystawał z ziemi zawór od gazu, niczym nie zabezpieczony, przygotowany pod kolejny magazyn! Pobiegłem zobaczyć co się dzieje, cały czas mając wrażenie, pomijając sprawność fizyczną tej Pani w ciąży, że jej zachowanie odbiega od normy. W trakcie przez radio usłyszałem, że wokół zaworu gazowego płonie ognisko!!!

Zawróciłem więc na wartownie , złapałem gaśnicę, kolega drugą i bijąc rekordy na 400 metrów, pobiegliśmy gasić pożar. Pani w tym czasie minęła nas spokojnie idąc w kierunku wartowni i dalej chyba do głównej drogi. Kiedy zgasiliśmy pożar, nadjechało Pogotowie Gazowe, które wezwał kolega i okazało się, że w sumie to jest bezpiecznie, bo zaślepiona rura gazowa nie miała doprowadzonego gazu. W tym czasie kolega wyprowadził do poczekalni dla kierowców Panią, która bramą wtargnęła na obiekt i zadzwonił po Policję. Okazało się, że Pani jest znana Policji doskonale jako pacjentka Szpitala Psychiatrycznego koło Piotrkowa. Jednak najlepsze było przed nami!

Za kilka dni przyjechał do magazynu Koordynator Ochrony z ramienia magazynu i widząc naszą notatkę służbową z zajścia zaczął się ponoć wymądrzać, że jesteśmy jakimiś pokurczami, skoro nie mogliśmy zatrzymać kobiety. Po wezwaniu na ,,dywanik'' okazało się, że Pan ma 160 wzrostu a nasza średnia to około 2 metry (mali nie byliśmy). Pan więc zmienił front i zaczął podważać nasze wykształcenie. I tu pech - obiecaliśmy mu donieść ksera dyplomów - na naszą 8-kę, dwóch studiowało a 6 miało co najmniej licencjat.
Jednak najlepsze zdanie padło na koniec rozmowy z ust mojego kolegi Grzegorza, kiedy już wychodziliśmy:
[G] - Żeby pracować w ochronie, trzeba mieć tu ( pokazując na głowę), a nie tu (wskazując na biceps) !

Dyrektor Magazynu, który był zawsze zadowolony z naszej pracy, wyszedł z gabinetu razem z nami by się ... wyśmiać! A po tygodniu dostaliśmy List Gratulacyjny od Dyrektora, z podziękowaniem za profesjonalną akcję. Kobiety w ciąży już więcej nie paliły ognisk wokół magazynu, a nasz Kierownik woził nasz List Gratulacyjny, zdobywając dla Firmy kolejne obiekty.

magazyn pod Piotrkowem, odcinek IV

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (241)
zarchiwizowany

#7335

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Teraz historia w której to ja stałem się zupełnie niechcący ,,Piekielnym Sprzedawcą,,. Słowem wprowadzenia - rok 1992, Kiosk ,,RUCHU,, (starodawny, z małym suwanym okienkiem) w którym pracowałem po wyjściu z wojska.

Ze sklepu ,,Społem,, niedaleko mojego kiosku przychodzi do okienka [E]kspedientka z tego sklepu i cicho coś mówi:
[Ja] - Słucham ?
[E] - Poproszę opaski.
[Ja] - Opaski?
[E] - (lekko zmieszana) Tak.

W kiosku były zarówno opaski z rzemyków na nadgarstek jak i plastikowe na włosy, więc pytam Klientki:
[Ja] - Na co te opaski maja być?
[E] - (Klientka po moim pytaniu poczerwieniała jak burak i miała przerażenie w oczach!)

I wtedy przyszło olśnienie wywołane kolorem twarzy Klientki! Słyszałem kiedyś, jak pani w wieku balzakowskim kupując w drogerii podpaski własnie poprosiła o ,,opaski,,.

Nie pytając już o nic odwróciłem się za siebie do półki, wyjąłem Bella Clasic i podając do okienka powiedziałem cenę. Klientka z wyrazem ogromnej ulgi zapłaciła, rewelacyjnie szybko ukryła zakup pod sklepowym fartuchem, jakby chodziło o pól kilo koki i truchtem pobiegła do sklepu ...

Kiosk RUCHU, Piotrków Tryb., 1992r.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (337)
zarchiwizowany

#7281

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rok 2005. Pracowałem w ochronie magazynu już jakiś czas, Heniek - mityczna postać - miał pełne ręce roboty. Lecz były takie dni i tacy ludzie do których mózgu nie docierały żadne sygnały. Oto historia:
Na parkingu dla TIR-ów kocioł. Biegamy w trzech jak w ukropie by rozładować ruch, mamy serdecznie dość kierowców którzy na pytanie: z jakiej firmy przywiózł Pan towar? odburkują ,,Raben,, lub ,,Fresh Logistic'' co jest nazwą spedycji a nie producenta. Około 10 rano, zaczyna się akcja pod szlabanem wjazdowym, bo oprócz kierowców wywołanych do wjazdu, nagle pod szlabanem stoi jako pierwszy Kierowca z firmy VVV. Wybiegam więc do niego i krzyczę by wycofał, bo TIR-y jeszcze nie wystartowały i ma miejsce. A on na to że się idzie awizować, zgasił silnik, zamyka auto i idzie do naszej wartowni. Tłumaczę mu,że ma zabierać to auto na parking bo go nie tylko nie wpuszczę na obiekt ale i nie zaawizuję jak tego nie zrobi. A Kierowca (około 60-tki) śmieje mi się w twarz! I ze słowami:
-[K] - Dobra, pisz mnie, i tak zaraz wjeżdżam, idzie ostro do okienka awizacji.
Zdążyłem wpaść do wartowni, otworzyć szlaban w bramie wyjazdowej, złapać lizak i jeszcze skierować ruch w tę drugą bramę. Kiedy sytuacja była opanowana, podszedłem do okienka, poprosiłem kolegę że ja ,,obsłużę'' tego Pana i zacząłem od stwierdzenia, że dopóki nie wyjedzie na parking to nie awizujemy go wcale. Przy okazji wyszło, że ma awizację na dzień następny na 14;00.

Tu następuje prawie godzinna, z przerwami, rozmowa Z Panem z VVV, okraszona krzykami, bluzgami, straszeniem itp. elementami folkloru.

Po 5 godzinach stania na parkingu, z powodu nie pojawienia się wielu awizowanych dostawców, przyszedł czas na Pana z VVV. Poszedłem więc po niego, podchodzę do auta od strony kierowcy i widzę na kostce parkingu cudnie wylane fusy z kawy na pachnących obierkach z pomarańczy. Więc informuję Pana, że przyszła jego kolej na wjazd, ale dopóki nie posprząta koło kabiny tego syfu, nie wpuścimy go na obiekt. Facet potrzebował 30 minut by przełamać się do posprzątania co polegało na wkopaniu butem obierek do kratki ściekowej i zasypaniu fusów piachem. Ale dobre i to.
Facet wjechał, a ja zdążyłem powiedzieć głośno, że będą chyba z nim problemy, gdy zadzwonił wystraszony Pracownik przyjęcia towaru, z info., że zamknął się właśnie w kanciapie bo Pan z VVV chce go pobić. Pobiegliśmy z kolegą do magazynu i całą dostawę staliśmy na rampie.

Przy wyjeździe z magazynu tradycyjnie Pan miał pretensje, że musi otworzyć skrzynię ładunkową do kontroli itd. Ale główny punkt programu miał nastąpić. Otóż Pan z VVV po wyjeździe z bramy pojechał na parking dla Dyrekcji, wysiadł z kabiny, odszukał wzrokiem kamerę na słupie, pokazał nam wskazujący palec i ... wysikał się na parkingu akurat na samochód Kadrowej, po czym wsiadł i odjechał. Zatkało nas nieco, kolega wybiegł za nim ale było po wszystkim i wrócił głośno klnąc że nie utarliśmy kolesiowi nosa.
Po chwili namysłu wypisałem piękną Notatkę Służbową, z podaniem dokładnych godzin zajść z Panem z VVV (do potwierdzenia na nagraniu z kamer), poszedłem na przyjecie towaru i wróciłem z metka z pudełka towaru z tejże firmy. Po czym zatelefonowałem do firmy VVV:
[VVV] - Witamy w VVV, wybierz numer lub .....
Po zgłoszeniu Sekretarki poprosiłem o połączenie z [K]ierownikiem Kierowców.
[K] - Słucham, w czym mogę pomóc?
[Ja} - Witam, moje nazwisko XYZ, dzwonię z Magazynu A pod Piotrkowem (i tu opis zachowania kierowcy, z jego nazwiskiem, numerem rejestracji, szczegóły z parkingu)
[K] - Tak, rozumiem, przepraszam w imieniu Firmy VVV. Ale bardzo dobrze za Pan do mnie dzwoni, bo były już różne skargi na tego kierowce, ale nie mam nic na piśmie żeby go ukarać. Czy mógłby mi Pan to faxem?
[Ja] - Sporządziłem ze zdarzenia notatkę służbową. Oczywiście wyślę.Do usłyszenia.

Efekt był taki,że ten kierowca więcej nie przyjechał, a kolejni z VVV byli bardzo grzeczni.
Koledzy stwierdzili potem, że utarłem mu nosa razem z głową ...

magazyn pod Piotrkowem, odcinek II

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (340)

1