Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

arturion37

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 7:42
Ostatnio: 13 października 2020 - 18:36
  • Historii na głównej: 12 z 16
  • Punktów za historie: 5652
  • Komentarzy: 153
  • Punktów za komentarze: 816
 
zarchiwizowany

#7489

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj przypomniała mi się chyba najbardziej zakręcona akcja z czasów kiedy pracowałem w ochronie magazynu. Oto ona:

Lipiec 2005, upał +30 *C, mimo żaru z nieba, poszedłem na obchód zewnętrzny wokół magazynu, gdyż na monitorze zauważyłem kobietę spacerującą wokół samochodów wpuszczonych na obiekt. Nie byłoby w tym nic dziwnego, kierowcy czasami przyjeżdżali do magazynu z kimś w kabinie. Jednak zawsze byli informowani, że ta osoba pozostaje w kabinie przez cały czas pobytu kierowcy na terenie obiektu. A tu Pani spaceruje sobie w najlepsze paląc papierosa, mimo że zakazy palenia były tak duże, że chyba widoczne z kosmosu!
Kiedy doszedłem na miejsce, zobaczyłem z przerażeniem, że kobieta nie dość, że w zaawansowanej ciąży, to akurat wdrapuje się (po za tym bardzo sprawnie sic!) na ogrodzenie wspólne z następnym magazynem w miejscu, gdzie płot był pochylony po kontakcie z TIR-em.
Zanim zdążyłem dobiec, Pani pokonała 2,5 metrowy płot zakończony drutem kolczastym i na kolanach zaczęła przemierzać trawnik u naszych kolegów zza płotu. Wywołałem kolegę, by zadzwonił do ochrony drugiego magazynu i powiedział co się stało. Na co usłyszałem, że Pani wspięła się po raz drugi na ogrodzenie po ich stronie ale wylądowała na ,,ziemi niczyjej,, za naszym ogrodzeniem. ,,Ziemia niczyja,, był to ugór schodzący stromo do głębokiego rowu melioracyjnego, w którym zawsze płynęła woda z rzeczki uregulowanej w czasie budowy magazynu. Dodam, że na ,,Ziemi Niczyjej,, stała też stacja trafo i wystawał z ziemi zawór od gazu, niczym nie zabezpieczony, przygotowany pod kolejny magazyn! Pobiegłem zobaczyć co się dzieje, cały czas mając wrażenie, pomijając sprawność fizyczną tej Pani w ciąży, że jej zachowanie odbiega od normy. W trakcie przez radio usłyszałem, że wokół zaworu gazowego płonie ognisko!!!

Zawróciłem więc na wartownie , złapałem gaśnicę, kolega drugą i bijąc rekordy na 400 metrów, pobiegliśmy gasić pożar. Pani w tym czasie minęła nas spokojnie idąc w kierunku wartowni i dalej chyba do głównej drogi. Kiedy zgasiliśmy pożar, nadjechało Pogotowie Gazowe, które wezwał kolega i okazało się, że w sumie to jest bezpiecznie, bo zaślepiona rura gazowa nie miała doprowadzonego gazu. W tym czasie kolega wyprowadził do poczekalni dla kierowców Panią, która bramą wtargnęła na obiekt i zadzwonił po Policję. Okazało się, że Pani jest znana Policji doskonale jako pacjentka Szpitala Psychiatrycznego koło Piotrkowa. Jednak najlepsze było przed nami!

Za kilka dni przyjechał do magazynu Koordynator Ochrony z ramienia magazynu i widząc naszą notatkę służbową z zajścia zaczął się ponoć wymądrzać, że jesteśmy jakimiś pokurczami, skoro nie mogliśmy zatrzymać kobiety. Po wezwaniu na ,,dywanik'' okazało się, że Pan ma 160 wzrostu a nasza średnia to około 2 metry (mali nie byliśmy). Pan więc zmienił front i zaczął podważać nasze wykształcenie. I tu pech - obiecaliśmy mu donieść ksera dyplomów - na naszą 8-kę, dwóch studiowało a 6 miało co najmniej licencjat.
Jednak najlepsze zdanie padło na koniec rozmowy z ust mojego kolegi Grzegorza, kiedy już wychodziliśmy:
[G] - Żeby pracować w ochronie, trzeba mieć tu ( pokazując na głowę), a nie tu (wskazując na biceps) !

Dyrektor Magazynu, który był zawsze zadowolony z naszej pracy, wyszedł z gabinetu razem z nami by się ... wyśmiać! A po tygodniu dostaliśmy List Gratulacyjny od Dyrektora, z podziękowaniem za profesjonalną akcję. Kobiety w ciąży już więcej nie paliły ognisk wokół magazynu, a nasz Kierownik woził nasz List Gratulacyjny, zdobywając dla Firmy kolejne obiekty.

magazyn pod Piotrkowem, odcinek IV

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (241)

#7361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje obecnie jako kierowca w hurtowni spożywczej. Do moich obowiązków, oprócz dostawy towaru, należy także m.in. pobieranie pieniędzy od Klientów którzy mają wypisane FV gotówkowe. Trasę obecną przejąłem rok temu od kolegi, który narzekał na prawie każdego Klienta z tego miasta. Dlatego jadąc pierwszy raz byłem nastawiony na wielkie kłopoty, kłótnie, złośliwe uwagi itp.

Tego dnia (czwartek) wszystko szło dobrze, Klienci nieco zdziwieni zmianą kierowcy, mimo wszystko byli normalni, wręcz mili, ale czekało mnie spotkanie z "Piekielnym Klientem", którego mi opisano jeszcze w Firmie jako "trudnego i drażliwego".

Duży sklep w centrum, połowa całej dostawy dla tego Klienta, faktura na 6 tysięcy. Wszedłem do sklepu, przedstawiłem się i usłyszałem że mam wjechać w podwórko. Kiedy już zdjąłem towar (25 koszy po jakieś 15 kg każdy) zobaczyłem, że przy wadze stoi dziewczyna, która ma sprawdzić (zważyć) towar. Wziąłem więc pierwszy pojemnik i wstawiłem na wagę, mówiąc ile należy odjąć na jego ciężar. I tak praca szła sprawnie, kiedy przy około 15 koszu wszedł z podwórka mężczyzna około 50-ki i stając pod ścianą zaczął mi się badawczo przyglądać. Że nie odzywał się słowem, a ja nie mam zwyczaju wnikać kto jest kim w danej Firmie, bo mnie to nie interesuje, dokończyłem ważenie towaru. Po czym dziewczyna dała mu papiery ze słowami: Szefie, zgadzało się.

Nastąpił "klasyczny" dialog Klienta ze mną:
[Szef] - Zgadzało się? Dziwne. I towar nie pomylony?
[Ja] - Czasami jak pakuje nowy magazynier to są pomyłki.
[Szef] - A dlaczego pan sam ważył? Przecież ona jest od tego żeby przyjąć i sprawdzić?
[Ja] - Chciałem pomóc żeby sprawnie poszło. Nie wiedziałem że nie mogę (Klienci czasami mają fobie, że każdy kierowca to złodziej i coś ukradnie z towaru).
[Szef] - Nie, no absolutnie mnie pan zaskoczył.
[Ja] - Czy będzie Pan płacił dzisiaj, bo jeśli tak, to pójdę do auta po KP.
Klient wyraźnie zmienił się na twarzy po tych słowach, jakby się wkurzył, ale spokojnie zapytał:
[Szef] - czy będzie pan w X jutro także?
[Ja] - Tak. Jutro też mam tu Klientów. Ale dopiero około 10 rano, bo będę jechał z Y.
[Szef] - A czy mógłby Pan podjechać jutro do mnie po pieniądze? Dobrze?
[Ja] - (nie widząc problemu, FV i tak 3 dniowa) Będę na pewno.

Na drugi dzień o 10:15 wjechałem na podwórko Klienta i zaraz po wejściu zauważyłem Klienta rozmawiającego z kimś. Powiedziałem "Dzień Dobry", ale nie zostałem zauważony, więc czekałem spokojnie pod ścianą na koniec rozmowy. W trakcie z biura sklepu wyszła kobieta i zapytała kim jestem. Przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem umówiony na dziś po płatność. Zarówno kobieta (po chwili okazało się że Szefowa) jak i Klient (Szef), który mnie usłyszał, patrzyli na mnie z takim połączeniem zdziwienia i pozytywnego zaskoczenia, że zacząłem się zastanawiać, co ja takiego powiedziałem, może bredzę ...?

[Szefowa]- Oczywiście, proszę, już daję pieniążki.
[Ja] - Proszę KP, a ja przeliczę w tym czasie. Zgadza się.
[Szef] - (do Szefowej) Pan jest pierwszym kierowcą z W, który dotrzymał słowa i przyjechał jak obiecał.
[Ja] - Zawsze dotrzymuję słowa.
[Szef] - (do Szefowej) A wiesz, wczoraj jak pojechałem do domu na chwilę i Agata była sama to Pan jej cały towar przeważył!
[Szefowa] - No nie. Niech pan tu poczeka.
Schowałem pieniądze, zebrałem kopie FV i zacząłem rozmowę z Szefem sklepu, z której wywnioskowałem, że to normalny człowiek, któremu mój kolega robił łachę, że przyjedzie po pieniądze, często miał pomylony towar i to z takich niesnasek przylgnęła do niego łatka "Piekielnego" i trudnego.
Po chwili wróciła Szefowa, wręczając mi gorącego kurczaka z rożna w firmowej torbie, życząc udanego dnia i smacznego śniadania.

Cały rok pracy na tej trasie tylko potwierdził moje pierwsze spostrzeżenia, że podchodząc normalnie i z kulturą do Klienta, w 85% przypadków możemy liczyć na to samo.

miasto koło Piotrkowa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1154 (1302)

#7260

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu zajmuję się dorywczo, w domu, przepisywaniem prac dyplomowych. Dopóki pisałem dla znajomych lub ludzi poleconych, nie było najmniejszych problemów z zapłatą, ze stawką za stronę czy za dodatkowe ilustracje, wykresy itp.
Jednak gdy wywiesiłem ogłoszenie w Uczelni, nie daleko mojego bloku, miałem jedną sytuację, gdzie zawierzyłem Klientce, że doniesie brakujące 50 PLN, wydałem płytkę z pracą i ślad po Klientce zaginął. Wyciągnąłem więc wnioski z tej nauczki. Pisząc prace w Wordzie, robiłem kopie na dysku a plik przed zapisaniem na CD zaopatrywałem w hasło przed otwarciem. Jeśli Klientka płaciła od razu, pisałem niezmywalnym mazakiem hasło na płycie i OK.

Dwa lata temu jednak trafiłem na bardzo ,,bystrą,, Klientkę, która po umówiony odbiór pracy na płycie CD przysłała swoją siostrę. Ta nie miała pieniędzy przy sobie, więc poprosiłem by weszła i zaczekała aż ja zadzwonię do [K]lientki:
-[Ja] - Witam, mam dla Pani pracę już na płycie ale Pani siostra nie ma pieniążków.
-[K] - A to ile miało być? 100PLN?
-[Ja] - Nie, umawialiśmy się na 150 przecież, nie pamięta pani?
-[K] - A bo wie pan, mam w domu takie kłopoty że zapomniałam. Ale da pan siostrze płytę? Ja jutro wpadnę z pieniędzmi po pracy.
-[Ja] - Wolałbym dzisiaj mieć zapłacone..

... po kolejnych 5 powodach, dla których Klientka nie może sama odebrać a zapłaci jutro na bank, wiedziałem na 95% że chce mnie przekręcić, nie płacąc w ogóle. Wydałem płytę, w duchu zastanawiając się kiedy odkryje zabezpieczenie i zadzwoni!

Pierwszy telefon nastąpił po około 5 minutach od wyjścia siostry z mojego mieszkania na 3p. więc zakładam że Klientka czekała w aucie:
-[Ja] - Tak, słucham?
-[K] - Gówno dostaniesz nie pieniądze! Naiwniak! Bujaj się! (śmiechy w tle, towarzystwo ubawione)
-[Ja] - (po odczekaniu jak towarzystwo się wyśmieje, ze stoickim spokojem) Dostanę pieniądze, szybciej niż pani myśli. O ile pani myśli. - I rozłączyłem się.

Po 3 godzinach telefon od Klientki:
-[Ja] - O, jak miło że Pani dzwoni.
-[K] - Hasło!!! Jakie !!!
-[Ja] - 150 złotych!
-[K] - Uważaj bo ci dam!!!
-[Ja] - 170.
-[K] - Ty #$%^%#@#%^&, ja Cię #$%$%^^$## !!!
-[Ja] - Doprawdy? Teraz cena skoczyła na 200!
-[K] - Sp##$$$% !!! i trzask rzucanej słuchawki ...

Na drugi dzień, jestem w pracy i widzę na wyświetlaczu że Klientka dzwoni. Wyszedłem więc na dwór, by nie gorszyć współpracowników tymi jej krzykami, bo mój telefon ma doskonały głośnik.

-[Ja] - Taaak?
-[K] - No przepraszam pana, że tak się darłam wczoraj, ale MUSZĘ mieć tę pracę wydrukowaną do 12:30 bo jak nie oddam to mi termin przepadnie i będę się bronić chyba w sierpniu.
-[Ja] - (zaczynam tłumaczyć Klientce, że to nie cacy tak chcieć kogoś wykiwać - tłumaczę z ironią lecz grzecznie i spokojnie, prawie już mam powiedzieć, że nie ma sprawy, każdy się ma prawo zdenerwować, niech da 150 PLN i zapomnimy o tym incydencie... na co Klientka mi przerywa słowami:
-[K] - Nie p**** tylko hasło dawaj!!!
-[Ja] - 350!!! - I rozłączyłem się.

Po zaledwie 30 minutach dzwoni zdziwiona żona z domu, gdzie siedziała z młodszym dzieckiem i mówi, że właśnie jakaś kobieta przyniosła dla mnie w kopercie 350 PLN, przeprasza że tak późno i prosi o jakieś hasło. Powiedziałem, że wiem i żeby jej przekazała, że hasło to jej imię. Podobno Klientka miała tak wielkie oczy, kiedy usłyszała jakie jest hasło, że groził jej wytrzeszcz!

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3953 (4141)
zarchiwizowany

#7335

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Teraz historia w której to ja stałem się zupełnie niechcący ,,Piekielnym Sprzedawcą,,. Słowem wprowadzenia - rok 1992, Kiosk ,,RUCHU,, (starodawny, z małym suwanym okienkiem) w którym pracowałem po wyjściu z wojska.

Ze sklepu ,,Społem,, niedaleko mojego kiosku przychodzi do okienka [E]kspedientka z tego sklepu i cicho coś mówi:
[Ja] - Słucham ?
[E] - Poproszę opaski.
[Ja] - Opaski?
[E] - (lekko zmieszana) Tak.

W kiosku były zarówno opaski z rzemyków na nadgarstek jak i plastikowe na włosy, więc pytam Klientki:
[Ja] - Na co te opaski maja być?
[E] - (Klientka po moim pytaniu poczerwieniała jak burak i miała przerażenie w oczach!)

I wtedy przyszło olśnienie wywołane kolorem twarzy Klientki! Słyszałem kiedyś, jak pani w wieku balzakowskim kupując w drogerii podpaski własnie poprosiła o ,,opaski,,.

Nie pytając już o nic odwróciłem się za siebie do półki, wyjąłem Bella Clasic i podając do okienka powiedziałem cenę. Klientka z wyrazem ogromnej ulgi zapłaciła, rewelacyjnie szybko ukryła zakup pod sklepowym fartuchem, jakby chodziło o pól kilo koki i truchtem pobiegła do sklepu ...

Kiosk RUCHU, Piotrków Tryb., 1992r.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (337)
zarchiwizowany

#7281

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rok 2005. Pracowałem w ochronie magazynu już jakiś czas, Heniek - mityczna postać - miał pełne ręce roboty. Lecz były takie dni i tacy ludzie do których mózgu nie docierały żadne sygnały. Oto historia:
Na parkingu dla TIR-ów kocioł. Biegamy w trzech jak w ukropie by rozładować ruch, mamy serdecznie dość kierowców którzy na pytanie: z jakiej firmy przywiózł Pan towar? odburkują ,,Raben,, lub ,,Fresh Logistic'' co jest nazwą spedycji a nie producenta. Około 10 rano, zaczyna się akcja pod szlabanem wjazdowym, bo oprócz kierowców wywołanych do wjazdu, nagle pod szlabanem stoi jako pierwszy Kierowca z firmy VVV. Wybiegam więc do niego i krzyczę by wycofał, bo TIR-y jeszcze nie wystartowały i ma miejsce. A on na to że się idzie awizować, zgasił silnik, zamyka auto i idzie do naszej wartowni. Tłumaczę mu,że ma zabierać to auto na parking bo go nie tylko nie wpuszczę na obiekt ale i nie zaawizuję jak tego nie zrobi. A Kierowca (około 60-tki) śmieje mi się w twarz! I ze słowami:
-[K] - Dobra, pisz mnie, i tak zaraz wjeżdżam, idzie ostro do okienka awizacji.
Zdążyłem wpaść do wartowni, otworzyć szlaban w bramie wyjazdowej, złapać lizak i jeszcze skierować ruch w tę drugą bramę. Kiedy sytuacja była opanowana, podszedłem do okienka, poprosiłem kolegę że ja ,,obsłużę'' tego Pana i zacząłem od stwierdzenia, że dopóki nie wyjedzie na parking to nie awizujemy go wcale. Przy okazji wyszło, że ma awizację na dzień następny na 14;00.

Tu następuje prawie godzinna, z przerwami, rozmowa Z Panem z VVV, okraszona krzykami, bluzgami, straszeniem itp. elementami folkloru.

Po 5 godzinach stania na parkingu, z powodu nie pojawienia się wielu awizowanych dostawców, przyszedł czas na Pana z VVV. Poszedłem więc po niego, podchodzę do auta od strony kierowcy i widzę na kostce parkingu cudnie wylane fusy z kawy na pachnących obierkach z pomarańczy. Więc informuję Pana, że przyszła jego kolej na wjazd, ale dopóki nie posprząta koło kabiny tego syfu, nie wpuścimy go na obiekt. Facet potrzebował 30 minut by przełamać się do posprzątania co polegało na wkopaniu butem obierek do kratki ściekowej i zasypaniu fusów piachem. Ale dobre i to.
Facet wjechał, a ja zdążyłem powiedzieć głośno, że będą chyba z nim problemy, gdy zadzwonił wystraszony Pracownik przyjęcia towaru, z info., że zamknął się właśnie w kanciapie bo Pan z VVV chce go pobić. Pobiegliśmy z kolegą do magazynu i całą dostawę staliśmy na rampie.

Przy wyjeździe z magazynu tradycyjnie Pan miał pretensje, że musi otworzyć skrzynię ładunkową do kontroli itd. Ale główny punkt programu miał nastąpić. Otóż Pan z VVV po wyjeździe z bramy pojechał na parking dla Dyrekcji, wysiadł z kabiny, odszukał wzrokiem kamerę na słupie, pokazał nam wskazujący palec i ... wysikał się na parkingu akurat na samochód Kadrowej, po czym wsiadł i odjechał. Zatkało nas nieco, kolega wybiegł za nim ale było po wszystkim i wrócił głośno klnąc że nie utarliśmy kolesiowi nosa.
Po chwili namysłu wypisałem piękną Notatkę Służbową, z podaniem dokładnych godzin zajść z Panem z VVV (do potwierdzenia na nagraniu z kamer), poszedłem na przyjecie towaru i wróciłem z metka z pudełka towaru z tejże firmy. Po czym zatelefonowałem do firmy VVV:
[VVV] - Witamy w VVV, wybierz numer lub .....
Po zgłoszeniu Sekretarki poprosiłem o połączenie z [K]ierownikiem Kierowców.
[K] - Słucham, w czym mogę pomóc?
[Ja} - Witam, moje nazwisko XYZ, dzwonię z Magazynu A pod Piotrkowem (i tu opis zachowania kierowcy, z jego nazwiskiem, numerem rejestracji, szczegóły z parkingu)
[K] - Tak, rozumiem, przepraszam w imieniu Firmy VVV. Ale bardzo dobrze za Pan do mnie dzwoni, bo były już różne skargi na tego kierowce, ale nie mam nic na piśmie żeby go ukarać. Czy mógłby mi Pan to faxem?
[Ja] - Sporządziłem ze zdarzenia notatkę służbową. Oczywiście wyślę.Do usłyszenia.

Efekt był taki,że ten kierowca więcej nie przyjechał, a kolejni z VVV byli bardzo grzeczni.
Koledzy stwierdzili potem, że utarłem mu nosa razem z głową ...

magazyn pod Piotrkowem, odcinek II

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (340)

#7132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z roku 2003. Zacząłem właśnie pracę w ochronie jednego z magazynów pod Piotrkowem. Jednym z wielu "obowiązków" nie wpisanych do Regulaminu Obiektu było pilnowanie, by na zewn. parkingu dla Dyrekcji i Gości nie parkowały TIR-y. Możliwości wyegzekwowania tego od kierowcy - prawie żadne, pozostawało kłócenie się lub prośby - najczęściej moim kolegom przynosiły 0 efektu!
Poniedziałek rano, 3 dzień pracy, i od razu wizyta Kierownika na obiekcie. Na monitorze zauważam TIR-a parkującego na parkingu Dyrekcji i kierowcę który zaczyna odczepiać naczepę by odjechać ciągnikiem na nie wiadomo jak długo. Biorę więc radio i mówię do kolegi ze zmiany: Jeśli wywołam Cie przez radio i będę mówił głupie rzeczy to niczemu się nie dziw, OK? Kolega przytakuje a ja idę do kierowcy. Zaczyna się dialog: Ja (J), Kierowca TIRa (K):
(J) - Witam, co pan robi?
(K) - A co, nie widać? He, he...
(J) - No widać, ale radzę tu nie zostawiać tej naczepy, to parking dla Dyrekcji.
(K) - A co mi zrobicie? Koła mi odkręcicie? Buhahaha!
(J) - Ale ja naprawdę dobrze radzę, bo narazi się pan na koszty.
(K) - Taa, jasne. Pogadaj sobie jeszcze, może się wystraszę!
(J) - OK, ale żeby nie było że nie mówiłem...
Odszedłem na bok o jakieś dwa metry, tak by kierowca słyszał moja rozmowę przez radio i padające odpowiedzi, modląc się w duchu by kolega niczemu się nie dziwił... (J) - ja, (G) - mój kolega Grzegorz:
(J) - 01 do 00. Odbiór.
(G) - 00 zgłasza, co tam?
(J) - Grzesiu, zadzwoń po Heńka, niech przyjedzie za 10 minut bo będzie naczepa do zaholowania na Holl Park.
(G) - OK, a numer ten z tablicy?
(J) - Tak, ale ten czerwonym mazakiem, bo to jego prywatna komórka.
(G) - Ty, a ile wam ostatnio odpalił jak był?
(J) - Ostatnio wpadło po stówce na głowę, bo on teraz 950 bierze od naczepy.
(G) - Dobra, dzwonimy.
Kierowca TIR-a, którego obserwowałem kątem oka w czasie mojej rozmowy przez radio najpierw coraz wolniej odpinał przewody od naczepy, by przy kwestii finansowej pozapinać wszystko biegiem i odjechać z piskiem opon w kierunku trasy. Blef polegał na tym, że nie istniał nigdy żaden Heniek, nie mieliśmy nigdy żadnych uprawnień by holować jakiekolwiek auto, i tylko w taki sposób można było skutecznie to przeprowadzić.
Mój pomysł był wiele razy później stosowany ze 100% efektem.

magazyn pod Piotrkowem

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1044 (1256)