Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

astor

Zamieszcza historie od: 2 sierpnia 2013 - 20:31
Ostatnio: 20 sierpnia 2020 - 9:09
  • Historii na głównej: 29 z 33
  • Punktów za historie: 12404
  • Komentarzy: 163
  • Punktów za komentarze: 967
 

#56759

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W maju miałam wypadek na rowerze. Zostałam potrącona (nie z mojej winy) przez samochód, w efekcie czego znalazłam się pod podwoziem (ale byłam cały czas przytomna).
Świadkowie szybko mnie wyciągnęli, zadzwonili po pogotowie i pojechałam na gwizdkach do szpitala. I będzie o tym, co działo się na szpitalnym oddziale ratunkowym.

Najpierw położyli mnie w kołnierzu ortopedycznym na łóżko, a pod łóżkiem (tam jest jakaś półeczka chyba) położyli mój plecak. Prócz ciuchów, zapasu wody i banana, miałam w nim oczywiście portfel z dokumentami (kij tam z pieniędzmi).

Gdy mnie wstępnie przebadali zapadła decyzja, że trzeba prześwietlić. Wysłali mnie na rtg na tym łóżku. Co ważne - od samego początku skarżyłam się na ból w okolicach barku.
Jestem już na tym rtg i pielęgniarka musiała mi zdjąć do zdjęcia stanik. Krzyczy na mnie, żebym jej pomogła, a ja ze łzami w oczach, że nie mogę lewą ręką w zasadzie ruszyć (prócz złamania, które chwilę potem wyszło na zdjęciu, miałam również oparzenia III st.- ubytek tkanek na mniej więcej 1/3 przedramienia, łokciu i kawałku ramienia). Na to pani pielęgniarka zaczęła siłą ze mnie zdejmować koszulkę. A koszulki kolarskie są dosyć dopasowane do ciała. Na moją sugestię, żeby rozcięła, zrobiła duże oczy i zapytała:

- A w czym pani do domu pojedzie?

I dalej swoje, żebym ręce podniosła, bo ona zdjąć nie może. W końcu przyszła druga i jakoś bez rozcinania udało jej się to delikatnie zdjąć. A naprawdę wystarczyło rozciąć, ciuchy i tak by mi mama przywiozła...

Zdjęcie wykonane, technik oznajmia, że obojczyk złamany, dosyć brzydko, może operacyjnie, ale to decyzja ortopedy. Więc trzeba mnie przewieźć na tym łóżku do ortopedy. Pielęgniarki już pchają łóżko do drzwi, a ja się pytam - a co z ciuchami? No przecież nie pojadę taka goła przez korytarz, na którym siedzą inni pacjenci i dwóch pijaczków, których pogotowie przywiozło chwilę po mnie. Pani pielęgniarka wpadła na pomysł, żeby założyć mi z powrotem moją koszulkę. Ekstra! Na szczęście technik wyszedł ze swojej kanciapy i stwierdził, że to nie ma sensu, bo i tak zaraz pewnie będą mnie gipsować i znowu będą to ściągać. Zaproponował, żeby przykryć mnie prześcieradełkiem.

W międzyczasie, gdy jedna z pielęgniarek poszła po prześcieradełko, druga pomagała mi zejść z tego łóżka i usiąść na wózku, bo przyjechał pacjent, który potrzebuje łóżka. Zapytałam:

- Co z moim plecakiem?
- Co się pani będzie plecakiem przejmować, ratujemy pani zdrowie!

Ciekawe, czy gdyby mi zawinęli portfel z plecaka wraz z dowodem osobistym, legitymacją studencką, prawem jazdy i innymi dokumentami, które potwierdzają moją tożsamość, tydzień później zarejestrowaliby mnie do ortopedy? Niestety, nie mam paszportu, a stan, w jakim byłam po wypadku, uniemożliwiłby mi skutecznie chodzenie na policję, zgłaszanie kradzieży, składanie nowych dokumentów. Pominę fakt, że nie chciałabym mieć w nowy dowodzie zdjęcia z siniakami na twarzy :/.

Zawieźli mnie do gipsowni, a plecak z moim dowodem radośnie jeździł sobie tu i tam, po całym szpitalu, zostawiany bez opieki na korytarzu. Na szczęście do mnie wrócił bez braków.

Wracając do prześcieradełka. Panie pielęgniarki narzuciły je na mnie dosyć niedbale. Siedziałam potem na korytarzu i chyba tylko siłą woli powstrzymywałam je, żeby się nie osunęło i nie odsłoniło mojego ciała. Panowie pijaczkowie oczywiście nie mogli powstrzymać się od wrednych komentarzy, inni pacjenci i ich bliscy czekający wraz z nimi nie reagowali na to w żaden sposób. Czekałam, aż po prostu w pewnym momencie któryś z pijaczków podejdzie i je ściągnie dla zabawy.
Na szczęście tak się nie stało.

Podsumowanie.
Siedząc na SOR myślałam przede wszystkim o tym, żeby nigdzie nie zaginęły mi dokumenty, bo bez nich dalsze leczenie (które trwa do dzisiaj) w zasadzie byłoby niemożliwe, albo przynajmniej bardzo utrudnione. Najadłam się ogromnego wstydu, bo komuś było szkoda paru chwil, żeby porządnie mnie zawinąć w to prześcieradło (sama nie byłam w stanie go poprawić). A ze szpitala wyszłam w koszulce jednorazowej, którą dostałam od innej pielęgniarki, bo gips na obojczyku sprawił, że przez te 5 tygodni, kiedy go nosiłam, musiałam chodzić w koszulach brata, bo żadna moja nie obejmowała mnie w ramionach. A koszulka rowerowa i tak do wywalenia.

I jeszcze przestroga dla osób jeżdżących na rowerze - ludzie, jeździjcie w kaskach! Mój kask po uderzeniu z jednej strony rozsypał się w maczek, z drugiej - widać ślady przysmażenia. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdybym nie miała go na głowie.

SOR szpital słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (660)

#53818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam młodszego kuzyna. Michała. Michał generalnie fajny chłopak, pomocny, uprzejmy. W szkole wygrywał jakieś konkursy, olimpiady z matmy i fizyki, cała rodzina się nad nim rozpływała, że taki zdolny i mądry. Dostał się na studia informatyczne i od razu rodzinka (jego mamuśka zwłaszcza), że Michał to na pewno będzie robił doktorat, a pewnie z czasem zostanie i profesorem.
Tutaj trzeba dodać, że Michał zna się z moim chłopakiem- Kamilem. Kamil ukończył informatykę już jakiś czas, pracuje jako programista, jeździ sobie to tu, to tam na szkolenia. Obcykany jest (nie to co ja, podła humanistka :P ).

Michał zaczął studia. Jakieś 3-4 tygodnie później dzwoni do Kamila, że trzeba mu pomóc jakiś program napisać, bo on nie wie za bardzo co i jak, i żeby Kamil mu napisał.
Kamil się wziął, napisał cały program (jakiś mały projekt, nie pamiętam co to dokładnie było), wysłał mailem i dzwoni do Michała:
[K]: Właśnie ci wysłałem. Obczaj to sobie.
[M]: Właśnie patrzę.
[K]: Wytłumaczyć ci to?
[M]: Nie, dzięki. Sam dojdę co i jak. A jeśli będę miał problemy, to zadzwonię.

Nie zadzwonił. Zapomnieliśmy o sprawie. Co do prośby o pomoc - nikt z nas się wtedy z tego nie śmiał, bo każdy może mieć z czymś problem.
Minął jakiś czas i Michał znowu dzwoni. Znowu jakiś program. Wysłał mailem o co chodzi. Kamil odebrał maila i dzwoni i tłumaczy, że to będzie podobnie, jak w tamtym poprzednim, tylko niewielka modyfikacja tu i tu, ale generalnie zasada działania jest taka sama.

[M]: Ja wiem. Tylko wiesz, ja nie mam tamtego kodu. Komputer mi się zwalił, musiałem stawiać system na nowo, wszystko poleciało w niego. A muszę to już jutro oddać.
[K]: Czekaj, zaraz ci wyślę ponownie poprzedniego maila.

Kamil wysłał ten program co poprzednio, napisał jeszcze raz w mailu gdzie i co zmienić. Niestety, kuzynowi to nie starczyło, tłumaczył się, że coś go gorączka bierze, że nie ma siły, że on ROZUMIE o co chodzi, ale czy Kamil może mu to od razu poprawić.
Mój chłopak pomyślał, że w zasadzie poprawienie tego to kilka minut roboty, a jak będzie tłumaczył przez telefon to zajmie więcej czasu. Poprawił, wysłał, napisał, żeby się odezwał jak się lepiej poczuje, to on mu to wtedy wytłumaczy.

I tak cisza przez dłuższy czas.
Aż do pewnego momentu, kiedy jechaliśmy do rodziny Kamila. Kamil prowadzi, dzwoni jego telefon, odbieram.
[M]: Hej, możesz mi dać Kamila?
[Ja]: Kamil prowadzi, nie może teraz rozmawiać. Coś się stało?
[M]: Oj bo mam problem z tym programem. Nie rozumiem go. Naprawdę nie może gadać?
[J]: Wiesz, śnieg pada, jakoś wolę, żeby miał obie łapy na kierownicy.
[M]: Ale to bardzo pilne! Jutro mam kolosa zaliczeniowego, muszę to wiedzieć. Nie możecie zatrzymać się na jakiejś stacji, żeby mi to wytłumaczył?

Opisuję pokrótce sytuację Kamilowi. Przewrócił oczami, coś burknął, że wiedział, że tak będzie, ale ok, zatrzymamy się i zadzwonimy.
Po jakichś 20 minutach się zatrzymaliśmy. Tylko po to, żeby Kamil zadzwonił i powiedział, że już 2 razy chciał mu to wytłumaczyć, ale Michał nie chciał, bo przecież rozumiał. Dodał, że gotowców mu pisać nie będzie, a ma wrażenie, że tak było. Coś tam jeszcze powiedział mocno wkurzony, rozłączył się, pojechaliśmy dalej.

Michał obecnie jest na III roku. Jakoś cicho się w rodzinie zrobiło o tym, jaki to on zdolny, jaki ambitny, jaki mądry. I nawet jakoś za specjalnie nikt nie wspomina o doktoracie.

A ja tam mu życzę dobrze mimo wszystko.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (639)
zarchiwizowany

#53133

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ta historia
http://piekielni.pl/49886
skłoniła mnie do opowiedzenia tego, co się dzieje aktualnie u mnie w mieście.
Otóż miejskie przedsiębiorstwo komunikacyjne zdobyło kasę m.in. z UE na rozwój trakcji trolejbusowej. Dzięki temu jakiś czas temu zaczęli robić odwierty wzdłuż głównej ulicy dzielnicy, w której mieszkam. Zaczęli już nawet stawiać słupy, wszystko fajnie, ogólnie ludzie chyba zadowoleni, bo będzie to obsługiwane przez nowy tabor, ekologicznie itd. Ale nie w tym rzecz.
Nieco po rozpoczęciu robót miasto wpadło na pomysł przebudowy ronda na tej ulicy (było tak beznadziejnie wybudowane, że ludzi z innych miast najprościej się na nim mylili, bo myśleli, że skręcając w prawo pojadą ulicą ABC, a tymczasem pas do skrętu w prawo prowadzi do sklepu, natomiast na ulicę ABC też trzeba skręcić lekko w prawo, ale to już jest oznaczone jako jazda na wprost). Niby fajnie, ale... Wczoraj zauważyłam, że wyciągają te zabetonowane NOWE słupy (na których nawet jeszcze trakcji nie powiesili), bo będą poszerzać o jeden pas.

A nie mogli tak się ze sobą wcześniej dogadać?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (111)