Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

atheo

Zamieszcza historie od: 21 marca 2011 - 7:52
Ostatnio: 26 sierpnia 2023 - 17:28
O sobie:

Ot jestem :)

  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 1799
  • Komentarzy: 205
  • Punktów za komentarze: 1555
 

#89696

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dnia 3 września tego roku.

Wynajem auta w Car Net Opole. Był to pierwszy raz kiedy w ogóle zdecydowaliśmy się na wynajem auta, toteż byliśmy z partnerem dość zieloni w temacie. Auto w ten dzień przebyło jakieś 300 kilometrów w obsadzie dwie osoby dorosłe i jedno dziecko w foteliku. Sama jazda i auto bezproblemowe, problem natomiast zaczął się w momencie oddawania pojazdu.

Partner dokładnie umył auto z zewnątrz, wnętrza nie ruszał bo po pierwsze, nic się w nim poza jazdą nie działo, po drugie, w bagażniku przez drogę leżała jedna dziecięca torba. Dwie godziny minęły i dostajemy telefon, że obciążają nas kosztem czyszczenia auta, czyli 89 złotych. Bo w środku jest sierść i są okruchy, no ok. Ale ta sierść i cała reszta były tam już wcześniej, możliwe, że to nasz błąd, że tego nie zgłosiliśmy, ale mimo wszystko pracownik powiedział, że oddaje nam auto czyste.

Toteż pytanie chyba do Car Net, czy wasze standardy czystości są tak słabe, że po ocenie, iż auto jest czyste dostaje się auto brudne? Czyli dostaliśmy brudne auto? I zapłacimy za jakiegoś śmieciarza bo pracownik nie zaprezentował wnętrza jak należy, i nie było dokumentacji fotograficznej z poprzedniego najemcy? A z naszego najmu już było? Odradzam Car Net, a jak już wynajmować, to trzepać pracownika z dokumentowaniem jak auto wygląda bez litości. Ogólnie nasz pierwszy i ostatni wynajem w tej firmie.

PS. Przy wzięciu auta w najem bak nie był do końca pełen, pracownik tłumaczył, że w tym aucie tak jest, natomiast po tankowaniu powrotnym udało się jednak zrobić tak, by wskaźnik był w odpowiednim miejscu. Czyli i na paliwo zostaliśmy naciągnięci.

CarNet

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (178)

#86417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ulało mi się.

Sąsiedzi, temat rzeka. Miałam już takich którzy nasyłali na mnie spółdzielnie bo się kąpałam o północy po powrocie z pracy. Upierdliwą starszą panią, która chciała mi robić za matkę. Ale to co wyprawia się w obecnej kamienicy, woła o pomstę do nieba.

Mieszkanie wynajmujemy już półtora roku, ja, partner i nasz czteroletni, autystyczny syn. Piekielni są sąsiedzi z dołu. Zaczęło się niewinnie, właścicielka ostrzegała że są trochę nienormalni, no ale może się nie lubili? Potem zaczęło się narzekanie że dziecko jest głośne.
Zainstalowaliśmy dywan i materac na podłodze, dziecko zawsze w skarpetkach, w miarę możliwości zabawiane na materacach. Staraliśmy się nie być głośno, ale...
Sąsiedzi, impreza z głośną muzyką, raz, drugi, piąty. Kiedy do pierwszej było już tak głośno że młody się zaczął budzić, została wezwana policja, do mieszkania nie szło się dobić. Zrobili to policjanci po 15 minutach walenia pałką w drzwi, co było słychać u nas w mieszkaniu wyżej. I tak zaczęła się wojna.

Sąsiedzi zaczęli wzywać policję bo dziecko biega po domu, ja cały czas starałam się mimo wszystko syna nieco opanowywać, a to trudne przy dziecku z zaburzeniami. Przychodził dzielnicowy, do nas, do nich, sam przyznawał że to sąsiadów wina, on z nimi rozmawia, ale oni nie słuchają, a on nie może nic zrobić, polecał nam pozew cywilny. Co się okazało z relacji pozostałych sąsiadów?
Ci z dołu tak zawsze, od początku. Poprzedni lokatorzy też mieli przerąbane, sąsiadce u której robili remont, wparowała do mieszkania, i próbowała wrzeszczeć na ekipę jak ma robić remont! Ostatnio wepchnęła się jeszcze innej sąsiadce do domu by na nią nawrzeszczeć. Mnie wyzywała na wejściu do klatki, mojego syna też wyzywała od niepełnosprawnych. Przychodzili, dobijali się do drzwi i nas wyzywali, ja zaczęłam wszystko nagrywać, więc bezpośrednio do mnie już boją się coś powiedzieć. Ale teraz w drodze przez ogródek i na klatce mam włączone nagrywanie, a to paranoja.

Ostatnio ktoś podobno im drzwi rozwalił, i oskarżyli nas, policja po 23. Trzeba dodać że mają w domu bulteriera, nie wiem kto przy zdrowych zmysłach zrobiłby dziurę w drzwiach w tym wypadku. Ale niejednokrotnie słyszano ich trzaskających drzwiami i kłócących się w nocy, więc z resztą sąsiadów podejrzewamy że sami drzwi rozwalili.
A dlaczego piszę dzisiaj? Bo wczoraj mieliśmy wizytę policji, kiedy nasz syn kilka razy przebiegł się po domu. O 21 poszedł spać, czyli nie biegał ani dużo, ani późno. Teraz sąsiedzi puszczają muzykę bardzo głośno.

Podsumowując? Zastraszają sąsiadów, nękają wszystkich, w tym niepełnosprawne dziecko, a policja twierdzi że zadziałać możemy tylko na drodze cywilnej. Oczywiście że zadziałamy, ale jak ma być dobrze w tym kraju, skoro ewidentne zbydlęcenie jest bezkarne, a osoby które ukradły batonik, trafiają do więzienia? Chyba zaraz znowu zadzwonię na policję...

policja i sąsiedzi

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (167)

#79552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mięło trochę czasu odkąd pracowałam w sklepie, zwykły monopolowy, z klientami kupującymi głównie piwa. Jedna sytuacja na zawsze zapadnie mi w pamięć.

Klienci prawie zawsze stali, niektóre produkty znało się na pamięć. W tym jeden facet, zawsze ta sama marka papierosów, lighty. Aż raz zabrakło i nie było kilka dni. To poleciłam mu inne lighty, w tej samej cenie, podobne jakościowo. I wiecie co? Wrócił po kilku dniach.

- A tymi papierosami pani chciała mnie zabić! Ja czekam na przeszczep płuc, a one są za mocne!

Także człowiek wypalał dwie paczki dziennie, ale to ja jestem winna tego, że umrze na płuca, bo sprzedałam mu inne papierosy.

Puenty brak.

sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (164)

#79056

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obawiałam się że czas ten może nie nadejść w ogóle, a jednak jest! Epilog historii z czerwca zeszłego roku, tej w którą sporo osób nie wierzyło. Są i fanfary, uznania i zwycięstwa. Dla tych którzy nie wiedzą, albo nie pamiętają: http://piekielni.pl/73721

Pojawiło się światełko w tunelu, po publikacji historii dostałam wiadomość prywatną od adwokata z kancelarii prawniczej z pewnego miasta na S. W każdym razie została mi zaproponowana nieodpłatna pomoc w związku ze sprawą, oraz prowadzenie jej z nałożeniem kosztów na gminę która nie chciała polubownie rozwiązać zaistniałej sytuacji.

I gdy po drodze wszystko obiło się o sąd, kolejnego komornika i kolejną rozprawę, wygraliśmy. Udowodniliśmy że koniem nie jestem, nie mieszkałam, nie wiedziałam o sprawach za długi, bo i jak? Ale żeby nie było za różowo to o rozprawie numer dwa sąd nie poinformował ani mnie, ani pełnomocnika, wiedziałam o terminach od świadków.

Gdzieś przewinęła się listonoszka która mnie nie lubi i przez którą pierwszego wezwania też bym nie odebrała. A na koniec wzywanie moich rodziców, czyli faktycznych winowajców. I tylko trochę szkoda że nie załatwiono tej sprawy polubownie, bo w ten sposób z kieszeni podatnika poszły pieniądze na koszty sądowe, na adwokata, na prawnika drugiej strony i całą papierologię z tym związaną. Ale to pokazuje by walczyć, bo da się wygrać z systemem. Jeśli ktoś z was ma podobny problem, ja chętnie podzielę się odpowiednimi namiarami w wiadomości prywatnej.

Także poniekąd dzięki Piekielnym, ja dziś jestem osobą wolną od cudzego długu. Nigdy nie wiesz kto czyta ;) A mojemu adwokatowi należą się gorące podziękowania, kwiaty i jakieś ciasteczka

gmina sąd piekielni.pl

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (226)

#73721

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wychowałam się w rodzinie z problemami. To spowodowało, że musiałam opuścić dość wcześnie dom. Tuż po maturze zostałam postawiona przed faktem dokonanym - mam się wynieść z domu. Właściwie pewnego dnia zastałam swoje rzeczy spakowane pod drzwiami mieszkania.

Dlaczego o tym piszę? Całkiem niedawno, bo w lutym tego roku, dostałam pismo od komornika, że mam spłacać dług za mieszkanie, z którego mnie wyrzucono.

Trochę potrwało nim doszłam do siebie i zaczęłam działać, bo tak się składa, że dokładnie 28 stycznia tego samego roku urodziłam swoje pierwsze dziecko. Walczyłam z depresją, zmęczeniem i ogólnym wyczerpaniem. Tak przeleciały mi terminy odwołania. Po dwóch tygodniach zadzwoniłam najpierw do kancelarii komorniczej i wytłumaczyłam swoją sytuację. Odesłano mnie do gminy, w której mieszkanie było zadłużone. Zadzwoniłam i tam miła pani powiedziała, że zajmie się sprawą. Miałam czekać na odpowiedź. Nie doczekałam się. Jako że tylko ja wykazywałam legalny dochód w postaci zasiłku macierzyńskiego, komornik zaczął pobierać z niego 25%. Dziecko, zasiłek - moja sytuacja finansowa nie była i nie jest najlepsza, więc próbowałam skorzystać z darmowych porad prawnych.

W jednej instytucji mnie odesłali, nie tym się zajmują, to zrozumiałe.
W drugiej stwierdzili, że sprawa jest zbyt skomplikowana, a mieliby się zająć nią studenci. Dowiedziałam się też, że inna porada prawna mi nie przysługuje, bo mam ukończone 26 lat, a nie skończyłam 56. No i nie korzystam z pomocy opieki społecznej.

Zadzwoniłam po raz kolejny do gminy, bo byłam sfrustrowana, i dowiedziałam się, że mam płacić, skoro zadłużyłam mieszkanie.

Wtedy znajoma podpowiedziała mi jedną rzecz. Otóż z lokalu moją rodzinę eksmitowano, skoro gmina twierdzi, że ja mieszkanie zadłużyłam, to tam mieszkałam, a skoro mieszkałam, to... Miałam w czasie eksmisji malutkie dziecko. Czyli matkę z noworodkiem wyrzucili bez zapewnienia lokalu zastępczego! Zadzwoniłam znowu z tym dictum. Tu logika pani, która kiedyś była taka miła mnie powaliła, otóż utrzymywała, że przecież mówiłam, że tam nie mieszkałam! No to jej tłumaczę, skoro nie mieszkałam, to za co u licha mam płacić?! No ale mieszkałam... I mam płacić!

I tak to w tym kraju się właśnie dzieje, moja rodzina, alkoholicy - matka, brat i siostra - dostali mieszkanie, płacąc za nie marne grosze jeszcze przed eksmisją. Ojciec, jak i reszta rodziny, nie wykazuje dochodu, więc nic z niego nie ściągną, chociaż tylko oni lokal zajmowali. Tymczasem komornik i gmina próbują ściągnąć pieniądze ze mnie i dwójki rodzeństwa, czyli jedynych, którym udało wyrwać się z patologii, ale przez głupi obowiązek meldunkowy mają teraz problemy.

A ja musiałam podjąć leczenie psychiatryczne i zapisać się do grupy wsparcia Dorosłych Dzieci Alkoholików, bo coś, z czym sobie jakoś radziłam, posypało się przez pismo komornika.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (398)

#66958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zanim komuś pomożesz, pamiętaj że każdy dobry uczynek zostanie ukarany.

Pracuję w sklepie, ot mały sklep spożywczy, główna sprzedaż to piwo i papierosy. Nierzadko się zdarza, że przychodzą do nas panowie chcący oddać butelki, więc ten widok nie jest dla mnie obcy. Tym razem jednak napiszę o innym panu, z tej samej kategorii spożycia/zużycia.
Było to dość rano, przyszedł niezbyt świeży klient z dużym plecakiem i poprosił o to żeby zalać mu gorącą wodą kubek z kawą. Ruchu nie było, pomyślałam że co mi szkodzi? Włączyłam czajnik i zalałam kawę sądząc, że pan zaraz sobie wyjdzie. On natomiast zaczął pić tą kawę na ladzie, mimo moich uprzejmych próśb by robił to na zewnątrz. Zaczął jeszcze nagabywać przychodzących klientów, i pomimo tego że stanowczo zażądałam by wyszedł zaśmiał się mi w twarz, i powiedział (nie cytuję, ponieważ dokładnie nie pamiętam):

- Ty mnie stąd wyrzucać nie będziesz, nie takie jak ty się załatwiało więc nie bądź taka mądra.

Mina mi zrzedła, i tym razem już o wiele mniej grzecznie kazałam panu wyjść w podskokach, jednocześnie szykując się do włączenia alarmu przewidzianego na takich delikwentów. Pan sklep opuścił niespiesznie, zostawiając za sobą smród i brud na podłodze, a mnie pozostał niesmak i przekonanie, że jeśli chcesz komuś pomóc, nawet odrobinkę, to zapewne karma odpłaci ci za to niekoniecznie pozytywnie.

osiedlowy sklep spożywczy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (389)

#9768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To może jeszcze jedno ze sklepu zoologiczno-wędkarskiego? ;)
Otóż ze mną na zmiane pracuje jeszcze dwoje właścicieli sklepu, historia jest o mojej pracodawczyni.

Otóż pewnego dnia przyszli do niej klienci, po to aby kupić myszkę, a muszę dodać że moja szefowa ma niskie ciśnienie, a co za tym idzie czasami bywa lekko zaspana. Rozmowa typowa, ale dodajmy że ma tu znaczenie co zostało powiedziane, a co zostało usłyszane.
[Klienci] Chcielibyśmy kupić myszkę.
[Ekspedientka] (lekko zaspana) A jaką myszkę państwo chcą?
[K] Myszkę dziewicę.
Moja szefowa lekko skonsternowana z pełną powagą patrzy na myszki i mówi.
[E] Wiedzą państwo... Ciężko będzie znaleźć myszkę dziewicę...
Klienci na chwile zastygli bo poważny ton mojej pracodawczyni wybił ich z rytmu, dopiero po chwili zaczęli się śmiać jak opętani.

Okazało się że chcieli "myszkę dziewczynkę" tylko sprzedawczyni źle usłyszała. W końcu dostali swoje zwierzątko, a my do dziś mamy anegdotę do opowiadania w pracy ;)

sklep zoologiczno-wędkarski

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 506 (646)

#9688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie zoologiczo-wędkarskim, a że jestem dość młoda i niekoniecznie brzydka, to panowie i panie przychodzący robić do mnie sklepu niejednokrotnie biorą mnie za kompletną blondynkę. Oto w jaki sposób potrafią to robić:

Pan, gdzieś po 50-tce. Przyszedł i zaczął się wymądrzać na temat pływających w akwariach rybek, a jako że miałam ojca akwarystę, a do tego już dłużej w swoim fachu pracuję znałam się lepiej niż taki co miał-kiedyś-akwarium-lata-temu. Pan na chwilę wyszedł, a potem wrócił uśmiechając się i wskazał na klatkę z myszkami.
[Klient] A kto u pani częściej kupuje te myszki? Chłopcy, czy dziewczynki?
[Ja] (przesłodzonym głosem) Właściciele węży.
[K] (obruszony) I tak beztrosko o tym pani mówi?!
[J] Ależ proszę pana, takie są prawa natury.
[K] A jakby tak ktoś tu przyszedł i mnie zabił?! To by było w porządku!?
[J] Ale węże zabijają tylko żeby zjeść, nie robią tego tak jak ludzie bez powodu.
[K] A jakby przyszedł tutaj wampir?! I chciał mi wypić krew? Przecież on też musi jeść!
Westchnęłam widząc że klient uparł się by udawać mądrzejszego, więc z pogodą ducha spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
[J] Ależ proszę pana, coś takiego jak wampiry nie istnieje. Ale gdyby wpadł tu tygrys, i by pana zjadł, to byłoby w porządku.
Facet zdębiał i wyszedł bez słowa.

sklep zoologiczno-wędkarski

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 409 (545)

1